Na początku 1945 roku ponad trzy miliony wciąż okupowanych przez Niemców Holendrów znalazło się w krytycznej sytuacji. Groziła im śmierć głodowa. Książę Bernhard zwrócił się do dowódcy sił alianckich w Europie, generała Eisenhowera, o ratunek dla swoich rodaków.
Za zgodą Winstona Churchilla i prezydenta Roosevelta, zaplanowano wielką akcję humanitarną, nadając jej nazwę "Operacja Manna". Poprzedziły ją potajemne negocjacje z kilkoma oficerami niemieckimi, tak aby biorące w niej udział samoloty Royal Air Force nie były ostrzeliwane.
Operacja Manna rozpoczęła się rankiem 29 kwietnia 1945 roku lotem bombowca RAF-u o intrygującej nazwie „Bad Penny”, nawiązującej do ang. przysłowia, że zły (fałszywy) pieniądz zawsze wraca. Siedmiu młodych ludzi przy złej pogodzie i z pominięciem faktu, że Niemcy nie zapewnili jeszcze o swojej gotowości wstrzymania ostrzału, polecieli ratować Holendrów, zabierając na pokład zamiast bomb, możliwie jak najwięcej żywności do zrzutu.
W ramach tej akcji trwającej do 7 maja brytyjskie samoloty wykonały 3298 lotów z narażeniem życia ratowników dostarczając na terytorium Holandii 6680 ton żywności. Bombowce używane do zrzucania bomb z pułapu 6000 metrów, żywność zmuszone były zrzucać z wysokości 150, a nawet 120 metrów, co stanowiło dodatkowe niebezpieczeństwo dla ich załóg.
Warto nadmienić, że poza Operacją Manna podjęto także inne akcje w celu ratowania głodującej ludności cywilnej na terenach Zachodniej Holandii. Wdzięczność Holendrów była ogromna. Ilustruje to fotografia olbrzymiego napisu "Many Thanks", ułożonego z tulipanów.
Wspominając dziś tę piękną operację, myślę oczywiście o synach Izraela, którzy w drodze do Ziemi Obiecanej, na pustyni byli zaopatrywani przez Boga w dziwny pokarm o nazwie manna. Każdego dnia rankiem mogli go zbierać w ilości wystarczającej na dany dzień. Ani razu Bóg nie zapomniał im dać tego specyficznego chleba. Manna ustała dopiero wówczas, gdy osiągnęli cel wędrówki.
Wiele lat później w rozmowie z Żydami Jezus powiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chleb Boży to ten, który z nieba zstępuje i daje światu żywot. Wtedy rzekli do niego: Panie! Dawaj nam zawsze tego chleba! Odpowiedział im Jezus: Ja jestem chlebem żywota; kto do mnie przychodzi, nigdy łaknąć nie będzie, a kto wierzy we mnie, nigdy pragnąć nie będzie [Jn 6,32–35].
Bóg prosto z nieba dał chleb wędrującym Izraelitom, bombowcami posłał żywność głodującym Holendrom, rękami ludzi wrażliwych na biedę wciąż troszczy się o sieroty i wdowy. Jednakże – jak wynika z powyższych słów Jezusa – potrzebą od fizycznego pożywienia o wiele ważniejszą jest dar żywota wiecznego, który Syn Boży z łaski daje wierzącym w Niego grzesznikom.
Jestem jednym z takich grzeszników, uratowanych przez Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Wypisuję więc Panu Jezusowi moje "Many Thanks", starając się ułożyć ten napis nie z tulipanów, lecz z moich dzisiejszych postaw i uczynków, tak aby był on dobrze widoczny dla Niego.
Aktualne tematy, wydarzenia, zjawiska, święta, rocznice i trendy społeczne z biblijnej perspektywy
29 kwietnia, 2011
28 kwietnia, 2011
Drogocenna śmierć
Dziś w nocy czasu polskiego zginął w wypadku samochodowym w Teksasie pastor David Wilkerson, autor znanej na całym świecie książki "Krzyż i sztylet", założyciel organizacji Word Challenge Inc. Za niecały miesiąc miał skończyć 80 lat (19.05.1931 – 27.04.2011).
Na stronie startowej Word Challenge Inc. widnieje komunikat:
Dzisiaj, 27 kwietnia 2011 roku David Wilkerson odszedł, by być z Jezusem. Ponieważ otrzymujemy wiele telefonów i zapytań, więc po prostu potwierdzamy ten fakt, że zginął w fatalnym wypadku samochodowym. Doceniamy wasze modlitwy, bo nasze serca są pełne cierpienia, jakkolwiek radujemy się wiedząc, jak dobrym życiem żył David. Wkrótce podamy więcej informacji. Dziękujemy za wasze modlitwy. Rodzina Wilkersonów.
Fizyczna śmierć wierzącego człowieka nie jest żadną tragedią. Jest to chwila, gdy wierny sługa po trudnej i niebezpiecznej podróży dociera wreszcie do domu. Oto wyznanie św. Pawła w tej kwestii: Albowiem już niebawem będę złożony w ofierze, a czas rozstania mego z życiem nadszedł. Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego [2Tm 4,6–8].
Nie ma dla Ojca w niebie przyjemniejszej chwili, jak powitać w Domu kolejne swoje dziecko. Biblia wręcz stwierdza, że drogocenna jest w oczach Pana śmierć wiernych jego [Ps 116,15]. Tak właśnie myślę o odejściu z tego świata naszego kochanego brata i współpracownika w Chrystusie.
Dzięki niech będą Bogu za życie Davida Wilkersona, wierną posługę Słowa Bożego i szereg jego odważnych wystąpień w obronie zdrowej nauki.
Na stronie startowej Word Challenge Inc. widnieje komunikat:
Dzisiaj, 27 kwietnia 2011 roku David Wilkerson odszedł, by być z Jezusem. Ponieważ otrzymujemy wiele telefonów i zapytań, więc po prostu potwierdzamy ten fakt, że zginął w fatalnym wypadku samochodowym. Doceniamy wasze modlitwy, bo nasze serca są pełne cierpienia, jakkolwiek radujemy się wiedząc, jak dobrym życiem żył David. Wkrótce podamy więcej informacji. Dziękujemy za wasze modlitwy. Rodzina Wilkersonów.
Fizyczna śmierć wierzącego człowieka nie jest żadną tragedią. Jest to chwila, gdy wierny sługa po trudnej i niebezpiecznej podróży dociera wreszcie do domu. Oto wyznanie św. Pawła w tej kwestii: Albowiem już niebawem będę złożony w ofierze, a czas rozstania mego z życiem nadszedł. Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego [2Tm 4,6–8].
Nie ma dla Ojca w niebie przyjemniejszej chwili, jak powitać w Domu kolejne swoje dziecko. Biblia wręcz stwierdza, że drogocenna jest w oczach Pana śmierć wiernych jego [Ps 116,15]. Tak właśnie myślę o odejściu z tego świata naszego kochanego brata i współpracownika w Chrystusie.
Dzięki niech będą Bogu za życie Davida Wilkersona, wierną posługę Słowa Bożego i szereg jego odważnych wystąpień w obronie zdrowej nauki.
26 kwietnia, 2011
Smutna przestroga
Jestem dziś bardzo smutny. Dowiedziałem się wczoraj, że w bardzo przykrych okolicznościach odszedł z tego świata człowiek, który przed laty przez pewien czas należał do naszej wspólnoty w Gdańsku.
Na początku, gdy się do nas przyłączył, wydawał się być bardzo dobrym chrześcijaninem. Po latach pogmatwanego życia w niewoli nałogu, chętnie przyjmował naukę Słowa Bożego i gorliwie uczestniczył w życiu zboru. Po niedługim jednak czasie zaczął krytykować poszczególnych chrześcijan i zarzucać im rozmaite błędy.
W końcu sprzeciwił się przywództwu zboru, wytaczając argument, że tolerujemy w zborze grzech i żądając wyłączenia ze zboru dwóch kobiet. Nawiasem mówiąc wiem, że miał w tym ciche poparcie paru osób. Gdy usłyszał, że tego nie zrobimy, opuścił naszą wspólnotę z urażoną ambicją, że go nie posłuchaliśmy.
Po niedługim czasie popadł ponownie w niewolę nałogu. Gdy jeden z braci próbował mu pomóc, usłyszał, że nie życzy sobie żadnego kontaktu z wierzącymi. Prawdopodobnie zepchnięty przez kogoś w przeddzień Świąt z dużej wysokości, poturbował się ze skutkiem śmiertelnym. Miał 47 lat.
Tak oto człowiek, który krytykował zbór za rzekomy brak należytej dyscypliny i tolerowanie grzechu, sam w krótkim czasie znalazł się na takich manowcach jego niewoli, że zupełnie stoczył się i zatracił.
Przywołuję dziś ten przykry przypadek jako przestrogę przed krytykanctwem i wynoszeniem się ponad innych oraz przed zasiewaniem takiego nastawienia do serc innych wierzących. Wieloletnie obserwacje jednoznacznie potwierdzają stwierdzenie Biblii, że pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną [Prz 16,18].
Oczywiste, że tylko Bóg dokładnie zna serce człowieka i motywacje jego zachowań. W świetle Biblii jest jednak jasne, że gdy On odkryje postawę wzgardy dla zdrowej miłości i prostolinijnego posłuszeństwa Słowu Bożemu, to chociaż jest Bogiem miłosiernym i łaskawym, nierychłym do gniewu, wielce łaskawym i wiernym [Ps 86,15], Jego łaska może od takiego człowieka odstąpić.
Dlatego w imię Boże przestrzegam: Podobnie młodsi, bądźcie ulegli starszym; wszyscy zaś przyobleczcie się w szatę pokory względem siebie, gdyż Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje [1Pt 5,5].
Na początku, gdy się do nas przyłączył, wydawał się być bardzo dobrym chrześcijaninem. Po latach pogmatwanego życia w niewoli nałogu, chętnie przyjmował naukę Słowa Bożego i gorliwie uczestniczył w życiu zboru. Po niedługim jednak czasie zaczął krytykować poszczególnych chrześcijan i zarzucać im rozmaite błędy.
W końcu sprzeciwił się przywództwu zboru, wytaczając argument, że tolerujemy w zborze grzech i żądając wyłączenia ze zboru dwóch kobiet. Nawiasem mówiąc wiem, że miał w tym ciche poparcie paru osób. Gdy usłyszał, że tego nie zrobimy, opuścił naszą wspólnotę z urażoną ambicją, że go nie posłuchaliśmy.
Po niedługim czasie popadł ponownie w niewolę nałogu. Gdy jeden z braci próbował mu pomóc, usłyszał, że nie życzy sobie żadnego kontaktu z wierzącymi. Prawdopodobnie zepchnięty przez kogoś w przeddzień Świąt z dużej wysokości, poturbował się ze skutkiem śmiertelnym. Miał 47 lat.
Tak oto człowiek, który krytykował zbór za rzekomy brak należytej dyscypliny i tolerowanie grzechu, sam w krótkim czasie znalazł się na takich manowcach jego niewoli, że zupełnie stoczył się i zatracił.
Przywołuję dziś ten przykry przypadek jako przestrogę przed krytykanctwem i wynoszeniem się ponad innych oraz przed zasiewaniem takiego nastawienia do serc innych wierzących. Wieloletnie obserwacje jednoznacznie potwierdzają stwierdzenie Biblii, że pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną [Prz 16,18].
Oczywiste, że tylko Bóg dokładnie zna serce człowieka i motywacje jego zachowań. W świetle Biblii jest jednak jasne, że gdy On odkryje postawę wzgardy dla zdrowej miłości i prostolinijnego posłuszeństwa Słowu Bożemu, to chociaż jest Bogiem miłosiernym i łaskawym, nierychłym do gniewu, wielce łaskawym i wiernym [Ps 86,15], Jego łaska może od takiego człowieka odstąpić.
Dlatego w imię Boże przestrzegam: Podobnie młodsi, bądźcie ulegli starszym; wszyscy zaś przyobleczcie się w szatę pokory względem siebie, gdyż Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje [1Pt 5,5].
24 kwietnia, 2011
Życzenia w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego
W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego wszystkim moim Czytelnikom posyłam w imieniu Jezusa Chrystusa wyrazy miłości.
Wierzącym przypominam o naszym wielkim powołaniu i przeznaczeniu! Gdyż Bóg nie przeznaczył nas na gniew, lecz na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który umarł za nas, abyśmy, czy czuwamy, czy śpimy, razem z nim żyli [1Ts 5,9-10].
Zachęcam więc Was do dalszego trwania w wierze! Dlatego, bracia, tym bardziej dołóżcie starań, aby swoje powołanie i wybranie umocnić; czyniąc to bowiem, nigdy się nie potkniecie. W ten sposób będziecie mieli szeroko otwarte wejście do wiekuistego Królestwa Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa [2Pt 1,10-11].
Niewierzących zaś i sceptyków proszę, abyście pomyśleli dziś o tym, co oznacza Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa także dla Was? A jeśli się o Chrystusie opowiada, że został z martwych wzbudzony, jakże mogą mówić niektórzy między wami, że zmartwychwstania nie ma? [1Ko 15,12]. Skoro faktem stało się Jego zmartwychwstanie, to znaczy, że również każdy z nas zmartwychwstanie.
Rzecz w tym, że nie wszyscy powstaną do tego samego przeznaczenia. I widziałem umarłych, wielkich i małych, stojących przed tronem; i księgi zostały otwarte; również inna księga, księga żywota została otwarta; i osądzeni zostali umarli na podstawie tego, co zgodnie z ich uczynkami było napisane w księgach [Obj 20,12]. Biblia mówiąc o naszym wiecznym przeznaczeniu stwierdza, że niewierzący odejdą na kaźń wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego [Mt 25,46].
Dlatego serdecznie Wam życzę, abyście czym prędzej uwierzyli w Jezusa Chrystusa!
Przy okazji wszystkim dziękuję, że odwiedzacie mnie i poświęcacie swój cenny czas, by nie tylko zapoznać się z moimi wpisami, ale że nawet jesteście tak uprzejmi, by niekiedy je skomentować.
Wierzącym przypominam o naszym wielkim powołaniu i przeznaczeniu! Gdyż Bóg nie przeznaczył nas na gniew, lecz na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który umarł za nas, abyśmy, czy czuwamy, czy śpimy, razem z nim żyli [1Ts 5,9-10].
Zachęcam więc Was do dalszego trwania w wierze! Dlatego, bracia, tym bardziej dołóżcie starań, aby swoje powołanie i wybranie umocnić; czyniąc to bowiem, nigdy się nie potkniecie. W ten sposób będziecie mieli szeroko otwarte wejście do wiekuistego Królestwa Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa [2Pt 1,10-11].
Niewierzących zaś i sceptyków proszę, abyście pomyśleli dziś o tym, co oznacza Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa także dla Was? A jeśli się o Chrystusie opowiada, że został z martwych wzbudzony, jakże mogą mówić niektórzy między wami, że zmartwychwstania nie ma? [1Ko 15,12]. Skoro faktem stało się Jego zmartwychwstanie, to znaczy, że również każdy z nas zmartwychwstanie.
Rzecz w tym, że nie wszyscy powstaną do tego samego przeznaczenia. I widziałem umarłych, wielkich i małych, stojących przed tronem; i księgi zostały otwarte; również inna księga, księga żywota została otwarta; i osądzeni zostali umarli na podstawie tego, co zgodnie z ich uczynkami było napisane w księgach [Obj 20,12]. Biblia mówiąc o naszym wiecznym przeznaczeniu stwierdza, że niewierzący odejdą na kaźń wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego [Mt 25,46].
Dlatego serdecznie Wam życzę, abyście czym prędzej uwierzyli w Jezusa Chrystusa!
Przy okazji wszystkim dziękuję, że odwiedzacie mnie i poświęcacie swój cenny czas, by nie tylko zapoznać się z moimi wpisami, ale że nawet jesteście tak uprzejmi, by niekiedy je skomentować.
22 kwietnia, 2011
Podglądnijmy Jezusa: Zdolność milczenia
Wielki Piątek od świtu to czas, a raczej szereg nieudolnych prób, stwarzania pozorów procesu Jezusa i ciągania Go od "Ananiasza do Kajfasza". Czytając natchnione relacje ewangelistów jesteśmy zaskoczeni odkryciem, że Jezus w tym czasie prawie się nie odzywał.
Nie bronił się przed Sanhedrynem słysząc fałszywe oskarżenia. Lecz arcykapłani i cała Rada Najwyższa szukali fałszywego świadectwa przeciwko Jezusowi, aby go skazać na śmierć. I nie znaleźli, chociaż przychodziło wielu fałszywych świadków. Na koniec zaś przyszli dwaj i rzekli: Ten powiedział: Mogę zburzyć świątynię Bożą i w trzy dni ją odbudować. Wówczas powstał arcykapłan i rzekł do niego: Nic nie odpowiadasz na to, co ci świadczą przeciwko tobie? Ale Jezus milczał [Mt 26,59–63].
Podobnie przed Piłatem, od którego formalnie zależał ostateczny wyrok, Jezus prawie się nie odzywał. A arcykapłani oskarżali go o wiele rzeczy. Piłat zapytał go znowu: Nic nie odpowiadasz? Patrz, o jak wiele rzeczy cię oskarżają. Lecz Jezus już nic nie odpowiedział, tak iż się Piłat dziwił [Mk 15,3–5].
Znęcano się nad nim, lecz on znosił to w pokorze i nie otworzył swoich ust, jak jagnię na rzeź prowadzone i jak owca przed tymi, którzy ją strzygą, zamilkł i nie otworzył swoich ust [Iz 53,7] – głosiło o nim spisane sześć wieków wcześniej proroctwo.
Gadatliwość wielu osób sprawia, że powściągliwość w słowach uważamy za cnotę. Z reguły jest jednak tak, że nawet jeśli z natury – jak Pawlak, sąsiad Kargula – jesteśmy człowiekiem "nadzwyczajnej spokojności", to w chwilach, gdy ktoś zaczyna o nas wygadywać niestworzone rzeczy, uruchamia się w nas mechanizm obronny. W takich okolicznościach z ust największego milczka potrafi popłynąć wzburzony potok słów.
Milczymy zazwyczaj z nieśmiałości lub niewiedzy i braku pomysłu, co można by w danej chwili powiedzieć. Niekiedy na chwilę odbiera nam mowę jakieś nagłe i silne wrażenie. Bywa, że trzymamy język za zębami z niechęci do otoczenia, lub w obawie, że nasze słowa mogą zostać użyte przeciwko nam. Czasem milczenie staje się po prostu bierną formą oporu i sprzeciwu wobec tego, co nas spotkało.
A jakie były powody wspomnianego milczenia Jezusa? Żadne z wyżej wymienionych. Więc jakie?
Zwróćmy uwagę, że Jezus w ogóle nie wypowiadał zbędnych sów. Już wcześniej odpytywany przez Żydów: Kimże Ty jesteś? Jezus odpowiedział im: Po co Ja w ogóle mówię do was? [Jn 8,25]. Za każdym razem, gdy miało to sens, Jezus odzywał się, a nawet wielokrotnie powtarzał swoje słowa. Były jednak sytuacje, gdy postanawiał milczeć.
Jezus przyszedł na świat, aby dać świadectwo prawdzie [Jn 18,37]. Fałszywie oskarżany i w rozmaity sposób poniewierany na kilka godzin przed śmiercią wiedział, że w tym wszystkim nikomu o prawdę nie chodziło. Wyraził to już podczas aresztowania. Lecz to jest wasza pora i moc ciemności [Łk 22,53].
W mowie potocznej utarło się powiedzenie, że tylko winny się tłumaczy. On grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego; On, gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę temu, który sprawiedliwie sądzi [1Pt 2,22–23].
