Wielu z nas irytuje uciążliwy hałas panujący na mundialowych stadionach RPA. Afrykańskie trąbki wuwuzele, brzmiące jak zwielokrotnione brzęczenie roju pszczół, mogą doprowadzić do frustracji. Jedna wuwuzela wydaje dźwięk o natężeniu 120 decybeli, czyli jest głośniejsza niż piła tarczowa.
Czyż jednak podobnej porcji decybeli nie serwujemy sobie podczas chrześcijańskich zgromadzeń? Skąd wziął się ten zwyczaj? Czy taka jest potrzeba naszych dusz umęczonych codzienną bieganiną? Czyżby taki wzorzec zgiełkliwych nabożeństw pozostawili nam nasi poprzednicy w wierze?
Nie. Moi ojcowie w wierze stali na straży godności chrześcijańskiego zgromadzenia. Pamiętam, jak swego czasu śp. pastor Sergiusz Waszkiewicz zwrócił się do jednej bardzo hałaśliwie modlącej się kobiety: "Siostro, podejdź do Boga bliżej, to nie będziesz musiała aż tak bardzo krzyczeć". Cóż tedy, bracia? Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu [1Ko 14,26] ... a wszystko niech się odbywa godnie i w porządku [1Ko 14,33].
Nadmierny hałas jest szkodliwy. Coraz więcej mundialowych widzów skarży się na ból głowy i szmery w uszach. Hałas nie tylko negatywnie wpływa na zdrowie ale także utrudnia komunikację. Czytałem, że kapitan reprezentacji Argentyny, Javier Mascherano, użalał się, że z powodu dźwięku wuwuzeli w trakcie meczu z Nigerią nie mógł się porozumieć ze swymi kolegami.
Są oczywiście takie miejsca, gdzie komunikacja interpersonalna wcale nie jest potrzebna, ale chrześcijańskie nabożeństwo w całości jest przecież wzajemną rozmową z Bogiem i ludźmi.
Pamiętam jak swego czasu w trakcie międzyzborowego nabożeństwa zostałem wraz z innymi pastorami wywołany do przodu, by osobom z rozmaitymi potrzebami posługiwać modlitwą. Zachodziła oczywista konieczność, by z każdą kolejną osobą ustalić przyczynę jej wyjścia do przodu i temat modlitwy. Niestety usługująca wówczas grupa muzyczna robiła tak wielki hałas, że moje zmysły odbierały jej ryczące głośniki jako przeszkodę, a nie jako wsparcie w tej modlitwie. Wzajemnie musieliśmy wydzierać się do siebie, a i tak nie za bardzo było wiadomo, o co chodzi. Byłem wewnętrznie zdruzgotany. W rezultacie tamtego doświadczenia postanowiłem sobie, że już nigdy nie dam się wmanewrować w coś takiego.
Było i jest dla mnie zrozumiałe, że wrzaskliwa muzyka, nieprzewidziany hałas i ogólne zakłócenie porządku mogą się przytrafić w trakcie ewangelizacji, gdzieś w miejscach ogólnodostępnych. Duchowi przeciwnicy chętnie korzystają z tej formy sprzeciwu. Tak np. protestowano przeciwko ewangelii zwiastowanej w Efezie. Lecz gdy poznali, że jest Żydem, rozległ się z ust wszystkich jeden krzyk, który trwał około dwóch godzin: Wielka jest Artemida Efeska! [Dz 19,34].
Gwizdy, okrzyki, gromkie skandowanie – to zachowania towarzyszące prowadzeniu jakiejś walki i znane sposoby raczej zakłócania duchowego porządku, aniżeli jego budowania. Nawet znany ze stadionów hałaśliwy doping – jak wskazują najnowsze doświadczenia – powinien mieć jakieś rozsądne granice. W każdym bądź razie afrykańskie wuwuzele te granice z pewnością przekroczyły.
Dlaczego chrześcijańskie zgromadzenie coraz częściej przypomina hałaśliwą dyskotekę, salę koncertową lub stadion, a nie miejsce nastrajające do głębszej refleksji nad swoim życiem i społecznością z Bogiem? Ostatnio w trakcie tzw. uwielbiania w jednym z londyńskich zborów pomyślałem sobie, że część chrześcijan tym różni się od świata, że większość ludzi chodzi na dyskoteki w piątkowy wieczór [i musi za to zapłacić], natomiast oni urządzają sobie darmową dyskotekę w niedzielne przedpołudnie ;)
Czy zastanawialiśmy się dlaczego Bóg powiedział do swojego ludu: Usuń ode mnie wrzask twoich pieśni! I nie chcę słyszeć brzęku twoich harf [Am 5,23]? Może jednak głośną muzyką zawsze nie sprawiamy Bogu aż takiej przyjemności, jak nam się wydaje. Tym bardziej, że nierzadko była ona i nadal bywa oznaką pustki wewnętrznej i duchowej powierzchowności.
