31 sierpnia, 2021

Czy o wszystko można prosić z wiarą?

Czytam dziś w Biblii o niezwykłym zdarzeniu z życia Jezusa i Jego uczniów. W Ewangelii  wg św. Marka jest napisane, że w drodze z Betanii do Jerozolimy Jezus zgłodniał i na pobliskim figowcu chciał znaleźć coś na przekąskę. Niestety, nie była to pora owocowania figowców. Było to jednak dobra pora na udzielenie uczniom kolejnej lekcji. Wówczas powiedział do drzewa: Oby już na wieki nikt nie jadł twoich owoców. A przysłuchiwali się temu Jego uczniowie [Mk 11,14]. 

Następnego dnia rano, po nocnym odpoczynku w Betanii, szli znowu do Jerozolimy. Przechodząc rano zobaczyli, że figowiec usechł od korzeni. Piotr przypomniał go sobie wtedy  i powiedział do Jezusa: Nauczycielu, spójrz, figowiec, który przekląłeś, usechł. W odpowiedzi Jezus skierował do nich słowa: Miejcie wiarę w Boga! Zapewniam was, ktokolwiek powiedziałby tej górze: Podnieś się i rzuć do morza, i nie wahałby się w swoim sercu, lecz wierzył, że na pewno stanie się to, co mówi, spełni mu się [Mk 11,20-23]. 

Najwyraźniej w tej lekcji Jezus chciał pokazać uczniom znaczenie i moc wiary. Kilka Jego słów sprawiło, że  zielone drzewo figowca natychmiast zaczęło zamierać i w ciągu jednej doby kompletnie uschło. W przypadku Jezusa nie były to zwykłe słowa, wypowiedziane w rozczarowaniu brakiem owoców. Na tym prostym przykładzie Pan pokazał, co się dzieje, gdy człowiek Boży przemówi z wiarą. Trudno nie zauważyć, że całość owego niezwykłego zdarzenia z drzewem figowym zmierzało do następującej konkluzji: Dlatego powiadam wam: Wszystko, o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam [Mk 11,24]. Czy jednak każdą prośbę jednakowo wypowiadamy z wiarą?

Moje skromne doświadczenie każe mi się przyznać do licznych słabości w moim życiu modlitewnym. Otóż wiele modlitw nieraz wypowiadałem zarówno bez pełnego przekonania, że właśnie tak należy się w danej chwili modlić, jak i bez wiary, że naprawdę stanie się to, o co prosiłem. Modliłem się, bo ktoś poprosił mnie o modlitwę. Należałoby najpierw rozważyć sprawę w świetle Biblii, rozpoznać wolę Bożą i dopiero wtedy przedkładać sprawę Panu. Ludzie jednak zazwyczaj oczekują natychmiastowego podjęcia modlitwy. Aby wyjść naprzeciw ich oczekiwaniom, modliłem się więc, choć nie miałem co do tego pełnego przekonania. 

Od czasu do czasu wszakże zdarza mi się modlitwa  płynąca z wiary. Jakiś przykład? Jeden z naszych braci jest pilotem na stanowisku kapitana samolotów pasażerskich znanej linii lotniczej. Czas temu, z ogólnie wiadomych powodów, zamknięto w Gdańsku bazę operacyjną tego przewoźnika i nasz brat został przeniesiony służbowo do Niemiec. Nie przyszło nam wówczas do głowy, aby sprzeciwiać się tej zmianie. Modliliśmy się jedynie, aby Pan Jezus pomógł mu znaleźć tam społeczność chrześcijańską ze zdrowym nauczaniem biblijnym i błogosławił go w nowym miejscu pracy. Mateusz wynajął więc w Niemczech mieszkanie i zaczął odbywać loty z bazy w Dortmundzie, a jego zastępczym domem duchowym stała się Polska Społeczność Chrześcijańska w Wuppertalu.

