30 kwietnia, 2009

Władza bez przemocy

Mamy dzisiaj Światowy Dzień Sprzeciwu Wobec Bicia Dzieci. Przemoc wobec dzieci jest niewątpliwie wielkim złem. Wszędzie tam, gdzie dorośli korzystają ze swej przewagi, aby bić, poniżać, wykorzystywać i dręczyć dzieci, należy ostro zareagować i stanąć w ich obronie.

Nie tylko wychowywanie, ale już nawet sama opieka nad dziećmi jest zajęciem złożonym, wymagającym miłości, mądrości i wielkiej cierpliwości. Zbyt łatwo niektórym przychodzi sięganie po rózgę, jako środek zaradczy wobec nieskuteczności innych metod wychowawczych. Jeszcze gorzej, gdy kara cielesna staje się w wychowywaniu dzieci podstawowym środkiem.

Podkreślmy, że stale rosnące tempo życia nie sprzyja ani rodzicom ani dzieciom. Pośpiech, zniecierpliwienie, nerwowość, brak czasu na spokojną rozmowę – wszystko to popycha rodziców do rozwiązywania trudności metodą ‘na skróty’. Mocny klaps błyskawicznie zamyka wszelkie pertraktacje i jakby pozwala zaoszczędzić sporo cennego czasu. Czy jednak naprawdę problem rozwiązuje?

Podłożem przemocy wobec dzieci jest stare jak świat zjawisko marginalizowania obecności dzieci i znaczenia ich potrzeb. "Ryby i dzieci głosu nie mają" - zwykło sie mawiać w niejednej rodzinie. Nawet apostołowie popełnili ten błąd swego czasu nie dopuszczając dzieci do kontaktu z Jezusem. Sam w tej dziedzinie dopuściłem się wielu błędów wychowując trójkę własnych dzieci. A gdy zaczyna brakować osobistego, serdecznego kontaktu między rodzicami i dziećmi, gdy zamiera codzienna rozmowa – wówczas dużo łatwiej dochodzi do rozwiązań fizycznych. Zbyt często bicie dzieci jest po prostu pójściem po linii najmniejszego oporu.

Pismo Święte wzywa rodziców: "Ojcowie, nie rozgoryczajcie dzieci swoich, aby nie upadały na duchu", dosłownie: aby nie traciły ducha [Kol 3,21]. Przemoc fizyczna wobec dziecka sieje spustoszenie w jego psychice i niszczy je duchowo. W chrześcijańskiej rodzinie o czymś takim nie może być mowy!

Nie oznacza to jednak, że Biblia stoi w zgodzie z trendami współczesnej pedagogiki, zmierzającymi do całkowitego zaniechania kar cielesnych, także wobec własnych dzieci. W krajach, gdzie wprowadzono ten zakaz – rodzice nadal mają obowiązek opieki nad dziećmi, ale nie mają już żadnej władzy nad nimi. Państwo jest prawnie zobligowane, by odbierać dzieci rodzicom, którzy dopuścili się stosowania kary cielesnej, co skutkuje całkowitym zerwaniem więzi rodzinnych. Każdego roku takie przypadki liczy się w grubych tysiącach! A przecież mało które dziecko woli mieszkać w domu dziecka niż żyć razem z rodzicami, pomimo tego, że czasem sięgną oni po rózgę.

Pismo Święte stoi na straży prawa rodziców do wychowywania swoich dzieci z zastosowaniem rózgi, jako środka dyscyplinarnego. Skoro rodzice odpowiadają za dzieci, to powinni też mieć władzę nad nimi. Każda prawdziwa władza korzysta z tzw. środków przymusu bezpośredniego. "Rządzący bowiem nie są postrachem dla tych, którzy pełnią dobre uczynki, lecz dla tych, którzy pełnią złe. Chcesz się nie bać władzy? Czyń dobrze, a będziesz miał od niej pochwałę; jest ona bowiem na służbie u Boga, tobie ku dobremu. Ale jeśli czynisz źle, bój się, bo nie na próżno miecz nosi, wszak jest sługą Boga, który odpłaca w gniewie temu, co czyni źle" [Rz 13,3–4]. Władza rodziców nad swoimi dziećmi wymaga dostępności takiego środka, jakim jest możliwość wymierzenia kary cielesnej.

