Dziś zabieram was do warsztatu garncarza. Pragnę, byśmy razem z prorokiem Jeremiaszem przyjrzeli się jego pracy. Oto bardzo charakterystyczna obserwacja w takim miejscu: A gdy naczynie, które robił ręcznie z gliny, nie udało się - wtedy zaczął z niej robić inne naczynie, jak garncarzowi wydawało się, że powinno być zrobione [Jr 18,4]. Z tą samą gliną czasem kilkakrotnie musi on ponawiać swoje wysiłki.
Garncarz biorący w dłonie porcję gliny podejmuje decyzję, co z tej gliny uformuje. Nie każda glina do wszytkiego jednakowo się nadaje. Czasem zachodzi potrzeba, aby tę glinę ponownie ugnieść, tak aby stała się bardziej plastyczna i podatna rękom garncarza. Rzecz w tym, aby powstało z niej naczynie dobre i użyteczne. Inaczej glina, uznana za złą, zostanie wyrzucona.
Nawracając się do Boga, trafiamy w ręce wielkiego Garncarza. Nie od nas zależy decyzja, kim chce nas Bóg uczynić w swoim Domu i do jakich celów przeznaczyć. W wielkim zaś domu są nie tylko naczynia złote i srebrne, ale też drewniane i gliniane; jedne służą do celów zaszczytnych, a drugie pospolitych. Jeśli tedy kto siebie czystym zachowa od tych rzeczy pospolitych, będzie naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana, nadającym się do wszelkiego dzieła dobrego [2Tm 2,20-21]. Od nas jednak zależy, jaką gliną jesteśmy w Bożych rękach. Wdzięczną, podatną, czy trudną i oporną?
W świetle Biblii widać,że Bóg chce nas ukształtować na wzór Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Tylko naczynia uformowane w tym wyjątkowym stylu sprawiają Bogu przyjemność. Wszystkich ludzi, których bierze w swoje ręce, Bóg przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna jego [Rz 8,29]. On z tego celu nie zrezygnuje, nawet jeśli miałby kilkakrotnie na nowo zaczynać pracę nad nami. Tę myśl Bożą wyraził apostoł Paweł, gdy napisał: Dzieci moje, znowu w boleści was rodzę, dopóki Chrystus nie będzie ukształtowany w was [Ga 4,19].
Żle się dzieje, gdy jeszcze nie uformowani, zaledwie we wstępnej fazie Bożej pracy nad nami, zaczynamy uważać siebie za dzieło skończone. Jest nie lepiej, gdy spieramy się z Bogiem i na siłę próbujemy być kimś innym, niż On nas chce widzieć. O człowiecze! Kimże ty jesteś, że wdajesz się w spór z Bogiem? Czy powie twór do twórcy: Czemuś mnie takim uczynił? Albo czy garncarz nie ma władzy nad gliną, żeby z tej samej bryły ulepić jedno naczynie kosztowne, a drugie pospolite? [Rz 9,20-21].
W pracy garncarza nieraz następuje niepowodzenie. Prawidłowo kształtowane naczynie ulega niespodziewanej deformacji. To ważny obraz i kryjąca się za nim myśl. Bywa, że z różnych powodów nagle przestajemy zmieniać się na wzór Chrystusa. Czasem ulegamy poważnemu zniekształceniu. Dostajemy się pod wpływ złych ludzi lub fałszywej nauki. Boże dzieło nad naszym życiem zostaje zepsute.
W dzisiejszej wizycie u garncarza chodzi o pobudzenie w nas świadomości, że gdy z naszą przemianą na obraz Syna Bożego coś pójdzie nie tak, jak trzeba, to Bóg chce nas formować na nowo. Jeśli nie chcielibyśmy trafić na zewnątrz, na wysypisko odpadów, nie opierajmy się Bogu. Raczej z podatnym i wdzięcznym sercem zaśpiewajmy: Przemień serce me. Uczyń szczerym je. Przemień serce me. Pragnę być jak Ty. Tyś jest garncarzem. Jam gliną Twą. Skrusz mnie, ukształtuj. O to modlę się.
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
30 września, 2012
26 września, 2012
Skutki aptekarskiego lęku przed muchą
Dziś w naszym kraju Ogólnopolski Dzień Aptekarza. Aptekarze od zawsze cieszyli się dużym zaufaniem i poważaniem wśród społeczeństwa. Głównie dlatego, że dawnymi czasy u nich - często z pominięciem lekarza - można było poradzić się, jakie lekarstwo najlepiej zastosować i od razu je z ich rąk otrzymać.
Bycie aptekarzem było i jest zajęciem bardzo odpowiedzialnym. Ktoś, kto ma nieograniczony dostęp do produktów leczniczych i dysponuje nimi, nie może być człowiekiem chwiejnego charakteru. Jest to jednak zarazem zajęcie ciekawe z racji kontaktu z pacjentami, udzielania im porad i zbierania bezpośrednich opinii, co do skuteczności zaproponowanych lekarstw. Nie ma nic bardziej budującego ponad widok wdzięcznego pacjenta, który po zastosowaniu lekarstwa przychodzi szczęśliwy z powodu wyraźnej poprawy zdrowia.
Niestety, nie zawsze w zawodzie aptekarza wszystko wygląda tak różowo. Wystarczy, że przygotowane przez farmaceutę lekarstwo nie przyniesie pożądanego skutku, a niejeden pacjent powraca z szeregiem pretensji i oskarżeń. Wszystkiemu winny jest aptekarz i koniec.
Biblia mówi: Martwa mucha może zepsuć olejek aptekarza [Kzn 10,1]. Normalnie martwa mucha nikogo nie dziwi i nie smuci. Ba, nawet jest czymś, jeśli nie pożądanym, to przynajmniej normalnym. Jednakże w atmosferze oczekiwania na skuteczność lekarstwa, najdrobniejsza oznaka niepowodzenia może stać się powodem do złości. Martwa mucha znaleziona w lekarstwie, lub choćby w jego pobliżu, nie tylko może je obrzydzić, ale może też zostać uznana za dowód na nieskuteczność medykamentu, czy wręcz jego zabójcze działanie. Malutka mucha staje się powodem do odrzucenia całego dobra.
Kto chce uderzyć, zawsze kij znajdzie - głosi stare przysłowie. Możesz przez kawał życia czynić ludziom wiele dobrego, a wystarczy, że jeden raz coś pójdzie nie tak, i twoje notowania gwałtownie spadają. Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z ludźmi, koniecznie trzeba się z tym liczyć. Nieważne, że tenże olejek aptekarza tysiącom ludzi przyniósł ulgę i zdrowie. Przecież znaleziono w nim martwą muchę!
Wspaniali słudzy Boży okresu zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu, nieraz popadali w ludzką niełaskę. Mojżeszowi, Dawidowi, Jeremiaszowi, apostołowi Pawłowi i wielu innym, postawiono zarzuty nie z tej ziemi. Pomimo ich wielkiej miłości do ludzi, często spotykali się z ich niechęcią i wrogością. Mojżesz usłyszał: Czy dlatego wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby przyprawić nas i dzieci nasze, i dobytek nasz o śmierć z pragnienia? [2Mo 17,3], a zasmucony św. Paweł zapytał Koryntian: Czy tak ma być, że im więcej ja was miłuję, tym mniej przez was mam być miłowany? [2Ko 12,15].
Jednakże cechą prawdziwych sług Bożych jest to, że tak łatwo nie dają się zbić z tropu. Trwają w służbie. W imię Chrystusa pełnią swe zadania duchowe nawet w bardzo niesprzyjających okolicznościach. Spotwarzają nas, my błogosławimy; prześladują nas, my znosimy, złorzeczą nam, my się modlimy [1Ko 4,12-13] - relacjonował w natchnieniu Ducha apostoł Paweł swą posługę apostolską.
Współcześni aptekarze mało kiedy chcą już doradzać i proponować komukolwiek jakieś lekarstwo. W tych sprawach odsyłają do lekarza. Po co im brać na siebie ten kłopot wysłuchiwania potem ludzkich pretensji? Swą działalność ograniczają do sprzedawania tego, co chorzy mają wypisane na lekarskich receptach.
A współcześni słudzy Boży, duszpasterze? Czy z powodu wysokiego ryzyka spotkania się z ludzkimi pretensjami, nie zaczynają się również asekurować? Słyszę, że tu i ówdzie w miejsce posługi duchowej coraz częściej pada propozycja wizyty u psychologa, terapeuty, egzorcysty czy jakiegoś tam jeszcze innego specjalisty. Nie chcą brać na siebie odpowiedzialności...
A ludzie wciąż chcieliby, jak dawnymi czasy do aptekarza, tak przyjść do swojego duszpasterza, poradzić się, usłyszeć głos Boży i od razu otrzymać lekarstwo na swój problem.
Bycie aptekarzem było i jest zajęciem bardzo odpowiedzialnym. Ktoś, kto ma nieograniczony dostęp do produktów leczniczych i dysponuje nimi, nie może być człowiekiem chwiejnego charakteru. Jest to jednak zarazem zajęcie ciekawe z racji kontaktu z pacjentami, udzielania im porad i zbierania bezpośrednich opinii, co do skuteczności zaproponowanych lekarstw. Nie ma nic bardziej budującego ponad widok wdzięcznego pacjenta, który po zastosowaniu lekarstwa przychodzi szczęśliwy z powodu wyraźnej poprawy zdrowia.
