27 kwietnia, 2012

Prośba o wyraźne objawienie woli Bożej

Zabytkowy Dwór Olszynka w Gdańsku
W życiu biblijnych mężów Bożych możemy zaobserwować chwile wyjątkowych objawień, co do ich życia i pełnionej przez nich służby Bożej. Owszem, całymi latami trudzili się dla chwały Bożej i dobra ludzi, którym posługiwali, jakby na poziomie normalnego objawienia, ale od czasu do czasu zdarzało się im objawienie nadzwyczajne. Dzięki temu następował zbawienny zwrot w ich życiu, cały naród miał szansę zmienić swój los, a Bóg był chwalony, jak nigdy przedtem.

Myślę np. o Mojżeszu powołanym przez Boga do przywódctwa wpośród synów Izraela, albo o proroku Jeremiaszu, wiernie trwającym przy ludzie Bożym, niezależnie od jego zmiennych losów, ogłaszającym mu wolę Bożą. Sługa Boży bez takich wyjątkowych objawień, mąż Boży, który nie doświadcza specjalnego kierownictwa Ducha Świętego, wszystko robiąc wyłącznie w oparciu o swoj rozum i życiowe doświadczenie, taki mąż Boży spłaszcza życie całego zboru, sprowadzając je do naturalnego, ludzkiego poziomu.

Biblia wskazuje, że życie i służba chrześcijanina powinna mieć wymair wyższy i wzywa nas do chodzenia w wierze. A wiara jest pewnością tego, czego się spodziewamy, przeświadczeniem o tym, czego nie widzimy, wszak jej zawdzięczają przodkowie chlubne świadectwo [Hbr 11,1-2].  Prawdziwa wiara w Boga, obok zdolności do wytrwania w prześladowaniach, objawiała się przez wieki także nazdwyczajnymi osiągnięciami mężów i niewiast Bożych, którzy przez wiarę podbili królestwa, zaprowadzili sprawiedliwość, otrzymali obietnice, zamknęli paszcze lwom, zgasili moc ognia, uniknęli ostrza miecza, podźwignęli się z niemocy, stali się mężni na wojnie, zmusili do ucieczki obce wojska [Hbr 11,33-34].

Jako uczeń Pana Jezusa i nieużyteczny sługa Boży, jestem w tych dniach w wielkiej potrzebie objawienia Bożego, jak mam dalej poprowadzić powierzoną mi gromadkę ludu Bożego. Czuję się na tyle mały i narobiłem już zbyt wiele błędów, ażeby cokolwiek robić po swojemu. Potrzebuję wyraźnego, nadzwyczajnego objawienia od Pana.

Bardzo więc proszę wszystkich życzliwych ludzi, którym leży na sercu sprawa Królestwa Bożego w Gdańsku, abyście modlili się o mądrość Bożą dla nas i objawienie woli Bożej. Potrzebujemy wielkiej wiary, lecz nie jakiegoś szaleństwa. Odwagi, lecz nie młodzieńczej brawury.

Nie pytając więc póki co o szczegóły, wesprzyjcie nas Waszymi modlitwami.

25 kwietnia, 2012

Przywrócić prawdziwy obraz Boga Ojca

Dziś w Polsce i wielu innych krajach na świecie obchodzi się Dzień Świadomości Alienacji Rodzicielskiej (ang. Parental Alienation Awareness Day), zapoczątkowany przez kanadyjską organizację Parental Alienation Awareness Organization (PAAO) w 2006 roku.

 Ideą tego Dnia jest zapobieganie wyalienowania jednego z rodziców z życia dzieci. W tym celu nagłaśnia się problem negatywnych skutków prawnego ograniczania bądź zupełnego uniemożliwiania jednemu z rodziców kontaktu z własnym dzieckiem. Obchody Dnia Świadomości Alienacji Rodzicielskiej służą również wspieraniu dzieci, u których nagromadziły się negatywne emocje i przekonania wobec ich drugiego rodzica.

 Jestem ojcem trojga dzieci, więc rozumiem, co może przeżywać taki rodzic, któremu ogranicza się kontakt z własnym dzieckiem, lub całkiem się mu go zabrania. Niemniej jednak gorzka jest i taka sytuacja, gdy kontakt z dzieckiem prawnie jest możliwy, lecz ktoś wypaczył w duszy dziecka obraz ojca i dlatego dziecko nie chce mieć z nim kontaktu. Żyje obok, pod jednym dachem, ale nie chce rozmawiać i być blisko.