Nie może on być nadużywany, to rzecz oczywista! Nie zapominajmy jednak, że poza przypadkami patologicznymi, rodzice zazwyczaj kochają swoje dzieci i to bardzo! Normalnie rzecz biorąc, miłość rodzicielska jest więc nie tylko całkowicie wystarczającą ochroną dziecka przed przemocą, ale wręcz stanowi niebezpieczeństwo zbytniej pobłażliwości.Ten błąd popełniło i wciąż popełnia wielu rodziców. Kapłan Heli zbyt delikatnie odnosił się do grzechów własnych dzieci, aż usłyszał zarzut, że ceni swoich synów bardziej niż samego Boga [1Sm 2,29]. Dawid był zbyt pobłażliwy względem swojego syna Adoniasza: "Jego ojciec nigdy go nie karcił, mówiąc: Dlaczego tak postępujesz?" [1Krl 1,6]

To właśnie z powyższych względów Biblia nawołuje: "Nie szczędź chłopcu karcenia; jeżeli go uderzysz rózgą, nie umrze. Ty go uderzysz rózgą, a jego duszę wyrwiesz z krainy umarłych" [Prz 23,13–14]. "Kto żałuje swojej rózgi, nienawidzi swojego syna, lecz kto go kocha, karci go zawczasu" [Prz 13,24].

Najlepszym wzorcem właściwego ojcostwa jest sam Bóg Ojciec. "Wy nie opieraliście się jeszcze aż do krwi w walce przeciw grzechowi i zapomnieliście o napomnieniu, które się zwraca do was jak do synów: Synu mój, nie lekceważ karania Pańskiego ani nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza; bo kogo Pan miłuje, tego karze, i chłoszcze każdego syna, którego przyjmuje. Jeśli znosicie karanie, to Bóg obchodzi się z wami jak z synami; bo gdzie jest syn, którego by ojciec nie karał? A jeśli jesteście bez karania, które jest udziałem wszystkich, tedy jesteście dziećmi nieprawymi, a nie synami. Ponadto, szanowaliśmy naszych ojców według ciała, chociaż nas karali; czy nie daleko więcej winniśmy poddać się Ojcu duchów, aby żyć? Tamci bowiem karcili nas według swego uznania na krótki czas, ten zaś czyni to dla naszego dobra, abyśmy mogli uczestniczyć w jego świętości. Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni. Dlatego opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie, i prostujcie ścieżki dla nóg swoich, aby to, co chrome, nie zboczyło, ale raczej uzdrowione zostało" [Hbr 12,4–13].

Nic dodać, nic ująć! Oto esencja biblijnego stanowiska w kwestii stosowania środków dyscyplinarnych w procesie wychowywania dzieci. Bóg jest miłością, a nieraz zastosuje środki, które bardzo nas bolą. Biblia jest absolutnie przeciwko patologicznej przemocy i to nie tylko wobec dzieci. Jednak nie jest przeciwko korzystaniu z rózgi w wychowywaniu dzieci. Słowo Boże wskazuje na dobrodziejstwo zachowania równowagi. Nie sama miłość bez rózgi. Nie sama też rózga bez miłości. Miłość i dyscyplina – oto właściwa droga!

28 kwietnia, 2009

Pandemia

W mediach zaniepokojenie widmem ogólnoświatowej pandemii świńskiej grypy. Nie wszyscy wiedzą, że dziewięćdziesiąt lat temu pandemia grypy zwanej "hiszpanką" spowodowała śmierć ponad 50 milionów ludzi. Należy pamiętać, że w tamtych czasach ludzie nie przemieszczali się tak łatwo, jak dzisiaj. Powszechna dziś globalizacja znacznie ułatwia wirusowi H1N1 robotę.

Nie znam się na wirusach grypy, ale zaintrygowany słowem "pandemia" chciałbym skupić się na innej kwestii. Termin pandemia [gr. pan = 'wszyscy' + gr. demos = 'lud'] - określa epidemię, ale nie jakąś lokalną, lecz obejmującą rozległe obszary, np. cały kontynent lub nawet cały świat. To znaczy, że niezależnie od własnych odczuć, opinii i poglądów wszyscy jesteśmy objęci tym zagrożeniem. Wirus nie jest widoczny gołym okiem, ale gdy się przemieści, atakuje i uśmierca.

Obecna dziś na ustach świata pandemia grypy prowokuje do przypomnienia sobie innej pandemii, która wiele tysięcy lat temu zaatakowała ludzkość. Mam na myśli pandemię grzechu. Bunt Lucyfera zmutował się z ignorancją i naiwnością Ewy, co zaowocowało nieposłuszeństwem Adama. W ten sposób grzech wszedł na świat i rozpoczął swoje śmiertelne żniwo, bo karą za grzech jest śmierć. Nikt z ludzi tego nie policzył, ale ofiary pandemii grzechu należałoby liczyć już w grubych miliardach.

Jedynym antidotum na tego wirusa grzechu jest ofiara krwi Jezusa Chrystusa. Syn Boży po to przyszedł na świat, aby przywrócić człowieka do życia wiecznego, aby każdy, kto w Niego uwierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny [Jn 3,16]. Przez wiarę w Jezusa Chrystusa zostajemy usprawiedliwieni, oczyszczeni z grzechów i otrzymujemy nowe życie! Pandemia grzechu może sobie wokoło nas szaleć, a wierzący w Jezusa jest już bezpieczny, bo jego imię jest zapisane w księdze żywota!

