28 lutego, 2017

Kobiety w zborze mogą...

Równo rok temu w tekście zatytułowanym Zabójcza nowoczesność pisałem o potrzebie rozwagi Starszych Zboru w pozwalaniu młodzieży na samowolę w praktykowaniu wiary i posługi. Kościół ma być ostoją dla skołatanych dusz, a nie silić się na awangardę i małpować świeckie socjotechniki. Bóg ustanowił w Kościele taki porządek, że młodsi mają uczyć się od starszych, jak służyć Bogu i jak postępować w Domu Bożym, a nie odwrotnie. Poniekąd wracam dziś do sprawy, chociaż odzywam się w innej kwestii.

Nauka Chrystusowa, przekazana nam przez Jego apostołów, w roli przywódców i nauczycieli Słowa Bożego w zborze Pańskim widzi mężczyzn. Dość ściśle określa przy tym ich kwalifikacje, co powinno dawać nam do myślenia, że jest to posługa nader odpowiedzialna. Kobietom nauka apostolska przypisuje szereg innych zadań w Kościele, jednocześnie przestrzegając przed samowolnym odchodzeniem od tego porządku rzeczy. Z wieloletnich obserwacji i skromnych, osobistych doświadczeń wiem, że warto trzymać się Słowa Bożego.

Z powyższego powodu proszę Braci i Siostry, nie traktujmy nauki apostolskiej Nowego Przymierza, jak ciasnego gorsetu, w którym z naszymi pomysłami na nowoczesny Kościół coraz trudniej nam się zmieścić. Raczej z radością niewzruszenie trzymajmy się nauki Chrystusowej, gdyż  Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. Jeżeli nawet tu i ówdzie "idzie nowe" - to sobie przejdzie i pójdzie, a my wiernie pozostaniemy na swoim miejscu, posłuszni naszemu Zbawicielowi i Panu. Bracia, nie bójmy się powstrzymywać kobiety przed wchodzeniem za kazalnicę, a już na pewno ich do tego - nie daj Boże - nie zachęcajmy. Siostry, miejcie bojaźń Bożą i nie bierzcie się za służbę, która przynależy do mężczyzn, choćby nie wiem jak was do niej ciągnęło. Jako kobiety możecie braciom bardzo pomagać w służbie, ale - uwaga! - możecie też - niechcący - stać się narzędziem złego...

Stanowisko, że przywództwo i nauczanie w Kościele jest zarezerwowane dla mężczyzn, coraz bardziej jest podważane, a nawet obśmiewane. Czy jest to jednak dziwne, że w tym świecie tak ocenia się normy nakreślone przez Słowo Boże? Przykro natomiast, że zaczynają się do tego posuwać również sami - odpowiedzialni za zbory - bracia. Nasza (naj)nowsza interpretacja Pisma Świętego nie zmienia jego pierwotnego sensu i nie odwołuje przykazań Pańskich. Uważajmy!

Jedno wiem na pewno: Kto zapędza się za daleko i nie trzyma się nauki Chrystusowej, ten na własne życzenie sprowadza do zboru niepokój i duchowe niepowodzenie. To tylko kwestia czasu.

26 lutego, 2017

Z uwagą o Izraelu

Miałem dziś z całą wspólnotą Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE w Gdańsku wspaniałą ucztę duchową pod hasłem "Z pasją o Izraelu". Był to kilkugodzinny wykład Piotra Olszewskiego z Ostródy, zatytułowany: "Siedem proroczych znaków Izraela, które wypełniły się na naszych oczach". Rozdzielone na trzy części, najpierw przerwą na kawę, a potem drugą przerwą na gorący posiłek, wystąpienie Piotra od początku do samego końca przyciągało uwagę zgromadzonych braci i sióstr.

Każdy z omówionych znaków został dobitnie powiązany z proroctwami biblijnymi i nimi potwierdzony: 1. Powrót do Ziemi Obiecanej, 2. Odrodzenie państwowości, 3. Odzyskanie i użyźnianie ziemi, 4. Odrodzenie języka, 5. Odtworzenie armii, 6. Skupienie polityki światowej, 7. Odzyskanie kontroli nad Jerozolimą - to wszystko jest w Biblii!