Parę tygodni temu coś się we mnie pod tym względem zmieniło. Ni stąd, ni zowąd, zacząłem nosić w sercu myśl o jego powrocie do Gdańska. Gdy dotarła do mnie wiadomość o zamknięciu bazy operacyjnej tych linii lotniczych w Dortmundzie, tj. miejsca pracy naszego brata w Niemczach, poczułem - o dziwo - wielką radość. Czułem, że sprawa nabiera rumieńców. Któregoś dnia wieczorem w ubiegłym tygodniu usiadłem przy ognisku w ogrodzie i rozmyślając o członkach Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE modliłem się o niektórych z nich. Na niebie pojawił się samolot. Pobudzony jego przelotem nad naszą posesją, spojrzałem w górę i poprosiłem: Ojcze, proszę, otwórz Mateuszowi znowu bazę operacyjną w Gdańsku. Zaniemówiłem zaskoczony tym, co z taką śmiałością i pewnością wypowiedziałem. Wiedziałem jednak, że te proste słowa były przebłyskiem wiary.

W tę niedzielę, 29 sierpnia 2021 roku, wieczorem odczytałem w moim telefonie SMS następującej treści: W dniu wczorajszym otrzymałem potwierdzenie od mojego pracodawcy, że z dniem 25 października przywracają mnie do bazy Gdańsk. Chwała Bogu.  Alleluja! Bogu niech będą dzięki!  Oczywiście, nie tylko ja modliłem się o to. Wiem, że co najmniej kilku innym osobom z naszego środowiska ta sprawa leżała na sercu. Nasz Niebiański Ojciec przychylił się do naszych próśb. Ośmielam się myśleć, że Bóg dostrzegł w nas ziarenko wiary, bo nasza modlitwa została wysłuchana.

Modlący się chrześcijan w głębi serca wie, kiedy modli się naprawdę z wiarą, a kiedy prosi - ot, tak - bo ktoś go o to poprosił. Czy dojrzały chrześcijan powinien więc zawsze przedkładać Bogu wszystkie prośby? Czy nie należałoby najpierw poddać zgłaszanej sprawy pod osąd Słowa Bożego i dopytać o motywacje osób proszących o modlitwę? Prosicie, a nie otrzymujecie, dlatego że źle prosicie, zamyślając to zużyć na zaspokojenie swoich namiętności [Jk 4,3]. Niech modlitw wyrażających prośby o charakterze cielesnym będzie na naszych ustach coraz mniej. Naszą domeną niech stają się słowa wypowiadane z wiarą.

28 sierpnia, 2021

Jak najmniej czernidłaków!

Przedwczoraj na naszym kościelnym podwórzu na Olszynce pojawiła się nie lada osobliwość. Wyrastający z trawy grzyb przy pierwszym spojrzeniu przypominał znaną mi kanię. Łatwo ją pomylić ze śmiertelnie trującym muchomorem. Dopiero w dojrzalszych okazach pojawiają się cechy, które pozwalają mieć pewność, że ma się do czynienia ze smaczną i wartościową czubajką kanią.

Z ludźmi bywa podobnie. Trzeba dać im czas. Niech 'porosną' trochę w społeczności chrześcijan. Z czasem ujawniają się w nich postawy i cechy, które wyraźnie pokazują, czy dobrze o nich myśleliśmy. Przeto nie sądźcie przed czasem, dopóki nie przyjdzie Pan, który ujawni to, co ukryte w ciemności, i objawi zamysły serc; a wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga [1Ko 4,5]. 

Dzisiaj wszystko stało się jasne. Kościelna sensacja podwórkowa okazała się nie być ani smakowitą kanią, ani też silnie trującym muchomorem. Ponad wszelką wątpliwość między domem modlitwy a plebanią wyrósł nam czernidłak kołpakowaty. W pierwszym dniu podobno jest nawet jadalny i smaczny, ale bardzo szybko przestaje nadawać się do spożycia. Znika, lecz na trawie zostaje po nim czarna plama. Czy jestem rozczarowany? 