Niestety, nie zawsze w zawodzie aptekarza wszystko wygląda tak różowo. Wystarczy, że przygotowane przez farmaceutę lekarstwo nie przyniesie pożądanego skutku, a niejeden pacjent powraca z szeregiem pretensji i oskarżeń. Wszystkiemu winny jest aptekarz i koniec.
Biblia mówi: Martwa mucha może zepsuć olejek aptekarza [Kzn 10,1]. Normalnie martwa mucha nikogo nie dziwi i nie smuci. Ba, nawet jest czymś, jeśli nie pożądanym, to przynajmniej normalnym. Jednakże w atmosferze oczekiwania na skuteczność lekarstwa, najdrobniejsza oznaka niepowodzenia może stać się powodem do złości. Martwa mucha znaleziona w lekarstwie, lub choćby w jego pobliżu, nie tylko może je obrzydzić, ale może też zostać uznana za dowód na nieskuteczność medykamentu, czy wręcz jego zabójcze działanie. Malutka mucha staje się powodem do odrzucenia całego dobra.
Kto chce uderzyć, zawsze kij znajdzie - głosi stare przysłowie. Możesz przez kawał życia czynić ludziom wiele dobrego, a wystarczy, że jeden raz coś pójdzie nie tak, i twoje notowania gwałtownie spadają. Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z ludźmi, koniecznie trzeba się z tym liczyć. Nieważne, że tenże olejek aptekarza tysiącom ludzi przyniósł ulgę i zdrowie. Przecież znaleziono w nim martwą muchę!
Wspaniali słudzy Boży okresu zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu, nieraz popadali w ludzką niełaskę. Mojżeszowi, Dawidowi, Jeremiaszowi, apostołowi Pawłowi i wielu innym, postawiono zarzuty nie z tej ziemi. Pomimo ich wielkiej miłości do ludzi, często spotykali się z ich niechęcią i wrogością. Mojżesz usłyszał: Czy dlatego wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby przyprawić nas i dzieci nasze, i dobytek nasz o śmierć z pragnienia? [2Mo 17,3], a zasmucony św. Paweł zapytał Koryntian: Czy tak ma być, że im więcej ja was miłuję, tym mniej przez was mam być miłowany? [2Ko 12,15].
Jednakże cechą prawdziwych sług Bożych jest to, że tak łatwo nie dają się zbić z tropu. Trwają w służbie. W imię Chrystusa pełnią swe zadania duchowe nawet w bardzo niesprzyjających okolicznościach. Spotwarzają nas, my błogosławimy; prześladują nas, my znosimy, złorzeczą nam, my się modlimy [1Ko 4,12-13] - relacjonował w natchnieniu Ducha apostoł Paweł swą posługę apostolską.
Współcześni aptekarze mało kiedy chcą już doradzać i proponować komukolwiek jakieś lekarstwo. W tych sprawach odsyłają do lekarza. Po co im brać na siebie ten kłopot wysłuchiwania potem ludzkich pretensji? Swą działalność ograniczają do sprzedawania tego, co chorzy mają wypisane na lekarskich receptach.
A współcześni słudzy Boży, duszpasterze? Czy z powodu wysokiego ryzyka spotkania się z ludzkimi pretensjami, nie zaczynają się również asekurować? Słyszę, że tu i ówdzie w miejsce posługi duchowej coraz częściej pada propozycja wizyty u psychologa, terapeuty, egzorcysty czy jakiegoś tam jeszcze innego specjalisty. Nie chcą brać na siebie odpowiedzialności...
A ludzie wciąż chcieliby, jak dawnymi czasy do aptekarza, tak przyjść do swojego duszpasterza, poradzić się, usłyszeć głos Boży i od razu otrzymać lekarstwo na swój problem.
23 września, 2012
Jesienna mobilizacja
Dziś mamy pierwszy dzień kalendarzowej jesieni na półkuli północnej. Aż do 23 grudnia dni będą stawały się coraz krótsze, ustępując miejsca mrokom zbliżającej się zimy.
W naszej strefie klimatycznej cały świat przyrody przestawia się na gromadzenie zapasów. Stwórca wpisał te instynkty w naturę zwierząt, że przygotowują się do nadciągającej zimy. Nawet rośliny w swoisty dla siebie sposób przygotowują się na nadciągające mrozy.
A ludzie? Mądrzy i zaradni skwapliwie wykorzystują dogodny czas i zabezpieczają się przed niedostatkami zimy. Syn, który zbiera w lecie, jest rozumny; lecz syn, który zasypia w żniwa, przynosi hańbę [Prz 10,5]. Zdrowy rozsądek podpowiada przezorność. Trzeba się przygotować na to, co nadchodzi.
Opieszałych Biblia napomina: Idź do mrówki, leniwcze, przypatrz się jej postępowaniu, abyś zmądrzał. Nie ma ona wodza ani nadzorcy, ani władcy, a jednak w lecie przygotowuje swój pokarm, w żniwa zgromadza swoją żywność [Prz 6,6]. Obserwacja zachowania ptaków i zwierząt przed zimą stanowi tu wielką lekcję poglądową.
Przenieśmy tę myśl na grunt duchowy. Bóg daje nam w doczesnym życiu czas na przygotowanie się do wieczności, albowiem co człowiek sieje, to i żąć będzie. Bo kto sieje dla ciała swego, z ciała żąć będzie skażenie, a kto sieje dla Ducha, z Ducha żąć będzie żywot wieczny [Ga 6,7-8].
Rzecz w tym, aby tego czasu nie przespać i nie zaprzepaścić danej nam możliwości. Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia [2Ko 6,2] naprowadza nas Słowo Boże. Jakże tragiczna będzie przyszłość ludzi, którzy nie przyjmą w porę daru zbawienia.
Tak swego czasu stało się z ludem Bożym Starego Przymierza. Mieli możliwość uratowania się przed nadciągającą zgubą, lecz ją zmarnowali. Prorok Boży stwierdził: Przeminęło żniwo, skończyło się lato, a nie jesteśmy wybawieni! [Jr 8,20]. Czas minął. Za późno już było na jakiekolwiek przygotowania.
Przyjaciele! Niech rozpoczynająca się jesień nas otrzeźwi. Pod względem duchowym nadchodzą czasy złe. Pora zacząć z całego serca szukać Boga. Szukajcie Pana, dopóki można Go znaleźć, wzywajcie go, dopóki jest blisko! Niech bezbożny porzuci swoją drogę, a przestępca swoje zamysły i niech się nawróci do Pana, aby się nad nim zlitował, do naszego Boga, gdyż jest hojny w odpuszczaniu! [Iz 55,6-7].
Wykorzystajmy czas, wciąż jeszcze dogodny do tego, aby zbliżyć się do Boga. W końcu, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy jego [Ef 6,10]. Niech Słowo Boże zamieszka w nas obficie i zabarwi nasz sposób myślenia! A czynić dobrze nie ustawajmy, albowiem we właściwym czasie żąć będziemy bez znużenia. Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary [Ga 6,9-10].
Nadciąga duchowa zima. Jakże ujdziemy cało, jeżeli zlekceważymy tak wielkie zbawienie? [Hbr 2,9]. Zanim przyjdzie wiosna Powrotu Pana i czasy ostatecznego wybawienia Jego wiernych, czeka nas jeszcze niejedna próba wiary...
W naszej strefie klimatycznej cały świat przyrody przestawia się na gromadzenie zapasów. Stwórca wpisał te instynkty w naturę zwierząt, że przygotowują się do nadciągającej zimy. Nawet rośliny w swoisty dla siebie sposób przygotowują się na nadciągające mrozy.
A ludzie? Mądrzy i zaradni skwapliwie wykorzystują dogodny czas i zabezpieczają się przed niedostatkami zimy. Syn, który zbiera w lecie, jest rozumny; lecz syn, który zasypia w żniwa, przynosi hańbę [Prz 10,5]. Zdrowy rozsądek podpowiada przezorność. Trzeba się przygotować na to, co nadchodzi.
Opieszałych Biblia napomina: Idź do mrówki, leniwcze, przypatrz się jej postępowaniu, abyś zmądrzał. Nie ma ona wodza ani nadzorcy, ani władcy, a jednak w lecie przygotowuje swój pokarm, w żniwa zgromadza swoją żywność [Prz 6,6]. Obserwacja zachowania ptaków i zwierząt przed zimą stanowi tu wielką lekcję poglądową.
Przenieśmy tę myśl na grunt duchowy. Bóg daje nam w doczesnym życiu czas na przygotowanie się do wieczności, albowiem co człowiek sieje, to i żąć będzie. Bo kto sieje dla ciała swego, z ciała żąć będzie skażenie, a kto sieje dla Ducha, z Ducha żąć będzie żywot wieczny [Ga 6,7-8].
Rzecz w tym, aby tego czasu nie przespać i nie zaprzepaścić danej nam możliwości. Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia [2Ko 6,2] naprowadza nas Słowo Boże. Jakże tragiczna będzie przyszłość ludzi, którzy nie przyjmą w porę daru zbawienia.
