28 kwietnia, 2015

NOWE ŻYCIE na Olszynce

Na okoliczność dziewiętnastej rocznicy powstania Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE postanowiłem opowiedzieć przed kamerą o naszej nowej siedzibie i wielkim zadaniu, jakiego w związku z tym miejscem się podjęliśmy.

Zapraszam do obejrzenia 13,5 minutowego materiału i polecam NOWE ŻYCIE na Olszynce Waszym modlitwom.

https://www.youtube.com/watch?v=tuyA01Lep30&feature=youtu.be

Tegorocznym priorytetem wspólnoty Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE w Gdańsku jest remont zdewastowanego budynku dawnej wozowni i urządzenie w nim przestronnej sali spotkań.

24 kwietnia, 2015

Tajemnicze gesty

Dzisiejsza zawartość skrzynki pocztowej
Od dłuższego już czasu w skrzynce pocztowej zawieszonej przy bramie wjazdowej do Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE na Olszynce znajduję dość intrygujące „przesyłki”. Z grubsza wiem nawet, że ich „dostawcą” jest mężczyzna w średnim wieku. Podchodzi do skrzynki, rozgląda się, wyciąga małe zawiniątko i wrzuca do naszej skrzynki. Jak do tej pory najczęściej jest to połowa orzecha włoskiego bez skorupy w torebce foliowej lub cukierek. Dziś znalazłem w skrzynce batonik i cukierek czekoladowy.

Jak rozumieć te tajemnicze sygnały ze strony Nieznajomego? Nie po raz pierwszy spotykam się z dziwnym zachowaniem w stosunku do siedziby zboru. Bywało, że dość regularnie musiałem rano czyścić klamki  zajmowanego przez zbór budynku, umazane ludzkimi odchodami. Zdarzały się wybite szyby, rozmaite napisy, a nawet odwrócony krzyż, wydrapany czymś ostrym na dużym szyldzie zboru. Spotykając się z różnego rodzaju aktami niechęci, nie byłem zdziwiony. Pan bowiem powiedział: Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi [Jn 15,19]. Nie zdziwię się, gdy znowu spotka nas coś podobnie przykrego. Jak jednak mam rozumieć tajemnicze - choć na swój sposób miłe - gesty spotykające nas na Olszynce?
Choroba psychiczna? Nieśmiała forma wyrażenia zadowolenia z naszej obecności na Olszynce? Niespełniona potrzeba obdarowywania? „Nagroda” za ratowanie zabytkowego dworu? Naraziłbym się na śmieszność, gdybym próbował wyjaśniać, co znaczy cukierek wrzucony do zborowej skrzynki. Chcę jedynie zauważyć, że przyjazne gesty są nieraz bardziej intrygujące, niż akty wrogości.

Wiele niezrozumiałych rzeczy dzieje się wokół nas. Przyjmuję to z pokorą. Nawet biblijny Salomon  przyznał się, że nie wszystko ogarnia. Trzy rzeczy są niezrozumiałe dla mnie, owszem cztery, których nie pojmuję: Szlak orła na niebie, droga węża na skale, droga okrętu na pełnym morzu i obcowanie mężczyzny z kobietą [Prz 30,18-19]. Ja też nie rozumiem dlaczego nieznany człowiek przynosi do naszej skrzynki wspomniane wiktuały?

Jest to wszakże - przyznajcie - taki rodzaj niewiedzy, który pobudza wyobraźnię…

21 kwietnia, 2015

Po co nam większa sala spotkań?

Czy warto to miejsce przywracać do życia?
Wczoraj wieczorem przeczytałem, że w Holandii podjęto decyzję o zamknięciu około tysiąca świątyń katolickich. Wypełnione niegdyś po brzegi, dziś świecą pustkami. Holendrom nie chce się już chodzić do kościoła. Od dawna sami nie żyli sprawami swojej wiary i nikogo do niej nie zachęcali. Śmierć takich parafii była więc do przewidzenia. Ceremonie, obrzędy i choćby najpiękniejsze ozdoby, nie są w stanie zastąpić życia. Taki koniec czeka każdą wspólnotę, której członkowie nie mają w sobie życia Bożego.