Milczeć nie dlatego, że nie mam nic do powiedzenia. Nie dlatego, że się boję. Nie dlatego, że lekceważę rozmówców lub gardzę nimi. Nie dlatego, że zamurowało mnie z wrażenia, ani nie dlatego, że się obraziłem lub uparłem, by nic nie mówić. Milczeć, bo jest czas milczenia i czas mówienia [Kzn 3,7] - oto prawdziwa sztuka.
Parę dni temu już mnie brało, żeby się odezwać i narobić szumu, gdy władze Gdańska przekazały za jeden procent kolejną, tym razem hektarową działkę budowlaną kościołowi rzymskokatolickiemu, podczas gdy prośby naszego zboru w sprawie kawałka ziemi pod budowę siedziby zboru wciąż spełzają na niczym. Dla przykładu, uzgodniona wcześniej na cele kultu religijnego i przyobiecywana 27 arowa działka nie mogła nam być przekazana jesienią w podobnym trybie bezprzetargowym, ponieważ zdaniem władz miasta mogłoby to być uznane za ich niegospodarność. ;)
Podglądając Jezusa uciszam jednak moje wzburzenie. Przecież i tu bynajmniej nie chodzi o jednakowe i sprawiedliwe traktowanie wszystkich obywateli.
Podziwiam milczenie Pana Jezusa i chcę Go naśladować także w tej sprawie.
Nie bronił się przed Sanhedrynem słysząc fałszywe oskarżenia. Lecz arcykapłani i cała Rada Najwyższa szukali fałszywego świadectwa przeciwko Jezusowi, aby go skazać na śmierć. I nie znaleźli, chociaż przychodziło wielu fałszywych świadków. Na koniec zaś przyszli dwaj i rzekli: Ten powiedział: Mogę zburzyć świątynię Bożą i w trzy dni ją odbudować. Wówczas powstał arcykapłan i rzekł do niego: Nic nie odpowiadasz na to, co ci świadczą przeciwko tobie? Ale Jezus milczał [Mt 26,59–63].
Podobnie przed Piłatem, od którego formalnie zależał ostateczny wyrok, Jezus prawie się nie odzywał. A arcykapłani oskarżali go o wiele rzeczy. Piłat zapytał go znowu: Nic nie odpowiadasz? Patrz, o jak wiele rzeczy cię oskarżają. Lecz Jezus już nic nie odpowiedział, tak iż się Piłat dziwił [Mk 15,3–5].
Znęcano się nad nim, lecz on znosił to w pokorze i nie otworzył swoich ust, jak jagnię na rzeź prowadzone i jak owca przed tymi, którzy ją strzygą, zamilkł i nie otworzył swoich ust [Iz 53,7] – głosiło o nim spisane sześć wieków wcześniej proroctwo.
Gadatliwość wielu osób sprawia, że powściągliwość w słowach uważamy za cnotę. Z reguły jest jednak tak, że nawet jeśli z natury – jak Pawlak, sąsiad Kargula – jesteśmy człowiekiem "nadzwyczajnej spokojności", to w chwilach, gdy ktoś zaczyna o nas wygadywać niestworzone rzeczy, uruchamia się w nas mechanizm obronny. W takich okolicznościach z ust największego milczka potrafi popłynąć wzburzony potok słów.
Milczymy zazwyczaj z nieśmiałości lub niewiedzy i braku pomysłu, co można by w danej chwili powiedzieć. Niekiedy na chwilę odbiera nam mowę jakieś nagłe i silne wrażenie. Bywa, że trzymamy język za zębami z niechęci do otoczenia, lub w obawie, że nasze słowa mogą zostać użyte przeciwko nam. Czasem milczenie staje się po prostu bierną formą oporu i sprzeciwu wobec tego, co nas spotkało.
A jakie były powody wspomnianego milczenia Jezusa? Żadne z wyżej wymienionych. Więc jakie?
Zwróćmy uwagę, że Jezus w ogóle nie wypowiadał zbędnych sów. Już wcześniej odpytywany przez Żydów: Kimże Ty jesteś? Jezus odpowiedział im: Po co Ja w ogóle mówię do was? [Jn 8,25]. Za każdym razem, gdy miało to sens, Jezus odzywał się, a nawet wielokrotnie powtarzał swoje słowa. Były jednak sytuacje, gdy postanawiał milczeć.
Jezus przyszedł na świat, aby dać świadectwo prawdzie [Jn 18,37]. Fałszywie oskarżany i w rozmaity sposób poniewierany na kilka godzin przed śmiercią wiedział, że w tym wszystkim nikomu o prawdę nie chodziło. Wyraził to już podczas aresztowania. Lecz to jest wasza pora i moc ciemności [Łk 22,53].
W mowie potocznej utarło się powiedzenie, że tylko winny się tłumaczy. On grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego; On, gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę temu, który sprawiedliwie sądzi [1Pt 2,22–23].
Milczeć nie dlatego, że nie mam nic do powiedzenia. Nie dlatego, że się boję. Nie dlatego, że lekceważę rozmówców lub gardzę nimi. Nie dlatego, że zamurowało mnie z wrażenia, ani nie dlatego, że się obraziłem lub uparłem, by nic nie mówić. Milczeć, bo jest czas milczenia i czas mówienia [Kzn 3,7] - oto prawdziwa sztuka.
Parę dni temu już mnie brało, żeby się odezwać i narobić szumu, gdy władze Gdańska przekazały za jeden procent kolejną, tym razem hektarową działkę budowlaną kościołowi rzymskokatolickiemu, podczas gdy prośby naszego zboru w sprawie kawałka ziemi pod budowę siedziby zboru wciąż spełzają na niczym. Dla przykładu, uzgodniona wcześniej na cele kultu religijnego i przyobiecywana 27 arowa działka nie mogła nam być przekazana jesienią w podobnym trybie bezprzetargowym, ponieważ zdaniem władz miasta mogłoby to być uznane za ich niegospodarność. ;)
Podglądając Jezusa uciszam jednak moje wzburzenie. Przecież i tu bynajmniej nie chodzi o jednakowe i sprawiedliwe traktowanie wszystkich obywateli.
Podziwiam milczenie Pana Jezusa i chcę Go naśladować także w tej sprawie.
21 kwietnia, 2011
Podglądnijmy Jezusa: Stosunek do zdrajcy
Wielki Czwartek to dla Jezusa pora ostatniej przed śmiercią społeczności z uczniami. To także czas wypełnienia się Pisma: Ten, kto spożywa chleb mój, podniósł na mnie piętę swoją [Jn 13,18].
Dlatego też Jezus, wstrząśnięty do głębi, oświadczył, mówiąc: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie wyda. Wtedy uczniowie spojrzeli po sobie w niepewności, o kim mówi. A jeden z jego uczniów, którego Jezus miłował, siedział przy stole przytulony do Jezusa. Skinął więc na niego Szymon Piotr i rzekł do niego: Zapytaj, kto to jest. O kim mówi! A on, wsparłszy się o pierś Jezusa, zapytał go: Panie! Kto to jest? A Jezus mu odpowiedział: To jest ten, któremu Ja podam umoczony kawałek chleba. Wziął więc kawałek, umoczył go i dał Judaszowi Iskariocie, synowi Szymona. A zaraz potem wszedł w niego szatan. Rzekł więc do niego Jezus: Czyń zaraz, co masz czynić. Ale tego żaden ze współsiedzących nie zrozumiał, po co mu to rzekł [Jn 13,21–28].
Parę godzin później, w ogrodzie Getsemane wszystko stało się jasne: A ten, który go wydał, dał im znak, mówiąc: Ten, którego pocałuję, jest nim, bierzcie go. I zaraz przystąpił do Jezusa, i rzekł: Bądź pozdrowiony, Mistrzu! I pocałował go. A Jezus rzekł do niego: Przyjacielu, po co przychodzisz? Wtedy podeszli bliżej, rzucili się na Jezusa i pochwycili go [Mt 26,48–50].
Zostać zdradzonym, to jedno z najbardziej gorzkich doświadczeń człowieka. Niezależnie od motywów, jakimi kierował się zdrajca, zdrada to jednocześnie przestępstwo zasługujące na najwyższy wymiar kary. Mało kogo stać na pozytywny stosunek do zdrajcy.
Cóż za przykrość, zostać zdradzonym przez własnego ucznia! Czyż nie można było tego uniknąć? Czy Syn Boży nie znał się na ludziach? Czy zabrakło Mu mądrości w doborze najbliższych współpracowników?
Z ewangelii wiemy, że Jezus wybrał Judasza do grona najbliższych uczniów i przez trzy lata miał go blisko siebie, pozwalając mu nawet pełnić rolę skarbnika. Zrobił to z pełną świadomością z kim ma do czynienia, Jezus bowiem od początku wiedział, którzy są niewierzący i kto go wyda [Jn 6,64].
Mimo tej wiedzy, Jezus pozwolił Judaszowi uczestniczyć niemal we wszystkim, co sam na co dzień robił. Nie izolował go, nie prowokował, nie stawiał pod ścianą i nie zawstydzał. W chwili ujawnienia się zdrady jedynie zadał pytanie: Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego? [Łk 22,48].
Trudno mi pojąć tę wspaniałomyślność Jezusa wobec Judasza. Jednak uświadamiając ją sobie, przestaję się obawiać zdrady. Skoro zdrajca znalazł się nawet w gronie najbliższych uczniów Jezusa, to skąd pomysł, że ja przez swoją ostrożność w kontaktach z ludźmi mógłbym zdrady uniknąć?
Mało tego, jako naśladowca Jezusa uspokajam się w przekonaniu, że żaden zdrajca nie może mi zaszkodzić w stopniu przekraczającym granice zakreślone przez Pana. I któż wyrządzi wam co złego, jeżeli będziecie gorliwymi rzecznikami dobrego? [1Pt 3,13].
Więc idąc za przykładem Pana, także potencjalnym zdrajcom będę podawał chleb, będę do nich przyjaźnie nastawiony, aż któregoś dnia pocałują mnie oni ostatni raz i odejdą...
Albo ja odejdę, lecz ze świadectwem, że w stosunku do zdrajców byłem podobny do Jezusa.
Dlatego też Jezus, wstrząśnięty do głębi, oświadczył, mówiąc: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie wyda. Wtedy uczniowie spojrzeli po sobie w niepewności, o kim mówi. A jeden z jego uczniów, którego Jezus miłował, siedział przy stole przytulony do Jezusa. Skinął więc na niego Szymon Piotr i rzekł do niego: Zapytaj, kto to jest. O kim mówi! A on, wsparłszy się o pierś Jezusa, zapytał go: Panie! Kto to jest? A Jezus mu odpowiedział: To jest ten, któremu Ja podam umoczony kawałek chleba. Wziął więc kawałek, umoczył go i dał Judaszowi Iskariocie, synowi Szymona. A zaraz potem wszedł w niego szatan. Rzekł więc do niego Jezus: Czyń zaraz, co masz czynić. Ale tego żaden ze współsiedzących nie zrozumiał, po co mu to rzekł [Jn 13,21–28].
Parę godzin później, w ogrodzie Getsemane wszystko stało się jasne: A ten, który go wydał, dał im znak, mówiąc: Ten, którego pocałuję, jest nim, bierzcie go. I zaraz przystąpił do Jezusa, i rzekł: Bądź pozdrowiony, Mistrzu! I pocałował go. A Jezus rzekł do niego: Przyjacielu, po co przychodzisz? Wtedy podeszli bliżej, rzucili się na Jezusa i pochwycili go [Mt 26,48–50].
Zostać zdradzonym, to jedno z najbardziej gorzkich doświadczeń człowieka. Niezależnie od motywów, jakimi kierował się zdrajca, zdrada to jednocześnie przestępstwo zasługujące na najwyższy wymiar kary. Mało kogo stać na pozytywny stosunek do zdrajcy.
Cóż za przykrość, zostać zdradzonym przez własnego ucznia! Czyż nie można było tego uniknąć? Czy Syn Boży nie znał się na ludziach? Czy zabrakło Mu mądrości w doborze najbliższych współpracowników?
Z ewangelii wiemy, że Jezus wybrał Judasza do grona najbliższych uczniów i przez trzy lata miał go blisko siebie, pozwalając mu nawet pełnić rolę skarbnika. Zrobił to z pełną świadomością z kim ma do czynienia, Jezus bowiem od początku wiedział, którzy są niewierzący i kto go wyda [Jn 6,64].
Mimo tej wiedzy, Jezus pozwolił Judaszowi uczestniczyć niemal we wszystkim, co sam na co dzień robił. Nie izolował go, nie prowokował, nie stawiał pod ścianą i nie zawstydzał. W chwili ujawnienia się zdrady jedynie zadał pytanie: Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego? [Łk 22,48].
Trudno mi pojąć tę wspaniałomyślność Jezusa wobec Judasza. Jednak uświadamiając ją sobie, przestaję się obawiać zdrady. Skoro zdrajca znalazł się nawet w gronie najbliższych uczniów Jezusa, to skąd pomysł, że ja przez swoją ostrożność w kontaktach z ludźmi mógłbym zdrady uniknąć?
Mało tego, jako naśladowca Jezusa uspokajam się w przekonaniu, że żaden zdrajca nie może mi zaszkodzić w stopniu przekraczającym granice zakreślone przez Pana. I któż wyrządzi wam co złego, jeżeli będziecie gorliwymi rzecznikami dobrego? [1Pt 3,13].
Więc idąc za przykładem Pana, także potencjalnym zdrajcom będę podawał chleb, będę do nich przyjaźnie nastawiony, aż któregoś dnia pocałują mnie oni ostatni raz i odejdą...
Albo ja odejdę, lecz ze świadectwem, że w stosunku do zdrajców byłem podobny do Jezusa.
20 kwietnia, 2011
Podglądnijmy Jezusa: Mądre uchylanie się od odpowiedzi
W ostatnich dniach życia Jezusa, który dziś zwykliśmy nazywać Wielkim Tygodniem, Syn Boży kilkakrotnie przychodził do Jerozolimy. Miejscem Jego spotkań z ludźmi był dziedziniec świątyni, jedynej w swoim rodzaju budowli, wzniesionej ku czci Jahwe. Okazałość świątyni wywoływała tak wielkie wrażenia, że wśród uczniów Jezusa nie mogło to pozostać bez komentarza.
I gdy On wychodził ze świątyni, rzekł mu jeden z uczniów jego: Nauczycielu, patrz, co za kamienie i co za budowle. A Jezus mu odrzekł: Czy widzisz te wielkie budowle? Nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie został rozwalony [Mk 13,1–2].
Te słowa na tyle zaintrygowały uczniów, że gdy zatrzymali się, by odpocząć, kilku z nich postanowiło zapytać Mistrza, co miał na myśli? A gdy siedział na Górze Oliwnej, naprzeciw świątyni, zapytali go na osobności Piotr i Jakub, i Jan, i Andrzej: Powiedz nam, kiedy to nastąpi i jaki będzie znak, gdy to wszystko będzie się spełniać? [Mk 13,3–4].
Pytanie uczniów stało się okazją do bardzo ważnej wypowiedzi Jezusa o nadchodzących czasach, Jego powtórnym przyjściu i o końcu świata, dziś nazywanej – mową eschatologiczną Jezusa [Zobacz Mt 24]. Proroctwo to opowiada zarówno o czasach stosunkowo im bliskich, których głównym znakiem miało być zburzenie świątyni, jak i o końcu świata.
Porę pierwszych wydarzeń Pan sprecyzował następująco: Zaprawdę powiadam wam, że nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie [Mk 13,30] i rzeczywiście, czterdzieści lat później Rzymianie zburzyli Jerozolimę. Wypytywany zaś o nadejście końca świata Jezus odpowiedział: Ale o tym dniu i godzinie nikt nie wie: ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec [Mk 13,32].
Mija dwadzieścia wieków od chwili wypowiedzenia tych proroczych słów Jezusa Chrystusa. Precyzyjne wypełnienie się części proroctwa zapowiadającego ucisk Żydów i zburzenie Jerozolimy w roku 70., każe nam z najwyższym zaufaniem czekać na spełnienie się także drugiej części zapowiedzi Syna Bożego.
Z jakim nastawieniem powinniśmy to robić? Baczcie, czuwajcie; nie wiecie bowiem, kiedy ten czas nastanie. Jest to tak, jak u człowieka, który odjechał, zostawił dom swój, dał władzę sługom swoim, każdemu wyznaczył jego zadanie, a odźwiernemu nakazał, aby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: czy wieczorem, czy o północy, czy gdy kur zapieje, czy rankiem, aby gdy przyjdzie, nie zastał was śpiącymi. To, co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie! [Mk 13,33–37].
Syn Boży nie podał uczniom terminu końca świata. Po mistrzowsku uchylił się od odpowiedzi na ich pytanie, dając im do zrozumienia, że nie po to został posłany przez Ojca, aby im na takie pytania odpowiadać. Tak jak wielokrotnie uczył ich tego, co było dla nich ważne, tak też potrafił utrzymać język za zębami i nie powiedzieć im niczego, co mogłoby im przynieść duchową szkodę. Dla dobra ich prawidłowego pełnienia woli Bożej i trwania w wierze, termin powrotu Jezusa Chrystusa miał pozostać zakryty.
Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec w mocy swojej ustanowił, ale weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi [Dz 1,7-8].
Podziwiam mądrość Pana i dziękuję Mu, że aż dotąd uchyla się od odpowiedzi na to pytanie, dzięki czemu wciąż pora Jego powtórnego przyjścia nikomu na świecie nie została objawiona.
Ta błogosławiona niewiedza sprawia, że codziennie mam być czujny i gotowy do natychmiastowego odejścia stąd, gdy tylko Pan Jezus przyjdzie zabrać stąd swoich wiernych. Nie przywiązuję więc się do tego świata. Używam go tak, jakbym go nie używał...
Przy okazji zaś uczę się od Jezusa, że nie na każde pytanie trzeba udzielać odpowiedzi.
I gdy On wychodził ze świątyni, rzekł mu jeden z uczniów jego: Nauczycielu, patrz, co za kamienie i co za budowle. A Jezus mu odrzekł: Czy widzisz te wielkie budowle? Nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie został rozwalony [Mk 13,1–2].
Te słowa na tyle zaintrygowały uczniów, że gdy zatrzymali się, by odpocząć, kilku z nich postanowiło zapytać Mistrza, co miał na myśli? A gdy siedział na Górze Oliwnej, naprzeciw świątyni, zapytali go na osobności Piotr i Jakub, i Jan, i Andrzej: Powiedz nam, kiedy to nastąpi i jaki będzie znak, gdy to wszystko będzie się spełniać? [Mk 13,3–4].
Pytanie uczniów stało się okazją do bardzo ważnej wypowiedzi Jezusa o nadchodzących czasach, Jego powtórnym przyjściu i o końcu świata, dziś nazywanej – mową eschatologiczną Jezusa [Zobacz Mt 24]. Proroctwo to opowiada zarówno o czasach stosunkowo im bliskich, których głównym znakiem miało być zburzenie świątyni, jak i o końcu świata.
Porę pierwszych wydarzeń Pan sprecyzował następująco: Zaprawdę powiadam wam, że nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie [Mk 13,30] i rzeczywiście, czterdzieści lat później Rzymianie zburzyli Jerozolimę. Wypytywany zaś o nadejście końca świata Jezus odpowiedział: Ale o tym dniu i godzinie nikt nie wie: ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec [Mk 13,32].
Mija dwadzieścia wieków od chwili wypowiedzenia tych proroczych słów Jezusa Chrystusa. Precyzyjne wypełnienie się części proroctwa zapowiadającego ucisk Żydów i zburzenie Jerozolimy w roku 70., każe nam z najwyższym zaufaniem czekać na spełnienie się także drugiej części zapowiedzi Syna Bożego.