 Tak właśnie zrobił szatan z duszami wielu ludzi w odniesieniu do Boga. Już w Edenie zaczął tworzyć w umyśle Ewy Jego fałszywy obraz, zasiewając myśl, że Bóg nie pozwala im spożywania owoców z drzewa poznania dobrego i złego, ponieważ chce trzymać ludzi w ciemnocie i nieświadomości.

 Nieprawdziwy, wykrzywiony obraz Ojca w ludzkim umyśle sprawia, że nie pragniemy z Nim kontaktu, a nawet od Niego świadomie stronimy. Wymyślili też synowie izraelscy rzeczy niewłaściwe o Panu, Bogu swoim [2Kr 17,9]. Do dziś ludzie mówią o Bogu niestworzone rzeczy, szkodząc przede wszystkim samym sobie.

Stwarzając człowieka, Bóg przeznaczył go do życia w bliskości z Sobą, a ludzie mający przyćmiony umysł i dalecy od życia Bożego przez nieświadomość, która jest w nich, przez zatwardziałość serca ich [Ef 4,18] uciekają od Niego jak najdalej. Jakże smutno musi być Ojcu, że tak Go pomijamy i od Niego stronimy. Jednym z przejawów tego duchowego zjawiska jest kult maryjny. Matka lepiej mnie zrozumie - mawiają czciciele Maryi, nieświadomie raniąc ojcowskie serce Boga.

 W Dniu Świadomości Alienacji Rodzicielskiej błogosławię więc Bogu Ojcu, aby jak najwięcej ludzi przejrzało na oczy i przestało uciekać, całą duszą zwracając się do Tego, który jest miłością. Chcę też przyłączyć się do natchnionego wyznania apostoła Jana: A myśmy poznali i uwierzyli w miłość, którą Bóg ma do nas. Bóg jest miłością, a kto mieszka w miłości, mieszka w Bogu, a Bóg w nim [1Jn 4,16].

 Mało tego. Będę – w miarę możliwości każdego dnia – odbudowywał w sercach i umysłach ludzi prawdziwy obraz Boga Ojca. W taki sposób przyłączam się do obchodów dzisiejszego Dnia.

24 kwietnia, 2012

Ważne dla wierzących z pustawą kieszenią

Wprawdzie pisałem o tym niedawno, lecz dzisiaj, przypominając sobie atak na tamte moje wpisy, wracam do sprawy pobudzony poranną lekturą Klejnotów Obietnic Bożych – czyli codziennych rozważań wielkiego kaznodziei angielskiego z XIX wieku, Charlesa Spurgeona [1834–1892].

Oto treść jego rozmyślania, przeznaczonego na 24. dzień kwietnia:

 "Zanieście wszystką dziesięcinę do spichlerza, aby była żywność w domu Moim; a doświadczajcie Mię teraz w tym, mówi Pan zastępów; jeśli wam nie otworzę okien niebieskich, a nie wyleję na was błogosławieństwa, tak że go nie będziecie mieli gdzie podziać" [Mal 3,16).

 Wielu czytając tę obietnicę nadaje jej wartość nie uwzględniając przyczyn, dla których została ona dana. Nie możemy jednak spodziewać się, że niebo otworzy się i błogosławieństwo spłynie obficie, jeśli Panu Bogu naszemu i Jego sprawie nie oddamy tego, co należy. Nie zabraknie środków dla świętych celów, jeśli my wszyscy, którzy mianujemy się chrześcijanami, płacimy przypadającą na nas część.

 Wielu jest biednymi, ponieważ ograbili Boga. Wiele zborów również pozbawia się obecności Ducha Bożego, gdyż pozwalają kapłanom swoim mrzeć z głodu. Jeżeli brak ziemskiej strawy dla sług Bożych, to nie ma się czemu dziwić, że ich kazanie mało pokarmu przynosi duszom naszym. Skoro misje nasze giną bez środków, a dzieło Pana zahamowane jest przez pustkę w ich kasach, jakże możemy oczekiwać dobrobytu dla dusz naszych?

