24 września, 2021

Z dziećmi na nabożeństwo?

Po wieczorowym nabożeństwie w środę, 22 września 2021 roku, podeszła do mnie jedna z dziewczynek i wręczyła mi rysunek, który własnoręcznie wykonała podczas wykładu Słowa Bożego. Wzruszyłem się. Mała dziewczynka nie zmarnowała wieczoru. Aktywnie uczestniczyła w nabożeństwie. Naniosła na kartkę to, w czym uczestniczyła. Odzwierciedliła prezbiterium naszej kaplicy z krzyżem pośrodku, z symbolicznie zaznaczonym sprzętem muzycznym, z podświetloną - ręcznie przepisaną przez jednego z naszych braci - Biblią oraz z kazalnicą i przemawiającym z niej kaznodzieją. Czy tylko rysowała? Czy nie słuchała? Czy nic z tego nabożeństwa nie zapamięta?

Parę dni temu, w tegorocznym, wrześniowym numerze miesięcznika Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE, natrafiłem na tekst, w którym mój syn wspomina lata swojego wczesnego dzieciństwa. Oto jego fragment: 

Byłem zbyt młody, by brać aktywny udział w poważnych rozmowach, dlatego często po dwudaniowym obiedzie, gdy babcia podawała ciasto, ja leżałem wyciągnięty na wersalce. Moje oczy wędrowały po pokoju, a uszy śledziły słowa dorosłych. Pamiętam jak przyglądałem się sufitowej lampie, która do złudzenia (przynajmniej w tamtym czasie) przypominała serwowany przez babcię sernik na zimno, jednocześnie zastanawiając się kiedy skończą się te poważne dyskusje i ruszymy na spacer nad morze. 

Jako dorośli zapominamy nieraz o tym, że dzieci, które zdają się być nieobecne i pogrążone w swoim świecie, wciąż nasłuchują i przetwarzają wszelkie docierające do nich bodźce. Nie będę udawał, że doskonale pamiętam anegdoty dziadka Mikołaja oraz to, co mówił mój Tata. Wiem jednak, że mnie to kształtowało, nawet gdy zdarzało mi się nudzić.

Dlaczego o tym opowiadam? Otóż nie tylko rozmowy przy stole mnie kształtowały. Również to jak urządzone było mieszkanie dziadków. Na ścianach, w formie obrazów, znajdowały się przepisane przez moją babcię fragmenty Pisma Świętego. Lubiłem na nie patrzeć, ale gdy i to mi się znudziło, ruszałem na eskapady w poszukiwaniu czegoś do zabawy. Jako, że były to lata 90-te, wybór zabawek był dość ograniczony (znacznie mniejszy niż ten jaki oferują dziś moi rodzice swoim wnukom). Jednym ze stałych miejsc, gdzie ich szukałem, był półko-tapczan znajdujący się w jadalni. Doskonale pamiętam, że ilekroć odsuwałem jego ciężko chodzącą szybę, moją uwagę przykuwała znajdująca się tam naklejka. Białe, pogrubione litery na przezroczystym tle z pytaniem: „Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus?”

Choć tak mało wtedy jeszcze rozumiałem i wydawałoby się, że pełnia mojej uwagi dedykowana była odnalezieniu tych kilku resoraków, które musiały kryć się gdzieś na tamtej półce – pytanie to mocno zapadło mi w pamięć. Słowa wydrukowane na niewielkim prostokącie 34,5cm x 6,5cm (naklejkę taką nadal można kupić w Internecie za 3 złote) dotykały mojego malutkiego serca i wykonywały swoją pracę. Jakieś ćwierć wieku później nadal pamiętam tę naklejkę i uważam, że odpowiedź na zadawane przez nią pytanie należy do najważniejszych w życiu każdego człowieka.

Mój syn był wtedy mniej więcej w wieku dziewczynki, która w tę środę  zrobiła swoje "notatki" z obecności na nabożeństwie. Jestem przekonany, że atmosfera tego nabożeństwa zostanie w niej na lata. Nie tylko z racji przeniesionego na papier wystroju kaplicy. Zapamięta też powagę zgromadzenia świętych, melodie - a może też trochę treść - pięknych pieśni, pouczających i wyrażających nasze uwielbienie dla Pana Jezusa. Zapadną jej w serce także modlitwy, zwłaszcza te zanoszone do Boga przez jej najbliższych i znajomych. Kto wie, czy w jej sercu nie zapisało się też coś z głównego przesłania środowego kazania, jeśli tylko zostało ono zrozumiale i dobitnie wygłoszone. 