Piotr przemawiał z pasją, a my z uwagą słuchaliśmy. Nietrudno było uwagę zachować, bo robił to naprawdę bardzo dynamicznie. Głównym wszakże bodźcem do koncentracji była sama treść  wykładu.  Izrael, chociaż jest tak maleńkim krajem, pozostaje języczkiem u wagi dla największych tego świata. Naprawdę warto było posłuchać i przyjrzeć się cudom mającym miejsce w Izraelu. Sądzę, że dzięki temu spotkaniu z większą uwagą będziemy teraz patrzeć na Izrael. Bóg ma wiele wspaniałych planów wobec Narodu Wybranego.

Osobom, które z rozmaitych powodów nie mogły uczestniczyć w tych wykładach, podaję linki do plików audio:

Bardzo jestem wdzięczny Piotrowi Olszewskiemu i jego Najbliższym, że poświęcili całą niedzielę, by być z nami w Gdańsku i nam usługiwać. Serdecznie dziękuję także wszystkim naszym kochanym Siostrom i Braciom, którzy przygotowali poczęstunek i tak wspaniale obsłużyli uczestników zgromadzenia. Gościnność naszego zboru - to naprawdę Wasze dzieło i Wasza zasługa. Nie przestaję dziękować Bogu za Was.

24 lutego, 2017

Tutaj nie ujrzały światła, ale...

Przeżyłem dziś niecodzienne chwile. Towarzyszyłem zaprzyjaźnionemu małżeństwu w pogrzebie ich synka, który urodził się martwy. Opis całej scenerii można by zawrzeć w kilku słowach: Mama i Tata. Biała trumienka. Krzyż. Tabliczka z jedną tylko datą. Słowo Boże i modlitwa. I to wszystko? Nie. To jedynie pojedyncze klatki zarejestrowanego przez mózg filmu.

Nawet nie próbuję opisywać tego, co kryło się w smutnych oczach Mamy. Nie będę snuł domysłów, co sobie myślał milczący Tata. Nie jestem w stanie pozbierać nawet własnych myśli, ani wyrazić empatii schowanej za słowami prozaicznej rozmowy o tym i o tamtym. Brak mi słów. Może - po prostu - wystarczy, że byłem tam z Nimi?

Teraz, gdy siedzę już w moim gabinecie, ciśnie mi się do głowy tylko jeden fragment z Biblii. Słowa z Księgi Hioba, w bólu żałującego, że się urodził żywy. Albo dlaczego nie zostałem pogrzebany niczym płód poroniony, niczym niemowlęta, które nie cieszyły się światłem dnia? Byłbym tam, gdzie bezbożni zaprzestają swoich szaleństw, gdzie odpoczywają zmęczeni, bez sił, gdzie więźniowie leżą obok siebie, nie dochodzi do nich strażniczy krzyk, gdzie mali i wielcy są już razem - i niewolnik już wolny od pana [Jb 3,16-19]. Kapitalne objawienie: Wprawdzie rodzice są zasmuceni, ale akurat to ich dziecko Wszechmogący na dobre i na zawsze zachował od złego!

W świetle Biblii sporo rzeczy wygląda inaczej, aniżeli zazwyczaj się je postrzega. Jedno jest oczywiste. Synka moich Przyjaciół nie dotknie żadna przykrość, jakich tu wiele. Pan Jezus od razu zabrał go do Siebie, do takich  bowiem  należy Królestwo Boże [Mk 10,14]. Taką mamy pewność.

Niemowlętom, które nie cieszyły się tutaj światłem dnia, nie grożą też ciemności tutejszej nocy. Cieszą się światłością o wiele lepszą, a nocy tam nie ma! Oświetla je chwała Boga.

23 lutego, 2017

Bądźcie stali, niewzruszeni...

Od wczoraj nie przestaję myśleć o tym, jak nieocenioną wartością w dzisiejszych czasach jest stałość chrześcijanina. Tę refleksję wzbudziło we mnie dość nieoczekiwane odkrycie, że w dniu 22 lutego jedna z kobiet z naszego zboru ma właśnie dwudziestą rocznica chrztu wiary. Magdę, bo ją mam na myśli, ochrzciłem w 1997 roku. Jako młoda dziewczyna postanowiła związać swoje życie z Panem Jezusem i została członkiem C. C. NOWE ŻYCIE. Wzruszam się. Lata studiów, kariery zawodowej, odejście od zboru jej przyjaciół, z którymi była i jest emocjonalnie związana, zmiana miejsca zamieszkania, przeniesienie siedziby zboru na Olszynkę - nic z tych rzeczy nie odciągnęło Magdy ani od Boga, ani od zboru. Przez te wszystkie lata pozostaje z nami, zaangażowana, pod wieloma względami bardzo użyteczna w działalności naszej wspólnoty i zawsze gotowa do dobrego dzieła. Takie osoby są naszą chlubą w Chrystusie Panu.