Owszem, czasem zachowujemy się bardzo głośno, gdy znajdziemy się w poważnych tarapatach. Głośno wołam do Boga i krzyczę, głośno wołam do Boga, aby mnie usłyszał. Szukam Pana w dniu mej niedoli [Ps 77,2-3]. Podobnie, gdy chcemy wrogom ogłosić wielkość i zwycięstwo Pana. Normalnie jednak do osób nam bliskich się nie wydzieramy. Gdy zaczynamy to robić, to sygnał, że z naszymi relacjami dzieje się coś złego.
Nabożeństwo chrześcijańskie - to spotkanie ludzi sobie bliskich z Najbliższym. Bliskich i głębokich relacji zazwyczaj nie wyraża się zbyt hałaśliwie. Co wy na to?
Witam Bracie Marianie. Dziękuję za ten interesujący tekst. Uważam, że wiele zborów i ich przywódcy, powinni go przeczytać i nad nim(tekstem) się zastanowić. Bo, niestety wzorce zachodnie, szczególnie z USA są przeszczepiane na polski grunt(do naszych zborów). Ja osobiście lubię różnorodną muzykę, graną cicho i głośno. Ale muszę mieć do tego nastrój.Powiem jednak szczerze, że głośna muzyka, a nawet głośne modlitwy jednocześnie wznoszone do Boga nie pozwalają mi na skupieniu się na osobistej rozmowie z Panem.Kiedyś byliśmy z żoną na nabożeństwie w nowo tworzącym się zborze.Był wysoki poziom grupy muzycznej-ładnie grali i pięknie śpiewali. Ale, niestety, robili to tak głośno jednocześnie powtarzając jedną zwrotkę pieśni kilkanaście razy.Powiem szczerze, że czułem się jakbym był na "praniu mózgów".Czy na tym ma polegać natchnienie Duchem Świętym? Może są chrześcijanie, którym to się podoba. Ale my z żoną trafiliśmy do społeczności w Palowicach, gdzie ceni się przede wszystkim modlitwę-tę głośną i tę cichą.A muzyką, graną i śpiewaną w naszym zborze posłużył się Nasz Pan, i ja , agnostyk i wielki grzesznik oddałem Mu swoje życie! Muzyka na chwałę Boga skruszyła moje kamienne serce. Ale nie była to muzyka powodująca migrenę
OdpowiedzUsuńDziwię się takiej chęci uniformizacji rodzaju, głośności i instrumentarium muzycznego w muzyce uwielbieniowej - na nabożeństwach czy poza nimi (w kręgach chrześcijańskich).
OdpowiedzUsuńUważam, że potrzeba nam wiele różnych rodzajów zborów (z najróżniejszą muzyką), bo jest wielu różnych ludzi, do których ewangelia dociera różnymi drogami.
I rzeczywiście - są zapewne również chrześcijanie, którym podoba się głośniejsza, a może i mocniejsza niż smyczki muzyka podczas uwielbienia. Skoro każdy z nas ma prawo wyboru społeczności o muzyce lepiej dopasowanej do jego oczekiwań, czemu odmawiać innym prawa do tego samego?
Nie rozumiem tylko podziału na "nas" i "innych". O kogo tu chodzi, Harry?
OdpowiedzUsuńKażdy z "nas", którzy się tutaj wypowiadamy. Inni - w mojej wypowiedzi - to osoby, które się tutaj nie wypowiadają, a którzy takiej unifikacji mogliby paść ofiarą. :)
OdpowiedzUsuńTaki podział bardzo mnie niepokoi, z przyczyn chyba oczywistych. "Do wolności wyswobodził nas Chrystus" a więc nie do tego, byśmy stawali się bezwolnymi ofiarami jakichkolwiek poczynań liderów czy kogo tam jeszcze. Człowiek narodzony z Ducha sam ma obowiązek kształtować swoją wspólnotę i współuczestniczyć w tym, by stawała się w coraz większym stopniu częścią ciała Chrystusa. A czy wolność ta polega na wolności do poszukiwania wspólnoty zaspokajającej indywidualne potrzeby? Oj, wkraczamy na niebezpieczny grunt... Tak naprawdę chodzi tu przecież nie o indywidualne upodobania a o "Boże upodobania" i umiejętność ich odcztywania. Kwestia muzyki w zborze jest tu tak naprawdę drugorzędna, chodzi o dużo ważniejsze i głębsze pytania - co jest celem uwielbiania czy spotkań wspólnoty. Poczuć się fajnie, miło i zrobić "atmosferę", która nam odpowiada i "pomaga" - czy też naprawdę chwalić Pana. Ja sam zaraz po moim nawróceniu, kiedy zacząłem słuchać muzyki chrześcijaskiej odrzucałem niektóre pieśni ze względu na sposoby wykonania, wtedy odbierane przeze mnie jako staromodne i wręcz śmieszne pod względem estetycznym. Trochę później pokutowałem z powodu takiego patrzenia i oceniania szczerej wiary i niesfałszowanej ekspresji tych wykonawców. Dziś słucham ich bardzo chętnie, bo podążając za moim Mistrzem wiem, że ja też mam obowiązek probować patrzeć na serce człowieka. Chociaż wiem, że to zawsze będą niedoskonałe próby, bo tylko On to potrafi.