Rysunek małej uczestniczki środowego nabożeństwa mówi mi, że można i trzeba przyjeżdżać na nabożeństwa z dziećmi. Mówi też, że przyjeżdżając, niekoniecznie musimy w kościele serwować dzieciom to samo, co parki i sale rozrywki w centrach handlowych. Stosowna dawka sacrum w trakcie chrześcijańskiego nabożeństwa pomaga dziecku nabierać właściwego stosunku do Chrystusa Pana. 

22 września, 2021

Czy Bóg wciąż ma chwałę?

Osiem lat temu, 22 września 2013 roku, na dziedzińcu niszczejącego dworu olszyńskiego dane mi było zorganizować modlitwę. Miała ona na celu zadedykowanie dalszych losów tej zabytkowej nieruchomości chwale Bożej. Wspólnota chrześcijańska, której jestem członkiem, kilka dni wcześniej formalnie przejęła Dwór Olszyński w użytkowanie i chcieliśmy nie tylko wszystko zacząć tu od modlitwy, ale też czekający nas trud oraz całą naszą działalność w tym miejscu poświecić wywyższeniu naszego Pana, Jezusa Chrystusa.

Dzisiaj od rana zastanawiam się, czy rzeczywiście Bóg ma chwałę z naszej obecności na Olszynce? Oczywiście, w pierwszych latach trudu przy porządkowaniu całej parceli, zabezpieczając dwór przed niszczącymi czynnikami atmosferycznymi, zgromadzając się pod namiotem i z ruin dawnej wozowni wznosząc dom modlitwy - na różne sposoby staraliśmy się wskazywać, że wszystko, co tutaj przeżywamy, zawdzięczamy Bogu. Wcale nawet nie było mi trudno oddawać wtedy chwałę Bogu, bo wszystko układało się wręcz cudownie. Cieszyliśmy się jednością wewnętrzną i życzliwością wielu ludzi spoza zboru. Ani przez chwilę nie brakowało nam środków do dalszej pracy. Chociaż wypełnione wzmożonym trudem, to jednak były to piękne dni.

Czy jednak Bóg nadal i na bieżąco ma chwałę z Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE na Olszynce? Czy potrafimy wciąż przysparzać Mu chwały, gdy na co dzień nie widać już aż tak znaczących zmian i nie dzieją się takie cuda, jak wcześniej? Owszem, prowadzimy tu regularną działalność kościelną, duszpasterską i społeczną. Tak, bez żadnych dotacji z tzw. środków publicznych znacząco poprawiliśmy stan techniczny budynków. Dokładamy starań, aby utrzymywać cały teren w należytym porządku. Nawet poza naszym ogrodzeniem sprzątamy i kosimy trawę. Otrzymanym od Boga dobrem dzielimy się z innymi braćmi i siostrami w Chrystusie, np. udostępniając innym zborom naszą kaplicę na śluby, a ogród na pikniki rodzinne. Czy jednak chwała dla PANA wznosi się spośród nas nieprzerwanie?

Nie jest żadną sztuką chwalić Boga w dniach pomyślnych. Wtedy wszystko wokoło zdaje się oddawać Mu chwałę. Ale PAN godzien jest chwały w każdych okolicznościach. On chce chwały z naszego codziennego życia w domu, w pracy i w sąsiedztwie. On ma prawo do tego, abyśmy okazywali Mu wdzięczność i dbali o chwałę dla Niego także w dniach, gdy zbór przez cale miesiące nie może poszczycić się żadnym spektakularnym osiągnięciem. Czy potrafię dostrzec jakiś powód do oddawania chwały Bogu, gdy zamiast przyłączania się nowych osób, ktoś opuścił wspólnotę? Czy z chwałą Bożą w sercu potrafię czekać na odpowiedź konserwatora zabytków, który już od listopada ubiegłego roku przetrzymuje nasz koncepcyjny projekt rekonstrukcji dawnej stajni? A co, gdy nie wszystkie plany uda się zrealizować?

