Dziś trzydziesta rocznica wprowadzenia w Polsce kartek na mięso i wędliny. 28 lutego 1981 roku, realizując jeden z 21 postulatów strajków sierpniowych, rząd PRL rozpoczął reglamentowaną sprzedaż mięsa i wędlin. Później system kartkowy rozszerzono na kolejne produkty żywnościowe jak np. mąka, masło, ryż i kasza, a także na mydło, proszek do prania, benzynę itd. Dziś jednak parę zdań o samym mięsie.
Swego czasu Izraelici na pustyni też odczuli brak mięsa i zaczęli się go domagać. Tak natarczywie to robili, że Bóg odpowiedział: Usłyszałem szemranie synów izraelskich. Powiedz im tak: O zmierzchu będziecie jedli mięso, a rano nasycicie się chlebem i poznacie, że Ja, Pan, jestem Bogiem waszym. I stało się pod wieczór, że nadleciały przepiórki i pokryły obóz [2Mo 16,12–13].
Gdy zaglądamy do innego opisu tego wydarzenia, odkrywamy jednak, że te przepiórki nie były normalnym spełnieniem prośby. I zerwał się wicher zesłany przez Pana, przywiał od morza przepiórki i rzucił na obóz, na dzień drogi z jednej i na dzień drogi z drugiej strony, wokół obozu, mniej więcej dwa łokcie na ziemi. I zabrał się lud do zbierania przepiórek przez cały ten dzień i przez całą noc, i przez cały dzień następny. Nawet ten, co najmniej zebrał, miał dziesięć chomerów. I rozłożyli je sobie wokoło obozu. Lecz gdy mięso było jeszcze między ich zębami, zanim zostało ono spożyte, zapłonął gniew Pana przeciwko ludowi. Pan zadał ludowi bardzo ciężki cios [4Mo 11,31–33].
Dlaczego więc Bóg spełnił żądanie ludu? Bóg w ten sposób dał ludowi wyraźnie do zrozumienia, że brak mięsa nie był spowodowany jakąś zwykłą niemożliwością z Jego strony. On na rozmaite sposoby jest w stanie w każdej chwili zaopatrzyć nas we wszystko. A Bóg mój zaspokoi wszelką potrzebę waszą według bogactwa swego w chwale, w Chrystusie Jezusie [Flp 4,19]. Niewiara w to jest poważnym uchybieniem w stosunku do Wszechmocnego.
Że czegoś w danej chwili nie mamy, wcale nie znaczy, że Bóg o nas zapomniał, albo że nie jest w stanie nam tego dać. Trzeba nam w takich chwilach okazywać zaufanie, że On wie, czego potrzebujemy i zawsze działa w miłości, dla naszego dobra. Gdy więc czegoś w danej chwili nam nie daje, chociaż w pokorze przedłożyliśmy Mu naszą potrzebę, to znaczy, że - póki co - tak ma być. W przypadku Izraela na pustyni z pewnością chodziło o to, żeby ciężki los i niedogodności pustyni motywowały go do szybszego zmierzania do Ziemi Obiecanej.
Chrześcijanin każde okoliczności potrafi przyjąć dobrym sercem. Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek. Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie [Flp 4,11–13]. Gdy czegoś nie mam i wciąż nie dostaję, chociaż poprosiłem, to znaczy, że gdybym otrzymał, to mogłoby to odwrócić moje serce od celu, do którego powinienem wytrwale zdążać.
Podsumowując: Trzydzieści lat temu Rząd PRL wprowadził kartki, żeby dać ludziom mięso, bo znalazł się pod silną presją strajków. Bóg natomiast dając Izraelitom mięso na pustyni wcale nie musiał tego robić. Na Nim niczego nie można wymusić. Czytamy jednak, że wręcz zasypał ich mięsem. Dostali to, czego tak bardzo chcieli, lecz - uwaga! - jeszcze tego samego dnia Bóg ukarał tych, którzy w buncie i niewierze podnieśli gęby przeciwko Niemu.
Jaki z tego wniosek? To, że czasem otrzymujemy coś, czego uporczywie się domagaliśmy, nie oznacza automatycznie, że jest to znakiem błogosławieństwa Bożego w naszym życiu. Nie każde zdobyte mięso okazuje się pożyteczne...
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
26 lutego, 2011
Nie jesteś pośrodku!
Wielu ludzi szczyci się swoją neutralnością. Podkreślają, że nie są ani po jednej, ani po drugiej stronie. Celowo nie określają swojego stanowiska w różnych, zwłaszcza w kontrowersyjnych kwestiach. Nikogo nie osądzają. Na wszystko są otwarci. Nie są ani "za", ani "przeciw", albo – mówiąc słowami klasyka – zazwyczaj są "za, a nawet przeciw".
Na pozór wydaje się to być postawą całkiem rozsądną. Dzięki temu nikt nie może im zarzucić jakiejkolwiek skrajności. Nie narażają się żadnej ze stron. Zdają się tolerować wszystko, a i sami są do zaakceptowania przez wszystkich. W każdej chwili też, w razie czego, mogą zająć pozycję, która lepiej rokuje na przyszłość.
Czy jednak taka neutralność możliwa jest również w sferze duchowej? Czy prawdziwy chrześcijanin może nie zajmować żadnego stanowiska? Czy może ciągle być gdzieś pośrodku, po części przy Bogu, a częściowo po stronie świata? Czy może flirtować z nieczystością i jednocześnie się uświęcać?
W świetle słów Jezusa takiej możliwości nie ma. Nikt nie może dwóm panom służyć. Albo bowiem jednego znienawidzi a drugiego pokocha, albo jednego trzymał się będzie, a drugiego zlekceważy. Nie możecie Bogu służyć i mamonie [Mt 6,24 wg Gr. – Pol. NT]. Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim [Łk 14,33].
Zawsze, gdy ludzie żyjący w przymierzu z Bogiem rozluźniali z Nim swoją więź i stawali się coraz bardziej jak gdyby neutralni, Bóg wzywał ich do ponownego określenia stanowiska. A jeśliby się wam wydawało, że źle jest służyć Panu, to wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć [Jo 24,15]. Jak długo będziecie kuleć na dwie strony? Jeżeli Pan jest Bogiem, idźcie za nim, a jeżeli Baal, idźcie za nim! [1Kr 18,21]. Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga [Jk 4,4].
W świetle Biblii widać wyraźnie, że z duchowego punktu widzenia nikt nie jest neutralny, choćby nawet bardzo chciał - póki co - taką pozycję zachować. Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie, a kto ze mną nie zbiera, rozprasza [Mt 12,30]. Ani ja, ani ty, nie jesteśmy pośrodku! Niewygodna to prawda. Zmusza mnie dziś do ponownego sprawdzenia i określenia swojej pozycji. A ty, jak myślisz, po której jesteś stronie?
Na pozór wydaje się to być postawą całkiem rozsądną. Dzięki temu nikt nie może im zarzucić jakiejkolwiek skrajności. Nie narażają się żadnej ze stron. Zdają się tolerować wszystko, a i sami są do zaakceptowania przez wszystkich. W każdej chwili też, w razie czego, mogą zająć pozycję, która lepiej rokuje na przyszłość.
Czy jednak taka neutralność możliwa jest również w sferze duchowej? Czy prawdziwy chrześcijanin może nie zajmować żadnego stanowiska? Czy może ciągle być gdzieś pośrodku, po części przy Bogu, a częściowo po stronie świata? Czy może flirtować z nieczystością i jednocześnie się uświęcać?
W świetle słów Jezusa takiej możliwości nie ma. Nikt nie może dwóm panom służyć. Albo bowiem jednego znienawidzi a drugiego pokocha, albo jednego trzymał się będzie, a drugiego zlekceważy. Nie możecie Bogu służyć i mamonie [Mt 6,24 wg Gr. – Pol. NT]. Tak więc każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim [Łk 14,33].
Zawsze, gdy ludzie żyjący w przymierzu z Bogiem rozluźniali z Nim swoją więź i stawali się coraz bardziej jak gdyby neutralni, Bóg wzywał ich do ponownego określenia stanowiska. A jeśliby się wam wydawało, że źle jest służyć Panu, to wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć [Jo 24,15]. Jak długo będziecie kuleć na dwie strony? Jeżeli Pan jest Bogiem, idźcie za nim, a jeżeli Baal, idźcie za nim! [1Kr 18,21]. Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga [Jk 4,4].
W świetle Biblii widać wyraźnie, że z duchowego punktu widzenia nikt nie jest neutralny, choćby nawet bardzo chciał - póki co - taką pozycję zachować. Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie, a kto ze mną nie zbiera, rozprasza [Mt 12,30]. Ani ja, ani ty, nie jesteśmy pośrodku! Niewygodna to prawda. Zmusza mnie dziś do ponownego sprawdzenia i określenia swojej pozycji. A ty, jak myślisz, po której jesteś stronie?
25 lutego, 2011
Smoleńsk i lepsze dni
Dziś rocznica kapitulacji Rosjan pod Smoleńskiem. Nie wszyscy wiedzą, że na początku XVII wieku wschodnie granice I Rzeczypospolitej sięgały aż ponad sto kilometrów poza Smoleńsk. Ziemie te zostały zdobyte w 1611 roku przez nasze wojska w czasie wojny polsko-rosyjskiej 1609-1618, co na jakiś czas umożliwiało powrót do idei utworzonego tam w 1508 roku województwa smoleńskiego.
Rosjanie nie mogli się pogodzić z tym upokorzeniem ze strony Rzeczypospolitej. Wyczekiwali sposobności, żeby zaatakować i ponownie zająć Smoleńszczyznę, zwłaszcza, że Smoleńsk miał wtedy duże znaczenie strategiczne. Uznali, że taki czas nastąpił po śmierci króla Polski Zygmunta III Wazy. Korzystając z chwilowego bezkrólewia, 30 września 1632 roku wojska rosyjskie przekroczyły granice Rzeczypospolitej i w połowie października rozpoczęły oblężenie Smoleńska.
Twierdza Smoleńsk pod dowództwem wojewody smoleńskiego Aleksandra Korwina nomen omen Gosiewskiego, prawie cały rok broniła się dzielnie wyczekując przybycia króla Władysława IV z odsieczą, co nastąpiło na początku września 1633 roku. Wtedy losy wojny przechyliły się na drugą stronę. 25 lutego 1634 roku nastąpiła kapitulacja armii rosyjskiej pod Smoleńskiem i miasto przez kolejne dwadzieścia lat było w polskich rękach.
W czym tkwiła tajemnica tak skutecznej obrony Smoleńska? Otóż wojewoda Gosiewski widząc zagrożenie ze strony Rosji czym prędzej skupił się na odpowiednich przygotowaniach do odparcia spodziewanego ataku. Znając słabości murów fortyfikacji, notabene dzięki którym Polacy ją zdobyli, przystąpił do przebudowy i umocnienia murów obronnych Smoleńska. Intensywnie zaczął też gromadzić zapasy żywności i amunicji a także starał się jak najwięcej dowiedzieć o moskiewskich przygotowaniach wojennych. To właśnie dzięki temu Smoleńsk przetrwał oblężenie a groźny najeźdźca musiał upaść na twarz przed królem Polski [patrz foto].
Czego uczę się z tej lekcji historii jako chrześcijanin? Biblia wzywa i ostrzega: Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć [1Pt 5,8]. Jak powinienem na to objawienie zareagować? Roztropny, widząc zło, kryje się: prostaczkowie idą dalej i ponoszą szkodę [Prz 27,12].
Mając świadomość zagrożenia i spodziewając się duchowego ataku, chcę się zachować roztropnie. Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi. Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich. Dlatego weźcie całą zbroję Bożą, abyście mogli stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się [Ef 6,11–13].
I jeszcze jedno: Historia lubi się powtarzać. Wróg ludzkiej duszy, nawet jeżeli zostanie przepędzony, wciąż pozostaje niebezpieczny i z pewnością – niczym sprawa Smoleńska – któregoś dnia znowu powróci. A gdy dokończył diabeł kuszenia, odstąpił od niego do pewnego czasu [Łk 4,13]. Dopiero wtedy, gdy wyląduje w jeziorze ognistym ostatecznie przestanie nam zagrażać.
Dlatego więc, nawet jeżeli aktualnie mamy nieco lepsze dni, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy jego.
Rosjanie nie mogli się pogodzić z tym upokorzeniem ze strony Rzeczypospolitej. Wyczekiwali sposobności, żeby zaatakować i ponownie zająć Smoleńszczyznę, zwłaszcza, że Smoleńsk miał wtedy duże znaczenie strategiczne. Uznali, że taki czas nastąpił po śmierci króla Polski Zygmunta III Wazy. Korzystając z chwilowego bezkrólewia, 30 września 1632 roku wojska rosyjskie przekroczyły granice Rzeczypospolitej i w połowie października rozpoczęły oblężenie Smoleńska.