OdpowiedzUsuńJarku, nie ma powodów do niepokoju takim podziałem, bo chyba nie sądziłeś, że wszyscy czytają blog pastora Mariana ;). Zadnych innych rozróżnień nie wprowadzam w tym względzie, więc możesz zachować pełny spokój :).
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że umiejętność odczytywania Bożych upodobań jest mniej jednoznaczna (w sprawach drugorzędnych) niż wydaje się to często autorowi bloga oraz nam - komentującym. Ja po prostu proponuję zostawić wolność tam, gdzie istnieje wystarczająco dużo materiału biblijnego (jak - moim zdaniem - w kwestii uwielbienia) na uzasadnienie więcej niż jednej akceptowanej przez Boga formy.
Jak sam przyznajesz zaszła u Ciebie zmiana w ocenie różnych form muzycznego uwielbiania Boga. To chyba jak najbardziej naturalne i nie ma w tym nic złego. Pewnie, że mamy za zadanie współtworzyć życie (w tym uwielbieniowe) danej wspólnoty, ale przecież ostatecznie robimy to w OKRESLONEJ społeczności (zborze) - takim, który naszym zdaniem i zgodnie z naszą oceną standardów biblijnych, czyni to najbardziej zgodnie z naszymi przekonaniami.
A mnie chodzi wyłącznie o to, żeby nie wprowadzać do tego kategorii racji (wierzę, że zrozumiesz moje intencje): jeśli "rację" w danej dziedzinie ma mój zbór, to inne zbory z definicji racji mieć nie mogą :).
Pozdrawiam serdecznie!
Zachęcam autora rozważania do wnikliwego przestudiowania psalmów,które w sposób jednoznaczny pokazują stosunek Boga do uwielbienia- w kilkudziesięciu psalmach jest mowa o głośnym graniu,klaskaniu,pląsaniu,wykrzykiwaniu Bogu-oczywiście.
OdpowiedzUsuńPs.98 4-6 "Weselcie się,cieszcie się i grajcie!Grajcie Panu na cytrze i GŁOŚNO śpiewajcie! Na trąbach i głośnych rogach, grajcie przed Królem,Panem!" A w psalmie 47 "Wszystkie narody klaskajcie w dłonie! Wykrzykujcie Bogu głosem radosnym,
Wstępuje Bóg wśród radosnych okrzyków,Pan przy odgłosie trąb.Grajcie Bogu grajcie,grajcie Królowi naszemu grajcie!
Wyobrażam sobie reakcję gdyby na nabożeństwie ktoś zadął w trąbę albo róg -po prostu zwiedzenie. Samo klaskanie w dłonie jest kontrowersyjne a o pląsaniu już nie wspomnę- świecka dyskoteka.Chrześcijanom przeszkadza tak wiele rzeczy a może sie okazać że naszemu Bogu to nie przeszkadza.Wydaje mi się,że w niebie wcale nie będzie cicho i jedną jak nie jedyną rzeczą,którą będziemy robić na wieki jest uwielbianie Boga ! Zajmijmy sie tym do czego powołał nas Pan Jezus a nie tym ,czy w jednym zborze muzyka gra za głośno a w innym za cicho.
@mery: Psalm 98 to psalm eschatologiczny, zapowiadający ostateczne przyjście Jahwe, by osądzić ziemię i ukazujący podniosłość tego wydarzenia. Nie opisuje on atmosfery bliskiej relacji Ojca z dziećmi, Nauczyciela ze swoimi uczniami, Oblubieńca z oblubienicą...
OdpowiedzUsuńCzytam wnikliwie Psalmy. Przeprowadzam też ich egzegezę, pamiętając przy tym, że jest to poezja hebrajska, pełna metaforycznych obrazów.
Warto przyjrzeć się, co na ten temat znajdujemy w Nowym Testamencie, w nauce apostolskiej? Jak uwielbianie Boga praktykowali ludzie napełnieni Duchem Świętym? Jak Jezus modlił się i uwielbiał Ojca? On jest dla nas wzorem!