30 listopada, 2014

I teraz, i w każdej następnej turze

Jestem dziś w tej szczęśliwej sytuacji, że mogę potwierdzić mój wybór sprzed dwóch tygodni. Oznacza to, że wcześniej podjąłem decyzję na tyle przyszłościową, że dzisiaj mam na kogo głosować. Na szczęście też nie muszę zmieniać zdania, bo nadal wierzę w słuszność przyjętej wcześniej drogi.

Niechby ta prosta ilustracja - odnosząca się oczywiście do miejsc, gdzie dziś ma miejsce druga tura głosowania - stała się przyczynkiem do zastanowienia się nad naszymi wyborami o wiele ważniejszymi od samorządowych. Zdarza się ludziom podjąć takie decyzje życiowe, z których potem są niezadowoleni, albo które niczego dobrego nie rokują na przyszłość. Wtedy najmądrzej byłoby się z nich wycofać, lecz nie zawsze jest to możliwe i łatwe. Plują więc sobie w brodę i brną w zło, które wybrali. Są też ludzie bardzo niestabilni w swoich wyborach, co sezon zmieniający zdanie. O takich w ogóle nie chcę teraz pisać. Pochwalić dziś chcę osoby, które dokonały w życiu takich wyborów, których teraz nie muszą się wstydzić i przy których mogą nadal obstawać.

Takiego wyboru osobiście dokonałem w wieku osiemnastu lat. Postanowiłem wówczas, w 1977 roku, że całe moje przyszłe życie powierzam Jezusowi Chrystusowi i oddaję się Mu w służbę. Wielu moich rówieśników wybrało wówczas inaczej. Jeden oddał się karierze sportowej, drugi zdobywaniu pieniędzy, ktoś czym prędzej wybrał żeniaczkę, a kilku oddało się pijaństwu. Mój wybór był wówczas bardzo niepopularny w środowisku rówieśniczym. Gdy jednak upływały kolejne lata, stawało się jasne, że nie wszyscy byli zadowoleni z obranej drogi. O ile wiem, co najmniej trzech moich szkolnych kolegów już nie żyje, sportowiec nie osiągnął sukcesu, a zakochany wówczas nowożeniec wkrótce się rozwiódł. Ja natomiast byłem w tej szczęśliwej sytuacji, że każdego roku wciąż na nowo mogłem z radością potwierdzać wcześniejszy wybór. Tak jest do dzisiaj. Każdego ranka wybieram i wyznaję Jezusa, jako mojego Zbawiciela i Pana.

Parę lat temu pewien człowiek wyznał mi, że żal mu i wstyd przed rodziną z powodu podjętej wcześniej decyzji. Jako były już świadek Jehowy, żałował lat zmarnowanych na rzecz owej organizacji religijnej. Zrozumiał, że chociaż nie jest to łatwe, musi wycofać się ze swego wyboru. Szczerze mu współczułem. Nie jest łatwo przyznać się, że dokonało się złego wyboru.

Kto wybierze Pana Jezusa i pójdzie w Jego ślady, ten może być pewny, że nigdy nie będzie musiał zawracać. Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. Nie ma lepszego i pewniejszego kandydata. Przy tym wyborze z radością od lat chcę obstawać. I dzisiaj, i w każdej następnej turze pragnę potwierdzać mój związek z Panem Jezusem. Tej decyzji nigdy nie będę musiał się wstydzić.

29 listopada, 2014

Zbyt zawężona solidarność

Dziś Międzynarodowy Dzień Solidarności z Narodem Palestyńskim (ang. International Day of Solidarity with the Palestinian People). Jak dla mnie, problematyczne święto, ustanowione przez Zgromadzenie Ogólne ONZ, obchodzone 29 listopada, w rocznicę przyjęcia rezolucji nr 181 z 1947 roku o podziale Palestyny.

Nazwałem to święto problematycznym, ponieważ jako chrześcijanin chcę być solidarny zarówno z Żydami jak i z Palestyńczykami. Nacjonalizm bowiem i odmowa innym prawa do życia na ziemi, nie mieszczą się w kanonie myśli ewangelicznej. Przytulisko dla terrorystycznych organizacji w Strefie Gazy, wciąż na nowo odpalane z terytorium Palestyny rakiety wymierzone w osiedla żydowskie, to wszystko bardzo utrudnia sercu, by solidaryzowało się z narodem palestyńskim.

Palestyńczycy, niestety, nie chcą pokojowego współistnienia z Żydami. Nie tylko nie uznali rezolucji 181, ale wręcz otwarcie dążą do usunięcia Izraela z mapy Bliskiego Wschodu. Zabicie Izraelity, to dla wielu skrajnych Arabów oznaka bohaterstwa, czyn zasługujący na powszechne uznanie. Dla zmyłki uciekają się oni do wielu sztuczek propagandowych, m.in. takich, że Żydzi wciąż zabijają ludność cywilną i ich niewinne dzieci. Prawda natomiast jest taka, że wiele tych scen sfingowano, z myślą o tym, by na świecie zjednać Arabom współczucie i wywołać niechęć do Żydów. Oto przykład:



Syn Boży wyraźnie powiedział: Mam i inne owce, które nie są z tej owczarni; również i te muszę przyprowadzić, i głosu mojego słuchać będą, i będzie jedna owczarnia i jeden pasterz [Jn 10,16]. Bóg w Chrystusie otworzył drzwi do Królestwa Bożego dla obywateli różnych państw i narodów. Albowiem wszyscy jesteście synami Bożymi przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Bo wszyscy, którzy zostaliście w Chrystusie ochrzczeni, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie [Ga 3,26-28].

Najwyższy czas, by przyjąć biblijną prawdę, że Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie miły mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje. Posłał On synom izraelskim Słowo, zwiastując dobrą nowinę o pokoju przez Jezusa Chrystusa; On to jest Panem wszystkich [Dz 10,35-36]. Nie ma miejsca na gloryfikowanie Izraelitów kosztem Arabów. Źle się dzieje w niektórych  zborach chrześcijańskich, że wszystko, co żydowskie jest w nich faworyzowane i urasta do rangi świętości. Jednakże nie można też ślepo wierzyć propagandzie palestyńskiej i w imię świętowanej dziś solidarności, źle myśleć o Żydach, bo naprawdę ten naród wart jest podziwu i szacunku.

Solidaryzowanie się chrześcijanina z jedną tylko stroną konfliktu w Ziemi Świętej nie jest na miejscu. Trzeba nam współczuć i jednym, i drugim. Trzeba traktować ich jednakowo i z jednakowym sercem myśleć o ich zbawieniu. A może nie mam racji?