Myślę o tym od rana w kontekście dzisiejszej rocznicy narodzin Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE w Gdańsku.  21 kwietnia 1996 roku zapoczątkowaliśmy  służbę Bożą w nowym punkcie naszego  miasta. Opuściliśmy wygodne ławki macierzystego zboru z poczuciem wielkiej misji. Pragnęliśmy głosić ewangelię, doprowadzać ludzi do posłuszeństwa wiary i samemu mocno stać na gruncie Słowa Bożego! Takie priorytety teoretycznie mamy w naszym środowisku do dziś. A jak wygląda to praktycznie?

Po dziewiętnastu latach istnienia zboru trzeba nam w świeży sposób pomyśleć o ewangelizacji. Mamy już swój adres w mieście i stabilne warunki do działalności misyjnej. Możemy na różne sposoby pomagać ludziom i prezentować im drogę zbawienia. Czy jednak nosimy w sercach takie pragnienie? Czy wciąż chce nam się być ratownikami dusz? Przecież nie jesteśmy holenderską wspólnotą katolicką. Swego czasu narodziliśmy się na nowo i zostaliśmy napełnieni Duchem Świętym. Jakie ma to znaczenie dzisiaj, gdy minęły lata od tamtych ekscytujących przeżyć?

Nie mam zamiaru roztrząsać dzisiaj stanu duchowego poszczególnych członków naszego zboru. Aż nadto mam o czym tu myśleć w odniesieniu do samego siebie. Jedno jest jasne. Chciałbym za parę lat za apostołem Pawłem mieć do kogo napisać: wszak ja was zrodziłem przez ewangelię w Chrystusie Jezusie [1Ko 4,15].  Bez rodzenia się nowych dzieci w naszej duchowej rodzinie budowana na Olszynce sala spotkań będzie za kilkanaście lat – podobnie jak wspomniane na początku świątynie w Holandii – świecić pustkami.

Czy naprawdę nie grozi to naszemu zborowi? Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na Olszynce, gdy przyjdzie? Jezus Chrystus godzien jest tego, abym każdego dnia starał się komuś o Nim opowiedzieć.

18 kwietnia, 2015

Pomoc Pana

W oczekiwaniu na murarzy
Mijający tydzień wypełniony był intensywnymi pracami przygotowawczymi do prac murarskich przy adaptacji starego budynku gospodarczego na salę spotkań Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Mam tu przywilej współudziału w wierze i w służbie wielu wspaniałych braci i sióstr w Chrystusie. Razem zmagamy się z przeciwnościami i razem cieszymy się ze zwycięstw. Kilku naszych braci, mimo uciążliwej, wietrznej pogody, ciężko pracowało w tych dniach, by zdążyć z rozbiórką części murów, które wymagają przemurowania. Dziś rano bowiem, z oddalonych o siedemset kilometrów wiosek Ewangelicznej Wspólnoty Zielonoświątkowej wyruszyło siedmiu braci murarzy, aby w nadchodzącym tygodniu wspomóc nas w dziele, któremu sami nie jesteśmy w stanie sprostać. Na naszej budowie trzeba teraz sporego wysiłku i kunsztu murarskiego.

Czy w Gdańsku nie ma dobrych murarzy, żeby trzeba było sprowadzać ich aż z Bieszczad? Owszem są, ale my modliliśmy się o wolontariuszy. Nie mamy pieniędzy na zlecenie naszej budowy firmie budowlanej. Mamy marzenie, żeby tego dzieła dokonać tak, aby pod każdym względem Bóg miał z niego chwałę.

Jestem szczerze wzruszony. To, co się nam przydarza, po raz kolejny ożywia we mnie słowa Pisma Świętego: Nie bójcie się, wytrwajcie, a zobaczycie pomoc Pana, której udzieli wam dzisiaj! [2Mo 14,13]. To Słowo Boże, które już bardzo pokrzepiło mnie w ciężkich zmaganiach blisko dwa lata temu, powraca w konkretnym działaniu. Tydzień temu przyjechało do pracy na tydzień czterech braci z Litwy. Na początku maja zapowiedziała się ekipa pięciu mężczyzn z Palowic i pięciu ze Stanów Zjednoczonych. Już dzisiaj widzę pomoc Pana. Wierzę, że przy naszym oddaniu i zaangażowaniu w dzieło Boże na Olszynce, będziemy ją nadal oglądać.

Niech ten przykład pomocy Pana pokrzepi dziś i ciebie. Jeżeli tylko jesteś chrześcijaninem, tj. narodzonym na nowo, szczerym i oddanym naśladowcą Jezusa Chrystusa, możesz liczyć na Pana. On w twojej słabości i biedzie nie zostawi cię na pastwę losu. Wierz, a zobaczysz pomoc Pana.