Tak swego czasu stało się z ludem Bożym Starego Przymierza. Mieli możliwość uratowania się przed nadciągającą zgubą, lecz ją zmarnowali. Prorok Boży stwierdził: Przeminęło żniwo, skończyło się lato, a nie jesteśmy wybawieni! [Jr 8,20]. Czas minął. Za późno już było na jakiekolwiek przygotowania.
Przyjaciele! Niech rozpoczynająca się jesień nas otrzeźwi. Pod względem duchowym nadchodzą czasy złe. Pora zacząć z całego serca szukać Boga. Szukajcie Pana, dopóki można Go znaleźć, wzywajcie go, dopóki jest blisko! Niech bezbożny porzuci swoją drogę, a przestępca swoje zamysły i niech się nawróci do Pana, aby się nad nim zlitował, do naszego Boga, gdyż jest hojny w odpuszczaniu! [Iz 55,6-7].
Wykorzystajmy czas, wciąż jeszcze dogodny do tego, aby zbliżyć się do Boga. W końcu, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy jego [Ef 6,10]. Niech Słowo Boże zamieszka w nas obficie i zabarwi nasz sposób myślenia! A czynić dobrze nie ustawajmy, albowiem we właściwym czasie żąć będziemy bez znużenia. Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary [Ga 6,9-10].
Nadciąga duchowa zima. Jakże ujdziemy cało, jeżeli zlekceważymy tak wielkie zbawienie? [Hbr 2,9]. Zanim przyjdzie wiosna Powrotu Pana i czasy ostatecznego wybawienia Jego wiernych, czeka nas jeszcze niejedna próba wiary...
19 września, 2012
Nie podcinajmy gałęzi, na której siedzimy!
Chcę napisać dziś parę słów o potrzebie trzymania się razem i wzajemnego popierania się osób przynależących do tego samego środowiska.
W wywiadzie opublikowanym dziś na portalu Onet.pl Tadeusz Cymański, pytany o to, co by zrobił, gdyby Donald Tusk został kandydatem na szefa Komisji Europejskiej odpowiedział, że by go poparł. Oczywiście, nie dlatego, że się z Tuskiem zgadza. Zrobiłby tak dlatego, że obydwaj są po prostu Polakami. Polacy powinni być jak Żydzi, którzy wspierają swoich - wyjaśnił.
Rzeczywiście, Żydzi przez samego Boga zostali zobowiązani do szczególnego traktowania swoich rodaków. W jakichkolwiek okolicznościach by się nie znaleźli, mieli i mają pamiętać: ... a od swojego współbrata się nie odwrócisz [Iz 58,7].
Oto, dla przykładu, co Biblia mówi w dość delikatnej kwestii pożyczania pieniędzy. Nie będziesz pożyczał na lichwiarskie odsetki twemu bratu, nie będziesz brał odsetek za wierzytelność pieniężną ani za wierzytelność żywnościową, ani za cokolwiek, za co się bierze odsetki. Obcemu możesz pożyczać na lichwiarskie odsetki, ale twemu bratu nie będziesz pożyczał na lichwiarskie odsetki, aby ci błogosławił Pan, Bóg twój [5Mo 23,20-21]. Tajemnicą przetrwania Żydów w wielu nieżyczliwych im środowiskach było i jest wzajemne wsparcie.
Właśnie czegoś takiego pragnę dla środowiska biblijnych chrześcijan w Polsce. Możemy się różnić w bardzo wielu kwestiach, ale do zewnętrznego świata powinien z naszego grona płynąć czytelny sygnał, że nie tylko nie można nas ustawić jednych przeciwko drugim, ale że obstajemy za sobą, i że ludzie narodzeni na nowo zawsze mogą liczyć na siebie nawzajem.
Jest nie do przyjęcia, ażeby prawdziwy chrześcijanin publicznie występował przeciwko braciom i siostrom w Chrystusie. Jeśli popełnili oni jakieś błędy, to powinniśmy te sprawy załatwiać we własnym środowisku, na zewnątrz zaś trzymać sztamę. Tymczasem procesuje się brat z bratem i to przed niewiernymi! [1Ko 6,6].
Przykładów nie trzeba szukać daleko. Dziś rano dotarła do mnie wiadomość, że po ukazaniu się w prasie policyjnej artykułu o czynnym policjancie, który został ordynowany na duchownego w jednym z kościołów ewangelikalnych w Warszawie, brat w Chrystusie z innej wspólnoty mniejszościowej napisał do tejże gazety poważny artykuł, w którym skrytykował ten precedensowy przypadek policjanta w koloratce.
Jakiś czas temu byłem bardzo zasmucony innym aktem podcinania gałęzi, na której samemu się siedzi. Otóż gdy pewien pastor zboru wynajmującego w magistracie lokal na zgromadzenia, popadł w konflikt ze swoimi zwierzchnikami kościelnymi, ci - korzystając z formalnych uprawnień - poza plecami nielubianego już pastora, wypowiedzieli umowę najmu, pozbawiając ten zbór miejsca zgromadzeń.
Czy Bogu, Ojcu naszemu, takim zachowaniem nie sprawiamy przykrości? Jak takie postawy wyglądają w oczach ludzi niewierzących? Brat, który uważa, że policja powinna być religijnie neutralna, jak najbardziej ma swoje racje, bo raczej nie podoba sie nam obraz stróżów prawa obśmiewanych w serialu Ojciec Mateusz. Czyż jednak tym artykułem nie zrobił pod górkę ewangelicznie wierzącym policjantom, którzy i tak w swoim środowisku zawodowym są bardzo marginalizowani, a ich aktywność ewangelizacyjna jest kroplą w morzu potrzeb?
Jak najbardziej, mamy prawo do polemiki, poprawiania jeden drugiego, ale - na Boga - róbmy to we własnym gronie! Bądźmy jak Żydzi, którzy między sobą nieraz nawet i mocno się pokłócą, ale na zewnątrz zawsze swoich popierają!
W wywiadzie opublikowanym dziś na portalu Onet.pl Tadeusz Cymański, pytany o to, co by zrobił, gdyby Donald Tusk został kandydatem na szefa Komisji Europejskiej odpowiedział, że by go poparł. Oczywiście, nie dlatego, że się z Tuskiem zgadza. Zrobiłby tak dlatego, że obydwaj są po prostu Polakami. Polacy powinni być jak Żydzi, którzy wspierają swoich - wyjaśnił.
Rzeczywiście, Żydzi przez samego Boga zostali zobowiązani do szczególnego traktowania swoich rodaków. W jakichkolwiek okolicznościach by się nie znaleźli, mieli i mają pamiętać: ... a od swojego współbrata się nie odwrócisz [Iz 58,7].
Oto, dla przykładu, co Biblia mówi w dość delikatnej kwestii pożyczania pieniędzy. Nie będziesz pożyczał na lichwiarskie odsetki twemu bratu, nie będziesz brał odsetek za wierzytelność pieniężną ani za wierzytelność żywnościową, ani za cokolwiek, za co się bierze odsetki. Obcemu możesz pożyczać na lichwiarskie odsetki, ale twemu bratu nie będziesz pożyczał na lichwiarskie odsetki, aby ci błogosławił Pan, Bóg twój [5Mo 23,20-21]. Tajemnicą przetrwania Żydów w wielu nieżyczliwych im środowiskach było i jest wzajemne wsparcie.
Właśnie czegoś takiego pragnę dla środowiska biblijnych chrześcijan w Polsce. Możemy się różnić w bardzo wielu kwestiach, ale do zewnętrznego świata powinien z naszego grona płynąć czytelny sygnał, że nie tylko nie można nas ustawić jednych przeciwko drugim, ale że obstajemy za sobą, i że ludzie narodzeni na nowo zawsze mogą liczyć na siebie nawzajem.
Jest nie do przyjęcia, ażeby prawdziwy chrześcijanin publicznie występował przeciwko braciom i siostrom w Chrystusie. Jeśli popełnili oni jakieś błędy, to powinniśmy te sprawy załatwiać we własnym środowisku, na zewnątrz zaś trzymać sztamę. Tymczasem procesuje się brat z bratem i to przed niewiernymi! [1Ko 6,6].
Przykładów nie trzeba szukać daleko. Dziś rano dotarła do mnie wiadomość, że po ukazaniu się w prasie policyjnej artykułu o czynnym policjancie, który został ordynowany na duchownego w jednym z kościołów ewangelikalnych w Warszawie, brat w Chrystusie z innej wspólnoty mniejszościowej napisał do tejże gazety poważny artykuł, w którym skrytykował ten precedensowy przypadek policjanta w koloratce.
Jakiś czas temu byłem bardzo zasmucony innym aktem podcinania gałęzi, na której samemu się siedzi. Otóż gdy pewien pastor zboru wynajmującego w magistracie lokal na zgromadzenia, popadł w konflikt ze swoimi zwierzchnikami kościelnymi, ci - korzystając z formalnych uprawnień - poza plecami nielubianego już pastora, wypowiedzieli umowę najmu, pozbawiając ten zbór miejsca zgromadzeń.