 Zastanów się i zapytaj, co dałem w ostatnich czasach? Czy nie byłem skąpcem wobec mego Boga? To się nie godzi! Ofiaruję Panu dziesięcinę, pomagając ubogiemu i popierając dzieło Boże, abym doznał błogosławieństwa w obfitości
[C. H. Spurgeon, Klejnoty Obietnic Bożych, Wydawnictwo Chrześcijanin, Warszawa 1967, s. 127].

 Takie poglądy na temat dziesięciny miał ów wielki, powszechnie dziś uznany sługa Ewangelii nazywany księciem kaznodziejów. Podpisuję się pod nimi obydwoma rękami. Można oczywiście się temu sprzeciwiać i argumentować odwrotnie. Lecz czy każde wywody i opracowania należy od razu przyjmować za dobrą monetę? Czy na każdej ulicy prostej jest właściwe objawienie? Owszem, do nawracającego się Pawła przyniesiono na nią zbawienne wskazówki [Dz 9, 11–18], ale Słowo Boże ostrzega, że niejedna droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci [Prz 14,12].

 Charles H. Spurgeon nie był teoretykiem. We wstępie do swoich rozważań napisał: Rozpocząłem pisanie tych urywków, kiedy brnąłem przez potok walk. Byłem rzucony w wody, które "trzeba było przepłynąć" (Ezech 47,5), a w których musiałbym utonąć, gdyby mnie nie podtrzymała ręka Boża. Wycierpiałem utrapienia wszelkiego rodzaju. Po ciężkich bólach ciała nastąpił upadek ducha; przyłączyła się jeszcze żałoba po śmierci ukochanej matki i choroba osoby droższej mi nad życie. Wody wzbierały stale piętrzącymi się falami. Nie wspominam o tym, aby obudzić współczucie, ale żeby dowieść, że nie byłem marynarzem na suchym lądzie. Jeździłem po morzach, gdzie rzadko bywa cisza; znam szum fal i szum wiatrów. A nigdy obietnice Boże nie były mi tak cenne, jak w owym czasie. Niektóre dopiero wówczas pojąłem...

Trudno zignorować świadectwo tak znaczącego i doświadczonego sługi Słowa. Zresztą, nie warto tego robić. Biblijne objawienie na temat dziesięciny, to integralna część błogosławieństwa Bożego, obiecanego wspólnotom chrześcijańskim i poszczególnym ich członkom.

Niezależnie od chwilowych prób i doświadczeń, na dłuższą metę nie ma drugiego, bez pierwszego. Przekonałem się o tym na własnej skórze i doświadczam tego od ponad trzydziestu lat.

21 kwietnia, 2012

Małżeństwo we czci

Żyjemy w czasach coraz większego lekceważenia, żeby nie powiedzieć gardzenia, związkiem małżeńskim.

Wiele par podejmuje współżycie, zamieszkuje razem, wychowuje dzieci, ale przez całe lata nie formalizuje swojego związku. Mówią: Po co nam do szczęścia ceremonia ślubu i urzędowy papier? Małżeństwo dla nich to przeżytek.

Całkiem sporo też ludzi wybiera życie formalnie w pojedynkę. Swoje potrzeby seksualne zaspokajają w przygodnych, luźnych związkach. Małżeństwo im do tego niepotrzebne. Krępowałoby ich tylko i ograniczało do kontaktów z jednym partnerem.

Jeszcze inni odwrócili się od zgodnych z naturą związków heteroseksualnych. Ci, jak na ironię, walczą o możliwość zawierania formalnych związków małżeńskich. Koniecznie chcieliby być traktowani, jak małżeństwo.

W tym samym czasie przerażajaco duża liczba związków heteroseksualnych nie wytrzymuje próby czasu. Wkrótce pojawia się flirt na boku, zdrada małżeńska, a potem rozwód. Piękne sesje fotograficzne ze ślubu trafiają na śmietnik.

Jednakże wciąż chyba jeszcze najwięcej ludzi zawiera normalny związek małżeński, trwa w nim, lecz ich miłość niedługo po ślubie przestaje kwitnąć. Życie we dwoje przeradza się w życie obok siebie, a nierzadko staje się domowym piekłem. Nie zachęca to do małżeństwa i nie przysparza mu chluby.

Każdy ze wspomnianych wyżej wariantów jest zaprzeczeniem wartości i piękna związku małżeńskiego. Podważają jego zasadność, wystawiają na ironię, a nawet wyraźnie nim pogardzają.