Z jakim nastawieniem powinniśmy to robić? Baczcie, czuwajcie; nie wiecie bowiem, kiedy ten czas nastanie. Jest to tak, jak u człowieka, który odjechał, zostawił dom swój, dał władzę sługom swoim, każdemu wyznaczył jego zadanie, a odźwiernemu nakazał, aby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: czy wieczorem, czy o północy, czy gdy kur zapieje, czy rankiem, aby gdy przyjdzie, nie zastał was śpiącymi. To, co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie! [Mk 13,33–37].
Syn Boży nie podał uczniom terminu końca świata. Po mistrzowsku uchylił się od odpowiedzi na ich pytanie, dając im do zrozumienia, że nie po to został posłany przez Ojca, aby im na takie pytania odpowiadać. Tak jak wielokrotnie uczył ich tego, co było dla nich ważne, tak też potrafił utrzymać język za zębami i nie powiedzieć im niczego, co mogłoby im przynieść duchową szkodę. Dla dobra ich prawidłowego pełnienia woli Bożej i trwania w wierze, termin powrotu Jezusa Chrystusa miał pozostać zakryty.
Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec w mocy swojej ustanowił, ale weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi [Dz 1,7-8].
Podziwiam mądrość Pana i dziękuję Mu, że aż dotąd uchyla się od odpowiedzi na to pytanie, dzięki czemu wciąż pora Jego powtórnego przyjścia nikomu na świecie nie została objawiona.
Ta błogosławiona niewiedza sprawia, że codziennie mam być czujny i gotowy do natychmiastowego odejścia stąd, gdy tylko Pan Jezus przyjdzie zabrać stąd swoich wiernych. Nie przywiązuję więc się do tego świata. Używam go tak, jakbym go nie używał...
Przy okazji zaś uczę się od Jezusa, że nie na każde pytanie trzeba udzielać odpowiedzi.
19 kwietnia, 2011
Podglądnijmy Jezusa: Mowa przeciwko
W tych dniach chrześcijanie rozmyślają o wydarzeniach Wielkiego Tygodnia. Po triumfalnym wjeździe do Jerozolimy i przepędzeniu kupców ze świątyni, Jezus udał się do pobliskiej Betanii, gdzie tego tygodnia nocował. Przez kilka kolejnych dni rankiem przychodził do zatłoczonego miasta, aby przemawiać do pątników.
Pobożni Żydzi zeszli się ze wszystkich stron na święto Paschy, a On miał im tak wiele do przekazania. Nie mógł jednak tego spokojnie robić, ponieważ arcykapłani i uczeni w Piśmie, widząc tłumy słuchaczy otaczające Jezusa, wciąż nagabywali Go, zakłócając te spotkania.
Siłą rzeczy, ostatnie dni publicznych wystąpień Pana Jezusa w Jerozolimie zabarwione zostały szeregiem starć słownych i wypowiedzi przeciwko nim. Kulminacją Jezusowego zmagania z postawą faryzeuszy i uczonych w Piśmie stała się dłuższa mowa przeciwko nim, wypowiedziana najprawdopodobniej we wtorek.
Na mównicy Mojżeszowej zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Wszystko więc, cokolwiek by wam powiedzieli, czyńcie i zachowujcie, ale według uczynków ich nie postępujcie; mówią bowiem, ale nie czynią. Bo wiążą ciężkie brzemiona i kładą na barki ludzkie, ale sami nawet palcem swoim nie chcą ich ruszyć. A wszystkie uczynki swoje pełnią, bo chcą, aby ich ludzie widzieli. Poszerzają bowiem swoje rzemyki modlitewne i wydłużają frędzle szat swoich. Lubią też pierwsze miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach, i pozdrowienia na rynkach, i tytułowanie ich przez ludzi: Rabbi. Ale wy nie pozwalajcie się nazywać Rabbi, bo jeden tylko jest - Nauczyciel wasz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie ojcem swoim; albowiem jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Ani nie pozwalajcie się nazywać przewodnikami, gdyż jeden jest przewodnik wasz, Chrystus. Kto zaś jest największy pośród was, niech będzie sługą waszym, a kto się będzie wywyższał, będzie poniżony, a kto się będzie poniżał, będzie wywyższony [Mt 23,2–12].
W dalszej części owej mowy przypominającej wystąpienie sądowe, wykazujące winę i udzielające nagany, Jezus aż siedmiokrotnie wypowiedział znane: Biada wam uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że... [Mt 23,13.15.16.23.25.27 i 29], przywołując powszechnie znane fakty z ich życia i postępowania.
Jezus nie był wyłącznie pozytywnym mówcą, jak chciałoby Go wiedzieć wielu współczesnych chrześcijan. Ja się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego [Jn 18,37]. Ponieważ prawda o człowieku w dużej mierze nie jest pozytywna, więc Pan nie mógł – niczym np. Joel Osteen – mówić słuchaczom samych miłych słów.
Naśladowanie Jezusa to nie jest zabawa, w trakcie której można wybierać niektóre Jego zachowania i z nich tworzyć sobie własny wariant chrześcijaństwa. Jeśli kto mówi, niech mówi jak Słowo Boże [1Pt 4,11]. Kaznodzieja, który chce dziś wygłaszać same pozytywne treści, ogranicza i wypacza poselstwo Boże skierowane do świata.
Oczywiste, że Jezus wypowiedział pod adresem grzeszników wiele ciepłych i zachęcających słów. Każdy z nas powinien Pana w tym naśladować. Jednak przyglądanie się Jezusowi w Wielki Wtorek zobowiązuje do kierowania pod adresem bliźnich - jeśli zajdzie potrzeba - również słów gorzkiej prawdy.
Miejmy odwagę to robić. Nie ulegajmy próbom zawstydzenia nas przez "pluszowych" braci, którzy dla utrzymania miłej atmosfery chcieliby zamknąć nam usta. Prawdziwa służba Słowa Bożego to mowa pro, ale i przeciwko.
Pobożni Żydzi zeszli się ze wszystkich stron na święto Paschy, a On miał im tak wiele do przekazania. Nie mógł jednak tego spokojnie robić, ponieważ arcykapłani i uczeni w Piśmie, widząc tłumy słuchaczy otaczające Jezusa, wciąż nagabywali Go, zakłócając te spotkania.
Siłą rzeczy, ostatnie dni publicznych wystąpień Pana Jezusa w Jerozolimie zabarwione zostały szeregiem starć słownych i wypowiedzi przeciwko nim. Kulminacją Jezusowego zmagania z postawą faryzeuszy i uczonych w Piśmie stała się dłuższa mowa przeciwko nim, wypowiedziana najprawdopodobniej we wtorek.
Na mównicy Mojżeszowej zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Wszystko więc, cokolwiek by wam powiedzieli, czyńcie i zachowujcie, ale według uczynków ich nie postępujcie; mówią bowiem, ale nie czynią. Bo wiążą ciężkie brzemiona i kładą na barki ludzkie, ale sami nawet palcem swoim nie chcą ich ruszyć. A wszystkie uczynki swoje pełnią, bo chcą, aby ich ludzie widzieli. Poszerzają bowiem swoje rzemyki modlitewne i wydłużają frędzle szat swoich. Lubią też pierwsze miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach, i pozdrowienia na rynkach, i tytułowanie ich przez ludzi: Rabbi. Ale wy nie pozwalajcie się nazywać Rabbi, bo jeden tylko jest - Nauczyciel wasz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie ojcem swoim; albowiem jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Ani nie pozwalajcie się nazywać przewodnikami, gdyż jeden jest przewodnik wasz, Chrystus. Kto zaś jest największy pośród was, niech będzie sługą waszym, a kto się będzie wywyższał, będzie poniżony, a kto się będzie poniżał, będzie wywyższony [Mt 23,2–12].
W dalszej części owej mowy przypominającej wystąpienie sądowe, wykazujące winę i udzielające nagany, Jezus aż siedmiokrotnie wypowiedział znane: Biada wam uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że... [Mt 23,13.15.16.23.25.27 i 29], przywołując powszechnie znane fakty z ich życia i postępowania.
Jezus nie był wyłącznie pozytywnym mówcą, jak chciałoby Go wiedzieć wielu współczesnych chrześcijan. Ja się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego [Jn 18,37]. Ponieważ prawda o człowieku w dużej mierze nie jest pozytywna, więc Pan nie mógł – niczym np. Joel Osteen – mówić słuchaczom samych miłych słów.
Naśladowanie Jezusa to nie jest zabawa, w trakcie której można wybierać niektóre Jego zachowania i z nich tworzyć sobie własny wariant chrześcijaństwa. Jeśli kto mówi, niech mówi jak Słowo Boże [1Pt 4,11]. Kaznodzieja, który chce dziś wygłaszać same pozytywne treści, ogranicza i wypacza poselstwo Boże skierowane do świata.
Oczywiste, że Jezus wypowiedział pod adresem grzeszników wiele ciepłych i zachęcających słów. Każdy z nas powinien Pana w tym naśladować. Jednak przyglądanie się Jezusowi w Wielki Wtorek zobowiązuje do kierowania pod adresem bliźnich - jeśli zajdzie potrzeba - również słów gorzkiej prawdy.
Miejmy odwagę to robić. Nie ulegajmy próbom zawstydzenia nas przez "pluszowych" braci, którzy dla utrzymania miłej atmosfery chcieliby zamknąć nam usta. Prawdziwa służba Słowa Bożego to mowa pro, ale i przeciwko.
18 kwietnia, 2011
Czy każdy ślad przeszłości warty jest pamięci?
Dziś Międzynarodowy Dzień Ochrony Zabytków. Ustanowiony przez Międzynarodową Radę Ochrony Zabytków (ICOMOS) ma przybliżać problematykę dziedzictwa kulturowego i stanowić okazję do prezentacji zabytków o szczególnym znaczeniu, wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.
W Polsce wg stanu z 2006 roku mamy na tej liście 13 obiektów, co daje nam 9. miejsce w Europie i 15. na świecie. Głównymi polskimi zabytkami wpisanymi na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO są: Stare Miasto w Krakowie, w Toruniu, w Warszawie i Zamościu oraz Kopalnia soli "Wieliczka".
Ludzie lubią wracać do przeszłości, nie tylko własnego narodu. Są gotowi przeznaczyć na to wiele środków finansowych i czasu. Niemała część dochodu narodowego idzie na utrzymanie rozpadających się budowli i tzw. dzieł sztuki. Zmorą inwestorów stał się obowiązek przeprowadzenia prac archeologicznych w miejscu rozpoczynanej inwestycji, a problemem właścicieli obiektów zabytkowych, uciążliwy nadzór konserwatora zabytków. Coraz modniejsze jest też inscenizowanie dawnych zwyczajów, obrzędów, a ostatnio pól walki i wielkich bitew toczonych w przeszłości. Wszystko po to, by w jakiejś formie powrócić do przeszłości i choć trochę wczuć się w atmosferę minionych dni.
A jakie światło na kwestię podejścia do zabytków i rozmaitych śladów przeszłości rzuca Pismo Święte? Zróbmy tu uwagę, że wszelką rzeczywistość materialną Biblia ocenia z duchowego punktu widzenia. Z tego powodu za każdym razem podstawowe pytanie brzmi: Jak dana sprawa ma się do wiary w jedynego i prawdziwego Boga? Czy wzbudza chwałę dla Boga, czy też odwraca od Niego uwagę?
W świetle Biblii widać, że ludzie wierzący w Boga nie powinni zachowywać niczego, co kiedyś było i co w swej istocie wciąż stoi w sprzeczności z Bogiem. Gdy Izrael wkraczał do Ziemi Obiecanej, zamieszkiwanej wcześniej przez narody nie znające Jahwe, otrzymał następującą instrukcję w sprawie podejścia do śladów kultury owych pogańskich narodów:
Gdy Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi, do której idziesz, aby ją objąć w posiadanie, wypędzi przed tobą wiele narodów: Chetejczyków, Girgazyjczyków, Amorejczyków, Kananejczyków, Perezyjczyków, Chiwwijczyków i Jebuzejczyków, siedem narodów liczniejszych i potężniejszych niż ty, i wyda je Pan, Bóg twój, tobie, i ty je wytracisz: Obłożysz je klątwą, nie zawrzesz z nimi przymierza ani się nad nimi nie zlitujesz. Nie będziesz z nimi zawierał małżeństw. Swojej córki nie oddasz jego synowi, a jego córki nie weźmiesz dla swojego syna, gdyż odciągnęłaby ode mnie twojego syna i oni służyliby innym bogom. Wtedy zapłonąłby przeciwko wam gniew Pana i szybko by cię wytępił. Lecz tak z nimi postąpicie: ołtarze ich zburzycie, pomniki ich potłuczecie, święte ich drzewa wytniecie i ich podobizny rzeźbione w ogniu spalicie. Gdyż ty jesteś świętym ludem Pana, Boga twego. Ciebie wybrał Pan, Bóg twój, spośród wszystkich ludów na ziemi, abyś był jego wyłączną własnością [5Mo 7,1–6].
Doszczętnie zniszczycie wszystkie miejsca na wysokich górach, na pagórkach i pod każdym zielonym drzewem, gdzie służyły swoim bogom narody, którymi zawładniecie. Zburzycie ich ołtarze, potłuczecie ich pomniki, popalicie ich święte drzewa, porąbiecie ich podobizny rzeźbione i zetrzecie ich imię z tego miejsca [5Mo 12,2–3].
Dla wielu współczesnych chrześcijan powyższe wezwanie wydaje się brzmieć zbyt drastycznie. Chyba brakuje nam świadomości, że diabłu zawsze zależało na tym, aby wszelkimi sposobami odwrócić naszą uwagę od służenia Bogu zgodnie z Jego wolą, objawioną w Piśmie Świętym. Chce nas więc między innymi zająć badaniem i ratowaniem śladów minionych epok i kultur, byle byśmy tylko mieli mniej czasu na zajmowanie się tym, co najważniejsze.
Biblia wzywa ludzi Bożych do całkowitego odwrócenia się od tego, co w przeszłości wiązało się z bałwochwalstwem i odstępstwem od żywego Boga. Właśnie w tym duchu wielu też z tych, którzy uwierzyli, przychodziło, wyznawało i ujawniało uczynki swoje. A niemało z tych, którzy się oddawali czarnoksięstwu, znosiło księgi i paliło je wobec wszystkich; i zliczyli ich wartość i ustalili, że wynosiła pięćdziesiąt tysięcy srebrnych drachm. Tak to potężnie rosło, umacniało się i rozpowszechniało Słowo Pańskie [Dz 19,18–20].
Można by rzec, że zniszczono drogocenne i bardzo interesujące materiały. Jednakże nawracający się do Chrystusa ludzie w lot pojmowali, że pozostawienie tych przedmiotów albo oddanie ich do antykwariatu, stanowiłoby duchowe zagrożenie dla innych, a nawet pokusę osobistego powrotu do porzucanych praktyk w przyszłości.
Przechowywanie reliktów dawnego pogaństwa kusi do ponownego ich praktykowania. Świadczą o tym odradzające się dziś kulty i obrzędy pogańskie w całej Europie. Dlatego Bóg wezwał swój lud do zniszczenia śladów pogaństwa. Inaczej natomiast mamy postąpić ze śladami prawdziwej wiary w Boga. Dla Pana, waszego Boga, nic takiego nie uczynicie [5Mo 12,4].
U kresu wieków Bóg przemówił przez Syna swego, Jezusa Chrystusa. Dzieje Apostolskie i okres Wczesnego Kościoła to źródło, skąd prawdziwe chrześcijaństwo czerpie swoje wzorce. Każde świadectwo żywej wiary w Jezusa Chrystusa z minionych wieków na pewno godne jest pamięci.
Zastanawiam się jednak, czy z punktu widzenia wiary w Jezusa Chrystusa mieści się w tym także tak modne dziś przywoływanie i praktykowanie wśród chrześcijan rozmaitych zwyczajów judaizmu?
W Polsce wg stanu z 2006 roku mamy na tej liście 13 obiektów, co daje nam 9. miejsce w Europie i 15. na świecie. Głównymi polskimi zabytkami wpisanymi na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO są: Stare Miasto w Krakowie, w Toruniu, w Warszawie i Zamościu oraz Kopalnia soli "Wieliczka".
Ludzie lubią wracać do przeszłości, nie tylko własnego narodu. Są gotowi przeznaczyć na to wiele środków finansowych i czasu. Niemała część dochodu narodowego idzie na utrzymanie rozpadających się budowli i tzw. dzieł sztuki. Zmorą inwestorów stał się obowiązek przeprowadzenia prac archeologicznych w miejscu rozpoczynanej inwestycji, a problemem właścicieli obiektów zabytkowych, uciążliwy nadzór konserwatora zabytków. Coraz modniejsze jest też inscenizowanie dawnych zwyczajów, obrzędów, a ostatnio pól walki i wielkich bitew toczonych w przeszłości. Wszystko po to, by w jakiejś formie powrócić do przeszłości i choć trochę wczuć się w atmosferę minionych dni.
A jakie światło na kwestię podejścia do zabytków i rozmaitych śladów przeszłości rzuca Pismo Święte? Zróbmy tu uwagę, że wszelką rzeczywistość materialną Biblia ocenia z duchowego punktu widzenia. Z tego powodu za każdym razem podstawowe pytanie brzmi: Jak dana sprawa ma się do wiary w jedynego i prawdziwego Boga? Czy wzbudza chwałę dla Boga, czy też odwraca od Niego uwagę?
W świetle Biblii widać, że ludzie wierzący w Boga nie powinni zachowywać niczego, co kiedyś było i co w swej istocie wciąż stoi w sprzeczności z Bogiem. Gdy Izrael wkraczał do Ziemi Obiecanej, zamieszkiwanej wcześniej przez narody nie znające Jahwe, otrzymał następującą instrukcję w sprawie podejścia do śladów kultury owych pogańskich narodów:
Gdy Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi, do której idziesz, aby ją objąć w posiadanie, wypędzi przed tobą wiele narodów: Chetejczyków, Girgazyjczyków, Amorejczyków, Kananejczyków, Perezyjczyków, Chiwwijczyków i Jebuzejczyków, siedem narodów liczniejszych i potężniejszych niż ty, i wyda je Pan, Bóg twój, tobie, i ty je wytracisz: Obłożysz je klątwą, nie zawrzesz z nimi przymierza ani się nad nimi nie zlitujesz. Nie będziesz z nimi zawierał małżeństw. Swojej córki nie oddasz jego synowi, a jego córki nie weźmiesz dla swojego syna, gdyż odciągnęłaby ode mnie twojego syna i oni służyliby innym bogom. Wtedy zapłonąłby przeciwko wam gniew Pana i szybko by cię wytępił. Lecz tak z nimi postąpicie: ołtarze ich zburzycie, pomniki ich potłuczecie, święte ich drzewa wytniecie i ich podobizny rzeźbione w ogniu spalicie. Gdyż ty jesteś świętym ludem Pana, Boga twego. Ciebie wybrał Pan, Bóg twój, spośród wszystkich ludów na ziemi, abyś był jego wyłączną własnością [5Mo 7,1–6].
Doszczętnie zniszczycie wszystkie miejsca na wysokich górach, na pagórkach i pod każdym zielonym drzewem, gdzie służyły swoim bogom narody, którymi zawładniecie. Zburzycie ich ołtarze, potłuczecie ich pomniki, popalicie ich święte drzewa, porąbiecie ich podobizny rzeźbione i zetrzecie ich imię z tego miejsca [5Mo 12,2–3].
Dla wielu współczesnych chrześcijan powyższe wezwanie wydaje się brzmieć zbyt drastycznie. Chyba brakuje nam świadomości, że diabłu zawsze zależało na tym, aby wszelkimi sposobami odwrócić naszą uwagę od służenia Bogu zgodnie z Jego wolą, objawioną w Piśmie Świętym. Chce nas więc między innymi zająć badaniem i ratowaniem śladów minionych epok i kultur, byle byśmy tylko mieli mniej czasu na zajmowanie się tym, co najważniejsze.