Nie bez kozery dotykam dziś kwestii stałości w życiu i służbie chrześcijanina. Nie trzeba wcale być wnikliwym obserwatorem, by zauważyć niepokojącą zmienność wielu współczesnych chrześcijan. Parę lat temu dziękowali Bogu. Zrobili sporo szumu wokół swego nawrócenia i powołania.  Zapowiedzieli wierność i pełne zaangażowanie. Złożyli przyrzeczenia. A dziś..? Jeśli nawet jeszcze formalnie są w zborze, to praktycznie już ich nie ma. Wystarczyło, że się zakochali i pobrali, zmienili pracę czy miejsce zamieszkania - i przepadli. Inni po paru zaledwie latach obecności w zborze stwierdzili, że się już w nim nie budują i dlatego muszą iść i gdzieś indziej szukać dla siebie duchowej  strawy.

Najbardziej jednak zdumiewającą przyczyną odejścia niektórych chrześcijan od zboru jest bliżej nieokreślona potrzeba czegoś nowego. Twierdzą, że w dotychczasowej wspólnocie czują się świetnie i nie mają do niej zastrzeżeń, a mimo to od niej odchodzą? Widzą, że zbór jest na właściwym kursie duchowym i jest w nim wiele pracy do wykonania, a go opuszczają, bo zachciało się im czegoś nowego?  Przemknęła mi myśl, czy takim ludziom po jakimś czasie nie znudziło by się nawet niebo, gdyby do niego trafili?

Pomimo tego, że żadna społeczność chrześcijańska nie jest na tyle doskonała, żeby nie było już w niej nad czym pracować, to jednak niektórzy chrześcijanie co kilka lat potrzebują spróbować czegoś nowego. Nie przyszłoby im to do głowy, gdyby mieli serce sługi i rozumieli, że życie chrześcijanina to służba, a nie rozrywka. Lecz oni mają w głowie wciąż nowe wyzwania i atrakcje. Nie chcą tkwić w tym samym miejscu i się trudzić.  Pragną  kolejnych przygód i kontaktu z nowymi ludźmi. Jeśli naprawdę Duch Święty każe im tak zrobić, to posłuszni Mu nie mają innego wyjścia. Jeśli jednak to nie za sprawą Ducha opuszczają zbór i porzucają stanowisko w pracy Pańskiej, to jak się wytłumaczą przed sądem Chrystusowym?

Swego czasu Jezus powiedział do swoich uczniów: Wy zaś jesteście tymi, którzy zostali przy Mnie, gdy przechodziłem przez próby [Łk 22,28]. Inni z rozmaitych powodów odeszli, a oni pozostali. Tacy bracia i siostry, tacy towarzysze wiary i służby - to w dzisiejszych czasach prawdziwy skarb! Dlatego bracia moi, ukochani, bądźcie stali, niewzruszeni, wciąż tryskający poświęceniem w dziele Pana, pewni, że wasz trud nie jest daremny w Panu [1Ko 15,58].

18 lutego, 2017

Przywrócić posłudze zachwyt Bogiem

Dzisiejsza lektura Biblii odnawia we mnie pragnienie przywrócenia w zborze zachwytu Bogiem. Gdy bowiem w społeczności ludu Bożego objawia się chwała Boża, wówczas zbór dostaje się pod silny wpływ obecności Pana i na różne sposoby zaczyna wyrażać swój zachwyt. Tak właśnie stało się po wyświęceniu Aarona i jego synów do służby kapłańskiej. Po dokonaniu tego wszystkiego Mojżesz z Aaronem weszli do namiotu spotkania. Kiedy stamtąd wyszli i błogosławili lud, całemu ludowi ukazała się chwała PANA. Wyszedł bowiem ogień sprzed PANA i strawił na ołtarzu ofiarę całopalną z jej tłuszczem. Gdy ludzie to zobaczyli, zakrzyknęli radośnie i upadli na twarz [3Mo 9,23-24].

