16 lutego, 2010

Więcej praktycznej miłości

Dzisiejszy Dziennik Gazeta Prawna porusza kwestię lawinowego wzrostu samobójstw w naszym kraju. W zeszłym roku na swoje życie targnęło się niemal 5,9 tysięcy Polaków. Większość z nich niestety skutecznie.

 Statystyczny polski samobójca to mężczyzna mający problemy z pracą, nadużywający alkoholu i zdradzający objawy depresji. W 2009 roku aż 4839 takich mężczyzn dokonało zamachu na swoje życie i tylko tysiąc z nich zrobiło to nieskutecznie. Dla porównania, w tym samym okresie samobójczą śmiercią zmarło 645 kobiet. Polacy są od Polek słabsi psychicznie. Piją więcej alkoholu, częściej używają środków odurzających, są mniej religijni niż kobiety a do tego przy próbach samobójczych wybierają bardziej śmiertelne środki.

 Bezrobocie, narastające konflikty rodzinne, choroba. Wiele osób nie wytrzymuje już wyścigu szczurów, stresu i tempa życia. Nie ma przy tym żadnego klucza społecznego ani zawodowego. Na samobójstwo decydują się ludzie z rozmaitych środowisk; zarówno dobrze wykształceni jak i prości, ateiści i religijni, biedni i bogaci, z dużym bagażem doświadczeń życiowych ale i dzieci.

 Nie jest oczywiście największym problemem to, że ci ludzie w ogóle umierają, bo przecież wszyscy bez wyjątku któregoś dnia musimy odejść z tego świata. Rzecz w tym, że chociaż fizycznie można się zabić, to jednak ludzka dusza nadal żyje. Człowiek z chwilą śmierci fizycznej musi stanąć przed Bogiem, który odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez trwanie w dobrym uczynku dążą do chwały i czci, i nieśmiertelności, da żywot wieczny; tych zaś, którzy o uznanie dla siebie zabiegają i sprzeciwiają się prawdzie, a hołdują nieprawości, spotka gniew i pomsta [Rz 2,6–8].

 Samobójstwo jest tak straszne, bo jest zabójstwem samego siebie, a żaden zabójca nie ma w sobie żywota wiecznego [1Jn 3,15]. Dopóki człowiek żyje, jest szansa, że uwierzy w Jezusa Chrystusa i dostąpi odpuszczenia swoich grzechów, bo krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu [1Jn 1,7]. Nie ma takiego grzechu, którego Bóg nie mógłby odpuścić.

 Ażeby dostąpić Bożego usprawiedliwienia, trzeba jednak samemu wyznać Bogu swoje grzechy. Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości [1Jn 1,9]. Choćby nawet miało to być w ostatniej chwili życia, jak w przypadku jednego z ukrzyżowanych wraz Jezusem łotrów, takie wyznanie wzbudza łaskę Bożą. Kto zaś tego nie zrobił i umarł, już nie może wyznać ani swych grzechów, ani swej wiary w Jezusa. W tym tkwi istota tragizmu samobójstwa.

 Co wobec tego narastającego dramatu mogę i powinienem robić? Mam być wrażliwy na los napotykanych na mej drodze ludzi. Mam być wsłuchany w głos Ducha Świętego, by nie ominąć nikogo, komu Bóg chciałby przez moje świadectwo objawić Syna swego, Jezusa Chrystusa. Ginący ludzie potrzebują kogoś, kto okaże im zainteresowanie, praktyczną miłość i kto zapozna ich z Jezusem.

Bardzo jest mi przykro, że tak wielu moich rodaków popełnia samobójstwo. Wiem, że powinienem usilniej troszczyć się o ich zbawienie. Przecież Zbawiciel jest tak blisko...

14 komentarzy:

  1. Bracie Marianie, też czytałem ten straszny raport. I zrobiło mi się smutno.Wydaje mi się, że jedną z głównych przyczyn samobójstw jest "wyścig szczurów".Kiedyś znaliśmy go z opowiadań o Zachodzie i USA.Pogoń za mamoną,ziemskimi zaszczytami,ale i niemoralność, alkoholizm, narkotyki, powodują, że po krótkim, czy dłuższym czasie człowiek staje się osamotniony, wpada w depresję...nie potrafi sobie poradzić z sobą.Zamyka się w sobie jak w skorupie i coraz częściej ulega podszeptom złego...zrób to, po co ci żyć.My chrześcijanie powinniśmy bardziej obserwować innych ludzi i kiedy trzeba spróbować im pomóc- może to pomoże!.Każdy uratowany - to szczęście w Niebie!
    Serdecznie pozdrawiam -Tadeusz.
    P.S.Dzisiaj człowiek musi być naprawdę mocny psychicznie, widzę to po młodych ludziach, którzy z byle powodu się załamują.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba po prostu musi mieć wiarę w Chrystusa i pokój z niej płynący. Bez tego, opierając się na ziemskich nadziejach, doświadczając trosk i rozczarowań łatwo o pokuse ucieczki od nich do nikąd (tak przynajmniej wydaje się tym nieszczęśnikom).