28 listopada, 2014

Czy zawsze awans jest sukcesem?

Wspomnijmy dziś morską Bitwę pod Oliwą, do której doszło 28 listopada 1627 roku w Zatoce Gdańskiej pomiędzy 6 okrętami floty szwedzkiej, a 10 okrętami floty polskiej. Jak wiadomo, Polacy odnieśli w tej bitwie zwycięstwo i chociaż miało ono jedynie znaczenie propagandowe, to jednak do dzisiaj jest chlubą oręża polskiego.

Smutną ciekawostką Bitwy pod Oliwą okazała się przewrotność losu admirała Dickmanna. Normalnie, admirałem polskiej floty był wówczas Wilhelm Appelman.  Z powodu choroby jednakże nie mógł wziąć udziału w bitwie. Komisarze królewscy wyznaczyli więc przed bitwą nowe dowództwo. Funkcję admirała i dowództwo nad polskimi okrętami otrzymał Holender, Arend Dickmann. Z pewnością był to dla niego wielki awans, a zarazem koniec wszystkiego. Już po zakończeniu bitwy przypadkowa kula artyleryjska trafiła i uśmierciła 55 letniego Arenda Dickmana.

Na okoliczność tego wspomnienia warto zastanowić się nad zaskakująco przewrotnym następstwem zdarzeń, jakie mogą się nam czasem przytrafić. Bywa – jak w przypadku nieszczęsnego admirała Dickmanna – że uśmiech losu staje się zarazem pocałunkiem czarnej wdowy. Bywa jednak i tak, że to, co w danej chwili wydaje się niepowodzeniem, okazuje się dla nas wielkim błogosławieństwem i prawdziwym uśmiechem losu. Niejeden raz słyszeliśmy o ludziach, którzy przeklinali los, że np. nie zdążyli na samolot, a potem, po katastrofie nie mogli posiąść się ze szczęścia, że otrzymali niejako drugie życie.

Świadomi powyższego, chrześcijanie całkowicie ufają, że  Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani [Rz 8,28]. Z godnością i pełnym przekonaniem o słuszności tego, co nas spotyka, bierzemy za dobrą monetę nawet przeciwności, niepowodzenia i chorobę. Jeżeli naprawdę ofiarowaliśmy samych siebie Bogu, to możemy spokojnie patrzeć w przyszłość. Dobrze mi, żem został upokorzony, abym się nauczył ustaw twoich [Ps 119,71] – przyznał Dawid. Wieczorem bywa płacz, ale rankiem wesele [Ps 30,6]. W chwilach awansu palma nam nie odbija, a w chwilach przykrości nie pogrążamy się w żalu. Wiemy, że nad naszym losem czuwa Bóg.

Można się domyślać, że awansowany Arend Dickmann od 24 listopada prężył pierś z dumy, lecz po kilku dniach już go nie było. Niejeden z nas, pomijany i lekceważony, kuli się dziś od pogardy i dyskretnie ociera łzy niepomyślności. Jeżeli przez wiarę w Jezusa Chrystusa staliśmy się dziećmi Bożymi, bądźmy spokojni. Prawdziwy awans jest coraz bliżej.

27 listopada, 2014

Stawka większa, niż życie

Stanisław Mikulski, wówczas i ostatnio
Dzisiaj rano w wieku 85 lat zmarł Stanisław Mikulski, ulubieniec mojego pokolenia, główny bohater serialu telewizyjnego „Stawka większa niż życie” - czyli Hans Kloss. Miałem dziesięć lat, gdy po raz pierwszy pojawił się on na czarnobiałych ekranach polskich telewizorów. Do dziś pamiętam emocje, jakie budziły się we mnie na widok sympatycznego kapitana Klossa w akcji.

W tytule serialu zawarto ważne przesłanie. Miał on uczyć patriotyzmu i oddania się dla spraw ważnych, dla ojczyzny. Hans Kloss, człowiek poświęcający swoje życie dla sprawy, mógł być dla młodych Polaków godnym naśladowania bohaterem. Czy rzeczywiście był? Tego nie wiem, ale wiadomo, że wielu z nas powracało i chyba znowu w wolnej chwili chciałoby powrócić do „Stawki większej niż życie”. Postać Klossa ma w sobie jakąś dziwną siłę przyciągania. Może dlatego, że w narodzie brakuje nam bohaterów godnych naśladowania?

Podobnie mają się rzeczy w sferze życia duchowego. Jako chrześcijanie potrzebujemy bohaterów, którzy stymulowaliby naszą wiarę w Jezusa Chrystusa i bezgraniczne oddanie sprawom Bożym. W tym celu trzeba nam wciąż na nowo czytać Biblię i odświeżać w pamięci historię Noego, Abrahama, Jakuba czy Mojżesza. Analiza ich życiorysów i postaw, odkrywanie sposobów, w jaki Bóg ratował ich z opresji – to wspaniały budulec dla naszej wiary. Naśladowanie Jezusa Chrystusa zawiera w sobie konieczność czerpania z wielu biblijnych postaci wzorcowych.

I cóż powiem jeszcze? Zabrakłoby mi przecież czasu, gdybym miał opowiadać o Gedeonie, Baraku, Samsonie, Jeftem, Dawidzie i Samuelu, i o prorokach, którzy przez wiarę podbili królestwa, zaprowadzili sprawiedliwość, otrzymali obietnice, zamknęli paszcze lwom, zgasili moc ognia, uniknęli ostrza miecza, podźwignęli się z niemocy, stali się mężni na wojnie, zmusili do ucieczki obce wojska. Kobiety otrzymały z powrotem swoich zmarłych przez wskrzeszenie; inni zaś zostali zamęczeni na śmierć, nie przyjąwszy uwolnienia, aby dostąpić lepszego zmartwychwstania. Drudzy zaś doznali szyderstw i biczowania, a nadto więzów i więzienia; byli kamienowani, paleni, przerzynani piłą, zabijani mieczem, błąkali się w owczych i kozich skórach, wyzuci ze wszystkiego, uciskani, poniewierani; ci, których świat nie był godny, tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi [Hbr 11,32-38].

Każdego dnia wielu „bohaterów” chce zaskarbić sobie choć odrobinę naszej uwagi. Oferując lepsze życie, rozrywkę, popularność, władzę i pieniądze, narzucają nam swój styl życia i system wartości. Jakże często jednak okazuje się, że nie warto było za nimi podążać. Jest tylko jeden Bohater godny pełnego podziwu i całkowitego naśladowania. Co mówi? Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie [Łk 9,23]. Kto stara się zachować życie swoje, straci je, a kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je [Mt 10,39].

