30 grudnia, 2015

Po dziewięciu miesiącach...

Mija właśnie dziewięć miesięcy od chwili, gdy wystartowaliśmy z projektem adaptacji dawnej wozowni na salę zgromadzeń Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE w Gdańsku. Począwszy od rozbiórki całkowicie zgniłej starej więźby dachowej, poprzez naprawę i przemurowania murów, odtworzenie otworów drzwiowych i okiennych, betonowanie wieńca i stropu, budowę nowej więźby dachowej, pokrycie budynku dachówką ceramiczną, budowę ścianek wewnętrznych, wstawienie okien i ogromnych czterech wrót aż po ocieplenie poddasza pianką poliuretanową – wszystko to wydarzyło się w ciągu dziewięciu miesięcy.
Biorąc pod uwagę fakt, że te prace wykonaliśmy systemem gospodarczym we własnym zakresie - jedynie od czasu do czasu korzystając z pomocy wolontariuszy zewnętrznych – jest całkowicie jasne, że przy realizacji tego dzieła od samego początku cieszymy się wsparciem naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Gdy pomyślę, jak wielu wyzwaniom trzeba nam było w tym czasie stawić czoła, ile fachowych robót – z którymi wcześniej nie mieliśmy do czynienia – wykonać i jakie pieniądze na to wszystko wydać, to moje serce zalewa fala wdzięczności Bogu za Jego pomoc.  Ogarnia mnie też duma z naszych braci w Chrystusie. Swym zaangażowaniem w przygotowywanie sali spotkań dali jak najlepsze świadectwo wiary w Jezusa i miłości do Jego ludu.
Nie mniej godną podziwu i wdzięczności dla Pana jest sprawa zaopatrzenia materialnego naszej budowy. W ciągu minionych dziewięciu miesięcy raz po raz byliśmy zaskakiwani niezwykłą wspaniałomyślnością nawet ze strony czasem bliżej nieznanych nam wcześniej osób. Nieodpłatne użyczenie koparki, stal konstrukcyjna ‘po kosztach’, sfinansowanie wywozu ogromnej ilości gruzu, podarowanie drewna konstrukcyjnego na więźbę dachową, desek na odeskowanie całej płaszczyzny dachu i górnego stropu wraz z transportem tegoż drewna z Mazur, nieodpłatne użyczenie na całe dwa miesiące żurawia budowlanego, sfinansowanie wykonania wszystkich kotew stalowych do zamocowania w elewacji budynku, ofiara na zakup profesjonalnego systemu monitoringu naszej posesji, podarowanie blachy do obróbki blacharskiej dachu a ostatnio zaskakujący prezent w postaci ocieplenia całego poddasza pianą poliuretanową z zakupem materiałów i kosztami przyjazdu ze Śląska włącznie. Czyż Bóg nie jest dla nas wspaniałomyślny?!
Podsumowując dziewięć miesięcy pracy mającej na celu przerobienie ruiny dawnej wozowni w piękną salę spotkań naszego zboru pragnę przede wszystkim oddać w ten sposób chwałę naszemu Bogu i Panu, Jezusowi Chrystusowi. Gdyby nie Jego łaska, ochrona od złego i błogosławieństwo dla naszego dzieła, nasz trud z pewnością nie przyniósłby takich rezultatów. Po drugie, pragnę serdecznie podziękować wszystkim ofiarodawcom. Wasza miłość wyrażona praktyczną pomocą materialną uskrzydlała nas przez te miesiące i utwierdzała w przekonaniu, że nasz trud nie jest daremny w Panu.
Na koniec chcę z całego serca podziękować braciom, którzy dzień w dzień pracowali na naszej budowie i byli jej mózgiem, czyli - Adamowi, Zdzisławowi i Włodzimierzowi. Pragnę serdecznie podziękować Janowi, naszemu kierownikowi budowy oraz Dawidowi, architektowi, który jako współautor projektu, wielokrotnie i nieodpłatnie trudził się na naszej budowie także pracą fizyczną. Dziękuję braciom wolontariuszom, którzy w miarę możliwości włączali się w rozmaite prace na różnych etapach realizacji projektu. Nie mniejsze podziękowania należą się także siostrom przygotowującym dla nas posiłki i ciasto do kawy.
Po dziewięciu miesiącach urodziło się całkiem już pokaźne dzieło. Teraz czas na prace w środku. Trzeba wykonać wszystkie instalacje, wyłożyć płytami gipsowymi poddasze, położyć tynki i wykonać wylewki posadzek. Wykonać baptysterium, zbudować scenę i balustradę balkonu. Potem czeka nas zakup materiałów wykończeniowych i prace z nimi związane. Proszę o wsparcie w modlitwie!