Obserwacja i wynik końcowy nietypowego dla posesji kościelnej zjawiska botanicznego nasunęła mi myśli o bardzo dobrze mi znanym i dość typowym doświadczeniu z ludźmi pojawiającymi się w zborze. Gdy zobaczymy ich pierwszy raz, wzbudzają spore zaciekawienie i nadzieję, że przyniosą chwałę Bogu oraz pożytek dla Kościoła. Radość tę równoważy jednak obawa, czy aby nowi przybysze nie stanowią jakiegoś zagrożenia dla istniejącej wspólnoty. Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w odzieniu owczym, wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi! Po ich owocach poznacie ich. Czyż zbierają winogrona z cierni albo z ostu figi? [Mt 7,15-16]. Bardzo chcielibyśmy w każdym widzieć wartościową kanię. Niechby nikt nie okazał się muchomorem. A tymczasem...

Gdy przyłączający się do zboru ludzie dostaną szansę i czas, by w praktyce codziennego życia wspólnoty pokazać, kim naprawdę są, zbyt często okazuje się, że chociaż wprawdzie nie są duchowymi trucicielami, to niestety nie są też aż tak pożyteczni, jak o nich chcieliśmy myśleć. Są jak czernidłaki. Owszem, smaczna i dobra jest ich początkowa obecność w zborze. Niektórzy bardzo się przy nich karmią i budują. Jednakże zbyt szybko tracą oni swoje walory odżywcze. Niestety, bywa i tak, że potem zaczynają niezdrowo zabarwiać (żeby nie powiedzieć - zaczerniać) środowisko zborowe. Odchodzą, lecz coś po nich jednak zostaje... Przykro to powiedzieć, ale przekonałem się już o tym wielokrotnie.

Różne grzybki i ziółka wyrastają nam w zborze. Rozmaite ziarenka padają na kościelny grunt. A to, które padło na dobrą ziemię, oznacza tych, którzy szczerym i dobrym sercem usłyszawszy słowo, zachowują je i w wytrwałości wydają owoc [Łk 8,15]. Zbyt często rozdmuchana początkowo nadzieja kończy się brakiem duchowych owoców. Owymi zaś, którzy są zasiani na dobrej ziemi, są ci, którzy słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc trzydziestokrotny i sześćdziesięciokrotny, i stokrotny [Mk 4,20].

Takich osobliwości życzę naszej wspólnocie i każdej innej. Jak najmniej czernidłaków!

20 sierpnia, 2021

Służba nie drużba

Obowiązkiem pracownika jest podporządkowanie się pracodawcy. Powinnością ucznia jest słuchanie nauczyciela. Ambicją żony winno być przypodobanie się swojemu mężowi. Staraniem normalnego dziecka jest bycie dumą dla mamy i taty. Życiowym zadaniem sługi w czasach biblijnych było podobanie się swojemu panu. Wszyscy inni wokoło mogli sobie być rozczarowani jego zachowaniem. Najważniejsze było to, aby jego pan, właściciel, był z niego zadowolony.

Dość często bywa tak, że starając się o względy i upodobanie w oczach jednych, narażamy się na niechęć drugich. Pracownik dbający o satysfakcję pracodawcy, spotyka się w pracy z niechęcią kolegów. Pilny i dobry - w ocenie nauczyciela - uczeń, w oczach innych uczniów zazwyczaj jest 'kujonem' i 'lizusem'. Zakochana po uszy w swoim narzeczonym dziewczyna, staje się obiektem uszczypliwych uwag i zazdrosnego dowcipkowania dotychczasowych przyjaciółek. A na co może liczyć dobry sługa?

Służba nie drużba - głosi stare porzekadło. Obowiązki są ważniejsze i pilniejsze od innych spraw. Jeżeli chcemy należycie spełnić swoją rolę, to koniecznie trzeba nam nauczyć się rezygnowania z szeregu zajęć o wiele przyjemniejszych. Dobry sługa na niczym nie skupia się tak bardzo, jak na tym, aby sprawić zadowolenie swojemu panu. Otrzymane od pana rankiem zadanie staje się dla sługi 'świętością' dnia! Nic i nikt nie jest w stanie oderwać go od wykonywania woli pana. Ktoś może sobie kpić, irytować się jego oddaniem w pełnieniu wyznaczonej mu roli, lecz sługa robi swoje. Wiernie wywiązuje się z nałożonej nań odpowiedzialności. 