Uważnie obserwuję społeczność Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Słucham kazań, świadectw, modlitw i rozmów braci i sióstr. Obyśmy nieprzerwanie, aż do powrotu PANA, z pełnym przekonaniem w głosie potrafili śpiewać: Niech będzie chwała i cześć, i uwielbienie! Chwała i cześć Jezusowi! Chwała, niech będzie chwała! Tak, Jemu chwała i cześć!

19 września, 2021

Nie każdy jest Jeremiaszem

Dzisiaj o świcie rozważam dziwną historię biblijną. Jeremiasz, prorok PANA, na początku panowania Jojakima, króla Judy, w 609 roku przed Chrystusem,  przekazał mieszkańcom Jerozolimy bardzo poważnie brzmiące poselstwo: Tak mówi PAN: Jeśli Mnie nie posłuchacie i nie będziecie postępować zgodnie z moim Prawem, które wam nadałem, jeśli nie będziecie posłuszni poleceniom moich sług, proroków, których do was nieustannie posyłam, a których wy lekceważycie, to uczynię z tą świątynią tak, jak z Szilo! Natomiast to miasto uczynię przekleństwem u wszystkich narodów ziemi! [Jr 26,4-6].

W reakcji na te słowa, oburzeni kapłani, prorocy oraz mieszkańcy Jerozolimy, zażądali śmierci Jeremiasza. W sprawę natychmiast włączyli się książęta judzcy i zwołano sąd nad Jeremiaszem. Wtedy Jeremiasz wyjaśnił zarówno urzędnikom, jak i całemu ludowi: To PAN posłał mnie, aby wszystkie te słowa, które słyszeliście, zostały ogłoszone tej świątyni i temu miastu. Teraz zatem poprawcie swoje postępowanie i swoje uczynki. Zacznijcie być posłuszni PANU, swemu Bogu, a On poniecha nieszczęścia, które wam zapowiedział! Co do mnie, to jestem w waszej mocy. Możecie ze mną zrobić, co wam się podoba [Jr 26,12-14].

Biblia mówi, że Jeremiasz ocalał. Nie przestraszył się gróźb. Nie zaczął uciekać. Chociaż wypowiedzianym proroctwem bardzo się naraził, zwłaszcza religijnym przywódcom ludu, to jednak mimo wszystko wyszedł bez szwanku. Bóg posłużył się pewnym wpływowym człowiekiem, który ochronił Jeremiasza przed śmiercią. Prawdziwy prorok PANA nie musi bać się o własną skórę. 

W tej historii jest wszakże dodatkowy wątek. Warto też wspomnieć o Uriaszu, synu Semajasza z Kiriat-Jearim. On też prorokował (dosł. zajmował się prorokowaniem) w imieniu PANA. Zapowiadał on temu miastu oraz tej ziemi dokładnie to samo, co Jeremiasz. Gdy usłyszał go król Jehojakim, a z nim jego wojskowi i książęta, król zaczął knuć, by go zabić. Gdy Uriasz dowiedział się o tym, zląkł się i zbiegł do Egiptu. Wtedy król Jehojakim posłał do Egiptu swoich ludzi, Elnatana, syna Achbora, z innymi do pomocy. Sprowadzili oni Uriasza z Egiptu, przyprowadzili go do króla Jojakima, a ten kazał zabić go mieczem, a jego zwłoki wrzucić do grobów dla pospólstwa [Jr 26,20-23]. Uriasz wprawdzie mówił to samo, co Jeremiasz, lecz inaczej się zachowywał. Przestraszył się gróźb i zaczął uciekać. Można się domyślać, że miał świadomość braku Bożego autorytetu. Ostatecznie inaczej niż Jeremiasz został potraktowany. 