Biblia wzywa ludzi Bożych do całkowitego odwrócenia się od tego, co w przeszłości wiązało się z bałwochwalstwem i odstępstwem od żywego Boga. Właśnie w tym duchu wielu też z tych, którzy uwierzyli, przychodziło, wyznawało i ujawniało uczynki swoje. A niemało z tych, którzy się oddawali czarnoksięstwu, znosiło księgi i paliło je wobec wszystkich; i zliczyli ich wartość i ustalili, że wynosiła pięćdziesiąt tysięcy srebrnych drachm. Tak to potężnie rosło, umacniało się i rozpowszechniało Słowo Pańskie [Dz 19,18–20].
Można by rzec, że zniszczono drogocenne i bardzo interesujące materiały. Jednakże nawracający się do Chrystusa ludzie w lot pojmowali, że pozostawienie tych przedmiotów albo oddanie ich do antykwariatu, stanowiłoby duchowe zagrożenie dla innych, a nawet pokusę osobistego powrotu do porzucanych praktyk w przyszłości.
Przechowywanie reliktów dawnego pogaństwa kusi do ponownego ich praktykowania. Świadczą o tym odradzające się dziś kulty i obrzędy pogańskie w całej Europie. Dlatego Bóg wezwał swój lud do zniszczenia śladów pogaństwa. Inaczej natomiast mamy postąpić ze śladami prawdziwej wiary w Boga. Dla Pana, waszego Boga, nic takiego nie uczynicie [5Mo 12,4].
U kresu wieków Bóg przemówił przez Syna swego, Jezusa Chrystusa. Dzieje Apostolskie i okres Wczesnego Kościoła to źródło, skąd prawdziwe chrześcijaństwo czerpie swoje wzorce. Każde świadectwo żywej wiary w Jezusa Chrystusa z minionych wieków na pewno godne jest pamięci.
Zastanawiam się jednak, czy z punktu widzenia wiary w Jezusa Chrystusa mieści się w tym także tak modne dziś przywoływanie i praktykowanie wśród chrześcijan rozmaitych zwyczajów judaizmu?
16 kwietnia, 2011
Wiara i złudzenia w jednym korowodzie
W przeddzień tegorocznych Świąt Wielkanocnych chcę przywołać do naszej świadomości wydarzenia z ostatniej niedzieli przed męką Pańską i tzw. triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy.
Nazajutrz liczna rzesza, która przyszła na święto, usłyszawszy, że Jezus idzie do Jerozolimy, nabrała gałązek palmowych i wyszła na jego spotkanie, i wołała: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim, król Izraela! [Jn 12,12-13].
Bez cienia wątpliwości Pan Jezus wiedział, co się święci. Oto idziemy do Jerozolimy, a Syn Człowieczy będzie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie, i osądzą go na śmierć, i wydadzą poganom, i będą go wyśmiewać i pluć na niego, ubiczują go i zabiją, lecz po trzech dniach zmartwychwstanie [Mk 10,33-34].
Triumfalna atmosfera wjazdu do miasta nie zmieniła ogniskowej Jego ziemskiej misji. Nie przestawił się wewnętrznie, widząc tak ogromne zapotrzebowanie rodaków na poprawę warunków doczesnego życia. Był częścią tego korowodu, ale wiedział swoje i konsekwentnie zmierzał do celu, dla którego przyszedł na świat.
A pozostali uczestnicy tej krótkotrwałej fety? Ich marzenia o politycznych, gospodarczych i społecznych zmianach osiągały właśnie swój szczyt. Wszystko zdawało się wskazywać na to, że Jezus z Nazaretu, prorok i cudotwórca, to obiecany i oczekiwany Mesjasz, który przywróci dawny blask domu Dawidowego. A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela [Łk 24,21] – wyznali potem niektórzy z nich.
Skojarzyli sobie Jezusa w tej sytuacji ze znanym proroctwem: W owym dniu podniosę upadającą chatkę Dawida i zamuruję jej pęknięcia, i podźwignę ją z ruin, i odbuduję ją jak za dawnych dni, aby posiedli resztki Edomu i wszystkie narody, nad którymi wzywane było moje imię, mówi Pan, który to czyni [Am 9,11-12], a Jego obecność i zachowanie zdawały się potwierdzać słuszność ich myślenia.
Wiwatowali więc: Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim. Hosanna na wysokościach! [Mt 21,9]. Jednym słowem; owego pierwszego dnia po sabacie wiara i złudzenia przeszły w jednym korowodzie.
Nie inaczej jest i dzisiaj. Każda wspólnotach chrześcijańska, każde niedzielne nabożeństwo, to korowód wiary i złudzeń. Obok ludzi, którzy bliżej znają i rozumieją drogę Pańską jest tu też wielu takich, którzy w chrześcijaństwie upatrzyli sobie sposób na realizację swoich przyziemnych marzeń. Spodziewają się rzeczy, których Pan nikomu w tej krótkiej doczesności nie obiecał. Hołubią Jezusa, jako Boga swoich własnych pragnień, lecz nie padają przed Nim jako Panem absolutnym. Wzywają Go w celach zaspokojenia swoich zachcianek, a nie jako Zbawiciela z grzechów.
Tak, są poruszeni! Poświęcają się, śpiewają, ogłaszają, nakręcają jeden drugiego, radośnie maszerują, aż do czasu, gdy się już całkiem okaże, że to im nic nie dało. A wcześniej czy później tak się stać musi, bowiem Bóg nie wziął i nigdy nie weźmie odpowiedzialności za urzeczywistnianie naszych złudzeń. On jest Bogiem, a nie kołem fortuny.
Czy Jezus nie zdawał sobie sprawy, że otaczająca Go euforia tłumów, to festiwal ich złudzeń? Oczywiście, że o tym wiedział. Pozwolił im jednak, a poniekąd nawet pomógł wejść w fazę szczytową, aby się wypaliły. Tylko wtedy bowiem stało się możliwe, by niektórych z tych ludzi, poczynając od uczniów, jednego po drugim, wprowadzić na drogę prawdziwej wiary.
Tak jest do dzisiaj. Pan do tego dopuszcza, a nawet to firmuje, że przez jakiś czas wiara i złudzenie chadzają w jednym korowodzie. Tym bardziej to powszechne, że w każdym środowisku mamy chętnych do machania gałązkami i wywoływania wrażenia, iż coś ważnego się dzieje.
Na szczęście Bóg zna stan naszych serc i nasze motywacje. Jest więc nadzieja, że po wypaleniu się złudzeń odnajdzie nas na jakiejś drodze do Emaus i objawi nam, co to znaczy, że w wierze, a nie w oglądaniu pielgrzymujemy [2Ko 5,7].
Nazajutrz liczna rzesza, która przyszła na święto, usłyszawszy, że Jezus idzie do Jerozolimy, nabrała gałązek palmowych i wyszła na jego spotkanie, i wołała: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim, król Izraela! [Jn 12,12-13].
Bez cienia wątpliwości Pan Jezus wiedział, co się święci. Oto idziemy do Jerozolimy, a Syn Człowieczy będzie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie, i osądzą go na śmierć, i wydadzą poganom, i będą go wyśmiewać i pluć na niego, ubiczują go i zabiją, lecz po trzech dniach zmartwychwstanie [Mk 10,33-34].
Triumfalna atmosfera wjazdu do miasta nie zmieniła ogniskowej Jego ziemskiej misji. Nie przestawił się wewnętrznie, widząc tak ogromne zapotrzebowanie rodaków na poprawę warunków doczesnego życia. Był częścią tego korowodu, ale wiedział swoje i konsekwentnie zmierzał do celu, dla którego przyszedł na świat.
A pozostali uczestnicy tej krótkotrwałej fety? Ich marzenia o politycznych, gospodarczych i społecznych zmianach osiągały właśnie swój szczyt. Wszystko zdawało się wskazywać na to, że Jezus z Nazaretu, prorok i cudotwórca, to obiecany i oczekiwany Mesjasz, który przywróci dawny blask domu Dawidowego. A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela [Łk 24,21] – wyznali potem niektórzy z nich.
Skojarzyli sobie Jezusa w tej sytuacji ze znanym proroctwem: W owym dniu podniosę upadającą chatkę Dawida i zamuruję jej pęknięcia, i podźwignę ją z ruin, i odbuduję ją jak za dawnych dni, aby posiedli resztki Edomu i wszystkie narody, nad którymi wzywane było moje imię, mówi Pan, który to czyni [Am 9,11-12], a Jego obecność i zachowanie zdawały się potwierdzać słuszność ich myślenia.
Wiwatowali więc: Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim. Hosanna na wysokościach! [Mt 21,9]. Jednym słowem; owego pierwszego dnia po sabacie wiara i złudzenia przeszły w jednym korowodzie.
Nie inaczej jest i dzisiaj. Każda wspólnotach chrześcijańska, każde niedzielne nabożeństwo, to korowód wiary i złudzeń. Obok ludzi, którzy bliżej znają i rozumieją drogę Pańską jest tu też wielu takich, którzy w chrześcijaństwie upatrzyli sobie sposób na realizację swoich przyziemnych marzeń. Spodziewają się rzeczy, których Pan nikomu w tej krótkiej doczesności nie obiecał. Hołubią Jezusa, jako Boga swoich własnych pragnień, lecz nie padają przed Nim jako Panem absolutnym. Wzywają Go w celach zaspokojenia swoich zachcianek, a nie jako Zbawiciela z grzechów.
Tak, są poruszeni! Poświęcają się, śpiewają, ogłaszają, nakręcają jeden drugiego, radośnie maszerują, aż do czasu, gdy się już całkiem okaże, że to im nic nie dało. A wcześniej czy później tak się stać musi, bowiem Bóg nie wziął i nigdy nie weźmie odpowiedzialności za urzeczywistnianie naszych złudzeń. On jest Bogiem, a nie kołem fortuny.
Czy Jezus nie zdawał sobie sprawy, że otaczająca Go euforia tłumów, to festiwal ich złudzeń? Oczywiście, że o tym wiedział. Pozwolił im jednak, a poniekąd nawet pomógł wejść w fazę szczytową, aby się wypaliły. Tylko wtedy bowiem stało się możliwe, by niektórych z tych ludzi, poczynając od uczniów, jednego po drugim, wprowadzić na drogę prawdziwej wiary.
Tak jest do dzisiaj. Pan do tego dopuszcza, a nawet to firmuje, że przez jakiś czas wiara i złudzenie chadzają w jednym korowodzie. Tym bardziej to powszechne, że w każdym środowisku mamy chętnych do machania gałązkami i wywoływania wrażenia, iż coś ważnego się dzieje.
Na szczęście Bóg zna stan naszych serc i nasze motywacje. Jest więc nadzieja, że po wypaleniu się złudzeń odnajdzie nas na jakiejś drodze do Emaus i objawi nam, co to znaczy, że w wierze, a nie w oglądaniu pielgrzymujemy [2Ko 5,7].
15 kwietnia, 2011
Żniwo złych emocji
W roku, gdy Polska wkraczała w upragnioną epokę demokracji, cieszący się nią od dawna Brytyjczycy posłali światu bardzo drastyczny sygnał, że w demokratycznym państwie nie wszystko z gruntu jest dobre.
15 kwietnia 1989 roku w Sheffield na stadionie Hillsborough, podczas meczu między drużynami Nottingham Forest a Liverpool FC, doszło do wielkiej tragedii, która pochłonęła 96 ofiar śmiertelnych, fanów drużyny Liverpoolu. Zostali oni zaduszeni lub zadeptani przez napierający tłum kibiców Liverpoolu, który chcąc przedostać się na trybuny, przycisnął ich do balustrady oddzielającej trybuny od murawy. Był to półfinałowy mecz Pucharu Anglii. Po 6 minutach pierwszej połowy został przerwany.
Tragedia na Hillsboroug, chociaż ze względu na liczbę ofiar, wręcz automatycznie kojarząca się z katastrofą pod Smoleńskiem, nie może być z nią porównywana. Rok temu wszystko było jakieś tajemnicze; wtedy dosłownie, a w przenośni do dzisiaj, owiane mgłą. W Sheffield natomiast raczej wszystko od razu było oczywiste: To gniew. To zwykła, spotęgowana złość z powodu utrudnień w dotarciu na mecz i nierównego traktowania przez organizatorów na stadionie, odebrała kibicom Liverpoolu zdrowy rozsądek i – niby niechcący – zaowocowała wyrządzeniem tak potwornej krzywdy swoim własnym kolegom.
Pierwszym człowiekiem, który dał się ponieść złym emocjom, był biblijny Kain. Coś mu się nie spodobało i Kain rozgniewał się bardzo i zasępiło się jego oblicze. I rzekł Pan do Kaina: Czemu się gniewasz i czemu zasępiło się twoje oblicze? Wszak byłoby pogodne, gdybyś czynił dobrze, a jeśli nie będziesz czynił dobrze, u drzwi czyha grzech. Kusi cię, lecz ty masz nad nim panować. Potem rzekł Kain do brata swego Abla: Wyjdźmy na pole! A gdy byli na polu, rzucił się Kain na brata swego Abla i zabił go [1Mo 4,5–8].
Biblia ostrzega przed działaniem w gniewnym uniesieniu. Radzi na przykład: Ćwicz swego syna, póki jeszcze jest nadzieja; lecz nie unoś się przy tym, aby nie spowodować jego śmierci. Kto wybucha wielkim gniewem, płaci grzywnę, a jeśli go zachowa, musi ją powtórzyć [Prz 19,18–20].
Gdy w jakichś okolicznościach zaczyna nas ogarniać gniew, lepiej szybko się oddalić, żeby nie powiedzieć czegoś za dużo, albo nie zrobić czegoś, czego później moglibyśmy żałować. A niech każdy człowiek będzie skory do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu. Bo gniew człowieka nie czyni tego, co jest sprawiedliwe u Boga [Jk 1,19–20].
Już w kołysce widać, że z natury wszyscy bez wyjątku jesteśmy skłonni do gniewu. Wśród nich i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach ciała naszego, ulegając woli ciała i zmysłów, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni [Ef 2,3]. Ażeby móc zapanować nad emocjami, potrzebujemy odrodzenia serca i napełnienia Duchem Świętym. Owocem zaś Ducha jest miłość, ... łagodność, wstrzemięźliwość [Ga 5,22–23].
W rocznicę wspomnianych dziś wydarzeń sprzed 22 lat, uświadamiając sobie, jak niebezpieczne mogą okazać się ludzkie emocje, zwłaszcza jeżeli zostaną spotęgowane przez ludzi nam podobnych, zechciejmy unikać miejsc, gdzie moglibyśmy zostać przez złe emocje wkręceni.
Przede wszystkim jednak prośmy Boga o świeże napełnienie Duchem Świętym, bo to najpewniejsza gwarancja zachowania pogody ducha i zdrowego rozsądku w nawet najbardziej nomen omen podbramkowych sytuacjach.
15 kwietnia 1989 roku w Sheffield na stadionie Hillsborough, podczas meczu między drużynami Nottingham Forest a Liverpool FC, doszło do wielkiej tragedii, która pochłonęła 96 ofiar śmiertelnych, fanów drużyny Liverpoolu. Zostali oni zaduszeni lub zadeptani przez napierający tłum kibiców Liverpoolu, który chcąc przedostać się na trybuny, przycisnął ich do balustrady oddzielającej trybuny od murawy. Był to półfinałowy mecz Pucharu Anglii. Po 6 minutach pierwszej połowy został przerwany.
Tragedia na Hillsboroug, chociaż ze względu na liczbę ofiar, wręcz automatycznie kojarząca się z katastrofą pod Smoleńskiem, nie może być z nią porównywana. Rok temu wszystko było jakieś tajemnicze; wtedy dosłownie, a w przenośni do dzisiaj, owiane mgłą. W Sheffield natomiast raczej wszystko od razu było oczywiste: To gniew. To zwykła, spotęgowana złość z powodu utrudnień w dotarciu na mecz i nierównego traktowania przez organizatorów na stadionie, odebrała kibicom Liverpoolu zdrowy rozsądek i – niby niechcący – zaowocowała wyrządzeniem tak potwornej krzywdy swoim własnym kolegom.
Pierwszym człowiekiem, który dał się ponieść złym emocjom, był biblijny Kain. Coś mu się nie spodobało i Kain rozgniewał się bardzo i zasępiło się jego oblicze. I rzekł Pan do Kaina: Czemu się gniewasz i czemu zasępiło się twoje oblicze? Wszak byłoby pogodne, gdybyś czynił dobrze, a jeśli nie będziesz czynił dobrze, u drzwi czyha grzech. Kusi cię, lecz ty masz nad nim panować. Potem rzekł Kain do brata swego Abla: Wyjdźmy na pole! A gdy byli na polu, rzucił się Kain na brata swego Abla i zabił go [1Mo 4,5–8].
Biblia ostrzega przed działaniem w gniewnym uniesieniu. Radzi na przykład: Ćwicz swego syna, póki jeszcze jest nadzieja; lecz nie unoś się przy tym, aby nie spowodować jego śmierci. Kto wybucha wielkim gniewem, płaci grzywnę, a jeśli go zachowa, musi ją powtórzyć [Prz 19,18–20].
Gdy w jakichś okolicznościach zaczyna nas ogarniać gniew, lepiej szybko się oddalić, żeby nie powiedzieć czegoś za dużo, albo nie zrobić czegoś, czego później moglibyśmy żałować. A niech każdy człowiek będzie skory do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu. Bo gniew człowieka nie czyni tego, co jest sprawiedliwe u Boga [Jk 1,19–20].
Już w kołysce widać, że z natury wszyscy bez wyjątku jesteśmy skłonni do gniewu. Wśród nich i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach ciała naszego, ulegając woli ciała i zmysłów, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni [Ef 2,3]. Ażeby móc zapanować nad emocjami, potrzebujemy odrodzenia serca i napełnienia Duchem Świętym. Owocem zaś Ducha jest miłość, ... łagodność, wstrzemięźliwość [Ga 5,22–23].
W rocznicę wspomnianych dziś wydarzeń sprzed 22 lat, uświadamiając sobie, jak niebezpieczne mogą okazać się ludzkie emocje, zwłaszcza jeżeli zostaną spotęgowane przez ludzi nam podobnych, zechciejmy unikać miejsc, gdzie moglibyśmy zostać przez złe emocje wkręceni.
Przede wszystkim jednak prośmy Boga o świeże napełnienie Duchem Świętym, bo to najpewniejsza gwarancja zachowania pogody ducha i zdrowego rozsądku w nawet najbardziej nomen omen podbramkowych sytuacjach.
14 kwietnia, 2011
Bliżej, niż myślałem
Czytając w Biblii o fałszywych prorokach i o duchowym zwiedzeniu, myślałem przede wszystkim, że będzie to mocno zawoalowane i trudne do odkrycia. Ponadto byłem też przekonany, że będzie ono miało miejsce w jakichś kościołach, gdzie ludzie nie znają Biblii. Nie sądziłem, że doczekam czasów, gdy ktoś stanie za kazalnicą ewangelicznego zboru i jawnie zaprzeczy nauce Nowego Testamentu. Dzisiaj widzę, że się łudziłem.
Oto fragmenty kazania amerykańskiego pastora, Johna Garfielda, wygłoszonego 3 kwietnia 2011 roku w jednym z przydworcowych zborów w Trójmieście, niejako na zakończenie biznesowej konferencji "Czas Królów".
[...] Mnie wychowywano w takim przeświadczeniu, że pochwycenie może nastąpić w każdej chwili, i że cała sytuacja na ziemi będzie się pogarszać wraz z upływem czasu, że będą następować prześladowania, wojny, trzęsienia ziemi, głód.
I doszedłem do takiego miejsca, że teologicznie chyba żyłem w błędzie. Bo jest tak, że Pan Bóg w tym samym czasie buduje swoje królestwo, które będzie wiecznie wzrastać. A nawet stopa tego wzrostu powiększy się, czy przyśpieszy w czasie.