Jeżeli chcemy żyć wiecznie, trzeba nam koniecznie każdego dnia wstępować w Jego ślady. Stawka jest bowiem większa, niż życie.

26 listopada, 2014

Cena poszukiwania

Witold Bock, fot. Wojtek Jakubowski /KFP.PL
Ogłoszona dzisiaj w mediach rezygnacja znanego nie tylko w Gdańsku ks. Witolda Bocka z kapłaństwa i jego odejście z Kościoła Rzymskokatolickiego wywołały we mnie refleksję o potrzebie życia w prawdzie. Jeszcze Polska nie zginęła póki są ludzie, którzy w dążeniu do pełnej zgody między teorią i praktyką, między słowami a czynami, między wizerunkiem  publicznym a życiem prywatnym, są zdolni do tak dramatycznych kroków. Nie ma nic gorszego od życia w zakłamaniu, robienia mądrej miny do głupiej gry, udawania, że wszystko jest w porządku. Trzeba nam przeciskać się do światła. Trzeba odważnie przeciwstawić się złu i żyć w prawdzie. Brawo Witoldzie!

Jezus powiedział: Ja jestem drogą, prawdą i życiem [Jn 14,6]. Nie wiem na ile powyższa konwersja oznacza szczere i całkowite uchwycenie się Pana Jezusa Chrystusa, ale wiem z Biblii, że tylko przez nowe narodzenie i osobisty związek z Synem Bożym możliwym staje się życie w prawdzie, gdyż prawda jest w Jezusie [Ef 4,21]. Kto zaś nie ma Ducha Chrystusa, ten do Niego nie należy [Rz8,9] i chociażby nie wiem jak był religijny, jego życie toczy się gdzieś obok, poza drogą. Wierzę, że każdemu człowiekowi Bóg daje w życiu taką chwilę, gdy jego dusza ma już  dość życia w oparach zakłamania i silnie pragnie świeżego powietrza życia w prawdzie. To jest moment, którego nie wolno przegapić. Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli [Jn 8,32] - obiecał Jezus. Niestety, większość ludzi waha się przez jakiś czas, a potem z różnych powodów godzi się dalej żyć w zakłamaniu. Umiłowali bowiem bardziej chwałę ludzką niż chwałę Bożą [Jn 12,43].

Na szczęście wciąż są ludzie, którzy jednak chcą chodzić w światłości. Poszukują więc, pytają, sprawdzają, badają. Tak trzeba. Oczywiście płacimy cenę tych poszukiwań. Narażamy się swoim krewnym i opinii publicznej. Do dzisiaj płacę cenę odrzucenia, bo odszedłem z Kościoła Rzymskokatolickiego, bo mam odwagę myśleć inaczej. Zdecydowałem wszakże, że będę z całego serca swego, z całej myśli swojej i z całej siły swojej miłować i naśladować Chrystusa Pana, i nikogo innego. Wiara w Jezusa Chrystusa wniosła pokój i radość w moje życie. Jestem szczęśliwy i wdzięczny Bogu, że objawił mi Siebie i dał prawo, bym stał się Jego dzieckiem.

Spodziewam się, że wielu moich Rodaków w kolejnych miesiącach i latach wydostanie się z religijnych mroków, aby służyć Bogu żywemu i prawdziwemu. Szukajcie Pana, dopóki można Go znaleźć, wzywajcie go, dopóki jest blisko! Niech bezbożny porzuci swoją drogę, a przestępca swoje zamysły i niech się nawróci do Pana, aby się nad nim zlitował, do naszego Boga, gdyż jest hojny w odpuszczaniu! [Iz 55,6-7]. Spotkanie i poznanie Boga warte jest zapłacenia każdej ceny.

25 listopada, 2014

Miej dla nich czas, jak on

25. dzień listopada, to od kilkunastu lat w wielu krajach na świecie Światowy Dzień Pluszowego Misia. Ustanowiono go w 2002 roku, w setną rocznicę wydarzenia, które zdaniem wielu przyczyniło się do narodzin tej uroczej maskotki. Otóż w 1902 roku w trakcie polowania z udziałem prezydenta Stanów Zjednoczonych Teodora "Teddy" Roosevelta, ktoś postrzelił młodego niedźwiadka. Gdy przyniesiono zwierzątko do prezydenta, ten - widząc jego przerażenie - użalił się i kazał je ocalić. Rysunek obrazujący tę scenkę, autorstwa Clifforda Berrymana, ukazał się potem w gazecie „The Washington Post” i zainspirował pewnego sklepikarza z Brooklynu, Morrisa Mitchoma, do produkcji pluszowych niedźwiadków o nazwie Teddy. Na podbudowie tak wzruszającej historyjki pluszowy miś bardzo szybko zyskał sobie niezwykłą popularność wśród dzieci i stał się znany na całym świecie.
 
Jednym z niewątpliwych atutów pluszowego misia jest ilość czasu poświęcanego na kontakt z dziećmi. Całymi godzinami jest z nimi w pokoju, bawi się, towarzyszy przy posiłku, razem z nimi ogląda bajki, a i chętnie idzie z nimi do przedszkola. Mało który tata jest w stanie mu dorównać. Dzięki temu miś jest tak kochany i ceniony, bo przecież dla dziecka czas mu poświęcany ma wartość bezcenną. Ciśnie mi się tutaj wzruszająca opowieść o małym chłopcu, który chciał pożyczyć od swojego taty 50 dolarów:

SYN: Tato, mogę Cię o coś zapytać?
TATA: No jasne, o co chodzi?
SYN: Tato, ile zarabiasz na godzinę?
TATA: To nie twoja sprawa. Dlaczego zadajesz mi takie pytanie?
SYN: Ciekawy byłem. Powiedz mi, proszę, ile zarabiasz na godzinę.
TATA: No, jak tak bardzo chcesz wiedzieć, to zarabiam 100 dolarów na godzinę.
SYN: Oj! (z opuszczoną głową), Tato, pożyczyłbyś mi 50 dolarów?
TATA: (wkurzony) Jedynym powodem, dlaczego mnie zapytałeś o zarobki jest to, że chciałeś żebym pożyczył ci pieniędzy na zakup jakieś głupiej zabawki, albo innej bezsensownej rzeczy. Marsz do swojego pokoju i do łóżka! Zastanów się nad tym, dlaczego jesteś takim egoistą. Ja  ciężko
pracuję cały dzień, a ty zachowujesz się tak niedojrzale.
Mały chłopczyk poszedł w ciszy do swojego pokoju i zamknął drzwi.
Mężczyzna usiadł myśląc o pytaniu chłopca i jeszcze bardziej się zdenerwował. Jak on mógł zadać mi takie pytanie? Ale jakoś nie mógł się od niego uwolnić. Może syn miał potrzebę kupić coś niezbędnego za te 50 dolarów? Nie pyta przecież często o pieniądze. W końcu wstał i poszedł do pokoju chłopca.