Twierdza Smoleńsk pod dowództwem wojewody smoleńskiego Aleksandra Korwina nomen omen Gosiewskiego, prawie cały rok broniła się dzielnie wyczekując przybycia króla Władysława IV z odsieczą, co nastąpiło na początku września 1633 roku. Wtedy losy wojny przechyliły się na drugą stronę. 25 lutego 1634 roku nastąpiła kapitulacja armii rosyjskiej pod Smoleńskiem i miasto przez kolejne dwadzieścia lat było w polskich rękach.
W czym tkwiła tajemnica tak skutecznej obrony Smoleńska? Otóż wojewoda Gosiewski widząc zagrożenie ze strony Rosji czym prędzej skupił się na odpowiednich przygotowaniach do odparcia spodziewanego ataku. Znając słabości murów fortyfikacji, notabene dzięki którym Polacy ją zdobyli, przystąpił do przebudowy i umocnienia murów obronnych Smoleńska. Intensywnie zaczął też gromadzić zapasy żywności i amunicji a także starał się jak najwięcej dowiedzieć o moskiewskich przygotowaniach wojennych. To właśnie dzięki temu Smoleńsk przetrwał oblężenie a groźny najeźdźca musiał upaść na twarz przed królem Polski [patrz foto].
Czego uczę się z tej lekcji historii jako chrześcijanin? Biblia wzywa i ostrzega: Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć [1Pt 5,8]. Jak powinienem na to objawienie zareagować? Roztropny, widząc zło, kryje się: prostaczkowie idą dalej i ponoszą szkodę [Prz 27,12].
Mając świadomość zagrożenia i spodziewając się duchowego ataku, chcę się zachować roztropnie. Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi. Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich. Dlatego weźcie całą zbroję Bożą, abyście mogli stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się [Ef 6,11–13].
I jeszcze jedno: Historia lubi się powtarzać. Wróg ludzkiej duszy, nawet jeżeli zostanie przepędzony, wciąż pozostaje niebezpieczny i z pewnością – niczym sprawa Smoleńska – któregoś dnia znowu powróci. A gdy dokończył diabeł kuszenia, odstąpił od niego do pewnego czasu [Łk 4,13]. Dopiero wtedy, gdy wyląduje w jeziorze ognistym ostatecznie przestanie nam zagrażać.
Dlatego więc, nawet jeżeli aktualnie mamy nieco lepsze dni, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy jego.
24 lutego, 2011
Żałosna przesada w myśleniu o sobie
W tych dniach świat przygląda się Libii. Większość Libijczyków chce odejścia dyktatora, który przejął władzę w 1969 roku na drodze wojskowego zamachu stanu. Leje się krew, giną ludzie, życie ulega coraz większej destabilizacji a Muammar Kadafi nie zamierza ustępować. Oświadczył, że jest libijskim wojownikiem, który przyniósł Libijczykom chwałę i raczej umrze jako męczennik, niż dobrowolnie zrezygnuje z władzy.
Oto przykład jakim omamem dla człowieka może stać się władza i pieniądze. Wszystko wokoło przemawia za tym, że najwyższy czas już odejść, a facet z uporem maniaka powtarza, że jest dla Libii niezbędny i tego urojenia gotów jest bronić nawet za cenę krzywdzenia innych.
Patrząc na sytuację Libii w świetle Biblii mam dwie uwagi: 1. Każda tyrania ma swój kres, nawet jeśli wydaje się nie do ruszenia. Czy można odebrać mocarzowi łup albo czy mogą zbiec jeńcy tyrana? Tak mówi Pan: I jeńcy mocarza zostaną odbici i łup wymknie się tyranowi, gdyż Ja rozprawię się z twoimi przeciwnikami i Ja wybawię twoich synów [Iz 49,24–25]. Gdy na Bożym zegarze wybije końcowa godzina dla bezbożnego, spojrzysz na miejsce jego, a już go nie będzie [Ps 37,10].
2. Potrzeba nam stałej świadomości, że wszystko co mamy i kim jesteśmy pochodzi z łaski Bożej. Ale z łaski Boga jestem tym, czym jestem [1Ko 15,10]. Inaczej można się zapętlić w przekonaniu o swoim znaczeniu i wartości do tego stopnia, że się zupełnie zatraci trzeźwość w ocenie samego siebie. Powiadam bowiem każdemu spośród was, mocą danej mi łaski, by nie rozumiał o sobie więcej, niż należy rozumieć, lecz by rozumiał z umiarem stosownie do wiary, jakiej Bóg każdemu udzielił [Rz 12,3].
Niestety, znam ludzi, także w środowiskach ewangelicznych, którzy wyraźnie przesadzają w poczuciu własnej wartości. Bardzo bym chciał aż do końca zachować trzeźwą ocenę swojego miejsca w szeregu i w myśleniu o sobie nigdy nie popaść w żadną przesadę. Nie bądźcie wyniośli, lecz się do niskich skłaniajcie; nie uważajcie sami siebie za mądrych [Rz 12,16]. Albowiem nie ten, kto sam siebie zaleca, jest wypróbowany, ale ten, kogo Pan poleca [2Ko 10,18].
Gdy patrzę dziś na Libię, nachodzi mnie także inna jeszcze refleksja. Czy aby czasem przewalająca się przez świat arabski rewolucja nie jest cząstką szerzej zakrojonych przygotowań do wydarzeń zapowiedzianych przez proroka Daniela?
A w czasach ostatecznych zetrze się z nim król południa. Lecz król północy uderzy na niego z wozami, jeźdźcami i z wielu okrętami; wtargnie do krajów i zaleje je jak powódź. Wtargnie i do prześlicznej ziemi, a wtedy padną dziesiątki tysięcy; lecz rąk jego ujdą: Edom i Moab, i główna część Amonitów. A gdy wyciągnie swoją rękę po kraje, nawet ziemia egipska nie ocaleje. Opanuje on skarby złota i srebra i wszystkie klejnoty egipskie. Libijczycy i Kuszyci pójdą w jego orszaku. Wtem przestraszą go wieści ze wschodu i północy, dlatego wyruszy w wielkiej złości, aby wygubić i wytępić wielu. I rozbije wspaniałe swoje namioty między morzem i prześliczną świętą górą. Wtedy dojdzie do swojego kresu i nikt mu nie pomoże [Dn 11,40–45].
Te tajemnicze słowa zdają się brzmieć mi coraz bardziej intrygująco...
Oto przykład jakim omamem dla człowieka może stać się władza i pieniądze. Wszystko wokoło przemawia za tym, że najwyższy czas już odejść, a facet z uporem maniaka powtarza, że jest dla Libii niezbędny i tego urojenia gotów jest bronić nawet za cenę krzywdzenia innych.
Patrząc na sytuację Libii w świetle Biblii mam dwie uwagi: 1. Każda tyrania ma swój kres, nawet jeśli wydaje się nie do ruszenia. Czy można odebrać mocarzowi łup albo czy mogą zbiec jeńcy tyrana? Tak mówi Pan: I jeńcy mocarza zostaną odbici i łup wymknie się tyranowi, gdyż Ja rozprawię się z twoimi przeciwnikami i Ja wybawię twoich synów [Iz 49,24–25]. Gdy na Bożym zegarze wybije końcowa godzina dla bezbożnego, spojrzysz na miejsce jego, a już go nie będzie [Ps 37,10].
2. Potrzeba nam stałej świadomości, że wszystko co mamy i kim jesteśmy pochodzi z łaski Bożej. Ale z łaski Boga jestem tym, czym jestem [1Ko 15,10]. Inaczej można się zapętlić w przekonaniu o swoim znaczeniu i wartości do tego stopnia, że się zupełnie zatraci trzeźwość w ocenie samego siebie. Powiadam bowiem każdemu spośród was, mocą danej mi łaski, by nie rozumiał o sobie więcej, niż należy rozumieć, lecz by rozumiał z umiarem stosownie do wiary, jakiej Bóg każdemu udzielił [Rz 12,3].
Niestety, znam ludzi, także w środowiskach ewangelicznych, którzy wyraźnie przesadzają w poczuciu własnej wartości. Bardzo bym chciał aż do końca zachować trzeźwą ocenę swojego miejsca w szeregu i w myśleniu o sobie nigdy nie popaść w żadną przesadę. Nie bądźcie wyniośli, lecz się do niskich skłaniajcie; nie uważajcie sami siebie za mądrych [Rz 12,16]. Albowiem nie ten, kto sam siebie zaleca, jest wypróbowany, ale ten, kogo Pan poleca [2Ko 10,18].
Gdy patrzę dziś na Libię, nachodzi mnie także inna jeszcze refleksja. Czy aby czasem przewalająca się przez świat arabski rewolucja nie jest cząstką szerzej zakrojonych przygotowań do wydarzeń zapowiedzianych przez proroka Daniela?
A w czasach ostatecznych zetrze się z nim król południa. Lecz król północy uderzy na niego z wozami, jeźdźcami i z wielu okrętami; wtargnie do krajów i zaleje je jak powódź. Wtargnie i do prześlicznej ziemi, a wtedy padną dziesiątki tysięcy; lecz rąk jego ujdą: Edom i Moab, i główna część Amonitów. A gdy wyciągnie swoją rękę po kraje, nawet ziemia egipska nie ocaleje. Opanuje on skarby złota i srebra i wszystkie klejnoty egipskie. Libijczycy i Kuszyci pójdą w jego orszaku. Wtem przestraszą go wieści ze wschodu i północy, dlatego wyruszy w wielkiej złości, aby wygubić i wytępić wielu. I rozbije wspaniałe swoje namioty między morzem i prześliczną świętą górą. Wtedy dojdzie do swojego kresu i nikt mu nie pomoże [Dn 11,40–45].
Te tajemnicze słowa zdają się brzmieć mi coraz bardziej intrygująco...
23 lutego, 2011
Czy chrześcijanin może mieć depresję?
Dziś przypada Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Depresja to choroba, która corocznie zbiera ogromne żniwa. Według Światowej Organizacji Zdrowia w ciągu ostatnich lat uplasowała się ona na czwartym miejscu wśród głównych zaburzeń cywilizacyjnych w Europie. Według specjalistów w samej tylko Polsce stany depresyjne występują u niemal półtora miliona dorosłych osób.
Główne objawy tej przykrej dysfunkcji to – pogarszający się nastrój, uczucie ciągłego zmęczenia, zaburzenia snu, apetytu, spadek masy ciała czy stopniowo pojawiające się myśli samobójcze. Wydawać by się mogło, że takie objawy dotykają od czasu do czasu każdego człowieka. Jednak gdy coś takiego nie ustępuje przez całe tygodnie, najwyraźniej mamy do czynienia z depresją. Jak jej zaradzić?
Nie będę tu skupiać się na radach z zimowych numerów pism kobiecych typu: Dodaj światła swemu życiu. Zażyj słońca w solarium, odwiedź gabinet kosmetyczny, czy podaruj sobie seans w kapsule SPA. Czynnie uprawiaj sport... Gdyby coś takiego leczyło z depresji, to o walce z nią w ogóle nie byłoby dziś mowy.
Jak powinna wyglądać walka z depresją w świetle Biblii? Słowo Boże naucza, że ludzie żyjący w bliskiej społeczności z Bogiem mają pewne zabezpieczenie przed depresją. Co jak co, ale duszę to prawdziwy chrześcijanin ma zdrową. Na tyle zdrową, że może ona być wzorem dla zdrowia i powodzenia w innych sferach życia. Modlę się o to, aby ci się we wszystkim dobrze powodziło i abyś był zdrów tak, jak dobrze się ma dusza twoja [3Jn 1,2].
Tajemnica tej równowagi i wewnętrznej mocy tkwi w duchowym odrodzeniu, powierzeniu swego całego życia Bogu i codziennym chodzeniu w Duchu Świętym. Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu. A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie [Flp 4,6–7].
Wszystkim więc, którzy są nękani jakąkolwiek odmianą depresji mam dobrą wiadomość: Syn Boży, Jezus Chrystus was zaprasza: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie [Mt 11,28]. Odwrócenie się od grzechu i nawrócenie się całym sercem do Jezusa – czyli prawdziwa pokuta – przynosi ludzkiej duszy niesamowitą ulgę.
Tak wygląda ta sprawa w świetle Biblii. Gdy człowiekowi jest źle, powinien zwrócić się z tym do Jezusa Chrystusa. Gdziekolwiek jest, niech ukorzy się przed Bogiem i szczerze poprosi o pomoc. Z głębokości wołam do ciebie, Panie! Panie, wysłuchaj głosu mojego! Nakłoń uszu swych na głos błagania mego! [Ps 130,1–2].
Nie mówię tu o modlitwie zdawkowej, o wypowiedzeniu kilku słów formalnej prośby. Mam na myśli żarliwe i szczere zawołanie do Pana Jezusa, łzy pokuty, wylanie duszy przed Bogiem. Takiej modlitwy Bóg nie pozostawi bez odpowiedzi. Wszakże każdy, kto będzie wzywał imienia Pańskiego, zbawiony będzie [Dz 2,21].
Powiedz: Czemu rozpaczasz, duszo moja i czemu drżysz we mnie? Ufaj Bogu, gdyż jeszcze sławić go będę: On jest zbawieniem moim i Bogiem moim! [Ps 43,5].