Biblia mówi o nagłym pochwyceniu Kościoła: To wiedzcie, że gdyby wiedział gospodarz, o której godzinie złodziej przyjdzie, nie dopuściłby do tego, by podkopano dom jego. I wy bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o takiej godzinie, której się nie spodziewacie [Łk 12,39–40]. Nie mówi natomiast o budowaniu Królestwa Bożego i żadnej jego prospericie na ziemi. Charakteryzując zaś czasy między pierwszym a powtórnym przyjściem Syna Bożego na ziemię, zapowiada: A to wiedz, że w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy... [2Tm 3,1].
Jednak amerykański kaznodzieja zupełnie to ignoruje, roztaczając wizję nadchodzącej pomyślności.
[...] Ja chcę, żebyście posłuchali, co Duch Boży mówi, może nawet niech to będzie prorocze. Według mnie jest całkiem dobrze, ale uważam, że będzie o wiele lepiej, niż obecna sytuacja. Ja proponuje tobie właściwe nastawienie twojego serca. Musisz zrozumieć, że to nie jest dziełem przypadku, a jest to Bożym planem, że nie tylko, że sytuacja będzie się poprawiać, ale będzie się poprawiać w szybszym tempie.
Duch Święty zaprasza cię, żebyś tu odegrał swoją rolę. W pewnym sensie już taką rolę odgrywasz, chociażby ostatnie dziesięć lat w tym kraju. Zauważ, że w ostatnich latach podwoiła się kwota, którą każdy z nas w tym kraju wydaje miesięcznie...
[...] Jeszcze inna metafora określa Jezusa królem królów i wszyscy wiemy, że to Jezus jest królem. A kim ty jesteś? Ta liczba mnoga – królowie, to kto? To ty! Nie jakieś anioły, bo nikt inny nam nie pozostał tutaj. My służymy jednemu Bogu, który jest królem królów. I w Duchu jest miejsce dla ciebie, abyś był, była królem!
Powiedzmy w tym miejscu, że Słowo Boże, owszem, mówi o współkrólowaniu z Chrystusem, ale ujmuje to następująco: Prawdziwa to mowa: Jeśli bowiem z nim umarliśmy, z nim też żyć będziemy; jeśli z nim wytrwamy, z nim też królować będziemy; [2Tm 2,11-12]. Wytrwamy ile czasu? Tydzień? Rok? Pięć lat? Nie! Ale kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony! [Mt 24,13; zobacz także: 2Tm 4,7-8 albo 1Pt 5,4]. Mowa amerykańskiego mówcy w świetle Biblii musi zaniepokoić, zwłaszcza, że dalej tak ciągnął:
Masz pewną miarę wiary, Bóg tobie przypisał pewien obszar, pewną ziemię, którą masz odziedziczyć. Jest też tak, że każdy z nas jest w czymś dobry. Będąc wypełniony Duchem Świętym jakby doświadczasz, otrzymujesz moc, która pozwala ci wypełniać te rzeczy.
Na przykład podobieństwo o talentach, czy o minach. Pan Bóg daje ci talenty. Gdzieś tam wyjeżdża, odchodzi, każe tobie pomnażać je. Gdy skończysz pomnażanie, on wraca, mówi: – dobrze sługo dobry. Ale tu historia się nie kończy. Bo dostajesz później dziesięć miast. Co to za miasta? Czy to znaczy, że w niebie wybudują jakieś dziesięć miast, które nam przypadną w udziale? Nie, to Gdańsk! To o Gdańsku jest mowa. Nie czekamy na niebo. Czekamy na Gdańsk.
Gdy już wiesz w czym jesteś dobry, w czym realizują się pragnienia twojego serca, to wiesz, że nie jesteś na tym miejscu tylko po to, żeby kościół mógł się poszerzać. Kościół będzie wzrastał i będzie błogosławiony, ale my czekamy na Gdańsk. My mamy to miasto do góry nogami wywrócić. Naszym celem jest oglądanie ludzi, jak są zbawiani i błogosławieni. Do tego mamy moc właśnie. Bo my nigdzie nie idziemy. Nie będzie zaraz pochwycenia. Mamy czas na realizację naszych marzeń.
Gdy usłyszałem te ostatnie słowa, serce mi zadrżało. Przecież apostołowie nauczali: Ale my oczekujemy, według obietnicy nowych niebios i nowej ziemi, w których mieszka sprawiedliwość [2Pt 3,13]. Albowiem nie mamy tu miasta trwałego, ale tego przyszłego szukamy [Hbr 13,14]. A tak, jeśliście wzbudzeni z Chrystusem, tego co w górze szukajcie, gdzie siedzi Chrystus po prawicy Bożej; o tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi. Umarliście bowiem, a życie wasze jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu; gdy się Chrystus, który jest życiem naszym, okaże, wtedy się i wy okażecie razem z nim w chwale [Kol 3,1-4]. To tylko niektóre wezwania Słowa Bożego, które od razu przyszły mi na myśl.
Tak więc w tych dniach jesteśmy świadkami, jak podstawowe przekonanie chrześcijan, które przez wieki pomagało im zachować zdrowy dystans do tego świata i jego materializmu, jawnie zostało odrzucone. Mało tego, powtórne przyjście Chrystusa, którego wg Biblii winniśmy się spodziewać w każdej chwili, zostało odsunięte na dalszy plan.
Czy słysząc takie rewelacje jestem zaskoczony? Wiedzcie przede wszystkim to, że w dniach ostatecznych przyjdą szydercy z drwinami, którzy będą postępować według swych własnych pożądliwości i mówić: Gdzież jest przyobiecane przyjście jego? Odkąd bowiem zasnęli ojcowie, wszystko tak trwa, jak było od początku stworzenia... [2Pt 3,3–4]. Niby kwestionowanie powtórnego przyjścia Chrystusa nie powinno mnie dziwić, lecz serce nie przestaje mi drżeć.
Nie myślałem, że coś takiego będzie można usłyszeć z kazalnicy w moim mieście. A jednak... L
Oto fragmenty kazania amerykańskiego pastora, Johna Garfielda, wygłoszonego 3 kwietnia 2011 roku w jednym z przydworcowych zborów w Trójmieście, niejako na zakończenie biznesowej konferencji "Czas Królów".
[...] Mnie wychowywano w takim przeświadczeniu, że pochwycenie może nastąpić w każdej chwili, i że cała sytuacja na ziemi będzie się pogarszać wraz z upływem czasu, że będą następować prześladowania, wojny, trzęsienia ziemi, głód.
I doszedłem do takiego miejsca, że teologicznie chyba żyłem w błędzie. Bo jest tak, że Pan Bóg w tym samym czasie buduje swoje królestwo, które będzie wiecznie wzrastać. A nawet stopa tego wzrostu powiększy się, czy przyśpieszy w czasie.
Biblia mówi o nagłym pochwyceniu Kościoła: To wiedzcie, że gdyby wiedział gospodarz, o której godzinie złodziej przyjdzie, nie dopuściłby do tego, by podkopano dom jego. I wy bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o takiej godzinie, której się nie spodziewacie [Łk 12,39–40]. Nie mówi natomiast o budowaniu Królestwa Bożego i żadnej jego prospericie na ziemi. Charakteryzując zaś czasy między pierwszym a powtórnym przyjściem Syna Bożego na ziemię, zapowiada: A to wiedz, że w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy... [2Tm 3,1].
Jednak amerykański kaznodzieja zupełnie to ignoruje, roztaczając wizję nadchodzącej pomyślności.
[...] Ja chcę, żebyście posłuchali, co Duch Boży mówi, może nawet niech to będzie prorocze. Według mnie jest całkiem dobrze, ale uważam, że będzie o wiele lepiej, niż obecna sytuacja. Ja proponuje tobie właściwe nastawienie twojego serca. Musisz zrozumieć, że to nie jest dziełem przypadku, a jest to Bożym planem, że nie tylko, że sytuacja będzie się poprawiać, ale będzie się poprawiać w szybszym tempie.
Duch Święty zaprasza cię, żebyś tu odegrał swoją rolę. W pewnym sensie już taką rolę odgrywasz, chociażby ostatnie dziesięć lat w tym kraju. Zauważ, że w ostatnich latach podwoiła się kwota, którą każdy z nas w tym kraju wydaje miesięcznie...
[...] Jeszcze inna metafora określa Jezusa królem królów i wszyscy wiemy, że to Jezus jest królem. A kim ty jesteś? Ta liczba mnoga – królowie, to kto? To ty! Nie jakieś anioły, bo nikt inny nam nie pozostał tutaj. My służymy jednemu Bogu, który jest królem królów. I w Duchu jest miejsce dla ciebie, abyś był, była królem!
Powiedzmy w tym miejscu, że Słowo Boże, owszem, mówi o współkrólowaniu z Chrystusem, ale ujmuje to następująco: Prawdziwa to mowa: Jeśli bowiem z nim umarliśmy, z nim też żyć będziemy; jeśli z nim wytrwamy, z nim też królować będziemy; [2Tm 2,11-12]. Wytrwamy ile czasu? Tydzień? Rok? Pięć lat? Nie! Ale kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony! [Mt 24,13; zobacz także: 2Tm 4,7-8 albo 1Pt 5,4]. Mowa amerykańskiego mówcy w świetle Biblii musi zaniepokoić, zwłaszcza, że dalej tak ciągnął:
Masz pewną miarę wiary, Bóg tobie przypisał pewien obszar, pewną ziemię, którą masz odziedziczyć. Jest też tak, że każdy z nas jest w czymś dobry. Będąc wypełniony Duchem Świętym jakby doświadczasz, otrzymujesz moc, która pozwala ci wypełniać te rzeczy.
Na przykład podobieństwo o talentach, czy o minach. Pan Bóg daje ci talenty. Gdzieś tam wyjeżdża, odchodzi, każe tobie pomnażać je. Gdy skończysz pomnażanie, on wraca, mówi: – dobrze sługo dobry. Ale tu historia się nie kończy. Bo dostajesz później dziesięć miast. Co to za miasta? Czy to znaczy, że w niebie wybudują jakieś dziesięć miast, które nam przypadną w udziale? Nie, to Gdańsk! To o Gdańsku jest mowa. Nie czekamy na niebo. Czekamy na Gdańsk.
Gdy już wiesz w czym jesteś dobry, w czym realizują się pragnienia twojego serca, to wiesz, że nie jesteś na tym miejscu tylko po to, żeby kościół mógł się poszerzać. Kościół będzie wzrastał i będzie błogosławiony, ale my czekamy na Gdańsk. My mamy to miasto do góry nogami wywrócić. Naszym celem jest oglądanie ludzi, jak są zbawiani i błogosławieni. Do tego mamy moc właśnie. Bo my nigdzie nie idziemy. Nie będzie zaraz pochwycenia. Mamy czas na realizację naszych marzeń.
Gdy usłyszałem te ostatnie słowa, serce mi zadrżało. Przecież apostołowie nauczali: Ale my oczekujemy, według obietnicy nowych niebios i nowej ziemi, w których mieszka sprawiedliwość [2Pt 3,13]. Albowiem nie mamy tu miasta trwałego, ale tego przyszłego szukamy [Hbr 13,14]. A tak, jeśliście wzbudzeni z Chrystusem, tego co w górze szukajcie, gdzie siedzi Chrystus po prawicy Bożej; o tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi. Umarliście bowiem, a życie wasze jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu; gdy się Chrystus, który jest życiem naszym, okaże, wtedy się i wy okażecie razem z nim w chwale [Kol 3,1-4]. To tylko niektóre wezwania Słowa Bożego, które od razu przyszły mi na myśl.
Tak więc w tych dniach jesteśmy świadkami, jak podstawowe przekonanie chrześcijan, które przez wieki pomagało im zachować zdrowy dystans do tego świata i jego materializmu, jawnie zostało odrzucone. Mało tego, powtórne przyjście Chrystusa, którego wg Biblii winniśmy się spodziewać w każdej chwili, zostało odsunięte na dalszy plan.
Czy słysząc takie rewelacje jestem zaskoczony? Wiedzcie przede wszystkim to, że w dniach ostatecznych przyjdą szydercy z drwinami, którzy będą postępować według swych własnych pożądliwości i mówić: Gdzież jest przyobiecane przyjście jego? Odkąd bowiem zasnęli ojcowie, wszystko tak trwa, jak było od początku stworzenia... [2Pt 3,3–4]. Niby kwestionowanie powtórnego przyjścia Chrystusa nie powinno mnie dziwić, lecz serce nie przestaje mi drżeć.
Nie myślałem, że coś takiego będzie można usłyszeć z kazalnicy w moim mieście. A jednak... L
13 kwietnia, 2011
Może nie warto być żołnierzem?
Dzisiaj, 13 kwietnia mamy w Polsce Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Jest to święto o charakterze państwowym, uchwalone 14 listopada 2007 roku przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w celu oddania hołdu ofiarom zbrodni katyńskiej.
W treści uchwały sejmowej napiano: W hołdzie Ofiarom Zbrodni Katyńskiej oraz dla uczczenia pamięci wszystkich wymordowanych przez NKWD na mocy decyzji naczelnych władz ZSRR z 5 marca 1940 roku, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanawia 13 kwietnia Dniem Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej.
Dzień ten zbiega się z rocznicą opublikowania przez Niemców w 1943 roku informacji o odkryciu w Rosji masowych grobów oficerów Wojska Polskiego. Związek Radziecki przyznał się oficjalnie do popełnienia zbrodni dopiero po pięćdziesięciu latach od dokonania mordu tj. 13 kwietnia 1990 roku, kiedy to Michaił Gorbaczow przekazał gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu listy przewozowe NKWD z obozów w Kozielsku i Ostaszkowie oraz spis jeńców obozu w Starobielsku. Wymordowano wtedy nie mniej niż 21 768 obywateli polskich – jeńców wojennych; oficerów i podoficerów Wojska Polskiego i Policji oraz osób cywilnych, osadzonych w specjalnych obozach jenieckich NKWD w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie.
Skąd taki nieludzki pomysł? Powodem tej strasznej zbrodni była chęć pozbawienia narodu polskiego warstwy przywódczej, elity intelektualnej, której zamordowani byli przedstawicielami.
Taki jest los przywódców. W normalnych warunkach, niosąc codzienną odpowiedzialność, korzystają z pewnych przywilejów i cieszą się swego rodzaju prestiżem. Gdy jednak następuje atak nieprzyjaciela, to w pierwszej kolejności oni właśnie stają się jego celem.
Tak było już w czasach biblijnych. Król aramejski zaś dał taki rozkaz swoim trzydziestu dwom dowódcom wozów wojennych: Nie wdawajcie się w bitwie z byle kim, czy pospolitym, czy znakomitym, ale tylko z samym królem izraelskim [1Krl 22,31]. Ten akurat król chytrze nie przystąpił do bitwy w stroju królewskim, ale i tak go upolowano.
Na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku ten sam rodzaj władzy, który dopuścił się zbrodni katyńskiej, zabrał się za robienie swoich porządków w polskim Kościele. Kto w pierwszej kolejności znalazł się na ich celowniku? Przywódcy. Jednym z nich był też mój późniejszy pastor Sergiusz Waszkiewicz z Gdańska. Zwykli członkowie Kościoła w znacznie mniejszym stopniu byli obiektem owych represji.
Nie inaczej ma się sprawa w sferach walki duchowej. Boży przeciwnik, szatan, starając się zgasić wiarę w ludzkich sercach, uderza w prawdziwych wierzących. Niespecjalnie interesują go nominalni i letni chrześcijanie. Sami nie wierząc, nikogo w wierze ani nie podtrzymają, ani też jej w nikim nie zaszczepią. więc po cóż diabeł miałby ich atakować? Co innego ludzie pełni Ducha Świętego i gorliwości dla Boga. Ci są szczególnym obiektem represji ze strony sił ciemności.
Tak jest, wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą [2Tm 3,12]. Diabeł stara się zdyskredytować i usunąć z Kościoła ludzi, którzy są solą ziemi i światłością świata. Wie, że gdyby mu się to udało, to takie zeświecczone wspólnoty, składające się z ludzi martwych duchowo i oddanych sprawom tego świata, zupełnie nie potrafiłyby mu się przeciwstawić.
Kto chce uniknąć prześladowania, ten niech pozostanie na szerokiej, popularnej drodze życia, bowiem prawdziwi naśladowcy Jezusa Chrystusa zawsze będą na tym świecie atakowani. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą [Jn 15,20] – zapowiedział Pan.
Najwidoczniej liczyli się z tym prawdziwi apostołowie Jezusa Chrystusa, utwierdzając dusze uczniów i zachęcając, aby trwali w wierze, i mówiąc, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego [Dz 14,22]. Paweł wzywał młodego adepta służby Bożej, Tymoteusza: Cierp wespół ze mną jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa [2Tm 2,3].
W Dniu Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej wzywam wszystkich żołnierzy Jezusa Chrystusa: Nie zrzucajmy mundurów! Nie upodobniajmy się do świata, aby uniknąć prześladowania! Świat zada prawdziwym naśladowcom Chrystusa jeszcze niejeden cios, zanim osiągniemy cel naszej ziemskiej pielgrzymki.
Jeśli jednak dochowamy wierności Panu, to nie skończymy na cmentarzu. Jezus powiedział: Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Czy wierzysz w to? [Jn 11,25–26].
Ja wierzę w każde słowo Syna Bożego. Czeka nas chwalebna przyszłość!
W treści uchwały sejmowej napiano: W hołdzie Ofiarom Zbrodni Katyńskiej oraz dla uczczenia pamięci wszystkich wymordowanych przez NKWD na mocy decyzji naczelnych władz ZSRR z 5 marca 1940 roku, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanawia 13 kwietnia Dniem Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej.
Dzień ten zbiega się z rocznicą opublikowania przez Niemców w 1943 roku informacji o odkryciu w Rosji masowych grobów oficerów Wojska Polskiego. Związek Radziecki przyznał się oficjalnie do popełnienia zbrodni dopiero po pięćdziesięciu latach od dokonania mordu tj. 13 kwietnia 1990 roku, kiedy to Michaił Gorbaczow przekazał gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu listy przewozowe NKWD z obozów w Kozielsku i Ostaszkowie oraz spis jeńców obozu w Starobielsku. Wymordowano wtedy nie mniej niż 21 768 obywateli polskich – jeńców wojennych; oficerów i podoficerów Wojska Polskiego i Policji oraz osób cywilnych, osadzonych w specjalnych obozach jenieckich NKWD w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie.
Skąd taki nieludzki pomysł? Powodem tej strasznej zbrodni była chęć pozbawienia narodu polskiego warstwy przywódczej, elity intelektualnej, której zamordowani byli przedstawicielami.
Taki jest los przywódców. W normalnych warunkach, niosąc codzienną odpowiedzialność, korzystają z pewnych przywilejów i cieszą się swego rodzaju prestiżem. Gdy jednak następuje atak nieprzyjaciela, to w pierwszej kolejności oni właśnie stają się jego celem.
Tak było już w czasach biblijnych. Król aramejski zaś dał taki rozkaz swoim trzydziestu dwom dowódcom wozów wojennych: Nie wdawajcie się w bitwie z byle kim, czy pospolitym, czy znakomitym, ale tylko z samym królem izraelskim [1Krl 22,31]. Ten akurat król chytrze nie przystąpił do bitwy w stroju królewskim, ale i tak go upolowano.
Na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku ten sam rodzaj władzy, który dopuścił się zbrodni katyńskiej, zabrał się za robienie swoich porządków w polskim Kościele. Kto w pierwszej kolejności znalazł się na ich celowniku? Przywódcy. Jednym z nich był też mój późniejszy pastor Sergiusz Waszkiewicz z Gdańska. Zwykli członkowie Kościoła w znacznie mniejszym stopniu byli obiektem owych represji.
