Są sprawy, zjawiska i wydarzenia, którym warto poświęcać czas, podczas gdy na inne czasu szkoda. Na pewno nie należy żałować czasu na poznawanie Boga i sposobów Jego działania. Wielkie są dzieła Pana, godne badania przez wszystkich, którzy je kochają [Ps 111,2]. Synowie Izraela mieli obowiązek poświęcania czasu na kult Jahwe. Gdy wkroczyli do Kanaanu, natknęli się na przebogatą religijność tamtejszych narodów. Czy Bóg pozwolił im na to, aby okazali zainteresowanie wierzeniom i obrzędom owych ludów? Lecz tak z nimi postąpicie: ołtarze ich zburzycie, pomniki ich potłuczecie, święte ich drzewa wytniecie i ich podobizny rzeźbione w ogniu spalicie. Gdyż ty jesteś świętym ludem Pana, Boga twego [5Mo 7,5-6].
Tak mówi Pan: Nie wdrażajcie się w zwyczaje narodów, nie lękajcie się znaków niebieskich, chociaż narody się ich lękają! Gdyż bóstwa ludów są marnością. Są dziełem rąk rzemieślnika pracującego dłutem w drzewie, ściętym w lesie, które przyozdabiają srebrem i złotem, umacniają gwoździami i młotami, aby się nie chwiało. Są jak straszak na polu ogórkowym, nie mówią, trzeba je nosić, bo nie mogą chodzić. Nie bójcie się ich, bo nie mogą szkodzić, lecz nie mogą też nic dobrego uczynić [Jr 10,2-5]. Nie godziło się, aby lud Boży marnował czas na poznawanie, opisywanie i dokumentowanie ludycznej religijności.
Nie warto i dzisiaj poświęcać czasu na coś, co ludzie powymyślali sobie o Bogu, pomijając naukę Pisma Świętego. Niechby tylko nie zabrakło nam czasu na poznawanie Pana Jezusa Chrystusa. Taką postawę przyjął natchniony Duchem Świętym apostoł Paweł. Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego [1Ko 2,2]. Ale wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę. Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa [Flp 3,7-8].
Kanonizacja? Biblia nigdzie nie mówi, że człowiek może drugiego człowieka ustanowić świętym. Nie dopuszcza jakiegokolwiek kontaktu ze zmarłymi. Zdecydowanie zabrania oddawania czci stworzeniu zamiast Stwórcy. Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze i co jest na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja, Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym [5Mo 5,8-9].
W tej sytuacji, nawet i gdy wzywa się Ojca i Syna, i Ducha Świętego, wszelkie obrzędy, rytuały i ceremonie są bez znaczenia. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi. Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie [Mk 7,7-8].
Czy sługa Słowa Bożego czemuś takiemu ma poświęcać uwagę? Dlatego nie pisałem o wczorajszej kanonizacji.
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
28 kwietnia, 2014
23 kwietnia, 2014
Po co innych obciążać?
Wszyscy nosimy w sobie naturalną tendencję do wybielania swoich grzechów zachowaniem innych ludzi lub złym splotem okoliczności. Poniosły mnie nerwy, bo ona mnie do tego sprowokowała! Ukradłem, bo właściciel zapomniał to schować! Zdradziłem żonę, bo potrzebowałem kontaktu z miłą, normalną kobietą, a moja żona od dawna już taka nie jest! Już od ogrodu Eden człowiek próbuje się wybielać błędami innych. Kobieta, którą mi dałeś, aby była ze mną, dała mi z tego drzewa i jadłem [1Mo 3,12].
Niedawno słyszałem jak jeden z naszych ministrów, po przyznaniu się firmy HP do korupcji w Polsce, z satysfakcją powiedział: "To nie jakiś funkcjonariusz jakiegoś ministerstwa jest odpowiedzialny za infoaferę sprzed wielu lat, tylko wielki międzynarodowy koncern, bez którego ta infoafera i korupcja nie byłaby możliwa". Polscy urzędnicy wzięli łącznie ok. 500 mln łapówek, a minister polskiego rządu wybielił ich, odpowiedzialność za korupcję przerzucając na obcy koncern. Nasi nie wzięliby przecież, gdyby tamci nie dawali.
Nie tędy droga! Silna pokusa ze strony HP w najmniejszym stopniu nie zwolniła polskiego urzędnika z osobistej odpowiedzialności za zachowanie na powierzonym mu stanowisku. W sferze duchowej, próbując poprawić sobie własne samopoczucie poprzez przerzucanie odpowiedzialności za nasz grzech na innych, nie tylko nie osiągamy stanu wewnętrznego pokoju, ale zatruwamy - niestety - serca naszych bliźnich i wpędzamy ich w poczucie winy. Czy jest to w ogóle potrzebne?
Kto uwierzył w Pana Jezusa, ten został krwią Chrystusa oczyszczony z grzechów i jest całkowicie usprawiedliwiony. Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości [1Jn 1,9]. Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie [Rz 8,1]. Błogosławiony niech będzie Pan! Mamy cudowny, w pełni skuteczny sposób na oczyszczenie i usprawiedliwienie.
Nie potrzebujemy poprawiać sobie samopoczucia przerzucaniem odpowiedzialności za nasze grzechy na innych. A jednak wciąż tak czynimy: Zgrzeszyłem, bo zostałem do tego sprowokowany. Piję, bo to moja wrodzona skłonność. Jestem bezczynny w kościele, bo zostałem odrzucony. Wycofałem się ze służby, bo mnie nie doceniają. Nie modlę się głośno, bo ktoś skrytykował moją modlitwę. Trwam w złej nauce, bo zostałem tak nauczony.
Najwyraźniej komuś zależy na tym, abyśmy nie tylko wciąż na nowo rozpamiętywali swoje grzechy ale też na tym, abyśmy obciążali sumienia naszych bliźnich, dając im do zrozumienia, że gdyby nie oni, to my na pewno byśmy tak się nie zachowali.
Cudze błędy nas nie wybielają. Wybielić nas może tylko i wyłącznie krew Jezusa Chrystusa! Jeżeli zaś zostaliśmy już obmyci z grzechów i usprawiedliwieni, to trzeba nam radować się okazaną nam łaską Bożą i absolutnie zaniechać rozpamiętywania i wyjaśniania, z czyjej przyczyny do naszego grzechu doszło. Urzędnicy łapówkarze któregoś dnia staną przed sądem, ale prawdziwy chrześcijanin został usprawiedliwiony i oczyszczony krwią Jezusa Chrystusa z wszelkich zarzutów.
Po co więc innych obciążać czymś, co zostało nam już przebaczone?
Niedawno słyszałem jak jeden z naszych ministrów, po przyznaniu się firmy HP do korupcji w Polsce, z satysfakcją powiedział: "To nie jakiś funkcjonariusz jakiegoś ministerstwa jest odpowiedzialny za infoaferę sprzed wielu lat, tylko wielki międzynarodowy koncern, bez którego ta infoafera i korupcja nie byłaby możliwa". Polscy urzędnicy wzięli łącznie ok. 500 mln łapówek, a minister polskiego rządu wybielił ich, odpowiedzialność za korupcję przerzucając na obcy koncern. Nasi nie wzięliby przecież, gdyby tamci nie dawali.
Nie tędy droga! Silna pokusa ze strony HP w najmniejszym stopniu nie zwolniła polskiego urzędnika z osobistej odpowiedzialności za zachowanie na powierzonym mu stanowisku. W sferze duchowej, próbując poprawić sobie własne samopoczucie poprzez przerzucanie odpowiedzialności za nasz grzech na innych, nie tylko nie osiągamy stanu wewnętrznego pokoju, ale zatruwamy - niestety - serca naszych bliźnich i wpędzamy ich w poczucie winy. Czy jest to w ogóle potrzebne?
Kto uwierzył w Pana Jezusa, ten został krwią Chrystusa oczyszczony z grzechów i jest całkowicie usprawiedliwiony. Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości [1Jn 1,9]. Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie [Rz 8,1]. Błogosławiony niech będzie Pan! Mamy cudowny, w pełni skuteczny sposób na oczyszczenie i usprawiedliwienie.
Nie potrzebujemy poprawiać sobie samopoczucia przerzucaniem odpowiedzialności za nasze grzechy na innych. A jednak wciąż tak czynimy: Zgrzeszyłem, bo zostałem do tego sprowokowany. Piję, bo to moja wrodzona skłonność. Jestem bezczynny w kościele, bo zostałem odrzucony. Wycofałem się ze służby, bo mnie nie doceniają. Nie modlę się głośno, bo ktoś skrytykował moją modlitwę. Trwam w złej nauce, bo zostałem tak nauczony.
Najwyraźniej komuś zależy na tym, abyśmy nie tylko wciąż na nowo rozpamiętywali swoje grzechy ale też na tym, abyśmy obciążali sumienia naszych bliźnich, dając im do zrozumienia, że gdyby nie oni, to my na pewno byśmy tak się nie zachowali.