Główne objawy tej przykrej dysfunkcji to – pogarszający się nastrój, uczucie ciągłego zmęczenia, zaburzenia snu, apetytu, spadek masy ciała czy stopniowo pojawiające się myśli samobójcze. Wydawać by się mogło, że takie objawy dotykają od czasu do czasu każdego człowieka. Jednak gdy coś takiego nie ustępuje przez całe tygodnie, najwyraźniej mamy do czynienia z depresją. Jak jej zaradzić?
Nie będę tu skupiać się na radach z zimowych numerów pism kobiecych typu: Dodaj światła swemu życiu. Zażyj słońca w solarium, odwiedź gabinet kosmetyczny, czy podaruj sobie seans w kapsule SPA. Czynnie uprawiaj sport... Gdyby coś takiego leczyło z depresji, to o walce z nią w ogóle nie byłoby dziś mowy.
Jak powinna wyglądać walka z depresją w świetle Biblii? Słowo Boże naucza, że ludzie żyjący w bliskiej społeczności z Bogiem mają pewne zabezpieczenie przed depresją. Co jak co, ale duszę to prawdziwy chrześcijanin ma zdrową. Na tyle zdrową, że może ona być wzorem dla zdrowia i powodzenia w innych sferach życia. Modlę się o to, aby ci się we wszystkim dobrze powodziło i abyś był zdrów tak, jak dobrze się ma dusza twoja [3Jn 1,2].
Tajemnica tej równowagi i wewnętrznej mocy tkwi w duchowym odrodzeniu, powierzeniu swego całego życia Bogu i codziennym chodzeniu w Duchu Świętym. Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu. A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie [Flp 4,6–7].
Wszystkim więc, którzy są nękani jakąkolwiek odmianą depresji mam dobrą wiadomość: Syn Boży, Jezus Chrystus was zaprasza: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie [Mt 11,28]. Odwrócenie się od grzechu i nawrócenie się całym sercem do Jezusa – czyli prawdziwa pokuta – przynosi ludzkiej duszy niesamowitą ulgę.
Tak wygląda ta sprawa w świetle Biblii. Gdy człowiekowi jest źle, powinien zwrócić się z tym do Jezusa Chrystusa. Gdziekolwiek jest, niech ukorzy się przed Bogiem i szczerze poprosi o pomoc. Z głębokości wołam do ciebie, Panie! Panie, wysłuchaj głosu mojego! Nakłoń uszu swych na głos błagania mego! [Ps 130,1–2].
Nie mówię tu o modlitwie zdawkowej, o wypowiedzeniu kilku słów formalnej prośby. Mam na myśli żarliwe i szczere zawołanie do Pana Jezusa, łzy pokuty, wylanie duszy przed Bogiem. Takiej modlitwy Bóg nie pozostawi bez odpowiedzi. Wszakże każdy, kto będzie wzywał imienia Pańskiego, zbawiony będzie [Dz 2,21].
Powiedz: Czemu rozpaczasz, duszo moja i czemu drżysz we mnie? Ufaj Bogu, gdyż jeszcze sławić go będę: On jest zbawieniem moim i Bogiem moim! [Ps 43,5].
22 lutego, 2011
Cud na lodzie
Był rok 1980. XIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Lake Placid, w stanie Nowy Jork, weszły w fazę rozstrzygnięć finałowych. 22 lutego przyszła pora na mecz rundy medalowej hokeja na lodzie mężczyzn, pomiędzy drużynami Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego.
Zespół ZSRR od wielu lat był bez wątpienia najlepszy na świecie. Złożona więc z zawodników amatorów drużyna USA, wychodząc naprzeciw tak utytułowanego faworyta, mogła się czuć, jak Dawid stający oko w oko z Goliatem...
Stało się jednak coś niesamowitego, co natychmiast okrzyknięto "Cudem na lodzie" (ang. "Miracle on Ice"). Prowadzony przez trenera Herb'a Brooks'a amerykański zespół pokonał doświadczoną drużynę ZSRR 4:3. Mało tego, zaraz potem Amerykanie zwyciężyli jeszcze w meczu finałowym Finlandię i zdobyli złoty medal!
Zwycięstwo Amerykanów było na tyle niezwykłe, że wiele lat później, w 2008 roku, Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie (IIHF) w ramach obchodów 100-lecia swojego istnienia, wybrała "Cud na lodzie" jako wydarzenie stulecia numer 1 w międzynarodowej historii hokeja.
Wspominając dziś "Cud na lodzie" chcę zwrócić uwagę na przygotowania obydwu drużyn do rundy medalowej tych rozgrywek. Trener drużyny radzieckiej, Viktor Tichonov dał swoim najlepszym zawodnikom wolne i zalecił, żeby się skupili raczej na obmyślaniu taktyki gry, niż na samym trenowaniu na lodzie. Trener amerykański natomiast kazał swoim zawodnikom do samego końca ciężko pracować na lodzie, doskonaląc grę i wychwytując ich słabe punkty. Amerykański sposób przygotowania zawodników do meczu najwyraźniej okazał się lepszy.
Każdy prawdziwy chrześcijanin stoi w obliczu finałowych rozstrzygnięć. Dopóki nie przyjdzie Pan i nie zabierze nas do siebie, nie pora na robienie sobie wolnego. Ale ty bądź czujny we wszystkim, cierp, wykonuj pracę ewangelisty, pełnij rzetelnie służbę swoją [2Tm 4,5]. Szczęśliwy ów sługa, którego pan jego, gdy przyjdzie, zastanie tak czyniącego [Mt 24,46]. Duch Święty dziś jeszcze nikomu nie daje komendy – "spocznij!" A kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony [Mt 24,13].
Tuż przed samą grą trener Brooks głośno odczytał swoim zawodnikom trzy stwierdzenia: Urodziłeś się, aby być graczem! Miałeś tu być właśnie dzisiaj! Ta chwila należy do Ciebie!
A co mogę o sobie powiedzieć? Urodziłem się, by służyć Panu Jezusowi Chrystusowi. Znam swoje miejsce i rolę w tej służbie. Niczego więc nie będę odkładał na potem i nie będę sobie robił żadnego wolnego. Okażę się sługą wiernym i roztropnym. Szczególnie dzisiaj - bo ta chwila należy do mnie!
Zespół ZSRR od wielu lat był bez wątpienia najlepszy na świecie. Złożona więc z zawodników amatorów drużyna USA, wychodząc naprzeciw tak utytułowanego faworyta, mogła się czuć, jak Dawid stający oko w oko z Goliatem...
Stało się jednak coś niesamowitego, co natychmiast okrzyknięto "Cudem na lodzie" (ang. "Miracle on Ice"). Prowadzony przez trenera Herb'a Brooks'a amerykański zespół pokonał doświadczoną drużynę ZSRR 4:3. Mało tego, zaraz potem Amerykanie zwyciężyli jeszcze w meczu finałowym Finlandię i zdobyli złoty medal!
Zwycięstwo Amerykanów było na tyle niezwykłe, że wiele lat później, w 2008 roku, Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie (IIHF) w ramach obchodów 100-lecia swojego istnienia, wybrała "Cud na lodzie" jako wydarzenie stulecia numer 1 w międzynarodowej historii hokeja.
Wspominając dziś "Cud na lodzie" chcę zwrócić uwagę na przygotowania obydwu drużyn do rundy medalowej tych rozgrywek. Trener drużyny radzieckiej, Viktor Tichonov dał swoim najlepszym zawodnikom wolne i zalecił, żeby się skupili raczej na obmyślaniu taktyki gry, niż na samym trenowaniu na lodzie. Trener amerykański natomiast kazał swoim zawodnikom do samego końca ciężko pracować na lodzie, doskonaląc grę i wychwytując ich słabe punkty. Amerykański sposób przygotowania zawodników do meczu najwyraźniej okazał się lepszy.
Każdy prawdziwy chrześcijanin stoi w obliczu finałowych rozstrzygnięć. Dopóki nie przyjdzie Pan i nie zabierze nas do siebie, nie pora na robienie sobie wolnego. Ale ty bądź czujny we wszystkim, cierp, wykonuj pracę ewangelisty, pełnij rzetelnie służbę swoją [2Tm 4,5]. Szczęśliwy ów sługa, którego pan jego, gdy przyjdzie, zastanie tak czyniącego [Mt 24,46]. Duch Święty dziś jeszcze nikomu nie daje komendy – "spocznij!" A kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony [Mt 24,13].
Tuż przed samą grą trener Brooks głośno odczytał swoim zawodnikom trzy stwierdzenia: Urodziłeś się, aby być graczem! Miałeś tu być właśnie dzisiaj! Ta chwila należy do Ciebie!
A co mogę o sobie powiedzieć? Urodziłem się, by służyć Panu Jezusowi Chrystusowi. Znam swoje miejsce i rolę w tej służbie. Niczego więc nie będę odkładał na potem i nie będę sobie robił żadnego wolnego. Okażę się sługą wiernym i roztropnym. Szczególnie dzisiaj - bo ta chwila należy do mnie!
21 lutego, 2011
Chrońmy nasze dziedzictwo językowe!
Mało kto wie, że co dwa tygodnie znika na świecie jeden język. Dzieje się tak albo z powodu wymierania posługującej się nim społeczności, albo mieszania się narzeczy migrującej ludności, albo, co najczęściej, w wyniku narastającej dominacji języków popularnych, takich jak np. język angielski.
Dziś Międzynarodowy Dzień Dziedzictwa Językowego. Został on ustanowiony dla podkreślenia bogactwa różnorodności językowej świata, a także w celu zwrócenia uwagi na liczbę języków zagrożonych i ginących. Jednocześnie dzień ten upamiętnia okupioną śmiercią 5 osób demonstrację studentów w Bangladeszu w 1952 roku, którzy domagali się nadania językowi bengalskiemu statusu języka urzędowego.
Językoznawcy szacują, że ogólnie w historii ludzkości istniało około 13 tysięcy języków. Z upływem czasu niektóre z nich zanikały i ginęły. Aktualnie mamy na świecie około 6,5 tysiąca języków, z których połowa jest tak rzadko używana, że w ciągu kilku następnych pokoleń pójdzie w zapomnienie. Licząc tylko od 1950 roku całkowicie wyginęło 250 języków.
Jak już wspomniałem, główną przyczyną wymierania mniej znanych języków jest wypieranie ich przez te najbardziej popularne. Po prostu, mniejszości etniczne zaczynają się posługiwać językami dominującymi, kojarzonymi z prestiżem lub bogactwem. W ścisłej czołówce światowej jest to dziś język chiński (1 170 mln użytkowników), angielski (1 135 mln) i hiszpański (450 mln). Warto zauważyć, że 80 procent mieszkańców Ziemi posługuje się 83 językami. Los 3,5 tysiąca języków najrzadszych zależy zaledwie od 0,2 procent ludzkości.
Jeżeli chodzi o język polski, to szacuje się, że jest on językiem ojczystym dla około 46 milionów ludzi na świecie. Jest także szóstym językiem pod względem liczby użytkowników w Unii Europejskiej. Posługuje się nim 10 procent obywateli Wspólnoty.
Oczywiście lubię nasz język. Chętnie się nim posługuję i chcę wciąż poprawiać jakość mojej polszczyzny. Szczerze mówiąc nie jestem jednak oddany sprawie ratowania czystości języka polskiego. Skupiam się w życiu na innych wartościach. Jeżeli chodzi o sferę języka, to bardzo zależy mi na tym, aby z życia współczesnych chrześcijan nie zniknęły języki, jako dar Ducha Świętego.
Jezus zapowiedział: A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą... [Mk 16,17]. Niedługo potem uczniowie Jezusa na własnej skórze przekonali się, że to prawda. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał [Dz 2,4].
Od dnia Zielonych Świąt w Jerozolimie dar mówienia innymi językami stał się nieodłącznym znakiem obecności Ducha Świętego w Kościele. A w każdym różnie przejawia się Duch ku wspólnemu pożytkowi. Jeden bowiem otrzymuje przez Ducha mowę mądrości, drugi przez tego samego Ducha mowę wiedzy, [...] inny różne rodzaje języków, inny wreszcie dar wykładania języków [1Ko 12,7–10].
Wprawdzie Biblia sygnalizuje tymczasowość i przemijalność niektórych darów, bo jeśli są proroctwa, przeminą; jeśli języki, ustaną, jeśli wiedza, wniwecz się obróci [1Ko 13,8] jednakże naszą troską powinno być staranie się o ich obecność i używanie ich aż do czasu pochwycenia Kościoła.
Ducha nie gaście [1Ts 5,19]. Dar obcych języków – ten wspaniały dar Ducha Świętego – niestety może zostać wyparty z codziennego użytku chrześcijanina. Wystarczy, że wierzący człowiek zaniedba społeczność z Duchem Świętym, a miejsce daru języków szybko zajmie wyłącznie język rozumu, liturgii albo dość powszechna w niektórych środowiskach imitacja duchowego daru języków.