Nie inaczej ma się sprawa w sferach walki duchowej. Boży przeciwnik, szatan, starając się zgasić wiarę w ludzkich sercach, uderza w prawdziwych wierzących. Niespecjalnie interesują go nominalni i letni chrześcijanie. Sami nie wierząc, nikogo w wierze ani nie podtrzymają, ani też jej w nikim nie zaszczepią. więc po cóż diabeł miałby ich atakować? Co innego ludzie pełni Ducha Świętego i gorliwości dla Boga. Ci są szczególnym obiektem represji ze strony sił ciemności.
Tak jest, wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą [2Tm 3,12]. Diabeł stara się zdyskredytować i usunąć z Kościoła ludzi, którzy są solą ziemi i światłością świata. Wie, że gdyby mu się to udało, to takie zeświecczone wspólnoty, składające się z ludzi martwych duchowo i oddanych sprawom tego świata, zupełnie nie potrafiłyby mu się przeciwstawić.
Kto chce uniknąć prześladowania, ten niech pozostanie na szerokiej, popularnej drodze życia, bowiem prawdziwi naśladowcy Jezusa Chrystusa zawsze będą na tym świecie atakowani. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą [Jn 15,20] – zapowiedział Pan.
Najwidoczniej liczyli się z tym prawdziwi apostołowie Jezusa Chrystusa, utwierdzając dusze uczniów i zachęcając, aby trwali w wierze, i mówiąc, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego [Dz 14,22]. Paweł wzywał młodego adepta służby Bożej, Tymoteusza: Cierp wespół ze mną jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa [2Tm 2,3].
W Dniu Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej wzywam wszystkich żołnierzy Jezusa Chrystusa: Nie zrzucajmy mundurów! Nie upodobniajmy się do świata, aby uniknąć prześladowania! Świat zada prawdziwym naśladowcom Chrystusa jeszcze niejeden cios, zanim osiągniemy cel naszej ziemskiej pielgrzymki.
Jeśli jednak dochowamy wierności Panu, to nie skończymy na cmentarzu. Jezus powiedział: Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Czy wierzysz w to? [Jn 11,25–26].
Ja wierzę w każde słowo Syna Bożego. Czeka nas chwalebna przyszłość!
11 kwietnia, 2011
Objawy duchowego "Parkinsona"
Dziś Światowy Dzień Osób z Chorobą Parkinsona. Został wyznaczony na rocznicę urodzin angielskiego lekarza Jamesa Parkinsona (ur. 11 kwietnia 1755 r.), który jako pierwszy opisał w 1817 roku objawy choroby początkowo zwanej drżączka poraźna, którą później na jego cześć przemianowano na chorobę Parkinsona. Jest to samoistna choroba ośrodkowego układu nerwowego, powodowana niedoborem dopaminy w układzie pozapiramidowym. Dotyczy 1% populacji ludzi przeważnie w wielu 40 – 60 lat.
Układ pozapiramidowy wraz z układem piramidowym w organizmie człowieka odpowiada za czynności ruchowe. Gdy układ piramidowy zajmuje się czynnościami, które wymagają od nas skupienia, wówczas układ pozapiramidowy powoli przejmuje i automatyzuje czynności, które wcześniej były pod jego kontrolą. Innymi słowy, układ pozapiramidowy odciąża nas od konieczności skupiania się nad niektórymi czynnościami codziennymi, umożliwiając nam ich pewną automatyzację.
Gdy w tym układzie zaczyna brakować dopaminy, skądinąd zwanej hormonem szczęścia, pojawiają się pierwsze objawy choroby Parkinsona. Jej przebieg jest zwykle wieloletni, powolny, ale postępujący. Następuje m.in. spowolnienie ruchowe i jakby niezgrabność w ruchach, zaburzenia pisania, równowagi, trudności z wykonywaniem nawet tak prostych czynności jak wstawanie z krzesła, spowolnienie procesów psychicznych i charakterystyczne drżenie spoczynkowe.
Powróćmy do samego układu pozapiramidowego i w tym kontekście pomyślmy o naszym trwaniu w społeczności z Bogiem. Ponieważ jest to dla nas wielka sprawa, więc powinniśmy i chcemy skupiać na niej naszą uwagę. Przejawem tej społeczności jest między innymi modlitwa oraz słuchanie Słowa Bożego.
Jezus wiedział jednak, że codzienne obowiązki uniemożliwiają nam skupianie się na tym w dostatecznym stopniu. Obiecał więc posłać nam Ducha Świętego, jako dar dla każdego prawdziwego chrześcijanina. Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki - Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie [Jn 14,16–17].
Poprzez napełnienie Duchem Świętym chrześcijanin zostaje wyposażony w swego rodzaju duchowy układ pozapiramidowy. Ten to Duch świadczy wespół z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy [Rz 8,16]. Ten proces podtrzymywania i utwierdzania w wierze za sprawą Ducha trwa nieprzerwanie i nie wymaga naszego ciągłego skupiania się na nim.
Nawet w trakcie pracy czy podróży Duch nie tylko przypomina nam i ożywia w nas Słowo Boże, ale także, zwłaszcza poprzez dar mówienia językami, prowadzi w nas modlitwie. Podobnie i Duch wspiera nas w niemocy naszej; nie wiemy bowiem, o co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach. A Ten, który bada serca, wie, jaki jest zamysł Ducha, bo zgodnie z myślą Bożą wstawia się za świętymi [Rz 8,26–27]. Dzięki Bogu za dar Ducha Świętego!
Co jednak, gdy społeczność z Duchem Świętym zostanie ograniczona, gdy innymi słowy, ten duchowy układ pozapiramidowy ulegnie zaburzeniu? Wtedy zaczyna się duchowa "choroba Parkinsona". Jej objawy aż nadto widać u niektórych chrześcijan. Spowolnienie procesów duchowych, brak równowagi, zanik aktywności itd.
Oby dotyczyło to tylko 1% wierzących, a przynajmniej dopiero po 40-60 latach chodzenia w wierze!
Na okoliczność Światowego Dnia Osób z Chorobą Parkinsona apeluję o sprawdzenie naszego duchowego układu pozapiramidowego. Zróbmy to koniecznie, zwłaszcza, gdy na co dzień zaczynamy odczuwać brak duchowej dopaminy...
Układ pozapiramidowy wraz z układem piramidowym w organizmie człowieka odpowiada za czynności ruchowe. Gdy układ piramidowy zajmuje się czynnościami, które wymagają od nas skupienia, wówczas układ pozapiramidowy powoli przejmuje i automatyzuje czynności, które wcześniej były pod jego kontrolą. Innymi słowy, układ pozapiramidowy odciąża nas od konieczności skupiania się nad niektórymi czynnościami codziennymi, umożliwiając nam ich pewną automatyzację.
Gdy w tym układzie zaczyna brakować dopaminy, skądinąd zwanej hormonem szczęścia, pojawiają się pierwsze objawy choroby Parkinsona. Jej przebieg jest zwykle wieloletni, powolny, ale postępujący. Następuje m.in. spowolnienie ruchowe i jakby niezgrabność w ruchach, zaburzenia pisania, równowagi, trudności z wykonywaniem nawet tak prostych czynności jak wstawanie z krzesła, spowolnienie procesów psychicznych i charakterystyczne drżenie spoczynkowe.
Powróćmy do samego układu pozapiramidowego i w tym kontekście pomyślmy o naszym trwaniu w społeczności z Bogiem. Ponieważ jest to dla nas wielka sprawa, więc powinniśmy i chcemy skupiać na niej naszą uwagę. Przejawem tej społeczności jest między innymi modlitwa oraz słuchanie Słowa Bożego.
Jezus wiedział jednak, że codzienne obowiązki uniemożliwiają nam skupianie się na tym w dostatecznym stopniu. Obiecał więc posłać nam Ducha Świętego, jako dar dla każdego prawdziwego chrześcijanina. Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki - Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie [Jn 14,16–17].
Poprzez napełnienie Duchem Świętym chrześcijanin zostaje wyposażony w swego rodzaju duchowy układ pozapiramidowy. Ten to Duch świadczy wespół z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy [Rz 8,16]. Ten proces podtrzymywania i utwierdzania w wierze za sprawą Ducha trwa nieprzerwanie i nie wymaga naszego ciągłego skupiania się na nim.
Nawet w trakcie pracy czy podróży Duch nie tylko przypomina nam i ożywia w nas Słowo Boże, ale także, zwłaszcza poprzez dar mówienia językami, prowadzi w nas modlitwie. Podobnie i Duch wspiera nas w niemocy naszej; nie wiemy bowiem, o co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach. A Ten, który bada serca, wie, jaki jest zamysł Ducha, bo zgodnie z myślą Bożą wstawia się za świętymi [Rz 8,26–27]. Dzięki Bogu za dar Ducha Świętego!
Co jednak, gdy społeczność z Duchem Świętym zostanie ograniczona, gdy innymi słowy, ten duchowy układ pozapiramidowy ulegnie zaburzeniu? Wtedy zaczyna się duchowa "choroba Parkinsona". Jej objawy aż nadto widać u niektórych chrześcijan. Spowolnienie procesów duchowych, brak równowagi, zanik aktywności itd.
Oby dotyczyło to tylko 1% wierzących, a przynajmniej dopiero po 40-60 latach chodzenia w wierze!
Na okoliczność Światowego Dnia Osób z Chorobą Parkinsona apeluję o sprawdzenie naszego duchowego układu pozapiramidowego. Zróbmy to koniecznie, zwłaszcza, gdy na co dzień zaczynamy odczuwać brak duchowej dopaminy...
08 kwietnia, 2011
Podglądnijmy Jezusa: Sympatie polityczne
Wielu współczesnych chrześcijan nie ukrywa swoich sympatii partyjnych i związków z konkretnymi ugrupowaniami politycznymi. Uważnie śledzą rozgrywki międzypartyjne, dyskutują o polityce, wzywają innych do takiej aktywności i wykorzystują do tego nawet płaszczyznę kontaktów kościelnych.
Grupa liderów kreujących się na apostołów i proroków nowoczesnego kościoła przyszłości, wyraźnie gloryfikuje tylko jedną partię PO to, by wzywać swoich zwolenników do głosowania na jej kandydatów i do modlitw o jej pomyślność. Część chrześcijan opowiada się po lewej stronie sceny politycznej, nie bacząc – o zgrozo – na to, że większość jej przedstawicieli, już z założenia, odrzuca światopogląd chrześcijański. Są też chrześcijanie, którym podobają się partie o bardziej skrajnych poglądach i sympatyzują właśnie z nimi.
Wobec powyższego stanu rzeczy spróbujmy dziś zobaczyć w świetle Biblii, czy rownież Jezus miałby jakieś swoje sympatie polityczne i czy angażowałby po stronie którejś z partii?
W czasach Jezusa scena polityczna była nie mniej złożona niż dzisiejsza. Było o czym dyskutować. Całymi wieczorami można było się zastanawiać, kogo popierać. Reprezentowaną przez prokuratora Piłata władzę rzymską? Heroda Antypasa, króla żydowskiego? Członków Wielkiego Sanhedrynu? A może raczej sekretnych powstańców, wciąż dotkliwie nękających rzymskiego okupanta? Czyż w tak skomplikowanej sytuacji nie należało dać ludziom dobrego przykładu i opowiedzieć się po którejś ze stron?
Z ewangelii wynika, że Jezus miał spore szanse, by konkretnie zaistnieć na scenie politycznej i w ten sposób wpisać się w historię Izraela. Wtedy ludzie ujrzawszy cud, jaki uczynił, rzekli: Ten naprawdę jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Jezus zaś poznawszy, że zamyślają podejść, porwać go i obwołać królem, uszedł znowu na górę sam jeden [Jn 6,14–15].
Jednak Jezus celowo stronił od takiej aktywności. Nie uległ nawet namowie własnych braci. Rzekli więc do niego bracia jego: Odejdź stąd i idź do Judei, żeby i uczniowie twoi widzieli dzieła, które czynisz. Nikt bowiem nic w skrytości nie czyni, jeśli chce być znany. Skoro takie rzeczy czynisz, daj się poznać światu [Jn 7,3–4].
Piłatowi zdziwionemu Jego postawą odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie Królestwo moje nie jest stąd [Jn 18,36].
Od początku do samego końca swej publicznej działalności Jezus był skupiony na wzywaniu ludzi do upamiętania i opowiadaniu o królestwie Bożym. A potem, gdy Jan został uwięziony, przyszedł Jezus do Galilei, głosząc ewangelię Bożą i mówiąc: Wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże, upamiętajcie się i wierzcie ewangelii [Mk 1,14–15]. I stało się potem, że chodził po miastach i wioskach, zwiastując dobrą nowinę o Królestwie Bożym [Łk 8,1].
Tak oto Jezus nie został przewodniczącym żadnej partii, ani skutecznym reformatorem społecznym, ani mądrym mężem stanu, ani wielkim wodzem wojskowym, ani żadną inną gwiazdą tego świata. Zdaje się, że miał takie możliwości [Mt 4,8–9], ale je zdecydowanie odrzucił. On przyszedł zająć się ludzkimi sercami i zbawić lud swój od grzechów jego [Mt 1,21].
Z Biblii wynika, że Jezus nie spędziłby ani godziny w jakimkolwiek sztabie wyborczym. Czytając ewangelię ani razu nie widzimy Go przesiadującego w gronie politycznym i zajmującego się omawianiem, budowaniem czy popieraniem partyjnych strategii. Chyba szkoda Mu byłoby czasu na opowiadanie uczniom o "zielonej wyspie", która zaraz potem miałaby się okazać typowym grzęzawiskiem kryzysu...
Jezus był w stosunku do tego świata całkowicie apolityczny. Taki też winien pozostać poprzez świadectwo życia swoich naśladowców, bo Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8].
Grupa liderów kreujących się na apostołów i proroków nowoczesnego kościoła przyszłości, wyraźnie gloryfikuje tylko jedną partię PO to, by wzywać swoich zwolenników do głosowania na jej kandydatów i do modlitw o jej pomyślność. Część chrześcijan opowiada się po lewej stronie sceny politycznej, nie bacząc – o zgrozo – na to, że większość jej przedstawicieli, już z założenia, odrzuca światopogląd chrześcijański. Są też chrześcijanie, którym podobają się partie o bardziej skrajnych poglądach i sympatyzują właśnie z nimi.
Wobec powyższego stanu rzeczy spróbujmy dziś zobaczyć w świetle Biblii, czy rownież Jezus miałby jakieś swoje sympatie polityczne i czy angażowałby po stronie którejś z partii?
W czasach Jezusa scena polityczna była nie mniej złożona niż dzisiejsza. Było o czym dyskutować. Całymi wieczorami można było się zastanawiać, kogo popierać. Reprezentowaną przez prokuratora Piłata władzę rzymską? Heroda Antypasa, króla żydowskiego? Członków Wielkiego Sanhedrynu? A może raczej sekretnych powstańców, wciąż dotkliwie nękających rzymskiego okupanta? Czyż w tak skomplikowanej sytuacji nie należało dać ludziom dobrego przykładu i opowiedzieć się po którejś ze stron?
Z ewangelii wynika, że Jezus miał spore szanse, by konkretnie zaistnieć na scenie politycznej i w ten sposób wpisać się w historię Izraela. Wtedy ludzie ujrzawszy cud, jaki uczynił, rzekli: Ten naprawdę jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Jezus zaś poznawszy, że zamyślają podejść, porwać go i obwołać królem, uszedł znowu na górę sam jeden [Jn 6,14–15].
Jednak Jezus celowo stronił od takiej aktywności. Nie uległ nawet namowie własnych braci. Rzekli więc do niego bracia jego: Odejdź stąd i idź do Judei, żeby i uczniowie twoi widzieli dzieła, które czynisz. Nikt bowiem nic w skrytości nie czyni, jeśli chce być znany. Skoro takie rzeczy czynisz, daj się poznać światu [Jn 7,3–4].
Piłatowi zdziwionemu Jego postawą odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie Królestwo moje nie jest stąd [Jn 18,36].
Od początku do samego końca swej publicznej działalności Jezus był skupiony na wzywaniu ludzi do upamiętania i opowiadaniu o królestwie Bożym. A potem, gdy Jan został uwięziony, przyszedł Jezus do Galilei, głosząc ewangelię Bożą i mówiąc: Wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże, upamiętajcie się i wierzcie ewangelii [Mk 1,14–15]. I stało się potem, że chodził po miastach i wioskach, zwiastując dobrą nowinę o Królestwie Bożym [Łk 8,1].
Tak oto Jezus nie został przewodniczącym żadnej partii, ani skutecznym reformatorem społecznym, ani mądrym mężem stanu, ani wielkim wodzem wojskowym, ani żadną inną gwiazdą tego świata. Zdaje się, że miał takie możliwości [Mt 4,8–9], ale je zdecydowanie odrzucił. On przyszedł zająć się ludzkimi sercami i zbawić lud swój od grzechów jego [Mt 1,21].
Z Biblii wynika, że Jezus nie spędziłby ani godziny w jakimkolwiek sztabie wyborczym. Czytając ewangelię ani razu nie widzimy Go przesiadującego w gronie politycznym i zajmującego się omawianiem, budowaniem czy popieraniem partyjnych strategii. Chyba szkoda Mu byłoby czasu na opowiadanie uczniom o "zielonej wyspie", która zaraz potem miałaby się okazać typowym grzęzawiskiem kryzysu...
Jezus był w stosunku do tego świata całkowicie apolityczny. Taki też winien pozostać poprzez świadectwo życia swoich naśladowców, bo Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8].
07 kwietnia, 2011
Podglądnijmy Jezusa: Czy Jezus jeździłby tramwajem?
Dziś w Jerozolimie, po raz pierwszy w historii tego wyjątkowego miasta ruszają tramwaje. Jest to owoc decyzji ministerstwa transportu, podjętej w 1995 roku w celu usprawnienia komunikacji miejskiej i zachęcenia ludzi do przejścia na transport publiczny.
Budowę linii tramwajowej w Jerozolimie rozpoczęto w kwietniu 2006 roku. Cztery lata później zakończono układanie torów. Uruchomienie linii zaplanowano na 7 kwietnia 2011 roku. Tak więc, zgodnie z przewidywaniami, dzisiaj mieszkańcy Jerozolimy mogą wreszcie pojechać tramwajem.
Gdy mowa o Jerozolimie, to siłą rzeczy zaczynam myśleć o Jezusie. Mój Pan chodził ulicami tego miasta, nauczał, uzdrawiał, płakał nad stanem duchowym jej mieszkańców, stanął oko w oko z wrogimi mu przywódcami Izraela i w końcu tuż poza murami Jerozolimy został ukrzyżowany. Gdyby dziś przyszedł do Jerozolimy, czy można byłoby Go spotkać w tramwaju?
Kto jeździ tramwajem, ten wie, że transport publiczny nie zawsze bywa komfortowy. Można w nim niespodziewanie znaleźć się w wielkim ścisku, poczuć woń potu, nieświeży oddech a nawet smród totalnego braku higieny. Można usłyszeć niecenzuralne słowa, zostać okradzionym lub stać się obiektem niewybrednych zaczepek. Są ludzie, którzy za chiny nie wsiądą do tramwaju. A Jezus?
Jest taka odmiana chrześcijan, której przedstawiciele utrzymują, że Jezus chodził w bardzo drogiej szacie i jeździł osłem, czyli ówczesnym mercedesem. Jednakże czytelnik ewangelii wie, że nie jeździł, a chodził po miastach i wioskach, zwiastując dobrą nowinę o Królestwie Bożym [Łk 8,1]. Tylko raz go wsadzili na młode oślę i przewieźli kawałek. A to się stało, aby się spełniło, co powiedziano przez proroka, mówiącego: Powiedzcie córce syjońskiej: Oto Król twój przychodzi do ciebie łagodny i jedzie na ośle, źrebięciu oślicy podjarzemnej [Mt 21,4–5].