Wpośród tej smutnej rzeczywistości niech zabrzmi Słowo Boże: Małżeństwo niech będzie we czci u wszystkich, a łoże nieskalane; rozpustników bowiem i cudzołożników sądzić będzie Bóg [Hbr 13,4].

Dziś wieczorem w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w Gdańsku organizujemy seminarium pt. "Niebezpieczne pułapki na wspólnej drodze". Pracownicy Misji Chrześcijańska Rodzina, Maria i Zbigniew Zwolińscy z Krosna, będą dzielić się swoimi doświadczeniami z ich długoletniego pożycia małżeńskiego. Będą dawać przykłady z życia, pokazywać sposoby wyjścia z problemów.

Mam nadzieję, że to spotkanie pomoże nam utrzymać małżeństwo we czci, mimo tak wielu przejawów jego bezczeszczenia wokoło. Gdyby kogoś ten temat zainteresował, to zaczynamy o godz. 16:00 :)

17 kwietnia, 2012

Dzięki Bogu! Bezpiecznie dotarła do celu!

Gdy ktoś nam bliski wyrusza w dłuższą podróż, myślimy o jego bezpieczeństwie. Wyobraźnia nasuwa nam bowiem wiele przeszkód, na które może on napotkać, zanim dotrze do celu. Wiem o czym piszę, bo mam za sobą pięć lat częstych podróży mojego syna do Warszawy, czy też długie podróże moich córek i zięciów.

Zazwyczaj w takich sytuacjach prosimy bliskich, aby po dotarciu do celu czym prędzej, nawet jeśli miałoby to być w środku nocy, dali nam znać, że ich podróż zakończyła się bezpiecznie. Otrzymując taką informację, np. sms, dziękujemy Bogu i spokojnie możemy zająć się bieżącymi sprawami.

Wczoraj nasz gdański zbór miał uroczystość pogrzebową. Zmarła jedna z naszych drogich sióstr, siedemdziesięciosiedmioletnia Halina. Nie rozpaczamy jednak z tego powodu. Siostra Halina odbywała podróż życiową we wierze w Jezusa Chrystusa. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki [Jn 11,26] - powiedział Syn Boży. Wierzący w Jezusa Chrystusa brat Paweł mógł napisać w natchnieniu Ducha: Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego [2Tm 4,7-8].

Zakończenie biegu życia ludzi wierzących w Jezusa, różni się od śmierci niewierzących, i to zasadniczo! Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny [2Ko 5,1]. Z biblijnego punktu widzenia, fizyczna śmierć człowieka wierzącego jest więc nie tyle odejściem, co bardziej dotarciem do celu. To dlatego jest powiedziane: Drogocenna jest w oczach Pana śmierć wiernych jego [Ps 116,15].

Prowadząc uroczystość pogrzebową mieliśmy więc dla zgromadzonych osób wręcz pozytywny komunikat: Siostra Halina, wprawdzie po uciążliwej ostatnio podróży, ale bezpiecznie dotarła do celu! Bogu niech będą dzięki.

13 kwietnia, 2012

Pewność lata mimo zimnej wiosny

Tak jak tegoroczna wiosna z trudem wypiera w Gdańsku zimę, tak też i w naszym duchowym życiu nieraz zmagamy się z cielesnością. Gdyż ciało pożąda przeciwko Duchowi, a Duch przeciwko ciału, a te są sobie przeciwne, abyście nie czynili tego, co chcecie [Ga 5,17] – objaśnia Słowo Boże.

Śnieg w Wielkanoc, ponuro za oknem, temperatury bliskie zeru mimo trwającej od paru tygodni wiosny, a jednak lato na pewno się zbliża. To tylko kwestia czasu. Wkrótce zrobi się naprawdę ciepło i będziemy spacerować w koszulkach z krótkim rękawkiem.

Tak też będzie z naszym wewnętrznym, duchowym człowiekiem. Jeszcze trochę, a weźmie on górę w naszym życiu. Pozostałości starej natury zostaną umartwione. Nie na darmo mamy wezwanie Pana: Umartwiajcie tedy to, co w waszych członkach jest ziemskiego: wszeteczeństwo, nieczystość, namiętność, złą pożądliwość i chciwość, która jest bałwochwalstwem, z powodu których przychodzi gniew Boży [Kol 3,5-6].