Święty Paweł bardzo dbał o to, żeby daru języków w Kościele nie zabrakło. A pragnąłbym, żebyście wy wszyscy mówili językami [1Ko 14,5]. Modlił się często używając tego daru. Dziękuję Bogu, że ja o wiele więcej językami mówię, niż wy wszyscy [1Ko 14,18]. I wzywał: Tak więc, bracia moi, starajcie się gorliwie o dar prorokowania i językami mówić nie zabraniajcie [1Ko 14,39].
W Międzynarodowym Dniu Dziedzictwa Językowego przypominam więc, że bardzo ważnym dziedzictwem językowym chrześcijan jest duchowy dar obcych języków. Każdy naśladowca Jezusa Chrystusa jest - z jednej strony - uprawniony do korzystania z tego dziedzictwa we własnym życiu modlitewnym, a z drugiej - jest także zobowiązany do tego, by w dobie zeświecczenia i zanikania daru glossolali w Kościele chronić dar języków i zachować go aż do przyjścia Pana.
Dziś Międzynarodowy Dzień Dziedzictwa Językowego. Został on ustanowiony dla podkreślenia bogactwa różnorodności językowej świata, a także w celu zwrócenia uwagi na liczbę języków zagrożonych i ginących. Jednocześnie dzień ten upamiętnia okupioną śmiercią 5 osób demonstrację studentów w Bangladeszu w 1952 roku, którzy domagali się nadania językowi bengalskiemu statusu języka urzędowego.
Językoznawcy szacują, że ogólnie w historii ludzkości istniało około 13 tysięcy języków. Z upływem czasu niektóre z nich zanikały i ginęły. Aktualnie mamy na świecie około 6,5 tysiąca języków, z których połowa jest tak rzadko używana, że w ciągu kilku następnych pokoleń pójdzie w zapomnienie. Licząc tylko od 1950 roku całkowicie wyginęło 250 języków.
Jak już wspomniałem, główną przyczyną wymierania mniej znanych języków jest wypieranie ich przez te najbardziej popularne. Po prostu, mniejszości etniczne zaczynają się posługiwać językami dominującymi, kojarzonymi z prestiżem lub bogactwem. W ścisłej czołówce światowej jest to dziś język chiński (1 170 mln użytkowników), angielski (1 135 mln) i hiszpański (450 mln). Warto zauważyć, że 80 procent mieszkańców Ziemi posługuje się 83 językami. Los 3,5 tysiąca języków najrzadszych zależy zaledwie od 0,2 procent ludzkości.
Jeżeli chodzi o język polski, to szacuje się, że jest on językiem ojczystym dla około 46 milionów ludzi na świecie. Jest także szóstym językiem pod względem liczby użytkowników w Unii Europejskiej. Posługuje się nim 10 procent obywateli Wspólnoty.
Oczywiście lubię nasz język. Chętnie się nim posługuję i chcę wciąż poprawiać jakość mojej polszczyzny. Szczerze mówiąc nie jestem jednak oddany sprawie ratowania czystości języka polskiego. Skupiam się w życiu na innych wartościach. Jeżeli chodzi o sferę języka, to bardzo zależy mi na tym, aby z życia współczesnych chrześcijan nie zniknęły języki, jako dar Ducha Świętego.
Jezus zapowiedział: A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą... [Mk 16,17]. Niedługo potem uczniowie Jezusa na własnej skórze przekonali się, że to prawda. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał [Dz 2,4].
Od dnia Zielonych Świąt w Jerozolimie dar mówienia innymi językami stał się nieodłącznym znakiem obecności Ducha Świętego w Kościele. A w każdym różnie przejawia się Duch ku wspólnemu pożytkowi. Jeden bowiem otrzymuje przez Ducha mowę mądrości, drugi przez tego samego Ducha mowę wiedzy, [...] inny różne rodzaje języków, inny wreszcie dar wykładania języków [1Ko 12,7–10].
Wprawdzie Biblia sygnalizuje tymczasowość i przemijalność niektórych darów, bo jeśli są proroctwa, przeminą; jeśli języki, ustaną, jeśli wiedza, wniwecz się obróci [1Ko 13,8] jednakże naszą troską powinno być staranie się o ich obecność i używanie ich aż do czasu pochwycenia Kościoła.
Ducha nie gaście [1Ts 5,19]. Dar obcych języków – ten wspaniały dar Ducha Świętego – niestety może zostać wyparty z codziennego użytku chrześcijanina. Wystarczy, że wierzący człowiek zaniedba społeczność z Duchem Świętym, a miejsce daru języków szybko zajmie wyłącznie język rozumu, liturgii albo dość powszechna w niektórych środowiskach imitacja duchowego daru języków.
Święty Paweł bardzo dbał o to, żeby daru języków w Kościele nie zabrakło. A pragnąłbym, żebyście wy wszyscy mówili językami [1Ko 14,5]. Modlił się często używając tego daru. Dziękuję Bogu, że ja o wiele więcej językami mówię, niż wy wszyscy [1Ko 14,18]. I wzywał: Tak więc, bracia moi, starajcie się gorliwie o dar prorokowania i językami mówić nie zabraniajcie [1Ko 14,39].
W Międzynarodowym Dniu Dziedzictwa Językowego przypominam więc, że bardzo ważnym dziedzictwem językowym chrześcijan jest duchowy dar obcych języków. Każdy naśladowca Jezusa Chrystusa jest - z jednej strony - uprawniony do korzystania z tego dziedzictwa we własnym życiu modlitewnym, a z drugiej - jest także zobowiązany do tego, by w dobie zeświecczenia i zanikania daru glossolali w Kościele chronić dar języków i zachować go aż do przyjścia Pana.
20 lutego, 2011
I produkcja fajek może czegoś nauczyć
Dziś Międzynarodowy Dzień Palących Fajkę [ang. International Pipe Smoking Day]. Absolutnie nie pisałbym na ten temat, gdyby nie pewna ciekawostka związana z odkryciem najlepszego materiału do wytwarzania fajek.
Otóż pewnemu francuskiemu producentowi fajek i zarazem namiętnemu ich palaczowi, w czasie wyprawy ma Kostarykę pękła główka fajki. Zwrócił się więc do tamtejszego snycerza z prośbą o wyrzeźbienie drewnianej fajki z jakiegoś odpowiedniego drewna. Rzemieślnik wykorzystał lokalny materiał – klocek z bulwy korzennej wrzośca. Francuz był pod wrażeniem. Fajka była nie tylko bardzo ładna ale przede wszystkim okazała się niezwykle trwała.
Od szeregu lat w Europie wciąż poszukiwano drewna zwartego, twardego i odpornego na działanie żaru, z którego można by produkować fajkowe główki. Wrzosiec okazał się prawdziwym odkryciem. W połowie XIX wieku stał się podstawowym materiałem do produkcji fajek. Opanował cały świat, a i do tej pory nie znalazł godnego siebie konkurenta.
Istota tej popularności wzięła się stąd, że materiał do produkcji fajek musi być wyjątkowo odporny na wysokie temperatury. I tu wspomniana ciekawostka. Niezwykła przydatność wrzośca jako materiału na fajki, tkwi w żywotności tej rośliny i w jej walce o przetrwanie na lichych glebach, na kamienistych, smaganych morskim wiatrem stanowiskach.
Jeżeli wrzosiec drzewiasty rośnie w miejscach osłoniętych przed wiatrem i na żyźniejszej glebie, wówczas jego bulwy są małe, mają o wiele mniejszą gęstość, a w efekcie drewno jest miękkie i nieodporne na żar. Z im trudniejszego do przetrwania stanowiska drewno wrzośca pochodzi, im z bardziej jałowej gleby jego bulwa zostanie pozyskana, tym lepszy będzie to materiał na fajkę.
Warto odnotować, że wszelkie próby przemysłowej hodowli wrzośca na fajki kończą się fiaskiem. Ogromna większość fajek z tak uzyskanego drewna przepala się o wiele szybciej niż te wykonane z naturalnych stanowisk.
Powyższa ciekawostka o pochodzeniu tak niezwykle pożądanych właściwości bulw wrzośca, nasuwa biblijną myśl o warunkach stawania się wartościowym chrześcijaninem, przydatnym dla Pana, nadającym się do wszelkiego dzieła dobrego [2Tm 2,21].
Chrześcijanin wyrastający i żyjący w cieplarnianych warunkach nie nadaje się do żadnego poważniejszego zadania o charakterze duchowym. Apostoł Pawel ostrzegał, że między chrześcijanami pojawią się ludzie przybierający pozór pobożności, nie wytrzymujący próby wiary [2Tm 3,8].
Miarą i normą tej jakościowej próby jest sam Syn Boży, Jezus Chrystus: Wyrósł bowiem przed nim jako latorośl i jako korzeń z suchej ziemi. Nie miał postawy ani urody, które by pociągały nasze oczy i nie był to wygląd, który by nam się mógł podobać. Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi, mąż boleści, doświadczony w cierpieniu jak ten, przed którym zakrywa się twarz, wzgardzony tak, że nie zważaliśmy na Niego [Iz 53,2-3].
Nieraz o wiele za wcześnie nadaje się młodym chrześcijanom tytuły i stawia się ich za wzór. Niech oni najpierw odbędą próbę, a potem, jeśli się okaże, że są nienaganni, niech przystąpią do pełnienia służby [1Tm 3,10]. Z Biblii jasno wynika, że wysokiej jakości duchowej nabiera się poprzez znoszenie przeciwności. Dopiero w ogniu się objawi, a jakie jest dzieło każdego, wypróbuje ogień. [1Ko 3,13].
Bóg tak właśnie przygotowuje i kształtuje charaktery swoich sług. Nie dziwcie się, jakby was coś niezwykłego spotkało, gdy was pali ogień, który służy doświadczeniu waszemu ale w tej mierze, jak jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, radujcie się, abyście i podczas objawienia chwały jego radowali się i weselili. [1Pt 4,12–13].
Weselcie się z tego, mimo że teraz na krótko, gdy trzeba, zasmuceni bywacie różnorodnymi doświadczeniami, ażeby wypróbowana wiara wasza okazała się cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus [1Pt 1,6–7].
Abstrahując od produkcji fajek i absolutnie nie popierając palenia tytoniu, w międzynarodowym dniu "braci i sióstr" spod znaku wrzośca, doceńmy wartość życiowych trudności, niedostatków i rozmaitych przeciwności, jako koniecznego warunku nabierania przydatności do służby na rzecz Królestwa Bożego.
Otóż pewnemu francuskiemu producentowi fajek i zarazem namiętnemu ich palaczowi, w czasie wyprawy ma Kostarykę pękła główka fajki. Zwrócił się więc do tamtejszego snycerza z prośbą o wyrzeźbienie drewnianej fajki z jakiegoś odpowiedniego drewna. Rzemieślnik wykorzystał lokalny materiał – klocek z bulwy korzennej wrzośca. Francuz był pod wrażeniem. Fajka była nie tylko bardzo ładna ale przede wszystkim okazała się niezwykle trwała.
Od szeregu lat w Europie wciąż poszukiwano drewna zwartego, twardego i odpornego na działanie żaru, z którego można by produkować fajkowe główki. Wrzosiec okazał się prawdziwym odkryciem. W połowie XIX wieku stał się podstawowym materiałem do produkcji fajek. Opanował cały świat, a i do tej pory nie znalazł godnego siebie konkurenta.
Istota tej popularności wzięła się stąd, że materiał do produkcji fajek musi być wyjątkowo odporny na wysokie temperatury. I tu wspomniana ciekawostka. Niezwykła przydatność wrzośca jako materiału na fajki, tkwi w żywotności tej rośliny i w jej walce o przetrwanie na lichych glebach, na kamienistych, smaganych morskim wiatrem stanowiskach.
Jeżeli wrzosiec drzewiasty rośnie w miejscach osłoniętych przed wiatrem i na żyźniejszej glebie, wówczas jego bulwy są małe, mają o wiele mniejszą gęstość, a w efekcie drewno jest miękkie i nieodporne na żar. Z im trudniejszego do przetrwania stanowiska drewno wrzośca pochodzi, im z bardziej jałowej gleby jego bulwa zostanie pozyskana, tym lepszy będzie to materiał na fajkę.
Warto odnotować, że wszelkie próby przemysłowej hodowli wrzośca na fajki kończą się fiaskiem. Ogromna większość fajek z tak uzyskanego drewna przepala się o wiele szybciej niż te wykonane z naturalnych stanowisk.
Powyższa ciekawostka o pochodzeniu tak niezwykle pożądanych właściwości bulw wrzośca, nasuwa biblijną myśl o warunkach stawania się wartościowym chrześcijaninem, przydatnym dla Pana, nadającym się do wszelkiego dzieła dobrego [2Tm 2,21].
Chrześcijanin wyrastający i żyjący w cieplarnianych warunkach nie nadaje się do żadnego poważniejszego zadania o charakterze duchowym. Apostoł Pawel ostrzegał, że między chrześcijanami pojawią się ludzie przybierający pozór pobożności, nie wytrzymujący próby wiary [2Tm 3,8].