Czy Bogu, Ojcu naszemu, takim zachowaniem nie sprawiamy przykrości? Jak takie postawy wyglądają w oczach ludzi niewierzących? Brat, który uważa, że policja powinna być religijnie neutralna, jak najbardziej ma swoje racje, bo raczej nie podoba sie nam obraz stróżów prawa obśmiewanych w serialu Ojciec Mateusz. Czyż jednak tym artykułem nie zrobił pod górkę ewangelicznie wierzącym policjantom, którzy i tak w swoim środowisku zawodowym są bardzo marginalizowani, a ich aktywność ewangelizacyjna jest kroplą w morzu potrzeb?
Jak najbardziej, mamy prawo do polemiki, poprawiania jeden drugiego, ale - na Boga - róbmy to we własnym gronie! Bądźmy jak Żydzi, którzy między sobą nieraz nawet i mocno się pokłócą, ale na zewnątrz zawsze swoich popierają!
14 września, 2012
Do zobaczenia, sługo dobry i wierny...
Wczoraj, 13 września 2012 roku odszedł nagle spośród nas Ryszard Paciocha z Koszalina. Po niedzieli poczuł się źle i znalazł się w szpitalu. Lekarze odkryli jakąś wodę w jego płucach. Podali mu antybiotyk i rozpoczęli badania. W środę nastąpiła poprawa jego samopoczucia, jednakże wczoraj wieczorem idąc korytarzem zasłabł niespodziewanie i zmarł na oczach szpitalnego personelu.
Ryszard był krajowym koordynatorem Misji Coffee House, niosącej pomoc duchową ludziom uzależnionym, od samego początku jej działania w Polsce. Był też kaznodzieją Słowa Bożego, który cenił sobie zdrową naukę biblijną i mocno przy niej obstawał. Między innymi dlatego Ryszard był mi bliskim bratem i współtowarzyszem służby Bożej.
Podczas ostatniego naszego spotkania 2 września w Toruniu nie mieliśmy czasu na dłuższą pogawędkę. Wymieniliśmy parę zdań i uściskaliśmy się serdecznie, obiecując sobie rozmowę przy najbliższej okazji. Po jedenastu dniach okazało się, że ta najbliższa okazja nastąpi już w niebie i to ja pójdę za nim, a nie on powróci do mnie.[2Sm 12,23].
Takich sług Słowa Bożego, jak śp. Ryszard Paciocha, można policzyć na palcach. Skromnych, serdecznych, bez reszty oddanych sprawie Bożej, nie robiących wokół siebie zbędnego hałasu, a prowadzących przecież wspaniałą i bardzo szeroko zakrojoną pracę duchową. Bardzo ceniłem Rysia za taką postawę w służbie.
Z jakiegoś powodu Pan Jezus postanowił w sposób bardzo niespodziewany odwołać już Ryszarda ze służby. On jest Głową Kościoła i z pewnością wie, co robi. Nam pozostaje dobra pamięć o naszym kochanym bracie i wdzięczność Bogu za lata jego dobrej posługi pośród nas. Niech imię Pańskie będzie błogosławione.
Pozostaje nam również modlitwa o jego żonę i dzieci, i serdeczne zainteresowanie ich losem...
Ryszard był krajowym koordynatorem Misji Coffee House, niosącej pomoc duchową ludziom uzależnionym, od samego początku jej działania w Polsce. Był też kaznodzieją Słowa Bożego, który cenił sobie zdrową naukę biblijną i mocno przy niej obstawał. Między innymi dlatego Ryszard był mi bliskim bratem i współtowarzyszem służby Bożej.
Podczas ostatniego naszego spotkania 2 września w Toruniu nie mieliśmy czasu na dłuższą pogawędkę. Wymieniliśmy parę zdań i uściskaliśmy się serdecznie, obiecując sobie rozmowę przy najbliższej okazji. Po jedenastu dniach okazało się, że ta najbliższa okazja nastąpi już w niebie i to ja pójdę za nim, a nie on powróci do mnie.[2Sm 12,23].
Takich sług Słowa Bożego, jak śp. Ryszard Paciocha, można policzyć na palcach. Skromnych, serdecznych, bez reszty oddanych sprawie Bożej, nie robiących wokół siebie zbędnego hałasu, a prowadzących przecież wspaniałą i bardzo szeroko zakrojoną pracę duchową. Bardzo ceniłem Rysia za taką postawę w służbie.
Z jakiegoś powodu Pan Jezus postanowił w sposób bardzo niespodziewany odwołać już Ryszarda ze służby. On jest Głową Kościoła i z pewnością wie, co robi. Nam pozostaje dobra pamięć o naszym kochanym bracie i wdzięczność Bogu za lata jego dobrej posługi pośród nas. Niech imię Pańskie będzie błogosławione.
Pozostaje nam również modlitwa o jego żonę i dzieci, i serdeczne zainteresowanie ich losem...
To mi pachnie chwałą!
Dziś słówko do osób zrodzonych z Boga, do prawdziwych uczniów Jezusa Chrystusa. Chodzi mi o nasze położenie w otaczającym nas świecie. Chociaż racjonalnie trudno to wytłumaczyć, to jednak faktem jest, że odczuwamy niechęć ze strony ludzi nieodrodzonych duchowo. Lekceważą nas, pomijają, spychają na margines, ośmieszają.
Z jakiego powodu? Nie dlatego przecież, że zaleźliśmy im za skórę. Nie jesteśmy do nich wrogo nastawieni. Nie mogą nam zarzucić drobiazgowości, nieuczciwości lub szaleństwa w naszych postawach względem nich. Wprost przeciwnie. Pomni apostolskiego wezwania: Jeśli można, o ile to od was zależy, ze wszystkimi ludźmi pokój miejcie [Rz 12,18] staramy się prowadzić żywot cichy, pełnić swe obowiązki i pracować własnymi rękami, (...) tak abyśmy wobec tych, którzy są poza zborem, uczciwie postępowali i na niczyją pomoc nie byli zdani [1Ts 4,11-12].
A jednak w kręgach tego świata nie jesteśmy mile widziani. Dlaczego? Jezus wyjaśnił to następująco: Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi [Jn 15,19]. Minęło wiele lat, czasy się zmieniły, odstępczy kościół siega dziś po najwyższe tytuły i honory, a uczniowie Jezusa spotykają się tu wciąż z tą samą niechęcią.
Prawdziwi chrześcijanie nie przynależą duchowo do tego świata. Nie wchodzą z nim w żadne układy, nie są łasi na jego przywileje, ani nie pragną jego towarzystwa, bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym? Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? [2Ko 6,14-16].
Nieobecność na salonach świeckiej władzy, kultury i popularności - to nasza chwała! Godność dzieci Bożych sprawia, że miłujemy grzeszników, głosimy im ewangelię i w imię Boże wyciągamy do nich pomocną dłoń, bez jednoczesnego zaprzedawania im naszych dusz i bez konieczności przesiadywania w ich gronie.
Kto jest świadomy i pewny swojej rangi wynikającej z wiary w Jezusa Chrystusa, ten nie nosi w sobie marzeń o przynależności do partii politycznej, sprawowaniu władzy, byciu rozpoznawanym na ulicy, czy mile widzianym wśród ludzi bogatych i wpływowych. Ostatnie, bulwersujące wydarzenia w kraju kolejny raz pokazały, że najlepiej, aby dziecka Bożego w tych kręgach w ogóle nie było. Nie zazdrościj złym ludziom i nie pragnij ich towarzystwa [Prz 24,1] - poucza Słowo Boże.
Bracia i Siostry! Doceńmy to wyróżnienie bycia na marginesie świata. Niech nas tak bardzo to nie boli, że tutejsi ważniacy traktują nas jak powietrze. Ci, których świat nie był godny, tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi [Hbr 11,38]. Jesteśmy synami Bożymi przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Pewnego dnia nasza pozycja zostanie ujawniona. Prawdziwa to mowa: Jeśli bowiem z nim umarliśmy, z nim też żyć będziemy; jeśli z nim wytrwamy, z nim też królować będziemy [2Tm 2,11-12].
Powiedzcie, czy komuś z naszego grona jest smutno, że nie jada kolacji ze znanymi politykami? Czy ktoś żałuje, że nie zna osobiście prezesa Amber Gold? Czy zaskakuje nas to, że władza w Moskwie zabrała zielonoświątkowcom niewielką działkę i zburzyła miejsce ich zgromadzeń, jednocześnie dając w kraju dwieście działek budowlanych prawosławnym? Czy czujemy się gorsi, że od siedemnastu lat nie możemy w miejskim magistracie załatwić działki pod budowę siedziby zboru, a gdy wydaje się, że zaczynają z nami rozmawiać, to okazuje się, że szukają jelenia i chcą nas wpuścić w maliny?
Mnie coraz mniej jest przykro. Wcale tego nie żałuję, że w tym świecie tak mi jakoś pod górkę...
Z jakiego powodu? Nie dlatego przecież, że zaleźliśmy im za skórę. Nie jesteśmy do nich wrogo nastawieni. Nie mogą nam zarzucić drobiazgowości, nieuczciwości lub szaleństwa w naszych postawach względem nich. Wprost przeciwnie. Pomni apostolskiego wezwania: Jeśli można, o ile to od was zależy, ze wszystkimi ludźmi pokój miejcie [Rz 12,18] staramy się prowadzić żywot cichy, pełnić swe obowiązki i pracować własnymi rękami, (...) tak abyśmy wobec tych, którzy są poza zborem, uczciwie postępowali i na niczyją pomoc nie byli zdani [1Ts 4,11-12].