09 kwietnia, 2009

Pocałunkiem?

„Gdy On jeszcze mówił, nadeszła zgraja, a na jej czele jeden z dwunastu, imieniem Judasz, i ten zbliżył się do Jezusa, aby go pocałować. Jezus zaś rzekł do niego: Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?” [Łk 22,47-48].

Jakie dyskusje wolimy? Gdy adwersarze jasno i dobitnie wyrażają różnice między sobą, czy też gdy skrywają je za parawanem dyplomatycznych uśmiechów i grzecznościowych zwrotów?

Lubię ludzi o czytelnych poglądach i postawach. Lubię jasną grę. Chcę wiedzieć czy mam przed sobą wroga, czy przyjaciela? Przerażają mnie ci, którzy uśmiechają się, serdecznie pozdrawiają, życzą wszystkiego najlepszego, a w sercu skrywają całkiem przeciwne myśli. Widziałem ostatnio dwóch polityków, o których wiadomo, że się nie lubią, jak odgrywali rolę pozytywnie do siebie nastawionych. Ktoś by pomyślał, że są przyjaciółmi.

Jak świat światem, jedną z najbardziej czytelnych form wyrazu nastawienia do bliźniego jest pocałunek. W zależności od kontekstu, stopnia znajomości czy pokrewieństwa osób, które wymieniają go ze sobą, pocałunek może być oznaką uczuć, szacunku, przyjaźni lub sposobem powitania czy pożegnania. We wszystkich kulturach i epokach z reguły wyraża pozytywny stosunek człowieka do człowieka.

Czasem jednak można natrafić na człowieka, który celowo wysyła fałszywe sygnały. Wywiesza białą flagę i jednocześnie przeładowuje karabin. Zdaje się, że serdecznie pozdrawia, a jednocześnie mocno się trudzi, aby przygotować nasz upadek. „Ten, kto nienawidzi, udaje wargami innego, lecz w sercu knuje podstęp; nie wierz mu, choć odzywa się miłym głosem, gdyż siedem obrzydliwości jest w jego sercu” [Prz 26,24-25].

Wieczorem w Wielki Czwartek coś takiego spotkało naszego Pana, gdy po modlitwie rozmawiał z uczniami w Getsemane. Jak wiadomo, z nieznanych ogółowi uczniów powodów, Judasz wyszedł w trakcie wieczerzy. Znał jednak miejsce noclegu Jezusa i właśnie powrócił w towarzystwie jakichś ludzi. Podszedł do Jezusa mówiąc: „Bądź pozdrowiony, Mistrzu! I pocałował go” [Mt 26,50].

Pomyślmy. Wybrany, obdarzony dużym zaufaniem uczeń podszedł do Pana i Go pocałował. Ze mnie jest taki frajer, że prawdopodobnie przyjąłbym ten gest jako oznakę przyjaźni, naprawienia relacji, zwyczajną serdeczność. Nieraz już dałem się tak nabrać. Po odebraniu podobnego gestu cieszyłem się jak dziecko, serce wykładałem na stół, łudziłem się, że oto spotyka mnie braterska życzliwość. W rzeczywistości zaś byłem właśnie przestawianym pionkiem w nieznanej mi grze...
Jezus nie był taki naiwny jak ja. Natychmiast zadał strasznie smutne, mrożące – i tak już schłodzoną zapadłym mrokiem – krew w żyłach pytanie: Pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?

Cóż za dziwny, wyrafinowany sposób wyrażenia zdrady? Uśmiech na twarzy, przyjazne słowa na ustach, propozycja nie do odrzucenia na stole... Można przecież posłać czytelny sygnał i powiedzieć: Już cię nie lubię. Strzeż się mnie, bo mogę ci zaszkodzić. Nasze drogi się rozchodzą. Nie jesteś już mile widziany w moim domu. Nie chcemy cię już dłużej między nami. Przykre to, ale przynajmniej jasno postawione.

Zdradzać można różnie. Ale dlaczego aż tak boleśnie? Awansem? Nagrodą? Pocałunkiem? Bo tak można osiagnąć swój ukryty cel, niejako w białych rękawiczkach. Niemal wszyscy myślą, że okazana została miłość albo braterska pomoc, a tymczasem nastąpił akt zdrady.

Brzydźmy się takich pocałunków. Bądźmy prawdziwi i szczerzy w swoich postawach, słowach i gestach! Słowo Boże nas do tego zobowiązuje. Bóg nie chce też, abyśmy brali udział w jakiejś dziwnej grze, odgrywanej na życzenie mrocznych postaci noszących uśmiech na ustach i kij w ręku. Miejmy odwagę być sobą! Tylko ludzie szczerzy są Bożymi przyjaciółmi.