16 kwietnia, 2015

Zobaczyć

Jeszcze nie wiem, jak wygląda. Jeszcze nie miałem możliwości choćby zaocznego kontaktu, a już popłakałem się z radości. Moja córka, Katarzyna, urodziła dziś córeczkę. Mając na uwadze, jak bardzo od lat jej pragnęła, cieszę się ogromnie, wdzięczny Bogu za dar nowego życia w naszej rodzinie. Przez ostatnie dwanaście lat byłem dziadkiem wspaniałego wnuka, Jakuba. Od dziś – błogosławiony niech będzie Pan!  - mam też wnuczkę, Anastazję.

Dziwne. Mija zaledwie parę godzin od narodzin tej niezwykłej dla mnie dziewczynki, a już nie mogę się doczekać, kiedy ją zobaczę. Dystans trzystu kilometrów i obowiązki tworzenia warunków dla nowego życia na Olszynce, nie pozwalają na spotkanie od razu. Serce jednak ekscytuje się i drży. Już wkrótce się z nimi zobaczę.

Narastające, silne pragnienie spotkania budzi we mnie myśl o zbliżającej się chwili, gdy zobaczę mojego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Tego miłujecie, chociaż go nie widzieliście, wierzycie w niego, choć go teraz nie widzicie, i weselicie się radością niewysłowioną i chwalebną, osiągając cel wiary, zbawienie dusz [1Pt 1,8-9]. W tych natchnionych słowach wyczuwa się radosne drżenie serc pierwszych chrześcijan. Jeszcze Pana nie widzieli, a już cieszyli się na myśl o tym, że wkrótce Go zobaczą.

Zawstydzam się przyjemnie. Dzięki Anastazji odnajduję w sobie świadomość miłości, która jeszcze nie widzi, a już się weseli. Miłuję Pana Jezusa, chociaż Go nie widziałem. Najszczerzej więc, jak tylko potrafię, powtarzam za Hiobem: Tak! Ja sam ujrzę go i moje oczy zobaczą go, nie kto inny. Moje nerki zanikają we mnie za tym tęskniąc [Jb 19,27].

14 kwietnia, 2015

Błogosławiony brak powiązań

Los człowieka często bywa dość ściśle uzależniony od jego powiązań. Spotyka nas albo dobro, albo zło, stosownie do tego, z kim wcześniej byliśmy związani. Ważne, żeby w porę to rozpoznać. Dla przykładu, związana z III Rzeszą część Gdańszczan w 1945 roku przekonała się na własnej skórze, jak bardzo w pewnym momencie mogą zaciążyć człowiekowi związki, które wcześniej zdawały się być bardzo korzystne.

Pod koniec księgi Objawienia św. Jana znajdujemy bardzo ważne proroctwo dotyczące upadku światowego systemu religijno-politycznego tj. odstępczego kościoła, nazywanego w Biblii Wielkim Babilonem. Powaga tego proroctwa dotyczy nie tylko zbliżającego się upadku samego Babilonu. Zapowiada ono również straszne rozczarowanie dla wszystkich ludzi z owym Wielkim Babilonem powiązanych. I zapłaczą nad nim, i smucić się będą królowie ziemi, którzy z nim  wszeteczeństwo uprawiali i rozkoszy zażywali, gdy ujrzą dym jego pożaru. Z dala stać będą ze strachu przed jego męką, mówiąc: Biada, biada tobie, miasto wielkie, Babilonie, miasto potężne, gdyż w jednej godzinie nastał twój sąd. I kupcy ziemi płakać będą i smucić się nad nim, bo już nikt nie kupuje od nich towaru […] i życia ludzkiego. […] Kupcy handlujący nimi, wzbogaciwszy się na nim, z dala stać będą ze strachu przed jego męką, płacząc i narzekając tymi słowy: Biada, biada, miasto wielkie, przyodziane w bisior i w purpurę, i w szkarłat, przyozdobione w złoto i drogie kamienie, i perły; w jednej godzinie zniweczone zostało tak wielkie bogactwo! […] I sypali proch na głowy swoje, a płacząc i narzekając, krzyczeli: Biada, biada, miasto wielkie, na którego skarbach wzbogacili się wszyscy właściciele okrętów morskich! W jednej godzinie spustoszone zostało! [Obj 18,9-19].