A jednak w kręgach tego świata nie jesteśmy mile widziani. Dlaczego? Jezus wyjaśnił to następująco: Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi [Jn 15,19]. Minęło wiele lat, czasy się zmieniły, odstępczy kościół siega dziś po najwyższe tytuły i honory, a uczniowie Jezusa spotykają się tu wciąż z tą samą niechęcią.
Prawdziwi chrześcijanie nie przynależą duchowo do tego świata. Nie wchodzą z nim w żadne układy, nie są łasi na jego przywileje, ani nie pragną jego towarzystwa, bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym? Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? [2Ko 6,14-16].
Nieobecność na salonach świeckiej władzy, kultury i popularności - to nasza chwała! Godność dzieci Bożych sprawia, że miłujemy grzeszników, głosimy im ewangelię i w imię Boże wyciągamy do nich pomocną dłoń, bez jednoczesnego zaprzedawania im naszych dusz i bez konieczności przesiadywania w ich gronie.
Kto jest świadomy i pewny swojej rangi wynikającej z wiary w Jezusa Chrystusa, ten nie nosi w sobie marzeń o przynależności do partii politycznej, sprawowaniu władzy, byciu rozpoznawanym na ulicy, czy mile widzianym wśród ludzi bogatych i wpływowych. Ostatnie, bulwersujące wydarzenia w kraju kolejny raz pokazały, że najlepiej, aby dziecka Bożego w tych kręgach w ogóle nie było. Nie zazdrościj złym ludziom i nie pragnij ich towarzystwa [Prz 24,1] - poucza Słowo Boże.
Bracia i Siostry! Doceńmy to wyróżnienie bycia na marginesie świata. Niech nas tak bardzo to nie boli, że tutejsi ważniacy traktują nas jak powietrze. Ci, których świat nie był godny, tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi [Hbr 11,38]. Jesteśmy synami Bożymi przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Pewnego dnia nasza pozycja zostanie ujawniona. Prawdziwa to mowa: Jeśli bowiem z nim umarliśmy, z nim też żyć będziemy; jeśli z nim wytrwamy, z nim też królować będziemy [2Tm 2,11-12].
Powiedzcie, czy komuś z naszego grona jest smutno, że nie jada kolacji ze znanymi politykami? Czy ktoś żałuje, że nie zna osobiście prezesa Amber Gold? Czy zaskakuje nas to, że władza w Moskwie zabrała zielonoświątkowcom niewielką działkę i zburzyła miejsce ich zgromadzeń, jednocześnie dając w kraju dwieście działek budowlanych prawosławnym? Czy czujemy się gorsi, że od siedemnastu lat nie możemy w miejskim magistracie załatwić działki pod budowę siedziby zboru, a gdy wydaje się, że zaczynają z nami rozmawiać, to okazuje się, że szukają jelenia i chcą nas wpuścić w maliny?
Mnie coraz mniej jest przykro. Wcale tego nie żałuję, że w tym świecie tak mi jakoś pod górkę...
13 września, 2012
Lot ku wolności
Na wolność wyszedłem już za młodu. Dzięki temu, chociaż żyłem w kraju rządzonym przez komunistów, ani przez chwilę nie czułem się zniewolony. Pracowałem potem naprzeciwko głównej siedziby Solidarności, ale nie miałem najmniejszej potrzeby przyłączania się do tego rodzaju pomysłów na wolność. Dziś patrzę na zachowanie rzekomo już wolnych Polaków i widzę to jeszcze wyraźniej: Mam szczęście, że zostałem chrześcijaninem. Jestem naprawdę wolny.
Ty też możesz! Prawdziwej wolności dostępuje się w głębi duszy. Jezus powiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu. [...] Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie [Jn 8,34-36]. Nie musisz tkwić w nałogach, dawać się ponosić nerwom, ulegać namiętnościom. Uwierz. Wolność jest w twoim zasięgu. Miej tylko odwagę w imię Boże sprzeciwić się diabłu.
Czy słyszałeś o wyczynie Eugeniusza Pieniążka, który 13 września 1971 roku na własnoręcznie zbudowanym samolocie wyrwał się z rąk zniewalających go służb PRL? Wystartował z Krosna i mimo burzowej, mglistej pogody, poleciał po swoją wolność tuż nad czubkami drzew aż do Jugosławii. Ty też się wymkniesz. Wzlecisz poza dotychczas znany ci horyzont.
Jak to możliwe? Biblia mówi, że każdy, kto będzie wzywał imienia Pańskiego, zbawiony będzie [Dz 2,21]. Wezwij na pomoc Pana Jezusa, a potem postępuj zgodnie ze wskazówkami Ducha Świętego. Znajdziesz je w Biblii. Pan Pieniążek budował swój samolot dwa lata. Wkrótce z biblijnym Dawidem będziesz mógł zaśpiewać: Dusza nasza jak ptak umknęła z sidła ptaszników; sidło się podarło, a myśmy wolni [|Ps 124,7].
Ty też możesz! Prawdziwej wolności dostępuje się w głębi duszy. Jezus powiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu. [...] Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie [Jn 8,34-36]. Nie musisz tkwić w nałogach, dawać się ponosić nerwom, ulegać namiętnościom. Uwierz. Wolność jest w twoim zasięgu. Miej tylko odwagę w imię Boże sprzeciwić się diabłu.
Czy słyszałeś o wyczynie Eugeniusza Pieniążka, który 13 września 1971 roku na własnoręcznie zbudowanym samolocie wyrwał się z rąk zniewalających go służb PRL? Wystartował z Krosna i mimo burzowej, mglistej pogody, poleciał po swoją wolność tuż nad czubkami drzew aż do Jugosławii. Ty też się wymkniesz. Wzlecisz poza dotychczas znany ci horyzont.
Jak to możliwe? Biblia mówi, że każdy, kto będzie wzywał imienia Pańskiego, zbawiony będzie [Dz 2,21]. Wezwij na pomoc Pana Jezusa, a potem postępuj zgodnie ze wskazówkami Ducha Świętego. Znajdziesz je w Biblii. Pan Pieniążek budował swój samolot dwa lata. Wkrótce z biblijnym Dawidem będziesz mógł zaśpiewać: Dusza nasza jak ptak umknęła z sidła ptaszników; sidło się podarło, a myśmy wolni [|Ps 124,7].
12 września, 2012
Idę umyć zęby
Dziś Światowy Dzień Zdrowia Jamy Ustnej [ang. World Oral Health Day]. Proklamowany przez Światową Federację Dentystyczną i wyznaczony na dzień urodzin jej założyciela, dr Charlesa Godona, ma przypominać o problemach zdrowotnych jamy ustnej.
O higienę jamy ustnej naprawdę warto zadbać. Dobre samopoczucie, uniknięcie przykrych cierpień i wydatków oraz chorób biorących swój początek w zaniedbaniach jamy ustnej - to dostateczne argumenty, aby codziennie starannie myć zęby i regularnie chodzić do dentysty.
Jest jeszcze inna wartość zdrowia jamy ustnej, niezwykle ważna dla osób żyjących w związkach małżeńskich. Każdy mąż chciałby swojej żonie mówić: Niech mi będą twoje piersi jak winogrona, a tchnienie twoich nozdrzy jak woń jabłek, a twoje podniebienie jak wyborne wino, które gładko spływa, zwilżając wargi i zęby [PnP 7,9-10].
Rzecz w tym, aby nie musiał niczego tu naciągać, zwłaszcza, jeśli chodzi o jamę ustną ;)
O higienę jamy ustnej naprawdę warto zadbać. Dobre samopoczucie, uniknięcie przykrych cierpień i wydatków oraz chorób biorących swój początek w zaniedbaniach jamy ustnej - to dostateczne argumenty, aby codziennie starannie myć zęby i regularnie chodzić do dentysty.
Jest jeszcze inna wartość zdrowia jamy ustnej, niezwykle ważna dla osób żyjących w związkach małżeńskich. Każdy mąż chciałby swojej żonie mówić: Niech mi będą twoje piersi jak winogrona, a tchnienie twoich nozdrzy jak woń jabłek, a twoje podniebienie jak wyborne wino, które gładko spływa, zwilżając wargi i zęby [PnP 7,9-10].
Rzecz w tym, aby nie musiał niczego tu naciągać, zwłaszcza, jeśli chodzi o jamę ustną ;)
11 września, 2012
Nie trwoga, a miłość!
Nigdy tego nie zapomnę, jak przed jedenastu laty w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE spotkaliśmy się na cotygodniowym wykładzie Pisma Świętego. Większość już wiedziała, że w Ameryce zaczęły dziać się okropności. Porwania samolotów, potworny atak na obydwie wieże World Trade Center, śmierć tysięcy ludzi i niewyobrażalne zniszczenia.
Liczniej niż zazwyczaj we wtorki zgromadzony zbór garnął się do modlitwy. Po obejrzeniu w telewizji pierwszych doniesień o wydarzeniach w Nowym Jorku, przybyliśmy na miejsce naszych zgromadzeń. Nie wiedzieliśmy, co dalej będzie się działo. Upadliśmy na kolana. Płakaliśmy, pokutowaliśmy z naszych grzechów, wzywaliśmy Pana i prosiliśmy o Jego łaskę.