Kto z nas jest prawdziwym sługą Chrystusa, ten wie, że zaszczyt pracy dla Pana zdominował wszystko inne w naszym życiu. Dobrze z chłopięcych lat pamiętam, jak śpiewaliśmy: Piękne dni życia naszego, siły młodości, wiosenny czas, My poświęcimy dla Zbawcy, młodość swą dajmy Mu wraz! Cóż może być piękniejszego, jak w służbie dla Pana trwać? On celem życia naszego, serca swe chciejmy Mu dać. (Śpiewnik Pielgrzyma Nr 837). Wtedy rodziło się we mnie pragnienie poświęcenia Bogu całego mojego życia. Zostałem sługą Słowa Bożego.

A jak jest dzisiaj? Czy coś się w tej kwestii zmieniło? A teraz, czy chcę ludzi sobie zjednać, czy Boga? Albo czy staram się przypodobać ludziom? Bo gdybym nadal ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusowym [Ga 1,10] - oświadczył kiedyś natchniony apostoł. Podpisuję się pod tym obydwoma rękami. Służba nie drużba. 

19 sierpnia, 2021

Pozdrowienie dawnych bohaterów ze stronic PS

Pierwsze numery miesięcznika PS
Tegoroczny, sierpniowy numer PS - to okrągłe, trzechsetne wydanie miesięcznika Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE w Gdańsku. Trzysta już razy oddaliśmy do rąk naszych Czytelników, trzydziestoparostronicową zazwyczaj, gazetę zborową, pełną budujących artykułów, wspomnień, świadectw, fotografii i bieżących informacji. Ważną rolę odgrywa w niej dział kroniki, dzięki któremu nawet przy lekturze przypadkowego numeru łatwo odnaleźć się w konkretnym okresie historii zboru.                               

Miesięcznik PS to także świadectwo obecności w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE bardzo wielu osób i niezatarty ślad ich udziału w życiu naszej wspólnoty. Przeglądanie archiwalnych numerów gazetki nie tylko odświeża mi to, co jako zbór przeżywaliśmy. Sprawia też, że zaczynam dziękować Bogu za kolejnych ludzi i wydarzenia z nimi związane. Gdyby nie nasza gazeta, to niektóre osoby, które się przez nasz zbór przewinęły, mogłyby mi się zagubić w coraz słabszej pamięci. Na szczęście - wydawany przez wszystkie lata istnienia CCNŻ - miesięcznik doskonale podtrzymuje pamięć o każdej z nich. Zatrzymani na kartkach PS wciąż są tu w pewnym sensie obecni.

Prawdziwą radość przeżywam, wspominając dziesiątki Braci i Sióstr w Chrystusie, uczestników życzliwych rozmów i narad, gdyśmy do Domu Bożego chadzali [Ps 551,5]. Lekko robi mi się na duszy zwłaszcza wtedy, gdy słyszę, że dawni członkowie naszego zboru, dziś rozsiani po świecie, wciąż służą Bogu. Nie ma zaś dla mnie większej radości, jak słyszeć, że dzieci moje żyją w prawdzie [3Jn 1,4]. Od lat już to rozumiem, że - podobnie jak w normalnej rodzinie - tak i w społeczności chrześcijańskiej - obecność części osób ma charakter przechodni. Rodzą się do nowego życia z Jezusem, wzrastają w wierze i poznaniu Boga, jakiś czas są duchowo i praktycznie użyteczni, a potem usamodzielniają się i opuszczają swe gniazdo. Żaden mądry ojciec nie zatrzymuje swych dzieci, gdy te na tyle dorosły, że chcą już pójść na swoje. W tej świadomości również i w zborze błogosławimy osoby, które po latach wiernego uczestnictwa w życiu zboru, postanawiają wyruszyć na życiowe i duchowe wojaże. Żaden człowiek nie jest darem Bożym danym zborowi na zawsze. Archiwum PS dobitnie na to wskazuje. 