Miarą i normą tej jakościowej próby jest sam Syn Boży, Jezus Chrystus: Wyrósł bowiem przed nim jako latorośl i jako korzeń z suchej ziemi. Nie miał postawy ani urody, które by pociągały nasze oczy i nie był to wygląd, który by nam się mógł podobać. Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi, mąż boleści, doświadczony w cierpieniu jak ten, przed którym zakrywa się twarz, wzgardzony tak, że nie zważaliśmy na Niego [Iz 53,2-3].
Nieraz o wiele za wcześnie nadaje się młodym chrześcijanom tytuły i stawia się ich za wzór. Niech oni najpierw odbędą próbę, a potem, jeśli się okaże, że są nienaganni, niech przystąpią do pełnienia służby [1Tm 3,10]. Z Biblii jasno wynika, że wysokiej jakości duchowej nabiera się poprzez znoszenie przeciwności. Dopiero w ogniu się objawi, a jakie jest dzieło każdego, wypróbuje ogień. [1Ko 3,13].
Bóg tak właśnie przygotowuje i kształtuje charaktery swoich sług. Nie dziwcie się, jakby was coś niezwykłego spotkało, gdy was pali ogień, który służy doświadczeniu waszemu ale w tej mierze, jak jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, radujcie się, abyście i podczas objawienia chwały jego radowali się i weselili. [1Pt 4,12–13].
Weselcie się z tego, mimo że teraz na krótko, gdy trzeba, zasmuceni bywacie różnorodnymi doświadczeniami, ażeby wypróbowana wiara wasza okazała się cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus [1Pt 1,6–7].
Abstrahując od produkcji fajek i absolutnie nie popierając palenia tytoniu, w międzynarodowym dniu "braci i sióstr" spod znaku wrzośca, doceńmy wartość życiowych trudności, niedostatków i rozmaitych przeciwności, jako koniecznego warunku nabierania przydatności do służby na rzecz Królestwa Bożego.
18 lutego, 2011
Ilu z nas przeczyta w tym roku Biblię?
Słyszeliśmy wczoraj ubolewania nad niskim poziomem czytelnictwa w Polsce. Pracownia Badań Czytelnictwa Biblioteki Narodowej we współpracy ze znanym ośrodkiem badania opinii publicznej przeprowadziła w listopadzie badanie społecznego zasięgu książki w Polsce. Ażeby poprawić wskaźniki, za książki w tym badaniu uznano również poradniki, encyklopedie, słowniki, a nawet książki w formie elektronicznej.
Okazało się, że 56 procent Polaków nie miało w ciągu ostatniego roku ani jednej książki w ręku. Przeczytaniem przynajmniej jednej pochwaliło się 44 procent naszych rodaków. Dla porównania w Czechach takich osób jest dwukrotnie więcej. Dodajmy, że za czytelnika uznaje się osobę, która w ciągu roku przeczyta przynajmniej 6 książek. W Polsce jest to zaledwie 12 procent społeczeństwa.
Domyślam się, że te dane byłyby jeszcze gorsze, gdyby nie chrześcijanie. Ludzie wierzący chętnie przecież sięgają po książkę. Mają i przykazanie, i wewnętrzne pragnienie, by czytać. Święty Paweł nawet w ostatnich miesiącach życia zgłaszał takie zapotrzebowanie: Płaszcz, który zostawiłem w Troadzie u Karposa, przynieś, gdy przyjdziesz, i księgi, zwłaszcza pergaminy [2Tm 4,13]. Dla przykładu, mój syn przeczytał w ubiegłym roku bodajże ponad czterdzieści książek!
Najważniejszą i codzienną lekturą człowieka wierzącego jest Biblia. Niechaj nie oddala się księga tego zakonu od twoich ust, ale rozmyślaj o niej we dnie i w nocy, aby ściśle czynić wszystko, co w niej jest napisane, bo wtedy poszczęści się twojej drodze i wtedy będzie ci się powodziło [Joz 1,8]. Tak wzywał Bóg Jozuego - młodego następcę Mojżesza. Nie inaczej miał postępować wychowanek wspomnianego Pawła apostoła: Dopóki nie przyjdę, pilnuj czytania, napominania, nauki [1Tm 4,13].
Nie namawiam do czytania czegokolwiek. Jest wiele książek, nawet o tematyce chrześcijańskiej, niewartych czytania. Ale są też książki godne poświęcenia im czasu. Czytajmy je, nabierajmy mądrości i rozwijajmy się duchowo. Nade wszystko zaś pamiętajmy o Biblii! Błogosławiony ten, który czyta, i ci, którzy słuchają słów proroctwa i zachowują to, co w nim jest napisane; czas bowiem jest bliski [Obj 1,3].
Okazało się, że 56 procent Polaków nie miało w ciągu ostatniego roku ani jednej książki w ręku. Przeczytaniem przynajmniej jednej pochwaliło się 44 procent naszych rodaków. Dla porównania w Czechach takich osób jest dwukrotnie więcej. Dodajmy, że za czytelnika uznaje się osobę, która w ciągu roku przeczyta przynajmniej 6 książek. W Polsce jest to zaledwie 12 procent społeczeństwa.
Domyślam się, że te dane byłyby jeszcze gorsze, gdyby nie chrześcijanie. Ludzie wierzący chętnie przecież sięgają po książkę. Mają i przykazanie, i wewnętrzne pragnienie, by czytać. Święty Paweł nawet w ostatnich miesiącach życia zgłaszał takie zapotrzebowanie: Płaszcz, który zostawiłem w Troadzie u Karposa, przynieś, gdy przyjdziesz, i księgi, zwłaszcza pergaminy [2Tm 4,13]. Dla przykładu, mój syn przeczytał w ubiegłym roku bodajże ponad czterdzieści książek!
Najważniejszą i codzienną lekturą człowieka wierzącego jest Biblia. Niechaj nie oddala się księga tego zakonu od twoich ust, ale rozmyślaj o niej we dnie i w nocy, aby ściśle czynić wszystko, co w niej jest napisane, bo wtedy poszczęści się twojej drodze i wtedy będzie ci się powodziło [Joz 1,8]. Tak wzywał Bóg Jozuego - młodego następcę Mojżesza. Nie inaczej miał postępować wychowanek wspomnianego Pawła apostoła: Dopóki nie przyjdę, pilnuj czytania, napominania, nauki [1Tm 4,13].
Nie namawiam do czytania czegokolwiek. Jest wiele książek, nawet o tematyce chrześcijańskiej, niewartych czytania. Ale są też książki godne poświęcenia im czasu. Czytajmy je, nabierajmy mądrości i rozwijajmy się duchowo. Nade wszystko zaś pamiętajmy o Biblii! Błogosławiony ten, który czyta, i ci, którzy słuchają słów proroctwa i zachowują to, co w nim jest napisane; czas bowiem jest bliski [Obj 1,3].
15 lutego, 2011
Jak ochronić swoje dziecko przed złem?
Dzisiaj, 15 lutego, w wielu krajach świata obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Walki z Rakiem Dzieciństwa (ang. International Childhood Cancer Day).
Najbardziej powszechną odmianą raka u dzieci jest nowotwór krwi, czyli tzw. białaczka. W Polsce każdego roku na tę chorobę zapada mniej więcej jedno na dwadzieścia tysięcy dzieci, najczęściej między trzecim a piątym rokiem życia.
Białaczka to choroba, która powoduje zmiany we krwi. Normalnie, w szpiku kostnym powstają trzy podstawowe elementy krwi: czerwone krwinki, które przenoszą tlen i dwutlenek węgla, białe krwinki, odpowiedzialne za obronę przed infekcjami oraz płytki krwi, które umożliwiają jej krzepnięcie.
W organizmie osoby chorej na białaczkę dochodzi do niekontrolowanego rozwoju w szpiku kostnym patologicznie zmienionych, niedojrzałych komórek. Zachowują się one podobnie jak chwasty w ogrodzie. Utrudniają rozwój zdrowych krwinek. W końcu jest ich tyle, że przedostają się do obiegu krwi i dalej, do wątroby, śledziony, węzłów chłonnych, płynu mózgowo-rdzeniowego, nerek itd.
Skąd u małego dziecka choroba nowotworowa? Niezwykle trudno jest określić, co tak naprawdę ją wywołuje. Wyniki prowadzonych niedawno badań pokazały, że dzieci osób, które przeszły białaczkę, nie dziedziczą tej choroby. Wykluczono też zanieczyszczenie powietrza i inne skutki uboczne cywilizacji, jako przyczyny powstawania nowotworu u dzieci.
Jakże przykro jest patrzeć na takie kochane, małe osóbki, toczące walkę z nowotworem. Gdy zachoruje dorosły człowiek, można czasem pomyśleć, że ponosi konsekwencje swoich grzechów, że może prowadził niezdrowy tryb życia i sam sobie zaszkodził. Gdy jednak kilkuletnie dziecko zapada na tak poważną i tajemniczą chorobę, to w głowie rodzą się pytania bez odpowiedzi.
Swego czasu Jezus przechodząc, ujrzał człowieka ślepego od urodzenia. I zapytali go uczniowie jego, mówiąc: Mistrzu, kto zgrzeszył, on czy rodzice jego, że się ślepym urodził? Odpowiedział Jezus: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, lecz aby się na nim objawiły dzieła Boże [Ew. Jana 9,1–3].
Jak wiadomo z Ewangelii, Jezus tego młodzieńca uzdrowił. Rzeczywiście, objawiły się na nim dzieła Boże. To jest ważna wskazówka i dla współczesnych chorych. Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. Dzisiaj też na naszym życiu, i w zdrowiu, i w chorobie, mogą się okazać dzieła Boże.
Czy zawsze okazują się one poprzez uzdrowienie? W świetle Biblii widać dzieła Boże w rozmaitych okolicznościach. Zawsze jednak, ci, co poznali Boga, mogą, a nawet powinni, z chorobą zwracać się do Niego i prosić o uzdrowienie. Tak zrobił ewangeliczny Jair. Padł do nóg Jezusa, i prosił go, aby wstąpił do jego domu, gdyż miał córkę, jedynaczkę, w wieku około dwunastu lat, a ta umierała [Łk 8,41-42].
Jakkolwiek dziś sprawy się mają, mam dla rodziców ważną wskazówkę. Podpowiada ona, jak można ochronić swoje dzieci przed rozmaitymi przykrościami w przyszłości: Kto się boi Pana, ma mocną ostoję, i jeszcze jego dzieci mają w niej ucieczkę. Bojaźń Pana jest krynicą życia, dzięki niej można uniknąć sideł śmierci [Prz 14,26–27].
Kto kocha swoje dzieci, ten z pewnością takiej rady nie zlekceważy. Trzeba by jednak zastanowić się przy tym, co to znaczy żyć w bojaźni Bożej?
Najbardziej powszechną odmianą raka u dzieci jest nowotwór krwi, czyli tzw. białaczka. W Polsce każdego roku na tę chorobę zapada mniej więcej jedno na dwadzieścia tysięcy dzieci, najczęściej między trzecim a piątym rokiem życia.
Białaczka to choroba, która powoduje zmiany we krwi. Normalnie, w szpiku kostnym powstają trzy podstawowe elementy krwi: czerwone krwinki, które przenoszą tlen i dwutlenek węgla, białe krwinki, odpowiedzialne za obronę przed infekcjami oraz płytki krwi, które umożliwiają jej krzepnięcie.
W organizmie osoby chorej na białaczkę dochodzi do niekontrolowanego rozwoju w szpiku kostnym patologicznie zmienionych, niedojrzałych komórek. Zachowują się one podobnie jak chwasty w ogrodzie. Utrudniają rozwój zdrowych krwinek. W końcu jest ich tyle, że przedostają się do obiegu krwi i dalej, do wątroby, śledziony, węzłów chłonnych, płynu mózgowo-rdzeniowego, nerek itd.
Skąd u małego dziecka choroba nowotworowa? Niezwykle trudno jest określić, co tak naprawdę ją wywołuje. Wyniki prowadzonych niedawno badań pokazały, że dzieci osób, które przeszły białaczkę, nie dziedziczą tej choroby. Wykluczono też zanieczyszczenie powietrza i inne skutki uboczne cywilizacji, jako przyczyny powstawania nowotworu u dzieci.
Jakże przykro jest patrzeć na takie kochane, małe osóbki, toczące walkę z nowotworem. Gdy zachoruje dorosły człowiek, można czasem pomyśleć, że ponosi konsekwencje swoich grzechów, że może prowadził niezdrowy tryb życia i sam sobie zaszkodził. Gdy jednak kilkuletnie dziecko zapada na tak poważną i tajemniczą chorobę, to w głowie rodzą się pytania bez odpowiedzi.
Swego czasu Jezus przechodząc, ujrzał człowieka ślepego od urodzenia. I zapytali go uczniowie jego, mówiąc: Mistrzu, kto zgrzeszył, on czy rodzice jego, że się ślepym urodził? Odpowiedział Jezus: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, lecz aby się na nim objawiły dzieła Boże [Ew. Jana 9,1–3].
