30 marca, 2015

Z deszczu pod rynnę

Dziś rocznica „wyzwolenia” Gdańska w 1945 roku. Wyzwolenia w cudzysłowie, bowiem dziś już powszechnie wiadomo, jak naprawdę było. Po wcześniejszym szturmie, 30 marca owego roku wojska sowieckie i polskie z II Frontu Białoruskiego wkroczyły do miasta. Chociaż Niemcy nie zniszczyli „swojego” miasta, to jednak w ruiny zamieniono  wówczas około 90% zabytkowego śródmieścia. Połowa tych zniszczeń powstała już po wyjściu Niemców.

Gorzka prawda o „wyzwolicielach” Gdańska z 1945 roku wywołuje dziś we mnie szereg skojarzeń. Dość często zdarza się w życiu, że ktoś lub coś niby pomaga, a jednocześnie szkodzi:  Super skuteczne lekarstwo, lecz ze skutkami ubocznymi. Kolorowy świat wrażeń po zażyciu zioła i gasnąca z miesiąca na miesiąc zdolność do samokontroli.  Cudowna sesja z „uzdrowicielem”, po której zaczynają się problemy natury wewnętrznej i nie można już spokojnie się wyspać. Wspaniałomyślna pomoc banku i wieloletnia presja dziwnie nie malejącego kredytu. Upojny flirt z piękną kobietą i rozbite życie rodzinne.

Oczekujący na wyzwolenie cywilni mieszkańcy Gdańska mieli prawo spodziewać się ze strony nadciągającej armii wyzwolenia od hitlerowców i upragnionego życia w pokoju. Tymczasem z armią „wyzwolicieli” nad Gdańsk nadciągnęły chmury zniszczeń, gwałtów i rabunków. Owszem, wojska niemieckie zostały wyparte, ale to, co nadeszło było dla wielu Gdańszczan jeszcze gorsze.

W życiu duchowym dość często bywa podobnie. Źle jest komuś w życiu, więc rozgląda się i szuka pomocy duchowej. To, że szuka, to dobrze, lecz powinien uważać, żeby nie wejść z deszczu pod rynnę.  Odczuwając bowiem silną potrzebę miłości, zdrowia, akceptacji i temu podobnych wartości, łatwo otwieramy się wewnętrznie i ulegamy złudzeniom. W takim stanie możemy dostać się pod wpływ ludzi, którzy nie dadzą nam tego, co obiecują. Biblia mówi: Ludzie ci, to źródła bez wody i obłoki pędzone przez wicher; czeka ich przeznaczony najciemniejszy mrok. Przemawiając bowiem słowami nadętymi a pustymi, nęcą przez żądze cielesne i rozwiązłość tych, którzy dopiero co wyzwolili się od wpływu pogrążonych w błędzie, obiecując im wolność, chociaż sami są niewolnikami zguby [2Pt 2,17-19].

Do przywódców religijnych Jezus kiedyś powiedział: Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że obchodzicie morze i ląd, aby pozyskać jednego współwyznawcę, a gdy nim zostanie, czynicie go synem piekła dwakroć gorszym niż wy sami [Mt 23,15]. Nie każda ewangelizacja warta jest naszego zaangażowania. Nie każda misja chrześcijańska jest głoszeniem Słowa Bożego.  Nie każda  pomoc pod chrześcijańskim szyldem przynosi naprawdę miłość, radość, wolność i pokój. Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie [Jn 8,36]. Tylko Syn Boży, Jezus Chrystus, wyzwalając z grzechu, wypuszcza ludzką duszę na wolność.

Niech historyczna prawda o skutkach dziwnego "wyzwolenia" Gdańska da nam do myślenia i pomoże otworzyć duchowe oczy.

27 marca, 2015

Upewnij się, komu ufasz

Szok. Drugi pilot samolotu pasażerskiego niemieckich linii lotniczych, lecącego z Barcelony do Dusseldorfu, zabarykadował się w kokpicie i świadomie rozbił go we francuskich Alpach!

Stu czterdziestu czterech pasażerów zajmując rankiem 24 marca 2015 roku miejsca w airbusie A320 powierzyło swój los w ręce dobrze wyszkolonych i wzbudzających zaufanie sześciu członków załogi.  Niestety, dla wszystkich lot 4U 9525 okazał się dramatycznym końcem życia. Owszem, niejednemu z nich mogła przemknąć myśl o tym, jak wiele czynników w tej podróży może zawieść, ale do głowy by im nie przyszło, że śmierć przyjdzie ze strony pilota. Przecież to najmocniejsze ogniwo w całym łańcuchu pasażerskiego poczucia bezpieczeństwa. Nieważne z jakich powodów tak zrobił. Zaufali mu, a on powiózł ich ze sobą prosto na skały.

Biblia niejednokrotnie mówi o naszym życiu jako o swoistej, krótkiej podróży, której celem jest żywot wieczny. W czyje ręce powierzyliśmy swój los na tę drogę? Księdza? Prezydenta? Jakiegoś lidera, żeby nie powiedzieć - demagoga? A może wystarcza nam zaufanie do samego siebie?  Bywa nawet, że samo wykształcenie, wysoka pozycja społeczna, czy też pieniądze - dla niejednego człowieka stają się źródłem poczucia bezpieczeństwa. W dobrym nastroju wyrusza i odbywa życiową podróż z przekonaniem, że dotrze do celu. Tymczasem Biblia mówi: Niejedna droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci [Prz 14,12]. Wzbudzający nasze zaufanie ludzie, możliwości i środki, mogą niestety okazać się tragicznie zawodne.

Tak mówi Pan: Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie, a od Pana odwraca się jego serce! [Jr 17,5]. Nawet na zwykłej drodze mądry kierowca stosuje zasadę ograniczonego zaufania. W każdej chwili bowiem ktoś lub coś może w ruchu drogowym  zawieść. Tym bardziej nie ufajmy ślepo w sprawach wiecznego zbawienia. Niech nam tu nie wystarcza, że ktoś założy sutannę czy ładny garnitur albo, że często występuje w telewizji. To czy nasze doczesne życie zakończy się dla nas przejściem do życia wiecznego, czy na wieczne potępienie jest przecież sprawą wagi najwyższej! Upewnijmy się, komu ufamy.

Wstrząśnięty prawdą o tym, jak stu czterdziestu dziewięciu ludzi w miniony wtorek zawiodło się na człowieku, który wzbudzał zaufanie, całym sercem zwracam się ku Bogu i błagam: W sprawach zbawienia swojej własnej duszy ufajmy wyłącznie i bezpośrednio samemu Zbawicielowi, Jezusowi Chrystusowi. Do głowy ciśnie mi się znany mi od dzieciństwa stary hymn chrześcijański:

Jezus zawieść mnie nie może, bo On dla mnie skarbem jest
Droższym, niźli myśleć mogłem, bo któż jak On wiernym jest
Im poznaję lepiej Jego, tym wierniejszym zda się być
I tym większy zapał czuję innych też do Niego wieść.

Jezus zawieść mnie nie może, On co śmierci wydarł mnie
On, co grzechu dług mój spłacił, dług co dręczył serce me
On też Swoją świętą, cichą obecnością pełną łask
Odkrył w pełni sercu memu Swej miłości jasny blask

Jezus zawieść mnie nie może, On znów przyjdzie, On mój Pan
W głębi serca mego czuję, że się zbliża błogi stan
Niech tam świat się z tego śmieje, nie zna on radości mej
Lecz ja wiem: mój Król jest blisko. Wkrótce przyjdzie w chwale Swej

Jezus zawieść mnie nie może. On jest wszystkim w życiu mym
Panem. Wodzem. Przyjacielem. Zbawicielem w świecie tym
On zagarnął serce moje, zawsze o mnie troszczy się
Nie, On zawieść mnie nie może. Doskonale zbawił mię!
(Śpiewnik Pielgrzyma nr 387).

23 marca, 2015

Przyganiał kocioł garnkowi...

the pot calling the kettle black
Z wiadomego powodu jesteśmy w tych dniach świadkami narastającej krytyki międzypartyjnej. Główne media nie od dziś sprawę przedstawiają w ten sposób, że zasadniczo mamy w Polsce z jednej strony szerokie środowiska propagujące miłość i obstające za zgodą. Zaś naprzeciwko tych dobrych kręgów ustawili się ludzie opanowani duchem chorobliwej krytyki.  Doprowadza to do podziałów naszego kochanego społeczeństwa, a winni tego są oczywiście ci drudzy. Kto jednak potrafi odfiltrować powstające  przy takim stawianiu sprawy powierzchowne wrażenie, nie może nie zauważyć, że wcale nie mniejsza krytyka płynie także i z tej pierwszej strony. Wystarczy wsłuchać się nieco bardziej w słowa przedstawicieli owych „pozytywnych” środowisk. Ileż w nich pogardy dla wszystkich, którzy ośmielają się myśleć inaczej, a ileż przy tym poczucia wyższości! Można by z ich wnioskować, że wszystko, co w Polsce jest nie tak, ma miejsce z powodu fundamentalizmu i radykalizmu osób krytycznie do nich nastawionych. Oni pragną Polski racjonalnej.

Od dawna tego rodzaju zjawisko obserwuję też w środowiskach kościelnych. Prawdą jest, że mamy w swych szeregach osoby bardzo wnikliwie przyglądające się przywódcom chrześcijańskim i nie szczędzące im krytyki. Są wśród nas ludzie, którzy zanim coś uznają i poprą, chcą wcześniej się temu – po prostu - przyjrzeć i zbadać, jak mają się te nowe rzeczy w świetle Słowa Bożego. Gdy zaważają niezgodność z Biblią, nie przemilczają sprawy. Wypowiadają się krytycznie, co oczywiście sporo ich kosztuje. Znakomita większość naszych środowisk natomiast, to osoby dobre, pozytywnie nastawione i pełne miłości. Najwyraźniej myślą o sobie, a nawet mówią, że są za zgodą, że unikają wartościowania i nikogo nie osądzają. Gdyby wszyscy zechcieli być tacy jak oni, to nie tylko zakwitłyby relacje wewnątrzkościelne ale i nasza działalność misyjna przyniosłaby o wiele lepsze wyniki. Wszystkiego, co w Kościele jest nie tak, winni są krytycy i różnej maści „łowcy herezji”, którzy zatruwają sielankę ewangelicznego współżycia i działania.

Nie od dziś wsłuchuję się i wczytuję w wypowiedzi wielu braci, którzy sytuują samych siebie po tej  dobrej, oświeconej  stronie. I co? Ze zdumieniem stwierdzam, że wcale nie są mniej krytyczni. Ba, odnoszę nawet wrażenie, że ich jakby drugą naturą stało się krytykowanie krytyków. Chcą być pozytywni, a niemal za każdym razem jakoś nie mogą sobie podarować przyjemności wtrącenia paru zdań przeciwko osobom nie podzielającym ich sposobu myślenia. Niby ubolewają, że wśród ludzi ewangelicznie wierzących są ludzie, którzy swą krytyką powodują podziały. Tymczasem ton ich wypowiedzi w nie mniejszym stopniu atmosferę tej wzajemnej niechęci tworzy.

Jest w Biblii taki fragment, który opisując pewnych ludzi stwierdza, że są oni pełni wszelkiej nieprawości, złości, chciwości, nikczemności, pełni są również zazdrości, morderstwa, zwady, podstępu, podłości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, wynalazcy złego, rodzicom nieposłuszni;  nierozumni, niestali, bez serca, bez litości; oni, którzy znają orzeczenie Boże, że ci, którzy to czynią, winni są śmierci, nie tylko to czynią, ale jeszcze pochwalają tych, którzy to czynią [Rz 1,29-32].  Zauważając u kogoś grzechy takiego kalibru, łatwo się oburzamy i dziwimy, jak może on coś tak złego robić?! Jest to słuszne i zasadne, gdy sami prowadzimy bogobojne i nienaganne życie. Gdy natomiast zdarza się nam grzeszyć podobnie, to byłoby dla nas lepiej, gdybyśmy  nie zabierali się za wytykanie błędów innych ludzi. Oddajmy znowu głos Słowu Bożemu.  Nie ma przeto usprawiedliwienia dla ciebie, kimkolwiek jesteś, człowiecze, który sądzisz; albowiem, sądząc drugiego, siebie samego potępiasz, ponieważ ty, sędzia, czynisz to samo. Bo wiemy, że sąd Boży słusznie spada na tych, którzy takie rzeczy czynią. Czy mniemasz, człowiecze, który osądzasz tych, co takie rzeczy czynią, a sam je czynisz, że ujdziesz sądu Bożego? [Rz 2,1-3].

Myśl tę dobrze oddaje polskie przysłowie: Przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli. Jeżeli jakiś chrześcijanin całą swoją energię  i czas przeznacza na wyszukiwanie błędów innych chrześcijan i poddawaniu ich krytyce, to z pewnością popełnia poważny błąd. Słusznie nie podobają się nam takie postawy. Uważajmy wszakże, byśmy sami nie okazali się do takich ludzi podobni.

21 marca, 2015

Patrzmy na serce

Dziś Światowy Dzień Zespołu Downa obchodzony pod auspicjami ONZ. Wybór 21. marca na obchody tego Dnia wziął się stąd, że w 21. parze chromosomów osoby z zespołem Downa zamiast dwóch, mają trzy chromosomy. Inną nazwą wady jest Trisomia 21. Szacuje się, że Polsce takie osoby stanowią 1,4 % populacji.

Rozmaite akcje uliczne organizowane w Światowym Dniu Zespołu Downa mają na celu oswojenie społeczeństwa z widokiem takich osób, aby przestał on wzbudzać niezdrowe zaciekawienie. Z drugiej strony, dodają one otuchy zarówno samym osobom z zespołem Downa jak też ich rodzicom i opiekunom. Jednym słowem, nikt w cywilizowanym społeczeństwie nie musi czuć się gorszym. Tym bardziej, że trisomia 21 przez nikogo absolutnie nie jest zawiniona.

Gdy myślę dziś o osobach z zespołem Downa, to nasuwa mi się pouczenie, jakiego udzielił Bóg prorokowi Samuelowi w trakcie doboru właściwego człowieka na nowego króla Izraela. Nie patrz na jego wygląd i na jego wysoki wzrost; nie uważam go za godnego, albowiem Bóg nie patrzy na to, na co patrzy człowiek. Człowiek patrzy na to, co jest przed oczyma, ale Pan patrzy na serce [1Sm 16,7]. W tym przypadku okazało się, że bardziej rośli i dojrzali synowie Isajego okazali się mniej przydatni, niż niepozorny chłopiec. Owszem, wygląd zewnętrzny człowieka  z zespołem Downa odbiega nieco od widoku większości osób, ale w żadnym wypadku nie świadczy o jego niższej wartości.

Biblia objaśnia także, że Bogu mili są nie tylko ci, którzy są piękni. Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie miły mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje [Dz 10,34-35]. Pozwolę sobie nawet zauważyć, że ludzie o nieskazitelnym wyglądzie zbyt często są zadufani i zapatrzeni w siebie samych. Osoby z zespołem Downa zwykle cechują się sporą wrażliwością i stosunkowo większą otwartością na kontakt z Bogiem. Patrzmy na serce.

19 marca, 2015

Zapotrzebowanie na prawdę

W jakim stopniu prezentowane w mediach informacje są prawdziwe? Jak uzyskana w ten sposób wiedza ma się do rzeczywistości? Na przykład, po wczorajszym zamachu w Tunisie chcielibyśmy w Polsce znać prawdę o ilości Polaków tam poszkodowanych. I co? Owszem, informacje płyną nieustannym strumieniem, ale nie wiadomo, które z nich są prawdziwe. To co słyszeliśmy po południu już wieczorem okazało się nieaktualne. Rankiem dowiadujemy się jeszcze czegoś innego. Jak jest naprawdę?

Skoro w sytuacji, gdy do ustalenia prawdy wystarczy jedynie policzyć osoby zastrzelone i sprawdzić ich tożsamość, a płyną z tego tak różne informacje, to co mówić o sprawach niewymiernych? Na ile można być pewnym słyszanej wiadomości, gdy proces jej ustalania uzależniony jest od interpretacji zdarzenia lub subiektywnych odczuć sprawozdawcy? Chociaż w takich przypadkach znacznie trudniej jest dotrzeć do prawdy, to jednak w niemniejszym stopniu chcemy ją znać. I dobrze, gdy wciąż do niej dążymy. Byłoby z nami bardzo źle, gdybyśmy przybliżoną lub mylną informację uznali za całkowitą prawdę i przy niej uparcie obstawali.

W kontekście powyższego pomyślmy o naszej wiedzy o Bogu i życiu wiecznym. Co stanie się z nami w chwili śmierci? Jak należycie przygotować się do przejścia na drugą stronę? Wciąż napływają do nas rozmaite informacje na ten temat. Nie z każdego źródła wypływa czysta woda. Nie wystarczy stanąć na ambonie czy za kazalnicą, aby prawdą było to, co powiemy. Duchowni różnych religii, owszem, autorytatywnie wypowiadają się w tych kwestiach, lecz ich opinie okazują się bardzo rozbieżne. Która jest prawdziwa? Dobrze, gdy nie ufamy im na ślepo i wciąż staramy się dotrzeć do prawdy. Źle, gdy po usłyszeniu jakiejś informacji na temat naszego zbawienia od razu przyjmujemy ją za pewnik. Wówczas może się okazać, że przez lata opieramy się na czymś, co wcale prawdą nie jest.

Jest tylko jeden Bóg prawdziwy i tylko jeden sposób na dotarcie do prawdy o Nim. Boga nikt nigdy nie widział, lecz jednorodzony Bóg, który jest na łonie Ojca, objawił go [Jn 1,18]. Prawdomówność Syna Bożego została potwierdzona Jego zmartwychwstaniem. Fakt zmartwychwstania Jezusa nadaje wszystkim Jego słowom znaczenia najwyższej rangi. Ja jestem droga i prawda, i żywot. Nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie [Jn 14,6].

Ażeby poznać prawdę i zacząć zgodnie z nią żyć, trzeba oddzielić się od fałszywych źródeł informacji. Przestać ufać ludziom i przekazywanym przez nich wiadomościom. Trzeba nam sięgnąć po Biblię. Jezus i dziś wstawia się za nami u Ojca: Poświęć ich w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą [Jn 17,17].

Nie bez racji żartowaliśmy przed laty, że największym w świecie organem kłamstwa jest sowiecka gazeta "Prawda". Dziś kłamstwo ma wiele nowych tytułów. Nie należy w ciemno ufać temu, co mówią ludzie, choćby nawet w sondażach mieli najwyższy procent społecznego zaufania. Jezus powiedział: Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi [Jn 8,31-32]. Dążmy do poznania prawdy.

17 marca, 2015

Sprawy nie idą tak łatwo, jakby się chciało

W tych dniach zaczyna się w moim życiu próba wiary. Dzieło adaptacji ruin na siedzibę zboru, którego podjąłem się w połowie 2013 roku, wchodzi w fazę realizacji.  Do tej pory oczyszczaliśmy, naprawialiśmy i zabezpieczaliśmy. Przeżywaliśmy codzienną radość, widząc jak zmienia się oblicze mocno zaniedbanej wcześniej posesji. Rodziła się wizja naszego domu modlitwy i powstawał jego projekt. Było wiele dobrych rozmów i pokrzepiających słów. Teraz nadszedł czas realizacji.

Wyruszyłem w tę drogę z wiarą, że jest to dzieło zadane mi przez Pana Jezusa Chrystusa. Jego celem jest stworzenie dobrych warunków do głoszenia Słowa Bożego, wzajemnego zbudowania ludzi wierzących i szerokiej działalności misyjnej. W czasach powszechnego zjawiska rozmywania granic, mam wizję stworzenia ośrodka, który będzie świadectwem Kościoła zbudowanego na fundamencie apostołów i proroków i mocno trzymającego się wyznaczonych tym fundamentem zasad. Pragniemy, by Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE w Gdańsku było miejscem, gdzie ludzie będą naprawdę rodzić się na nowo i nabywać pewności zbawienia, a nie tylko jego złudzenia.

Dziś rano czytałem o wierze Abrahama. Ojciec wiary usłyszał głos Boży i otrzymał od Boga obietnicę. Zaczął żyć zgodnie ze Słowem Bożym, co całkowicie odmieniło jego wcześniejsze życie. Nie wszystko poszło tak łatwo, jakby się chciało. Nie dał się jednak zbić z tropu i nie zachwiał się w wierze, choć widział obumarłe ciało swoje, mając około stu lat, oraz obumarłe łono Sary; I nie zwątpił... [Rz 4,19-20a]. Ostatecznie przez wiarę osiągnął to, co Bóg mu obiecał.

Mam świadomość, że i przede mną próba wiary. Sprawy nie idą tak łatwo, jakby się chciało. W uszach brzmią mi słowa starego hymnu: Gdy się wiara moja chwieje, Jezus trzyma mnie. W Nim jedyną mam nadzieję. Mocno trzyma mnie. Modlę się dziś rano o duchowe siły, by - jak Abraham - nie zachwiać się w wierze i nie zwątpić. A Ty? Czy trwasz w wierze? Czy realizujesz jakieś dzieło wiary? Jak się masz na swej drodze wiary?

14 marca, 2015

Co robić, żeby ich nie zabrakło?

Przyzwyczailiśmy się do tego, że w większości zborów światła skierowane są na ludzi z pierwszych ławek kościelnych. Wciąż mówi się o szczególnej roli pastorów i rozmaitych liderów i zachęca do modlitwy o przywódców kościoła. Dobrze, że tak jest, bo przecież Biblia wzywa: A prosimy was, bracia, abyście darzyli uznaniem tych, którzy pracują wśród was, są przełożonymi waszymi w Panu i napominają was; Szanujcie ich i miłujcie jak najgoręcej dla ich pracy [1Ts 5,12-13].

Trzeba nam wszakże pamiętać, że obok braci starszych, przywódców zboru, od samych początków Kościoła w zborze są też osoby zajmujące się służbą pomocniczą. Świadczy o tym, na przykład, powołanie siedmiu braci do pracy socjalnej w prazborze. Wtedy dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów, rzekło: Nie jest rzeczą słuszną, żebyśmy zaniedbali słowo Boże, a usługiwali przy stołach. Upatrzcie tedy, bracia, spośród siebie siedmiu mężów, cieszących się zaufaniem, pełnych Ducha Świętego i mądrości, a ustanowimy ich, aby się zajęli tą sprawą; my zaś pilnować będziemy modlitwy i służby Słowa [Dz 6,2-4]. Praktyka szybko pokazała, że dla prawidłowej działalności zboru, obok sztandarowych przywódców, niezbędne są też osoby do służby w charakterze pomocników. Niestety, zbyt często nie ma w nas dostatecznej troski o takie osoby. Wiele wspaniałych kobiet i mężczyzn trudzi się w pracy dla Pana gdzieś w cieniu innych, poza sceną, a faktycznie stanowią niezwykle ważne ogniwo w służbie Bożej.

Tym osobom poświęcone jest niniejsze rozważanie. Zastanowimy się nad tym na przykładzie służby w Przybytku z czasów wędrówki Izraela do Ziemi Obiecanej. Wiadomo, że sztandarową służbę w Przybytku pełnili kapłani. Lecz kapłani wykonywali zaledwie część tego, co było w Przybytku do zrobienia. Ogromną rolę w tej codziennej służbie odgrywali lewici, w tym synowie Kehata. W tych dniach bardzo poruszyło mnie jedno z pouczeń Słowa Bożego na ich temat. I przemówił Pan do Mojżesza i do Aarona tymi słowy: Nie dopuśćcie, by plemię rodowe Kehatytów zostało wytracone spośród Lewitów, a raczej dołóżcie starań, aby utrzymali się przy życiu i nie poginęli [4Mo 4,17-19a].

Rola  Kehatytów polegała na trosce o najważniejsze elementy wyposażenia Przybytku. A do służby synów Kehata w Namiocie Zgromadzenia należeć będzie troska o rzeczy najświętsze [4Mo 4,1-4]. Pełnili bardzo ważną funkcję, lecz uwaga! Mieli troszczyć się o rzeczy najświętsze, ale ich bezpośrednio nie dotykać. Kapłani, zanim przekazali lewitom poszczególne elementy wyposażenia Przybytku, zobowiązani byli do tego, aby je porządnie okryć do transportu. Zadaniem Kehatytów było jedynie przenoszenie rzeczy najświętszych. Gdy tedy obóz będzie miał ruszyć, Aaron ze swoimi synami zakończy okrywanie świętych przedmiotów i wszystkich sprzętów świątynnych, a potem przystąpią Kehatyci, aby je nieść. Lecz nie będą dotykać się świętych przedmiotów, aby nie zginęli. Taka jest służba synów Kehata przy Namiocie Zgromadzenia [4Mo 4,15]. Niby rola synów Kehata miała charakter drugoplanowy – a jednak to właśnie od nich zależało, czy i kiedy służba Boża rozpocznie się w nowym miejscu.

Czego możemy nauczyć się na tym przykładzie, co jest ważne i dzisiaj w służbie każdego zboru? Otóż podobnie jak w Przybytku tak i teraz w służbie Bożej nie każdy ma jednakowe powołanie. Nie każdy jest starszym zboru. Nie każdy jest powołany, by chrzcić, wkładać ręce na innych itd. Jak Kehatyci przy wykonywaniu swoich zaszczytnych zadań mieli sami zadbać o to, aby nie przekroczyć wyznaczonej im granicy, tak i osoby angażujące się w służbę zborową powinny dobrze znać swoje miejsce i nie przekraczać wyznaczonych granic.  Gdy podczas transportu Skrzyni Świadectwa jeden z Lewitów ją dotknął, natychmiast poniósł śmierć  [2Sm 6,1-8]. Tak jest. Biblia na każdego człowieka nakłada osobisty obowiązek posłuszeństwa Słowu Bożemu. Wszakże w odniesieniu do Kehatytów Bóg nałożył  także na przywódców Izraela swego rodzaju obowiązek troski o ich życie. Nie dopuśćcie, aby rodzina Kehatytów została odcięta (przez śmierć) spośród Lewitów. Uczyńcie to dla nich, aby żyli, a nie poumierali, gdy się zbliżą do Najświętszego (4Mo 4,18 Tora).

Jak zastosować się do tego polecenia we współczesnej służbie i zadbać o duchowe bezpieczeństwo osób pełniących służbę pomocniczą w pracy Pańskiej? Po pierwsze, jasno nakreślając granice ich roli i przypominając im, czego im nie wolno. A Bóg ustanowił w kościele najpierw apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, następnie moc czynienia cudów, potem dary uzdrawiania, niesienia pomocy, kierowania, różne języki. Czy wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokami? Czy wszyscy nauczycielami? Czy wszyscy mają moc czynienia cudów? [1Ko 12,28-29]. Dla dobra osób zaangażowanych w służbę pomocniczą należy jasno określić, na czym konkretnie polega ich rola.

Po drugie, chroniąc ich dusze w służbie przed sprawami, które mogłyby się okazać dla nich porażające. Przypomnijmy, że kapłani mieli pookrywać wszystkie przedmioty używane w służbie Bożej.  Nie należy więc omawiać trudnych spraw duszpasterskich w obecności pomocników. Nie prezentować samego warsztatu kaznodziejskiego, a to co z tego warsztatu wyszło! Należy uważać, żeby nie zgorszyć osób pomagających w służbie. Nigdy nie zapomnę świadectwa kierowcy jednego ze znanych kaznodziejów, który powiedział mi, że tylu rzeczy się nasłuchał i na tyle się napatrzył, że już utracił prostolinijną wiarę.

Po trzecie należy w zborze zatroszczyć się o osoby zaangażowane w służbę drugoplanową także biorąc pod uwagę ich byt materialny. Osoby angażujące się w działalność zboru – siłą rzeczy ograniczają się w zarabianiu pieniędzy. Kto ma zatroszczyć się o zaspokojenie ich potrzeb? Właśnie zbór powinien to mieć na uwadze! Brak wrażliwości w tej dziedzinie może doprowadzić służbę Bożą do poważnego kryzysu. Oto przykład: Dowiedziałem się także, że nie dostarczono Lewitom ich udziałów, wobec czego Lewici i śpiewacy przeznaczeni do pełnienia służby pouciekali, każdy do swojej posiadłości. Zgromiłem tedy zwierzchników i powiedziałem: Dlaczego jest zaniedbany dom Boży? Potem zebrałem ich razem i postawiłem na ich stanowiskach [Neh 13,10-11]. Jak to można zrobić w praktyce? Dzieląc się dostępnymi w zborze dobrami materialnymi. Nagradzając poniesiony trud. Zwalniając takie osoby z opłat pobieranych od innych. Organizując dla takich osób jakieś okazje do dobrego zarobku.

Po czwarte, należy w zborze zadbać o wychowanie nowego pokolenia Kehatytów, czyli osób pracujących na drugim planie. Zauważam ogólny pęd wielu młodych chrześcijan do bycia na scenie. Szkoły biblijne i seminaria oferują kształcenie pastorów i liderów. Pamiętam, jak pewna dziewczyna przyłączyła się do naszego zboru. Już wtedy uczyła się w szkole biblijnej w Anglii, bo chciała zostać pastorem. Gdy się dowiedziała, że w naszym zborze nie będzie pastorem ani kaznodziejką, od razu odeszła z naszego zboru. Nie była zainteresowana drugoplanową rolą w pracy Pańskiej. Trzeba nam wprowadzać nowe osoby w służbę pomocniczą. Ogrodnik zborowy ma zawczasu przyuczać tej roboty jakiegoś młodego chłopaka. Siostry służące w kuchni zborowej uczyć tego młode dziewczęta. Starzejący się „złota rączka” winien zadbać o następcę. Generalnie, należy tworzyć w zborze dobrą atmosferę wokół służb pomocniczych! Niech wszyscy wiedzą, jak ważnym ogniwem w pracy Pańskiej są osoby pracujące poza sceną.

Jak wówczas, w odniesieniu do służby w Przybytku, tak i dzisiaj w odniesieniu do służby zboru Bożego Bóg powołuje ludzi do rozmaitej służby! On ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego [Ef 4,11-12]. Z pewnością Pan – jako Głowa Kościoła – powołuje braci i siostry do wszelkiej służby pomocniczej, a rolą przywódców jest należycie się o nich zatroszczyć.

Oto kilka praktycznych wskazówek na podstawie dzisiejszego rozważania o służbie Kehatytów i nakazanej troski o ich życie.

Przede wszystkim, samym braciom i siostrom osobiście zaangażowanym w służbę pomocniczą chcę powiedzieć tak:  Miejcie świadomość powagi i znaczenia waszej służby. Zbór nie jest miejscem do robienia kariery. Dobrze, że nie jesteście zborowymi celebrytami. Służąc w cieniu, podobacie się Panu, bo naśladujecie samego Jezusa. Któż bowiem jest większy? Czy ten, który u stołu zasiada, czy ten, który usługuje? Czy nie ten, który u stołu zasiada? Lecz Ja jestem wśród was jako ten, który usługuje [Łk 22,27]. Dedykujcie swą służbę samemu Panu Jezusowi Chrystusowi. Cokolwiek czynicie, z duszy czyńcie jako dla Pana, a nie dla ludzi, wiedząc, że od Pana otrzymacie jako zapłatę dziedzictwo, gdyż Chrystusowi Panu służycie  [Kol 3,22-24]. Pełnijcie swą służbę z najwyższym zaangażowaniem, pomimo tego, że ma ona charakter drugoplanowy. Unikajcie owczego pędu do wyższego stanowiska, bo najbezpieczniej jest pozostawać w granicach swego powołania. Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami, bracia moi, gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok [Jk 3,1]. Strzeżcie się „zaglądania pod kołdrę” rozmaitych spraw o charakterze duszpasterskim. W każdym rodzi się naturalna ciekawość dlaczego np. s. Kowalska tak płakała wychodząc ze spotkania starszych zboru? Co robił ten kaznodzieja dzisiaj w nocy? Taka ciekawskość może okazać się szkodliwa dla waszej duszy i nadwerężyć waszą wiarę. Jednym słowem, w dużym stopniu sami za siebie jesteście odpowiedzialni, aby do końca wytrwać w służbie.

Dla wszystkich pozostałych członków zboru, a zwłaszcza dla braci prowadzących zbór i kierujących służbą zborową mamy następujące wskazówki: Konkretyzujmy w życiu zboru powołania drugoplanowe i jasno zakreślajmy granice takiej służby. Pozwalajmy osobom pełniącym służbę pomocniczą być blisko rzeczy najważniejszych, a jednocześnie chrońmy ich przed tym, co mogłoby im duchowo zaszkodzić. Troszczmy się o materialną stronę życia osób zaangażowanych w służby pomocnicze. Wychowujmy następne pokolenie osób chętnie siadających w drugim rzędzie.

Tak to już jest, że jedni chcą być tylko w pierwszym rzędzie. Inni wolą być w ostatnim. Najmniej oblegany jest rząd drugi i miejsca obsługi technicznej. Celem tego rozważania było uwypuklenie znaczenia tej roli dla dobra całości służby zboru Bożego. Słowo Boże poucza nas, że Bóg posługuje się osobami z drugich rzędów. Być pomocnikiem w dobrej sprawie – to wielki zaszczyt! Niech nie wyginie plemię Kehatytów! Niech w każdym zborze będzie pod dostatkiem osób chcących pełnić drugoplanowe zadania.

13 marca, 2015

Szczęśliwy piątek, trzynastego

Kto powiedział, że piątek, trzynastego - to pechowa data? Dla mnie jest to dziś jeden z baaardzo udanych dni. Po miesiącach starań odebrałem w dniu dzisiejszym pozwolenie na budowę  umożliwiające nam w zespole dworsko - parkowym Gdańsk Olszynka rozpoczęcie adaptacji dawnej wozowni na salę spotkań. Jestem szczęśliwy i wdzięczny Bogu za kolejny, ważny moment w dziejach Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE w Gdańsku.

Uzyskane dziś pozwolenie cieszy tym bardziej, że przed podjęciem decyzji o przyjęciu  odpowiedzialności za obiekt  zabytkowy, ostrzegano mnie na różne sposoby o czekających nas trudnościach. Rzeczywiście, z racji zabytkowego charakteru nieruchomości oraz z powodu położenia obiektu blisko przeciwpowodziowego wału Motławy procedur jest znacznie więcej niż normalnie. Modliliśmy się jednak, cierpliwie stawialiśmy im czoła i się udało. Dzisiaj świętujemy szczęśliwe zakończenie tego procesu powtarzając za prorokiem Samuelem: Aż dotąd pomagał nam Pan [1Sm 7,12].

Z radosnym drżeniem serca myślę teraz o tym, co czeka nas w kolejnych miesiącach. Z wiarą w pomoc Wszechmogącego Boga i Pana naszego, Jezusa Chrystusa wyruszamy w drogę, którą jako zbór  jeszcze nie szliśmy. Z chwiejących się murów dwustuletniej ruiny o zgniłej konstrukcji dachowej z Bożą pomocą powstanie piękny dom zgromadzeń naszej wspólnoty. Będziemy w nim głosić Słowo Boże, uwielbiać Boga i budować się wzajemnie. Będziemy też na różne sposoby pomagać mieszkańcom Gdańska, dla chwały Bożej czyniąc Dwór Olszyński miejscem w Gdańsku znanym i pożytecznym. Oto bliższy opis tego, co czeka nas w najbliższym czasie. Pierwszy etap adaptacji dawnej wozowni na salę spotkań Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Polecam się Waszym modlitwom.

Do naszej wozowni przyrównać można stare życie grzesznika. Gdzie na to życie nie spojrzeć, wszędzie widać zniszczenia, braki i ślady kradzieży. Nie napawa to optymizmem. Komu chciałoby się zabierać za taką ruinę? Co innego, gdy weźmie się do ręki zatwierdzony projekt przebudowy. Z niego wynika, że warto zaczynać! Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze  grzesznikami, Chrystus za nas umarł [Rz 5,8]. Pan Jezus nie wycofuje się na widok marnego grzesznika. Poświęcenie Syna Bożego nie pójdzie na marne. Wielokrotnie już widziałem ten proces, jak wiara w Jezusa Chrystusa cudownie przeobraża zrujnowane życie w nowego człowieka. Trzeba nam tylko oddać swe stare życie w Jego ręce. On je na pewno odnowi.

Mam nadzieję na Olszynce przeżyć nie tylko przygodę przeobrażenia starej wozowni w nowy, piękny obiekt. O wiele bardziej liczę na to, że wiara w Pana Jezusa Chrystusa przeobrażać tu będzie zgubionych, sponiewieranych nałogami grzeszników. To będzie nasza największa radość i przygoda w pracy dla Pana. Wierzę, że Bóg zatwierdził już wiele takich projektów pozwalających nam uratować przed wiecznym potępieniem kolejne dusze.

12 marca, 2015

Co powie kolejna lista członkowska?

Każdy zbór ma coroczny obowiązek podania stanu wiernych do celów statystycznych. Sprawozdania te nie zawierają danych osobowych, ale dla przywódców zboru tożsamość jego członków jest oczywiście znana. Ponieważ od lat sporządzam tego rodzaju zestawienia, zainteresowała mnie lista członkowska zboru synów izraelskich, sporządzona tuż przed ich wejściem do Ziemi Obiecanej. Poruszenie serca wywołała dziś we mnie nie tyle długa lista obcobrzmiących imion, co porównanie jej z listą poprzednią, sporządzoną na początku wędrówki Izraela.

To są objęci spisem przez Mojżesza i Eleazara, kapłana, którzy sporządzili spis synów izraelskich na stepach Moabu nad Jordanem, naprzeciw Jerycha. Wśród nich nie było ani jednego z objętych spisem przez Mojżesza i Aarona, kapłana, którzy sporządzili spis synów izraelskich na pustyni Synaj, gdyż Pan powiedział o nich, że umrą na pustyni. I nie ostał się nikt z nich oprócz Kaleba, syna Jefunnego i Jozuego, syna Nuna [4Mo 26,63-65].

Bóg nie rzuca słów na wiatr. Chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy [1Tm 2,4] lecz czasem ma swoje powody i tak mówi Pan: Kto przeznaczony na śmierć - na śmierć! Kto na miecz - na miecz! Kto na głód - na głód! Kto na niewolę - do niewoli! [Jr 15,2]. Wtedy już nie ma odwołania. Choćby człowiek stawał na głowie, nie zmieni Bożego postanowienia. Tak było z Izraelitami. Do tego stopnia rozgniewali Boga swoim niedowiarstwem i nieposłuszeństwem, że ogłosił: żaden z tych mężów, którzy widzieli moją chwałę i moje znaki, jakich dokonywałem w Egipcie i na pustyni, a oto już dziesięciokrotnie wystawiali mnie na próbę i nie słuchali mojego głosu, nie zobaczy ziemi, którą przysiągłem ich ojcom. Żaden z tych, którzy mnie znieważyli, jej nie zobaczy [4Mo 14,22-23]. I tak się stało. Na kolejnej liście członkowskiej już ich nie było.

Lista członkowska zboru Bożego też wiele może powiedzieć. Przede wszystkim świadczy o wierze, posłuszeństwie i wytrwałości współczesnych Jozuych i Kalebów. Tłustym drukiem wyróżniam tych, którzy są na tej liście od samego początku istnienia zboru. Prawda jest jednak taka, że nie ma ich wielu. Porównanie pierwszej listy członkowskiej z obecną poraża ilością nowych, nieznanych przed laty nazwisk. Powie ktoś - Bogu niech będą dzięki za nowych członków zboru! Owszem. Cieszymy się z nawrócenia każdego kolejnego grzesznika. Dlaczego jednak pomiędzy tymi wszystkimi nowymi nazwiskami tak mało już członków zapisanych pogrubioną czcionką? Wszyscy ten sam pokarm duchowy jedli, i wszyscy ten sam napój duchowy pili; pili bowiem z duchowej skały, która im towarzyszyła, a skałą tą był Chrystus. Lecz większości z nich nie upodobał sobie Bóg; ciała ich bowiem zasłały pustynię. A to stało się dla nas wzorem, ostrzegającym nas, abyśmy złych rzeczy nie pożądali, jak tamci pożądali [1Ko 10,3-6].

Można oczywiście stawiać zarzuty Mojżeszom i Aaronom, że najwyraźniej okazali się złymi przywódcami skoro nie potrafili utrzymać przy życiu aż tak wielu Korachów. Lecz Jozue i Kaleb dobrze wiedzieli, dlaczego kolejny spis zawierał tylko dwa stare imiona. Ich obecność świadczyła, że można było przetrwać całą wędrówkę i że takich osób na liście znad Jordanu mogło być tysiące! Tym bardziej więc cieszmy się z każdego weterana życia i służby zboru Bożego. I pamiętajmy: A to wszystko na tamtych przyszło dla przykładu i jest napisane ku przestrodze dla nas, którzy znaleźliśmy się u kresu wieków [1Ko 10,11].

Co powie kolejna lista członkowska Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE w Gdańsku? Co mówi aktualna lista zboru, którego jesteś członkiem?

07 marca, 2015

Wojna i pokój

W tych dniach wiele słyszymy o wojnie. W moim pokoleniu nigdy przedtem nie była ona tak wyczuwalna i bliska naszych granic. Przykuwa  uwagę nie tylko dziennikarzy i reporterów. Mówią o niej także eksperci i poważni politycy. Sądząc po tym, co już się dzieje, wojna naprawdę jest wielce prawdopodobna.

Co myślą o tym ludzie wierzący w Boga? Jako uczniowie Jezusa  Chrystusa mamy wyraźną wskazówkę Pana, jak przyjmować takie wiadomości. Potem usłyszycie o wojnach i wieści wojenne. Baczcie, abyście się nie trwożyli, bo musi się to stać, ale to jeszcze nie koniec [Mt 24,6]. Spokojnie. Nawet wasze włosy na głowie wszystkie są policzone [Mt 10,30]. Na świecie niepokój jest zjawiskiem powszechnym i normalnym. Naśladowcy Jezusa wszakże nie muszą się trwożyć. Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze i niech się nie lęka [Jn 14,27].

Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i od Pana Jezusa Chrystusa [Flm 1,3]. Te słowa Pisma Świętego brzmią nam, jak życiowy refren.  Niepokój duszy powodowany grzechem został w naszym życiu już zażegnany. Usprawiedliwieni z wiary pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa [Rz 5,1]. Nienawiść i wrogość ustąpiła miejsca miłości i przyjaźni. Albowiem On jest pokojem naszym, On sprawił, że z dwojga jedność powstała [Ef 2,14]. Nie zamartwiamy się o byt doczesny i o losy świata, gdyż w głębi duszy już jesteśmy obywatelami Królestwa Bożego. Albowiem Królestwo Boże, to nie pokarm i napój, lecz sprawiedliwość i pokój, i radość w Duchu Świętym [Rz 14,17].

Przypomina mi się piosenka, którą śpiewaliśmy w czasach mojej młodości.

Ciągły niepokój na świecie
Wojny i wojny bez końca
Jakże niepewna jest ziemia
Jękiem i gniewem drgająca


Ref. Pokój zostawiam wam
Pokój mój daję wam
Nie tak jak daje dzisiaj świat
Powiedział do nas Pan


Ciągły niepokój w człowieku
Ucieczka w hałas, zabawy
Szukamy wciąż nowych wrażeń
A w głębi ciszy pragniemy


Pokój budować na co dzień
W sobie, w rodzinie, przy pracy
Nasze mozolne wysiłki
Pan swoją łaską wzbogaci
.

Tak jest.  Podczas gdy świat niepokoi się i trwoży, prawdziwi chrześcijanie, nawet w obliczu prześladowań i śmierci, cieszą się pokojem. Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim w modlitwie i błaganiach z dziękczynieniem powierzcie prośby wasze Bogu. A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie [Flp 4,6-7]. Amen.