Gdybyśmy otrzymali propozycję zamieszkania w luksusowym
apartamencie z pełnym wyposażeniem oraz gwarancją zaopatrzenia aż do końca
życia pod warunkiem, że zostawimy wszystko, co posiadamy i tak jak stoimy w
jednej chwili wsiądziemy i odjedziemy – to co byśmy na to powiedzieli? Domyślam
się, że zależałoby to od tego, jak tutaj się mamy? Jeśli źle, bo mieszkamy
kątem u kogoś, jesteśmy chorzy, zadłużeni, samotni, straciliśmy pracę i nie
mamy żadnych perspektyw na przyszłość – to chętnie skorzystalibyśmy z takiej
możliwości. Jeśli natomiast tutaj mamy się wspaniale; mieszkamy na swoim, jesteśmy
zdrowi, młodzi, bogaci, z perspektywą kariery i wygodnego życia – to już nie za
bardzo byśmy się rwali… Chyba, że w grę wchodziłaby wielka miłość!
Wszyscy chyba znamy zadziwiające dla otoczenia przypadki,
gdy zakochana dziewczyna opuszcza bogaty dom rodziców w luksusowej dzielnicy i
wyjeżdża na prowincję, by zamieszkać w klitce na poddaszu, bo się zakochała w
biednym chłopaku i pragnie być z nim na co dzień. Niejedna ‘love story’ wzrusza
nas porzuceniem kariery i wygód życia na rzecz przebywania z ukochaną osobą.
A jak jest z naszą gotowością do opuszczenia tego świata i pójścia
do nieba? Jak odejść stąd bez żalu i poczucia straty? Większość ludzi chciałaby
pozostać tutaj na ziemi. Nic chcą odchodzić. Robią wszystko, co mogą, aby żyć tu
jak najdłużej. Chrześcijanie natomiast – przynajmniej teoretycznie –
wyznają, że są gotowi odejść stąd w każdej chwili. Apostoł Paweł
napisał, że śmierć jest dla niego zyskiem. Czy naprawdę tak myślimy? Czy
cieszymy się na myśl o odejściu z tego świata?
Co nas ciągnie do nieba? Proponuję, abyśmy skonfrontowali
się z tym pytaniem. Jeśli nic nas tam nie ciągnie, a o gotowość do odejścia
staramy się jedynie dlatego, że nie chcemy trafić do piekła – to w oczach
Bożych nie wygląda to dobrze. Zachodzi potrzeba wzmocnienia motywacji, dla
której niebo obraliśmy za cel naszej ziemskiej wędrówki. Moim zamiarem jest pobudzenie
nas do głębszej refleksji w tym zakresie i wskazanie niezawodnego powodu, dla
którego wierzący ludzie pragną iść do nieba.
Dobrze jest, gdy dostrzegamy krótkotrwałość doczesnego życia
i gdy pociesza nas myśl o wiecznym życiu w Królestwie Bożym. Nie wszystkim dane
jest wierzyć w Boga i w Jego Królestwo. Wiara w Jezusa Chrystusa to nasz wielki
atut. Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim
mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma
zbudowany, wieczny. Dlatego też w tym doczesnym wzdychamy, pragnąc przyoblec
się w domostwo nasze, które jest z nieba [2Ko 5,1-2]. Czy jednak z każdym
dniem życiowej podróży przybliżającej nas do wieczności, cieszymy się i
ekscytujemy coraz bardziej?
Biblia mówi, że zakończenie życia ludzi wierzących na ziemi
jest jednocześnie spotkaniem z Jezusem Chrystusem. Taka jest niezawodna
nadzieja chrześcijan. Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i
trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w
Chrystusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani
będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z
Panem [1Ts 4,16-17]. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i
przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja
jestem, i wy byli [Jn 14,2-3] – obiecał Chrystus Pan. On dotrzymuje słowa,
a więc albo przez śmierć, albo w ramach pochwycenia Kościoła, prawdziwi
chrześcijanie na pewno spotkają się z Umiłowanym Zbawicielem i Panem.