24 grudnia, 2015

Życzenia Świąteczne 2015

Podstawowy cel przyjścia Syna Bożego na świat zawarty został w Jego imieniu. Jezus - znaczy Jahwe zbawia. Urodzi ona Syna i nadasz mu imię Jezus; On bowiem wybawi swój lud od jego grzechów [Mt 1,21]. Zbawienie Boże przede wszystkim dotyczyć miało grzechów ludu Bożego. Niestety, Izraelici czego innego oczekiwali od Jezusa z Nazaretu. Chcieli widzieli Go bardziej jako przywódcę politycznego przywracającego dawną świetność Izraela. Woleli w Nim widzieć uzdrowiciela albo dobroczyńcę, uwalniającego od demonów, rozmnażającego chleb i panującego nad żywiołami. Rozminęli się w swych oczekiwaniach z misją Syna Bożego i ostatecznie odrzucili Zbawiciela.

Podobnie sprawy mają się i dzisiaj. Ojciec posłał Syna na świat aby stał się Zbawicielem wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących [1Tm 4,10]. Niezmiennie chodzi o zbawienie od grzechów. Ludzie bezbożni mogą tego nie pojmować, ale chrześcijanie..? Niestety współczesny kościół też nie za bardzo chce żyć tymi sprawami. Coraz mniej mówi o swojej grzeszności. Coraz ciszej wzywa do upamiętania. Chrystusa Pana widzi w znacznie ważniejszych rolach. Wyznacza Mu wielkie zadania naprawiania świata i jednoczenia rozmaitych religii. Wciąga Go w budowanie już teraz Królestwa Bożego na ziemi. Codziennie wzywa Jego imienia w celu zaspokajania potrzeb materialnych, zapewniania zdrowia i długiego życia. A Synowi Bożemu wciąż chodzi o zbawienie nas z naszych grzechów! Wówczas o to chodziło i nadal chodzi o to samo!

W wigilię Świąt Narodzenia Pańskiego 2015 wszystkim chrześcijanom, braciom i siostrom z Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE, Przyjaciołom oraz Czytelnikom nie będę więc życzyć zdrowych i wesołych świąt, bo nie po to przyszedł Zbawiciel. Życzę zbawienia od grzechów!

22 grudnia, 2015

Manowce ultraduchowości


Wiele lat temu dane mi było natknąć się na kobietę z szokującą dla mnie, młodego wówczas chrześcijanina, metodą diagnozowania czyjejś duchowości. „Ochrzczony Duchem Świętym..?” „Modli się na językach..?”  - charakterystycznie zaciągając - pytała witającego się z nią człowieka. "Bo jak nie mówi językami, to nawet nie ma się co witać" – oświadczyła pewna słuszności swego podejścia do sprawy.

Utkwił mi ten moment w pamięci na całe lata. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś spotkam się z tak zawężonym sposobem myślenia. Tymczasem stało się! Jeden z Ukraińców, którym zaopiekowaliśmy się wiosną ubiegłego roku, zabierając go z jego żoną i dwójką małych dzieci z Ośrodka dla Cudzoziemców i udzielając mu niezbędnej, różnorakiej pomocy, powrócił właśnie z krótkiego wyjazdu w rodzinne strony z bardzo podobnym stanowiskiem: Ponieważ w zborze nie praktykujemy umywania nóg,  nie modlimy się głośno w obcych językach i w sali zgromadzeń nie rozlegają się proroctwa – przenosi się do innego zboru. Takie instrukcje otrzymał od swoich przywódców duchowych na Ukrainie.

Ludziom w ten sposób patrzącym na sprawę żadne wyjaśnienia na nic się nie zdadzą. Można im tłumaczyć, że Pan Jezus umywając uczniom nogi, faktycznie uczył ich szeroko pojmowanej postawy wzajemnego usługiwania. Posłużył się obrazem najbardziej typowej czynności sługi/niewolnika w ówczesnych domach na Bliskim Wschodzie. Nasz zbór jak najbardziej „umył nogi” rzeczonemu bratu, udzielając mu dachu nad głową, pomocy finansowej, użyczając przedmiotów codziennego użytku, narzędzi do pracy i samochodu, którym do dzisiaj jeździ.  Owszem, nie zdejmujemy ludziom skarpetek i nie myjemy im nóg na okoliczność Wieczerzy Pańskiej, bo w naszej kulturze i przy naszym klimacie  poczytane to byłoby bardziej jako sprawianie kłopotu, aniżeli braterskie usługiwanie. Nie mamy w zwyczaju zabraniać ludziom głośnej modlitwy ani  przekazywania poselstwa budującego zbór. Lecz to wszystko okazuje się nieważne. Rzecz w tym, że nie pasujemy do specjalnego „szablonu” duchowości, przykładanego do zborów.