TATA: Śpisz synku?
SYN: Nie tato, nie śpię.
TATA: Tak sobie pomyślałem, że może byłem zbyt surowy dla ciebie. To był naprawdę ciężki dzień dla mnie i wyładowałem się na tobie. Oto 50 dolarów, o które mnie poprosiłeś.
Mały chłopiec usiadł na łóżko i uśmiechnął się.
SYN: Ach, dziękuję tato.
Po czym spod poduszki wyciągnął zmięte banknoty. Mężczyzna zobaczywszy, że chłopiec ma pieniądze, znowu zaczął się denerwować.
TATA: Dlaczego chcesz ode mnie pieniądze, skoro je masz?
SYN: Ponieważ nie miałem wystarczającej kwoty, ale teraz już mam.
Tato, mam 100 dolarów teraz. Mogę kupić jedną godzinę z twojego czasu. Proszę, przyjdź wcześniej jutro z pracy. Chciałbym zjeść z tobą kolację.

Tata oniemiał. Objął synka i błagał o przebaczenie.

Wzruszyłem się ponownie, przypominając dziś sobie tę historyjkę. Apeluję do ojców i matek o więcej waszego osobistego czasu dla waszych dzieci. Sam permanentnie przegrałem z pluszowym misiem w zawodach o ilość czasu poświęcanego trójce moich kochanych dzieci; Agnieszce, Kasi i Tomkowi. Jedyną dla mnie pociechą jest to, że się na mnie o to nie gniewają. Ale uwaga! Przecież wciąż wokół mnie są ludzie, dla których trzeba czas znaleźć i poświęcić. Chcę być na tę ich potrzebę należycie wrażliwy.

Wiem, jakie to dla mnie ważne, że sam na co dzień mogę cieszyć się z towarzystwa Syna Bożego, który powiedział: A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata [Mt 28, 20]. W Jego imieniu - najbardziej, jak to możliwe, chcę być bliski i dostępny dla wszystkich moich towarzyszy życia, wiary i służby.  I coraz bardziej chcę być dla Was miły, jak nasz dzisiejszy bohater
J

23 listopada, 2014

Konsekwentnie?

Dziś rocznica wygłoszonego przez Donalda Tuska w dniu 23 listopada 2007 roku najdłuższego w historii III RP expose. Mowa programowa nowo desygnowanego premiera  trwała w sejmie 3 godziny i 17 minut i zapowiadało się, że wreszcie zacznie się dobrze dziać nad Wisłą. Co czuję i widzę po siedmiu latach?

Owszem, trzeba powiedzieć, że wizerunkowo wiele się przez siedem lat zmieniło. Siłą rzeczy i unijnego pieniądza asfalt wylewa się z dróg aż na chłopskie pola, a chodniki i ścieżki rowerowe są dziś nawet tam, gdzie ich ludziom na co dzień nie trzeba. Jeżdżąc po kraju, orlików widzę więcej niż bocianów, ale wciąż z oporem wyruszam do urzędu załatwiać sprawy. Do lekarza w ogóle nie chodzę, bo wolę szybko umrzeć niż tak długo wyczekiwać na to, żeby się mną tam zajęli.

Smutno mi. Dopóki autor długiej mowy programowej był na stanowisku, wciąż liczyłem na nadchodzące zmiany. Wolno mi było myśleć, że dobre rzeczy nie rodzą się szybko, ale że nadejdą, bo mądry premier w końcu osiągnie to, co zamierzył i zapowiedział. Tej jesieni już nie mam złudzeń. Przykro mi, że intratna posada unijna tak łatwo odciągnęła premiera 'patriotę' w siną dal…

Jak na to spojrzeć w świetle Biblii? Znaleźć w niej można parę przypadków negatywnych, lecz na szczęście bije z niej budujący wzorzec konsekwencji w dążeniu do obranego celu. Korzyści materialne, wygoda, „święty spokój” a nawet pogróżki nie były w stanie odciągnąć ludzi Bożych od realizacji woli Bożej. Mojżesz wolał raczej znosić uciski wespół z ludem Bożym, aniżeli zażywać przemijającej rozkoszy grzechu, uznawszy hańbę Chrystusową za większe bogactwo niż skarby Egiptu; skierował bowiem oczy na zapłatę [Hbr 11,25-26]. Nehemiasz zapraszany do udziału w zagranicznym spotkaniu odpowiedział: Wielkiej pracy się podjąłem i nie mogę przybyć. Po cóż by miała ustać ta praca, gdybym ją przerwał, aby przybyć do was? [Neh 6,3]. Chrystus Pan natomiast w chwili największej próby powiedział: Teraz dusza moja jest zatrwożona, i cóż powiem? Ojcze, wybaw mnie teraz od tej godziny? Przecież dlatego przyszedłem na tę godzinę [Jn 12,27]. Konsekwentnie dotarł aż do samej Golgoty i tak dokonał dzieła Odkupienia.

Bóg chce, aby Jego słudzy trwali na stanowisku. Głoś Słowo, bądź w pogotowiu w każdy czas, dogodny czy niedogodny, karć, grom, napominaj z wszelką cierpliwością i pouczaniem. Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce, i odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku baśniom. Ale ty bądź czujny we wszystkim, cierp, wykonuj pracę ewangelisty, pełnij rzetelnie służbę swoją [2Tm 4,2-5]. Faktycznie wszyscy chrześcijanie powołani są do tego, aby trwali przy Panu ustawicznie [1Ko 7,35].

Pragnę do końca moich dni konsekwentnie trwać na obranym kursie i służyć Chrystusowi Panu. Za żadne pieniądze i przywileje nie odstąpię od tego. Tak mi dopomóż Bóg.

21 listopada, 2014

Do nieużytecznych

Podczas ostatniej wizyty na Litwie w dniu 18 listopada 2014 roku zaobserwowałem, że nastąpiła tam dość wyraźna zmiana w podejściu do ziemi uprawnej. Od kiedy zacząłem regularnie odwiedzać ten kraj, a więc od blisko dwudziestu lat, wszędzie rzucały mi się w oczy setki hektarów ziemi leżącej odłogiem. Tym razem po przekroczeniu granicy w Ogrodnikach, zauważyłem, że większość widzianych z drogi nieużytków została zaorana. Przez całe lata nikt się tą ziemią nie zajmował, a tu proszę, taka pozytywna zmiana!