Jak wiadomo z Ewangelii, Jezus tego młodzieńca uzdrowił. Rzeczywiście, objawiły się na nim dzieła Boże. To jest ważna wskazówka i dla współczesnych chorych. Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. Dzisiaj też na naszym życiu, i w zdrowiu, i w chorobie, mogą się okazać dzieła Boże.
Czy zawsze okazują się one poprzez uzdrowienie? W świetle Biblii widać dzieła Boże w rozmaitych okolicznościach. Zawsze jednak, ci, co poznali Boga, mogą, a nawet powinni, z chorobą zwracać się do Niego i prosić o uzdrowienie. Tak zrobił ewangeliczny Jair. Padł do nóg Jezusa, i prosił go, aby wstąpił do jego domu, gdyż miał córkę, jedynaczkę, w wieku około dwunastu lat, a ta umierała [Łk 8,41-42].
Jakkolwiek dziś sprawy się mają, mam dla rodziców ważną wskazówkę. Podpowiada ona, jak można ochronić swoje dzieci przed rozmaitymi przykrościami w przyszłości: Kto się boi Pana, ma mocną ostoję, i jeszcze jego dzieci mają w niej ucieczkę. Bojaźń Pana jest krynicą życia, dzięki niej można uniknąć sideł śmierci [Prz 14,26–27].
Kto kocha swoje dzieci, ten z pewnością takiej rady nie zlekceważy. Trzeba by jednak zastanowić się przy tym, co to znaczy żyć w bojaźni Bożej?
13 lutego, 2011
Sprawdź swoją trajektorię!
Trajektoria, tor ruchu, to krzywa zakreślana w przestrzeni przez poruszające się ciało. Jest to ważny czynnik brany pod uwagę przy dochodzeniach powypadkowych. Odczytuje się zapisy tachografu, czarnej skrzynki, przygląda się śladom pozostawionym przez pojazd, wszystko po to, aby ustalić, jak wyglądała trajektoria rozbitego obiektu tuż przed zdarzeniem.
Zazwyczaj okazuje się, że tor ruchu pojazdu wskazywał na nieuchronność zbliżającego się nieszczęścia. Można było przewidzieć, co się wydarzy, gdyby nie zabrakło świadomości jego złej trajektorii. Problem w tym, że takich obserwacji dokonuje się dopiero po wypadku.
Kto czyta ten tekst, ten - znaczy - jeszcze jest w drodze. Każdego dnia w jakiś sposób kreśli za sobą tor ruchu. Ta trajektoria – to bardzo ważny czynnik wskazujący, co się wydarzy jutro i pojutrze. Z jej aktualnych parametrów można wyczytać, jak się zachowamy na kolejnym zakręcie życiowym.
Biblia ogłasza, że wszyscy ludzie z powodu grzechu znaleźli się na złym torze ruchu. Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył [Iz 53,6]. Jesteśmy poddawani rozmaitym naciskom i wpływom, które pokrzywiły naszą drogę. Stąd wezwanie do nawrócenia: Gotujcie drogę Pańską, prostujcie ścieżki jego. Każdy padół niech będzie wypełniony, a każda góra i pagórek zniesione, drogi krzywe wyprostowane, a nierówne wygładzone [Łk 3,4–5].
Oto kilka przykładów złej trajektorii, która w życiu chrześcijanina zapowiada perturbacje, a nawet jego fiasko: (1) Człowiek pochłonięty zdobywaniem pieniędzy za wszelką cenę [Jr 17,11]. (2) Małżonkowie przez całe tygodnie rozmijający się i nie współżyjący ze sobą [1Ko 7,3–5]. (3) Członek zboru nie znajdujący czasu na zaangażowanie się działalność swojej wspólnoty [Ag 1,5–9]. (4) Chrześcijanin bagatelizujący i odrzucający wyrzuty sumienia [1Tm 1,18–19]. (5) Młodzieniec nie odróżniający miłości od złej pożądliwości [Prz 7,6–27]. Kto nie zważa na tego typu ostrzeżenia, nie ostoi się na drodze wiary.
Mamy też w Biblii wiele przykładów dobrej trajektorii, gwarantującej nam Boże błogosławieństwo: (1) Trzymanie się z dala od złego towarzystwa [Ps 1,1–3]. (2) Dążenie w konflikcie czym prędzej do pojednania [Mt 5,23–26]. (3) Oddawanie dziesięciny [Ml 3,10–11]. (4) Bezwzględne odpuszczanie swoim winowajcom [Mk 11,25–26] itd. Kto dba o takie parametry swojej duchowej trajektorii, ten z pewnością dotrze do celu.
W większości przypadków przykrą prawdą jest to, że trajektorii przyglądamy się bliżej dopiero po złym zdarzeniu. A można przecież zrobić to w porę, zawczasu odkryć zło i nie dopuścić do nieszczęścia. Dlaczego mielibyśmy ciągle nabierać doświadczenia jedynie w wyniku niepowodzeń i błędów? Dlaczego przysłowie: Mądry Polak po szkodzie miałoby pasować do ludzi, którzy znają Biblię?
Spójrzmy na swoją trajektorię póki jeszcze jesteśmy w drodze. Słyszeliśmy, że piloci osławionego, tragicznego lotu nie byli świadomi złej trajektorii. Gdyby zorientowali się, że ich tor ruchu odstaje od poprawnych parametrów, z pewnością szybko by coś z tym zrobili.
Brak świadomości, jak naprawdę wygląda nasz tor ruchu – to ogromne ryzyko i niebezpieczeństwo, które może zakończyć się tragedią. Chrześcijanie dysponują jednak doskonałym narzędziem na bieżąco dostarczającym pewnych i prawdziwych informacji o naszym aktualnym torze ruchu. Mam oczywiście na myśli Pismo Święte i kierownictwo Ducha Świętego.
Tak jest. Biblia – to najwspanialsze i całkowicie pewne narzędzie do ustalania prawidłowej trajektorii w życiu chrześcijanina. Czytana z modlitwą, dzięki oświeceniu przez Ducha Świętego, na podstawie dzisiejszej trajektorii pozwala nam precyzyjnie określić, co się z nami jutro stanie. Jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego [Jn 3,5]. Jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną [Obj 3,20].
Dzięki Biblii możemy szybko korygować swój tor ruchu. Gdy na przykład Biblia ogłasza: Czemu bowiem ktoś ulega, tego niewolnikiem się staje [2Pt 2,19–20] chrześcijanin reaguje: Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić [1Ko 6,12].
Z tej przyczyny pozwolę sobie na słowo zachęty: Dla własnego dobra, dla dobra najbliższych, ażeby nie stać się rozbitkiem w wierze – Sprawdź swoją trajektorię! Dawid sprawdzał ją ciągle na nowo: Badaj mnie, Boże, i poznaj serce moje, doświadcz mnie i poznaj myśli moje! I zobacz, czy nie kroczę drogą zagłady, a prowadź mnie drogą odwieczną! [Ps 139,23]. A Ty?
Zazwyczaj okazuje się, że tor ruchu pojazdu wskazywał na nieuchronność zbliżającego się nieszczęścia. Można było przewidzieć, co się wydarzy, gdyby nie zabrakło świadomości jego złej trajektorii. Problem w tym, że takich obserwacji dokonuje się dopiero po wypadku.
Kto czyta ten tekst, ten - znaczy - jeszcze jest w drodze. Każdego dnia w jakiś sposób kreśli za sobą tor ruchu. Ta trajektoria – to bardzo ważny czynnik wskazujący, co się wydarzy jutro i pojutrze. Z jej aktualnych parametrów można wyczytać, jak się zachowamy na kolejnym zakręcie życiowym.
Biblia ogłasza, że wszyscy ludzie z powodu grzechu znaleźli się na złym torze ruchu. Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył [Iz 53,6]. Jesteśmy poddawani rozmaitym naciskom i wpływom, które pokrzywiły naszą drogę. Stąd wezwanie do nawrócenia: Gotujcie drogę Pańską, prostujcie ścieżki jego. Każdy padół niech będzie wypełniony, a każda góra i pagórek zniesione, drogi krzywe wyprostowane, a nierówne wygładzone [Łk 3,4–5].
Oto kilka przykładów złej trajektorii, która w życiu chrześcijanina zapowiada perturbacje, a nawet jego fiasko: (1) Człowiek pochłonięty zdobywaniem pieniędzy za wszelką cenę [Jr 17,11]. (2) Małżonkowie przez całe tygodnie rozmijający się i nie współżyjący ze sobą [1Ko 7,3–5]. (3) Członek zboru nie znajdujący czasu na zaangażowanie się działalność swojej wspólnoty [Ag 1,5–9]. (4) Chrześcijanin bagatelizujący i odrzucający wyrzuty sumienia [1Tm 1,18–19]. (5) Młodzieniec nie odróżniający miłości od złej pożądliwości [Prz 7,6–27]. Kto nie zważa na tego typu ostrzeżenia, nie ostoi się na drodze wiary.
Mamy też w Biblii wiele przykładów dobrej trajektorii, gwarantującej nam Boże błogosławieństwo: (1) Trzymanie się z dala od złego towarzystwa [Ps 1,1–3]. (2) Dążenie w konflikcie czym prędzej do pojednania [Mt 5,23–26]. (3) Oddawanie dziesięciny [Ml 3,10–11]. (4) Bezwzględne odpuszczanie swoim winowajcom [Mk 11,25–26] itd. Kto dba o takie parametry swojej duchowej trajektorii, ten z pewnością dotrze do celu.
W większości przypadków przykrą prawdą jest to, że trajektorii przyglądamy się bliżej dopiero po złym zdarzeniu. A można przecież zrobić to w porę, zawczasu odkryć zło i nie dopuścić do nieszczęścia. Dlaczego mielibyśmy ciągle nabierać doświadczenia jedynie w wyniku niepowodzeń i błędów? Dlaczego przysłowie: Mądry Polak po szkodzie miałoby pasować do ludzi, którzy znają Biblię?
Spójrzmy na swoją trajektorię póki jeszcze jesteśmy w drodze. Słyszeliśmy, że piloci osławionego, tragicznego lotu nie byli świadomi złej trajektorii. Gdyby zorientowali się, że ich tor ruchu odstaje od poprawnych parametrów, z pewnością szybko by coś z tym zrobili.
Brak świadomości, jak naprawdę wygląda nasz tor ruchu – to ogromne ryzyko i niebezpieczeństwo, które może zakończyć się tragedią. Chrześcijanie dysponują jednak doskonałym narzędziem na bieżąco dostarczającym pewnych i prawdziwych informacji o naszym aktualnym torze ruchu. Mam oczywiście na myśli Pismo Święte i kierownictwo Ducha Świętego.
Tak jest. Biblia – to najwspanialsze i całkowicie pewne narzędzie do ustalania prawidłowej trajektorii w życiu chrześcijanina. Czytana z modlitwą, dzięki oświeceniu przez Ducha Świętego, na podstawie dzisiejszej trajektorii pozwala nam precyzyjnie określić, co się z nami jutro stanie. Jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego [Jn 3,5]. Jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną [Obj 3,20].
Dzięki Biblii możemy szybko korygować swój tor ruchu. Gdy na przykład Biblia ogłasza: Czemu bowiem ktoś ulega, tego niewolnikiem się staje [2Pt 2,19–20] chrześcijanin reaguje: Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić [1Ko 6,12].
Z tej przyczyny pozwolę sobie na słowo zachęty: Dla własnego dobra, dla dobra najbliższych, ażeby nie stać się rozbitkiem w wierze – Sprawdź swoją trajektorię! Dawid sprawdzał ją ciągle na nowo: Badaj mnie, Boże, i poznaj serce moje, doświadcz mnie i poznaj myśli moje! I zobacz, czy nie kroczę drogą zagłady, a prowadź mnie drogą odwieczną! [Ps 139,23]. A Ty?
09 lutego, 2011
Z miłości do Jezusa
Poznanie Boga to jednoczesne odkrycie obowiązku miłowania Go! Kochaj Boga, twojego Boga, całym swoim sercem i całą swoją duszą, i całą siłą wszystkiego, co posiadasz [Tora, 5Mo 6,4–5].
Miłowanie Boga w praktyce, to ochotne przestrzeganie przykazań. Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań jego, a przykazania jego nie są uciążliwe [1Jn 5,3].
Przestrzeganie przykazań oznacza z kolei miłość do bliźniego. A to przykazanie mamy od niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego [1Jn 4,21]. Innymi słowy, z miłości do Jezusa bezsprzecznie rodzi się miłość do ludzi!
Z lektury Biblii wynika, że miłość do Jezusa owocuje przede wszystkim miłością do Jego wyznawców. Wyraża się to po pierwsze dobroczynnością względem nich. A czynić dobrze nie ustawajmy, albowiem we właściwym czasie żąć będziemy bez znużenia. Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary [Ga 6,9–10].