List do Rzymian - jak żadna inna księga biblijna - kończy się szeregiem apostolskich pozdrowień.  Pozdrówcie Pryskę i Akwilę, współpracowników moich w Chrystusie Jezusie, którzy za moje życie szyi swej nadstawili, którym nie tylko ja sam dziękuję, ale i wszystkie zbory pogańskie, także zbór, który jest w ich domu. Pozdrówcie Epeneta, umiłowanego mojego, który jest pierwszym wierzącym w Chrystusa w Azji. Pozdrówcie Marię, która wiele dla was się natrudziła. Pozdrówcie Andronika i Junię, rodaków moich i współwięźniów moich, którzy są zaszczytnie znani między apostołami, a którzy już przede mną byli chrześcijanami. Pozdrówcie Ampliata, umiłowanego mojego w Panu. Pozdrówcie Urbana, współpracownika naszego w Chrystusie, i Stachysa, umiłowanego mego. Pozdrówcie Apellesa, wypróbowanego w Chrystusie. Pozdrówcie tych, którzy są z domu Arystobula. Pozdrówcie Herodiona, rodaka mego. Pozdrówcie tych, którzy są z domu Narcyza, a należą do Pana. Pozdrówcie Tryfenę i Tryfozę, które pracują w Panu. Pozdrówcie Persydę, umiłowaną, która wiele pracowała w Panu. Pozdrówcie Rufa, wybranego w Panu, i matkę jego, i moją. Pozdrówcie Asynkryta, Flegonta, Hermesa, Patrobę, Hermasa i braci, którzy są z nimi. Pozdrówcie Filologa i Julię, Nereusza i siostrę jego, i Olimpasa, i wszystkich świętych, którzy są z nimi [Rz 16,3-15]. 

Moja lista pozdrowień w trzechsetnej edycji miesięcznika PS jest równie długa. Jestem wdzięczny Bogu za każdą osobę, z którą, chociażby troszkę, dane mi było razem wielbić Boga i Mu służyć. Przeżyte z Wami chwile na zawsze pozostaną w moim sercu. Z przyjemnością pielęgnuję te wspomnienia. Przeżywam też błogą radość, gdy ktoś z Was odwiedza 'dawne' progi. Ostatnio cieszyłem się obecnością Nathalii i Niriny na niedzielnym nabożeństwie. Przed laty były z nami na co dzień. Teraz są na co dzień bardzo daleko od nas, ale - dzięki łasce Bożej - trwają w wierze! Ich występ pokazał, że jeszcze bardziej dojrzały duchowo i rozwinęły się artystycznie. Jakże się cieszę, widząc niegdysiejsze dzieci i młodzież z naszego zboru, że nie tylko ostały się na drodze naśladowania Jezusa, ale są aktywne w służbie Bożej. Bogu niech będzie za to chwała i podziękowanie. W następnym, trzysta pierwszym numerze PS, zostanie ślad po odwiedzinach N&N i ich muzycznym świadectwie ;)

Serdecznie pozdrawiam dawnych towarzyszy wiary i służby. I tych, dzięki którym było mi wówczas łatwiej, i tych, z powodu których nieraz płakałem. Trzysta numerów naszego miesięcznika docenia jednych i drugich. Bywajcie zdrowi i niech Wam się szczęści! :)


17 sierpnia, 2021

WOLNE, WOLNI, WOLNA?

Lata temu Bob Dylan w kultowej piosence "Gotta Serve Somebody" śpiewał, że każdy człowiek, niezależnie od tego kim jest, komuś służy. Służy albo Bogu, albo diabłu, zawsze jednak musi komuś służyć. Oczywiście, nawrócony rockman dla wielu z nas nie jest żadnym autorytetem. O.K. Rozumiem. Bezdyskusyjnie jednak prawdziwym autorytetem dla chrześcijan jest - i zawsze powinien być - Syn Boży, Jezus Chrystus.

