Czy znamy uczucie wewnętrznego pokoju, głębokiego pokoju umysłu, kiedy to nasze myśli nie są obciążone żadnymi obawami, wyrzutami sumienia ani strachem przed śmiercią? Czy na co dzień żyjemy w pokoju polegającym na tym, że jesteśmy wolni od poczucia winy, wstydu, chorobliwych trosk i przytłaczających kłopotów?
W Biblia czytamy, że nie mają pokoju bezbożni – mówi Pan [Iz 48,22]. To prawda. Praprzyczyną niepokoju jest niewiara w Boga i nieposłuszeństwo Słowu Bożemu. Życie bez Boga pełne jest obaw, wrogości, lęku, obojętności, przemocy, niezgody i zamieszania. Żyjąc bezbożnie ludzie obciążają nie tylko swoją duszę ale i ciało. Powszechnie wiadomo, że większość chorób powstaje na podłożu stresu i wewnętrznego niepokoju. Przewrotni nie zaznają pokoju – mówi Jahwe.
Kto chciałby czas ziemskiej pielgrzymki przeżywać w pokoju nie nękany wciąż nowymi obawami ten winien zwrócić się do Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. On powiedział: Pokój zostawiam wam, mój pokój wam daję; daję wam go inaczej niż daje świat. Nie ulegajcie trwodze, nie bójcie się [J 14,27]. Jak bardzo cenny jest to dar wskazuje fakt, że adresaci wszystkich listów apostolskich skierowanych do wczesnochrześcijańskich zborów otrzymali życzenie właśnie pokoju od Jezusa Chrystusa.
Tajemnicą i fundamentem tego pokoju jest pojednanie z Bogiem. Usprawiedliwieni zatem na podstawie wiary, mamy pokój z Bogiem. Stało się to dzięki naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi [Rz 5,1]. Ofiara Syna Bożego jako doskonałego Baranka Bożego gładzi grzech tych, którzy w Niego uwierzyli i na zawsze rozwiązuje problem wiecznego potępienia. Alleluja!
Stałe odczucie pokoju w sercu bierze się z zaufania do Boga i poleganiu na Nim w każdej sprawie. Przestańcie martwić się o cokolwiek. Raczej w każdej sprawie, gdy się modlicie i prosicie, z wdzięcznością przedstawiajcie swoje potrzeby Bogu. A pokój Boży, którego nie ogarnie żaden umysł, będzie w Chrystusie Jezusie strzegł waszych serc oraz myśli [Flp 4,6-7].
Dodajmy też, że ciesząc się pokojem Bożym zyskujemy zdolność do dzielenia się nim z innymi, co potęguje naszą radość. Szczęśliwi niosący pokój, gdyż oni będą nazwani synami Boga [Mt 5,9].
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
14 lutego, 2020
01 lutego, 2020
Abyśmy nie zawrócili...
Pierwsze dni naśladowania Jezusa zdają się być najpiękniejszym okresem życia chrześcijanina. Serce przepełnia miłość do Boga i ludzi i nic nie jest za trudne, bo przecież z Bogiem wszystko jest możliwe. Świeżo upieczony chrześcijanin tak bardzo cieszy się społecznością z braćmi i siostrami w Chrystusie, że w ogóle nie dostrzega w zborze żadnych mankamentów. Jak to możliwe?
Niezwykłą wskazówkę w tym temacie daje mi przeczytany dziś fragment Pisma Świętego. Gdy faraon wypuścił lud, Bóg nie prowadził ludu drogą do ziemi filistyńskiej, choć ta była bliższa. To dlatego - jak powiedział Bóg - aby lud nie żałował, kiedy przyjdzie mu stanąć do bitwy, i nie zawrócił do Egiptu. Skierował więc Bóg swój lud na drogę pustynną wiodąca ku Morzu Czerwonemu, Izraelici zaś wyszli z ziemi egipskiej uzbrojeni [2Mo 13,17-18]. Jak widać, na początkowym etapie wędrówki Izraelitów ku Ziemi Obiecanej Bóg celowo oszczędził im bezpośredniego kontaktu z wrogami. Chociaż od samego początku byli wyposażeni w odpowiednią broń, to jednak zbyt wczesne starcie z przeciwnikiem nie było wskazane.
Przeżyłem to na własnej skórze i teraz przez całe lata mam tę zdumiewającą obserwację, że w początkowym okresie nowo nawrócone osoby przez jakiś czas chodzą w różowych okularach. Jakby w ogóle nie dostrzegają tego, z czym zmagają się starsi stażem chrześcijanie. Jestem przekonany, że to sam Bóg, zanim okrzepniemy w wierze, na jakiś czas zakrywa przed nami różne braki i gorszące postawy innych chrześcijan, abyśmy nabrali hartu ducha i powoli stali się zdolni do samodzielnego naśladowania Pana, niezależnego już od zachowania innych braci i sióstr.
Podobnie jak Izraelitom przy zdobywani Kanaanu, tak i nam przychodzi się potem stanąć oko w oko z różnymi przeciwnikami i stoczyć niejedną walkę duchową. Na początku jednak Bóg nam tego oszczędza, abyśmy nie zawrócili...
Niezwykłą wskazówkę w tym temacie daje mi przeczytany dziś fragment Pisma Świętego. Gdy faraon wypuścił lud, Bóg nie prowadził ludu drogą do ziemi filistyńskiej, choć ta była bliższa. To dlatego - jak powiedział Bóg - aby lud nie żałował, kiedy przyjdzie mu stanąć do bitwy, i nie zawrócił do Egiptu. Skierował więc Bóg swój lud na drogę pustynną wiodąca ku Morzu Czerwonemu, Izraelici zaś wyszli z ziemi egipskiej uzbrojeni [2Mo 13,17-18]. Jak widać, na początkowym etapie wędrówki Izraelitów ku Ziemi Obiecanej Bóg celowo oszczędził im bezpośredniego kontaktu z wrogami. Chociaż od samego początku byli wyposażeni w odpowiednią broń, to jednak zbyt wczesne starcie z przeciwnikiem nie było wskazane.
Przeżyłem to na własnej skórze i teraz przez całe lata mam tę zdumiewającą obserwację, że w początkowym okresie nowo nawrócone osoby przez jakiś czas chodzą w różowych okularach. Jakby w ogóle nie dostrzegają tego, z czym zmagają się starsi stażem chrześcijanie. Jestem przekonany, że to sam Bóg, zanim okrzepniemy w wierze, na jakiś czas zakrywa przed nami różne braki i gorszące postawy innych chrześcijan, abyśmy nabrali hartu ducha i powoli stali się zdolni do samodzielnego naśladowania Pana, niezależnego już od zachowania innych braci i sióstr.
Podobnie jak Izraelitom przy zdobywani Kanaanu, tak i nam przychodzi się potem stanąć oko w oko z różnymi przeciwnikami i stoczyć niejedną walkę duchową. Na początku jednak Bóg nam tego oszczędza, abyśmy nie zawrócili...