Również, po drugie, otaczanie wierzących ludzi duszpasterską troską ma czerpać motywację z miłości do Jezusa. Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie więcej niż ci? Rzekł mu: Tak, Panie! Ty wiesz, że cię miłuję. Rzecze mu: Paś owieczki moje [Jn 21,15].
Po trzecie, z miłości do Jezusa bierze się w nas szacunek i respekt względem braci i sióstr w Chrystusie. Ci zaś, którzy mają panów wierzących, niech ich nie lekceważą z tego powodu, że są braćmi, ale niech im tym wierniej służą, dlatego że ci, którzy korzystają z ich wiernej służby, są wierzącymi i umiłowanymi [1Tm 6,2].
Miłość do ludzi wierzących w Pana Jezusa Chrystusa jest szczególnie mile widziana w oczach Ojca. Albowiem kto by napoił was kubkiem wody w imię tego, że należycie do Chrystusa, zaprawdę powiadam wam, nie straci zapłaty swojej [Mk 9,41].
Oczywiście z miłości do Jezusa bierze się w nas także miłość do grzeszników a nawet do nieprzyjaciół, ale nie o tym dziś chciałem pisać. Tym razem chcę mocno podkreślić, jak bardzo ważne jest to, aby nasza miłość do bliźnich wynikała z miłości do Jezusa.
Zasadniczo rzecz biorąc, ludzie, nawet wierzący, nie są wdzięcznym obiektem miłości. Świadczą o tym rozmaite przypadki obojętności, zdrady, zazdrości lub zemsty. Gdybyśmy starali się ich kochać w oparciu o ich zachowanie względem nas, bylibyśmy skazani na ciągłe rozterki i zawód.
Przecież prawdziwa miłość trzyma się zasad i nikomu nie schlebia. Nie ma względu na osoby. Nie jest naiwna. Stawia konkretne wymagania! To wszystko w oczywisty sposób naraża nas na niechęć ze strony ludzi miłowanych taką miłością.
Miłując ludzi miłością nieobłudną, wkrótce możemy usłyszeć zarzut, że nie ma w nas miłości. Sam Bóg taki zarzut usłyszał z ust Izraelitów po tym, jak uwolnieni z niewoli egipskiej, znaleźli się na pustyni. Z nienawiści do nas wyprowadził nas Pan z Egiptu, aby nas wydać w ręce Amorejczyków na naszą zgubę [5Mo 1,27].
Jak było naprawdę? Nie dlatego, że jesteście liczniejsi niż wszystkie inne ludy, przylgnął Pan do was i was wybrał, gdyż jesteście najmniej liczni ze wszystkich ludów. Lecz w miłości swej ku wam i dlatego że dochowuje przysięgi, którą złożył waszym ojcom, wyprowadził was Pan możną ręką i wybawił cię z domu niewoli, z ręki faraona, króla egipskiego [5Mo 7,7–8].
Bóg wiedział o tym, że takie zarzuty usłyszy. Dlatego też, miłując Izraelitów, nie mając nikogo wyższego, faktycznie działał z miłości do siebie samego, a nie z miłości do nich. Okazując miłość ludziom, robił to ze względu na samego siebie. Tak mówi Wszechmocny Pan: Ja działam nie ze względu na was, domu izraelski, lecz ze względu na moje święte imię [Ez 36,22].
Dla nas też będzie najmądrzej miłować bliźnich ze względu na miłość do Boga. Ponieważ gdy zobowiązani do miłości wzajemnej, uzależnimy się od reakcji i zachowań osób przez nas miłowanych, wówczas nasza miłość będzie wciąż targana rozmaitymi rozterkami.
Gdy motywację będziemy czerpać z miłości do Jezusa – wówczas zyskamy trwałą zdolność do okazywania miłości braciom i siostrom, żonom i mężom, dzieciom i rodzicom, zgubionym grzesznikom, a nawet nieprzyjaciołom.
Miłowanie Boga w praktyce, to ochotne przestrzeganie przykazań. Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań jego, a przykazania jego nie są uciążliwe [1Jn 5,3].
Przestrzeganie przykazań oznacza z kolei miłość do bliźniego. A to przykazanie mamy od niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego [1Jn 4,21]. Innymi słowy, z miłości do Jezusa bezsprzecznie rodzi się miłość do ludzi!
Z lektury Biblii wynika, że miłość do Jezusa owocuje przede wszystkim miłością do Jego wyznawców. Wyraża się to po pierwsze dobroczynnością względem nich. A czynić dobrze nie ustawajmy, albowiem we właściwym czasie żąć będziemy bez znużenia. Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary [Ga 6,9–10].
Również, po drugie, otaczanie wierzących ludzi duszpasterską troską ma czerpać motywację z miłości do Jezusa. Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie więcej niż ci? Rzekł mu: Tak, Panie! Ty wiesz, że cię miłuję. Rzecze mu: Paś owieczki moje [Jn 21,15].
Po trzecie, z miłości do Jezusa bierze się w nas szacunek i respekt względem braci i sióstr w Chrystusie. Ci zaś, którzy mają panów wierzących, niech ich nie lekceważą z tego powodu, że są braćmi, ale niech im tym wierniej służą, dlatego że ci, którzy korzystają z ich wiernej służby, są wierzącymi i umiłowanymi [1Tm 6,2].
Miłość do ludzi wierzących w Pana Jezusa Chrystusa jest szczególnie mile widziana w oczach Ojca. Albowiem kto by napoił was kubkiem wody w imię tego, że należycie do Chrystusa, zaprawdę powiadam wam, nie straci zapłaty swojej [Mk 9,41].
Oczywiście z miłości do Jezusa bierze się w nas także miłość do grzeszników a nawet do nieprzyjaciół, ale nie o tym dziś chciałem pisać. Tym razem chcę mocno podkreślić, jak bardzo ważne jest to, aby nasza miłość do bliźnich wynikała z miłości do Jezusa.
Zasadniczo rzecz biorąc, ludzie, nawet wierzący, nie są wdzięcznym obiektem miłości. Świadczą o tym rozmaite przypadki obojętności, zdrady, zazdrości lub zemsty. Gdybyśmy starali się ich kochać w oparciu o ich zachowanie względem nas, bylibyśmy skazani na ciągłe rozterki i zawód.
Przecież prawdziwa miłość trzyma się zasad i nikomu nie schlebia. Nie ma względu na osoby. Nie jest naiwna. Stawia konkretne wymagania! To wszystko w oczywisty sposób naraża nas na niechęć ze strony ludzi miłowanych taką miłością.
Miłując ludzi miłością nieobłudną, wkrótce możemy usłyszeć zarzut, że nie ma w nas miłości. Sam Bóg taki zarzut usłyszał z ust Izraelitów po tym, jak uwolnieni z niewoli egipskiej, znaleźli się na pustyni. Z nienawiści do nas wyprowadził nas Pan z Egiptu, aby nas wydać w ręce Amorejczyków na naszą zgubę [5Mo 1,27].
Jak było naprawdę? Nie dlatego, że jesteście liczniejsi niż wszystkie inne ludy, przylgnął Pan do was i was wybrał, gdyż jesteście najmniej liczni ze wszystkich ludów. Lecz w miłości swej ku wam i dlatego że dochowuje przysięgi, którą złożył waszym ojcom, wyprowadził was Pan możną ręką i wybawił cię z domu niewoli, z ręki faraona, króla egipskiego [5Mo 7,7–8].
Bóg wiedział o tym, że takie zarzuty usłyszy. Dlatego też, miłując Izraelitów, nie mając nikogo wyższego, faktycznie działał z miłości do siebie samego, a nie z miłości do nich. Okazując miłość ludziom, robił to ze względu na samego siebie. Tak mówi Wszechmocny Pan: Ja działam nie ze względu na was, domu izraelski, lecz ze względu na moje święte imię [Ez 36,22].
Dla nas też będzie najmądrzej miłować bliźnich ze względu na miłość do Boga. Ponieważ gdy zobowiązani do miłości wzajemnej, uzależnimy się od reakcji i zachowań osób przez nas miłowanych, wówczas nasza miłość będzie wciąż targana rozmaitymi rozterkami.
Gdy motywację będziemy czerpać z miłości do Jezusa – wówczas zyskamy trwałą zdolność do okazywania miłości braciom i siostrom, żonom i mężom, dzieciom i rodzicom, zgubionym grzesznikom, a nawet nieprzyjaciołom.
07 lutego, 2011
Wiary nie zachowali :(
U kresu swych dni apostoł Paweł napisał: Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem [2Tm 4,7]. Niestety, nie każdy tak będzie mógł o sobie powiedzieć.
Dziś kilka myśli wynikających ze smutnych obserwacji poczynionych w ostatnim czasie.
Myślę na przykład o niedawno zaproszonym do zboru młodzieńcu. Bardzo radykalnie opowiedział się za Chrystusem, złożył naprawdę wyraziste i przekonujące świadectwo nawrócenia, przyjął chrzest, a już parę tygodni później całkowicie zaniechał naśladowania Chrystusa.
Mam też na uwadze gorliwego niegdyś i znanego z nieprzeciętnej osobowości chrześcijanina, który najwidoczniej już stracił wiarę. Dziś rano przysłał mi z Londynu wiadomość, że nie ma żadnego Boga.
Nie mniej dotkliwa jest dla mnie informacja, że małżeństwo dwojga młodych, dobrze wykształconych chrześcijan, którzy swego czasu odeszli od zboru, ostatnio całkowicie się rozpadło.
A wieloletni brat i towarzysz służby, który powoli wycofał się ze wszystkiego, odszedł od zboru i teraz nie chce należeć do żadnej społeczności? A człowiek, który mówi mi w oczy, że nie potrafi już dłużej wytrzymać pod jednym dachem ze swoją wierzącą żoną?
Co mam na to powiedzieć? Smucę się. Potoki łez płyną z oczu moich, dlatego, że nie strzegą zakonu twego [Ps 119,136]. Zaczynam jaśniej rozumieć, że Jezus zapowiadając nadejście wielkiego ucisku, niekoniecznie miał na uwadze fizyczne cierpienie i prześladowanie. Z dnia na dzień prawda Słowa Bożego jest coraz silniej bombardowana. A droga prawdy będzie przez nich pohańbiona [2Pt 2,2].
Jestem zaskoczony? Raczej nie, chociaż całym sercem spodziewałem się i chciałem, aby w każdym z przytoczonych przypadków było inaczej. Tym bardziej sam pragnę ostać się w wierze. Trzeba mi odważnie i bardzo konkretnie trwać przy Bogu! Choćby rozbili przeciwko mnie obozy, nie ulęknie się serce moje, choćby wojna wybuchła przeciw mnie, nawet wtedy będę ufał [Ps 27,3].
Kiedyś Jezus powiedział Piotrowi : Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił sobie, aby was przesiać jak pszenicę. Ja zaś prosiłem za tobą, aby nie ustała wiara twoja [Łk 22,31–32].
Panie Jezu, proszę Cię, abyś dziś wstawił się przed Ojcem w sprawie mojej wiary. Aby nie ustała.
Dziś kilka myśli wynikających ze smutnych obserwacji poczynionych w ostatnim czasie.
Myślę na przykład o niedawno zaproszonym do zboru młodzieńcu. Bardzo radykalnie opowiedział się za Chrystusem, złożył naprawdę wyraziste i przekonujące świadectwo nawrócenia, przyjął chrzest, a już parę tygodni później całkowicie zaniechał naśladowania Chrystusa.
Mam też na uwadze gorliwego niegdyś i znanego z nieprzeciętnej osobowości chrześcijanina, który najwidoczniej już stracił wiarę. Dziś rano przysłał mi z Londynu wiadomość, że nie ma żadnego Boga.
Nie mniej dotkliwa jest dla mnie informacja, że małżeństwo dwojga młodych, dobrze wykształconych chrześcijan, którzy swego czasu odeszli od zboru, ostatnio całkowicie się rozpadło.
A wieloletni brat i towarzysz służby, który powoli wycofał się ze wszystkiego, odszedł od zboru i teraz nie chce należeć do żadnej społeczności? A człowiek, który mówi mi w oczy, że nie potrafi już dłużej wytrzymać pod jednym dachem ze swoją wierzącą żoną?
Co mam na to powiedzieć? Smucę się. Potoki łez płyną z oczu moich, dlatego, że nie strzegą zakonu twego [Ps 119,136]. Zaczynam jaśniej rozumieć, że Jezus zapowiadając nadejście wielkiego ucisku, niekoniecznie miał na uwadze fizyczne cierpienie i prześladowanie. Z dnia na dzień prawda Słowa Bożego jest coraz silniej bombardowana. A droga prawdy będzie przez nich pohańbiona [2Pt 2,2].
Jestem zaskoczony? Raczej nie, chociaż całym sercem spodziewałem się i chciałem, aby w każdym z przytoczonych przypadków było inaczej. Tym bardziej sam pragnę ostać się w wierze. Trzeba mi odważnie i bardzo konkretnie trwać przy Bogu! Choćby rozbili przeciwko mnie obozy, nie ulęknie się serce moje, choćby wojna wybuchła przeciw mnie, nawet wtedy będę ufał [Ps 27,3].