W takich chwilach lud Izraela również zaczynał gorliwiej szukać Boga. Gdy ich zabijał, szukali go, nawracali się i skwapliwie garnęli do Boga. Przypominali sobie, że Bóg jest ich skałą, że Bóg Najwyższy jest odkupicielem ich [Ps 78,34-35]. I Bóg się od nich wówczas nie odwrócił. Gdyś mię wzywał w niedoli, wyzwoliłem cię, odpowiedziałem ci pośród gromów [Ps 81,8].
11 września 2001 roku chyba żadna wspólnota chrześcijańska nie poniosła duchowej straty. Wręcz przeciwnie. Na podstawie naszych doświadczeń domyślam się, że w większości zborów nastąpiło zbliżenie się wierzących do Boga, pojednanie, większe skupienie się na modlitwie i rozważaniu Słowa Bożego. Od lat obciążone sumienia doznały ulgi. Duchowa radość zbawienia ponownie wypełniła serca wierzących.
Tak było jedenaście lat temu. A jak jest dzisiaj? Izraelici, mimo bardzo wzniosłych przeżyć z Bogiem, szybko zapomnieli o jego czynach, nie pokładali nadziei w radzie jego. Dali upust pożądliwości na pustyni i kusili Boga na pustkowiu [Ps 106,13-14]. Stracili bojaźń Bożą i kierowali się odruchami swoich z roku na rok coraz bardziej kamieniejących serc.
Dlaczego duchowe życie Izraelitów było tak rozchwiane? Ponieważ większość z nich nie miłowała Boga. Bóg wielokrotnie do nich przemawiał, nawoływał ich, aby dali Mu swoje serca. Gdy dusze niektórych z nich szczerze rozmiłowały się w Bogu, wówczas nie trzeba już było żadnej terapii wstrząsowej w celu utrzymania ich blisko Boga. Podobnie jest z chrześcijanami. Wielu z nich nie potrzebowało wydarzeń z 11 września. Od lat żyli w bojaźni Bożej i posłuszeństwie Słowu Bożemu. Ale niektórzy chrześcijanie bardziej niż Boga miłowali świat. To co się wydarzyło, mogło pobudzić ich do opamiętania.
Pytam więc: Czy wstrząśnięcie światem sprzed jedenastu lat skutkuje jeszcze jakoś w naszym życiu? Z jaką gorliwością modlimy się dzisiaj i jak bardzo od samego rana zależy nam na tym, aby we wszystkim podobać się Bogu? Jeżeli po tym wstrząsie nie rozwinęła się w nas szczera miłość do Boga, to dziś znowu jesteśmy co najmniej tak samo daleko od Boga, jak przedtem. Być może trwoga przyprowadza nas do Boga, ale tylko miłość jest w stanie nas przy Nim w sposób trwały utrzymać.
Czy już naprawdę miłujemy Pana Jezusa Chrystusa?
Liczniej niż zazwyczaj we wtorki zgromadzony zbór garnął się do modlitwy. Po obejrzeniu w telewizji pierwszych doniesień o wydarzeniach w Nowym Jorku, przybyliśmy na miejsce naszych zgromadzeń. Nie wiedzieliśmy, co dalej będzie się działo. Upadliśmy na kolana. Płakaliśmy, pokutowaliśmy z naszych grzechów, wzywaliśmy Pana i prosiliśmy o Jego łaskę.
W takich chwilach lud Izraela również zaczynał gorliwiej szukać Boga. Gdy ich zabijał, szukali go, nawracali się i skwapliwie garnęli do Boga. Przypominali sobie, że Bóg jest ich skałą, że Bóg Najwyższy jest odkupicielem ich [Ps 78,34-35]. I Bóg się od nich wówczas nie odwrócił. Gdyś mię wzywał w niedoli, wyzwoliłem cię, odpowiedziałem ci pośród gromów [Ps 81,8].
11 września 2001 roku chyba żadna wspólnota chrześcijańska nie poniosła duchowej straty. Wręcz przeciwnie. Na podstawie naszych doświadczeń domyślam się, że w większości zborów nastąpiło zbliżenie się wierzących do Boga, pojednanie, większe skupienie się na modlitwie i rozważaniu Słowa Bożego. Od lat obciążone sumienia doznały ulgi. Duchowa radość zbawienia ponownie wypełniła serca wierzących.
Tak było jedenaście lat temu. A jak jest dzisiaj? Izraelici, mimo bardzo wzniosłych przeżyć z Bogiem, szybko zapomnieli o jego czynach, nie pokładali nadziei w radzie jego. Dali upust pożądliwości na pustyni i kusili Boga na pustkowiu [Ps 106,13-14]. Stracili bojaźń Bożą i kierowali się odruchami swoich z roku na rok coraz bardziej kamieniejących serc.
Dlaczego duchowe życie Izraelitów było tak rozchwiane? Ponieważ większość z nich nie miłowała Boga. Bóg wielokrotnie do nich przemawiał, nawoływał ich, aby dali Mu swoje serca. Gdy dusze niektórych z nich szczerze rozmiłowały się w Bogu, wówczas nie trzeba już było żadnej terapii wstrząsowej w celu utrzymania ich blisko Boga. Podobnie jest z chrześcijanami. Wielu z nich nie potrzebowało wydarzeń z 11 września. Od lat żyli w bojaźni Bożej i posłuszeństwie Słowu Bożemu. Ale niektórzy chrześcijanie bardziej niż Boga miłowali świat. To co się wydarzyło, mogło pobudzić ich do opamiętania.
Pytam więc: Czy wstrząśnięcie światem sprzed jedenastu lat skutkuje jeszcze jakoś w naszym życiu? Z jaką gorliwością modlimy się dzisiaj i jak bardzo od samego rana zależy nam na tym, aby we wszystkim podobać się Bogu? Jeżeli po tym wstrząsie nie rozwinęła się w nas szczera miłość do Boga, to dziś znowu jesteśmy co najmniej tak samo daleko od Boga, jak przedtem. Być może trwoga przyprowadza nas do Boga, ale tylko miłość jest w stanie nas przy Nim w sposób trwały utrzymać.
Czy już naprawdę miłujemy Pana Jezusa Chrystusa?
08 września, 2012
Czemu nie skończyć z zakłamaniem?
Zmorą ludzkiej cywilizacji jest życie w zakłamaniu. Większość ukrywa swoje prawdziwe poglądy, tłamsi w sobie rzeczywiste pragnienia, hamuje szczere odruchy, wstydzi się ujawnienia faktów ze swojego życia, a nawet ukrywa swoją tożsamość.
Skażeni grzechem ludzie noszą w sercach szereg naturalnych odruchów, pielęgnują w myślach wszelkiego rodzaju nieczystość, a nawet perwersję, na zewnątrz zaś przyjmują pozę nieszczerego oburzania się, gdy coś tak im przecież bliskiego, ujrzy światło dzienne. Dla przykładu, gdy jeden z posłów w przystępie szczerości powiedział swego czasu: "Z gejami to dajmy sobie spokój, ale z lesbijkami... to chętnie bym popatrzył", w środowisku polityków aż zahuczało i poseł ów został wyrzucony z partii. Czyżby w partyjnym gronie tylko on jeden miał takie pragnienia?
Tego rodzaju hipochondryczne reakcje świadczą, że ludzkie dusze są podwójnie chore. Ludzie w ukryciu sami nieraz robią to, od czego publicznie z wielką odrazą zdają się odwracać głowę. Dwulicowość i pruderia stały się normą. Nikogo specjalnie nawet to nie dziwi. Usprawiedliwiając taki stan rzeczy, mówi się po prostu o prywatnej sferze życia i zaciąga nad nią ciemną kurtynę. Nieważne jaki kto jest naprawdę, byleby należycie dbał o poprawność zewnętrznego wizerunku.
Nie znając prawdziwego oblicza danego człowieka, zazwyczaj mamy więc do czynienia z postacią iluzoryczną i zakłamaną. Co dziwne, znakomita część społeczeństwa na coś takiego się zgadza. Czytałem wczoraj, że większość nastolatków o preferencjach homoseksualnych ukrywa swoją orientację, a jednocześnie aż 61 procent nauczycieli uważa, że tak być powinno. Ujawnienie homoseksualizmu tych młodych osób w środowisku szkolnym stałoby się - zdaniem pedagogów - niepotrzebnym problemem.
Biblia nie zgadza się z takim podejściem do sprawy. Owszem, zauważa ciemną stronę życia, ale nawołuje do definitywnego wyjścia z mroku. Dochodźcie tego, co jest miłe Panu i nie miejcie nic wspólnego z bezowocnymi uczynkami ciemności, ale je raczej karćcie, bo to nawet wstyd mówić, co się potajemnie wśród nich dzieje. Wszystko to zaś dzięki światłu wychodzi na jaw jako potępienia godne; wszystko bowiem, co się ujawnia, jest światłem [Ef 5,10-14]. Kto ukrywa występki, nie ma powodzenia, lecz kto je wyznaje i porzuca, dostępuje miłosierdzia [Prz 28,13].