Cudze błędy nas nie wybielają. Wybielić nas może tylko i wyłącznie krew Jezusa Chrystusa! Jeżeli zaś zostaliśmy już obmyci z grzechów i usprawiedliwieni, to trzeba nam radować się okazaną nam łaską Bożą i absolutnie zaniechać rozpamiętywania i wyjaśniania, z czyjej przyczyny do naszego grzechu doszło. Urzędnicy łapówkarze któregoś dnia staną przed sądem, ale prawdziwy chrześcijanin został usprawiedliwiony i oczyszczony krwią Jezusa Chrystusa z wszelkich zarzutów.
Po co więc innych obciążać czymś, co zostało nam już przebaczone?
21 kwietnia, 2014
Z Jezusem wciąż po swojemu...
Dzisiejsza lektura 23. rozdziału Ewangelii Łukasza wywołuje we mnie smutną refleksję. Wprawdzie Jezus był w roku 30. w Jerozolimie w centrum uwagi, lecz mało kogo obchodziło to, co mówił i czego naprawdę oczekiwał od ludzi. Władze polityczne i religijne postępowały z nim po swojemu. Więc Piłat rozstrzygnął, że ma się stać według ich żądania. Kazał wypuścić tego, którego oni zażądali, a który został wtrącony do więzienia za rozruch i zabójstwo, Jezusa zaś zdał na ich wolę [Łk 23,24-25]. Mogli i zrobili z Jezusem, co chcieli.
Ogarnia mnie smutek, ponieważ widzę jak dwadzieścia wieków później, w chrześcijańskim kraju jest dokładnie tak samo. Owszem, Pan Jezus jest na ludzkich ustach i sztandarach. Po mieście chodzą dziwne procesje mające upamiętniać mękę Jezusa. Tradycja narodowa wciąż każe ludziom w tych dniach obracać się wokół spraw wzmiankujących o Jezusie; inscenizacje, specjalna liturgia, utwory muzyczne, filmy i programy telewizyjne, wystrój domów. Niby Jezus jest w centrum uwagi, lecz kto pyta, czego Jezus naprawdę od nas chce?
Widzę, że prawie nikt nie liczy się z samym Jezusem. Wielu liczy się z opinią publiczną. Chcą się pokazać ludziom; jacy są pobożni, troszczący się o potrzebujących, przywiązani do tradycji narodowej... Mówią, co chcą i robią, co chcą. Jezus jest na ich ustach, lecz wciąż jest zdany na ich wolę. Jakiś przykład?
Na ulicach Gdańska zawisły flagi papieskie, bo za tydzień w Rzymie kanonizacja papieża Polaka. Kogo obchodzi to, jak Jezus patrzy na tę zbliżającą się ceremonię? Skąd pomysł, że ludzie mają takie kompetencje, aby orzekać, kto jest święty, a kto święty nie jest? Jan Paweł II powiedział kiedyś, że ludzie potrzebują papieża - pośrednika w kontakcie z Bogiem. Słowo Boże twierdzi inaczej: Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus [1Tm 2,5]. Lecz kogo dzisiaj obchodzi to, co mówi Bóg? Dla większości ważne jest to, co powiedział Jan Paweł II.
Bardzo smutno mi się zrobiło w drugi dzień świąt Wielkanocnych. Obawiam się, że większości moich rodaków wcale nie zależy na tym, aby podobać się Jezusowi. Samym sobie chcą się podobać. Czy mając Jezusa na ustach, a lekceważąc Słowo Boże, ponownie nie krzyżują Syna Bożego i wystawiają go na urągowisko [Hbr 6,6]? Tym bardziej narażają się Bogu, że czynią to w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, jednocześnie lekceważąc to, co Ojciec, Syn i Duch Święty powiedział.
Światłem w tunelu jest obietnica Chrystusa Pana, że któregoś dnia powtórnie przyjdzie na ziemię. Wówczas stanie się jasne, jak miało być i co jest zgodne z Jego wolą. Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku [Obj 22,12]. Ludzie robiący z Jezusem wszystko po swojemu, poniosą szkodę. Nieliczni, każdego dnia wsłuchani w Jego Słowa i Mu posłuszni, zostaną uhonorowani. Już niedługo...
Ogarnia mnie smutek, ponieważ widzę jak dwadzieścia wieków później, w chrześcijańskim kraju jest dokładnie tak samo. Owszem, Pan Jezus jest na ludzkich ustach i sztandarach. Po mieście chodzą dziwne procesje mające upamiętniać mękę Jezusa. Tradycja narodowa wciąż każe ludziom w tych dniach obracać się wokół spraw wzmiankujących o Jezusie; inscenizacje, specjalna liturgia, utwory muzyczne, filmy i programy telewizyjne, wystrój domów. Niby Jezus jest w centrum uwagi, lecz kto pyta, czego Jezus naprawdę od nas chce?
Widzę, że prawie nikt nie liczy się z samym Jezusem. Wielu liczy się z opinią publiczną. Chcą się pokazać ludziom; jacy są pobożni, troszczący się o potrzebujących, przywiązani do tradycji narodowej... Mówią, co chcą i robią, co chcą. Jezus jest na ich ustach, lecz wciąż jest zdany na ich wolę. Jakiś przykład?
Na ulicach Gdańska zawisły flagi papieskie, bo za tydzień w Rzymie kanonizacja papieża Polaka. Kogo obchodzi to, jak Jezus patrzy na tę zbliżającą się ceremonię? Skąd pomysł, że ludzie mają takie kompetencje, aby orzekać, kto jest święty, a kto święty nie jest? Jan Paweł II powiedział kiedyś, że ludzie potrzebują papieża - pośrednika w kontakcie z Bogiem. Słowo Boże twierdzi inaczej: Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus [1Tm 2,5]. Lecz kogo dzisiaj obchodzi to, co mówi Bóg? Dla większości ważne jest to, co powiedział Jan Paweł II.
Bardzo smutno mi się zrobiło w drugi dzień świąt Wielkanocnych. Obawiam się, że większości moich rodaków wcale nie zależy na tym, aby podobać się Jezusowi. Samym sobie chcą się podobać. Czy mając Jezusa na ustach, a lekceważąc Słowo Boże, ponownie nie krzyżują Syna Bożego i wystawiają go na urągowisko [Hbr 6,6]? Tym bardziej narażają się Bogu, że czynią to w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, jednocześnie lekceważąc to, co Ojciec, Syn i Duch Święty powiedział.
Światłem w tunelu jest obietnica Chrystusa Pana, że któregoś dnia powtórnie przyjdzie na ziemię. Wówczas stanie się jasne, jak miało być i co jest zgodne z Jego wolą. Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku [Obj 22,12]. Ludzie robiący z Jezusem wszystko po swojemu, poniosą szkodę. Nieliczni, każdego dnia wsłuchani w Jego Słowa i Mu posłuszni, zostaną uhonorowani. Już niedługo...
20 kwietnia, 2014
Wystarczy parę dni!
Jak wiele może się zmienić w ciągu paru dni? Wystarczy, że się zakochamy, a już jakże inaczej zaczyna wyglądać życie. A co dopiero, gdy nawiedzi nas Bóg!? Zupełnie wszystko ulega przemianie. Wtedy smutek zamienia się w radość. Nienawiść musi robić miejsce miłości. Całe zastarzałe zło ustępuje w bardzo krótkim czasie. Chodźcie, zawróćmy do Pana! On nas rozszarpał, On nas też uleczy, zranił i opatrzy nasze rany! Po dwóch dniach wskrzesi nas do życia, trzeciego dnia podniesie nas i będziemy żyli przed jego obliczem [Oz 6, 1-2].
Uczniowie Jezusa w czasie święta Paschy A.D. 30 znaleźli się w bardzo ponurych okolicznościach. Rzymska okupacja. Zagrożenie ze strony rodaków. Zawiedzone nadzieje. Poczucie bezsensu dalszego życia. Wiadomość o pustym grobie Nauczyciela niewiele wniosła. Owszem, myśli się nieco ożywiły. Zaczęli prowadzić gorączkowe rozmowy i snuć domysły, co mogło się wydarzyć, ale to nie odmieniło atmosfery ich serc. Potrzebne im było spotkanie z Jezusem.
Ach, gdy Jezus ich nawiedził, gdy stanął pośród swych wystraszonych i zdezorientowanych uczniów, wtedy w jednej chwili odzyskali radość. A gdy nastał wieczór owego pierwszego dnia po sabacie i drzwi były zamknięte tam, gdzie uczniowie z bojaźni przed Żydami byli zebrani, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, ukazał im ręce i bok. Uradowali się tedy uczniowie, ujrzawszy Pana [Jn 20,19-20]. Wystarczyło parę dni i Pan pokonał śmierć. Wystarczyło parę dni, a uczniowie mogli zaśpiewać: Zmartwychwstał Pan, przeminęła trwoga… Skoro On poradził sobie ze śmiercią – to z Nim wszystko jest możliwe!
