Sześćdziesiąt pięć lat temu, 1 sierpnia 1944 roku rozpoczęło się Powstanie Warszawskie. Był to zbrojny, trwający 63 dni zryw mieszkańców Warszawy przeciwko Niemcom, którzy od pięciu lat terroryzowali stolicę.
Powszechnie wiadomo, że to Powstanie pociągnęło za sobą ogromne straty. Obok 18 tysięcy powstańców, którzy polegli w walce z hitlerowskim okupantem, zginęło także około 180 tysięcy cywilnej ludności Warszawy. Po upadku powstania przez jakiś czas widać było bezludne morze ruin i tysiące grobów, ale za to do dziś nad Warszawą unosi się chwała moralnego zwycięstwa Polaków.
Nie wdając się w polityczną ocenę zasadności Powstania Warszawskiego, z najwyższym szacunkiem pochylam głowę nad bohaterstwem i patriotyzmem Warszawiaków. Alianci od lat nie rwali się do pomocy. Zbliżająca się Armia Czerwona niosła nie żadną tam wolność, a jedynie inny rodzaj zniewolenia. Nie było na co i na kogo się oglądać. Wydano rozkaz. 1 sierpnia o siedemnastej wybiła godzina „W”.
Chcę dziś z tych tragicznych kart polskiej historii wyczytać przynajmniej jedną poważną refleksję i przenieść ją na grunt duchowy. Nad każdym z nas zbierają się jakieś czarne chmury. Niewola osobistych nałogów, niezgoda w rodzinie, pogarszający się stan zdrowia czy wszędobylska dziś depresja. Temu podobne rzeczy potrafią zatruć nam życie na całego.
W takich okolicznościach niektórzy z nas bezwolnie poddają się przeciwnościom i zaczynają spływać z prądem. Apatia, bezradność a czasem zwykłe lenistwo prowadzi do coraz większego upokorzenia i beznadziejności. Czy jest dla nas jakaś alternatywa? Czy można w jakiś sposób odwrócić te duchowe i psychiczne procesy?
Oczywiście, że można! Wystąpmy przeciwko swojemu grzechowi! Wypowiedzmy poddaństwo swoim nałogom! Weźmy się za bary ze słabościami! Walczmy o wiarę, która jest poważnie zagrożona w naszym życiu. Biblia wzywa nas do sprzeciwienia się Złemu! Przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was [Jk 4,7]. Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć. Przeciwstawcie mu się, mocni w wierze [1Pt 5,8–9].
Problem w tym, że zbyt łatwo dajemy się mu okłamywać i bezradnie rozkładamy ręce przekonani o tym, że nie stać nas już na podjęcie zwycięskiego działania. Jednak Słowo Boże wzywa nas do śmiertelnego zrywu. Mamy wyznaczyć dla siebie godzinę "W". Mamy uchwycić się Chrystusa Jezusa i podjąć walkę, jakkolwiek w naszej ocenie wyglądałyby szanse na zwycięstwo, bo to jest jedyny sposób na to, by z Nim żyć wiecznie! Wy nie opieraliście się jeszcze aż do krwi w walce przeciw grzechowi [Hbr 12,4].
Co stanie się z nami, gdy ogłosimy swoją godzinę „W” i zerwiemy się do walki? Czy nie będzie to przypadkiem porywanie się z motyką na słońce? Czy nie czeka nas klęska, tak jak powstańców warszawskich? Z pewnością nie będzie nam łatwo. Raczej trzeba nam będzie zejść z piedestału, uniżyć się, przeprosić, znieść przykrość upokorzenia. Poznamy smak potu a nawet poleje się krew. Trzeba będzie umierać. W tej walce przecież o to chodzi! Nasza stara natura musi zostać ukrzyżowana przez wiarę w Chrystusa.
Takie przekonanie pierwszych chrześcijan owocowało umartwianiem tego, co w ich ciele było grzesznego. I my również wystąpmy przeciwko grzechowi wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi; kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu. Jeśli tedy umarliśmy z Chrystusem, wierzymy, że też z nim żyć będziemy [Rz 6,6-8]. Oto droga życia! Zawsze bowiem my, którzy żyjemy na śmierć wydawani bywamy, aby i życie Jezusa na śmiertelnym ciele naszym się ujawniło [2Ko 4,11].
Mam jednak dobrą nowinę! Gdy Pan zobaczy, że posłuchaliśmy wezwania Słowa Bożego i ogłosiliśmy osobistą godzinę „W” - przyjdzie nam w sukurs. Prawdziwa to mowa: Jeśli bowiem z nim umarliśmy, z nim też żyć będziemy [2Tm 2,11]. Gdy wezwiemy Jego imienia, na pewno obdarzy nas nowym życiem. Po dwóch dniach wskrzesi nas do życia, trzeciego dnia podniesie nas i będziemy żyli przed jego obliczem [Oz 6,2]. Wówczas prawdziwie za apostołem Pawłem będziemy mogli powtórzyć: Z Chrystusem jestem ukrzyżowany, żyję wiec już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus [Ga 2,20].
Czyż nie dość nam już władzy szatana nad naszym życiem? Powstając, poznamy smak duchowego zwycięstwa. Tylko wtedy nad naszym życiem ukaże się chwała Boża. Przestańmy się mazać i rozczulać nad sobą. Przed nami wielka szansa! Bogu niech będą dzięki, który nam zawsze daje zwycięstwo w Chrystusie [2Ko 2,14].
Słowo Boże zapewnia, że imiona zwycięzców w Chrystusie na wieki są zapisane w niebie! Ale uwaga! Początkiem tego boju i tej chwały jest osobista godzina „W”. Nie zwlekajmy. Przez wiarę wyznaczmy ją dla samych siebie. Zróbmy to teraz.
Dlaczego wszyscy tak podniecają się powstaniem warszawskim?
OdpowiedzUsuńDlaczego chcą z powstania, które było przegrane z samego założenia, i które pochłonęło tysiące istnień ludzkich ztobic święto narodowe?
Dlaczego w takim razie nikt nie chce zrobić święta narodowego z jedynego polskiego zwycięskiego powstania - Powstania wielkopolskiego?