Stawianie zarzutu braku duchowości to praktyka znana od lat.  Z podobnym zjawiskiem już u zarania działalności Kościoła miał do czynienia apostoł Paweł. Proszę was tedy, abym po przybyciu do was nie musiał okazywać tej stanowczej śmiałości, z jaką zamierzam ostro wystąpić przeciwko niektórym, pomawiającym nas o to, że prowadzimy cielesny sposób życia [2Ko 10,2]. Najwidoczniej św. Paweł miał powody, aby w Koryncie utrzeć nosa owym ekspertom od duchowości. Czy w Gdańsku powinniśmy postąpić podobnie?

Smutno mi z powodu ludzi, którzy zamiast chodzić prostą drogą posłuszeństwa ewangelii Chrystusowej, nakręcają się i chlubią rzeczami zewnętrznymi, a nie tym, co w sercu [2Ko 5,12].  Czyż w naszej kulturze można żyć w przekonaniu, że chustka na głowie kobiety naprawdę jest równoznaczna z  jej uległością względem męża lub starszych zboru?  Tak wycinkowe spojrzenie nie tylko nie może dać poprawnego oglądu całej sprawy, ale ją nawet wypacza. Modlę się, abyśmy doszli do prawdziwej dojrzałości [duchowej], do rozmiarów owej doskonałości, jaką jest Pełnia Chrystusa. W ten sposób przestaniemy już być dziećmi, unoszonymi przez różne fale i rzucanymi to tu, to tam byle podmuchem pseudopouczeń, wygłaszanych przez ludzi nieuczciwych i przebiegłych w sprowadzaniu innych na manowce fałszu [Ef 4,13-14 wg przekładu Biblii Warszawsko-Praskiej].

Bracia, nie bądźcie dziećmi w myśleniu, ale bądźcie w złem jak niemowlęta, natomiast w myśleniu bądźcie dojrzali [1Ko 14,20].

13 grudnia, 2015

Nasze miejsce na ziemi

Pamiętam z lat mojej młodości zdumiewającą dla mnie wypowiedź pewnej starszej chrześcijanki opuszczającej Trójmiasto i udającej się na stałe do Stanów Zjednoczonych. Zapytana, czy nie będzie tęsknić za Polską, odpowiedziała, że jej ojczyzna jest tam, gdzie jest jej dobrze. Byłem wstrząśnięty jej słowami. Do dziś zresztą mam inne zrozumienie tej sprawy. Wierzę, że to Bóg rozlokował na ziemi poszczególne narody, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania, żeby szukały Boga, czy go może nie wyczują i nie znajdą, bo przecież nie jest On daleko od każdego z nas [Dz 17,26-27]. Ta natchniona myśl wskazuje nam optymalne miejsce życia i służby Bogu, bowiem  jak ptak, który daleko odleciał od gniazda, tak człowiek, który się tuła z dala od ojczyzny [Prz 27,8]. Dodajmy, że czasem - w określonym celu - Bóg może kogoś posłać w obce strony, jak np. Józefa do Egiptu, lecz Jego zasadnicza wskazówka brzmi następująco: Mieszkaj w kraju i dbaj o wierność! [Ps 37,3].

Wchodząc w pierwszych dniach grudnia na Długi Targ w Gdańsku doznałem wewnętrznego wzruszenia. Moje serce zalała fala wdzięczności Bogu, że dał nam właśnie to miejsce na ziemi. Każdego dnia tysiące ludzi przyjeżdża, by je podziwiać, a my tutaj żyjemy i służymy Bogu na co dzień. Mało tego, w odległości zaledwie 1700 metrów od Ratusza Głównego Miasta, licząc w linii prostej, Bóg dał nam hektar ziemi nad Motławą, abyśmy mieli gdzie się spotykać, pracować, pomagać ludziom, budować się wzajemnie i pielęgnować naszą wieź z Bogiem. Jednocześnie otrzymaliśmy możliwość, aby - jako wspólnota kościelna – wpisać się w historię Gdańska troską o piękny zabytek, który niechybnie popadłby w całkowitą ruinę. Czyż to  nie przywilej, że z Bożą pomocą zmieniliśmy los tego miejsca i teraz czynimy je coraz piękniejszym?