Nasza codzienność podobnie może stać się trudna do zniesienia. Dezorientacja. Niemoc. Duchowy zastój. Trudności w relacjach. Wszechogarniający sceptycyzm. Czy jeszcze jest możliwe, abyśmy nabrali duchowego wigoru? Czy nasze małżeństwo, przyjaźń, współpraca – mogą przetrwać? Czy jest szansa na ich rozwój? Czy to możliwe, abyśmy powrócili na drogę ufnej, żywej wiary?
Czytałem dziś o Gedeonie. Ów młody Izraelita bardzo ciężko znosił los, jaki fundowali im Midianici. Robił, co mógł, ale lepszej przyszłości nie widział. Aż tu nagle nawiedził go Pan! Pewnego razu przyszedł anioł Pański i usiadł pod dębem, który był w Ofra, a należał do Joasza, potomka Abiezera, podczas gdy Gedeon, jego syn, wyklepywał pszenicę w tłoczni winnej, aby ją zabezpieczyć przed Midiańczykami. I ukazał mu się anioł Pański i rzekł do niego: Pan z tobą, mężu waleczny! A Gedeon rzekł do niego: Za pozwoleniem, panie mój. Jeżeli Pan jest z nami, to dlaczego spotkało nas to wszystko? Gdzież są wszystkie jego cuda, o których opowiadali nam nasi ojcowie, mówiąc: Czyż nie Pan wywiódł nas z Egiptu? Teraz zaś porzucił nas Pan i wydał nas w rękę Midiańczyków. Wtedy Pan zwrócił się do niego i rzekł: Idź w tej mocy twojej i wybaw Izraela z ręki Midiańczyków. Przecież to Ja cię wysyłam. On zaś rzekł do niego: Za pozwoleniem, Panie mój! Czym wybawię Izraela? Oto mój ród jest najbiedniejszy wśród Manassesytów, ja sam zaś najmłodszy w domu mego ojca. A Pan rzekł do niego: Ponieważ Ja będę z tobą, pobijesz Midiańczyków jak jednego męża. I odpowiedział mu: Jeżeli znalazłem łaskę w twoich oczach, to daj mi jakiś znak, że to Ty rozmawiasz ze mną. Nie odchodź stąd, aż wrócę do ciebie i przyniosę ci ofiarę z pokarmów, i położę ją przed tobą. A tamten rzekł: Pozostanę tu, aż wrócisz. I poszedł Gedeon i przyrządził koźlę oraz placki z jednej efy mąki; mięso włożył do kosza, polewkę wlał do garnka i przyniósł do niego pod dąb i położył przed nim. A anioł Boży rzekł do niego: Weź mięso i placki i połóż na tej tam skale, a polewkę wylej. I uczynił tak. Wtedy anioł Pański wyciągnął laskę, którą trzymał w ręce i dotknął jej końcem mięsa i placków, a wtem buchnął ogień ze skały i strawił mięso i placki. Ale anioł Pański zniknął z jego oczu. Gdy Gedeon przekonał się, że to był anioł Pański, rzekł: Ach, Panie, Boże mój, przecież to anioła Pańskiego oglądałem twarzą w twarz. Lecz Pan rzekł do niego: Pokój z tobą; nie bój się, nie umrzesz. I zbudował tam Gedeon ołtarz Panu, i nazwał go: "Pan jest pokojem" [Sdz 6,11-24].
Jakaż zbieżność słów Pana! Pokój z tobą. Pokój wam. Zwróćmy uwagę na ten wyjątkowy moment, na cud zapalenia tego, co Gedeon położył na skale: Wtem buchnął ogień ze skały i strawił mięso i placki. Gedeon pojął, że naprawdę został nawiedzony przez Boga. W jednej chwili wszystko się w nim zmieniło! Tejże nocy rzekł Pan do niego… [Sdz 6,25]. Od tego momentu życie Gedeona się przeobraziło. Stało się absolutnie wyjątkowe.
I w naszym życiu są trudne okresy i przeżycia. Wydaje się, że niektóre zostaną już na zawsze, że nastąpiły w nas nieodwracalne zmiany. Dobrze jest mieć to na względzie, że ten nasz opłakany stan może być konsekwencją jakiegoś procesu, któremu Bóg nas poddaje. Tak było z Izraelem. Stąd wezwanie: Chodźcie, zawróćmy do Pana! On nas rozszarpał, On nas też uleczy, zranił i opatrzy nasze rany! Po dwóch dniach wskrzesi nas do życia, trzeciego dnia podniesie nas i będziemy żyli przed jego obliczem [Oz 6,1-2].
Przytłacza nas taka rzeczywistość, że robimy wiele, a pozostaje to bez większego skutku. Staraliśmy się, ale nikt tego nie zauważył. Od miesięcy nic a nic nie chce się polepszyć. Powiem tak: Ludzie nam nie pomogą. Nic nam nie dadzą żadne tzw. grupy wsparcia, terapie itd. Potrzeba nam nawiedzenia przez Zmartwychwstałego Pana. Nie samo poznanie prawdy o zmartwychwstaniu. Nie sama moc zmartwychwstania. Trzeba nam osobistego spotkania z Panem Jezusem Chrystusem. Chodźcie, zawróćmy do Pana! Skutek jest pewny! Po dwóch dniach wskrzesi nas do życia, trzeciego dnia podniesie nas i będziemy żyli przed jego obliczem. Panu wystarczy parę dni, a nasze życie całkowicie się odmieni!
Bracia i Siostry! Może jesteśmy jak uczniowie po pogrzebie Jezusa. Może jesteśmy jak Gedeon, przybity swoim ciężkim losem. Położyliśmy mięso i placki na skale i… Proszę, nie próbujmy sami tego zapalać. Zwróćmy się do Pana. Wystarczy parę dni i Pan wyciągnie ku nam swoją rękę, i buchnie ogień ze skały! Wystarczy parę dni i On wskrzesi nas do życia. Podniesie nas i będziemy żyli przed Jego obliczem!
Przypomniała mi się stara pieśń ze Śpiewnika Pielgrzyma: Na Twym ołtarzu, Panie, w ofierze spłonąć chcę. Najwyższy mój Kapłanie, poświęcam Tobie się. I wymowny refren - O, zapal Twą ofiarę. Patrz, Panie, czekam Cię. Pragnę, błagam, czekam. Chrztem ognia ochrzcij mnie!
Panu wystarczyło parę dni, aby Zmartwychwstać. Wystarczy Mu parę dni, aby i nas podnieść.
Uczniowie Jezusa w czasie święta Paschy A.D. 30 znaleźli się w bardzo ponurych okolicznościach. Rzymska okupacja. Zagrożenie ze strony rodaków. Zawiedzone nadzieje. Poczucie bezsensu dalszego życia. Wiadomość o pustym grobie Nauczyciela niewiele wniosła. Owszem, myśli się nieco ożywiły. Zaczęli prowadzić gorączkowe rozmowy i snuć domysły, co mogło się wydarzyć, ale to nie odmieniło atmosfery ich serc. Potrzebne im było spotkanie z Jezusem.
Ach, gdy Jezus ich nawiedził, gdy stanął pośród swych wystraszonych i zdezorientowanych uczniów, wtedy w jednej chwili odzyskali radość. A gdy nastał wieczór owego pierwszego dnia po sabacie i drzwi były zamknięte tam, gdzie uczniowie z bojaźni przed Żydami byli zebrani, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, ukazał im ręce i bok. Uradowali się tedy uczniowie, ujrzawszy Pana [Jn 20,19-20]. Wystarczyło parę dni i Pan pokonał śmierć. Wystarczyło parę dni, a uczniowie mogli zaśpiewać: Zmartwychwstał Pan, przeminęła trwoga… Skoro On poradził sobie ze śmiercią – to z Nim wszystko jest możliwe!
Nasza codzienność podobnie może stać się trudna do zniesienia. Dezorientacja. Niemoc. Duchowy zastój. Trudności w relacjach. Wszechogarniający sceptycyzm. Czy jeszcze jest możliwe, abyśmy nabrali duchowego wigoru? Czy nasze małżeństwo, przyjaźń, współpraca – mogą przetrwać? Czy jest szansa na ich rozwój? Czy to możliwe, abyśmy powrócili na drogę ufnej, żywej wiary?