W dużym stopniu ziemią tą zajęli się rolnicy z Polski. Latem tego roku minął bowiem czas ochronny dla ziemi litewskiej, chroniący ją przed obcokrajowcami, a ponieważ grunty kosztują tam pięć razy mniej niż w Polsce, więc nic dziwnego, że przyciągają polskich nabywców. Z drugiej strony ten stan rzeczy być może pobudził też miejscową ludność do zagospodarowania nieużytków, zwłaszcza z uwagi na możliwość corocznego uzyskiwania dopłat unijnych na każdy uprawiany hektar. Tak czy owak, okazuje się, że setki hektarów przygnębiających nieużytków na Litwie – o dziwo – mogą być ziemią uprawną.

Ta prosta obserwacja nasunęła mi ważną myśl o wydźwięku duchowym. Być może, przez całe lata nasze życie było całkowicie bezowocne. Jałowe lata inercji zwykle narzucają wniosek, że tak już musi pozostać, bo po prostu jesteśmy życiowymi nieudacznikami. Inni rozwinęli się, osiągnęli sukces, czują się potrzebni, a my jesteśmy - jak jałowa ziemia - jakby do niczego nieprzydatni. Trzeba nam zmienić tego rodzaju myślenie. Możemy zacząć od nowa na podstawie Słowa Bożego, które wprowadzi w nasze życie jakby nowy stan prawny. Jako ludzie odrodzeni nie z nasienia zniszczalnego, ale niezniszczalnego, przez Słowo Boga żywe, nieprzemijające [1Pt 1,23] staniemy się znowu, albo po raz pierwszy w życiu, naprawdę  użyteczni. Nawet całe dekady nieróbstwa, stagnacji i duchowej pustyni nie przekreślają szans na rozpoczęcie owocnego życia. Takie zmiany następują w nas w wyniku nowego narodzenia. Gdy krwią Jezusa zostaniemy wykupieni z mocy grzechu, gdy nasze marne życie znajdzie się w rękach Jezusa Chrystusa, wówczas nieużytek zamienia się w ziemię urodzajną. Choćby nawet przez ostatnie dwadzieścia lat kompletnie nic nam się w życiu nie chciało, zaczniemy na nowo odczuwać radość bycia potrzebnym i użytecznym.

Jeżeli ktokolwiek z nas czuje się - chociażby w jednej sferze życia – jak ziemia leżąca odłogiem,  niech wie, że na zmianę nie jest jeszcze za późno. Trzeba nam uwierzyć w Jezusa Chrystusa i tę wiarę zacząć wyznawać na co dzień. Niech się rozweseli pustynia i spieczona ziemia; niech się rozraduje i zakwitnie step! Niech jak złotogłów bujnie zakwitnie i weseli się, niech się raduje i wydaje radosne okrzyki! [Iz 35,1-2].

Powiedzmy Panu Jezusowi, że pragniemy takiej zmiany i szczerze poprośmy Go, aby się nami zajął. On ma sposób na ożywienie nas do tego stopnia, że jeszcze zdążymy zebrać dobre plony i mieć z tego powodu wiele radości.

17 listopada, 2014

Życie bez Długów

Od kilku lat 17. dzień Listopada w Polsce – to Dzień bez Długów.  Ma on na celu podniesienie świadomości społeczeństwa w sprawach zarządzania własnymi finansami. Zgodnie z intencją swoich pomysłodawców, Dzień bez Długów może stanowić dobry bodziec do kontaktu w sprawie zaległości, zwrócenia znajomym nawet najdrobniejszych pożyczek czy też podjęcia decyzji o zaniechaniu zaciągania kolejnego długu. Ideą Dnia bez Długów jest zwiększenie poziomu odpowiedzialności w zadłużaniu się i bardziej konstruktywnego radzenia sobie ze spłatą należności.

Dla wielu ludzi życie całkowicie wolne od długów wydaje się być utopią. Niemniej jednak Biblia takie właśnie daje nam zalecenie. Nikomu nic winni nie bądźcie prócz miłości wzajemnej [Rz 13,8]. Chociaż mnie osobiście z Bożą pomocą od lat udaje się trwać w posłuszeństwie temu wezwaniu, to jak najbardziej rozumiem osoby zadłużone z różnych względów. Szczerze współczuję tym wszystkim moim bliskim i znajomym, którzy na co dzień żyją i pracują pod pręgierzem konieczności spłacania kredytu.

Dwie rady cisną mi się na pióro w Dniu bez Długów. Nie kupujmy niczego, na co nas nie stać. Raczej najpierw uzbierajmy potrzebną kwotę, chociażby na żmudnej drodze systematycznego oszczędzania, a dopiero potem kupujmy. Jeżeli nie potrafimy chociażby przez rok regularnie odkładać kwoty w wysokości przyszłej raty spłaty, to na jakiej podstawie sądzimy, że potem, gdy już się zadłużymy, będziemy w stanie to robić? Dla przykładu, od kilku lat marzę o zakupie używanego motocykla Yamaha XT660Z TENERE. Czas nagli, bo się starzeję ;). Nie kupię go jednak, zanim nie uzbieram potrzebnej kwoty, chociaż bez problemu mógłbym przecież wziąć kredyt i latem już sobie tym motorkiem hasać. Podobnie było z domem, o czym pisałem tutaj.

Druga, ważna wskazówka dla ludzi poważnie traktujących Biblię: Ze względu na Pana i Jego Słowo, oddawajmy dziesięcinę ze wszystkiego. Wszelka dziesięcina z płodów ziemi, czy to z plonów polnych, czy z owoców drzew, należy do Pana. Jest ona poświęcona Panu [3Mo 27,30]. Zatrzymując sobie dziesiątą część jakiegokolwiek przychodu; np. kieszonkowego, stypendium, zysku, zarobku itd., co wg Biblii należy do Pana, ryzykujemy konieczność samodzielnego radzenia sobie w sprawach finansowych. Trudno bowiem prosić o wsparcie Kogoś, kogo pieniądze regularnie sobie przywłaszczamy i On o tym wie.

Oddając dziesięcinę, zyskujemy moralne prawo do zwracania się do Boga z prośbą o materialne błogosławieństwo dla naszego życia. Jeśli nie chcesz wciąż z trudem wiązać końca z końcem, zacznij czynić podobnie i w szczerej miłości do Boga bądź w tym staranny. Skończą się wówczas problemy finansowe, gdyż Pan, Bóg twój, błogosławić ci będzie, jak ci obiecał, abyś wielu ludom pożyczał w zastaw, ale ty sam nie będziesz się zapożyczał i dawał zastawu [5Mo 15,6].