Przy uważnej lekturze Pisma Świętego staje się jasne, że powyższe słowa zapowiadają kres systemu religijnego o światowym zasięgu, powiązanego z władzą i biznesem, wywierającego wpływ na politykę, kształtującego kulturę i sposób myślenia całych społeczeństw. Jaka organizacja o zasięgu światowym kojarzy się z opisem 17. i 18. rozdziału księgi Objawienia?

Pozostawiając to osobistemu rozeznaniu Czytelnika chcę wszakże przy tej okazji zgłosić jedną uwagę dotyczącą niektórych środowisk mniejszościowych, a zwłaszcza przedstawicieli tzw. ruchu nowo apostolskiego. Jak wiadomo, żywią oni przekonanie, jakoby miało być wolą Bożą, ażeby ewangelicznie wierzący chrześcijanie budowali na ziemi Królestwo Boże, poprzez wpływanie na kluczowe ośrodki władzy, biznesu i kultury. Wierząc tak, zwracają się ku światowej religii i jej hierarchom, uznając ich za braci i siostry w Chrystusie. Proszę zauważyć, że przecież owi hierarchowie już zbudowali w tym sensie „Królestwo Boże” na ziemi. Mają prawie nieograniczony wpływ na społeczeństwo. Niemal w każdej gminie decydują kto, co, gdzie i kiedy. Jeżeli więc słuszne jest to, co ruch nowo apostolski uznaje za swoje powołanie – to po cóż wyważać już otwarte drzwi? Po co mozolić się przez lata, by wypracowywać coś, co „bracia biskupi” już dawno osiągnęli?  Wystarczy przyłączyć się do kościoła rzymskokatolickiego i mieć ten upragniony wpływ, i mieć tak pożądany dostęp do tłumów.

Zdaje się, że niektórzy pastorzy podjęli już taki trop. Coraz swobodniej brylują po religijnych salonach i coraz częściej są tam zapraszani. Sam najważniejszy na świecie biskup niedawno powiedział tak wiele ciepłych słów pod adresem braci „odłączonych”, że aż mu pociekło po brodzie, a niektórym zielonoświątkowcom nagle zrobiło się bardzo blisko na niejedną plebanię.  Tymczasem Biblia kategorycznie każe prawdziwym chrześcijanom oddzielić się od Wielkiego Babilonu, gdyż winem szaleństwa jego nierządu zostały upojone wszystkie narody, królowie ziemi uprawiali z nim nierząd, a kupcy ziemi wzbogacili się na mocy jego przepychu. I usłyszałem inny głos z nieba mówiący: Wyjdźcie z niego, mój ludu abyście nie byli uczestnikami jego grzechów i abyście nie otrzymali z jego klęsk, gdyż jego grzechy nałożyły się [na siebie] aż [dosięgły] nieba i Bóg wspomniał na jego niesprawiedliwe [czyny]. Oddajcie mu tak, jak on oddawał, i podwójcie odpłatę według jego uczynków — w kielichu, w którym mieszał, zmieszajcie mu podwójnie. Ile się sam wychwalał i rozkoszował przepychem, tyle zadajcie mu udręki i bólu, gdyż mówi w swoim sercu: Siedzę jak królowa, nie jestem wdową, bólu na pewno nie zobaczę [Obj 18,3-7 wg przekładu NP].

Dlaczego Słowo Boże wzywa do zerwania ze światowym systemem religijno-politycznym? Skąd ten radykalizm w oddzieleniu się od fałszywego kościoła? Trzeba odciąć się, by - po pierwsze - nie uczestniczyć w jego grzechach. Po drugie, należy w porę odciąć się od Wielkiego Babilonu, by nie otrzymać z jego klęsk. Po trzecie, odłączenie jest konieczne, aby być przyjętym do grona dzieci Bożych. Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nieczystego się nie dotykajcie; A ja przyjmę was i będę wam Ojcem, a wy będziecie mi synami i córkami, mówi Pan Wszechmogący [2Ko 6,17-18]. Wreszcie, trzeba nam być wolnym od jakichkolwiek powiązań z ogólnoświatowym systemem religijnym, by nie zostać uznanym za nieprzyjaciela Bożego. Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga [Jk 4,4]. Wyrok na Wielką Nierządnicę został wydany i wykonanie wyroku ogłoszone! Kto daje wiarę Słowu Bożemu, ten rozumie, jak ważne jest, by w obliczu nadchodzącego sądu Bożego ze światową religią nie mieć żadnych powiązań.

