29 lipca, 2015

Ta śmierć daje do myślenia

Jan Kulczyk. Foto z Wikipedii
Gdy umiera przeciętny człowiek, większość ludzi nawet na to nie zwraca uwagi. Dziś umarł jednak człowiek, który od wielu lat zajmował pierwsze miejsce na liście najbogatszych Polaków. Mógł kupić  sobie wszystko, czego tylko zapragnął. Stać go było na każde lekarstwo. Mógł się leczyć w najdroższych klinikach. A jednak przeżył  zaledwie 65 lat i – jak każdy inny umierający człowiek - stanął przed Bogiem.

Śmierć Jana Kulczyka zaszokowała dziś wielu ludzi. Jak to możliwe, żeby człowiek takiego formatu nawet nie przekroczył nowego progu wieku emerytalnego? Czy ktoś tu czegoś nie zaniedbał? Czy naprawdę nie można było utrzymać go przy życiu?  Czyż wielkie pieniądze nie potrafią zdziałać cudów? Najwidoczniej nie. Za pieniądze można kupić lekarstwo, ale nie kupi się zdrowia. Opinia publiczna życzyłaby sobie, aby tacy ludzie nigdy nie umierali. Jednakże postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd [Hbr 9,27].

Nagłe odejście z tego świata najbogatszego Polaka daje do myślenia.  Mamy dobitny dowód na to, że nie od nas zależy liczba lat naszego życia na ziemi. Wejdź na szczyt góry Pizga i skieruj swe oczy na zachód, na północ, na południe i na wschód, i obejrzyj to własnymi oczyma, gdyż Jordanu tego nie przekroczysz [5Mo 3,27] – powiedział Bóg do Mojżesza.  Belsazar, król chaldejski pewnego dnia, niespodziewanie przeczytał na ścianie: Bóg policzył dni twojego panowania i doprowadził je do końca. […] jesteś zważony na wadze i znaleziony lekkim [Dn 5,26-27]. Król Hiskiasz usłyszał z ust proroka Bożego: Tak mówi Pan: Uporządkuj swój dom, albowiem umrzesz, a nie będziesz żył [Iz 38,1].

Jak zareagowalibyśmy otrzymawszy komunikat, że właśnie za parę godzin będziemy na zawsze odchodzić z tego świata? Król Belsazar był bardzo przestraszony, a barwa jego twarzy zmieniła się [Dn 5,9]. Hiskiasz zaczął płakać i się modlić. Zupełnie inaczej zachował się za to apostoł Paweł, człowiek narodzony na nowo i żyjący na co dzień w społeczności z Jezusem. Albowiem już niebawem będę złożony w ofierze, a czas rozstania mego z życiem nadszedł. Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego [2Tm 4,6-8].  Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej [Flp 1,23].

Apostoł Paweł był przygotowany na spotkanie z Bogiem i z radością wyglądał tej chwili. Nie wiem, co się stało z Janem Kulczykiem. Na pewno nie poszedł do czyśćca, bo czegoś takiego po prostu nie ma. Poszedł albo do raju, albo do piekła. Nie to jest jednak przedmiotem tego rozważania. Ograniczmy się więc tym razem jedynie do prostego wniosku, że nasz największy biznesmen przeszedł do wieczności, chociaż niekoniecznie chciał iść. Chociaż miał po swojej stronie największych tego świata, to jednak nikt z nich nie był w stanie mu pomóc. Przecież brata żadnym sposobem nie wykupi człowiek ani też nie da Bogu za niego okupu, bo okup za duszę jest zbyt drogi I nie wystarczy nigdy, by mógł żyć dalej na zawsze i nie oglądał grobu [Ps 49,8-10].