Umiłowani, Bracia i Siostry! Dumny jestem i szczęśliwy, że dane mi jest właśnie z Wami dzielić wiarę i wspólnie pracować. Bywam w różnych przyjaznych dla mnie miejscach na ziemi, lecz za żadne skarby nie porzuciłbym tych chwil, gdy w niedzielę zgromadzamy się wszyscy na głównym nabożeństwie. Za nic w świecie nie oddałbym czasu, gdy w roboczych ubraniach siadamy z braćmi do wspólnej kawy, przy cieście upieczonym przez którąś z naszych sióstr. Nic nie może zastąpić mi widoku dzieci bawiących się w zborowym ogrodzie, który nie tak dawno był okropnym, zarośniętym śmietnikiem. Owszem, pocimy się tutaj i zmagamy z rozmaitymi przeciwnościami. Bywają dni naprawdę trudne. Jestem też świadomy, że w kolejnych latach – jeśli Bóg pozwoli – czeka nas na Olszynce ogrom dalszej pracy. Wcale mnie to jednak nie przeraża. Dane mi jest żyć i pracować we wspaniałym towarzystwie. Niemal każdego dnia przekonuję się także, że mamy wielu przyjaciół w kraju i za granicą. Wspierają nas modlitwą i dobrym słowem. Niektórzy bezinteresownie podarowali nam swój czas, fizyczną pracę lub pieniądze. Jestem przekonany w Chrystusie Panu, że w związku z tym Bóg będzie odbierał na Olszynce coraz więcej chwały.

Przyjaciele! Przed nami okres świąteczny. Niech będzie to czas wspólnego umocnienia się w Panu. Niech przepełni nas wdzięczność za dane nam miejsce na ziemi. Niech nasz zbór uczci przyjście Syna Bożego na świat wzajemną miłością i dalszą zgodną pracą na chwałę Bogu i dla wspólnego pożytku. Niech zbliżający się powrót Chrystusa Pana na ziemi zastanie nas w miejscu i na stanowisku, które On nam wyznaczył.

A ty? Czy znasz swoje miejsce na ziemi? Czy je należycie doceniasz? Czy otaczającym cię braciom i siostrom w Chrystusie dostatecznie dajesz do zrozumienia, że są kochani i dla ciebie ważni?

08 grudnia, 2015

Wymyślony Jezus

Skończyły się czasy wyraźnie zakreślonych granic pomiędzy prawdą a fałszem. Czytanie, słuchanie i oglądanie wiadomości nie ma większego sensu, bowiem nie można już mieć pewności, że podawane informacje są prawdziwe. Nikomu się już nawet nie chce weryfikować poprawności tysięcy codziennie wypowiadanych twierdzeń. Mało kto zresztą byłby w stanie to zrobić. Jak dziś wyegzekwować obowiązek mówienia prawdy tylko i wyłącznie? Triumfuje przecież wolność słowa. Kto wciąż jeszcze wierzy w istnienie prawdy absolutnej? Każdy wie swoje i kropka.

Był czas, gdy konkretnie objawiono Izraelowi, jaka jest prawda o Bogu. Wszystko zostało spisane w natchnieniu Ducha Bożego, aby można było skrupulatnie przestrzegać przykazań Bożych i nie wykraczać poza granice prawdy objawionej. Wszystko, co ja wam powiedziałem, starannie wypełniajcie. Nic do tego nie będziesz dodawał ani niczego od tego nie ujmiesz [5Mo 13,1].

Niestety,  Izraelici  niedługo wytrwali w posłusznym i wiernym mówieniu prawdy o Bogu. Może i mimowolnie, ale zaczęli upiększać, dodawać, unowocześniać i uatrakcyjniać ten przekaz. Ulegając wpływom kultury Kanaanu zeszli w końcu na manowce. Wymyślili też synowie izraelscy rzeczy niewłaściwe o Panu, Bogu swoim [2Krl 17,9]. Coś się komuś przyśniło, innemu coś przyszło na myśl, tamci razem coś odczuli i tak zaczęli opowiadać o Bogu niestworzone rzeczy. Nie było oczywiście żadnej oficjalnej zmiany kursu. Nikt nie ogłaszał przedawnienia Tory. Nikt nawet nie próbował nadawać tym nowościom oficjalnego charakteru.  Synowie Izraela powprowadzali też skrycie sprawy, które były niewłaściwe, jeśli chodzi o JHWH, ich Boga [2Krl 17,9 w przekładzie Piotra Zaręby]. Mówiąc krótko, nie wiadomo kiedy i jak to się stało, a wymyślili sobie Izraelici rzeczy przewrotne na przekór Panu, Bogu swemu [wg Biblii Tysiąclecia].