Unikniemy tego gniewu. Nie może być inaczej! Gdyż Bóg nie przeznaczył nas na gniew, lecz na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który umarł za nas, abyśmy, czy czuwamy, czy śpimy, razem z nim żyli [1Ts 5,9-10].

Ta sama moc, która Jezusa wzbudziła z martwych, rozpoczęła w nas swoje przedziwne działanie. Rezultat końcowy został określony i jest tak samo pewny, jak pewne okazało się zmartwychwstanie Pana! Taka jest przyszłość prawdziwych dzieci Bożych, tych którzy są w Chrystusie Jezusie. Mimo przedłużającej się walki, niezależnie od naszych aktualnych, krótkoterminowych prognoz i wciąż zimnej wiosny, duchowe lato nadchodzi!

Piszę te słowa ażeby Was, moi drodzy czytelnicy i towarzysze wiary, zachęcić do trwania w wierze. Wiara chrześcijańska, tak samo jak spodziewa się życia wiecznego po śmierci, tak też nie mniej intensywnie wygląda wolności od grzechu tutaj i teraz. Albowiem On zbawi lud swój od grzechów jego [Mt 1,21] – zostało powiedziane o panowaniu Jezusa w naszym życiu.

Trzymajmy się tego! Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. Niechże więc nie panuje grzech w śmiertelnym ciele waszym, abyście nie byli posłuszni pożądliwościom jego, i nie oddawajcie członków swoich grzechowi na oręż nieprawości, ale oddawajcie siebie Bogu jako ożywionych z martwych, a członki swoje Bogu na oręż sprawiedliwości. Albowiem grzech nad wami panować nie będzie, bo nie jesteście pod zakonem, lecz pod łaską [Rz 6,11-14].

Tak trzeba nam myśleć i codziennie, mimo przedłużającej się okupacji grzechu, nastawiać się na wyzwolenie. Może dziś jeszcze wydaje się to nam trudne i mało realne, lecz właśnie wiara jest argumentem na rzeczy niewidziane [Hbr 11,1 dosł]. I żywot wieczny po odejściu z tego świata, i dzisiejsza wolność od grzechu – to pewne skutki działania w nas mocy zmartwychwstania!

Podobnie jak o samych sobie, tak też z wiarą możemy myśleć o naszych braciach i siostrach w Chrystusie. Maria naturalnym wzrokiem widziała martwego Łazarza. Rzekł jej Jezus: Zmartwychwstanie brat twój [Jn 11,23] i Łazarz wkrótce wyszedł z grobu!

Tegoroczna wiosna nie pokazuje nam lata, ale ono i tak wkrótce nadejdzie!

12 kwietnia, 2012

Dzieci, wracajcie do domu!

Z inicjatywy CSC (ang. Consortium for Street Childern) w kilkudziesięciu krajach świata 12 kwietnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Dzieci Ulicy. Jest to kampania społeczna na rzecz dzieci ulicy, prowadzona w celu zwrócenia uwagi na ten nabrzmiały problem i motywowania całego społeczeństwa do okazania tym dzieciom praktycznej pomocy.

Za dzieci ulicy uważa się osoby poniżej osiemnastego roku życia, które pracują, całymi dniami przebywają, a nawet mieszkają w środowisku ulicznym. Według niektórych szacunków ten status odpowiada aktualnie około 90 milionom dzieci na świecie, najwięcej w Afryce, Ameryce Łacińskiej i w Azji. W Europie łącznie mamy około 3 miliony dzieci ulicy, zwłaszcza w Rosji, Rumunii i na Białorusi.

Nietrudno sobie wyobrazić los dzieci ulicy. Są one na różne sposoby wykorzystywane przez dorosłych. Aby przeżyć pracują, żebrzą, kradną, prostytuują się, handlują narkotykami. Nierzadko same stosują przemoc wobec słabszych, tu i ówdzie organizując się w dziecięce gangi. Niestety, w wielu miejscach na świecie padają też ofiarami epidemii, głodu oraz wojen domowych.

Największym nieszczęściem dzieci ulicy jest brak zainteresowania ze strony ich rodziców i ogólnie, osób dorosłych. Obojętność. Mogą sobie robić co chcą, iść gdzie chcą, wracać kiedy chcą, lub nawet w ogóle mogą nie wracać. Tragiczna wolność.

