Na okoliczność zaostrzającej się kampanii prezydenckiej pozwolę sobie dziś wspomnieć pewne mroczne wydarzenie dokładnie sprzed siedemdziesięciu sześciu lat. Otóż w nocy z 29 na 30 czerwca 1934 roku w Niemczech została przeprowadzona akcja pod nazwą "Noc długich noży" (niem. Nacht der langen Messer), polegająca na schwytaniu i wymordowania przeciwników Adolfa Hitlera.
Najogólniej rzecz ujmując, chodziło o to, że 2,5 milionowa organizacja zwana Oddziały Szturmowe (niem. Sturmabteilung, w skrócie SA) pod przywództwem Ernsta Röhma zaczęła być postrzegana jako opozycja w stosunku do politycznego kursu Hitlera i taką w rzeczywistości była.
Władza Röhma i jego paramilitarna organizacja spędzały sen z powiek jego rywalom, popierającym Hitlera. Sfabrykowano więc dowody na to, że Francja zapłaciła Röhmowi 12 milionów marek niemieckich za próbę obalenia Hitlera. Himmler organizujący już własną jednostkę paramilitarną SS (Schutzstaffel), zaprezentował te "dowody" Hitlerowi, rozpalając w nim podejrzenie, że Röhm chciał użyć SA, by wprowadzić ten plan w życie. Wódz zareagował natychmiast.
Tej tragicznej nocy SS i wojsko zajęły główną siedzibę dowództwa SA i aresztowały Ernsta Röhma. W następnych godzinach zatrzymano również innych przywódców SA. Wielu z nich zostało rozstrzelanych na miejscu. Z początku wydawało się, że Hitler zamierza ułaskawić Röhma, ale w końcu zdecydował i o jego egzekucji. Oficjalnie mówi się o siedemdziesięciu siedmiu zabitych w Noc długich noży, choć mogło ich być nawet czterysta. Tak oto rozprawiono się z opozycją w nazistowskich Niemczech.
Na szczęście żyjemy w innym kraju i w innych czasach. Zastanawiam się jednak, jak postąpiliby rywale stojący na przeciwleglych biegunach kampanii prezydenckiej, gdyby znajdowali się w tamtych okolicznościach i mieli władzę podobną do tej, jaką miał Hitler? Czy padające dziś słowa o ostrej walce i "pójściu na noże" nie nabrałyby bardziej realnych kształtów?
Jeszcze bardziej niepokoi mnie nastawienie do ludzi myślących inaczej w środowisku kościelnym. Czyż nie jest dziwne, że apostoł Paweł był w większym niebezpieczeństwie od strony religijnych Żydów, niż od rzymskiego okupanta? Czy w przypadku uzyskania większej władzy i pewności całkowitego uniknięcia konsekwencji jakichkolwiek posunięć, niechęć do braci myślących inaczej pozostałaby w nas na cywilizowanym poziomie, czy także zaowocowałaby bardziej radykalnymi rozwiązaniami?
Jezus uświadomił nam, że noszenie w sercu złych emocji przeciwko bliźniemu jest bardzo niebezpieczne i w konsekwencji prowadzi do złego postępowania. Słyszeliście, iż powiedziano przodkom: Nie będziesz zabijał, a kto by zabił, pójdzie pod sąd. A Ja wam powiadam, że każdy, kto się gniewa na brata swego, pójdzie pod sąd [Mt 5,21–22].
Gdy kogoś nie lubimy, ustawicznie gniewamy się i całymi dniami pielęgnujemy złe myśli o nim, to nieświadomie w sferze duchowej stajemy się jego zabójcą. Nawiasem mówiąc, wielu nie wyrządziło fizycznej krzywdy swoim oponentom tylko dlatego, że powstrzymuje ich lęk przed konsekwencjami. Fanatycy narodowego socjalizmu w Niemczech w 1934 roku już tej obawy nie mieli, urządzili więc swoim adwersarzom Noc długich noży.
Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie; niech słońce nie zachodzi nad gniewem waszym, nie dawajcie diabłu przystępu [Ef 4,26–27]. Pamiętajmy, że osoby myślące inaczej nim my, niezmiennie są naszymi bliźnimi i mają prawo być inne. A jeśli do tego są naszymi braćmi w Chrystusie, to z naszej strony szczególnie mają prawo spodziewać się zrozumienia i wspaniałomyślności, a nie długiego noża.
Wiele razy trudno jest uznać racje innych. A jeśli jeszcze ma się władzę, to tym bardziej.Ile jest niesnasek, a nawet niechęci, czy wręcz nienawiści pomiędzy liderami kościołów różnych denominacji protestanckich.Przywołuję ten przykład "z naszego podwórka", bo czasem mi się wydaje, że niektórzy też by sobie marzyli o "nocy długich noży...
OdpowiedzUsuń