Kiedyś Jezus powiedział Piotrowi : Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił sobie, aby was przesiać jak pszenicę. Ja zaś prosiłem za tobą, aby nie ustała wiara twoja [Łk 22,31–32].
Panie Jezu, proszę Cię, abyś dziś wstawił się przed Ojcem w sprawie mojej wiary. Aby nie ustała.
04 lutego, 2011
Dzień odejścia
Piątek, 4 lutego 2011 roku został okrzyknięty "Dniem Odejścia". Chodzi o odsunięcie prezydenta Egiptu, Hosni Mubaraka. Tłumy Egipcjan, ONZ a nawet Stany Zjednoczone są zdania, że przekazanie władzy w Egipcie powinno rozpocząć się w trybie natychmiastowym.
Gdy obserwuję wydarzenia w Egipcie, przychodzi mi na myśl biblijna historia opisująca ostatnie chwile potęgi Babilonii i nagła zmiana władzy w rejonie Morza Śródziemnego w VI wieku przed narodzeniem Chrystusa.
Wezwany do wyjaśnienia tajemniczego napisu na ścianie prorok Daniel przywołał królowi Babilonu wydarzenia z życia jego ojca, który swego czasu poznał, że Bóg Najwyższy ma władzę nad królestwem ludzkim i ustanawia nad nim, kogo chce. A ty, jego synu, Belsazarze, nie uniżyłeś swojego serca, chociaż to wszystko wiedziałeś. Lecz przeciwko Panu nieba się podniosłeś i przyniesiono przed ciebie naczynia z jego świątyni; a ty i twoi dostojnicy, twoje żony i twoje nałożnice piliście z nich wino i wysławiałeś bogów ze srebra i złota, miedzi i żelaza, drzewa i kamienia, które nie widzą ani nie słyszą i nic nie wiedzą, a Boga, w którego ręku jest twoje tchnienie i od którego zależą wszystkie twoje drogi, nie uczciłeś.
Taka była prawdziwa przyczyna nagłej zmiany w politycznej dominacji nad ówczesnym światem. Dlatego przez niego została zesłana ta ręka i został wypisany ten napis. A oto napis, który został wypisany: mene, mene, tekel, uparsin. A taki jest wykład tego słowa: Mene: Bóg policzył dni twojego panowania i doprowadził je do końca. Tekel - jesteś zważony na wadze i znaleziony lekkim. Peres - twoje królestwo będzie podzielone i oddane Medom i Persom. [...] Tej samej nocy został zabity Belsazar, król chaldejski, a Dariusz Medyjczyk objął królestwo, mając sześćdziesiąt dwa lata [Dn 5,21–6,1].
Zasiadając do biesiadnego stołu władca babiloński nie spodziewał się, że będzie to ostatnia impreza w jego życiu. Czuł się pewny swego i najwidoczniej nie widział nikogo, kto mógłby go obalić. Mubarak też chyba nie myślał, że przełom stycznia i lutego 2011 roku, to będzie koniec jego władzy. Przecież nie widział dostatecznie zorganizowanych sił opozycyjnych, a o Facebooku i Twitterze najwyraźniej nawet nie pomyślał.
Zresztą, nieważne, przy pomocy jakich ludzi i środków następują tego rodzaju zmiany. Ważne, kto faktycznie za nimi stoi. W świetle Biblii wyraźnie można zobaczyć Niewidzialnego. Niech będzie błogosławione imię Boga od wieków na wieki, albowiem do niego należą mądrość i moc. On zmienia czasy i pory, On utrąca królów i ustanawia królów [Dn 2,20–21].
Gdy obserwuję wydarzenia w Egipcie, przychodzi mi na myśl biblijna historia opisująca ostatnie chwile potęgi Babilonii i nagła zmiana władzy w rejonie Morza Śródziemnego w VI wieku przed narodzeniem Chrystusa.
Wezwany do wyjaśnienia tajemniczego napisu na ścianie prorok Daniel przywołał królowi Babilonu wydarzenia z życia jego ojca, który swego czasu poznał, że Bóg Najwyższy ma władzę nad królestwem ludzkim i ustanawia nad nim, kogo chce. A ty, jego synu, Belsazarze, nie uniżyłeś swojego serca, chociaż to wszystko wiedziałeś. Lecz przeciwko Panu nieba się podniosłeś i przyniesiono przed ciebie naczynia z jego świątyni; a ty i twoi dostojnicy, twoje żony i twoje nałożnice piliście z nich wino i wysławiałeś bogów ze srebra i złota, miedzi i żelaza, drzewa i kamienia, które nie widzą ani nie słyszą i nic nie wiedzą, a Boga, w którego ręku jest twoje tchnienie i od którego zależą wszystkie twoje drogi, nie uczciłeś.
Taka była prawdziwa przyczyna nagłej zmiany w politycznej dominacji nad ówczesnym światem. Dlatego przez niego została zesłana ta ręka i został wypisany ten napis. A oto napis, który został wypisany: mene, mene, tekel, uparsin. A taki jest wykład tego słowa: Mene: Bóg policzył dni twojego panowania i doprowadził je do końca. Tekel - jesteś zważony na wadze i znaleziony lekkim. Peres - twoje królestwo będzie podzielone i oddane Medom i Persom. [...] Tej samej nocy został zabity Belsazar, król chaldejski, a Dariusz Medyjczyk objął królestwo, mając sześćdziesiąt dwa lata [Dn 5,21–6,1].
Zasiadając do biesiadnego stołu władca babiloński nie spodziewał się, że będzie to ostatnia impreza w jego życiu. Czuł się pewny swego i najwidoczniej nie widział nikogo, kto mógłby go obalić. Mubarak też chyba nie myślał, że przełom stycznia i lutego 2011 roku, to będzie koniec jego władzy. Przecież nie widział dostatecznie zorganizowanych sił opozycyjnych, a o Facebooku i Twitterze najwyraźniej nawet nie pomyślał.
Zresztą, nieważne, przy pomocy jakich ludzi i środków następują tego rodzaju zmiany. Ważne, kto faktycznie za nimi stoi. W świetle Biblii wyraźnie można zobaczyć Niewidzialnego. Niech będzie błogosławione imię Boga od wieków na wieki, albowiem do niego należą mądrość i moc. On zmienia czasy i pory, On utrąca królów i ustanawia królów [Dn 2,20–21].
03 lutego, 2011
Dzień, w którym umrą złe słowa
3 lutego przeszedł do historii jako "The Day the Music Died" (Dzień, w którym umarła muzyka). Stało się tak za sprawą słynnego songu Dona McLeana "American Pie", w którym opłakuje on nagłą śmierć Buddy Holly'ego, legendy wschodzącego rock&rolla.
Buddy Holly (faktycznie: Charles Hardin Holley) był piosenkarzem rockandrollowym, gitarzystą kompozytorem i wizjonerem. W ciągu bardzo krótkiej aktywności muzycznej dokonał wielu ważnych eksperymentów i stał się wzorcem dla niejednej późniejszej gwiazdy rocka.
Zginął 3 lutego 1959 roku w wypadku lotniczym, w wieku zaledwie 22 lat. Był w trasie koncertowej, a zima utrudniała przemieszczanie się do kolejnych miejsc występu. W busie, którym podróżowali popsuło się ogrzewanie. Dla Buddy'ego zorganizowano przelot małym samolotem, w którym były jeszcze dwa inne miejsca.
Krótko potem samolot prowadzony przez 21-letniego pilota, Rogera Petersona, z trzema muzykami w fotelach pasażerskich, rozbił się w pobliżu miasteczka Clear Lake w stanie Iowa. Wszyscy zginęli [na zdjęciu pomnik muzyka w miejscu katastrofy].
Przywołuję dziś to zdarzenie, bo zaintrygował mnie w nim wprawdzie poboczny, ale jednak warty odnotowania, szczegół.
Było jasne, że wraz z liderem zespołu poleci basista Waylon Jennings. Ten jednak na prośbę innego muzyka odstąpił mu swoje miejsce i postanowił podróżować busem. Gdy Buddy dowiedział się o jego zamiarach, zażartował: Zgoda, mam nadzieję, że ci ten twój bus zamarznie. Walon, w równie żartobliwym tonie, odpowiedział: Dobrze, a ja mam nadzieję, że twój samolot się rozbije. Tych przekornych słów Jennings miał żałować potem przez całą resztę swojego życia.
Zbyt łatwo przychodzi nam wypowiadanie słów, których potem żałujemy. Czasem pobudza nas do tego, jak w przypadku Jennings'a, bezmyślna przekora albo niewinna głupota, lecz czasem ich źródłem stają się też złe emocje.
Poirytowani, niechętni w stosunku do jakiejś osoby, mówimy jej przykre słowa albo zaczynamy o niej plotkować i obmawiać ją w gronie znajomych. Co z tego, że potem żałujemy swych słów, skoro zostały wypowiedziane, usłyszane i wciąż mogą odbijać się złym echem wśród ludzi?
Dlatego Biblia naucza: Niech żadne nieprzyzwoite słowo nie wychodzi z ust waszych, ale tylko dobre, które może budować, gdy zajdzie potrzeba, aby przyniosło błogosławieństwo tym, którzy go słuchają [Ef 4,29]. A powiadam wam, że z każdego nieużytecznego słowa, które ludzie wyrzekną, zdadzą sprawę w dzień sądu [Mt 12,36].
Wszyscy mamy większe lub mniejsze kłopoty z opanowaniem języka. W pełni nikt z ludzi nie może ujarzmić języka, tego krnąbrnego zła, pełnego śmiercionośnego jadu. Nim wysławiamy Pana i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże; z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak, bracia moi, być nie powinno [Jk 3,8–10].
Niechby dzień, w którym umarła muzyka, stał się dniem, w którym umrą moje złe, bezmyślne i bezużyteczne słowa...
Buddy Holly (faktycznie: Charles Hardin Holley) był piosenkarzem rockandrollowym, gitarzystą kompozytorem i wizjonerem. W ciągu bardzo krótkiej aktywności muzycznej dokonał wielu ważnych eksperymentów i stał się wzorcem dla niejednej późniejszej gwiazdy rocka.
Zginął 3 lutego 1959 roku w wypadku lotniczym, w wieku zaledwie 22 lat. Był w trasie koncertowej, a zima utrudniała przemieszczanie się do kolejnych miejsc występu. W busie, którym podróżowali popsuło się ogrzewanie. Dla Buddy'ego zorganizowano przelot małym samolotem, w którym były jeszcze dwa inne miejsca.
Krótko potem samolot prowadzony przez 21-letniego pilota, Rogera Petersona, z trzema muzykami w fotelach pasażerskich, rozbił się w pobliżu miasteczka Clear Lake w stanie Iowa. Wszyscy zginęli [na zdjęciu pomnik muzyka w miejscu katastrofy].
Przywołuję dziś to zdarzenie, bo zaintrygował mnie w nim wprawdzie poboczny, ale jednak warty odnotowania, szczegół.
Było jasne, że wraz z liderem zespołu poleci basista Waylon Jennings. Ten jednak na prośbę innego muzyka odstąpił mu swoje miejsce i postanowił podróżować busem. Gdy Buddy dowiedział się o jego zamiarach, zażartował: Zgoda, mam nadzieję, że ci ten twój bus zamarznie. Walon, w równie żartobliwym tonie, odpowiedział: Dobrze, a ja mam nadzieję, że twój samolot się rozbije. Tych przekornych słów Jennings miał żałować potem przez całą resztę swojego życia.
Zbyt łatwo przychodzi nam wypowiadanie słów, których potem żałujemy. Czasem pobudza nas do tego, jak w przypadku Jennings'a, bezmyślna przekora albo niewinna głupota, lecz czasem ich źródłem stają się też złe emocje.
Poirytowani, niechętni w stosunku do jakiejś osoby, mówimy jej przykre słowa albo zaczynamy o niej plotkować i obmawiać ją w gronie znajomych. Co z tego, że potem żałujemy swych słów, skoro zostały wypowiedziane, usłyszane i wciąż mogą odbijać się złym echem wśród ludzi?
Dlatego Biblia naucza: Niech żadne nieprzyzwoite słowo nie wychodzi z ust waszych, ale tylko dobre, które może budować, gdy zajdzie potrzeba, aby przyniosło błogosławieństwo tym, którzy go słuchają [Ef 4,29]. A powiadam wam, że z każdego nieużytecznego słowa, które ludzie wyrzekną, zdadzą sprawę w dzień sądu [Mt 12,36].
Wszyscy mamy większe lub mniejsze kłopoty z opanowaniem języka. W pełni nikt z ludzi nie może ujarzmić języka, tego krnąbrnego zła, pełnego śmiercionośnego jadu. Nim wysławiamy Pana i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże; z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak, bracia moi, być nie powinno [Jk 3,8–10].
Niechby dzień, w którym umarła muzyka, stał się dniem, w którym umrą moje złe, bezmyślne i bezużyteczne słowa...