Historia lubi się – niestety -  powtarzać. Wiemy, że na przełomie epok Bóg skorygował Swój obraz objawiając się w Jezusie  Chrystusie. Przedstawili Go czterej ewangeliści w natchnieniu Ducha Świętego. Zbory, przed których oczami został wymalowany obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego [Ga 3,1], mają się trzymać tej ewangelii i ją głosić aż do powrotu Pana na ziemię. Nie wolno nam mówić o Jezusie rzeczy wydumanych. Trzeba nam przedstawiać Jezusa prawdziwego, a nie takiego, co wywołuje jedynie dobre odczucia i może - naszym zdaniem - spodobać się słuchaczom.

Gdy przysłuchuję się wielu dzisiejszym kaznodziejom, gdy przyglądam się temu, co i jak niektórzy  pastorzy opowiadają o Jezusie, to myślę, że poszli oni w swoich fantazjach o wiele dalej niż starożytny Izrael. Niby nikt z nich nie ogłosił oficjalnego odejścia od Biblii. Niby wszyscy do Słowa Bożego starają się nawiązywać. Każdy jednak twierdzi o Jezusie to, co chce i co mu się podoba. Miarą i podstawą ich wypowiedzi są ich własne domysły i wyobrażenia. Mówią, co im ślina na język przyniesie. Nawet nie zadają sobie trudu, żeby to jakoś udowadniać.

Przede wszystkim to wiedzcie, że wszelkie proroctwo Pisma nie podlega dowolnemu wykładowi. Albowiem proroctwo nie przychodziło nigdy z woli ludzkiej, lecz wypowiadali je ludzie Boży, natchnieni Duchem Świętym [2Pt 1,20-21]. Trzeba nam mówić o Jezusie w natchnieniu Ducha Świętego. Duch Prawdy, wprowadzi was we wszelką prawdę, bo nie sam od siebie mówić będzie, lecz cokolwiek usłyszy, mówić będzie, i to, co ma przyjść, wam oznajmi. On mnie uwielbi, gdyż z mego weźmie i wam oznajmi [Jn 16,13-14]. Ludzie, którzy mówią o Jezusie po swojemu, nie mają prawa stawać za zborową kazalnicą. Wielu bowiem jest niekarnych, pustych gadułów, zwodzicieli, zwłaszcza pośród tych, którzy są obrzezani; tym trzeba zatkać usta, gdyż oni to całe domy wywracają, nauczając dla niegodziwego zysku, czego nie należy [Tt 1,10-11].

Nie mam złudzeń. Tego zła nie da się zatrzymać. Z dzisiejszych kazalnic coraz więcej będziemy słuchać nieprawdziwych rzeczy o Jezusie Chrystusie. Błyskotliwi mówcy będą nam opowiadać o Jezusie takim, jakiego faktycznie nie ma. Będą Mu przypisywać cechy, których On nie ma i w Jego imieniu będą przekonywać do bycia kimś, kim On nigdy nie był. Będziemy słuchać piewców jakiejś  innej ewangelii, chociaż innej nie ma; są tylko pewni ludzie, którzy – jak mówi Biblia - was niepokoją i chcą przekręcić ewangelię Chrystusową [Ga 1,7].  Wchodzimy w fazę coraz większego zamętu duchowego. Jak się w tym wszystkim połapać? Jak nie dać się zwieść?  Jak ustrzec się tego, by – nie daj Boże – samemu zacząć wymyślać i opowiadać rzeczy niewłaściwe o Jezusie?

Nadzieja w Panu, który powiedział: Ja jestem dobry pasterz i znam swoje owce, i moje mnie znają [Jn 10,14]. Za obcym natomiast nie pójdą, lecz uciekną od niego, ponieważ nie znają głosu obcych [Jn 10,5]. Niepotrzebnie się martwię. Ci, których Duch Boży prowadzi, potrafią odróżniać prawdę o Bogu od tego, co jest tylko ludzkim wymysłem na Jego temat. Czytają Biblię i mają zmysł Chrystusowy.