Czytałem dziś o Gedeonie. Ów młody Izraelita bardzo ciężko znosił los, jaki fundowali im Midianici. Robił, co mógł, ale lepszej przyszłości nie widział. Aż tu nagle nawiedził go Pan! Pewnego razu przyszedł anioł Pański i usiadł pod dębem, który był w Ofra, a należał do Joasza, potomka Abiezera, podczas gdy Gedeon, jego syn, wyklepywał pszenicę w tłoczni winnej, aby ją zabezpieczyć przed Midiańczykami. I ukazał mu się anioł Pański i rzekł do niego: Pan z tobą, mężu waleczny! A Gedeon rzekł do niego: Za pozwoleniem, panie mój. Jeżeli Pan jest z nami, to dlaczego spotkało nas to wszystko? Gdzież są wszystkie jego cuda, o których opowiadali nam nasi ojcowie, mówiąc: Czyż nie Pan wywiódł nas z Egiptu? Teraz zaś porzucił nas Pan i wydał nas w rękę Midiańczyków. Wtedy Pan zwrócił się do niego i rzekł: Idź w tej mocy twojej i wybaw Izraela z ręki Midiańczyków. Przecież to Ja cię wysyłam. On zaś rzekł do niego: Za pozwoleniem, Panie mój! Czym wybawię Izraela? Oto mój ród jest najbiedniejszy wśród Manassesytów, ja sam zaś najmłodszy w domu mego ojca. A Pan rzekł do niego: Ponieważ Ja będę z tobą, pobijesz Midiańczyków jak jednego męża. I odpowiedział mu: Jeżeli znalazłem łaskę w twoich oczach, to daj mi jakiś znak, że to Ty rozmawiasz ze mną. Nie odchodź stąd, aż wrócę do ciebie i przyniosę ci ofiarę z pokarmów, i położę ją przed tobą. A tamten rzekł: Pozostanę tu, aż wrócisz. I poszedł Gedeon i przyrządził koźlę oraz placki z jednej efy mąki; mięso włożył do kosza, polewkę wlał do garnka i przyniósł do niego pod dąb i położył przed nim. A anioł Boży rzekł do niego: Weź mięso i placki i połóż na tej tam skale, a polewkę wylej. I uczynił tak. Wtedy anioł Pański wyciągnął laskę, którą trzymał w ręce i dotknął jej końcem mięsa i placków, a wtem buchnął ogień ze skały i strawił mięso i placki. Ale anioł Pański zniknął z jego oczu. Gdy Gedeon przekonał się, że to był anioł Pański, rzekł: Ach, Panie, Boże mój, przecież to anioła Pańskiego oglądałem twarzą w twarz. Lecz Pan rzekł do niego: Pokój z tobą; nie bój się, nie umrzesz. I zbudował tam Gedeon ołtarz Panu, i nazwał go: "Pan jest pokojem" [Sdz 6,11-24].
Jakaż zbieżność słów Pana! Pokój z tobą. Pokój wam. Zwróćmy uwagę na ten wyjątkowy moment, na cud zapalenia tego, co Gedeon położył na skale: Wtem buchnął ogień ze skały i strawił mięso i placki. Gedeon pojął, że naprawdę został nawiedzony przez Boga. W jednej chwili wszystko się w nim zmieniło! Tejże nocy rzekł Pan do niego… [Sdz 6,25]. Od tego momentu życie Gedeona się przeobraziło. Stało się absolutnie wyjątkowe.
I w naszym życiu są trudne okresy i przeżycia. Wydaje się, że niektóre zostaną już na zawsze, że nastąpiły w nas nieodwracalne zmiany. Dobrze jest mieć to na względzie, że ten nasz opłakany stan może być konsekwencją jakiegoś procesu, któremu Bóg nas poddaje. Tak było z Izraelem. Stąd wezwanie: Chodźcie, zawróćmy do Pana! On nas rozszarpał, On nas też uleczy, zranił i opatrzy nasze rany! Po dwóch dniach wskrzesi nas do życia, trzeciego dnia podniesie nas i będziemy żyli przed jego obliczem [Oz 6,1-2].
Przytłacza nas taka rzeczywistość, że robimy wiele, a pozostaje to bez większego skutku. Staraliśmy się, ale nikt tego nie zauważył. Od miesięcy nic a nic nie chce się polepszyć. Powiem tak: Ludzie nam nie pomogą. Nic nam nie dadzą żadne tzw. grupy wsparcia, terapie itd. Potrzeba nam nawiedzenia przez Zmartwychwstałego Pana. Nie samo poznanie prawdy o zmartwychwstaniu. Nie sama moc zmartwychwstania. Trzeba nam osobistego spotkania z Panem Jezusem Chrystusem. Chodźcie, zawróćmy do Pana! Skutek jest pewny! Po dwóch dniach wskrzesi nas do życia, trzeciego dnia podniesie nas i będziemy żyli przed jego obliczem. Panu wystarczy parę dni, a nasze życie całkowicie się odmieni!
Bracia i Siostry! Może jesteśmy jak uczniowie po pogrzebie Jezusa. Może jesteśmy jak Gedeon, przybity swoim ciężkim losem. Położyliśmy mięso i placki na skale i… Proszę, nie próbujmy sami tego zapalać. Zwróćmy się do Pana. Wystarczy parę dni i Pan wyciągnie ku nam swoją rękę, i buchnie ogień ze skały! Wystarczy parę dni i On wskrzesi nas do życia. Podniesie nas i będziemy żyli przed Jego obliczem!
Przypomniała mi się stara pieśń ze Śpiewnika Pielgrzyma: Na Twym ołtarzu, Panie, w ofierze spłonąć chcę. Najwyższy mój Kapłanie, poświęcam Tobie się. I wymowny refren - O, zapal Twą ofiarę. Patrz, Panie, czekam Cię. Pragnę, błagam, czekam. Chrztem ognia ochrzcij mnie!
Panu wystarczyło parę dni, aby Zmartwychwstać. Wystarczy Mu parę dni, aby i nas podnieść.
18 kwietnia, 2014
Codziennie!
Wielki Piątek to – najlepsza okazja do wspominania i zwiastowania śmierci Pana Jezusa poprzez uczestnictwo w Wieczerzy Pańskiej. Mamy w niej do czynienia z dwoma obrazami; chlebem i winem. Są one synonimami codziennego pokarmu i napoju w Izraelu czasów Jezusa. Słowo Boże odnosi je do ciała i krwi Pańskiej, zachęcając do karmienia się Jezusem.
Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił; jeśli kto spożywać będzie ten chleb, żyć będzie na wieki; a chleb, który Ja dam, to ciało moje, które Ja oddam za żywot świata. […] Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ten ma żywot wieczny, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Albowiem ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, we mnie mieszka, a Ja w nim. Jak mię posłał Ojciec, który żyje, a Ja przez Ojca żyję, tak i ten, kto mnie spożywa, żyć będzie przeze mnie. Taki jest chleb, który z nieba zstąpił, nie taki, jaki jedli ojcowie i poumierali; kto spożywa ten chleb, żyć będzie na wieki [Jn 6,51-58].
Dostęp do pokarmu i zdolność jego przyswajania nie leży w kompetencji człowieka. Stanowią dar Boży. Oczy wszystkich w tobie nadzieję mają, a Ty im dajesz pokarm ich we właściwym czasie. Otwierasz rękę swą i nasycasz do woli wszystko, co żyje [ Ps 145,15-16]. Tym bardziej tak jest z pokarmem duchowym. Nie może człowiek niczego sam wziąć, jeśli nie jest mu dane z nieba [Jn 3,27].
Rodzaj podawanego pokarmu jest zależny od wielu czynników, takich jak; rodzaj i wiek karmionej istoty, czekający ją wysiłek i stan jej zdrowia. W tym świecie jest wiele pokarmów dla serca i duszy. Ludzie karmią się nimi i w doczesności zdają się być szczęśliwi. Lecz jest tylko jeden pokarm, skutkujący żywotem wiecznym. Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił; jeśli kto spożywać będzie ten chleb, żyć będzie na wieki [Jn 6,51]. Jezus jest pokarmem absolutnie wyjątkowym, bo dającym żywot wieczny!
Chrześcijanie dość często wypowiadają w modlitwie następujące słowa o pokarmie: Chleba naszego, powszedniego, daj nam dzisiaj. Bóg karmił Izraelitów w czasie wędrówki po pustyni w ten sposób, że każdego dnia na nowo mieli ją zbierać w celu karmienia się nią w tym samym dniu. Tak właśnie jest z chlebem, którym jest nasz Pan. Nie można nakarmić się Panem Jezusem na wiele dni do przodu. On jest naszym pokarmem na teraz! Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych [Hbr 3,15]. Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia [2Ko 6,2].
Napój i pokarm przyswojony we właściwej porze ma swoją wartość. Sprawiasz, że rośnie trawa dla bydła i rośliny na użytek człowieka, by dobywał chleb z ziemi i wino, które rozwesela serce człowieka, oliwę, od której lśni się oblicze, i chleb, co wzmacnia serce człowieka [ Ps 104,14-15]. Chleb wzmacnia serce człowieka. Wino rozwesela serce człowieka. Ludzie bez bliskiej więzi z Jezusem, owszem bywają weseli, lecz jest to wesołość bardzo ulotna. Są wprawdzie mocni i niezmienni, ale siła ich charakteru bywa nieraz bardzo ponura. Kto karmi się Jezusem jest zarazem mocny wewnętrznie, jak i bardzo radosny.
Bądźmy ostrożni. Wokół nas wiele pokarmu bezwartościowego. Apetycznie wygląda i sporo kosztuje. Bóg w Jezusie Chrystusie daje nam pokarm wartościowy. Taki jest chleb, który z nieba zstąpił, nie taki, jaki jedli ojcowie i poumierali; kto spożywa ten chleb, żyć będzie na wieki [Jn 6,58]. Odżywiajmy się wartościowym pokarmem.