Wielka Nierządnica lubi przyjemności i to pod każdą postacią. Sobór w Konstancji obsługiwało podobno aż osiemset nierządnic. Bogato zdobione wnętrza, komfortowe warunki życia, wykwintne pokarmy, dobra muzyka, różnorodna rozrywka. Jednym słowem -  mekka hedonizmu. Biblia ujawnia, że religia to także ogromny biznes. Miliony ludzi na świecie całkiem nieźle sobie żyje z obsługi kultu religijnego. Tak było od zawsze. W Dziejach Apostolskich czytamy o  korzyściach z kultu Artemidy zagrożonych rodzącą się wiarą w Jezusa Chrystusa. W owym czasie powstała niemała wrzawa z powodu drogi Pańskiej. Albowiem pewien złotnik, imieniem Demetriusz, który wyrabiał srebrne świątynki Artemidy i zapewniał rzemieślnikom niemały zarobek, zebrał ich oraz robotników podobnego rzemiosła i rzekł: Mężowie, wiecie, że z tego rzemiosła mamy nasz dobrobyt; widzicie też i słyszycie, że ten Paweł nie tylko w Efezie, lecz nieomal w całej Azji namówił i zjednał sobie wiele ludzi, mówiąc, że nie są bogami ci, którzy są rękami zrobieni. Zagraża nam tedy niebezpieczeństwo, że nie tylko nasz zawód pójdzie w poniewierkę, lecz również świątynia wielkiej bogini Artemidy będzie poczytana za nic, i że ta, którą czci cała Azja i świat cały, może być odarta z majestatu. A gdy to usłyszeli, unieśli się gniewem i krzyczeli, mówiąc: Wielka jest Artemida Efeska [Dz 19,23-28]. Tak jest. Wielki Babilon daje milionom ludzi możliwość dobrego zarobku. Swego czasu pewien muzyk chrześcijański „oświecił” mnie dlaczego koncertuje w kościołach katolickich. Oni po prostu dobrze płacą za występ. U nas miałby grać za niewiele ponad zwrot kosztów podróży.

Biblia zapowiada, że wszyscy, których dziś do Wielkiego Babilonu wabi zarobek, cielesna przyjemność, przepych i bogactwo, dobre jedzenie i lukratywne interesy, wszyscy oni pewnego dnia przeżyją potworny wstrząs. Wraz z upadkiem Babilonu zwali się im całe życie. Nadchodzi koniec religijnego eldorado. I nie usłyszą już w tobie głosu harfiarzy ani muzyków, flecistów ani trębaczy, nie znajdą też żadnego rzemieślnika jakiegokolwiek rzemiosła, ani już nie usłyszą w tobie odgłosów z młyna; i nie zabłyśnie już w tobie światło lampy, nie usłyszą już w tobie głosu pana młodego ani pani młodej; gdyż twoi kupcy byli możnymi ziemi, gdyż twoimi czarami zostały zwiedzione wszystkie narody. W nim też znaleziono krew proroków i świętych, i wszystkich zabitych na ziemi [Obj 18,22-24]. Flirtowanie z religią, władzą i polityką musi się skończyć tragicznie.

Kto nie odczuje przykrości z powodu upadku Wielkiego Babilonu? Kto w dniu sądu nad światową religią będzie całkowicie bezpieczny i szczęśliwy? Rozwesel się nad nim, niebo i święci, apostołowie i prorocy, gdyż Bóg rozstrzygnął na jego szkodę wasz pozew przeciw niemu [Obj 18,20]. Prawdziwa wiara w Jezusa Chrystusa daje nam ogromny atut na czas sądu nad Babilonem. Będziemy bezpieczni, ponieważ nie mamy z nim żadnych powiązań. Kuszonych rozkoszami seksualnymi chroni nakaz Słowa Bożego: Uciekajcie przed wszeteczeństwem [1Ko 6,18]. Wabionych przepychem, pouczenie: Skromność wasza niech będzie znana wszystkim ludziom: Pan jest blisko [Flp 4,5]. Wiara wygasza w nas także nastawienie na dochodowy biznes. I rzeczywiście, pobożność jest wielkim zyskiem, jeżeli jest połączona z poprzestawaniem na małym. Albowiem niczego na świat nie przynieśliśmy, dlatego też niczego wynieść nie możemy. Jeżeli zatem mamy wyżywienie i odzież, poprzestawajmy na tym. A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie [1Tm 6,6-9].