Smutno mi, bo nie wiem, co stało się z Janem Kulczykiem z chwilą jego śmierci. Gdyby dobre uczynki zapewniały zbawienie duszy, to on chyba miał ich sporo na swoim koncie. Gdyby jakieś znaczenie miały w tym katolickie odpusty, to można się domyślać, że niejeden polski hierarcha był zainteresowany, aby komuś tak bogatemu osobiście ich udzielić. Na pewno zbawienia nie daje pierwsze miejsce na liście Forbesa. Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją? [Mt 16,26]. Smutno mi, bo chociaż Biblia wyraźnie objawia, że sprawa zbawienia, bądź potępienia, człowieka rozstrzyga się za jego życia w ciele, to jednak setki ludzi pod kierownictwem swoich duchownych będą się teraz modlić o duszę Jana Kulczyka.

W świetle Biblii jedno wszakże jest jasne: Aby żyć wiecznie, trzeba z całego serca uwierzyć w Jezusa Chrystusa i w ten sposób dostąpić usprawiedliwienia. Aby w wieczności być z Synem Bożym – Jezusem Chrystusem, trzeba narodzić się na nowo, bo jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego [Jn 3,3]. Z punktu widzenia wiecznego zbawienia, nie ma znaczenia jak ważnym, bogatym i pomocnym człowiekiem był Jan Kulczyk. Ważne, czy narodził się na nowo i codziennie naśladował Jezusa - jedynego Zbawiciela.

A ty? Gdybyś dzisiaj miał umrzeć i stanąć przed Bogiem, to jak myślisz? Gdzie spędzałbyś wieczność? Biblia mówi, że po śmierci można trafić tylko albo do nieba, albo do piekła. Czy nie zechciałbyś o tym pomyśleć?

27 lipca, 2015

Pan zaopatruje!

Od kilku miesięcy wraz z osobami zaangażowanymi w stwarzanie nowego życia pośród ruin zabytkowego Dworu Olszynka  przeżywamy wiele uniesień ducha. Bóg bowiem cudownie podaje nam pomocną dłoń, pobudzając do tego różnych ludzi i nadając rozmaitym sprawom korzystny dla nas bieg.

Mijający poniedziałek dostarczył kolejnych dowodów błogosławieństwa Bożego. Najpierw otrzymaliśmy zgodę na to, aby do nieodpłatnie użyczonego nam żurawia budowlanego nie trzeba było wzywać płatnego operatora. Jeden z naszych ludzi ma odpowiednie uprawnienia i dźwig możemy obsługiwać samodzielnie, co znacznie będzie ułatwiać nam pracę przy budowie. Bardzo budujące dla nas są także ofiary, które dotarły dziś z Kołobrzegu i Puław.

Wyrazem wielkiej wspaniałomyślności naszego Pana, Jezusa Chrystusa w tych dniach jest nade wszystko dzisiejsza, druga już dostawa drewna. Gdy o tym myślę nieodparcie nasuwa mi się biblijna myśl o zaopatrzeniu świątyni. Tak było zarówno przy wznoszeniu świątyni jak i później przy jej odbudowie. Najpierw Salomon dostał list od króla Tyru, w którym przeczytał: A my naścinamy drzew w Libanie, ile tylko potrzebujesz, i dostarczymy ci je tratwami drogą morską do Jafy. Ty zaś sprowadzisz je sobie do Jeruzalemu [2Krn 2,15]. Potem powracającym z niewoli wygnańcom zabierającym się za odbudowę świątyni, zapisano w edykcie króla Cyrusa:  Dom ten ma być odbudowany w miejscu, gdzie składane są ofiary krwawe i ogniowe, według następujących wymiarów: jego wysokość ma wynosić trzydzieści łokci, jego długość sześćdziesiąt łokci, jego szerokość dwadzieścia łokci z trzech warstw kamienia ciosanego, z jednej warstwy drzewa, których koszt pokryje skarb królewski [Ezd 6,3-4].