Podsumujmy. Pan Jezus jest naszym prawdziwym pokarmem; pokarmem żywota wiecznego, pokarmem na czasie i pokarmem wartościowym. Trzeba nam odżywiać się duchowo Panem Jezusem, jak chlebem i winem.
Chleb, który dzisiaj łamiemy i wino które pijemy – to nie faktyczne ciało i krew, lecz znak społeczności z Chrystusem Panem. Przemawiam jak do rozsądnych: Rozsądźcie sami, co mówię. Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czyż nie jest społecznością krwi Chrystusowej? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest społecznością ciała Chrystusowego? Ponieważ jest jeden chleb, my, ilu nas jest, stanowimy jedno ciało, wszyscy bowiem jesteśmy uczestnikami jednego chleba [1Ko 10,15-17].
Niech dzisiejsze łamanie chleba mocno odciśnie nam w sercu myśl, że potrzebujemy karmić się Panem Jezusem codziennie! Codziennie z Nim rozmawiać. Codziennie Go słuchać. Codziennie Go naśladować. Codziennie o Nim mówić. Codziennie mocno w Niego wierzyć. Codziennie sprawiać Mu przyjemność. Codziennie wyczekiwać Jego powrotu.
Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił; jeśli kto spożywać będzie ten chleb, żyć będzie na wieki; a chleb, który Ja dam, to ciało moje, które Ja oddam za żywot świata. […] Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ten ma żywot wieczny, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Albowiem ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, we mnie mieszka, a Ja w nim. Jak mię posłał Ojciec, który żyje, a Ja przez Ojca żyję, tak i ten, kto mnie spożywa, żyć będzie przeze mnie. Taki jest chleb, który z nieba zstąpił, nie taki, jaki jedli ojcowie i poumierali; kto spożywa ten chleb, żyć będzie na wieki [Jn 6,51-58].
Dostęp do pokarmu i zdolność jego przyswajania nie leży w kompetencji człowieka. Stanowią dar Boży. Oczy wszystkich w tobie nadzieję mają, a Ty im dajesz pokarm ich we właściwym czasie. Otwierasz rękę swą i nasycasz do woli wszystko, co żyje [ Ps 145,15-16]. Tym bardziej tak jest z pokarmem duchowym. Nie może człowiek niczego sam wziąć, jeśli nie jest mu dane z nieba [Jn 3,27].
Rodzaj podawanego pokarmu jest zależny od wielu czynników, takich jak; rodzaj i wiek karmionej istoty, czekający ją wysiłek i stan jej zdrowia. W tym świecie jest wiele pokarmów dla serca i duszy. Ludzie karmią się nimi i w doczesności zdają się być szczęśliwi. Lecz jest tylko jeden pokarm, skutkujący żywotem wiecznym. Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił; jeśli kto spożywać będzie ten chleb, żyć będzie na wieki [Jn 6,51]. Jezus jest pokarmem absolutnie wyjątkowym, bo dającym żywot wieczny!
Chrześcijanie dość często wypowiadają w modlitwie następujące słowa o pokarmie: Chleba naszego, powszedniego, daj nam dzisiaj. Bóg karmił Izraelitów w czasie wędrówki po pustyni w ten sposób, że każdego dnia na nowo mieli ją zbierać w celu karmienia się nią w tym samym dniu. Tak właśnie jest z chlebem, którym jest nasz Pan. Nie można nakarmić się Panem Jezusem na wiele dni do przodu. On jest naszym pokarmem na teraz! Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych [Hbr 3,15]. Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia [2Ko 6,2].
Napój i pokarm przyswojony we właściwej porze ma swoją wartość. Sprawiasz, że rośnie trawa dla bydła i rośliny na użytek człowieka, by dobywał chleb z ziemi i wino, które rozwesela serce człowieka, oliwę, od której lśni się oblicze, i chleb, co wzmacnia serce człowieka [ Ps 104,14-15]. Chleb wzmacnia serce człowieka. Wino rozwesela serce człowieka. Ludzie bez bliskiej więzi z Jezusem, owszem bywają weseli, lecz jest to wesołość bardzo ulotna. Są wprawdzie mocni i niezmienni, ale siła ich charakteru bywa nieraz bardzo ponura. Kto karmi się Jezusem jest zarazem mocny wewnętrznie, jak i bardzo radosny.
Bądźmy ostrożni. Wokół nas wiele pokarmu bezwartościowego. Apetycznie wygląda i sporo kosztuje. Bóg w Jezusie Chrystusie daje nam pokarm wartościowy. Taki jest chleb, który z nieba zstąpił, nie taki, jaki jedli ojcowie i poumierali; kto spożywa ten chleb, żyć będzie na wieki [Jn 6,58]. Odżywiajmy się wartościowym pokarmem.
Podsumujmy. Pan Jezus jest naszym prawdziwym pokarmem; pokarmem żywota wiecznego, pokarmem na czasie i pokarmem wartościowym. Trzeba nam odżywiać się duchowo Panem Jezusem, jak chlebem i winem.
Chleb, który dzisiaj łamiemy i wino które pijemy – to nie faktyczne ciało i krew, lecz znak społeczności z Chrystusem Panem. Przemawiam jak do rozsądnych: Rozsądźcie sami, co mówię. Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czyż nie jest społecznością krwi Chrystusowej? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest społecznością ciała Chrystusowego? Ponieważ jest jeden chleb, my, ilu nas jest, stanowimy jedno ciało, wszyscy bowiem jesteśmy uczestnikami jednego chleba [1Ko 10,15-17].
Niech dzisiejsze łamanie chleba mocno odciśnie nam w sercu myśl, że potrzebujemy karmić się Panem Jezusem codziennie! Codziennie z Nim rozmawiać. Codziennie Go słuchać. Codziennie Go naśladować. Codziennie o Nim mówić. Codziennie mocno w Niego wierzyć. Codziennie sprawiać Mu przyjemność. Codziennie wyczekiwać Jego powrotu.
17 kwietnia, 2014
Dlaczego jutro, a nie dziś?
Dziś Wielki Czwartek. Kto zna wydarzenia Wielkiego Tygodnia, ten wie, że wieczorem w czwartek Pan Jezus spożył z uczniami ostatnią wieczerzę. Był to posiłek wyjątkowy, bowiem rozpoczynało się doroczne święto Paschy i wszyscy pobożni Izraelici wspominali wyjście z niewoli egipskiej, spożywając wieczerzę paschalną. Właśnie podczas owej wieczerzy, gdy oni jedli, wziął Jezus chleb i pobłogosławił, łamał i dawał uczniom, i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje. Potem wziął kielich i podziękował, dał im, mówiąc: Pijcie z niego wszyscy; albowiem to jest krew moja nowego przymierza, która się za wielu wylewa na odpuszczenie grzechów [Mt 26,26-28].
Tak oto ustanowiona została Wieczerza Pańska, o czym świadczy nauka apostolska. Albowiem ja przejąłem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, której był wydany, wziął chleb, a podziękowawszy, złamał i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje za was wydane; to czyńcie na pamiątkę moją. Podobnie i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to nowe przymierze we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę moją. Albowiem, ilekroć ten chleb jecie, a z kielicha tego pijecie, śmierć Pańską zwiastujecie, aż przyjdzie [1Ko 11,23-26].
Gdybyśmy wiązali Wieczerzę Pańską z wieczerzą paschalną, to naturalną porą urządzania jej w zborze byłby Wielki Czwartek. Tymczasem Wieczerza Pańska w swej istocie jest przypominaniem i zwiastowaniem śmierci Jezusa Chrystusa. Ukrzyżowanie miało miejsce w Wielki Piątek. Zbór chrześcijański nie skupia się na pielęgnowaniu tradycji żydowskich i przestrzeganiu ich świąt. Zbór jest skupiony na Chrystusie Panu i Jego wielkim dziele Odkupienia, które obejmuje wszystkich ludzi. W trakcie tej wyjątkowej uroczystości jemy i pijemy na pamiątkę Pana Jezusa. Wspominamy nie wyjście Izraelitów z Egiptu, lecz śmierć Baranka Bożego, który gładzi grzech świata.
Dlatego Wieczerzę Pańską urządzamy jutro, a nie dzisiaj.
PS. Uwaga! Nie jest to Pamiątka Wieczerzy Pańskiej, jak niektórzy ją nazywają, lecz Wieczerza Pańska.
Tak oto ustanowiona została Wieczerza Pańska, o czym świadczy nauka apostolska. Albowiem ja przejąłem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, której był wydany, wziął chleb, a podziękowawszy, złamał i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje za was wydane; to czyńcie na pamiątkę moją. Podobnie i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to nowe przymierze we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę moją. Albowiem, ilekroć ten chleb jecie, a z kielicha tego pijecie, śmierć Pańską zwiastujecie, aż przyjdzie [1Ko 11,23-26].