Dzięki posłuszeństwu Słowu Bożemu prawdziwi chrześcijanie nie wchodzą w żadne układy z niebiblijną religią. Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? [2Ko 6,16]. Żyjemy w błogosławionym stanie braku jakichkolwiek powiązań z Wielkim Babilonem. Jesteśmy od niego duchowo oddzieleni. Także dlatego, żeby światu dawać czytelne świadectwo wiary. Strzeżemy granic ewangelii Chrystusowej, by do owego ośrodka wielkiego zamieszania i synkretyzmu religijnego - nie daj Boże - nie dokładać i swojej cegiełki.

W tym kontekście doznaję ostatnio wielkiego smutku. Babilon rozdaje zaszczyty, a niektórzy ludzie ewangelicznie wierzący łaszą się na nie i je przyjmują. Łudzą się, że wpuszczeni na polityczno-religijne salony świata będą mogli być tam głosem Bożym. Czyżby tego nie dostrzegali, że Wielki Babilon to system, którego nie da się zmienić?! Biblia mówi, że upadnie. Kropka. Proponując nam wspólne spotkania i budowanie jedności, chce nas zwabić i pociągnąć za sobą w otchłań. Trzeba nam zdawać sobie z tego sprawę i utrzymać granice, których przekraczać nie wolno. Brak powiązań i współpracy w tym przypadku jest błogosławieństwem, a nie ujmą.

Pozwólcie, że zakończę prostą ilustracją. Miałeś skromne mieszkanie, niewielkie zarobki i ciche życie. Pojawił się jednak bardzo bogaty człowiek z kuszącą propozycją dla Ciebie. Od razu przeskoczyłeś o kilka poziomów wyżej. Teraz dowiadujesz się, że ten człowiek robi czarne interesy i zaczyna się nim interesować prokuratura. Czy dalej spokojnie będziesz pokazywał się z nim na mieście i korzystał z jego bogactwa?  O, nie! Co robisz? Zmywasz się czym prędzej i odcinasz się od niego, bo nie chcesz razem z nim trafić do więzienia. Tak jak ważne jest, by mieć silne związki z kimś dobrym, tak też nie mniej jest ważne, by nie mieć żadnych powiązań z kimś złym.

Wiążąc się z kimś lub czymś, należy brać pod uwagę, jakie z tego powiązania mamy perspektywy na przyszłość. Biblia mówi, że na pewno przyszłość nie należy do Wielkiego Babilonu. A do kogo?  Więc z Nim się zwiążmy na całego! Ten związek nam wystarczy na wieki wieków. Ratujcie się spośród tego pokolenia przewrotnego [Dz 2,40].

05 kwietnia, 2015

Tobie mówię: Wstań!

Dzisiejsze miasteczko Nain
Gdy słuchamy dobrego kazania, to dość często przychodzą nam na  myśl osoby, które naszym zdaniem powinny tego posłuchać. Rodzicie tak myślą o dzieciach, starsi o młodzieży, żona o mężu itd.  Pan Jezus jednak sam wie, do kogo chce przemówić i czasem okazuje się to bardzo zaskakujące. Zwraca się do kogoś, o kim my byśmy w danych okolicznościach nawet nie pomyśleli.

A z jakim nastawieniem zaczynasz czytać to rozważanie w niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego? Czego się spodziewasz? Że będzie jakaś nauka o Zmartwychwstaniu. Ale dla kogo? Czy spodziewasz się, że Słowo Boże będzie osobiście do Ciebie?

A zaraz potem udał się do miasta, zwanego Nain, i szli z nim uczniowie jego i mnóstwo ludu. A gdy się przybliżał do bramy miasta, oto wynoszono zmarłego, jedynego syna matki, która była wdową, a wiele ludzi z tego miasta było z nią. A gdy ją Pan zobaczył, użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie płacz. I podszedłszy, dotknął się noszy, a ci, którzy je nieśli, stanęli. I rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię: Wstań. I podniósł się zmarły, i zaczął mówić. I oddał go jego matce. Wtedy lęk ogarnął wszystkich, i wielbili Boga, mówiąc: Prorok wielki powstał wśród nas i Bóg nawiedził lud swój. I rozeszła się o nim ta wieść po całej Judei i po całej okolicznej krainie [Łk 7,11-17].