Czy Biblia mówi coś w temacie dzieci ulicy? Owszem. Wskazuje, że każde takie dziecko może liczyć na pomoc Bożą. Choćby ojciec i matka mnie opuścili, Pan jednak mnie przygarnie [Ps 27,10]. Pomoc Boża ma charakter duchowy ale również ma swój wymiar praktyczny. Bóg na całym świecie posyła do dzieci ulicy wspaniałomyślnych ludzi, którzy podają im dłoń i pomagają stanąć na nogi.

Swawola i niezależność, jakkolwiek pożądane przez dzieci, okazują się dla nich zgubne. Każde dziecko potrzebuje być pod okiem dorosłych, którzy zatroszczą się o jego prawidłowe wychowanie. Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni [Hbr 12,11].

Zanim przyjąłem Jezusa byłem, w sensie duchowym, dzieckiem ulicy. Przez wiarę w Jezusa Chrystusa otrzymałem prawo do nazywania się dzieckiem Bożego [Jn 1,12]. Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy [1Jn 3,1].

Wraz z przynależnością do grona domowników Boga, skończyła się moja swawola. Mam nowe, wspaniałe prawa, ale mam też i obowiązki. Jeśli znosicie karanie, to Bóg obchodzi się z wami jak z synami; bo gdzie jest syn, którego by ojciec nie karał? A jeśli jesteście bez karania, które jest udziałem wszystkich, tedy jesteście dziećmi nieprawymi, a nie synami [Hbr 12,7–8].

Jako dziecko Boże nie tułam się już po ulicznych zakamarkach. Mam dom duchowy (zbór), gdzie otaczany jestem miłością wierzących i gdzie korzystam z błogosławionego prawa do duchowej dyscypliny. Nie chcę żyć po swojemu. Chcę, aby inni domownicy mieli na mnie oko. Potrzebuję ich towarzystwa na co dzień, aby zachęcali mnie i napominali w imię Boże.

W Międzynarodowym Dniu Dzieci Ulicy apeluję do wszystkich wierzących, którzy - nie zawsze z powodu odrzucenia - "wyrwali się" spod duchowej kurateli swojego zboru: Wracajcie do domu! Może i przez jakiś czas status "dziecka ulicy" bardzo wam odpowiada, ale uwierzcie, taka duchowa tułaczka na dłuższą metę nie wyjdzie wam na dobre.

08 kwietnia, 2012

Życzenia!

Moi Drodzy Czytelnicy i Przyjaciele!

W tę szczególną Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego życzę Wam, aby ta sama moc, która Jezusa wskrzesiła z martwych, ożywiła i Wasze dusze, całkowicie podnosząc Was z duchowego upadku!

Niech ta moc zmartwychwstania już dziś objawi się w naszym życiu zwycięstwem nad grzechem i prowadzeniem nowego życia! Niech prawda o zmartwychwstaniu Pana rozbudzi we wszystkich nas wiarę, że jak nasz Pan, tak i my nie pozostaniemy w grobie mocy grzechu i śmierci! Bo nie zostawisz duszy mojej w otchłani, nie dopuścisz, by twój pobożny oglądał grób [Ps 16,10].

Życzę każdemu, aby w te święta wypełniło nas żarliwe przekonanie o skuteczności mocy zmartwychwstania w naszym osobistym życiu duchowym. Powstańmy z martwych do chwalebnego, uświęconego życia tu i teraz, zanim przyjdzie czas naszego zmartwychwstania w ciele!

07 kwietnia, 2012

Czy ta moc już działa w tobie?

Rozmyślam dziś o mocy Bożej, za sprawą której Jezus powstał z martwych. Świadomie oddzielony od przedświątecznej gonitwy, wykorzystuję tę Sobotę, aby przemyśleć, na ile moc zmartwychwstania zdominowała już moje życie..?

 W tych dniach naszła mnie silna refleksja, którą w kilku zdaniach postaram się tu zasygnalizować. Wielu ludzi wierzy, że skoro Jezus zmartwychwstał w ciele, to i oni po śmierci na pewno zmartwychwstaną. Poniekąd myślą słusznie, Pismo mówi bowiem, że Chrystus został wzbudzony z martwych i jest pierwiastkiem tych, którzy zasnęli [1Ko 15,20].