Gdybyśmy wiązali Wieczerzę Pańską z wieczerzą paschalną, to naturalną porą urządzania jej w zborze byłby Wielki Czwartek. Tymczasem Wieczerza Pańska w swej istocie jest przypominaniem i zwiastowaniem śmierci Jezusa Chrystusa. Ukrzyżowanie miało miejsce w Wielki Piątek. Zbór chrześcijański nie skupia się na pielęgnowaniu tradycji żydowskich i przestrzeganiu ich świąt. Zbór jest skupiony na Chrystusie Panu i Jego wielkim dziele Odkupienia, które obejmuje wszystkich ludzi. W trakcie tej wyjątkowej uroczystości jemy i pijemy na pamiątkę Pana Jezusa. Wspominamy nie wyjście Izraelitów z Egiptu, lecz śmierć Baranka Bożego, który gładzi grzech świata.
Dlatego Wieczerzę Pańską urządzamy jutro, a nie dzisiaj.
PS. Uwaga! Nie jest to Pamiątka Wieczerzy Pańskiej, jak niektórzy ją nazywają, lecz Wieczerza Pańska.
13 kwietnia, 2014
Pokażmy jutro, że dziś naprawdę uwielbiamy Pana!
Dziś tzw. niedziela palmowa, czyli wspomnienie niezwykłego przybycia Jezusa do Jerozolimy. Jak wiadomo Pan - zgodnie z prorocką zapowiedzią - wjechał do miasta na oślęciu. Witał Go wiwatujący tłum wołając: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim, król Izraela! [Jn 12,13]. Euforia, zachwyt Panem wśród Izraelitów wydawał się być naprawdę wielki. Można było odnieść wrażenie, że już cały świat poszedł za nim [Jn 12,19]. Niestety, kilka dni później okazało się, że jest inaczej...
Każdej niedzieli w tysiącach zgromadzeń chrześcijańskich ma miejsce uwielbianie Pana. W większości przypadków towarzyszy temu wspaniała oprawa muzyczna. Muzycy grają na różnych instrumentach, liderzy uwielbiania dobierają stosowne utwory, najlepsze głosy wspierają zbór w śpiewie. Coraz częściej całość uwielbiania wzmacnia się grą świateł, tańcem i flagowaniem. Naprawdę, popaść można w (samo)zachwyt, tak podniosła i budująca bywa ta część nabożeństwa.
Rzeczywista wartość niedzielnego uwielbiania okazuje się wszakże w ciągu tygodnia. Ile z tego oddania i zachwytu Panem widać w nas w kolejnych dniach? Zobaczmy to na przykładzie uczniów Jezusa, którzy jak najbardziej brali udział w euforycznych wydarzeniach niedzieli palmowej.
Okazało się, że już w środę któryś z nich zamienił relacje z Jezusem na pieniądze. Już w czwartek wieczorem paru z nich przydarzyła się dziwna ociężałość i senność, tak że nawet jednej godziny nie mogli przetrwać z Jezusem w tym, co przeżywał. Już w piątek nad ranem któryś z nich trzykrotnie wyparł się swojego związku z Panem. Nim skończył się tydzień wszyscy Go opuścili i uciekli [Mk 14,50].
A my? Co z niedzielnej postawy zachwytu Panem Jezusem widać w nas w kolejnych dniach tygodnia? Syn Boży godzien jest szczerego, pełnego i stałego oddania. Nie jest żadną sztuką na krótko, pod wpływem pozytywnych emocji, teraz, dzisiaj, wychwalać Jezusa, jak wówczas, w niedzielę palmową.
Pokażmy jutro, że dziś naprawdę uwielbiamy Pana!
Każdej niedzieli w tysiącach zgromadzeń chrześcijańskich ma miejsce uwielbianie Pana. W większości przypadków towarzyszy temu wspaniała oprawa muzyczna. Muzycy grają na różnych instrumentach, liderzy uwielbiania dobierają stosowne utwory, najlepsze głosy wspierają zbór w śpiewie. Coraz częściej całość uwielbiania wzmacnia się grą świateł, tańcem i flagowaniem. Naprawdę, popaść można w (samo)zachwyt, tak podniosła i budująca bywa ta część nabożeństwa.
Rzeczywista wartość niedzielnego uwielbiania okazuje się wszakże w ciągu tygodnia. Ile z tego oddania i zachwytu Panem widać w nas w kolejnych dniach? Zobaczmy to na przykładzie uczniów Jezusa, którzy jak najbardziej brali udział w euforycznych wydarzeniach niedzieli palmowej.
Okazało się, że już w środę któryś z nich zamienił relacje z Jezusem na pieniądze. Już w czwartek wieczorem paru z nich przydarzyła się dziwna ociężałość i senność, tak że nawet jednej godziny nie mogli przetrwać z Jezusem w tym, co przeżywał. Już w piątek nad ranem któryś z nich trzykrotnie wyparł się swojego związku z Panem. Nim skończył się tydzień wszyscy Go opuścili i uciekli [Mk 14,50].
A my? Co z niedzielnej postawy zachwytu Panem Jezusem widać w nas w kolejnych dniach tygodnia? Syn Boży godzien jest szczerego, pełnego i stałego oddania. Nie jest żadną sztuką na krótko, pod wpływem pozytywnych emocji, teraz, dzisiaj, wychwalać Jezusa, jak wówczas, w niedzielę palmową.
Pokażmy jutro, że dziś naprawdę uwielbiamy Pana!
07 kwietnia, 2014
Syn Boży
Parę dni po polskiej premierze wybrałem się dziś z grupą przyjaciół na film "Syn Boży". Chociaż zebrało się nas kilkanaście osób, nie robiliśmy rezerwacji, bo czuliśmy pod skórą, że na tym filmie tłumów w kinie nie będzie. I rzeczywiście. Sala gdańskiego Multikina niemal w całości była "nasza".
Decydując się na oglądanie filmu o Jezusie w gronie wytrawnych i wieloletnich czytelników Biblii nie spodziewałem się wielkich zachwytów. Duch Święty przez te lata wpisał bowiem w nasze serce wiele refleksji, których nie sposób odnaleźć choćby w najlepszej amerykańskiej produkcji. Jezus od lat jest wśród nas znany i kochany. Z tej przyczyny niektórzy z nas może nawet byli nieco rozczarowani płytkością obrazów zaproponowanych przez twórców filmu. Chcieliśmy czegoś więcej.
Niemniej jednak film ma parę dobrych stron. Na przykład to, że prezentuje biblijną prawdę o Jezusie. Wprawdzie jest w nim sporo niedomówień, ale też wolny jest od nadinterpretacji, przejaskrawień i wydumanych wątków. W stosunku do przeciętnego widza, raczej słabo znającego Biblię, film może nawet spełnić rolę edukacyjną. Od narodzin aż po zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Jezusa, ponad dwie godziny scen chronologicznie pomieszanych nieco, ale dobrze przybliżających publiczną służbę i nauczanie Syna Bożego.
Czy miałem jakieś osobiste przemyślenia podczas dzisiejszego seansu? Tak. Zamyśliłem się nad zwątpieniem uczniów. Łatwo było im wierzyć w Syna Bożego, gdy oglądali Jego cuda, zachwycali się Jego mądrością i konsumowali rosnącą popularność ich Mistrza. Próba wiary przyszła, gdy Go pojmano. Widok Syna Bożego, jakby bezsilnego, dającego się źle traktować, bardzo nadwerężył ich przekonanie o Synostwie Bożym Jezusa z Nazaretu. Dlaczego Pan dopuścił do tego, by patrzyli na Jego niemoc? Przecież można było się spodziewać, że w takich okolicznościach nie wytrwają w wierze. A może Mu właśnie o to chodziło? Może chciał dla nich wiary innego rodzaju, takiej, która nie rodzi się w czasach sukcesu?
Najwidoczniej z Bożego punktu widzenia takie chwile są potrzebne uczniom Jezusa. Nie tylko więc obserwujemy niemoc u innych ale i sami jej doświadczamy. Przedłużający się czas porażki i słabości służy temu, ażeby wypróbowana wiara wasza okazała się cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus [1Pt 1,7]. Jedno staje się jasne: Pan jest o wiele bardziej uwielbiony, gdy wyznajemy wiarę w Niego mimo niepowodzenia, aniżeli w czasie życiowej prosperity.
Z tym większym zbudowaniem myślę więc dziś o uczniach Jezusa, jak po dniach zwątpienia wrócili do wiary i znowu byli z Jezusem. Ja też tak chcę. Z pewnością jeszcze nie raz okażę się bezsilny, stając oko w oko z potrzebami i przeciwnościami. Przyda mi się, żebym wtedy pamiętał to, co dzisiaj napisałem.
Decydując się na oglądanie filmu o Jezusie w gronie wytrawnych i wieloletnich czytelników Biblii nie spodziewałem się wielkich zachwytów. Duch Święty przez te lata wpisał bowiem w nasze serce wiele refleksji, których nie sposób odnaleźć choćby w najlepszej amerykańskiej produkcji. Jezus od lat jest wśród nas znany i kochany. Z tej przyczyny niektórzy z nas może nawet byli nieco rozczarowani płytkością obrazów zaproponowanych przez twórców filmu. Chcieliśmy czegoś więcej.