Podobnie jest z powstającym domem Bożym na Olszynce. Mamy przychylność tego samego - co Salomon i wygnańcy izraelscy - Boga. Ponad sześćdziesiąt metrów sześciennych drewna z Mazur zaopatrzyło budowę sali zgromadzeń Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Nasz Pan wie czego potrzebujemy i w odpowiednim momencie uruchamia swoje kanały zaopatrzenia. I nazwał Abraham to miejsce: Pan zaopatruje. Dlatego mówi się po dziś dzień: Na górze Pana jest zaopatrzenie [1Mo 22,14]. Olszynkę również – podobnie jak Abraham górę Moria – możemy nazwać: Pan zaopatruje!

26 lipca, 2015

Marna pociecha?

Pastor Vinoth Selva z tłumaczką
W tych miesiącach przyszło mi mierzyć się z wieloma zadaniami. Z ponad dwusetletniego, bardzo zniszczonego budynku gospodarczego, robimy salę spotkań Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Urzędy, dokumentacja, materiały, pracownicy, narzędzia, finanse, terminy – logistyka tego wszystkiego nie jest łatwa. Jednak prowadzenie budowy nie jest aż tak trudne. Dużo większą trudnością okazuje się zwołanie ludzi do słuchania Słowa Bożego.

Oto najnowszy przykład. Trwają wakacje. Sobota, godzina osiemnasta, to – wydawać by się mogło - idealna pora na spotkanie ewangelizacyjne. Rozdane zaproszenia, przyjemna pogoda, ewangelista z Niemiec, poruszające świadectwo młodej kobiety o tym, jak Jezus zmienił jej życie, przyjazna atmosfera. Czemuż namiot nie pęka w szwach?!  Zabrakło ludziom dostatecznej zachęty?

Targany tego rodzaju myślami, zostałem dziś rano pocieszony Słowem Bożym. Owszem, w mojej pracy pastorskiej popełniam wiele błędów. Brakuje mi też cech, które w sposób naturalny przyciągałyby ludzi. Daleko mi w tym wszystkim do mojego Mistrza – Jezusa Chrystusa.  Lecz - o dziwo - i Jemu nie poszło z ludźmi tak, jak by się chciało. Oto z ust Dobrego Pasterza, z ust Miłości Prawdziwej – padły słowa: Ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście! [Mt 23,32].

Przykro mi, że wielu moich towarzyszy wiary w czasie spotkania ewangelizacyjnego zajęło się czymś innym. Smutno mi, że tylko nieliczni skorzystali z zaproszenia do posłuchania Słowa Bożego. Nie jestem wszakże zniechęcony. Wręcz przeciwnie, znowu poczułem, że jadę na tym samym wózku, co mój Pan. Czy to marna pociecha?

25 lipca, 2015

21 lipca, 2015

Pentekostalizacja


Obrazek ze strony http://www.odnowa.jezuici.pl/
Od dłuższego już czasu obserwuję zdumiewające zjawisko wprowadzania w kościele katolickim elementów pobożności zielonoświątkowej. Biorące się z nowego narodzenia i napełnienia Duchem Świętym przejawy życia duchowego, takie jak np. radosne śpiewanie pieśni uwielbiających Boga, glosolalia, prorokowanie czy uliczne akcje ewangelizacyjne stają się czymś normalnym  w większości katolickich diecezji. Wygląda to jak  duchowe przebudzenie i tak zresztą przez wielu jest postrzegane…

Trzeba przyznać, że widok bywa niecodzienny. Na przykład, zgromadzenie biskupów modlących się w obcych językach. Falujący tłum księży ubranych w stroje liturgiczne, śpiewających pieśni wcześniej znane tylko zielonoświątkowcom.  Radosna ewangelizacja na promenadzie, prowadzona przez grupę wyraźnie oddanych sprawie katolików, co było domeną wyłącznie środowisk ewangelicznych. Parafialna modlitwa o chorych z wkładaniem rąk i prorokowaniem. Czyż takie sceny nie przekonują nas, że Bóg działa i wśród katolików?  Co jednak powiedzieć na to, że wspomniani księża każdego dnia przez adorację „Przenajświętszego Sakramentu” łamią przykazanie Boże, aby nie oddawać boskiej czci niczemu, co jest materialne? Jaką wartość ma ewangelizacja, która utwierdza ludzi w nauce niezgodnej z Biblią i zachęca do niebiblijnych obrzędów? Czy jakikolwiek cud podczas modlitwy z wkładaniem rąk  może oznaczać, że Bóg przymknął oko  i zaakceptował sprzeczne z Biblią dogmaty?

Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi [Jn 8,31-32] – powiedział Jezus do wierzących Żydów. Obserwowana pentekostalizacja nie sięga istoty sprawy, bo nie doprowadza do poznania prawdy. Jest więc nie tylko bezużyteczna, ale wręcz szkodliwa, bowiem dostarcza wiernym fałszywego przekonania, że znaleźli się na wyższym poziomie wiary. Myślą, że wszystko jest z nimi OK. Nie muszą się nawracać, zmieniać przynależności kościelnej, narażać się na niechęć i prześladowanie ze strony najbliższego otoczenia. W pełni zachowują swoje dotychczasowe życie, a do tego zyskują opinię ludzi ponad przeciętnie uduchowionych.

Zjawisko pentekostalizacji nie wzięło się z niczego. Fakt, że miliony ludzi przechodzi w Ameryce Południowej z katolickich parafii do zborów zielonoświątkowych zmusza do myślenia. Ludziom nie wystarcza udział w niedzielnej mszy. Pragną prawdziwej i głębokiej społeczności z Bogiem. Jak skanalizować te pragnienia wśród wiernych, tak aby chcieli pozostać katolikami? Dać im to, czego im najwyraźniej brakuje. Niech we własnej parafii śpiewają i modlą się jak zielonoświątkowcy. Poczują się wówczas charyzmatykami, a jednocześnie staną się "niezbitym dowodem" na to, że Duch Święty działa i w kościele katolickim. A co z niebiblijną doktryną? Pentekostalizacja zawiera w sobie tak silną magię, że o dogmaty nie wypada już nawet pytać. Przecież dzieją się cuda, działa Duch Święty i ludzie czują się tak wspaniale!

Czym więc pentekostalizacja jest w rzeczy samej? Nie dajmy sobie zamydlić nią oczu? Istotą prawdziwego chrześcijaństwa nie jest to, żeby pośpiewać i pomodlić się w Duchu, poczuć dreszczyk dobrych emocji i doznać czegoś nadnaturalnego. Najważniejsze jest to, aby trwać w nauce apostolskiej, bowiem to ona, a nie późniejsze sobory, wyznacza fundamenty Kościoła. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna [2Jn 1,9]. Pierwsi chrześcijanie trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i modlitwach [Dz 2,42]. W następnych wiekach powoli przeniesiono akcent z Pisma Świętego na Tradycję, wprowadzając wygodne dla kleru przykazania kościelne, obyczaje i dogmaty.

W nawróceniu chodzi o odwrócenie się od bałwanów do Boga, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu [1Ts 1,9], a nie o połączenie jednego z drugim.

18 lipca, 2015

Gdy nie można znaleźć w Biblii ...

W rocznicę ogłoszenia dogmatu o nieomylności papieża

11 lipca, 2015

Do papieża, jak muchy na lep

Któżby nie chciał skorzystać z możliwości zobaczenia papieża? Wielu marzy o tym, aby osobiście z nim porozmawiać, albo np. zaśpiewać papieżowi Franciszkowi, gdziekolwiek by głowa rzymskokatolicka się nie pojawiła. Jakiś czas temu chrześcijańskie media doniosły o goszczących u papieża stu pastorach zielonoświątkowych, że o wizycie innych charyzmatyków czy Ricku Warrenie już nie wspomnę. W ubiegłym tygodniu czytałem, że 3 lipca 2015 roku znani "nasi" liderzy uwielbienia, Don Moen i Darlene Zeschech wraz z katolikiem, Andreą Bocellim i Żydówką, Noą, śpiewali  w Watykanie „Amazing grace”  w obecności zasłuchanego Franciszka. Nawet mój dobry znajomy, Junior Robinson, parę lat temu połasił się na ten zaszczyt i zaśpiewał na Placu św. Piotra.