Nain to miasteczko W Galilei leżące w odległości kilkunastu kilometrów od Nazaretu i ok. 50 km od Kafarnaum. Nie wiemy jak liczne było w czasach Jezusa. Obecnie zamieszkiwane przez Arabów, liczy niecałe dwa tysiące mieszkańców. Gdy pewnego dnia Jezus z uczniami do Nain docierał, natknął się na kondukt żałobny wychodzący w stronę cmentarza. Wdowa odprowadzała na cmentarz ciało jedynego syna. Męża już pochowała, a teraz odszedł  jej syn, ostatnia deska ratunku dla izraelskiej kobiety w tamtych czasach. Owszem, towarzyszyli jej ludzie z miasteczka, ale czym praktycznie jest obecność ludzi na pogrzebie?

W chwili zrównania się konduktu z Jezusem i jego uczniami, Pan przemówił i nastąpił zaskakujący zwrot w wydarzeniach owego dnia. Normalnie mówi się do żywych. Spodziewać by się można było, że Jezus powie coś budującego tej wdowie. Normalną rzeczą byłoby także, gdyby przemówił do towarzyszących jej ludzi i zaapelował o pomoc dla niej. Lecz Jezus zwrócił się do martwego chłopaka: Tobie mówię: Wstań!

W całym tym żałobnym pochodzie niesiony młodzieniec był najbardziej dotknięty i pokonany przez śmierć. Pan Jezus zazwyczaj wybiera najtrudniejsze, wręcz beznadziejne przypadki. Właśnie jemu powiedział – wstań, bo nieboszczyk sam na pewno by się nie podniósł! Wiadomo, że Jezus okazywał współczucie wdowie z Nain. Ten chłopak był jej jedynym oparciem. Odchowała go, być może z wielkim trudem i liczyła na niego. Nie każdemu zmarłemu Jezus mówił – wstań. Właśnie temu chłopcu powiedział wstań – bo jeszcze był bardzo potrzebny. I trzecia myśl. Syn Boży w tej historii nie był przygodnym wędrowcem ani intruzem. On zawsze jest Panem, ponieważ w nim zostało stworzone wszystko, co jest na niebie i na ziemi, rzeczy widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy panowania, czy nadziemskie władze, czy zwierzchności; wszystko przez niego i dla niego zostało stworzone. On też jest przed wszystkimi rzeczami i wszystko na nim jest ugruntowane [Kol 1,16-17]. Właśnie martwemu synowi wdowy powiedział - wstań, bo tak chciał, bo taka była Jego wola dla niego. Mocą Słowa martwy syn wdowy z Nain ożył! I podniósł się zmarły, i zaczął mówić!

Na podstawie tego fragmentu ewangelii mam dziś słowo do osób czujących się niezdatnych do czegokolwiek. W dobie programów typu: „Mam talent” – możemy poczuć się beznadziejnie. Może dodatkowo jeszcze splot ostatnich wydarzeń wyzerował w nas poczucie jakiejkolwiek przydatności, tak że nie radzimy sobie w życiu z żadną sprawą. Znasz tego rodzaju stan ducha? Jesteś najtrudniejszym przypadkiem w swojej rodzinie? Czujesz się najsłabszym ogniwem w zborze? Przegrałeś w walce z grzechem? Tobie mówię: Wstań!

Mam też słowo do tych, którzy zawodzą pokładane w nich nadzieje. Każdy z nas ma jakieś zadania życiowe i krąg osób, które jakoś na nas liczą. Każdy też jest odpowiedzialny za swoje życie przed Bogiem. Jak się z tego wywiązujemy? Gdy zawiedliśmy, gdy nam nie wyszło, gdy ponieśliśmy fiasko – wydaje się, że jedyne co nam zostało – to się poddać. O nie! Aby już dłużej nie zasmucać Pana Jezusa, tobie mówię: Wstań! Aby nikogo już więcej nie zgorszyć, tobie mówię: Wstań! Twoi bliscy liczą na ciebie. Masz dla kogo wstawać, więc tobie mówię: Wstań!