Chrześcijanin nie chce prowadzić zakłamanego, podwójnego życia. Byłoby dla niego zbyt wielkim dyskomfortem, popularyzować uświęcenie, a nosić w sobie nieczystość. Lecz wyrzekliśmy się tego, co ludzie wstydliwie ukrywają [2Ko 4,2]. Z drugiej strony, chrześcijanin nie chce też wstydzić się ujawnienia w grzesznym otoczeniu swoich pragnień podobania się Bogu. Albowiem nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy [Rz 1,16].
Nie ma sensu żyć w zakłamaniu. Biblia wzywa do polaryzacji i wyraźnego określania postaw. Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca [Obj 22,11]. Udawana pobożność nikomu na nic się nie przyda. Oddajcie tedy Panu zbożną cześć i służcie mu szczerze i wiernie [Joz 24,14]. A jeśliby się wam wydawało, że źle jest służyć Panu, to wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć [Joz 24,15].
Oczywiście, dopóki trwa czas łaski Bożej, nie przestaniemy wzywać grzeszników do odwrócenie się od grzechów i rozpoczęcia nowego życia z Jezusem. Dlatego w miejsce Chrystusa poselstwo sprawujemy, jak gdyby przez nas Bóg upominał; w miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem [2Ko 5,20]. Życie zakłamane wszystkim w końcu wyłazi bokiem. Lepiej się ujawnić i żyć w zgodzie z samym sobą.
Może wtedy łaska Boża będzie miała łatwiejszy dostęp do duszy?
Skażeni grzechem ludzie noszą w sercach szereg naturalnych odruchów, pielęgnują w myślach wszelkiego rodzaju nieczystość, a nawet perwersję, na zewnątrz zaś przyjmują pozę nieszczerego oburzania się, gdy coś tak im przecież bliskiego, ujrzy światło dzienne. Dla przykładu, gdy jeden z posłów w przystępie szczerości powiedział swego czasu: "Z gejami to dajmy sobie spokój, ale z lesbijkami... to chętnie bym popatrzył", w środowisku polityków aż zahuczało i poseł ów został wyrzucony z partii. Czyżby w partyjnym gronie tylko on jeden miał takie pragnienia?
Tego rodzaju hipochondryczne reakcje świadczą, że ludzkie dusze są podwójnie chore. Ludzie w ukryciu sami nieraz robią to, od czego publicznie z wielką odrazą zdają się odwracać głowę. Dwulicowość i pruderia stały się normą. Nikogo specjalnie nawet to nie dziwi. Usprawiedliwiając taki stan rzeczy, mówi się po prostu o prywatnej sferze życia i zaciąga nad nią ciemną kurtynę. Nieważne jaki kto jest naprawdę, byleby należycie dbał o poprawność zewnętrznego wizerunku.
Nie znając prawdziwego oblicza danego człowieka, zazwyczaj mamy więc do czynienia z postacią iluzoryczną i zakłamaną. Co dziwne, znakomita część społeczeństwa na coś takiego się zgadza. Czytałem wczoraj, że większość nastolatków o preferencjach homoseksualnych ukrywa swoją orientację, a jednocześnie aż 61 procent nauczycieli uważa, że tak być powinno. Ujawnienie homoseksualizmu tych młodych osób w środowisku szkolnym stałoby się - zdaniem pedagogów - niepotrzebnym problemem.
Biblia nie zgadza się z takim podejściem do sprawy. Owszem, zauważa ciemną stronę życia, ale nawołuje do definitywnego wyjścia z mroku. Dochodźcie tego, co jest miłe Panu i nie miejcie nic wspólnego z bezowocnymi uczynkami ciemności, ale je raczej karćcie, bo to nawet wstyd mówić, co się potajemnie wśród nich dzieje. Wszystko to zaś dzięki światłu wychodzi na jaw jako potępienia godne; wszystko bowiem, co się ujawnia, jest światłem [Ef 5,10-14]. Kto ukrywa występki, nie ma powodzenia, lecz kto je wyznaje i porzuca, dostępuje miłosierdzia [Prz 28,13].
Chrześcijanin nie chce prowadzić zakłamanego, podwójnego życia. Byłoby dla niego zbyt wielkim dyskomfortem, popularyzować uświęcenie, a nosić w sobie nieczystość. Lecz wyrzekliśmy się tego, co ludzie wstydliwie ukrywają [2Ko 4,2]. Z drugiej strony, chrześcijanin nie chce też wstydzić się ujawnienia w grzesznym otoczeniu swoich pragnień podobania się Bogu. Albowiem nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy [Rz 1,16].
Nie ma sensu żyć w zakłamaniu. Biblia wzywa do polaryzacji i wyraźnego określania postaw. Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca [Obj 22,11]. Udawana pobożność nikomu na nic się nie przyda. Oddajcie tedy Panu zbożną cześć i służcie mu szczerze i wiernie [Joz 24,14]. A jeśliby się wam wydawało, że źle jest służyć Panu, to wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć [Joz 24,15].
Oczywiście, dopóki trwa czas łaski Bożej, nie przestaniemy wzywać grzeszników do odwrócenie się od grzechów i rozpoczęcia nowego życia z Jezusem. Dlatego w miejsce Chrystusa poselstwo sprawujemy, jak gdyby przez nas Bóg upominał; w miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem [2Ko 5,20]. Życie zakłamane wszystkim w końcu wyłazi bokiem. Lepiej się ujawnić i żyć w zgodzie z samym sobą.
Może wtedy łaska Boża będzie miała łatwiejszy dostęp do duszy?
07 września, 2012
Czy znasz "czarne punkty" na swojej drodze wiary?
7 września 1998 roku w naszym kraju rozpoczęto akcję oznaczania szczególnie niebezpiecznych miejsc na drogach. Tam, gdzie dochodzi do wielu wypadków, ustawia się wielkie tablice informujące o tzw. czarnym punkcie na drodze. Na polskich drogach aktualnie mamy około 1600 takich oznaczeń.
O uznaniu określonego odcinka drogi za czarny punkt decyduje statystyka wypadków. Jeśli w ciągu trzech ostatnich lat na jednym kilometrze danej drogi wydarzyło się co najmniej 12 wypadków lub jeśli w ciągu jednego roku w tym okresie zdarzyło się co najmniej 5 wypadków, to ten odcinek drogi uważa się za szczególnie niebezpieczny.
Czarne punkty warto też ustawić sobie na drodze życia. Są przecież takie momenty, pory dnia, a nawet wielodniowe okresy w życiu, gdy łatwiej niż zazwyczaj dojść może do upadku i wyrządzenia szkód moralnych i duchowych. Są w naszym życiu takie miejsca, gdzie kłamstwo, sprzeniewierzenie czyjejś własności, zdrada małżeńska i inne grzechy zdarzają się niebezpiecznie łatwo.
Słowo Boże wzywa: Ustawiaj sobie drogowskazy, postaw sobie znaki ostrzegawcze i zwróć swoją uwagę na ścieżkę, na drogę, którą chodziłaś! [Jr 31,21]. W jakim celu? Ażeby bez moralnej katastrofy dotrzeć do celu i wykonać powierzone nam zadanie. Ażeby też szczęśliwie i bezpiecznie, bez duchowych strat, powrócić do domu. Miejsce pracy, wyjazd służbowy, wycieczka, a nawet udział w chrześcijańskiej akcji misyjnej może okazać się miejscem duchowej katastrofy.
Nie tylko dla własnego dobra trzeba nam zlokalizować sobie takie "czarne punkty" na drodze wiary. Przede wszystkim chodzi o to, aby nie przynieść ujmy imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, aby imieniu Bożemu i nauce nie bluźniono [1Tm 6,1]. Z tego powodu dobrze jest odświeżać w sobie świadomość niebezpieczeństwa takich miejsc i okresów w życiu.
Mało tego. Komu naprawdę zależy na tym, by prowadzić życie godne Boga, który nas powołuje do swego Królestwa i chwały [1Ts 2,12], ten otwarcie informuje swoich bliskich o zbliżającym się dla niego zagrożeniu i prosi o wsparcie w modlitwie. Wtedy, wchodząc w pole silnego pokuszenia, może korzystać z duchowego parasola ochronnego.
7 września to dobra data na rozpoczęcie akcji oznaczania na swojej drodze wiary miejsc dla nas szczególnie niebezpiecznych. Nie ma co z tym zwlekać, bo w każdej chwili może dojść do wypadku...
O uznaniu określonego odcinka drogi za czarny punkt decyduje statystyka wypadków. Jeśli w ciągu trzech ostatnich lat na jednym kilometrze danej drogi wydarzyło się co najmniej 12 wypadków lub jeśli w ciągu jednego roku w tym okresie zdarzyło się co najmniej 5 wypadków, to ten odcinek drogi uważa się za szczególnie niebezpieczny.
Czarne punkty warto też ustawić sobie na drodze życia. Są przecież takie momenty, pory dnia, a nawet wielodniowe okresy w życiu, gdy łatwiej niż zazwyczaj dojść może do upadku i wyrządzenia szkód moralnych i duchowych. Są w naszym życiu takie miejsca, gdzie kłamstwo, sprzeniewierzenie czyjejś własności, zdrada małżeńska i inne grzechy zdarzają się niebezpiecznie łatwo.