05 grudnia, 2015

Ten trud na pewno nie jest daremny!

Dziś Międzynarodowy Dzień Wolontariusza (ang. International Volunteer Day). Ustanowiony przez Zgromadzenie Ogólne ONZ rezolucją 40/212 z 17 grudnia 1985 roku ma służyć uhonorowaniu pracy wolontariuszy na całym świecie.  Ich trud, czas i umiejętności bezinteresownie wprzęgnięte w realizację celów społecznych, godne są najwyższej pochwały i naśladowania.

Wprawdzie działalność wolontariuszy widoczna jest i pożądana w bardzo wielu miejscach i przedsięwzięciach, lecz w moim sercu są dziś przede wszystkim wolontariusze, z którymi mam do czynienia na co dzień.

Mam na uwadze braci, którzy codziennie, całymi miesiącami pracowali przy porządkowaniu posesji Dworu Olszynka, a teraz trudzą się przy adaptacji dawnej wozowni na salę spotkań Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Dzięki ich mądrości, doświadczeniu i pracowitości zbudowaliśmy prawie wszystko od nowa, nie zatrudniając - jak dotąd - żadnej firmy, ani nawet pojedynczego fachowca z zewnątrz. Jestem dumny z obecności takich mężczyzn w naszym zborze.

Mam też na myśli wspaniałe grono kobiet i mężczyzn, którzy jako wolontariusze najpierw zorganizowali pierwsze w nowym miejscu naszej działalności półkolonie dla dzieci, a teraz każdego tygodnia prowadzą na Olszynce i na Wysepce we Wrzeszczu kluby dla dzieci. Czas wolny od pracy mogliby poświęcić na wypoczynek i zajęcie się osobistymi sprawami, a tymczasem trudzą się, aby nieznanym im wcześniej dzieciom przygotować atrakcyjne zajęcia i poczęstunek. Tacy wolontariusze – to prawdziwy skarb naszej wspólnoty kościelnej.

Myśląc dziś o wolontariuszach wdzięczny jestem Bogu za ludzi z naszego środowiska, którzy każdego tygodnia prowadzą na Olszynce punkt pomocy socjalnej. Porządkowanie zbieranej odzieży, pomoc osobom potrzebującym w dobraniu czegoś dla nich odpowiedniego, wsłuchiwanie się w ich problemy życiowe – to zajęcia, których nie każdy chce się  podejmować. Mało tego, akurat wczoraj i dzisiaj część naszych wolontariuszy bierze udział w akcji przedświątecznej zbiórki żywności organizowanej corocznie pod egidą Banku Żywności. Oznacza to wiele godzin dyżuru przy koszach wystawionych w sklepach spożywczych, narażanie się na wysłuchiwanie rozmaitych komentarzy, a wszystko po to, aby skuteczniej pomagać ludziom  ubogim. Jestem szczęśliwy, że w naszym gronie zawsze możemy liczyć na aktywność w tej mało wdzięcznej pracy.

Przypatrując się wolontariuszom w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE jestem przekonany, że i oni pewnego dnia usłyszą z usta Pana Jezusa: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata. Albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść, pragnąłem, a daliście mi pić, byłem przychodniem, a przyjęliście mnie, byłem nagi, a przyodzialiście mnie, byłem chory, a odwiedzaliście mnie, byłem w więzieniu, a przychodziliście do mnie. Wtedy odpowiedzą mu sprawiedliwi tymi słowy: Panie! Kiedy widzieliśmy cię łaknącym, a nakarmiliśmy cię, albo pragnącym, a daliśmy ci pić? A kiedy widzieliśmy cię przychodniem i przyjęliśmy cię albo nagim i przyodzialiśmy cię? I kiedy widzieliśmy cię chorym albo w więzieniu, i przychodziliśmy do ciebie? A król, odpowiadając, powie im: Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście [Mt 25,34-40].

Dumny z bezinteresownej pracy naszych Braci i Sióstr, w Międzynarodowym Dniu Wolontariusza ośmielam się w imię Boże zachęcić kolejne osoby do niesienia pomocy potrzebującym i do wszelkiego rodzaju bezinteresownej działalności dla dobra naszych bliźnich. Co jak co, ale tego rodzaju trud nigdy nie jest daremny w Panu!