Jak najbardziej rozumiem katolików, którzy czcząc swego „Ojca Świętego” chcą go zobaczyć, może i dotknąć, a nawet coś dla niego zrobić. To głowa ich kościoła, więc nic dziwnego, że otaczają go najwyższym szacunkiem. Zupełnie jednak nie rozumiem narastającego parcia „na papieża” w środowiskach ludzi ewangelicznie wierzących. Przecież papież Franciszek, jakkolwiek by nie był miły i szlachetny (a jest!),  stoi na czele systemu religijnego, który już dawno przestał się przejmować Biblią. Kult maryjny, wstawiennictwo świętych, celibat, modlitwy za zmarłych, czyściec, nieomylność papieża, przeistoczenie chleba i wina w ciało i krew Chrystusa podczas mszy –  to przykłady oczywistej sprzeczności wiary katolickiej z Pismem Świętym.

Wiara chrześcijańska raz na zawsze została określona przez apostołów Jezusa Chrystusa w Nowym Testamencie i przekazana świętym tj. wierzącym w Jezusa.  Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie [2Jn 1,9-10]. Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty! Jak powiedzieliśmy przedtem, tak i teraz znowu mówię: Jeśli wam ktoś zwiastuje ewangelię odmienną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty! [Ga 1,8-9]. Jednym słowem, ścisłe trzymanie się ewangelii Chrystusowej jest sprawą niezwykle ważną. Nie można się tu zgodzić na żadne zmiany i ludzką inwencję.

Oczywiste, że mamy miłować wszystkich ludzi bez względu na ich rasę, pochodzenie lub wyznanie. Każdy ma prawo wierzyć w Boga, jak sobie chce lub wcale w Niego nie wierzyć. Nie wolno nam kimkolwiek gardzić dlatego, że nie podziela naszych poglądów. Na co dzień spotykamy się z wieloma takimi osobami. Rozmawiamy z nimi i załatwiamy różne sprawy. Nie są to wszakże osoby, które szerzą jakąś fałszywą naukę lub utrzymują ludzi na fałszywym kursie. Gdy natomiast stajemy w obliczu propagatora lub reprezentanta niebiblijnej nauki, to jako naśladowców Jezusa Chrystusa obowiązuje nas Słowo Boże wzywające do zachowania określonego dystansu.

Wspomniane wyżej przypadki wskazują, że już również ewangeliczni chrześcijanie przestają respektować Słowo Boże. Bóg powiedział, żeby ludzi głoszących błędną naukę nawet nie pozdrawiać, a oni nie tylko ignorują wyraźne polecenie Pisma Świętego ale wręcz chwilom spędzonym z papieżem przypisują działanie łaski Bożej. Biblia wzywa wierzących, by skłaniali się do niskich, a nasi wierzący, jak muchy na lep, ciągną w stronę wysoko postawionych.

Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie [Kol 2,8]. Szatan dobrze wie, do czego naturalnie lgną ludzkie serca. Zdaje się, że ostatnio podwoił wysiłki i znowu udaje anioła światłości...

Łagodzenie opisu rzeczywistości

W rocznicę zbrodni wołyńskiej
 

04 lipca, 2015

Czy to nie jest wyciąganie braci z windy do nieba?

Czym była ta chwila dla Szczepana?
Kto czyta Biblię, ten wie, że głową Kościoła jest sam Jezus Chrystus, który umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, aby sam sobie przysposobić Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty i niepokalany [Ef 5,25-27]. Jako wszechmogący Bóg, nasz Pan nigdy nie jest w stanie niemocy. Nie ma ani jednej takiej chwili, żeby Pan Jezus nie potrafił ochronić którejś z części swojego Ciała, tj. Kościoła.  Umie Pan wyrwać pobożnych z pokuszenia, bezbożnych zaś zachować na dzień sądu celem ukarania [2Pt 2,9].