Słowo Boże wzywa: Ustawiaj sobie drogowskazy, postaw sobie znaki ostrzegawcze i zwróć swoją uwagę na ścieżkę, na drogę, którą chodziłaś! [Jr 31,21]. W jakim celu? Ażeby bez moralnej katastrofy dotrzeć do celu i wykonać powierzone nam zadanie. Ażeby też szczęśliwie i bezpiecznie, bez duchowych strat, powrócić do domu. Miejsce pracy, wyjazd służbowy, wycieczka, a nawet udział w chrześcijańskiej akcji misyjnej może okazać się miejscem duchowej katastrofy.
Nie tylko dla własnego dobra trzeba nam zlokalizować sobie takie "czarne punkty" na drodze wiary. Przede wszystkim chodzi o to, aby nie przynieść ujmy imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, aby imieniu Bożemu i nauce nie bluźniono [1Tm 6,1]. Z tego powodu dobrze jest odświeżać w sobie świadomość niebezpieczeństwa takich miejsc i okresów w życiu.
Mało tego. Komu naprawdę zależy na tym, by prowadzić życie godne Boga, który nas powołuje do swego Królestwa i chwały [1Ts 2,12], ten otwarcie informuje swoich bliskich o zbliżającym się dla niego zagrożeniu i prosi o wsparcie w modlitwie. Wtedy, wchodząc w pole silnego pokuszenia, może korzystać z duchowego parasola ochronnego.
7 września to dobra data na rozpoczęcie akcji oznaczania na swojej drodze wiary miejsc dla nas szczególnie niebezpiecznych. Nie ma co z tym zwlekać, bo w każdej chwili może dojść do wypadku...
05 września, 2012
Gniew Boży?
Tablica upamiętniająca ofiary zamachu w wiosce olimpijskiej w Monachium |
Odpowiedzią Izraela na ten szokujący zamach były liczne działania odwetowe, a szczególnie operacja Gniew Boży. Skrótowo mówiąc, polegała ona na tym, że w ciągu kilku kolejnych lat po napadzie w Monachium, grupy operacyjne Mossadu oraz izraelskich agencji wywiadowczych, wytropiły i zlikwidowały członków i liderów Czarnego Września, stojących za zamachem na Olimpiadzie w Monachium.
Nazwa wspomnianej operacji Mossadu każe mi przywołać następujące wezwanie Biblii: Najmilsi! Nie mścijcie się sami, ale pozostawcie to gniewowi Bożemu, albowiem napisano: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę, mówi Pan [Rz 12,19]. Sam Jezus, gdy cierpiał, nie groził, ale poruczał sprawę Temu, który sprawiedliwie sądzi [1Pt 2,23]. Obranie drogi zemsty i wieloletnie poszukiwanie Palestyńczyków, zniszczyło życie przede wszystkim bezpośrednio zaangażowanym w to izraelskim agentom.
Kto bliżej interesował się losem owych agentów Mossadu, albo kto sam przez lata na swoich krzywdzicielach starał się wziąć odwet, ten wie, o jakich stratach jest tu mowa. Mściciel nie doznaje ulgi, nawet wtedy, gdy w końcu dopadnie osobę, którą ścigał. Zemsta rodzi kolejną zemstę i tak bez końca. Po doznaniu krzywdy trzeba nam czym prędzej odpuścić naszym winowajcom. Izrael tak nie postąpił. Czy więc Gniew Boży Mossadu był gniewem Bożym?
Odpuszczenie i pozostawienie sprawy Bogu - to rozwiązanie dla skrzywdzonego najlepsze.
01 września, 2012
Złap dobry kierunek zmian
Znamy przykrość rozczarowania się ludźmi. Niejedna swego czasu jaśniejąca postać, z upływem lat przygasła w naszych oczach i okazała się człowieczkiem o niskich pobudkach. Niejeden bohater, mimo wystawionych mu pomników, smuci nas zachowaniem, które z roku na rok oddala go od jego chwalebnego wyczynu. Tylko tchnieniem są synowie ludzcy, synowie mężów zaś zawodni. Na wadze podnoszą się w górę, wszyscy oni lżejsi są niż tchnienie [Ps 62,10].
Dobrze ilustruje to sławny tryptyk malarski Hansa Memlinga pt. Sąd Ostateczny. Waga w ręku Archanioła Michała objawia smutną lekkość ludzkich dusz. Na ścianie pałacu biblijnego króla Belsazara tajemnicza ręka Tego, który znał całość życia władcy, wypisała wyrok. A oto napis, który został wypisany: mene, mene, tekel, uparsin. A taki jest wykład tego słowa: Mene: Bóg policzył dni twojego panowania i doprowadził je do końca. Tekel - jesteś zważony na wadze i znaleziony lekkim. Peres - twoje królestwo będzie podzielone i oddane Medom i Persom [Dn 5,25-28]. Na Bożej wadze ważni tu ludzie okazują się nie mieć żadnej wagi.
Każdy człowiek, z upływem lat może okazać się niedoskonały i coraz bardziej zawodny. Nawet jeśli zdarzyło mu się dokonać czegoś wielkiego, to potem, niestety, chwała jego blednie z roku na rok. Chyba, że przeżyje duchowe odrodzenie. Wtedy opuszcza drogę prowadzącą od wielkości do marności. Dzięki wierze w Jezusa Chrystusa jego życie zostaje przekierowane. Wyrusza w stronę wielkości. Ale ścieszka sprawiedliwych jako światłość jasna, która im dalej tem bardziej świeci, aż do dnia doskonałego [Prz 4,18 wg BG pisownia oryg.].
Co jest tajemnicą tej zmiany? Albowiem wszyscy synami Bożymi jesteście przez wiarę w Chrystusie Jezusie [Ga 3,26]. Gdy narodzimy się na nowo z Ducha Świętego, wówczas przestajemy podlegać władzy szatana, starającego się zdegradować człowieka i doprowadzić go do ostatecznego upadku. Dostajemy się pod wpływ mocy zmartwychwstania, która dźwiga nas wyżej i wyżej. Stajemy się częścią tajemnicy, którą jest Chrystus w was, nadzieja chwały [Kol 1,27].
Każdego dnia na naszych oczach gasną kolejne gwiazdy. Ojcowie, przywódcy, duchowni, biznesmeni, filantropi, artyści, stróże prawa - w końcu okazują się niegodni naszego podziwu. Zaprawdęć marnością są synowie ludzcy, kłamliwi synowie mocarzy; będąli pospołu włożeni na wagę, lekciejszymi będą nad marność [wg Biblii Gdańskiej].
Kto chce uniknąć tego wszechobecnego wśród synów ludzkich procesu degradacji, kto chce znaleźć się na pewnej drodze do wielkości i znaczenia w oczach Bożych, ten potrzebuje uwierzyć w Jezusa Chrystusa i w tej wierze trwać.
Dobrze ilustruje to sławny tryptyk malarski Hansa Memlinga pt. Sąd Ostateczny. Waga w ręku Archanioła Michała objawia smutną lekkość ludzkich dusz. Na ścianie pałacu biblijnego króla Belsazara tajemnicza ręka Tego, który znał całość życia władcy, wypisała wyrok. A oto napis, który został wypisany: mene, mene, tekel, uparsin. A taki jest wykład tego słowa: Mene: Bóg policzył dni twojego panowania i doprowadził je do końca. Tekel - jesteś zważony na wadze i znaleziony lekkim. Peres - twoje królestwo będzie podzielone i oddane Medom i Persom [Dn 5,25-28]. Na Bożej wadze ważni tu ludzie okazują się nie mieć żadnej wagi.
Każdy człowiek, z upływem lat może okazać się niedoskonały i coraz bardziej zawodny. Nawet jeśli zdarzyło mu się dokonać czegoś wielkiego, to potem, niestety, chwała jego blednie z roku na rok. Chyba, że przeżyje duchowe odrodzenie. Wtedy opuszcza drogę prowadzącą od wielkości do marności. Dzięki wierze w Jezusa Chrystusa jego życie zostaje przekierowane. Wyrusza w stronę wielkości. Ale ścieszka sprawiedliwych jako światłość jasna, która im dalej tem bardziej świeci, aż do dnia doskonałego [Prz 4,18 wg BG pisownia oryg.].
Co jest tajemnicą tej zmiany? Albowiem wszyscy synami Bożymi jesteście przez wiarę w Chrystusie Jezusie [Ga 3,26]. Gdy narodzimy się na nowo z Ducha Świętego, wówczas przestajemy podlegać władzy szatana, starającego się zdegradować człowieka i doprowadzić go do ostatecznego upadku. Dostajemy się pod wpływ mocy zmartwychwstania, która dźwiga nas wyżej i wyżej. Stajemy się częścią tajemnicy, którą jest Chrystus w was, nadzieja chwały [Kol 1,27].
Każdego dnia na naszych oczach gasną kolejne gwiazdy. Ojcowie, przywódcy, duchowni, biznesmeni, filantropi, artyści, stróże prawa - w końcu okazują się niegodni naszego podziwu. Zaprawdęć marnością są synowie ludzcy, kłamliwi synowie mocarzy; będąli pospołu włożeni na wagę, lekciejszymi będą nad marność [wg Biblii Gdańskiej].
Kto chce uniknąć tego wszechobecnego wśród synów ludzkich procesu degradacji, kto chce znaleźć się na pewnej drodze do wielkości i znaczenia w oczach Bożych, ten potrzebuje uwierzyć w Jezusa Chrystusa i w tej wierze trwać.