Jaki wniosek wyciągam z tego fragmentu Pisma Świętego? Bóg wybiera ludzi do przemawiania w Jego imieniu i takich ludzi  obdarza stosownym autorytetem. Nie każdy, kto chce, ma prawo prorokować w imieniu PANA. Biblia dość często wspomina o samozwańczych prorokach. Tacy potrafią mówić często i głośno, chociaż Bóg wcale ich nie posłał. W tym Dniu wielu mi powie: Panie, Panie, przecież prorokowaliśmy w Twoim imieniu, w Twoim imieniu wypędzaliśmy demony i w Twoim imieniu dokonaliśmy wielu cudów. Wówczas im oświadczę: Nigdy was nie poznałem. Odejdźcie ode Mnie wy wszyscy, którzy dopuszczacie się bezprawia [Mt 7,22-23]. 

Czy w dzisiejszym Kościele jesteśmy w stanie rozpoznać prawdziwego 'Jeremiasza'? Czy potrafimy go odróżnić od 'Uriaszów', którzy wypowiadają dokładnie te same, co on słowa, a jednak nie mówią tak samo? Drodzy, przestańcie wierzyć każdemu duchowi. Raczej badajcie duchy, czy pochodzą od Boga... [1Jn 4,1].

Wzmianka o Uriaszu w rozważanej dziś przeze mnie historii daje mi też do myślenia, że Bóg - w jednakowej sytuacji i w konsekwencji tych samych słów - ma prawo jednego ochronić, a drugiego wydać na śmierć. Niech imię Pańskie będzie błogosławione. 

18 września, 2021

Oczywistość, która na nowo zachwyca

Jestem dziś znowu pod wielkim wrażeniem mojego Pana, Jezusa Chrystusa. Czytając rankiem trzynasty rozdział Listu do Hebrajczyków natrafiłem na znane o Nim słowa: Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. Co w tym osobliwego? 

Człowiek, dopóki żyje, podlega rozmaitym zmianom. Rośnie, a potem się starzeje. Dojrzewa w myśleniu. Nabiera życiowego doświadczenia. Zmienia poglądy. Postępuje godnie lub haniebnie. W każdej chwili może zdarzyć mu się czyn zmieniający ocenę jego postaci w społeczeństwie. Dzisiejsza prawość jutro może przerodzić się w korupcję. Po latach moralnej rozpusty zaczyna prowadzić się nienagannie. Przez pół życia wiernie trzymający się określonych zasad i poglądów, pod koniec życia zaczyna mówić rzeczy niestworzone. Zmienność jest cechą, żeby nie powiedzieć - przypadłością, każdego człowieka. 

Postawy i czyny człowieka utrwala na zawsze jego śmierć. Wtedy możemy badać jego życie, odkrywać wcześniej nie znane nam szczegóły i ustalać, kim dany człowiek był faktycznie. Bywa, że po śmierci kogoś za życia szanowanego, wychodzą na jaw fakty, które każą nam wyrzucić na śmietnik jego książki. I odwrotnie; że ktoś przez lata żyjący w pogardzie, po śmierci staje się szlachetnym bohaterem powieści i filmów. Tak czy owak, w chwili śmierci kończy się problem zmienności człowieka. Po wnikliwym przebadaniu jego życiorysu wiemy, kim był. To już się nie zmieni. Dopóki żył, wciąż nie było do końca wiadomo, co jeszcze przytrafi mu się zrobić lub powiedzieć. Człowiek zmarły będzie już na zawsze taki, jakim utrwaliła go chwila jego śmierci. 

Całkiem inaczej ma się sprawa z Jezusem Chrystusem. Biblia mówi, że On żyje na wieki wieków! Nie jest wszakże zmienny, jak ludzie. Żyć i nie zmieniać się - to prawdziwy fenomen. Człowiek powinien się zmieniać z gorszego na lepsze. Jezus Chrystus jest doskonały. Doskonale święty, mądry, prawy i miłosierny. Nie może się więc zmieniać, bo jakakolwiek zmiana w Jego przypadku musiałaby oznaczać coś negatywnego.  Jezus nigdy więc nie zmieni swojego stanowiska w sprawie naszego zbawienia. Nigdy nie przestanie nas miłować. Nie odtrąci nikogo, kto w pokucie prosi Go o zbawienie. Zawsze było i będzie wiadome, czego można się po Nim spodziewać.