Najwidoczniej Lud Boży przeżył wielkie uniesienie duchowe. Dosłownie zakrzyknęli z zachwytu - czytamy. Nie potrzebowali żadnych dodatkowych bodźców. Wystarczyła im obecność Boża. Właśnie o czymś takim marzę i do tego dążę. Pragnę, by w trakcie naszej posługi w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE ukazywała się chwała PANA, by Duch Święty objawiał Jezusa, byśmy w zgromadzeniu wręcz odczuwali realną obecność Bożą. Wówczas nie będzie już potrzeby zachęcania ludzi do modlitwy, do wspólnego śpiewania lub uważnego słuchania Słowa Bożego.  Skończą się nasze wysiłki tworzenia atmosfery duchowej za pomocą muzyki, światła lub innych jeszcze środków oddziaływania. Nikt, znajdując się pod silnym wrażeniem obecności żywego Boga pośród nas, nie będzie mógł pozostać obojętny. Nikt nie będzie przysypiać ani myśleć o niebieskich migdałach. Nikt też nie powie, że mieliśmy (czytaj: zrobiliśmy) "mega uwielbianie". Serca tak drżeć będą od obecności Pana, że padniemy na twarz.

Jak przywrócić naszej posłudze zachwyt Bogiem?  Co wcześniej powinniśmy zrobić, abyśmy w niedzielę zakrzyknęli z zachwytu? Pomyślmy o tym, proszę.



13 lutego, 2017

Tajemnicza moc uśmiechu

Któż z nas nie zna zbawiennego wpływu uśmiechu. W trudniejszych chwilach uśmiech mamy, nauczyciela, lekarza lub instruktora czynił z nami prawdziwe cuda. Znowu nabieraliśmy otuchy, robiło się nam raźniej i odzyskiwaliśmy wiarę, że zdołamy pokonać trudności.

Dziś rano przeczytałem w Biblii o uśmiechu Boga i jego cudownym wpływie na Izraela. Bo przecież nie zdobyli ziemi swoim mieczem, ani nie pomogło im ich własne ramię. Dokonała tego Twoja prawica, Twoje ramię i światło Twojego oblicza - bo im okazałeś przychylność [Ps 44,4]. "Światło Twojego oblicza" - to idiom oznaczający uśmiech. Jahwe wyciągnął ku Izraelitom  rękę pomocy i uśmiechnął się przy tym, a to do tego stopnia ich wzmocniło, że zdobyli Ziemię Obiecaną.

Są wokół nas ludzie bardzo potrzebujący naszego uśmiechu. Zaniepokojeni, niepewni naszych reakcji, nisko oceniający samych siebie, wątpiący we własne siły - wyglądają w wyrazie naszej twarzy choćby cienia akceptacji. Pochmurne oblicze pogłębia ich stres i paraliżuje działanie. Gdy obdarzymy ich uśmiechem, od razu nabierają otuchy. Uśmiechajmy się więc do ludzi. Obdarzajmy ich uśmiechem. 'Światło naszego oblicza' z pewnością rozjaśni im horyzont.

Uśmiech ma dla człowieka wielkie znaczenie. Dlatego Bóg dał kapłanom Izraela następujące  polecenie: Tak będziecie błogosławić synów Izraela, macie mówić do nich: Niech ci błogosławi JHWH i niech cię strzeże. Niech JHWH rozjaśnia nad tobą swe oblicze (niech się uśmiechnie nad tobą) i niech ci będzie przychylny; niech JHWH zwróci ku tobie swe oblicze i niech ci zapewni pokój [4Mo 6,24-26]. Wystarczy pomyśleć, że Bóg się do nas uśmiecha, a od razu czujemy się silniejsi, by stawić czoła przeciwnościom :)

07 lutego, 2017

Upewniłem się!

