Pomyślmy dziś o swoich domownikach i krewnych. Obok czułych matek, wspaniałych ojców, mądrych wujków, posłusznych
dzieci i dyskretnych sióstr są wśród nich
również mniej przyjemni osobnicy. Kąśliwa babcia, siorbiący zupę dziadek, kapryśna
ciotka, rozwydrzony syn kuzynki, czepialska teściowa, samolubny kuzyn, przemądrzały
szwagier i bujający w chmurach brat. A gdyby tak naraz mieli się do nas
zjechać? Od razu włącza się nam instynkt samozachowawczy. Z rodziną to najlepiej wychodzi się na
zdjęciu! – mawiamy i zaczynamy swoich krewnych trzymać na dystans.
Tak dochodzi do zanikania więzi rodzinnych. Dorastające dzieci
czym prędzej wyprowadzają się z domu a wielopokoleniowe domy ustępują miejsca gospodarstwom
jednoosobowym. Tak jest po prostu wygodniej. Kto rzadko kiedy ma gorącą
wodę w wannie? - Ten kto ma żonę, kilka
córek i jedną łazienkę. O ileż łatwiej mieszka się samemu! Problematyczni członkowie rodziny nie są nam do niczego potrzebni.
Zmierzymy się dziś z tym zjawiskiem zanikania więzi
rodzinnych. Sprowokowała mnie do tego postawa biblijnego Dawida. Ten człowiek bardzo
miłował swoich bliskich. Gdy jego syn Absalom dopuścił się morderstwa na
starszym bracie i uciekł z domu, Dawid nie przestał go kochać. Bardzo za nim tęsknił i uspokoił się dopiero wówczas, gdy znowu mógł
go uściskać. Kilka lat później ten sam syn podstępnie przejął władzę, co zmusiło
króla Dawida do ratowania się ucieczką. Wtedy, gdy wierne mu oddziały
ruszały do decydującego starcia z buntownikami, wydał też król taki rozkaz Joabowi i
Abiszajowi, i Ittajowi: Łagodnie mi postąpcie z młodzieńcem, z Absalomem. A
całe wojsko słyszało, gdy król dawał wodzom ten rozkaz odnośnie do Absaloma
[2Sm 18,5].
Z pewnością takie polecenie Dawida mogło żołnierzy zbulwersować. Absalom nie zasługiwał przecież na żadną łagodność.
Należało go czym prędzej zlikwidować. Jednakże był on synem Dawida, a Dawid w
miłości do swoich bliskich przekraczał granice tzw. zdrowego rozsądku. Łagodnie
mi postąpcie z młodzieńcem, z Absalomem. Dawid niezmiennie nadal bardzo miłował
swojego syna.
Co myśleć o tak daleko idącej miłości rodzinnej Dawida? Może i naszym zdaniem była ona niepoprawna i
zbyt chorobliwa, ale Bóg wystawił mu świadectwo w słowach: Znalazłem Dawida, syna
Jessego, męża według serca mego, który wykona całkowicie wolę moją [Dz 13,22]. Właśnie dlatego Dawid dobrze ilustruje nam
miłość Bożą do grzeszników.
Bóg jest rozmiłowany w Synu Bożym. Ojciec miłuje Syna i
wszystko oddał w jego ręce [Jn 3,35]. Dlatego
św. Paweł uznał za najważniejsze w życiu to, żeby zyskać
Chrystusa i znaleźć się w nim [Flp 3,8]. Kto bowiem jest w Chrystusie, kto znajdzie się w Jego rękach, ten
staje się obiektem i beneficjentem miłości Ojca do Syna. Ojcze! Chcę, aby ci,
których mi dałeś, byli ze mną, gdzie Ja jestem, aby oglądali chwałę moją, którą
mi dałeś, gdyż umiłowałeś mnie przed założeniem świata [Jn 17,24].
W czasach zanikania miłości rodzinnej, co zapowiedziane
zostało w Biblii [np. 2Tm 3,3 stwierdza, że w czasach ostatecznych ludzie będą „bez serca” wg Biblii Gdańskiej – „bez
przyrodzonej miłości”], zachodzi pilna potrzeba, aby chrześcijanie sprzeciwili
się duchowi tego świata i zwrócili serca ku swoim krewnym. Ostatnie słowa
Starego Testamentu zapowiadają taki wpływ łaski Bożej na lud Nowego Przymierza.
Oto Ja poślę wam proroka Eliasza, zanim przyjdzie wielki i straszny dzień Pana,
i zwróci serca ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom, abym, gdy przyjdę,
nie obłożył ziemi klątwą [Ml 3,23-24].
Jak Dawid miłował Absaloma obrazując w ten sposób wielką
miłość Bożą do grzeszników wierzących w
Syna Bożego, tak i my winniśmy miłować swoich krewnych. Bądźcie więc
naśladowcami Boga jako dzieci umiłowane,
i chodźcie w miłości, jak i Chrystus umiłował was [Ef 5,1-2]. Nauka apostolska jasno określa nam wolę Bożą w
tej sprawie. A jeśli kto o swoich, zwłaszcza o domowników nie ma starania, ten
zaparł się wiary i jest gorszy od niewierzącego [1Tm 5,8]. Jak widać, nasz Pan chce,
abyśmy nosili w sercu osoby bliskie nam według ciała.
W imię Boże apeluję więc: Zwróćmy serce ku swoim krewnym! Dlaczego?
Bo to są ludzie, którzy mają prawo na nas liczyć. Oczywiście nie tylko w sprawach materialnych. Krewnych się nie wybiera. Skoro
więc Bóg umieścił nas konkretnie w tej rodzinie i się nam objawił, to znaczy, że poprzez
nas chce do naszych krewniaków przemawiać. Zwróćmy do nich swe serca, bo trzeba
im głosić ewangelię, a to należy robić z miłością.
Mało tego, nasi krewni stanowią pierwszy krąg ludzi
umożliwiających nam wypróbowanie naszej wiary. Domownicy i bliscy wg ciała obserwują nas na co dzień i wiedzą, jacy naprawdę jesteśmy. Jeżeli będziemy od nich stronić,
to wiele naszych mankamentów nigdy się nie ujawni. Przez całe lata będziemy w nich tkwić, przynosząc ujmę imieniu Chrystusa.
Zwróćmy serce ku swoim krewnym, bo to jest miłe w oczach
Bożych!
Staram się to robić, choć nie zawsze jest to łatwe. Odkąd się nawróciłam, moje relacje z bliskimi się poprawiły, choć pewne rzeczy jeszcze wymagają pracy i modlitwy. Ale fakt, jest tak jak Brat pisze. Kiedyś nasza prowadząca seminarium powiedziała, że jedną z najważniejszych cech współczesnego człowieka w naszej kulturze jest indywidualizm. Czyli skupienie uwagi na sobie, życie wyłącznie swoimi sprawami, odcinanie się nie tylko od rodziny, ale i nawet coraz wyraźniejszy zanik normalnych stosunków między sąsiadami i znajomymi. Pamiętam że jak byłam mała, to większość sąsiadów i sąsiadek z mojej klatki schodowej regularnie się odwiedzała. Teraz, poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, tego nie ma.
OdpowiedzUsuńNo i kolejna sprawa, która mnie denerwuje coraz bardziej, a które też jest między innymi przyczyną tego stanu rzeczy - bezrefleksyjne naśladowanie kultury amerykańskiej w Polsce. Dlaczego mamy cały czas naśladować Amerykę? Cudze chwalimy, swojego nie znamy...
Pozdrawiam :)