Biblia mówi, że można żyć bez długów.

16 listopada, 2014

Wybieram niebo

Od kilku dni rozmyślam o dwóch duchowo odmiennych strefach życia - niebie i ziemi. Strefa ziemi charakteryzuje się ciągłym rozmyślaniem o sprawach doczesnych i oddawaniem im serca.  Życie w strefie nieba polega na skupieniu się na sprawach Królestwa Bożego i zachowaniu zdrowego dystansu do ziemskich spraw. A tak, jeśliście wzbudzeni wraz z Chrystusem, tego co w górze szukajcie,  gdzie siedzi Chrystus po prawicy Bożej;  o tym co w górze myślcie, nie o tym, co na ziemi [Kol 3,1-2]. Już tutaj, żyjąc jeszcze w ciele, w sensie duchowym, sercem można być w niebie.

W strefie ziemi rządzi Boży przeciwnik, szatan i jego demony. Został on wyrzucony z nieba. Biada ziemi i jej mieszkańcom, gdyż zstąpił do was diabeł pałający wielkim gniewem, bo wie iż czasu ma niewiele [Obj 12,12]. Ludzie w głębi serca przynależący do ziemi, siłą rzeczy podlegają jego władzy. Oczyszczona strefa nieba jest wolna od diabła. I wybuchła walka w niebie: Michał i aniołowie jego stoczyli bój ze smokiem. I walczył smok i aniołowie jego, lecz nie przemógł i nie było już dla nich miejsca w niebie [Obj 12,7-8]. Strefa nieba – to społeczność świętych, to zbór Pański, to każde odrodzone serce, to każdy narodzony z wody i z Ducha chrześcijanin! W tej strefie nie ma miejsca dla diabła!

Dziś w Polsce wybory samorządowe. Z punktu widzenia doczesnego życia ważny moment.  Pamiętajmy wszakże, że wybieramy ludzi, którzy oddają serca sprawom województwa, gminy i dzielnicy. Od spraw wiecznego zbawienia często ważniejsze dla nich jest to, żeby naprawić dziury w  chodniku, urządzić plac zabaw, czy chociażby nakarmić bezpańskie koty. Rozumiem ich pasję, chociaż jest mi smutno, że tak wspaniali ludzie spalają się w życiu głównie dla tak prozaicznych i tymczasowych celów. Niemniej są oni bardzo potrzebni i dziękuję za nich Bogu.

Punkt ciężkości mojego życia znajduje się w niebie. Owszem, staram się w czasie ziemskiego pielgrzymowania odpowiedzialnie pracować i dbać o to, co trzeba. Zaangażowałem się nawet w ratowanie jednego z gdańskich zabytków. Jednakże moje serce należy do Pana Jezusa i nie będę się oddawać sprawom tego świata. Żaden żołnierz nie daje się wplątać w sprawy doczesnego życia, aby się podobać temu, który go do wojska powołał [2Tm 2,4]. Wszystko, co czynię,  pragnę  robić w imieniu Jezusa Chrystusa, a On nie we wszystko się angażował. Wy jesteście z niskości, Ja zaś z wysokości; wy jesteście z tego świata, a Ja nie jestem z tego świata [Jn 8,23].

A to powiadam, bracia, czas, który pozostał, jest krótki; dopóki jednak trwa, winni również ci, którzy mają żony, żyć tak, jakby ich nie mieli; a ci, którzy płaczą, jakby nie płakali; a ci, którzy się weselą, jakby się nie weselili; a ci, którzy kupują, jakby nic nie posiadali; a ci, którzy używają tego świata, jakby go nie używali; przemija bowiem kształt tego świata [1Ko 7,29-31].

13 listopada, 2014

Zapewne

Tytułowe słówko przykuło dziś moją uwagę podczas porannego czasu z Biblią. Używamy go w sytuacjach, gdy w oparciu o swoje doświadczenia i obserwacje życiowe, próbujemy określić przewidywany ciąg zdarzeń. Zapewne w najbliższych wyborach zwycięży pan X i zostanie prezydentem miasta? Albo, siostra Y po ostatniej rozmowie zapewne już się nie pojawi w naszej społeczności? Domyślamy się jak będzie, chociaż nie wiemy tego na pewno.

Jezus w pewnym momencie swojej działalności zaczął mówić, że trzeba Mu iść do Jerozolimy na święto Paschy. W międzyczasie nastąpiła bardzo niesprzyjająca po temu zmiana okoliczności. Dopiero co, chciano w Judei Jezusa ukamienować [Jn 11,8]. Arcykapłani niejako wystawili za Nim list gończy. Zrobiło się niebezpiecznie. W tej sytuacji wśród pielgrzymów przybywających do świątyni pojawiło się przewidywanie: Cóż sądzicie? Zapewne nie przyjdzie na święto? [Jn 11,56]. Jak myślicie? Przyjdzie na święto, czy raczej nie? – rozmawiano o Jezusie w świątyni.

Wkrótce mocno się zdziwili. Poruszyło się całe miasto [Mt 21,10], gdy Jezus postąpił wbrew ich - na ludzki rozum - słusznym przewidywaniom. Podziwiam i miłuję Pana Jezusa Chrystusa. Ileż to razy ludzie myśleli, że On zapewne już nie podniesie danego grzesznika po kolejnym upadku? Byli wręcz przekonani, że Jezus zapewne nie stanie po stronie tak ryzykownego i nierozsądnego przedsięwzięcia?  Przewidywali, że z powodu zaistniałych okoliczności raczej Pan nie pobłogosławi zawieranego związku? A Pan Jezus – wbrew ludzkim prognozom – przyszedł, podniósł, stanął, pobłogosławił!

Niektórzy nie dowierzają też, że Syn Boży w widzialny sposób powtórnie przyjdzie na ziemię.  Żeby nie wyjść na całkowitych niedowiarków, kombinują z jasnym objawieniem Biblii w tej sprawie, głosząc pogląd, że powtórne przyjście Jezusa Chrystusa należy rozumieć symbolicznie. W tym sensie ono już nastąpiło ich zdaniem, więc zapewne nie ma na co czekać?

Wbrew ludzkim dywagacjom któregoś dnia Pan Jezus powróci, tak jak zapowiedział. Wierzę każdemu słowu, które pochodzi z ust Pana. Na pewno się nie zawiodę.

11 listopada, 2014

Błogosławiona zależność!