Osiem najnowszych wpisów na blogu "Dzisiaj w świetle Biblii" poświęciłem wielkiej potrzebie  sprawdzenia samego siebie w myśl apostolskiego wezwania: Poddawajcie samych siebie próbie: Czy trwacie w wierze? Doświadczajcie siebie: Czy dostrzegacie u siebie to, że Jezus Chrystus jest w was? [2Ko 13,5]. Poruszyłem w tych rozważaniach zagadnienia, które jako pierwsze przyszły mi na myśl, gdy rozpocząłem upewnianie się na drodze wiary. Oczywiste, że jeszcze i w innych kwestiach należałoby postawić sobie niewygodne pytania. Mogę i będę to miał na uwagę, skoro jednak tym razem chciałem, żeby przynajmniej niektórzy moi Czytelnicy zechcieli przejść ze mną ten proces, ograniczyłem go do siedmiu punktów. Jak się po tych badaniach czuję?

Przyglądając się w lustrze Słowa Bożego odkryłem w sobie sporo braków. Nawet w tak podstawowych  sprawach, jak regularna lektura Biblii i modlitwa, nie mam się czym chwalić. Zwłaszcza w ostatnich latach zasmucałem Boga zbytnią gonitwą i naturalnym dla mnie, 'zadaniowym' podejściem do życia. Moje modlitwy zbyt często miały charakter odprawy technicznej, zamiast spokojnej rozmowy z umiłowanym Zbawicielem i Panem. Mam sobie wiele do zarzucenia w sferze panowania nad emocjami, za co - poza Ojcem - przepraszam też moich najbliższych oraz drogich braci, pracujących przy budowie sali nabożeństw. Wciąż nie mam też dostatecznego wstrętu do grzechu, bo Słowo Boże zapowiada, że kto zatyka ucho, aby nie słyszeć o krwi przelewie, kto zamyka oczy, aby nie patrzeć na zło, ten będzie mieszkał na wysokościach [Iz 33,15-16], a mnie jeszcze zdarza się z przyjemnością oglądać film akcji, w którym dzieje się wiele złego. Nie zawsze też wygrywam z niepotrzebnym sięganiem po następny kotlet lub kawałek ciasta. Mógłbym wymieniać jeszcze inne ułomności, ale póki co, wystarczy.

Dokonując podsumowania mojego upewniania się na drodze wiary, nie czuję się jednak przybity wnioskami wyciągniętymi z tej autoanalizy. Żaden czar nie prysł, bo go wcześniej wcale nie było. Otrzymałem za to silny bodziec do uświęcania mojego życia, bo chociaż od lat mam z tyłu głowy wezwanie apostolskie, by dążyć do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana [Hbr 12,14], to charakteru Jezusa we mnie wciąż zbyt mało. Dlatego biorę się w garść i za świętym Pawłem powtarzam: Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa. Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem, ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie [Flp 3,12-14]. Jestem przy tym absolutnie pewny, że Pan Jezus nie jest mną rozczarowany. Przecież w chwili, gdy ze mną zaczynał, dobrze wiedział, jak trudnym jestem materiałem do obróbki. I mimo to mnie powołał?! Alleluja!

Pan Jezus przez wiarę mieszka w moim sercu. Biorę się więc za siebie i pewny Jego miłości - upewniony, co do aktualnego stanu mojej wiary - dalej podążam drogą naśladowania Pana.  A ty?

04 lutego, 2017

Upewniam się! 7.

7. Prawdziwy chrześcijanin trwa we wspólnocie z innymi naśladowcami Jezusa Chrystusa. Pierwsi chrześcijanie z pewnością odczuwali silną potrzebę spotykania i trzymania się razem. Trwali oni w nauce apostołów, we wspólnocie, razem łamali chleb i nie ustawali w modlitwie. Każda osoba była przejęta lękiem przed panem, ponieważ za sprawą apostołów działo się wiele cudów i znaków. A wszyscy wierzący trzymali się razem i mieli wszystko wspólne. Sprzedawali przy tym posiadłości oraz mienie i uzyskane w ten sposób środki dzielili między sobą, zgodnie z tym, jaką kto miał potrzebę. Codziennie też jednomyślnie gromadzili się w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z wielką radością i w prostocie serca [Dz 2,42-46]. Społeczność  świętych nie ograniczała się do obecności na nabożeństwie raz w tygodniu, ani też do spotkań domowych. Zgromadzali się wszyscy razem, lecz mieli także społeczności domowe. Połączyła ich wiara w Jezusa Chrystusa i wynikająca z tej wiary miłość wzajemna. Nie potrafili i nie chcieli żyć w odosobnieniu.