Oczywiście, ważna i pociągająca jest już sama perspektywa
Królestwa Bożego, jako miejsca naszej wieczności. Cieszy nas też myśl o
spotkaniu i społeczności z całym mnóstwem bliskich naszemu sercu braci i sióstr
w Chrystusie, którzy już przekroczyli próg wieczności. Lecz najsilniejszym
bodźcem, najwspanialszym powodem, dla którego chrześcijanina ciągnie do nieba,
jest nadzieja na osobiste spotkanie z Synem Bożym, Jezusem Chrystusem. Taką
nadzieję żywił biblijny Hiob. Lecz ja wiem, że Odkupiciel mój żyje i że jako
ostatni nad prochem stanie! Że potem, chociaż moja skóra jest tak poszarpana,
uwolniony od swego ciała będę oglądał Boga. Tak! Ja sam ujrzę Go i moje oczy
zobaczą Go, nie kto inny. Moje nerki zanikają we mnie za tym tęskniąc [Jb
19,25-27]. Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko
lepiej [Flp 1,23] – napisał apostoł Paweł w natchnieniu Ducha. Kamienowany
Szczepan będąc pełen Ducha Świętego, utkwiwszy wzrok w niebo, ujrzał chwałę
Bożą i Jezusa stojącego po prawicy Bożej i rzekł: Oto widzę niebiosa otwarte i
Syna Człowieczego stojącego po prawicy Bożej [Dz 7,55-56]. I kamienowali
Szczepana, który się modlił tymi słowy: Panie Jezu, przyjmij ducha mego [Dz
7,59].
Piszę te słowa w świadomości, że otacza nas wielu ludzi cielesnego
usposobienia, w tym także osoby nazywające się chrześcijanami, którzy wcale nie
pragną nadejścia Królestwa Bożego. Wielu bowiem z tych, o których często wam
mówiłem, a teraz także z płaczem mówię, postępuje jak wrogowie krzyża
Chrystusowego; końcem ich jest zatracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwałą to,
co jest ich hańbą, myślą bowiem o rzeczach ziemskich. Nasza zaś ojczyzna jest w
niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa, który przemieni
znikome ciało nasze w postać, podobną do uwielbionego ciała swego, tą mocą,
którą też wszystko poddać sobie może [Ef 3,18-21]. Nic dziwnego, że w
otoczeniu ludzi zmysłowych nie znajdujemy zrozumienia ani poparcia dla naszych
marzeń o spotkaniu z Jezusem. Trzeba być zakochanym w Jezusie, aby odczuwać
pociąg do spotkania z Nim.
Ażeby w tym świecie zachować szczere nastawienie na
Królestwo Boże, trzeba nabrać zdrowego dystansu do ludzkich opinii i postaw. Nie
warto przejmować się kimś, kto wkrótce nie będzie miał żadnego znaczenia i kto nie
pomoże nam przejść na drugi brzeg. Bóg, Bóg nasz na wieki wieków, On nas
prowadzi poza śmierć [Ps 48,15]. Dlatego potrzebujemy rozwijać w sobie
miłość do Jezusa i z Nim utrzymywać codzienne kontakty. Szczera miłość do
Jezusa - ona ciągnie chrześcijanina do nieba! Będziesz tedy miłował Pana,
Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli
swojej, i z całej siły swojej [Mk 12,30]. Kto miłuje ojca albo matkę
bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej
niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto nie bierze krzyża swego, a idzie za Mną,
nie jest Mnie godzien. Kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto
straci życie swoje dla Mnie, znajdzie je [Mt 10,37-39] – powiedział Pan.
Kiedyś jeden z czołowych uczniów Jezusa usłyszał pytanie: Szymonie,
synu Jana, miłujesz mnie? Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział:
Miłujesz mnie? I odpowiedział mu: Panie! Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że cię
miłuję [Jn 21,17]. Nie wiem, który raz pytanie o miłość do Jezusa
zabrzmiało w naszych uszach, lecz dzisiaj potraktujmy je jako światło na drogę
do bram Królestwa Bożego. Zakochanie w Jezusie to najlepszy sposób na
pozostawienie wszystkiego bez żalu i radosne przejście do wieczności. Sercem
kocham Jezusa, sercem kocham Jezusa! Zawsze będę Go kochać, bo On pierwszy
ukochał mnie – śpiewamy w niejednym zborze. Śpiewajmy ją całym swoim życiem.
Miłość do Jezusa będzie nas pociągać do nieba.