Warunki przyjścia na świat, miejsce dorastania i pracy przed rozpoczęciem publicznej służby Jezusa wskazują, że Pan chciał być zawsze pośród prostych i zwykłych ludzi. Tak bardzo trwał w tej postawie, że nawet nie obchodziły Go żydowskie szczegóły dot. zachowania czystości rytualnej.
W Jerycho myślano o Nim, że będzie stronił od miejsc, gdzie mógłby się zanieczyścić poprzez dotknięcie jakiegoś grzesznika. A gdy Jezus przybył na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź śpiesznie, gdyż dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. I zszedł śpiesznie, i przyjął go z radością. A widząc to, wszyscy szemrali, mówiąc: Do człowieka grzesznego przybył w gościnę [Łk 19,5–7].
Innym razem nie miał nic przeciwko temu, że kobieta lekkich obyczajów pokutowała u Jego nóg w trakcie posiłku. Ujrzawszy to faryzeusz, który go zaprosił, mówił sam w sobie: Gdyby ten był prorokiem, wiedziałby, kim i jaka jest ta kobieta, która go dotyka, bo to grzesznica [Łk 7,39].
Nie inaczej myśleli apostołowie. Bądźcie wobec siebie jednakowo usposobieni; nie bądźcie wyniośli, lecz się do niskich skłaniajcie; nie uważajcie sami siebie za mądrych [Rz 12,16].
Apostoł Paweł zauważył nawet swego rodzaju prawidłowość: Przypatrzcie się zatem sobie, bracia, kim jesteście według powołania waszego, że niewielu jest między wami mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu, ale to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych, i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne, i to, co jest niskiego rodu u świata i co wzgardzone, wybrał Bóg, w ogóle to, co jest niczym, aby to, co jest czymś, unicestwić, aby żaden człowiek nie chełpił się przed obliczem Bożym [1Ko 1,26–29].
Jezus nie miał alergii na ludzi ubogich, chorych, społecznie wykluczonych i ogólnie nieszczęśliwych. Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby szukać i zbawić to, co zginęło [Łk 19,10]. Myślę więc, że gdyby Jezus pojawił się w dzisiejszej Jerozolimie, to nie w otoczeniu ochroniarzy i w jakiejś limuzynie. Normalnie widzielibyśmy Go pośród zwykłych ludzi i nie raz w miejskim tramwaju.
Budowę linii tramwajowej w Jerozolimie rozpoczęto w kwietniu 2006 roku. Cztery lata później zakończono układanie torów. Uruchomienie linii zaplanowano na 7 kwietnia 2011 roku. Tak więc, zgodnie z przewidywaniami, dzisiaj mieszkańcy Jerozolimy mogą wreszcie pojechać tramwajem.
Gdy mowa o Jerozolimie, to siłą rzeczy zaczynam myśleć o Jezusie. Mój Pan chodził ulicami tego miasta, nauczał, uzdrawiał, płakał nad stanem duchowym jej mieszkańców, stanął oko w oko z wrogimi mu przywódcami Izraela i w końcu tuż poza murami Jerozolimy został ukrzyżowany. Gdyby dziś przyszedł do Jerozolimy, czy można byłoby Go spotkać w tramwaju?
Kto jeździ tramwajem, ten wie, że transport publiczny nie zawsze bywa komfortowy. Można w nim niespodziewanie znaleźć się w wielkim ścisku, poczuć woń potu, nieświeży oddech a nawet smród totalnego braku higieny. Można usłyszeć niecenzuralne słowa, zostać okradzionym lub stać się obiektem niewybrednych zaczepek. Są ludzie, którzy za chiny nie wsiądą do tramwaju. A Jezus?
Jest taka odmiana chrześcijan, której przedstawiciele utrzymują, że Jezus chodził w bardzo drogiej szacie i jeździł osłem, czyli ówczesnym mercedesem. Jednakże czytelnik ewangelii wie, że nie jeździł, a chodził po miastach i wioskach, zwiastując dobrą nowinę o Królestwie Bożym [Łk 8,1]. Tylko raz go wsadzili na młode oślę i przewieźli kawałek. A to się stało, aby się spełniło, co powiedziano przez proroka, mówiącego: Powiedzcie córce syjońskiej: Oto Król twój przychodzi do ciebie łagodny i jedzie na ośle, źrebięciu oślicy podjarzemnej [Mt 21,4–5].
Warunki przyjścia na świat, miejsce dorastania i pracy przed rozpoczęciem publicznej służby Jezusa wskazują, że Pan chciał być zawsze pośród prostych i zwykłych ludzi. Tak bardzo trwał w tej postawie, że nawet nie obchodziły Go żydowskie szczegóły dot. zachowania czystości rytualnej.
W Jerycho myślano o Nim, że będzie stronił od miejsc, gdzie mógłby się zanieczyścić poprzez dotknięcie jakiegoś grzesznika. A gdy Jezus przybył na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź śpiesznie, gdyż dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. I zszedł śpiesznie, i przyjął go z radością. A widząc to, wszyscy szemrali, mówiąc: Do człowieka grzesznego przybył w gościnę [Łk 19,5–7].
Innym razem nie miał nic przeciwko temu, że kobieta lekkich obyczajów pokutowała u Jego nóg w trakcie posiłku. Ujrzawszy to faryzeusz, który go zaprosił, mówił sam w sobie: Gdyby ten był prorokiem, wiedziałby, kim i jaka jest ta kobieta, która go dotyka, bo to grzesznica [Łk 7,39].
Nie inaczej myśleli apostołowie. Bądźcie wobec siebie jednakowo usposobieni; nie bądźcie wyniośli, lecz się do niskich skłaniajcie; nie uważajcie sami siebie za mądrych [Rz 12,16].
Apostoł Paweł zauważył nawet swego rodzaju prawidłowość: Przypatrzcie się zatem sobie, bracia, kim jesteście według powołania waszego, że niewielu jest między wami mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu, ale to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych, i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne, i to, co jest niskiego rodu u świata i co wzgardzone, wybrał Bóg, w ogóle to, co jest niczym, aby to, co jest czymś, unicestwić, aby żaden człowiek nie chełpił się przed obliczem Bożym [1Ko 1,26–29].
Jezus nie miał alergii na ludzi ubogich, chorych, społecznie wykluczonych i ogólnie nieszczęśliwych. Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby szukać i zbawić to, co zginęło [Łk 19,10]. Myślę więc, że gdyby Jezus pojawił się w dzisiejszej Jerozolimie, to nie w otoczeniu ochroniarzy i w jakiejś limuzynie. Normalnie widzielibyśmy Go pośród zwykłych ludzi i nie raz w miejskim tramwaju.
06 kwietnia, 2011
Uwaga! Podstęp!
Sześćset lat temu, 6 kwietnia 1411 roku do zamku krzyżackiego zaproszono delegację gdańszczan na rozmowy z konturem gdańskim Henrykiem von Plauen, w celu rozwiązania sporu dotyczącego płacenia podatków zakonowi.
Niestety, Krzyżacy wcale nie mieli zamiaru rozmawiać. Trzech delegatów, burmistrzów Konrada Leczkowa i Arnolda Hechta oraz rajcę Bartłomieja Grossa, podstępnie uwięziono i z rozkazu kontura zamordowano [obraz].
Podstęp, to jeden z najohydniejszych przejawów wrogości. Polega na stworzeniu pozorów uznania a nawet życzliwości, w celu wyrządzenia krzywdy. Człowiek myśli, że zostanie dobrze potraktowany, a tymczasem wchodzi w paszczę lwa.
Biblia ostrzega: Ten, kto nienawidzi, udaje wargami innego, lecz w sercu knuje podstęp; nie wierz mu, choć odzywa się miłym głosem, gdyż siedem obrzydliwości jest w jego sercu [Prz 26,24–25].
Dawid w natchnieniu Ducha napisał: Nawet przyjaciel mój, któremu zaufałem, który jadł mój chleb, podniósł piętę przeciwko mnie [Ps 41,10]. Ja również nie byłem dostatecznie ostrożny i doświadczyłem w życiu, jak smakuje podstęp. Jest on szczególnie gorzki, gdy spotyka nas ze strony braci, którym się zaufało. Serce zranione podstępem przez całe lata choruje, nie umiejąc już tak prostolinijnie ufać jak przedtem...
W okrągłą rocznicę śmierci burmistrza Leczkowa i jego towarzyszy, przypominam ostrzeżenie przed podstępem, który wciąż nam zagraża: A ów niegodziwiec przyjdzie za sprawą szatana z wszelką mocą, wśród znaków i rzekomych cudów, i wśród wszelkich podstępnych oszustw wobec tych, którzy mają zginąć, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, która mogła ich zbawić [2Ts 2,9–10].
Jest tylko jedno miejsce, gdzie nie ma i nigdy nie będzie żadnego podstępu. Ramiona Chrystusa. W nich czuję się całkowicie bezpieczny.
Niestety, Krzyżacy wcale nie mieli zamiaru rozmawiać. Trzech delegatów, burmistrzów Konrada Leczkowa i Arnolda Hechta oraz rajcę Bartłomieja Grossa, podstępnie uwięziono i z rozkazu kontura zamordowano [obraz].
Podstęp, to jeden z najohydniejszych przejawów wrogości. Polega na stworzeniu pozorów uznania a nawet życzliwości, w celu wyrządzenia krzywdy. Człowiek myśli, że zostanie dobrze potraktowany, a tymczasem wchodzi w paszczę lwa.
Biblia ostrzega: Ten, kto nienawidzi, udaje wargami innego, lecz w sercu knuje podstęp; nie wierz mu, choć odzywa się miłym głosem, gdyż siedem obrzydliwości jest w jego sercu [Prz 26,24–25].
Dawid w natchnieniu Ducha napisał: Nawet przyjaciel mój, któremu zaufałem, który jadł mój chleb, podniósł piętę przeciwko mnie [Ps 41,10]. Ja również nie byłem dostatecznie ostrożny i doświadczyłem w życiu, jak smakuje podstęp. Jest on szczególnie gorzki, gdy spotyka nas ze strony braci, którym się zaufało. Serce zranione podstępem przez całe lata choruje, nie umiejąc już tak prostolinijnie ufać jak przedtem...
W okrągłą rocznicę śmierci burmistrza Leczkowa i jego towarzyszy, przypominam ostrzeżenie przed podstępem, który wciąż nam zagraża: A ów niegodziwiec przyjdzie za sprawą szatana z wszelką mocą, wśród znaków i rzekomych cudów, i wśród wszelkich podstępnych oszustw wobec tych, którzy mają zginąć, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, która mogła ich zbawić [2Ts 2,9–10].
Jest tylko jedno miejsce, gdzie nie ma i nigdy nie będzie żadnego podstępu. Ramiona Chrystusa. W nich czuję się całkowicie bezpieczny.
04 kwietnia, 2011
I gdzie tu prawda?
4 kwietnia 1968 roku w amerykańskim mieście Memphis, w stanie Tennessee, zastrzelony został pastor Martin Luther King, niezwykle aktywny bojownik o równouprawnienie i zniesienie dyskryminacji rasowej, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1964 roku.
Za zabójcę uznano zbiegłego rok wcześniej z więzienia przestępcę James'a Earl'a Ray'a. Wysłano za nim list gończy i dwa miesiące po zabójstwie złapano go na londyńskim lotnisku, deportowano do USA i w 1969 roku skazano na 99 lat więzienia. W trakcie odsiadki, po blisko trzydziestu latach za kratkami, zmarł w więzieniu 23 kwietnia 1998 roku. Oficjalnym powodem zgonu była niewydolność nerek i wątroby.
Jest jednak w tej historii coś intrygującego. Otóż James Earl Ray przez cały czas utrzymywał, że to nie on był sprawcą tego strasznego zabójstwa. W 1997 roku syn doktora Kinga, Dexter King, odwiedził przestępcę w więzieniu [na zdjęciu] i po tym spotkaniu nabrał przekonania, że za zabójstwem rzeczywiście stoją zupełnie inne osoby. Dał nawet temu publiczny wyraz, popierając Raya w staraniach o ponowne wszczęcie procesu w sprawie zabójstwa ojca. Jednak rok później James E. Ray już nie żył.
Gdy myślę dziś o tej sprawie, to znów ogarnia mnie nieodparte wrażenie, że jesteśmy na co dzień ogłupiani nieprawdziwymi, celowo spreparowanymi informacjami. I niestety, niezależnie od epoki i panującej ideologii, kłamstwo święci triumfy, pod każdą szerokością geograficzną łatwo znajdując popyt.
Doświadczenie uczy, że do każdej publicznie podanej informacji należy podchodzić z dystansem, niemal tak dużym, jak do dziennika w dniu 1 kwietnia. Atak terrorystyczny 11 września! Broń biologiczna w Iraku! Troska Sojuszu o ludność cywilną w Libii! Przy każdym z tych newsów było i jest zbyt wiele znaków zapytania.
Nie inaczej jest w Polsce. Niby wszystkim zależy na wyjaśnieniu, kto i dlaczego zabił Komendanta Głównego Policji, kto naprawdę stoi za porwaniem Krzysztofa Olewnika itd., a tymczasem mijają lata i nic się nie wyjaśnia. Powiem więcej; nawet gdyby ktoś jutro zaczął ogłaszać, że mówi wreszcie prawdę w którejś z tych spraw, to i tak bym mu nie wierzył. Każdy system polityczny, gospodarczy czy nawet religijny tego świata majstruje i kombinuje, żeby prawdę ukryć, a przynajmniej ją zniekształcić.
Dlaczego? Bo cały świat jest opanowany duchem kłamstwa. Niezależnie od stopnia uświadomienia sobie tego zjawiska, ludzie nie tylko kłamią, ale także sami chcą być okłamywani. Kłamstwo jest swego rodzaju niepisaną zmową społeczeństwa i jakiekolwiek deklaracje mówienia prawdy tego nie zmienią. Pamiętam jak w dawnych latach żartobliwie pytaliśmy: Czy wiesz jaki jest największy organ kłamstwa na świecie? Prawda! – brzmiała prawidłowa odpowiedź, a dotyczyła znanej gazety sowieckiej.
Syn Boży zdiagnozował stan serc dyskutujących z Nim Żydów następująco: Ojcem waszym jest diabeł i chcecie postępować według pożądliwości ojca waszego. On był mężobójcą od początku i w prawdzie nie wytrwał, bo w nim nie ma prawdy. Gdy mówi kłamstwo, mówi od siebie, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa. Ponieważ ja mówię prawdę, nie wierzycie mi [Jn 8,44–45].
Zwykły obywatel sprzed czterdziestu lat usłyszał i uwierzył, że złapano zabójcę pastora Luthera Kinga i wsadzono go do więzienia. Miał wierzyć, że to prawda. Do dziś jednak nie wiadomo, jak z tym zabójstwem było naprawdę. Kłamstwo podane jako prawda bardzo szkodzi sprawie, bo wprowadza dezorientację. Co to jest prawda? – z nutą sceptycyzmu w głosie pytał Jezusa rzymski namiestnik.
Każdy, kto w sensie duchowym przynależy do świata, jest opanowany duchem kłamstwa i nie potrafi żyć w prawdzie. Dopiero wtedy, gdy narodzi się na nowo, gdy doświadczy duchowego odrodzenia przez wiarę w Jezusa Chrystusa zostaje wyzwolony z sideł kłamstwa.
Jezus powiedział: Ja się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego [Jn 18,37]. Mówił więc Jezus do Żydów, którzy uwierzyli w Niego: Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi [Jn 8,31–32].
Jedno wiem, a sprawa wspomnianego dziś zabójstwa dr Kinga zdaje się to potwierdzać, że żadnej zasłyszanej w mediach wiadomości nie można do końca ufać. Spolegliwym źródłem prawdziwych informacji o całym świecie i o każdym z nas, jest Słowo Boże, gdyż prawda jest w Jezusie [Ef 4,21].
Syn Boży potwierdził swoją prawdomówność zmartwychwstaniem! Pokażcie mi drugiego takiego. Wierzę w każde słowo Jezusa Chrystusa.
Za zabójcę uznano zbiegłego rok wcześniej z więzienia przestępcę James'a Earl'a Ray'a. Wysłano za nim list gończy i dwa miesiące po zabójstwie złapano go na londyńskim lotnisku, deportowano do USA i w 1969 roku skazano na 99 lat więzienia. W trakcie odsiadki, po blisko trzydziestu latach za kratkami, zmarł w więzieniu 23 kwietnia 1998 roku. Oficjalnym powodem zgonu była niewydolność nerek i wątroby.
Jest jednak w tej historii coś intrygującego. Otóż James Earl Ray przez cały czas utrzymywał, że to nie on był sprawcą tego strasznego zabójstwa. W 1997 roku syn doktora Kinga, Dexter King, odwiedził przestępcę w więzieniu [na zdjęciu] i po tym spotkaniu nabrał przekonania, że za zabójstwem rzeczywiście stoją zupełnie inne osoby. Dał nawet temu publiczny wyraz, popierając Raya w staraniach o ponowne wszczęcie procesu w sprawie zabójstwa ojca. Jednak rok później James E. Ray już nie żył.
Gdy myślę dziś o tej sprawie, to znów ogarnia mnie nieodparte wrażenie, że jesteśmy na co dzień ogłupiani nieprawdziwymi, celowo spreparowanymi informacjami. I niestety, niezależnie od epoki i panującej ideologii, kłamstwo święci triumfy, pod każdą szerokością geograficzną łatwo znajdując popyt.
Doświadczenie uczy, że do każdej publicznie podanej informacji należy podchodzić z dystansem, niemal tak dużym, jak do dziennika w dniu 1 kwietnia. Atak terrorystyczny 11 września! Broń biologiczna w Iraku! Troska Sojuszu o ludność cywilną w Libii! Przy każdym z tych newsów było i jest zbyt wiele znaków zapytania.
Nie inaczej jest w Polsce. Niby wszystkim zależy na wyjaśnieniu, kto i dlaczego zabił Komendanta Głównego Policji, kto naprawdę stoi za porwaniem Krzysztofa Olewnika itd., a tymczasem mijają lata i nic się nie wyjaśnia. Powiem więcej; nawet gdyby ktoś jutro zaczął ogłaszać, że mówi wreszcie prawdę w którejś z tych spraw, to i tak bym mu nie wierzył. Każdy system polityczny, gospodarczy czy nawet religijny tego świata majstruje i kombinuje, żeby prawdę ukryć, a przynajmniej ją zniekształcić.
Dlaczego? Bo cały świat jest opanowany duchem kłamstwa. Niezależnie od stopnia uświadomienia sobie tego zjawiska, ludzie nie tylko kłamią, ale także sami chcą być okłamywani. Kłamstwo jest swego rodzaju niepisaną zmową społeczeństwa i jakiekolwiek deklaracje mówienia prawdy tego nie zmienią. Pamiętam jak w dawnych latach żartobliwie pytaliśmy: Czy wiesz jaki jest największy organ kłamstwa na świecie? Prawda! – brzmiała prawidłowa odpowiedź, a dotyczyła znanej gazety sowieckiej.
Syn Boży zdiagnozował stan serc dyskutujących z Nim Żydów następująco: Ojcem waszym jest diabeł i chcecie postępować według pożądliwości ojca waszego. On był mężobójcą od początku i w prawdzie nie wytrwał, bo w nim nie ma prawdy. Gdy mówi kłamstwo, mówi od siebie, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa. Ponieważ ja mówię prawdę, nie wierzycie mi [Jn 8,44–45].
Zwykły obywatel sprzed czterdziestu lat usłyszał i uwierzył, że złapano zabójcę pastora Luthera Kinga i wsadzono go do więzienia. Miał wierzyć, że to prawda. Do dziś jednak nie wiadomo, jak z tym zabójstwem było naprawdę. Kłamstwo podane jako prawda bardzo szkodzi sprawie, bo wprowadza dezorientację. Co to jest prawda? – z nutą sceptycyzmu w głosie pytał Jezusa rzymski namiestnik.