Jeżeli więc w jakimś wieku i kraju dochodzi do prześladowania Kościoła, to bez wątpliwości możemy być pewni, że Pan o tym wie i do tego dopuszcza. Oczywiście, z humanitarnego punktu widzenia jak najbardziej słuszne wydają się wtedy rozmaite akcje zmierzające do złagodzenia ucisku lub ewakuowania tychże chrześcijan z zagrożonego cierpieniem i śmiercią terenu. Lecz z punktu widzenia wiecznego zbawienia sprawa nie wygląda już tak jednoznacznie. Jeżeli bowiem Pan postanowił zabrać część swoich naśladowców w sposób najbardziej ze wszystkich sposobów chwalebny, czyli poprzez męczeńską śmierć za wiarę w Chrystusa, to czy nie stajemy Mu w poprzek, starając się to udaremnić? Jeżeli Pan, jako Glowa Kościoła, stawia kogoś na trampolinie, aby szybko, już teraz znalazł się tam, gdzie On jest, to czy robimy dobrze stając na głowie, aby czym prędzej tego człowieka ściągnąć z owej trampoliny do nieba?

Nie ma innego sposobu dostania się do nieba, jak tylko poprzez odejście z tego świata. Chrześcijanie dość zgodnie wyznają wiarę w to, że sam Bóg wyznacza nam porę i okoliczności fizycznej śmierci. I nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą; bójcie się raczej tego, który może i duszę i ciało zniszczyć w piekle [Mt 10,28] – powiedział Jezus, a w obliczu swojej własnej śmierci zapytał: Teraz dusza moja jest zatrwożona, i cóż powiem? Ojcze, wybaw mnie teraz od tej godziny? Przecież dlatego przyszedłem na tę godzinę [Jn 12,27]. Podobne stanowisko zajął apostoł Paweł, gdy współcześni mu chrześcijanie zaczęli się zachowywać w tak znajomy nam sposób: Co czynicie, płacząc i rozdzierając serce moje? Ja przecież gotów jestem nie tylko dać się związać, lecz i umrzeć w Jerozolimie dla imienia Pana Jezusa [Dz 21,13].  Albowiem dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem [Flp 1,21].

Cierpienie i męczeństwo za wiarę jest dla prawdziwych naśladowców Jezusa czymś niezwykle chwalebnym, bowiem świadczy, że idą oni drogą wyznaczoną przez Pana. Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Wspomnijcie na słowo, które do was powiedziałem. Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą [Jn 15,19-20]. Kto więc cierpi jako chrześcijanin, niech tego nie uważa za hańbę, niech raczej tym imieniem wielbi Boga [1Pt 4,16]. Ten, który zabiegać będzie o życie swoje, by je zachować, utraci je, a kto je utraci, odzyska je [Łk 17,33].

Piszę te słowa z drżeniem serca. Pamiętając z młodości prześladowanie z powodu wiary w Pana Jezusa, liczę się z tym, że te czasy mogą powrócić w znacznie gorszej postaci teraz, gdy jestem już dojrzałym człowiekiem. Jeżeli Pan Jezus, mój Zbawiciel i Pan, znowu je do mnie dopuści, aby mnie wypróbować i sprawdzić jakość mojej miłości do Niego, czy chciałbym, aby inni czym prędzej mnie z tej próby wyciągali? Czy chciałbym, aby ktokolwiek ratował mnie od tego, co ma służyć mojemu dobru duchowemu i lepszemu przygotowaniu do wieczności? Jeżeli Pan któregoś dnia umieści mnie w windzie do nieba, czy chciałbym, aby ktoś czym prędzej starał się mnie z niej ewakuować?