 Obawiam się jednak, że nie wszyscy właściwie pojmują tę sprawę. Niektórzy kojarzą moc zmartwychwstania wyłącznie z ciałem i dlatego spodziewają się jej skutków dopiero po śmierci fizycznej, i to raczej niezależnie od przebiegu życia osoby zmarłej. Z tej przyczyny niemal każdemu pogrzebowi w naszym kraju towarzyszą słowa: Złożymy ciało naszego brata w grobie. Ponieważ Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy z umarłych i odnowi nasze śmiertelne ciała na podobieństwo swojego ciała uwielbionego, ufamy, że wskrzesi ciało naszego brata, gdy przyjdzie w chwale.

Nieważne, że zmarły człowiek nigdy nie przeżył duchowego odrodzenia, że upijał się, kłamał, obgadywał, zazdrościł itd. Nieważne, że nigdy nie czytał Biblii i nie interesowal się bliżej kwestią swojego zbawienia. Chociaż być może nikt tego nie powie wprost, ale w praktyce wystarczy, że gość chodził do kościoła i przyjmował sakramenty, a na pogrzebie, bez zająknięcia wyznaje się wiarę w jego zmartwychwstanie.

 Czytając uważniej Biblię zauważamy, że Bóg obiecuje zmartwychwstanie jedynie tym, którzy poumierali w wierze w Syna Bożego. Mówiąc jeszcze ściślej, że na wskrzeszenie ciała mogą liczyć tylko tacy wierzący, którzy wcześniej, już dzisiaj, będąc jeszcze w ciele, doznają mocy zmartwychwstania w duchowej sferze swojego życia.

 Słowo Boże wyraźnie mówi o duchowym ożywieniu wierzących, które następuje już tutaj i teraz. I was, którzy umarliście w grzechach i w nieobrzezanym ciele waszym, wespół z nim ożywił, odpuściwszy nam wszystkie grzechy [Kol 2,13]. Apostoł Paweł wszystko na tym świecie odstawił na bok, żeby poznać go i doznać mocy zmartwychwstania jego, i uczestniczyć w cierpieniach jego, stając się podobnym do niego w jego śmierci, aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania [Flp 3,10–11].

 Wierzący, który nie doznaje tu i teraz żadnej mocy zmartwychwstania, wyrażającej się w zdolności prowadzenia nowego życia, nie ma żadnych podstaw do tego, by liczyć na to, że ta moc zajmie się jego ciałem w dniu powtórnego przyjścia Chrystusa. Zmartwychwstanie obejmuje przecież całego człowieka, a nie tylko jego zewnętrzną powłokę.

Jeżeli natomiast już dziś moc zmartwychwstania w nas działa, przemieniając nas w nowe stworzenie, jeżeli już dziś nasza dusza doznaje tej mocy, to z całą pewnością i nasze ciała w odpowiednim czasie powstaną z martwych!  Jednym słowem, trzeba nam doznać mocy zmartwychwstania już dziś!

Tą prawdą żyję w tegoroczne święta Zmartwychwstania Pańskiego.

06 kwietnia, 2012

Publiczny płacz nad własnym grzechem?

Dziś Wielki Piątek. W kręgach zachodniego chrześcijaństwa wspominamy śmierć Jezusa Chrystusa. Teoretycznie każdy chrześcijanin powinien pamiętać, ze Syn Boży cierpiał i umarł na krzyżu z powodu naszych grzechów. To nie gwoździe Cię przybiły, lecz mój grzech, To nie ludzie Cię skrzywdzili, lecz mój grzech. To nie gwoździe Cię trzymały, lecz mój grzech. Choć tak dawno to się stało, widziałeś mnie! – mówi znana pieśń autorstwa Haliny Kudzin, naszej towarzyszki wiary z gdańskiego zboru.

Z tej przyczyny powinniśmy dziś przede wszystkim zasmucić się nie nad Chrystusem, lecz nad własnym stanem duchowym. Do biadających nad losem Jezusa kobiet izraelskich Jezus powiedział: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade mną; lecz płaczcie nad sobą i nad dziećmi swoimi [Łk 23,28]. Z powodu braku opamiętania z grzechów i odrzucenia Syna Bożego przez Izraelitów nadciągał sąd Boży, a one użalały się nad Jezusem...