Dwór Olszynka przyozdobiony polską flagą
w Święto Niepodległości 2014
Dziś w Polsce Święto Niepodległości. Wspominam wydarzenia z 1918 roku, na budynek Dworu Olszynka zawieszam polską flagę i jako chrześcijanin, siłą rzeczy odczuwam potrzebę spojrzenia na ideę dzisiejszego święta w świetle Biblii.

Apostoł Paweł, przez którego Bóg wiele powiedział nam o wolności, nazywał samego siebie sługą, a dosłownie, wręcz niewolnikiem Jezusa Chrystusa [Rz 1,1; Tt 1,1]. Po osobistym spotkaniu z Synem Bożym, odkrył i przekonał się na własnej skórze, że dla niego Jezus to pan całkowicie odmienny od typowego właściciela niewolników. Wykupił go z niewoli grzechu i natychmiast nadał mu status wyzwoleńca. On zaś przylgnął całym sercem do Pana Jezusa i nie chciał ani jednego dnia przeżywać z dala od tak wspaniałomyślnego Pana.

Pamiętam, jak przed laty, w czasach kryzysu ekonomicznego, żartowaliśmy w Polsce, że najlepiej dla nas byłoby zrzucić z siebie zależność od ZSRR i poddać się Niemcom. Ten czarny humor zawierał w sobie odrobinę prawdy o pożytku dobrej zależności. Lepiej być niewolnikiem dobrego i bogatego pana, aniżeli głodnym luzakiem w podartych portkach i bez dachu nad głową. Syn marnotrawny z przypowieści Jezusa dość szybko zorientował się, że ojcowski dom ze swoim porządkiem rzeczy jest dla niego lepszy od swawolnej hulanki.

A jak jest ze mną? Otóż bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, czuję się zależny od Pana Jezusa. Błogością napełnia mnie dziś myśl, że oddychanie, apetyt, fizyczna zdolność poruszania, wzrok, słuch, mowa, praca, bliscy mi ludzie – wszystko to jest darem Bożym. Jakoś nie ciąży mi to, że każde moje plany i zamiary od lat opatruję biblijną klauzulą: Jeżeli Pan zechce, będziemy żyli i zrobimy to lub owo [Jk 4,15]. Świadomy całkowitej zależności od Boga jestem z tego powodu autentycznie szczęśliwy. Szczęśliwi świadomi swej nędzy, gdyż ich jest Królestwo Niebios [Mt 5,3].

Są ludzie, którzy nie znoszą myśli o jakiejkolwiek zależności. A ja? Moim szczęściem jest być blisko Boga. W Panu, w JHWH, znalazłem schronienie [Ps 73,28].

09 listopada, 2014

Zapłaczmy bardziej nad sobą, niż nad nimi

Dziś dzień modlitwy za prześladowany kościół. Nie bardzo mi wiadomo, kto go ustalił właśnie na dzień 9 listopada, ale różne środowiska, zarówno katolickie jak i protestanckie, organizują dziś spotkania informacyjne z udziałem przedstawicieli organizacji zajmujących się tą tematyką, zbierają pieniądze na pomoc prześladowanym oraz modlą się w intencji cierpiących chrześcijan.

Chociaż pisałem już kiedyś co nieco na ten temat, pozwolę sobie i dzisiaj na krótką refleksję w powyższej sprawie. Ażeby uniknąć nieporozumień chce podkreślić na wstępie, że jak najbardziej jestem zwolennikiem modlitwy o braci i siostry w Jezusie Chrystusie. Tego rodzaju modlitwa była zalecana przez apostołów Jezusa Chrystusa i praktykowana w okresie wczesnego kościoła. Przez nią właśnie chrześcijanie dawali świadectwo miłości wzajemnej i więzi duchowej między zborami Bożymi.

Nie wolno nam jednak nie zauważać, że prześladowanie za wiarę było w  czasach powstawania ksiąg Nowego Testamentu zjawiskiem powszechnym. Każdy ówczesny chrześcijanin rodził się do nowego życia z Jezusem w świadomości, że rusza w drogę, na której czeka go ucisk ze strony świata, prześladowanie, cierpienie a nawet śmierć. Spodziewanie się innego losu przeczyłoby prawdziwemu naśladowaniu Pana. Wspomnijcie na słowo, które do was powiedziałem. Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą [Jn 15,20]. Znakomita większość apostołów poniosła śmierć męczeńską i wcale nie było to traktowane jako ich klęska i nieszczęście. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie z powodu sprawiedliwości, albowiem ich jest Królestwo Niebios. Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami [Mt 5,10-12].

Od pierwszych lat mojej świadomej wiary w Jezusa liczę się z koniecznością ponoszenia jej kosztów. Przecież Pan powiedział: Podniosą na was swe ręce i prześladować was będą i wydawać do synagog i więzień, i wodzić przed królów i namiestników dla imienia mego. To da wam sposobność do złożenia świadectwa [Lk 21,12-13]. Tragizowanie więc, że ktoś trafił do więzienia za wiarę, doznał krzywdy materialnej lub został zabity z powodu Jezusa, z biblijnego punktu widzenia świadczy o niezrozumieniu losu prawdziwych chrześcijan w tym świecie. Gdyż wam dla Chrystusa zostało darowane to, że możecie nie tylko w niego wierzyć, ale i dla niego cierpieć [Flp 1,29].

Owszem, napotykamy w Dziejach Apostolskich takich chrześcijan, którzy na myśl o zbliżającym się aresztowaniu apostoła Pawła podnieśli lamet. Jak zareagował na to rzeczony apostoł? Wtedy Paweł odrzekł: Co czynicie, płacząc i rozdzierając serce moje? Ja przecież gotów jestem nie tylko dać się związać, lecz i umrzeć w Jerozolimie dla imienia Pana Jezusa [Dz 21,13]. On, oddany sługa Jezusa wiedział, co to znaczy być chrześcijaninem na tej ziemi.  Oni – odważę się to napisać - dawali początek nowemu podejściu do sprawy, w którym prześladowanie za wiarę zostanie uznane za rzecz nienormalną.

Dlaczego docierające dziś do nas informacje o prześladowaniu chrześcijan tak nami wstrząsają? Dlaczego organizacje para kościelne zajmujące się nagłaśnianiem aktów męczeństwa za wiarę potrafią tak chwycić nas za serca i otworzyć kieszeń? Ponieważ większość z nas bardziej gotowa jest zająć się zaklinaniem rzeczywistości, aniżeli przyjąć do wiadomości i zgodzić się z biblijną myślą, że wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą [2Tm 3,12]. Przeciętny chrześcijanin XXI wieku nie chce już cierpieć za wiarę. Gdy gdzieś na horyzoncie zauważa widmo prześladowania, zaczyna protestować, podpisywać petycje, domagać się sprawiedliwości itd.