Niemniej jednak film ma parę dobrych stron. Na przykład to, że prezentuje biblijną prawdę o Jezusie. Wprawdzie jest w nim sporo niedomówień, ale też wolny jest od nadinterpretacji, przejaskrawień i wydumanych wątków. W stosunku do przeciętnego widza, raczej słabo znającego Biblię, film może nawet spełnić rolę edukacyjną. Od narodzin aż po zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Jezusa, ponad dwie godziny scen chronologicznie pomieszanych nieco, ale dobrze przybliżających publiczną służbę i nauczanie Syna Bożego.
Czy miałem jakieś osobiste przemyślenia podczas dzisiejszego seansu? Tak. Zamyśliłem się nad zwątpieniem uczniów. Łatwo było im wierzyć w Syna Bożego, gdy oglądali Jego cuda, zachwycali się Jego mądrością i konsumowali rosnącą popularność ich Mistrza. Próba wiary przyszła, gdy Go pojmano. Widok Syna Bożego, jakby bezsilnego, dającego się źle traktować, bardzo nadwerężył ich przekonanie o Synostwie Bożym Jezusa z Nazaretu. Dlaczego Pan dopuścił do tego, by patrzyli na Jego niemoc? Przecież można było się spodziewać, że w takich okolicznościach nie wytrwają w wierze. A może Mu właśnie o to chodziło? Może chciał dla nich wiary innego rodzaju, takiej, która nie rodzi się w czasach sukcesu?
Najwidoczniej z Bożego punktu widzenia takie chwile są potrzebne uczniom Jezusa. Nie tylko więc obserwujemy niemoc u innych ale i sami jej doświadczamy. Przedłużający się czas porażki i słabości służy temu, ażeby wypróbowana wiara wasza okazała się cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus [1Pt 1,7]. Jedno staje się jasne: Pan jest o wiele bardziej uwielbiony, gdy wyznajemy wiarę w Niego mimo niepowodzenia, aniżeli w czasie życiowej prosperity.
Z tym większym zbudowaniem myślę więc dziś o uczniach Jezusa, jak po dniach zwątpienia wrócili do wiary i znowu byli z Jezusem. Ja też tak chcę. Z pewnością jeszcze nie raz okażę się bezsilny, stając oko w oko z potrzebami i przeciwnościami. Przyda mi się, żebym wtedy pamiętał to, co dzisiaj napisałem.
06 kwietnia, 2014
Życiem jest Chrystus!
Życie jest najwyższą wartością! O jakim życiu ludzie myślą wykrzykując to hasło? Biblia mówi: Kto nie ma Syna Bożego, nie ma życia [1Jn 5,12]. Doczesne życie, tak gloryfikowane przez ludzi, trwa tylko chwilę. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, która ukazuje się na krótko, a potem znika [Jk 4,14]. Życie wieczne daje Bóg przez wiarę w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Przywraca ona człowieka do pełni życia. Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, lecz darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym [Rz 6,23]. Czy dar życia wiecznego na zawsze zabezpiecza nas przed śmiercią?
Dziś wstrząsające poselstwo z Księgi Objawienia! A do anioła zboru w Sardes napisz: To mówi Ten, który ma siedem duchów Bożych i siedem gwiazd: Znam uczynki twoje: Masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły. Bądź czujny i utwierdź, co jeszcze pozostało, a co bliskie jest śmierci; nie stwierdziłem bowiem, że uczynki twoje są doskonałe przed moim Bogiem [Obj 3,1-2]. Zbór w Sardes obrazuje kościół obumierający duchowo. Co prawda mówi się o tobie, że żyjesz; ale ty jesteś umarły. Jak mogło dojść do takiego stanu rzeczy?
Trzeba pamiętać, że wiara w Jezusa Chrystusa – to żywe, dynamiczne posłuszeństwo Bogu, to praktyczne stosowanie Słowa Bożego w codziennym życiu! Bo jak ciało bez ducha jest martwe, tak i wiara bez uczynków jest martwa [Jk 2,26]. Wiara jest bezużytecznym stanem umysłu i nie ma zbawczego skutku w życiu człowieka, jeżeli nie wyraża się inspirowanymi przez nią czynami. Chcesz przeto poznać, nędzny człowieku, że wiara bez uczynków jest martwa? Czyż Abraham, praojciec nasz, nie został usprawiedliwiony z uczynków, gdy ofiarował na ołtarzu Izaaka, syna swego? Widzisz, że wiara współdziałała z uczynkami jego i że przez uczynki stała się doskonała [Jk 2,20-22].
Wierzący z Sardes przestali praktykować swą wiarę. Nie było w ich życiu uczynków wiary, a to przesądza o skuteczności wiary i pewności żywota wiecznego. Nie stwierdziłem bowiem, że uczynki twoje są doskonałe przed moim Bogiem [Obj 3,2]. Z tego powodu tamtejszy zbór popadł w stan duchowej martwoty. Pozornie było z nimi tak, jak na początku, lecz Pan stwierdził: Nosisz imię głoszące, że żyjesz, ale ty jesteś martwy. W Sardes doszło do oddzielenia uczynków od wiary. Aktywność wierzących powoli przestała wynikać z wiary w Jezusa Chrystusa. Ich postępowanie stało się naturalistyczne tj. rozumowe, wynikające z ludzkiej mądrości i doświadczenia. Przestało być chodzeniem w wierze! Owszem, były uczynki, ale nie były to uczynki wiary.
Czym charakteryzują się uczynki żywej wiary? Są one znormalizowane życiem Jezusa Chrystusa jako naszego wzorca. Pan dał nam przykład, że w prawdziwej wierze chodzi o to, aby wykonać w doczesności wolę Ojca i odejść do Domu. Nie wiązać się z tym światem i nie lokować tu swojej przyszłości. Nie miłować świata, ani rzeczy, które są na świecie. Nie dać się wciągnąć w sprawy świata. Trzeba nam miłować Boga z całego serca, ze wszystkich myśli i z całej siły, a bliźniego swego, jak siebie samego. Trzeba nam trwać w posłuszeństwie Słowu Bożemu i głosić ewangelię. Wszystko, cokolwiek czynimy w słowie lub uczynku, wszystko mamy czynić w imieniu Pana Jezusa [Kol 3,17]. U Boga znajdują upodobanie wyłącznie uczynki motywowane wiarą w Jezusa Chrystusa!Albowiem cokolwiek nie jest z wiary, grzechem jest [Rz 14,23].
Czy dzisiejszemu kościołowi nie zagraża to, co stało się z wierzącymi z Sardes? Trzeba przyznać, że współcześni chrześcijanie są ludźmi bardzo pracowitymi i ambitnymi. Robią karierę zawodową lub artystyczną. Mają sukces w biznesie i szybko się dorabiają. Dwoją się i troją próbując zmieniać świat. Lecz czy ta aktywność zawsze wynika z naśladowania Jezusa Chrystusa? Wielu chrześcijan działa bardziej zgodnie z duchem czasów i wsłuchuje się w rady ludzi sukcesu, aniżeli motywuje się wiarą w Pana Jezusa. Takim i dzisiaj trzeba powiedzieć: Znam uczynki twoje: Masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły. Charakterystyka tych uczynków, jakkolwiek dobrych, świadczy, że przestali chodzić w wierze.
Nie byłbym sługą Słowa Bożego, gdybym nie ogłosił, że i dla ludzi, którzy popadli w stan martwoty duchowej jest nadzieja. Dobrze ilustruje ją biblijna opowieść o dolinie suchych kości. Spoczęła na mnie ręka Pana; i wyprowadził mnie w swoim duchu, i postawił mnie w środku doliny, która była pełna kości. I kazał mi przejść dokoła nich, a oto było ich bardzo dużo w tej dolinie i były zupełnie wyschłe. I rzekł do mnie: Synu człowieczy, czy ożyją te kości? I odpowiedziałem: Wszechmocny Panie, Ty wiesz. I rzekł do mnie: Prorokuj nad tymi kośćmi i powiedz do nich: Kości wyschłe! Słuchajcie słowa Pana! Tak mówi Wszechmocny Pan do tych kości: Oto Ja wprowadzę do was ożywcze tchnienie i ożyjecie. I dam wam ścięgna, i sprawię, że obrośniecie ciałem, i powlokę was skórą, i dam wam moje ożywcze tchnienie, i ożyjecie, i poznacie, że Ja jestem Pan. [...] I poznacie, że Ja jestem Pan, gdy otworzę wasze groby i wyprowadzę was z waszych grobów, ludu mój. I tchnę w was moje ożywcze tchnienie, i ożyjecie [Ez 37,1-14].