Wielki Piątek to czas, by wejrzeć w siebie i gorzko zapłakać nad sobą! Tak bardzo zasmucić się po Bożemu, żeby doprowadziło nas to do prawdziwego upamiętania z grzechów. Albowiem smutek, który jest według Boga, sprawia upamiętanie ku zbawieniu i nikt go nie żałuje; smutek zaś światowy sprawia śmierć [2Ko 7,10]. Oznaką prawdziwego cudu opamiętania jest to, że grzech traci swoją władzę nad chrześcijaninem.

Tak głębokiej i wielce osobistej refleksji należałoby dokonywać w zaciszu własnego pokoju, gdzieś na spokojnym spacerze lub kryjąc się przed ludzkim zgiełkiem w domu modlitwy. Nie trzeba publicznie płakać nad własnymi grzechami. Osobistej bielizny nie pierze się publicznie – mawiał mój gdański pastor, śp. Sergiusz Waszkiewicz.

Co więc robią dziś miliony religijnych ludzi, chodząc w wielkopiątkowych procesjach? Nad kim płaczą podczas "drogi krzyżowej"? Nad Jezusem płakać dziś nie trzeba, ponieważ On siedzi na prawicy Ojca, otoczony chwałą nieba! Przyczyną tej okropnej śmierci Pana Jezusa był nasz, był mój grzech! Najwyższy czas z całą powagą skupić się na istocie Wielkiego Piątku i opamiętać się ze swoich grzechów, bo inaczej śmierć Pana w odniesieniu do nas pójdzie na marne.

Może i ktoś woli publicznie płakać nad swoimi prywatnymi grzechami. Ja płaczę w domu. Wieczorem, jeśli Bóg pozwoli, pojadę do domu modlitwy, by razem z usprawiedliwionymi przez wiarę w Jezusa Chrystusa braćmi i siostrami, łamać chleb i pić z kielicha na Jego pamiątkę...

04 kwietnia, 2012

Co przetrwa dłużej, niż jedno pokolenie?

Dziś rocznica otwarcia w 1973 roku największego kompleksu biznesowego na świecie. Było nim World Trade Center w Nowym Jorku, zanim we wrześniu 2001 roku jego dumnych dwóch wież atak terrorystyczny nie obrócił w gruzy. Nie minęło jedno pokolenie, a nowojorskiego World Trade Center już nie ma...

W kwietniu 30 roku grupa mężczyzn patrzyła na rozbudowaną przez Heroda, niezwykle okazałą świątynię w Jerozolimie i inne wspaniałe budowle. Nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie został rozwalony [Mk 13,2] – powiedział na to Jezus. Zaprawdę powiadam wam, że nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie [Mk 13,30]. Czterdzieści lat później, czyli zgodnie z tym, jak w Izraelu liczono jedno pokolenie, przyszli Rzymianie i zadufaną w sobie Jerozolimę obrócili w gruzy.

Te dwa przypadki przypominają mi rozważania biblijnego Asafa o ulotności bezbożnego świata. Mimo, że wydaje się być taki pewny swego, w każdej chwili może się skończyć. Zaprawdę, stawiasz ich na śliskim gruncie, strącasz ich w zagładę. Jakże nagle niszczeją, znikają, giną z przerażenia. Jak pierzcha sen, gdy się człowiek budzi, tak Ty, Panie, gdy się ockniesz, wzgardzisz ich mrzonkami [Ps 73,18-20].

W latach 60. pierwszego wieku apostoł Paweł pisał z więzienia o duchowej budowli, rozpoczętej w życiu Filipian. Zewnętrzne okoliczności nie zapowiadały łatwej przyszłości. Skąd mógł wiedzieć, jak trwałe będzie ich chrześcijaństwo? Jednakże ten sługa Boży nie obawiał się, że nowe życie Filipian nie przetrwa jednego pokolenia. Pisał mając tę pewność, że Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa [Flp 1,6].

W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku skromny człowieczek uwierzył w Jezusa Chrystusa. Łaska Boża rozpoczęła misterne dzieło utworzenia i objawienia w nim obrazu Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Od tamtych dni minęło już całe pokolenie, a to dzieło łaski Bożej trwa, bo miłosierdzie jego z pokolenia w pokolenie nad tymi, którzy się go boją [Łk 1,50].

I Filipianie, i autor tych słów, ukorzyli się przed Bogiem, aby codziennie chodzić w bojaźni Bożej. Takie życie nie wygasa wraz ze swoim pokoleniem. Kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki [1Jn 2,17]. Alleluja!