Tak jest i dzisiaj. Kto miłuje Pana, miłuje również Jego naśladowców - a co za tym idzie - ma silną potrzebę spotykania się z nimi. Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Chrystusem, narodził się z Boga. A każdy, kto kocha Ojca, kocha również Jego dziecko. Naszą miłość do dzieci Bożych poznajemy po tym, że kochamy Boga i spełniamy Jego przykazania [1J 5,1-2]. My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, ponieważ kochamy braci [1J 3,14]. Mając w sercach wzajemną miłość chrześcijanie mocno garną się do siebie. Lubią razem przebywać, poznawać i uwielbiać Boga, uczyć się, pracować, odpoczywać i pomagać sobie wzajemnie. Nie zawsze jednakowo jest to możliwie, ale takie zapotrzebowanie noszą w sercach. Gdy tylko otwiera się im możliwość spędzenia z braćmi i siostrami chociażby jednej godziny, natychmiast z takiej okazji korzystają. Nie izolują się i nie dają się zamknąć w ciasnym kręgu kilkuosobowej grupy.

A jak jest z tobą? Upewniasz się, że masz w sercu taką miłość do świętych? Ciągnie cię do zboru? Chciałbyś częściej  widywać się z braćmi i siostrami? Radujesz się na myśl, że zbliża się pora nabożeństwa? Odczuwasz w kontaktach z wierzącymi potrzebę czegoś więcej, niż tylko niedzielnego zgromadzenia? Pragniesz gościć ich u siebie w domu i wsłuchać się w bicie ich serca? Obchodzi cię to, co przeżywają? Bardzo dobrze. Oznacza to, że jesteś prawdziwym uczniem Jezusa. Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli jedni drugich darzyć będziecie miłością [Jn 13,35]. To dlatego, gdy ktoś ze zboru zawiera związek małżeński lub przeżywa jakiś życiowy sukces, chcesz mieć udział w jego radości. Radujcie się z radosnymi, płaczcie z płaczącymi [Rz 12,15]. To dlatego razem z braćmi i siostrami uczestniczysz w pogrzebie ich bliskich i starasz się być blisko nich w ich chorobie. Po prostu, jesteś chrześcijaninem. Miłujesz braci.

A co, jeśli męczy cię społeczność z wierzącymi? Co, jeśli z trudem przetrzymujesz dwie godziny niedzielnego zgromadzenia i czym prędzej czmychasz, nie czekając nawet na jego zakończenie? Co, jeżeli nie przychodzi ci do głowy, aby zaprosić wierzących do swojego mieszkania, a jeśli tak, to tylko po to, żeby założyć "kościół domowy" i w ogóle przestać chodzić na nabożeństwa? Co, jeśli nie obchodzą cię ich urodziny, rocznice i życiowe sukcesy? Jeżeli tak jest, jeżeli osobiście nie znasz połowy braci i sióstr w zborze, i nie odczuwasz potrzeby bliższej z nimi społeczności, to znaczy, że nie ma w tobie miłości Chrystusowej. Potrzebujesz odrodzenia serca! Wiedz, że ludzie ze zboru cię kochają. Nasze serca są szeroko otwarte. To nie u nas jest wam ciasno. Ciasno jest w waszych wnętrzach. W imię wzajemności - jak do dzieci mówię - otwórzcie się i wy szeroko [2Ko 6,12-13]. Padnij na kolana i proś Boga, aby wypełnił cię Jego miłością do chrześcijan. Zacznij może od drobnych gestów. Zostań po nabożeństwie dłużej. Okaż komuś bliższe zainteresowanie, dowiadując się, co aktualnie przeżywa. Zaangażuj się w działalność zboru, co z pewnością pogłębi twoje relacje z innymi. Nie opuszczajmy przy tym wspólnych spotkań, co jest u niektórych w zwyczaju... [Hbr 10,25].

Jedno jest pewne. Odnowiona miłość wskaże ci drogę do bliższych relacji z ludźmi wierzącymi i będziesz miał z tego wiele radości.

PS. Jest to przedostatni tekst napisany w nawiązaniu do Upewnij się! Wkrótce posumowanie :)

03 lutego, 2017

Upewniam się! 6.