Przed każdym chrześcijaninem czas próby. A czy ktoś na tym fundamencie wznosi budowę ze złota, srebra, drogich kamieni, z drzewa, siana, słomy, to wyjdzie na jaw w jego dziele; dzień sądny bowiem to pokaże, gdyż w ogniu się objawi, a jakie jest dzieło każdego, wypróbuje ogień. Jeśli czyjeś dzieło, zbudowane na tym fundamencie, się ostoi, ten zapłatę odbierze; jeśli czyjeś dzieło spłonie, ten szkodę poniesie, lecz on sam zbawiony będzie, tak jednak, jak przez ogień [1Ko 3,12-15]. Biblia mówi, że sąd zaczął się od domu Bożego.

Czy Bóg nie ma prawa sprawdzić, ilu naprawdę ma swoich wyznawców w Syrii, Iraku, Nigerii lub na Ukrainie? Błogosławię naszego Pana w tym, czego On dokonuje na całym obliczu ziemi i uwrażliwiam się na każde Jego wezwanie. Gdy tylko zechce jakoś w tym użyć i mnie, pragnę natychmiast być do Jego dyspozycji np. poprzez okazanie współczucia lub podanie pomocnej dłoni. Nie chcę wszakże w żadnym razie Mu przeszkadzać swoją nadgorliwością. Ufam Panu Jezusowi, że On najlepiej wie, komu, kiedy, co i gdzie jest potrzebne.

03 lipca, 2015

Ku zbudowaniu na początku lipca

gruz, jeszcze na naszym podwórzu
Mamy w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE nowy zwyczaj, ażeby każdego pierwszego dnia miesiąca zgromadzać się wieczorem na modlitwę i modlić się o to, co nas czeka w rozpoczynającym się miesiącu. Tak też było 1 lipca 2015 roku. Zebraliśmy się w kilkadziesiąt osób o godz. 18:30 i modliliśmy się o dalszy wzrost duchowy członków zboru, o nasze działania ewangelizacyjne a także o trwającą budowę nowej sali zgromadzeń.

Jedną z dużych „bolączek” ostatnich tygodni stała się hałda gruzu zajmująca sporą część dziedzińca Dworu Olszynka. Próbowaliśmy na różne sposoby znaleźć nań jakiegoś amatora, ale wciąż  nieskutecznie. Tuż przed rozpoczęciem modlitwy naszła mnie silna myśl, aby na zborowym profilu FB zamieścić informację o naszym problemie. Napisałem kilka zdań, wstawiłem dwa zdjęcia i w trakcie spotkania zgłosiłem sprawę do wspólnej modlitwy.

Kilka godzin później otrzymałem sms z zapytaniem, czy sprawa nadal jest aktualna i ile pieniędzy potrzeba zapłacić za wywiezienie tego gruzu. Po krótkiej wymianie informacji pewna kobieta z Rybnika wpłaciła na konto naszego zboru na ten cel kwotę 3,5 tysiąca złotych. Na pytanie, skąd wzięła się jej wspaniałomyślność odpisała: „A to pytanie, to do naszego kochanego Pana Jezusa, który poruszył wczoraj moje serce”. I jeszcze tak napisała: „Dziękuję Bogu, że mnie użył w tej sprawie”.

Alleluja! Problem z głowy. Została tylko organizacja transportu i z Bożą pomocą za parę dni uwolnione podwórze zborowe będzie oczekiwać na dostawę drewna konstrukcyjnego na więźbę dachową. Czyż nasz Pan i Zbawiciel, Jezus Chrystus nie jest wspaniały?! Jakież to budujące, że On wciąż ma na ziemi takich ludzi, jak Iwona z Rybnika! Tym wpisem pragnę wyrazić wdzięczność Panu Jezusowi i oddać Mu chwałę, że tak szybko odpowiedział na naszą modlitwę i poruszył na drugim końcu Polski pomocne serce.

Takich cudownych przypadków w najnowszej historii Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE w Gdańsku mamy całkiem sporo. Wkrótce napiszę o innych.