Ludzie, dopóki żyją, są zmienni, ale tyś zawsze ten sam i nie skończą się lata twoje [Hbr 1,12]. Jezus żyje i się nie zmienia. Przez wieki jest niezmienny, a wciąż żyje. Niesamowite. Jestem dziś na nowo zachwycony niezmiennością Pana Jezusa Chrystusa. 

16 września, 2021

Jezus jest moim Panem!

Od tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego roku, a od tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego już bardzo świadomie, jestem związany z Jezusem Chrystusem. Najpierw stał się On moim Zbawicielem, a potem - z roku na rok coraz bardziej - stawał się moim Panem. Co to praktycznie dla mnie oznacza? Jak rozumiem panowanie Jezusa nade mną? Co myślę o byciu Jego podwładnym?

Gdy mówię, że Jezus jest moim Panem, to znaczy, że podlegam Jego władzy całkowicie. Jestem Jego własnością. On może zrobić ze mną, co tylko zechce. Ma prawo wydać mi każde polecenie. O każdej porze dnia i nocy jestem do Jego dyspozycji. Nie roszczę sobie wobec Jezusa żadnych praw. Niczego nie mogę żądać. U Jezusa nie mam prywatnych godzin, żadnego urlopu ani wyjściowych przepustek na miasto. Nie mam gwarancji dobrego zdrowia, dostatku materialnego ani ochrony przed nieszczęściem. Wielokrotnie cierpiałem. Bywało, że nie miałem za co kupić tego, co chciałem. Nieraz łkałem z powodu licznych niepowodzeń. Zawsze pewne było tylko to, że On nad moim życiem panuje.

Twierdząc, że Jezus jest moim Panem, jednocześnie świadczę, że On jest dla mnie dobry. Umiłował mnie do tego stopnia, że - chociaż absolutnie na to nie zasługiwałem - przebaczył mi wszystkie moje grzechy, oczyścił mnie z nich i usprawiedliwił. Dał mi dar życia wiecznego. Wziął za moje życie pełną odpowiedzialność. Mieć takiego Pana to prawdziwe szczęście. Jezus nie tylko zagwarantował mi to, że w wieczności będę z Nim w raju. On również jest ze mną w drodze do nieba. Jest Panem, który sobie życzy, abym ciągle był blisko Niego. Należę do Jezusa. Nie muszę się o nic martwić. Czuję się przy Jezusie niesamowicie uprzywilejowany. 

Przyznając, że Jezus jest moim Panem, pragnę wyraźnie powiedzieć, że nie chcę, aby kiedykolwiek stało się inaczej. Nie chcę w żadnym razie wydostawać się spod Jego władzy. Nie mam takich myśli. Nie przychodzi mi do głowy, że może byłoby dla mnie lepiej, gdybym był od Jezusa choć troszkę niezależny. Absolutnie nie. Pod panowaniem Jezusa czuję się całkowicie bezpieczny i szczęśliwy. Gdy On panuje nade mną, to wiem, że podążam we właściwym kierunku. Jestem na drodze życia. Ani na chwilę nie chcę być wolny od władzy Jezusa.

Ośmielając się twierdzić, że Jezus jest moim Panem, nie mówię, że jestem Jego dobrym sługą. Mam świadomość wielu moich uchybień. W minionych latach wielokrotnie zasmuciłem Jezusa i wciąż mi się to zdarza. Nawet jeśli w którymś dniu uda mi się wszystko zrobić jak należy, to i tak jestem nieużytecznym sługą. Przy Jezusie nie mogę nosić głowy wysoko, ale też nie czuję się potępiony i stłamszony. Jezus nigdy nie odmówił mi przebaczenia, gdy ukorzyłem się przed Nim i poprosiłem o wybaczenie. Nigdy mnie nie odtrącił. Jednakowoż przy Nim nigdy nie pomyślałem, że mogę pozwolić sobie na swawolę i nieposłuszeństwo. Jestem sługą Jezusa. Znam swoje miejsce w szeregu i bardzo się z niego cieszę. 

Jezus jest moim Panem. Tak jest już od pięćdziesięciu lat. Wiem, co napisałem. A ty? Czy możesz coś podobnego powiedzieć o swoim związku z Jezusem? 

14 września, 2021

Oczarowanie sukcesem i wielkością

Maj 2005. Siedziba Yoido Full Gospel Church w Seulu  
Czternasty dzień września, który w ubiegłym roku na zawsze zaznaczył mi się w kalendarzu odejściem mojego nauczyciela, Mieczysława Kwietnia z Warszawy, teraz, w 2021 roku, w historię pentekostalizmu wpisał się śmiercią koreańskiego pastora, Davida Yonggi Cho. W 1958 roku założył on wspólnotę chrześcijańską w Seulu, która pod nazwą Yoido Full Gospel Church zasłynęła jako największy na świecie zbór zielonoświątkowy. Bywało, że ów mega church liczył nawet osiemset tysięcy członków. Pastor Cho w 2007 roku przeszedł na emeryturę. Zmarł dzisiaj rano w szpitalu w Seulu, w wieku 85 lat.

Pamiętam lata wielkiej fascynacji postacią i działalnością pastora Yonggi Cho. Jego sukces stał się znany na całym świecie i zjednał mu wielu zwolenników. Wśród zielonoświątkowców zyskał on uznanie do tego stopnia, że w latach 1992 - 2000 stał na czele Światowej Społeczności Zborów Bożych (ang. The World Assemblies of God Fellowship), zrzeszającej kościoły zielonoświątkowe i charyzmatyczne z ponad 200 krajów. Popularność Yonggi Cho była tak wielka, że sprawa zgodności jego nauczania z Biblią wśród większości przywódców chrześcijańskich przestała być brana pod uwagę. Z podobnych względów również koreański wymiar sprawiedliwości okazał się dla niego zdumiewająco wyrozumiały, gdy kilka lat temu sądzono go za uchylanie się od płacenia podatków. 

Od dziecka wśród ludzi obserwuję dziwne zjawisko ulegania urokowi stanowiska i sławy. Na przykład, w rozmowach z ludźmi zdawali się mieć wyraźne zastrzeżenia do zachowania biskupa, lecz w chwili  zetknięcia się z nim, klękali i całowali go w rękę. Bolało mnie, gdy któryś z moich kolegów po drodze mówił co innego, a po dotarciu na spotkanie nabierał wody w usta, a nawet publicznie zajmował całkiem inne stanowisko. Smucę się, gdy bracia i siostry mówią coś za plecami kogoś dla nich ważnego, a nie mają odwagi powiedzieć mu tego samego prosto w twarz.

Czy chrześcijanie jednakowo wszyscy ulegają oczarowaniu sukcesem i wielkością? A co się tyczy tych, którzy cieszyli się szczególnym poważaniem - czym oni niegdyś byli, nic mnie to nie obchodzi; Bóg nie ma względu na osobę [Ga 2,6] - napisał w natchnieniu Ducha apostoł Paweł. I nie były to puste słowa. A gdy przyszedł Kefas do Antiochii, przeciwstawiłem mu się otwarcie, bo też okazał się winnym. Zanim bowiem przyszli niektórzy od Jakuba, jadał razem z poganami; a gdy przyszli, usunął się i odłączył z obawy przed tymi, którzy byli obrzezani. A wraz z nim obłudnie postąpili również pozostali Żydzi, tak że i Barnaba dał się wciągnąć w ich obłudę. Ale gdy spostrzegłem, że nie postępują zgodnie z prawdą ewangelii, powiedziałem do Kefasa wobec wszystkich... [Ga 2,11-14].

Wiele złego bierze się z oczarowania sukcesem i sławą. Z tego powodu całkiem sporo ludzi ulega wewnętrznemu rozdwojeniu i postępuje wbrew własnemu sumieniu. Nie mają odwagi powiedzieć ważnej osobie tego, co naprawdę myślą. Nie mniejszym złem jest w tym i to, że ludzie sukcesu, hołubieni naokoło, nie słysząc prawdy o sobie, całymi latami żyją w złudzeniu, że wszystko jest z nimi OK. Przeto, odrzuciwszy kłamstwo, mówcie prawdę, każdy z bliźnim swoim, bo jesteśmy członkami jedni drugich [Ef 4,25].