6. Poglądy i obyczaje prawdziwego chrześcijanina są zgodne z duchem Biblii i mają równoległe oparcie w Ewangelii, Dziejach Apostolskich i Listach Apostolskich. Jeżeli jakieś stwierdzenia lub praktyki znajdują uzasadnienie tylko w jednym z tych źródeł, wówczas nie powinniśmy nadawać im rangi doktrynalnej. Weźmy na przykład pogląd, że Jezus jest Bogiem. Otóż zarówno w Ewangelii, w Dziejach Apostolskich, jak i w Listach Apostolskich ta nauka się pojawia. Wobec tego wiara, że Jezus jest Bogiem jest dobrze umocowana w nauce apostolskiej i powinniśmy ją całkowicie podzielać. Ale już na przykład praktyka fizycznego umywania nóg braciom pojawia się jedynie w Ewangelii. Nie czytamy o tym w Dziejach lub w Listach Apostolskich. Wobec powyższego tego rodzaju praktyce - chociaż jest stosowana przez niektórych pobożnych ludzi - nie możemy nadawać  rangi obowiązującej wszystkich chrześcijan.

Czytając i rozważając Pismo Święte trzeba nam koniecznie się upewniać, jakie jest pochodzenie proponowanych nam przekonań i obyczajów. Trzeba, podobnie jak wierzący z Berei, sprawdzać, czy ktoś nie wyprowadza nas w pole. Przyjęli oni Słowo z całą otwartością i codziennie badali Pisma, sprawdzając, czy rzeczywiście tak się rzeczy mają [Dz 17,11]. Obserwujemy, że wielu wierzących kieruje się pragmatyką życia bardziej, aniżeli Słowem Bożym. Na przykład, spodobał się im pomysł, żeby powoływać kobiety na pastorów, nauczycieli i przywódców w Kościele? Więc zaczynają tak robić, nie pytając Biblii o zdanie. Zorientowali się, że zastosowanie świeckich  socjotechnik  przyciąga  tłumy? Więc rosną liczebnie, nie przejmując się coraz mniej  ewangelicznym  charakterem stosowanych przez siebie sposobów. Nieważne czy to, co zbór robi lub zamierza zrobić, jest umocowane w Ewangelii, Dziejach Apostolskich i Listach Apostolskich. Najważniejsze, że to działa! Nieważne, że Biblia mówi: Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej,  nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie [2J 1,9-10]. Oni obrali sobie kurs na jedność i z każdym - choćby nie wiem co głosił i praktykował - zasiądą do stołu, aby tylko pochwalić się swoim sukcesem. A jak jest z tobą?

Upewniasz się, że twoje poglądy i obyczaje mają biblijne oparcie? Bardzo dobrze! Śmiało więc możesz się poddać testowi na zgodność z nauką apostolską. Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany[2Tm 3,16-17]. Sprawdzając pochodzenie swych przekonań i praktyk, doznajesz radości, że tak samo jak ty, myśleli też i postępowali pierwsi chrześcijanie. Odkrywasz, że podobnie jak tobie, tak im również zależało przede wszystkim na tym, żeby zyskać upodobanie w oczach Pana Jezusa. Trwaj w tej postawie! Żyj w bojaźni Bożej! Za wszelką cenę trzymaj się Biblii, nawet jeżeli ktoś z tego powodu przypnie ci łatkę zacofanego konserwatysty.

A co, jeśli odkrywasz, że część twoich poglądów i praktyk nie ma oparcia w Słowie Bożym? Co, gdy zaangażowałeś się we wspólnotę, której działalność rozmija się z nauką apostolską? Przede wszystkim,  nie daj się już dłużej łudzić tym, że najważniejsza jest miłość i zgodne czynienie dobra, przy czym doktrynę i poglądy każdy może zachować dla siebie. Zauważ, że Nowy Testament stawia tę sprawę wręcz na ostrzu noża. Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty! Jak powiedzieliśmy przedtem, tak i teraz znowu mówię: Jeśli wam ktoś zwiastuje ewangelię odmienną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty! [Ga 1,8-9].  Widzisz, że nauka jest bardzo ważna i jej rozeznanie ma warunkować współpracę chrześcijan.