Czy  jako naśladowcy Jezusa Chrystusa naprawdę chcemy być w tym świecie traktowani tak samo jak niewierzący? Czyśmy już zeświecczeli do tego stopnia, że wyśmianie, odrzucenie, pogardę, prześladowanie, ucisk i śmierć chcielibyśmy usnąć z naszych chrześcijańskich życiorysów? Owszem, módlmy się o prześladowanych chrześcijan, lecz – na Boga – nie w taki sposób, jakobyśmy chcieli i ich pozbawić chwały czekającej prawdziwych świadków Jezusa.

Kto dzisiaj ponosi jakąkolwiek szkodę z powodu swojej przynależności dla Pana, w rzeczy samej jest wielkim szczęśliwcem. Gorzej z tymi, którzy już od lat takich doświadczeń nie mają...

06 listopada, 2014

Ażeby się z tym nie spóźnić

The sweetest CHOCOTELEGRAM
W minionych dniach większość ludzi poświęciło swoim bliskim sporo uwagi i czasu. Odstawili na bok najważniejsze nawet obowiązki, kupili kwiaty i poszli lub pojechali, czasem dość daleko, by ich odwiedzić. Przy tej okazji spotkali się z innymi jeszcze krewniakami i zasiedli razem przy stole. Były wspomnienia i rozmowy o tym, co dzisiaj przeżywają. Poznali też wzajemnie swoje plany życiowe na najbliższe lata. Jednak ci, których tego dnia odwiedzali, nie brali już udziału w rodzinnych rozmowach. Dlaczego? Bo są już na cmentarzu.

Trzeba nam znajdować czas na spotkanie z ludźmi za ich życia. Dlaczego taka potrzeba rodzi się w nas zbyt późno? Dlaczego znajdujemy czas, by pojechać na ich groby, a ciągle permanentnie brakuje nam czasu, by usiąść z nimi przy stole lub posiedzieć przy ich łóżku? Czy naprawdę niemożliwym jest, by wykroić z naszego kalendarza trochę czasu na spotkanie z ludźmi, których przecież kochamy?

Pisząc te słowa, wrzucam też kamyk do własnego ogródka. Dlaczego tak rzadko zrywam się do zaaranżowania takich spotkań? Dlaczego tak łatwo poddaję się myśli, że w tym tygodniu nie mam czasu na spotkanie z siostrą, czy odwiedziny u mamy? Kto lub co stoi za takim sposobem myślenia?

Jakże miło nam jest, gdy ktoś poświęci nam chwilę uwagi i w jakiś sposób okaże nam miłość?! Każdy taki gest wzrusza nas i przybliża wzajemnie. Czujemy się podniesieni na duchu. Usłyszeliśmy kilka prostych, miłych słów, dostaliśmy zwykłe czekoladki lub kwiaty – a cały horyzont się nam przejaśnił. Pan powiedział: A jak chcecie, aby ludzie wam czynili, czyńcie im tak samo i wy [Łk 6,31].

05 listopada, 2014

Czy nowe serce zacznie bić na dobre?

prof. Religa na fotografii z National Geographic
Wspominamy dziś w Polsce  pierwszą udaną transplantację serca. Dokonał jej zespół lekarzy pod przywództwem prof. Zbigniewa Religi w dniu 5 listopada 1985 roku w dzisiejszym Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Pierwszej na świecie udanej transplantacji serca dokonał zespół chirurga Christiana Barnarda w 1967 roku w Kapsztadzie (RPA). Nawiasem mówiąc Christian Barnard był synem pastora J. Powróćmy jednak do prof. Religi i jego osiągnięcia. Dawcą serca był człowiek w stanie śpiączki, biorcą natomiast 62-letni rolnik. Chociaż ta operacja przedłużyła mu życie zaledwie o dwa miesiące, to jednak sukces udanego przeszczepu bardzo popchnął kardiochirurgię w Polsce do przodu czyniąc ją jedną z najnowocześniejszych na świecie.

Przypominając dziś o tym niezwykłym majstersztyku chirurgicznym pragnę skierować naszą uwagę na biblijną obietnicę wymiany serca w sensie duchowym. Izraelici poważnie zachorowali duchowo. Serca stwardniały im do tego stopnia, że zupełnie zatracili wrażliwość na Boga i Jego Słowo. Już nawet nie udawali, że będą posłuszni Bogu.  Na wezwania do nawrócenia odpowiadali: Nic z tego! Pójdziemy raczej za naszymi zamysłami i każdy z nas kierować się będzie uporem swojego złego serca [Jr 18,12]. Na szczęście Bóg jest miłością. Pomimo takiej postawy, nie spisuje człowieka od razu na straty. Niczym doświadczony kardiochirurg postanawia wymienić niezdolne do pokuty serce. I dam wam serce nowe, i ducha nowego dam do waszego wnętrza, i usunę z waszego ciała serce kamienne, a dam wam serce mięsiste [Ez 36,26] - zapowiedział synom Izraela.

Błogosławiony niech będzie Bóg, że swój program transplantacji serc rozszerzył na wszystkie narody. Każdego dnia tysiące mężczyzn i kobiet na świecie poddaje się tej niezwykłej operacji. Serce zgorzkniałe, obojętne, nienawistne i przewrotne zanika w jednej chwili, a na jego miejsce pojawia się serce nowe; radosne, czułe, wierne i rozmiłowane w Bogu. Taki cud następuje w wyniku osobistego spotkania z Panem Jezusem Chrystusem.

Czy wszystkie tego rodzaju „operacje” są udane? Po każdej transplantacji pojawia się napięcie, czy przeszczepiony narząd przyjmie się w nowym organizmie. Czy każdy człowiek pobudzony do pokuty i przebudzony do nowego życia pozostaje na zawsze przy Jezusie? Owszem, niektórym się zdarza, że po jakimś czasie wracają do starego. Znowu ich serca twardnieją i stają się nieprzejednane. Umierają duchowo. Lecz Bogu niech będą dzięki, że u znakomitej większości osób narodzonych na nowo transplantacja się udaje. Nowe serce bije na dobre, a oni trwają przy Panu.

A w jakim stanie jest twoje serce? Jeśli czujesz, że jest z nim coś nie tak, zwróć się z nim do Pana Jezusa. Nie musisz nigdzie jechać, uzgadniać terminów ani płacić za tę operację. Ukórz się przed Bogiem i poproś Go, aby i tobie dał serce nowe.