Mam dziś słowo do tych, którym wyczerpały się ich możliwości i nie znajdują już w sobie żadnej motywacji. Pozwólcie na małe przypomnienie: Albowiem nikt z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera; bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy; jeśli umieramy, dla Pana umieramy; przeto czy żyjemy, czy umieramy, Pańscy jesteśmy. Na to bowiem Chrystus umarł i ożył, aby i nad umarłymi i nad żywymi panować [Rz 14,7-9]. Nieważne, że my czujemy się skończeni. Ważne, czego chce Pan! Aby więc czym prędzej zrobić, jak chce Pan, tobie mówię: Wstań!

Ta sama moc, która Jezusa wzbudziła z martwych, ta sama moc, która ożywiła syna wdowy z Nain - ta sama moc podniesie i ciebie. Właśnie tobie dziś mówię: Wstań!

02 kwietnia, 2015

Tylko Jezusa samego

Tytułowe słowa pochodzą z ewangelicznego opisu cudownego przemienienia Jezusa na górze. Trzej towarzyszący Panu Jezusowi uczniowie mieli niezwykłe przeżycie. Zobaczyli na chwilę Mojżesza i Eliasza rozmawiających z ich Mistrzem. Szybko jednak pojawił się obłok i zakrył im tę scenę.  Z obłoku natomiast usłyszeli: Ten jest Syn mój umiłowany, jego słuchajcie. A nagle, rozejrzawszy się wokoło, już nikogo przy sobie nie widzieli, tylko Jezusa samego [Mk 9,7-8]. Nie zdążyli wziąć od tych wielkich mężów Bożych nawet autografu. Wszystko zniknęło i tylko sam Jezus, taki jak wcześniej, im pozostał.

To wymowne zakończenie cudu przemienienia Jezusa przychodzi mi na myśl, gdy obserwuję zachowanie wielu dzisiejszych chrześcijan, zwłaszcza w dniach poprzedzających główne święta chrześcijańskie. Otóż odnoszę wrażenie, że z roku na rok coraz większą wagę zdają się oni przykładać do wizualnych symboli, przedmiotów kultowych i gestów o charakterze obrzędowym. Urządza się inscenizacje głównych wydarzeń ewangelicznych. Akt wyznawania grzechów łączy się z przybijaniem do krzyża karteczek symbolizujących poszczególne grzechy wiernych. Fazę okresu oczekiwania określa się zapalaniem kolejnej świecy. Kazanie Słowa Bożego domaga się użycia rozmaitych akcesoriów a miejsce zgromadzenia ludzi biblijnie wierzących coraz częściej zamienia się w strojną szopkę.

Czy wciąż można się dziwić wiernym z kościołów historycznych, że każde ich świętowanie z upływem lat  obrosło tam w liczne obrzędy i symbole? Skoro ludziom ewangelicznie wierzącym przestaje już wystarczać sam Jezus, to nie ma nic zaskakującego w procesjach drogi krzyżowej, kolorystyce szat liturgicznych, święconkach i innych aktach oraz przedmiotach kultu religijnego katolików. Jeśli się nie ockniemy, to jeszcze trochę, a w niektórych zborach będzie nie do pomyślenia nabożeństwo bez zapalonych świec,  „namaszczonego” głosu lektora, symbolicznego użycia flag, wystąpienia "ciekawej" osoby, aktu kapłańskiego błogosławieństwa, odczytania listu biskupa itd., że o woni kadzidła już nie wspomnę.

Stało się. Szerząca się w zborach cielesność domaga się zewnętrznej oprawy. Zamierająca wiara pragnie być radośnie celebrowana. Im większa w sercach pustka duchowa, tym głośniej chce brzmieć w zgromadzeniu. Duchowa mizeria zakochała się w tytułach i zaszczytach. Spokojnie i bez obaw. Jezus wciąż jest na ustach i raczej pozostanie. Przecież to wiara chrześcijańska. Lecz żeby znowu miało być tak, że niczego więcej nie będziemy widzieć, tylko Jezusa samego? O, nie. Jakże ubogie i szare stałoby się wówczas miejsce zgromadzeń i samo nabożeństwo?

Pozwólcie, że w przeddzień Świąt Zmartwychwstania Pańskiego zawołam słowami starej pieśni: Zwróć swój wzrok na Jezusa. Jak wielki tej twarzy jest czar. Urok ziemskich spraw dziwnie zblednie wnet. W blasku Jego miłości bez miar. Niech Wielkanoc 2015 będzie czasem, gdy znowu z najwyższym zachwytem będziemy chcieli popatrzeć duchowym wzrokiem na Jezusa samego.