    OdpowiedzUsuń
  3. Niedawno byłem na pogrzebie kolegi z pracy, który odebrał sobie życie. A ksiądz modli się:"przyjmij swego sługę do Siebie.." Co za koszmar! Myślałem wtedy: czy ci ludzie w to wierzą? Czy naprawdę myślą, że Bóg przyjmie każdego, bo gdzieś, kiedyś ochrzczono go i przed smiercią (a nawet po!) otrzymał sakramenty? Koszmar,w jakiej niewiedzy zyje nasz naród.
    Pozdrawiam
    waldek

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z Waldkiem (może taką nie do końca wyrażoną przez niego myślą), że musimy robić co w naszej mocy, w modlitwie i aktywnym działaniu, aby być światłem dla naszego narodu :).

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdgrzeszyliście swoje sumienia wyrażając troskę modlitewną? I co z tego? Co to pomoże kolejnym osobom, sfrustrowanym brakiem pracy, a za tym pieniedzy na zycie, opłaty itd.
    O, jakże współczesny Kościół tak sie "uduchowił" że wszystko potrafi poprawnie religijnie skomentowac na bazie Pisma, ale nijak praktycznie pomoc ludziom w depresji.
    Człowiekowi, który stracił prace, jest po 50-tce (bez wiekszych szans na inna prace) zapewnienie, że Jezus go kocha.... doprawdy jest jak woda na młyn do szybszej decyzji o samobojstwie, wszak zbawiony-trafi do nieba....gdzie przynajmniej nie bedzie sie juz martwił o nic.
    A jesli przyczyni sie do tego wierzący szef firmy...? Tzn. do frustracji i decyzji o szybszym spotkaniu z Bogiem...? To dopiero zasługa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy, jeżeli potrzebujesz pomocy - a tak odczytuję Twój wpis - napisz do mnie na nawyspy@gmail.com, zobaczymy co da się praktycznie zrobić w tej sprawie, dobrze? Z jakiego miejsca w Polsce jesteś?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ze zgrozą czytam słowa pana Biernackiego. Przeszedłem bardzo ciężką formę depresji. Większość samobójstw popełniają ludzie dotknięci tą straszną chorobą. Najgorsze w czasie choroby jest to, ze chory nie ma nadzie na wyzdrowienie. Tęsknota za śmiercią jako za wyzwoleniem z tego koszmaru jest nie do przezwyciężenia."Samobójstwo jest tak straszne, bo jest zabójstwem samego siebie, a żaden zabójca nie ma w sobie żywota wiecznego". Zgroza mnie ogarnia, gdy czytam podobne brednie. Ginący ludzie nie potrzebują Jezusa tylko sprawnie działającej opieki psychiatrycznej, dobrze wykształconych lekarzy i nowoczesnego leczenia. I myślącego, a nie otumanionego religią społeczeństwa, w którym chorzy psychicznie są stygmatyzowani. Oprócz zapału religijnego polecam szanownemu kaznodziei zapoznanie się z tematem zanim zabierze się do pisania na tak poważny temat.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jacku, absolutnie nie mogę się z tobą zgodzić.Mam już swoje lata(blisko 60-tki) i też wydawało mi się przez całe lata, że Bóg, Pismo Święte, Jezus Chrystus, to są jakieś brednie i do niczego mi to nie jest potrzebne.Uważałem, że psycholodzy, terapeuci, czy inni specjaliści, potrafią uleczyć wszelkie depresje, załamania, czy inne choroby psychiczne.Ale kiedy uwierzyłem w żywego Boga, poznałem wielu ludzi, którzy,kiedy poszli za Jezusem, przy wsparciu braci i sióstr pokonali choroby.Dzisiaj są to naprawdę radosne osoby
    P.S.Jacku, proszę o więcej szacunku do Brata Mariana, a mniej sarkazmu i cynizmu przenikającego z Twojego wpisu.