Czytaj uważnie Biblię. Odkrywając w swoim życiu chrześcijańskim niebiblijne poglądy i praktyki czym prędzej zerwij z nimi. Przecież na drodze zbawienia nie chodzi o to, aby podobać się ludziom. Najważniejsze, żeby zyskać upodobanie w oczach Bożych. Dlatego, bracia, tym bardziej dołóżcie starań, aby swoje powołanie i wybranie umocnić; czyniąc to bowiem, nigdy się nie potkniecie. W ten sposób będziecie mieli szeroko otwarte wejście do wiekuistego Królestwa Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa [2Pt 1,10-11].

PS. Tekst napisany w nawiązaniu do Upewnij się! Wkrótce: Upewniam się! 7.

02 lutego, 2017

Upewniam się! 5.

5. Prawdziwy, napełniony Duchem Świętym chrześcijanin wydaje owoc Ducha, co między innymi oznacza opanowanie naturalnych emocji i pragnieńJeśli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten nie jest Jego [Rz 8,9]. Bez Ducha Świętego człowiek jest co najwyżej osobą religijną, uczestniczącą w obrzędach, które są pozornie mądre, ale nie mają żadnej wartości, gdy chodzi o opanowanie zmysłów [Kol 2,23]. Owocem zaś Ducha są: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość. [...] A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami [Ga 5,22-24]. Napełniony Duchem Świętym chrześcijanin nie wybucha gniewem i innymi złymi emocjami. Nie obraża się i nie popada w rozpacz. Nie chodzi na postronku naturalnych pragnień. Potrafi się powstrzymać. Nie traci głowy. Nie sprzedaje radości zbawienia za chwilę ulotnej przyjemności dla swoich zmysłów. Bez pomocy Ducha Świętego nawet najszczersze zamiary uświęcania życia kończą się fiaskiem, ale jeśli Duchem sprawy ciała umartwiacie, żyć będziecie [Rz 8,13].

Upewniasz się, że tak właśnie wygląda twoje chrześcijaństwo? Trwasz w społeczności Ducha Świętego, co czyni cię mocnym w twoich postanowieniach? Kuszony widokiem, zapachem lub słowem, potrafisz odmówić, odwrócić głowę i czynić to, co miłe w oczach Pana? Skrzywdzony nie odgrażasz się i opanowujesz chęć zemsty? Wspaniale! W takim razie jesteś podobny do Jezusa, który gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę temu, który sprawiedliwie sądzi [1Pt 2,23]. Naśladując Pana sprawiasz Mu radość i wydajesz przed światem dobre świadectwo wiary.

Lecz co, jeśli nie panujesz nad swoim emocjami? Co, jeśli wciąż wybuchasz gniewem, obrażasz się, kłócisz a podenerwowany używasz brzydkich słów? Co, jeżeli naturalne zachcianki i pożądliwości ciała biorą w twoim życiu górę i rządzą tobą całymi dniami? Co, jeżeli nie potrafisz zachować umiaru w jedzeniu i piciu i stajesz się niewolnikiem słodyczy, piwa lub mięsa, czemu bowiem ktoś ulega, tego niewolnikiem się staje [2Pt 2,19].

Przede wszystkim, nie rób dłużej dobrej miny do złej gry. Przestań odgrywać rolę dobrego chrześcijanina i postanów, że wreszcie się nim naprawdę staniesz! Sama przynależność do pierwszego zboru w Jerozolimie nie uratowała Ananiasza i Safiry, gdy dali się opanować kłamstwu i w takim stanie serca próbowali odgrywać rolę wielkich darczyńców. Upadnij na kolana i przyznaj się przed Panem do swojej obłudy. Proś Boga o duchowe odrodzenie i napełnienie Duchem Świętym. Powściągliwość języka, opanowanie naturalnych zmysłów i odruchów, stawienie czoła pokusom, sprzeciwienie się zachciankom i cielesnym pożądliwościom, to - owszem  - poważne wyzwanie dla człowieka wciąż jeszcze żyjącego w ciele, ale z pomocą Ducha Świętego jak najbardziej możliwe i konieczne w życiu chrześcijanina.

Poddaję samego siebie próbie. Czy trwam w wierze? Doświadczam siebie: Czy dostrzegam u siebie to, że Jezus Chrystus jest we mnie? [2Ko 13,5]. Upewniam się, że naturalne emocje i pragnienia nade mną nie panują. Jezus Chrystus jest moim Panem.

PS. Tekst napisany w nawiązaniu do Upewnij się! Wkrótce: Upewniam się! 6.