Każdy, kto w sensie duchowym przynależy do świata, jest opanowany duchem kłamstwa i nie potrafi żyć w prawdzie. Dopiero wtedy, gdy narodzi się na nowo, gdy doświadczy duchowego odrodzenia przez wiarę w Jezusa Chrystusa zostaje wyzwolony z sideł kłamstwa.
Jezus powiedział: Ja się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego [Jn 18,37]. Mówił więc Jezus do Żydów, którzy uwierzyli w Niego: Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi [Jn 8,31–32].
Jedno wiem, a sprawa wspomnianego dziś zabójstwa dr Kinga zdaje się to potwierdzać, że żadnej zasłyszanej w mediach wiadomości nie można do końca ufać. Spolegliwym źródłem prawdziwych informacji o całym świecie i o każdym z nas, jest Słowo Boże, gdyż prawda jest w Jezusie [Ef 4,21].
Syn Boży potwierdził swoją prawdomówność zmartwychwstaniem! Pokażcie mi drugiego takiego. Wierzę w każde słowo Jezusa Chrystusa.
03 kwietnia, 2011
Zawsze modna ozdoba
Sztuka zdobienia i przystrajania na przestrzeni wieków przechodzi ustawiczne zmiany. Zależna od ogólnie panujących trendów, dostosowuje się do tego, co aktualnie jest w modzie. W konsekwencji dość często bywa tak, że elementów ozdobnych sprzed lat, dziś raczej już się nie stosuje.
Potrzeba przyozdabiania pozostała, ale zmieniło się wiele w określaniu tego, co uważa się za piękne i estetyczne, więc stare ozdoby muszą odejść do lamusa.
Ponieważ mamy dziś rocznicę śmierci Jezusa Chrystusa, rozmyślam nad fragmentem Ewangelii opisującym tamte wydarzenia. I wysłał Piotra i Jana, rzekłszy im: Idźcie i przygotujcie nam wieczerzę paschalną do spożycia. Oni zaś rzekli do niego: Gdzie chcesz, byśmy ją przygotowali? On zaś rzekł do nich: Gdy wchodzić będziecie do miasta, oto spotka się z wami człowiek, niosący dzban wody; idźcie za nim do domu, do którego wejdzie; i powiedzcie gospodarzowi tego domu: Nauczyciel każe ci powiedzieć: Gdzie jest izba, w której mógłbym spożyć baranka wielkanocnego z uczniami moimi? A on pokaże wam przestronną jadalnię, przystrojoną, tam przygotujcie. A oni odszedłszy, znaleźli, jak im powiedział, i przygotowali wieczerzę paschalną [Łk 22,8–13].
Zwróciłem dziś uwagę na to, że sala, w której Pan spożywał z uczniami ostatnią wieczerzę paschalną, została przystrojona. Czy tak, jak my byśmy to dziś zrobili? Z pewnością ówczesny sposób przyozdabiania wnętrz znacznie różnił się od dzisiejszego, że o różnicach kulturowych już nie wspomnę.
Gdy zabieramy się za przystrajanie czegokolwiek, winniśmy wziąć pod uwagę, dla kogo to robimy? Jeżeli nie dla siebie, to dobierając ozdoby, nie możemy kierować się własnymi, lecz upodobaniami adresata naszych starań.
Nie inaczej jest w duchowej sferze życia. Są chrześcijanie, którzy niby robią coś dla Boga, ale wcale nie dopytują się o Jego upodobania. Kierują się tym, co im samym się podoba.
Apostoł Paweł w natchnieniu Ducha określił cel starań chrześcijanina następująco: Dlatego też dokładamy starań, żeby, niezależnie od tego, czy mieszkamy w ciele, czy jesteśmy poza ciałem, jemu się podobać [2Ko 5,9]. Tak więc nieważne jest to, co mnie się podoba. Ważne, co Pan Jezus chciałby, patrząc na moje życie, oglądać.
Jak mogę przyozdobić moje życie dla Niego? Świadectwa twoje są godne wiary, ozdobą domu twego, Panie, jest świętość po wsze czasy [Ps 93,5]. Mam odpowiedź. Niezależnie od światowych trendów, Jezusowi zawsze podoba się świętość.
Potrzeba przyozdabiania pozostała, ale zmieniło się wiele w określaniu tego, co uważa się za piękne i estetyczne, więc stare ozdoby muszą odejść do lamusa.
Ponieważ mamy dziś rocznicę śmierci Jezusa Chrystusa, rozmyślam nad fragmentem Ewangelii opisującym tamte wydarzenia. I wysłał Piotra i Jana, rzekłszy im: Idźcie i przygotujcie nam wieczerzę paschalną do spożycia. Oni zaś rzekli do niego: Gdzie chcesz, byśmy ją przygotowali? On zaś rzekł do nich: Gdy wchodzić będziecie do miasta, oto spotka się z wami człowiek, niosący dzban wody; idźcie za nim do domu, do którego wejdzie; i powiedzcie gospodarzowi tego domu: Nauczyciel każe ci powiedzieć: Gdzie jest izba, w której mógłbym spożyć baranka wielkanocnego z uczniami moimi? A on pokaże wam przestronną jadalnię, przystrojoną, tam przygotujcie. A oni odszedłszy, znaleźli, jak im powiedział, i przygotowali wieczerzę paschalną [Łk 22,8–13].
Zwróciłem dziś uwagę na to, że sala, w której Pan spożywał z uczniami ostatnią wieczerzę paschalną, została przystrojona. Czy tak, jak my byśmy to dziś zrobili? Z pewnością ówczesny sposób przyozdabiania wnętrz znacznie różnił się od dzisiejszego, że o różnicach kulturowych już nie wspomnę.
Gdy zabieramy się za przystrajanie czegokolwiek, winniśmy wziąć pod uwagę, dla kogo to robimy? Jeżeli nie dla siebie, to dobierając ozdoby, nie możemy kierować się własnymi, lecz upodobaniami adresata naszych starań.
Nie inaczej jest w duchowej sferze życia. Są chrześcijanie, którzy niby robią coś dla Boga, ale wcale nie dopytują się o Jego upodobania. Kierują się tym, co im samym się podoba.
Apostoł Paweł w natchnieniu Ducha określił cel starań chrześcijanina następująco: Dlatego też dokładamy starań, żeby, niezależnie od tego, czy mieszkamy w ciele, czy jesteśmy poza ciałem, jemu się podobać [2Ko 5,9]. Tak więc nieważne jest to, co mnie się podoba. Ważne, co Pan Jezus chciałby, patrząc na moje życie, oglądać.
Jak mogę przyozdobić moje życie dla Niego? Świadectwa twoje są godne wiary, ozdobą domu twego, Panie, jest świętość po wsze czasy [Ps 93,5]. Mam odpowiedź. Niezależnie od światowych trendów, Jezusowi zawsze podoba się świętość.
02 kwietnia, 2011
Zaświeć się na niebiesko!
Dziś Światowy Dzień Wiedzy na Temat Autyzmu. Obok raka, cukrzycy i AIDS jest to jeden z najpoważniejszych problemów zdrowotnych świata, bo dotyczy około 5 milionów ludzi, zwłaszcza dzieci, niezależnie od płci, rasy i statusu społeczno-ekonomicznego. Szacuje się, że w Polsce z tego typu zaburzeniami zmaga się około 30 tysięcy osób.
Autyzm to choroba o wielu obliczach. Wszystkie one charakteryzują się znacznymi zaburzeniami interakcji społecznych i komunikacji, jak również znacznie ograniczonymi zainteresowaniami czy też bardzo powtarzalnym zachowaniem.
Ideą Dnia Wiedzy na Temat Autyzmu jest podnoszenie w społeczeństwie świadomości występowania tego schorzenia i przełamywanie stereotypów, takich jak np. przekonanie, że autyzm jest rzadkością i że można z niego wyrosnąć.
Aby wzbudzić zaciekawienie tą sprawą i sprowokować odbiorców na całym świecie do rozmowy na temat autyzmu, amerykańska organizacja Autism Speaks wymyśliła akcję "Zaświeć się na niebiesko" (Light it up blue). W jej ramach na niebiesko oświetlone zostaną m.in. Empire State Building w Nowym Jorku i CN Tower w Toronto. Także każdy z nas może się włączyć do tej akcji, ubierając się na niebiesko, a przynajmniej dołączając do stroju jakiś niebieski element, zmieniając wyświetlacz w telefonie na niebieski, kolorystykę strony internetowej, itd.
Wszystko po to, aby sprowokować ludzi do zainteresowania się zagadnieniem autyzmu, bowiem brak wiedzy oraz pokutujące stereotypy powodują, że często rodzice chorych dzieci zbyt późno zaczynają szukać pomocy. Zwlekanie z diagnozą i terapią powoduje nasilanie objawów autyzmu, a w skrajnych przypadkach może być przyczyną ciężkiej niepełnosprawności.
Cieszy mnie to, że mamy na świecie takich ludzi, którzy chcą innym pomagać, uświadamiać ich i chronić. Dzisiejsza akcja świadczy o tym, że na szczęście nie wszyscy zobojętnieli na los bliźniego.
Jako chrześcijanin każdego dnia spotykam na ulicy setki ludzi, którzy nie mają świadomości, że zbliża się sąd Boży. Jeśli nic nie zrobią ze swoim stanem duchowym, jeżeli nie pojednają się z Bogiem, to pójdą na wieczne zatracenie. Czy obchodzi mnie to, co się z nimi stanie? Czy zależy mi, aby jak najwięcej ludzi mogło wejść do Królestwa Niebieskiego?
Biblia wzywa: Ratuj wydanych na śmierć, a tych, których się wiedzie na stracenie, zatrzymaj [Prz 24,11]. Wielu ludzi kroczy drogą widącą na zatracenie, bo nie mają świadomości, że muszą się narodzić na nowo. Jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Krolestwa Bożego [Jn 3,3].
Zachodzi pilna potrzeba, abym w celu ostrzegania ich i uświadamiania, każdego dnia próbował jakoś zaświecić się na niebiesko! A Ty, chrześcijaninie? Czy bierzesz na co dzień udział w akcji ratowania dusz?
Autyzm to choroba o wielu obliczach. Wszystkie one charakteryzują się znacznymi zaburzeniami interakcji społecznych i komunikacji, jak również znacznie ograniczonymi zainteresowaniami czy też bardzo powtarzalnym zachowaniem.
Ideą Dnia Wiedzy na Temat Autyzmu jest podnoszenie w społeczeństwie świadomości występowania tego schorzenia i przełamywanie stereotypów, takich jak np. przekonanie, że autyzm jest rzadkością i że można z niego wyrosnąć.
Aby wzbudzić zaciekawienie tą sprawą i sprowokować odbiorców na całym świecie do rozmowy na temat autyzmu, amerykańska organizacja Autism Speaks wymyśliła akcję "Zaświeć się na niebiesko" (Light it up blue). W jej ramach na niebiesko oświetlone zostaną m.in. Empire State Building w Nowym Jorku i CN Tower w Toronto. Także każdy z nas może się włączyć do tej akcji, ubierając się na niebiesko, a przynajmniej dołączając do stroju jakiś niebieski element, zmieniając wyświetlacz w telefonie na niebieski, kolorystykę strony internetowej, itd.
Wszystko po to, aby sprowokować ludzi do zainteresowania się zagadnieniem autyzmu, bowiem brak wiedzy oraz pokutujące stereotypy powodują, że często rodzice chorych dzieci zbyt późno zaczynają szukać pomocy. Zwlekanie z diagnozą i terapią powoduje nasilanie objawów autyzmu, a w skrajnych przypadkach może być przyczyną ciężkiej niepełnosprawności.
Cieszy mnie to, że mamy na świecie takich ludzi, którzy chcą innym pomagać, uświadamiać ich i chronić. Dzisiejsza akcja świadczy o tym, że na szczęście nie wszyscy zobojętnieli na los bliźniego.
Jako chrześcijanin każdego dnia spotykam na ulicy setki ludzi, którzy nie mają świadomości, że zbliża się sąd Boży. Jeśli nic nie zrobią ze swoim stanem duchowym, jeżeli nie pojednają się z Bogiem, to pójdą na wieczne zatracenie. Czy obchodzi mnie to, co się z nimi stanie? Czy zależy mi, aby jak najwięcej ludzi mogło wejść do Królestwa Niebieskiego?
Biblia wzywa: Ratuj wydanych na śmierć, a tych, których się wiedzie na stracenie, zatrzymaj [Prz 24,11]. Wielu ludzi kroczy drogą widącą na zatracenie, bo nie mają świadomości, że muszą się narodzić na nowo. Jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Krolestwa Bożego [Jn 3,3].
Zachodzi pilna potrzeba, abym w celu ostrzegania ich i uświadamiania, każdego dnia próbował jakoś zaświecić się na niebiesko! A Ty, chrześcijaninie? Czy bierzesz na co dzień udział w akcji ratowania dusz?
01 kwietnia, 2011
Niezmiennie tak samo
Od ponad stu lat 1 kwietnia to Międzynarodowy Dzień Ptaków. Ustanowiony w 1906 roku ma corocznie zwracać uwagę na niebezpieczeństwa zagrażające ptakom na całym świecie i zachęcać ludzi do większej aktywności w ich ochronie.
Od najmniejszego z ptaków, czyli kolibra wielkości zaledwie kilku centymetrów, po o kilkadziesiąt razy większego strusia, największego ptaka na Ziemi, doliczono się ponad 10 tysięcy gatunków ptaków żyjących na świecie.
Rozmaitość pokarmu, środowiska naturalnego i ptasich zwyczajów – to niezwykle interesujący i pouczający materiał poznawczy. Niektóre ptaki w ogóle nie potrafią latać. Część z nich nie buduję gniazd. Około setka z nich podrzuca swoje jaja do gniazd innych ptaków. Część jest aktywna nocą, każdy śpiewa inaczej itd. Naprawdę bez końca można się przyglądać, uczyć i zachwycać.
Jednym z najbardziej zadziwiających zagadnień z życia ptaków jest ich migracja. Bóg wpisał w ich naturę zdolność precyzyjnego określania pory startu, trasy przelotu i wielu innych szczegółów. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko mieści się w małym ptasim móżdżku. Mało tego. Mijają pokolenia, zmieniają się czasy, a ptaki niezmiennie postępują tak samo. Ponad sto lat temu Chełmoński widział i malował odlatujące bociany i my każdej jesieni mamy podobne obserwacje.
Biblia posługuje się przykładem ptaków wędrownych, by zmobilizować wierzących ludzi do życia według Słowa Bożego. Nawet bocian w przestworzach zna swój czas, synogarlica, jaskółka i żuraw przestrzegają pory swojego przylotu, lecz mój lud nie chce znać prawa Pana [Jr 8,7]. Jakże lekko ci przychodzi zmieniać swoją drogę [Jr 2,36] - zdumiewa się Pan nad swoim ludem.
Czy możesz sobie wyobrazić bociana, który zmienił plany i zimą chce w Polsce łapać żaby, albo jaskółki, które zrezygnowały z przylotu do swoich gniazd, bo się im nie chciało? Każdy ptak został obdarzony przez Boga stosownym instynktem, który ściśle określa jego zachowanie przez całe jego życie. A ty? Zostałeś obdarzony rozumem, nie instynktem. Czy wobec tego możesz postępować tak, jak ci się żywnie podoba? Czy możesz samowolnie zmieniać reguły i cele swego życia na ziemi?
Jezus powiedział: Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą [Mt 24,35]. Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo, abyśmy żyli z Nim i dla Niego. Naszym przeznaczeniem jest służenie Bogu i oddawanie Mu chwały zgodnie z Jego wolą objawioną w Biblii. Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany [2Tm 3,16–17].
Uważnie czytaj tę księgę i rozmyślaj o niej we dnie i w nocy, aby ściśle czynić wszystko, co w niej jest napisane, bo wtedy poszczęści się twojej drodze i wtedy będzie ci się powodziło [Joz 1,8].
Jezus powiedział, że człowiek jest znacznie wartościowszy, niż jakikolwiek ptak. Spójrzcie na kruki, że nie sieją, ani żną, nie mają spichlerza ani składnicy, a jednak Bóg żywi je; o ileż więcej wy jesteście warci niż ptaki! [Łk 12,24]. Tą wartością jest nasza nieśmiertelna dusza i możliwość społeczności z Bogiem przez wiarę w Jezusa Chrystusa.
W Międzynarodowym Dniu Ptaków zadziwiam się nad niezwykłością tych stworzeń i na ich przykładzie mobilizuję się do życia w ustawicznym posłuszeństwie Słowu Bożemu.
Od najmniejszego z ptaków, czyli kolibra wielkości zaledwie kilku centymetrów, po o kilkadziesiąt razy większego strusia, największego ptaka na Ziemi, doliczono się ponad 10 tysięcy gatunków ptaków żyjących na świecie.
Rozmaitość pokarmu, środowiska naturalnego i ptasich zwyczajów – to niezwykle interesujący i pouczający materiał poznawczy. Niektóre ptaki w ogóle nie potrafią latać. Część z nich nie buduję gniazd. Około setka z nich podrzuca swoje jaja do gniazd innych ptaków. Część jest aktywna nocą, każdy śpiewa inaczej itd. Naprawdę bez końca można się przyglądać, uczyć i zachwycać.
Jednym z najbardziej zadziwiających zagadnień z życia ptaków jest ich migracja. Bóg wpisał w ich naturę zdolność precyzyjnego określania pory startu, trasy przelotu i wielu innych szczegółów. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko mieści się w małym ptasim móżdżku. Mało tego. Mijają pokolenia, zmieniają się czasy, a ptaki niezmiennie postępują tak samo. Ponad sto lat temu Chełmoński widział i malował odlatujące bociany i my każdej jesieni mamy podobne obserwacje.
Biblia posługuje się przykładem ptaków wędrownych, by zmobilizować wierzących ludzi do życia według Słowa Bożego. Nawet bocian w przestworzach zna swój czas, synogarlica, jaskółka i żuraw przestrzegają pory swojego przylotu, lecz mój lud nie chce znać prawa Pana [Jr 8,7]. Jakże lekko ci przychodzi zmieniać swoją drogę [Jr 2,36] - zdumiewa się Pan nad swoim ludem.
Czy możesz sobie wyobrazić bociana, który zmienił plany i zimą chce w Polsce łapać żaby, albo jaskółki, które zrezygnowały z przylotu do swoich gniazd, bo się im nie chciało? Każdy ptak został obdarzony przez Boga stosownym instynktem, który ściśle określa jego zachowanie przez całe jego życie. A ty? Zostałeś obdarzony rozumem, nie instynktem. Czy wobec tego możesz postępować tak, jak ci się żywnie podoba? Czy możesz samowolnie zmieniać reguły i cele swego życia na ziemi?
Jezus powiedział: Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą [Mt 24,35]. Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo, abyśmy żyli z Nim i dla Niego. Naszym przeznaczeniem jest służenie Bogu i oddawanie Mu chwały zgodnie z Jego wolą objawioną w Biblii. Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany [2Tm 3,16–17].
Uważnie czytaj tę księgę i rozmyślaj o niej we dnie i w nocy, aby ściśle czynić wszystko, co w niej jest napisane, bo wtedy poszczęści się twojej drodze i wtedy będzie ci się powodziło [Joz 1,8].
Jezus powiedział, że człowiek jest znacznie wartościowszy, niż jakikolwiek ptak. Spójrzcie na kruki, że nie sieją, ani żną, nie mają spichlerza ani składnicy, a jednak Bóg żywi je; o ileż więcej wy jesteście warci niż ptaki! [Łk 12,24]. Tą wartością jest nasza nieśmiertelna dusza i możliwość społeczności z Bogiem przez wiarę w Jezusa Chrystusa.
W Międzynarodowym Dniu Ptaków zadziwiam się nad niezwykłością tych stworzeń i na ich przykładzie mobilizuję się do życia w ustawicznym posłuszeństwie Słowu Bożemu.