    OdpowiedzUsuń
  9. W Stanach Zjednoczonych działają chrześćjańscy uzdrowiciele. Jeden z nich prowadzi "Krucjatę cudów". Zaleca cukrzykom odstawienie insuliny, a chorym na raka zaprzestanie chemioterapii - wszyscy natomiast mają wspólnie modlić się o cud. Też Tadeuszu popierasz ten rodzaj grupowej terapii leczenia modlitwą?

    OdpowiedzUsuń
  10. Z tego co piszesz bije wielkie zgorzknienie i wierzę, że nie jest ono bez przyczyny. Ale wierzę też, że nie jest Ci z tym dobrze. A żeby z tego zgorzknienia wyjść nie ma innego sposobu jak uwierzyć w Jezusa i narodzić się na nowo. Tylko jeżeli wierzymy i stajemy przed Nim w pokorze i uznaniu własnej grzeszności możemy liczyć na wysłuchanie i ponadnaturalne działanie boskie, czyli cud. Pan jest także Panem medycyny i równie dobrze może nią się posłużyć i za jej pomocą odpowidzieć na modlitwy zanoszone z wiarą.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję Jarku za odpowiedź na mój komentarz Jacka.Nic dodać, nic ująć.

    OdpowiedzUsuń
  12. "Religia zdołała skutecznie przekonać ludzi, że jest sobie pewien niewidzialny człowiek-gdzieś tam w niebie-który pilnie baczy na wszystko, co robisz, i obserwuje cię każdej minuty i każdego dnia. Ów człowiek ma specjalną listę, na której jest wypisanych dziesięć rzeczy, których on nie chce, żebyś robił. A jeśli zrobisz którąś z tych rzeczy, to ma także specjalne miejsce, pełne dymu i ognia i płomieni i tortur i męczarni, gdzie wyśle cię, byś trwał tam i cierpiał i smażył się, i krztusił, i męczył aż po wieczność... Ale ten człowiek cię kocha!" George Carlin

    OdpowiedzUsuń
  13. Mylisz się Jarku uważając mnie za człowieka zgorzkniałego. Jestem bardzo pogodnym i szczęśliwym ateistą. To nie zgorzknienie, ale zdumienie wyziera z moich słów. Zdumienie, że są ludzie, którzy akceptują działalność takich kaznodziei-szarlatanów.
    Jak większość chrześcjan uważasz, że masz monopol na jedynie słuszną prawdę. Nie zastanowiłeś się nad tym, iż to czysty przypadek sprawił, że wyznajesz tę właśnie wiarę? Gdybyś urodził się w Indiach wyznawałbyś pewnie jakąś odmianę hinuizmu, urodzony w rodzinie żydowskiej wyznawałbyś judaizm, w starożytnej Grecji padałbyś na kolana przed Zeusem, w Egipcie przed Ra, w Skandynawi przed Torem i tak dalej ad infinitum. Wierz mi, iż nie odczuwam żadnej potrzeby urodzenia się na nowo i wiara nie jest dla mnie conditio sine qua non dla prowadzenia spełnionego i szczęśliwego życia. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Cóż, Jacku, to prawda, że są ludzie, którzy nie widzą potrzeby narodzenia na nowo i być może Ty do nich należysz i być może Bóg nigdy Cię nie dotknie i tak pozostanie. Ale może być inaczej, jeżeli tylko On zechce odmienić Twoje serce. Masz rację, że RELIGIA nauczyła wielu ludzi rzeczy o których piszesz, że dali się oni przekonać ludzkim naukom do takiego właśnie obrazu Boga. Zmienia się on radykalnie pod dotknięciem Pana, bo nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i żywą wiarą. Ja również urodziłem się jako wyznawca jednej z tych RELIGII, o których piszesz i to urodzenie się nie ma żadnego znaczenia w momencie, gdy objawia Ci się Bóg, kiedy przekonuje Cię o Prawdzie, Miłości i Zbawieniu. Tak naprawdę doskonale ująłeś sens narodzenia się na nowo. To objawienie dzieje się najczęściej poprzez innych ludzi, dzielących się z nami żywą wiarą, ale także przez ponadnaturalne działanie Ducha Świętego, objawiającego ludziom Prawdę tam, gdzie nie mogą się oni zetknąć z Dobrą Nowiną w inny sposób. Zdarza się to np. współcześnie w krajach islamskich. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń