04 lutego, 2025

Niezapomniane ale przebaczone!

Czy po dokonaniu przestępstwa można spać spokojnie? Na złodzieju czapka gore - głosi stare porzekadło. Innymi słowy, człowiek o nieczystym sumieniu nie potrafi ukryć lęku przed zdemaskowaniem i w ten sposób tym bardziej ściąga na siebie podejrzenia. Jest przeklęty, bo wciąż musi ukrywać, udawać i uciekać. Człowiek, który się splamił krwią ludzi niewinnych będzie musiał uciekać aż do swego grobu i nikt nie będzie w stanie go zatrzymać [Prz 28,17]. Wprawdzie każdego roku w Polsce tysiące dochodzeń umarza się z powodu niewykrycia sprawców, lecz przestępcy dobrze wiedzą, że umorzenie wcale nie oznacza zakończenia problemów. W każdym województwie działają bowiem policyjne jednostki Archiwum X, które odgrzebują stare sprawy. Nawet po kilkudziesięciu latach potrafią wytropić i skazać winnego. Corocznie w zainteresowaniu owych policjantów jest kilkaset niewyjaśnionych wcześniej przestępstw.

W tych dniach czytam Księgę Rodzaju. Dziesięciu synom patriarchy Jakuba, którzy sprzedali swego brata Józefa, udawało się tuszować ich podły czyn do czasu, gdy poszli po żywność do Egiptu. Tam się okazało, jak wiele obaw i wyrzutów sumienia ich obciąża. Wszystkich ogarnął lęk. Drżąc, pytali siebie nawzajem: Dlaczego Bóg nam to czyni? [1Mo 42,28]. Wiedzieli, co mają za uszami. Wyczuwali, że nadchodzi nieuchronna chwila ujawnienia całej prawdy. Nie mieli prawa spodziewać się niczego dobrego. Józef po mistrzowsku poprowadził ich do pokuty, początkowo niczego im nie ułatwiając. Wprost przeciwnie, celowo pognębił ich trochę, aby odczuli dyskomfort grzechu. Dopiero za drugim razem dał się im poznać, jednocześnie okazując braciom wielką wspaniałomyślność. Jakże dramatyczna a zarazem szczęśliwa i piękna była to dla nich chwila!

Każdy z nas nosi w sobie rozmaite tajemnice oraz ciężar przeszłych myśli i czynów. Niektóre z nich bardzo nam ciążą, bo wyjątkowo źle o nas świadczą. Potrzebujemy oczyszczenia. Do faktycznego opamiętania nie dochodzi jednak łatwo i bezboleśnie. Bywa, że Bóg pozwala grzechowi hańbić nas całymi latami, abyśmy nabrali do grzechu szczerej niechęci. Ty wysłuchujesz modlitwy, do ciebie przychodzi wszelki człowiek z wyznaniem grzechów. Gdy zbytnio ciążą nam występki nasze, Ty je przebaczasz [Ps 65,3-4]. Biblijny król Dawid też nie od razu był gotowy do prawdziwej pokuty. Dopiero wówczas, gdy prorok Natan obudził w nim sumienie, zawołał do Boga: Obmyj mnie zupełnie z mej winy i oczyść mnie z mego grzechu! Gdyż jestem świadom swych przestępstw, mój grzech mam wciąż przed oczami [Ps 51,2-3]. Dla Boga liczy się szczerość nawrócenia grzesznika.  Grzech mój wyznałem Tobie i winy mojej nie ukryłem. Rzekłem: Wyznam występki moje Panu; wtedy Ty odpuściłeś winę grzechu mego [Ps 32,5].

W ciągu wielu lat służby duszpasterskiej napatrzyłem się na setki nieprawdziwych aktów opamiętania. Myślę, że czasem do tej powierzchowności przyczyniają się sami chrześcijanie, skracając grzesznikom czas pokuty, uspakajając ich rozedrgane od żalu serca i oczekując od nich radości, podczas gdy jeszcze nie zdążyli całej swej skruchy należycie wypłakać. Taka posługa podczas duchowych narodzin sprawia, że ludzie ani nie mają prawdziwej wolności od grzechu, ani nie cieszą się pełnią radości zbawienia. Na szczęście bywam świadkiem wielu prawdziwych nawróceń. Błogosławiony ten, któremu odpuszczono występek, którego grzech został zakryty! Błogosławiony człowiek, któremu Pan nie poczytuje winy, a w duchu jego nie ma obłudy! [Ps 32,1-2]. Ależ to jest radość! Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości [1Jn 1,9]. Krew Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu. 

Nigdy nie zapomnę moich grzechów. Bóg wszakże obiecał mi ich nie pamiętać, bo wyznałem je Bogu i dzięki ofierze Jezusa Chrystusa zostałem z nich usprawiedliwiony. Sprawa zamknięta na zawsze! Jestem czysty, wolny i szczęśliwy. A Ty?

Nie pamiętaj mych przestępstw i grzechów młodości, niech łaska przyświeca Twej pamięci o mnie, proszę o to ze względu na Twą dobroć, PANIE [Ps 25,7].

01 lutego, 2025

Moje spotkanie z Jakubem Kamińskim

Osiem lat temu, gdy dotarła do mnie wiadomość, że młodziutki ewangelista z Gołdapi z wielką pasją głosi ewangelię, postanowiłem przyjrzeć mu się bliżej. Pojechałem na umówione z nim spotkanie i po uzgodnieniu kilku szczegółów zaprosiłem go do posługi w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w Gdańsku. Poza zorganizowaniem ewangelizacji przyświecały mi dwa dodatkowe cele. Po pierwsze, ludziom z naszego Zboru, którzy słyszeli już o Jakubie Kamińskim, chciałem stworzyć możliwość spotkania się z nim i posłuchania go tutaj na miejscu, we własnym Zborze. A po drugie, obserwując, że ów młody ewangelista związuje się ze środowiskami Reformacji Nowoapostolskiej - wieszczącej zmierzch kościołów instytucjonalnych i rozkwit niezależnych kościołów pod przywództwem nowych apostołów i proroków - pomyślałem, że może podczas niedzielnego obiadu na Olszynce, uda mi się zawrócić go z tej drogi i pozyskać do służby na rzecz zdrowej ewangelii. Przecież w Polsce wciąż jest bardzo dużo biblijnych zborów, którym przydałoby się wsparcie ze strony ewangelisty, z pasją głoszącego zdrową ewangelię. Mogłem żywić taką nadzieję, bowiem podczas spotkania w Gołdapi Jakub powiedział, że jego celem nie jest zakładanie nowego kościoła, a służenie kościołom istniejącym.

W dniu 24 czerwca 2017 roku z różnych stron Polski najechało się do naszego Zboru sporo wielbicieli Jakuba Kamińskiego, co z pewnością miało wpływ na przebieg spotkania. Zrobiło się głośno i bardzo - jak na nasz Zbór - nienaturalnie. Nie inaczej było w niedzielę 25 czerwca. Ewangelista częściowo uszanował zgłoszony przeze mnie już w Gołdapi warunek, że jego żona, która w ich nomenklaturze też jest pastorem, nie będzie wśród nas wygłaszać kazania. Wystąpiła wprawdzie z krótkim apelem, ale główne przesłanie - już wtedy ze sporą dozą wątków finansowych - rzeczywiście miał Jakub. Część ludzi była poruszona. Ktoś stwierdził, że było to dla naszego Zboru bardzo rozciągające. Niektórzy wyrażali zachwyt, lecz raczej nie Jezusem Chrystusem, a bardziej samym Jakubem. Przekonałem się o tym następnego dnia, gdy kilka osób przyjechało na zapowiedziane spotkanie po-ewangelizacyjne. Gdy usłyszeli, że Jakuba już nie ma, natychmiast odjechali, nie zainteresowani rozmową o naśladowaniu Jezusa ze zwykłym pastorem.

Nadszedł czas niedzielnego obiadu. Moja żona i synowa przygotowały posiłek i zasiedliśmy do stołu. Po wymianie rozmaitych wrażeń, przy poobiedniej kawie miałem wreszcie możliwość otwartej rozmowy na wspomniany wcześniej temat. Niestety, szybko stało się jasne, że Jakub nie przyjechał słuchać moich rad i próśb. Zrobiło mi się przykro, bo nawet nie postarał się choć trochę wsłuchać w moje słowa. Nie był też zainteresowany historią, jak Bóg nas prowadził w ostatnich latach. Chyba trochę rozczarowany brakiem naszego aplauzu, popędził dalej w swoim kierunku... Tak skończył się mój kontakt z Jakubem Kamińskim. Moja próba włączenia go w służbę ewangelii Chrystusowej spełzła na niczym. Do dzisiaj jest mi smutno, bo bardzo chciałem, żeby ten młody, zapalony kaznodzieja, służył Słowu Bożemu, a nie wytwarzaniu „produktu kościelno-podobnego”, oferowanego ludziom za coraz to odważniejsze kwoty.

Ponad czterdzieści lat służę Bogu w Kościele Zielonoświątkowym. Traktuję to jako zaszczyt, że mogę to robić w ramach klasycznego ruchu zielonoświątkowego, nauczając Słowa Bożego i w ten sposób dbając o duchowe dziedzictwo, pozostawione nam przez naszych ojców w wierze. Wiem, że do mojej wspólnoty kościelnej przenikają coraz to nowe trendy i nauki, tu i ówdzie zyskując sobie gorliwych zwolenników. Reformacja Nowoapostolska, której niegdyś, w ślad za amerykańską denominacją Zborów Bożych (ang. Assemblies of God) potrafiliśmy się przeciwstawić, teraz już swobodnie infiltruje nasze zbory, wyławiając dla swoich celów wielu gorliwych i aktywnych chrześcijan. Niedobrze się dzieje, że w Kościele Zielonoświątkowym nie mamy już Komisji Doktrynalnej, która stałaby na straży zdrowej nauki obowiązującej w naszym środowisku. Uleganie urokom błyskotliwych postaci spod znaku Reformacji Nowoapostolskiej i uwierzytelnianie ich poprzez organizowanie wspólnych eventów, skutkuje coraz mniejszą troską o wierność Słowu Bożemu. 

Już dzisiaj zbory Kościoła Zielonoświątkowego - np. pod względem nauczania i charakteru praktykowanej pobożności - do tego stopnia różnią się między sobą, że grozi to utratą wewnętrznej spójności, a nawet i naszej wspólnej tożsamości. Wykorzystując właściwą nam otwartość duchową, duch piewców Reformacji Nowoapostolskiej zwodzi nas w stronę ich chrześcijaństwa konferencyjnego, ze szkodą dla organicznej działalności lokalnych zborów Kościoła. Rzeczony Jakub Kamiński w tym procesie odegrał już całkiem pokaźną rolę.

Na koniec, czy w zborach biblijnych kościołów w Polsce naprawdę brakuje jakiejkolwiek refleksji, że corocznie ogłaszane na konferencjach przełomy duchowe jakoś wcale nie mają miejsca? Że szkoły, do których werbuje się naszych członków, przynoszą profity duchowe i materialne oraz tworzą przyszłe kadry przede wszystkim dla ludzi, którym - jak żerującej na drzewie jemiole - tylko na tyle zależy na nas, na ile mogą ciągnąć z nas odżywcze soki?

24 stycznia, 2025

Czy miała prawo apelować w imię Boga?

Po wystąpieniu pewnej p. biskup 21 stycznia 2025 roku w Katedrze Narodowej w Waszyngtonie z apelem do prezydenta Trumpa, zadziwiam się, jakże wielu współczesnych chrześcijan podziela jej sposób myślenia. Czy naprawdę ta pani miała prawo przedłożyć swą prośbę w imię Boga miłosiernego? Czy Bóg nie wypowiedział się już w sprawie wspomnianych w jej mowie grzechów? 

Coraz więcej ludzi myśli sobie, że tak będzie również na Sądzie Ostatecznym. Wystąpi jakiś podobny do tej pani adwokat, odwoła się do miłosierdzia Bożego i w ten sposób niejako postawi Boga pod ścianą, załatwiając dla wszystkich grzeszników przebaczenie i życie wieczne. Tak. Wielu współczesnych chrześcijan wierzy, że ostatecznie wszyscy będą zbawieni.

Z Biblii wiemy, że jedynie Syn Człowieczy ma prawo na tyle wstawić się przed Bogiem Ojcem za grzeszników aby zadośćuczynić Jego sprawiedliwości i uśmierzyć gniew Boży. Jest nim Jezus Chrystus. On jako Arcykapłan wstawia się wszakże tylko za tych, którzy w Niego uwierzyli i opamiętali się ze swoich grzechów. Do takich osób, uciskanych i prześladowanych w tym świecie, apostoł Paweł w natchnieniu Ducha Świętego napisał:

Bóg bowiem, słusznie, odpłaci uciskiem tym, którzy was uciskają, a wam, uciskanym, oraz nam, przyniesie ulgę. Nastąpi to, gdy z nieba objawi się Pan Jezus. Przyjdzie On z heroldami swej potęgi, w płomieniu ognia, wymierzając karę tym, którzy nie uznali Boga oraz tym, którzy odmawiają posłuszeństwa dobrej nowinie naszego Pana Jezusa. Zostaną oni skazani na wieczną zgubę, z dala od obecności Pana oraz potęgi Jego chwały. Tak właśnie będzie w tym dniu, gdy przyjdzie, by Jego święci oddali Mu chwałę i by podziwiali Go wszyscy, którzy uwierzyli, a pośród nich i wy, ponieważ uwierzyliście świadectwu, które złożyliśmy wśród was [2Ts 1.3-10].

Nikt nie miłuje grzeszników bardziej niż Syn Boży. A jednak nadchodzi dzień, gdy On dokona wśród ludzi wielkiego i ostatecznego podziału. Można oczywiście żywić przekonanie, że będzie inaczej. Jednakże Bóg na kartach Pisma Świętego wyraźnie powiedział, że aby skorzystać z Jego miłosierdzia, trzeba się odwrócić od swoich grzechów, nawrócić się do osobistej wiary w Jezusa Chrystusa i zacząć przestrzegać wszystkiego, co On przykazał. Tego nie mogą zmienić żadne ludzkie postulaty i poglądy.

Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi nie odziedziczą Królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ludzie dopuszczający się nierządu, bałwochwalcy, cudzołożnicy, mężczyźni współżyjący między sobą i ci, którzy się im oddają, złodzieje, chciwcy, pijacy, oszczercy i zdziercy nie odziedziczą Królestwa Bożego. A takimi właśnie niektórzy z was byli. Obmyliście się jednak, doznaliście uświęcenia i dostąpiliście usprawiedliwienia w imieniu Pana, Jezusa Chrystusa, i w Duchu naszego Boga [1Ko 6,9-11].

Wracając do wspomnianej pani biskup, to owszem, jak najbardziej miała prawo taki apel wystosować we własnym imieniu i ewentualnie w imieniu wymienionych przez nią osób, jeśli ją o to prosiły. Zaś w miejsce Chrystusa inne poselstwo sprawujemy, jak gdyby przez nas Bóg upominał; w miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem [2Ko 5,20].

12 stycznia, 2025

Test na próżność

W każdym środowisku można natknąć się na ludzi mających o sobie bardzo dobre zdanie i lubiących, żeby ich podziwiać. Nie ma dnia ani sytuacji, żeby nie próbowali oni zwrócić na siebie uwagi i w ten sposób dostarczyć swemu otoczeniu kolejnego powodu do zachwytu. Takie nastawienie na pochlebstwa i nadmierne przywiązywanie uwagi do rzeczy zewnętrznych, nazywamy próżnością.

Oczywiste, że każdemu z nas chciałoby się przynajmniej od czasu do czasu usłyszeć jakieś miłe słowo. Nie ma w tym nic złego, zwłaszcza jeśli jest ono reakcją na coś, co od dawna wiernie robimy, lub co - bez nastawienia na pochwały - udało się nam zrobić dla dobra innych i na chwałę Bogu. Z próżnością mamy do czynienia wówczas, gdy każdej naszej aktywności zaczyna towarzyszyć oczekiwanie na pozytywne reakcje i podziw. Czy coś takiego może przytrafić się chrześcijanom? Czy to możliwe, aby z takim nastawieniem serca ktoś służył Bogu i pracował w Kościele? Kiedy nasze pragnienie podobania się Bogu jest czyste i miłe w Jego oczach, a kiedy świadczy o próżności naszych serc i umysłów? 

Aby w tej kwestii nie pobłądzić, trzeba uważniej przyjrzeć się Jezusowi Chrystusowi i i na Nim się wzorować. On zawsze starał się podobać Ojcu. W wyniku Jego słów i czynów ludzie oddawali chwałę Bogu. Zasadniczo, Jezus nie skupiał ludzkiej uwagi na sobie samym, lecz na Ojcu w niebie. Moja nauka nie jest moją nauką. Pochodzi ona od Tego, który Mnie posłał. Jeśli ktoś chce pełnić Jego wolę, pozna, czy ta nauka pochodzi od Boga, czy też Ja mówię sam od siebie [Jn 7,16-17]. Podobną postawę widzimy w uczniach Jezusa Chrystusa. Po tym, jak zostali napełnieni Duchem Świętym, stali się sługami ewangelii Chrystusowej i zaprzestali starań o ludzkie względy. Kto mówi sam od siebie, szuka własnej chwały. Kto natomiast szuka chwały Tego, który go posłał, ten jest szczery i nie ma w nim niczego, co byłoby nieprawe [Jn 7,18]. 

Próżność to postawa niegodna prawdziwego naśladowcy Chrystusa. To więc mówię i nalegam w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie, próżni w swych dążeniach, pokrętni w swych pomysłach, dalecy od życia Bożego przez nieświadomość, która ich zaślepia, i przez niewrażliwość ich serca [Ef 4,17-18]. Testuję więc swoje serce. Czy przypadkiem nie za bardzo zależy mi na ludzkim feedbacku? Czy to, co dzisiaj robię, wciąż robiłbym niestrudzenie, nawet gdyby nikt tego nie zauważył i nigdy nie pochwalił?

07 stycznia, 2025

Dlaczego wciąż żyją?

Psalm 71
Dlaczego Bóg daje światło nieszczęsnym i życie ludziom pełnym goryczy — tym, którzy bezskutecznie czekają na śmierć, którzy jej chcą niczym skarbów ukrytych, którzy cieszyliby się z zejścia do grobu — ludziom, którzy nie widzą sensu swojej drogi i których osaczył sam Bóg? [Jb 3,20-23].

Hiob pytał we własnej sprawie. Mnie niejeden raz przychodzi mierzyć się z takim dylematem w posłudze duszpasterskiej. Dlaczego Bóg podtrzymuje życie osób, które same marzą o śmierci? Przecież są w głębokiej niedoli, cierpią niemiłosiernie, są niezdolni do samodzielnego funkcjonowania, a wciąż żyją. Wydaje się przy tym, że są całkowicie nikomu już nieprzydatni, więc jaki jest sens dalszego utrzymywania ich przy życiu?

Wciąż nie mam na to jednoznacznej odpowiedzi, zwłaszcza że każda z takich osób ma unikalne życie, różne za sobą przeżycia oraz jakieś swoje otoczenie, w którym jej życie toczyło się i wciąż toczy. Właśnie w środowisku tych umęczonych życiem osób szukam, przynajmniej częściowego, wyjaśnienia takich sytuacji. Jako duszpasterz często bowiem sam też jestem cząstką otoczenia takich osób, a chcąc być w moich rozmyślaniach konstruktywnym, pytaniem o sens ich życia obejmuję także samego siebie.

Ogólnie rzecz biorąc, Biblia poucza, że osoby zdrowe i silne mają obowiązek zająć się chorymi i słabymi. My natomiast, mocni, powinniśmy wziąć na siebie ułomności słabych, zamiast dogadzać sobie samym [Rz 15,1]. Jeśli któraś wdowa ma dzieci lub wnuki, to niech one najpierw uczą się troski o własny dom i wspierania rodziców, bo to jest miłe Bogu [1Tm 5,4]. Jedni drugich brzemiona noście. W ten sposób wypełnicie Prawo Chrystusa [Ga 6,2]. Szanuj swego ojca i matkę — tak brzmi pierwsze przykazanie z obietnicą: aby ci się dobrze działo i abyś długo żył na ziemi [Ef 6,2-3].

W świetle Biblii widzimy, że mając w swoim środowisku osobę niezdolną już do samodzielnego życia; matkę, ojca, dziadka, babcię itd., mamy tym samym nałożone nam przez Boga zadanie otoczenia jej należytą opieką. Gdyby zaś dzieci lub wnuki nie potrafiły, nie mogły albo nie chciały zatroszczyć się o sędziwych lub schorowanych krewnych, wówczas takie zadanie spoczywa na wspólnocie chrześcijańskiej, do której osoba potrzebująca pomocy należy.

A zatem jaki może być sens utrzymywania przy życiu osób niezdolnych już do samodzielności? Nie podejmę się odpowiedzi na to pytanie w odniesieniu do nich samych. Niewykluczone natomiast może być i to, że Bóg wciąż nie zabiera ich z tego świata również dlatego, bo chce dać szansę ich dzieciom i wnukom oraz braciom i siostrom w Chrystusie, aby wykazali się posłuszeństwem Słowu Bożemu. Bóg czeka, że wreszcie zalśni ich miłość rodzinna i chrześcijańska. Bo kto nie troszczy się o swoich, zwłaszcza o domowników, ten wyparł się wiary i jest gorszy od niewierzącego [1Tm 5,8].

Bóg, który sam jest Opiekunem, chce wziąć chwałę z tego, że Jego dzieci - jak nigdy wcześniej - ze względu na Niego i w Jego imieniu zaopiekują się niesprawnymi osobami, zanim Bóg odwoła ich z tego świata.

04 stycznia, 2025

Propozycja na Nowy Rok

Gdy dociera do nas wiadomość, że coś dla nas ważnego ma stać się trudno dostępne lub ma podrożeć, to czym prędzej podejmujemy staranie o zrobienie sobie zapasów. Biblia zapowiada, że zbliża się czas, gdy nie będzie można karmić się Słowem Bożym. Oto nadchodzą dni — oświadcza Wszechmocny PAN — że ześlę na ziemię głód. Nie będzie to głód chleba ani pragnienie wody, lecz głód słuchania słów PANA. Będą wówczas zmęczeni wlec się od morza do morza i tułać się z północy na wschód, chcąc znaleźć słowo PANA — jednakże nie znajdą [Am 8,11-12].

Dzisiaj Pismo Święte jest powszechnie dostępne. Mamy bardzo dobry czas, by je poznać. Możemy mieć swój własny egzemplarz Biblii i swobodnie ją czytać. Możemy też słuchać Słowa Bożego, zgodnie z wezwaniem proroka: Ziemio, ziemio, ziemio, słuchaj Słowa Pańskiego! [Jr 22,29]. Dzięki niemu zyskujemy wiarę w Boga, umacniamy się w niej i zachowamy ją w nadchodzącym czasie. Wiara więc jest ze słuchania, a słuchanie – przez Słowo Boże [Rz 10,17]. Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu, bo ten, kto przychodzi do Boga, musi wierzyć, że On jest i że nagradza tych, którzy Go szukają [Hbr 11,6].

Dlatego z całego serca zachęcam do czytania i rozważania Pisma Świętego. Początek Nowego Roku stanowi świetną okazję, by zacząć. Ktoś sięgnie po Biblię po raz pierwszy, niektórzy z nas ją odkurzą i rozkochają się w niej na nowo, a jeszcze inni przeczytają ją kolejny rok z rzędu. Wszyscy z lepszego poznania Słowa Bożego wyniesiemy ogromny pożytek. Całe Pismo natchnione jest przez Boga i pożyteczne do nauki, do wykazania błędu, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był w pełni gotowy, wyposażony do wszelkiego dobrego dzieła [2Tm 3,16-17].

Serdecznie zachęcając proponuję, abyśmy w roku 2025 przeczytali ją razem. Mój syn opracował Chronologiczny plan czytania Biblii i podjął się ambitnego zadania dostarczania nam codziennej porcji Słowa Bożego do jednoczesnego czytania i słuchania. Korzystając z tego podcastu słuchamy Biblii Warszawskiej, a czytamy z ekranu - Fire Bible, tj. Biblię w najnowszym przekładzie na język polski. A zatem, przeżyjmy ten rok z Biblią, póki jeszcze można.