Pamiętam z dzieciństwa, jak bawiliśmy się nieraz, udając nieżywego. Lecz czy umarły może udawać żywego? Poza groteskową scenką wystawiania w oknie nieżywego dziadka, by odebrać od listonosza jego emeryturę, sprawa jest zbyt poważna, by traktować ją, jak zabawę. Biada wam, że jesteście jak groby nie oznaczone, a ludzie, którzy chodzą po nich, nie wiedzą o tym [Łk 11,44] powiedział Pan do faryzeuszy. W wyniku ich fasadowości, ludzie w sensie duchowym mieli do czynienia ze zmarłymi i nie zdawali sobie z tego sprawy, że się zanieczyszczają. Trzeba nam uważać aby przez zażyłość z ludźmi martwymi duchowo się nie zanieczyścić. Albowiem nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do uświęcenia [1Ts 4,7].
Biblia ogłasza, że Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych ]Mk 12,27]. Chrześcijanie z Sardes znaleźli się na krawędzi życia i śmierci. Obrazują oni duchowy stan wielu członków współczesnego kościoła. Jest tylko jeden sposób na to, by żyć. Albowiem dla mnie życiem jest Chrystus [Flp 1,21]. Możemy mieć na swoim koncie wiele tzw. dobrych uczynków, dopóki jednak nie wynikają one z wiary w Jezusa Chrystusa - są bezużyteczne i się nie liczą. Obietnica życia jest nierozerwalnie związana z żywą wiarą, a żywa wiara z uczynkami tą wiarą motywowanymi. Czy to jest jasne?
Tak jest. Życie jest najwyższą wartością, lecz nie doczesne, ulotne życie w ciele. Bóg daje życie, które nigdy się nie skończy. Tym życiem jest Chrystus! Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie [Jn 11,25]. Upewnijmy się, czy naprawdę mamy to życie, czy też jedynie nosimy imię głoszące, że żyjemy, ale jesteśmy martwi?
Dziś wstrząsające poselstwo z Księgi Objawienia! A do anioła zboru w Sardes napisz: To mówi Ten, który ma siedem duchów Bożych i siedem gwiazd: Znam uczynki twoje: Masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły. Bądź czujny i utwierdź, co jeszcze pozostało, a co bliskie jest śmierci; nie stwierdziłem bowiem, że uczynki twoje są doskonałe przed moim Bogiem [Obj 3,1-2]. Zbór w Sardes obrazuje kościół obumierający duchowo. Co prawda mówi się o tobie, że żyjesz; ale ty jesteś umarły. Jak mogło dojść do takiego stanu rzeczy?
Trzeba pamiętać, że wiara w Jezusa Chrystusa – to żywe, dynamiczne posłuszeństwo Bogu, to praktyczne stosowanie Słowa Bożego w codziennym życiu! Bo jak ciało bez ducha jest martwe, tak i wiara bez uczynków jest martwa [Jk 2,26]. Wiara jest bezużytecznym stanem umysłu i nie ma zbawczego skutku w życiu człowieka, jeżeli nie wyraża się inspirowanymi przez nią czynami. Chcesz przeto poznać, nędzny człowieku, że wiara bez uczynków jest martwa? Czyż Abraham, praojciec nasz, nie został usprawiedliwiony z uczynków, gdy ofiarował na ołtarzu Izaaka, syna swego? Widzisz, że wiara współdziałała z uczynkami jego i że przez uczynki stała się doskonała [Jk 2,20-22].
Wierzący z Sardes przestali praktykować swą wiarę. Nie było w ich życiu uczynków wiary, a to przesądza o skuteczności wiary i pewności żywota wiecznego. Nie stwierdziłem bowiem, że uczynki twoje są doskonałe przed moim Bogiem [Obj 3,2]. Z tego powodu tamtejszy zbór popadł w stan duchowej martwoty. Pozornie było z nimi tak, jak na początku, lecz Pan stwierdził: Nosisz imię głoszące, że żyjesz, ale ty jesteś martwy. W Sardes doszło do oddzielenia uczynków od wiary. Aktywność wierzących powoli przestała wynikać z wiary w Jezusa Chrystusa. Ich postępowanie stało się naturalistyczne tj. rozumowe, wynikające z ludzkiej mądrości i doświadczenia. Przestało być chodzeniem w wierze! Owszem, były uczynki, ale nie były to uczynki wiary.
Czym charakteryzują się uczynki żywej wiary? Są one znormalizowane życiem Jezusa Chrystusa jako naszego wzorca. Pan dał nam przykład, że w prawdziwej wierze chodzi o to, aby wykonać w doczesności wolę Ojca i odejść do Domu. Nie wiązać się z tym światem i nie lokować tu swojej przyszłości. Nie miłować świata, ani rzeczy, które są na świecie. Nie dać się wciągnąć w sprawy świata. Trzeba nam miłować Boga z całego serca, ze wszystkich myśli i z całej siły, a bliźniego swego, jak siebie samego. Trzeba nam trwać w posłuszeństwie Słowu Bożemu i głosić ewangelię. Wszystko, cokolwiek czynimy w słowie lub uczynku, wszystko mamy czynić w imieniu Pana Jezusa [Kol 3,17]. U Boga znajdują upodobanie wyłącznie uczynki motywowane wiarą w Jezusa Chrystusa!Albowiem cokolwiek nie jest z wiary, grzechem jest [Rz 14,23].
Czy dzisiejszemu kościołowi nie zagraża to, co stało się z wierzącymi z Sardes? Trzeba przyznać, że współcześni chrześcijanie są ludźmi bardzo pracowitymi i ambitnymi. Robią karierę zawodową lub artystyczną. Mają sukces w biznesie i szybko się dorabiają. Dwoją się i troją próbując zmieniać świat. Lecz czy ta aktywność zawsze wynika z naśladowania Jezusa Chrystusa? Wielu chrześcijan działa bardziej zgodnie z duchem czasów i wsłuchuje się w rady ludzi sukcesu, aniżeli motywuje się wiarą w Pana Jezusa. Takim i dzisiaj trzeba powiedzieć: Znam uczynki twoje: Masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły. Charakterystyka tych uczynków, jakkolwiek dobrych, świadczy, że przestali chodzić w wierze.
Nie byłbym sługą Słowa Bożego, gdybym nie ogłosił, że i dla ludzi, którzy popadli w stan martwoty duchowej jest nadzieja. Dobrze ilustruje ją biblijna opowieść o dolinie suchych kości. Spoczęła na mnie ręka Pana; i wyprowadził mnie w swoim duchu, i postawił mnie w środku doliny, która była pełna kości. I kazał mi przejść dokoła nich, a oto było ich bardzo dużo w tej dolinie i były zupełnie wyschłe. I rzekł do mnie: Synu człowieczy, czy ożyją te kości? I odpowiedziałem: Wszechmocny Panie, Ty wiesz. I rzekł do mnie: Prorokuj nad tymi kośćmi i powiedz do nich: Kości wyschłe! Słuchajcie słowa Pana! Tak mówi Wszechmocny Pan do tych kości: Oto Ja wprowadzę do was ożywcze tchnienie i ożyjecie. I dam wam ścięgna, i sprawię, że obrośniecie ciałem, i powlokę was skórą, i dam wam moje ożywcze tchnienie, i ożyjecie, i poznacie, że Ja jestem Pan. [...] I poznacie, że Ja jestem Pan, gdy otworzę wasze groby i wyprowadzę was z waszych grobów, ludu mój. I tchnę w was moje ożywcze tchnienie, i ożyjecie [Ez 37,1-14].
Pamiętam z dzieciństwa, jak bawiliśmy się nieraz, udając nieżywego. Lecz czy umarły może udawać żywego? Poza groteskową scenką wystawiania w oknie nieżywego dziadka, by odebrać od listonosza jego emeryturę, sprawa jest zbyt poważna, by traktować ją, jak zabawę. Biada wam, że jesteście jak groby nie oznaczone, a ludzie, którzy chodzą po nich, nie wiedzą o tym [Łk 11,44] powiedział Pan do faryzeuszy. W wyniku ich fasadowości, ludzie w sensie duchowym mieli do czynienia ze zmarłymi i nie zdawali sobie z tego sprawy, że się zanieczyszczają. Trzeba nam uważać aby przez zażyłość z ludźmi martwymi duchowo się nie zanieczyścić. Albowiem nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do uświęcenia [1Ts 4,7].
Biblia ogłasza, że Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych ]Mk 12,27]. Chrześcijanie z Sardes znaleźli się na krawędzi życia i śmierci. Obrazują oni duchowy stan wielu członków współczesnego kościoła. Jest tylko jeden sposób na to, by żyć. Albowiem dla mnie życiem jest Chrystus [Flp 1,21]. Możemy mieć na swoim koncie wiele tzw. dobrych uczynków, dopóki jednak nie wynikają one z wiary w Jezusa Chrystusa - są bezużyteczne i się nie liczą. Obietnica życia jest nierozerwalnie związana z żywą wiarą, a żywa wiara z uczynkami tą wiarą motywowanymi. Czy to jest jasne?
Tak jest. Życie jest najwyższą wartością, lecz nie doczesne, ulotne życie w ciele. Bóg daje życie, które nigdy się nie skończy. Tym życiem jest Chrystus! Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie [Jn 11,25]. Upewnijmy się, czy naprawdę mamy to życie, czy też jedynie nosimy imię głoszące, że żyjemy, ale jesteśmy martwi?