Wyjaśnijmy więc najpierw, na ile naprawdę wolni są ludzie żyjący bez Boga na świecie? Pomoże nam w tym rozmowa Jezusa z Żydami, dumnie twierdzącymi, że nigdy nie byli u nikogo w niewoli. Mówił więc Jezus do Żydów, którzy uwierzyli w Niego: Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi. Odpowiedzieli mu: Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy u nikogo w niewoli. Jakże możesz mówić: Wyswobodzeni będziecie? Jezus im odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu [Jn 8,31-34]. Faktycznie, Żydzi w czasach Jezusa - poza osobistą zależnością od grzechu - byli już po kilku niewolach i to ogólnonarodowych! Nawet w czasie rzeczonej rozmowy znajdowali sią pod okupacją rzymską. Chyba jednak w twierdzeniach o swojej wolności mocno rozmijali się z prawdą.

Dzisiaj też, jak najbardziej, ludzie mogą sobie skandować: "Wolny wybór! Wolne media! Wolny naród! Trzeba nam wszakże pamiętać, że każdy, kto grzeszy jest niewolnikiem grzechu. O kim więc można powiedzieć, że dokonuje wolnego wyboru? Tego rodzaju świadomości nie powinno zabraknąć zwłaszcza osobom nazywającym się sługami Chrystusa. A sługa Pański nie powinien wdawać się w spory, lecz powinien być uprzejmy dla wszystkich, zdolny do nauczania, cierpliwie znoszący przeciwności, napominający z łagodnością krnąbrnych, w nadziei, że Bóg przywiedzie ich kiedyś do upamiętania i do poznania prawdy i że wyzwolą się z sideł diabła, który ich zmusza do pełnienia swojej woli [2Tm 2,24-26]. 

Otwórzmy szerzej oczy! Jako naród jesteśmy w niewoli grzechu; w okowach nałogów, w amoku tradycji religijnej, poddani pożądliwości i rozmaitym rozkoszom, żyjący w złości i zazdrości, znienawidzeni i nienawidzący siebie nawzajem [Tt 3,3], opanowani szeregiem fobii, a nade wszystko - ogranicza nas brak wiary w Jezusa Chrystusa. Czy są tu gdzieś naprawdę wolni ludzie? Jak możesz zwać wolnym człowieka, którym rządzą jego namiętności? - pytał starożytny mędrzec.

Wyzwolenie z niewoli grzechu osiąga się przez wiarę w Jezusa Chrystusa i duchowe odrodzenie. Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie [Jn 8,36]. Tej wolności trzeba strzec, jak oka w głowie. Chrystus wyzwolił nas, abyśmy w tej wolności żyli. Stójcie więc niezachwianie i nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli [Ga 5,1]. Niestety, w środowisku chrześcijańskim już wtedy pełno było ludzi ponownie uwikłanych w niewolę grzechu. Wolność mieli jedynie na ustach. Nie inaczej jest i dzisiaj. Niektórzy łatwo zabierają się za pouczanie innych, obiecując im wolność, chociaż sami są niewolnikami zguby; czemu bowiem ktoś ulega, tego niewolnikiem się staje. Jeśli bowiem przez poznanie Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa wyzwolili się od brudów świata, lecz potem znowu w nie uwikłani dają im się opanować, to stan ich ostateczny jest gorszy niż poprzedni [2Pt 2,19-20].  

Zgodnie z ewangelią Chrystusową, wykupienie człowieka z niewoli grzechu przenosi go w stan zależności od Jezusa Chrystusa, jako nowego Pana. Czyż nie wiecie, że jeśli się oddajecie jako słudzy w posłuszeństwo, stajecie się sługami tego, komu jesteście posłuszni, czy to grzechu ku śmierci, czy też posłuszeństwa ku sprawiedliwości? Lecz Bogu niech będą dzięki, że wy, którzy byliście sługami grzechu, przyjęliście ze szczerego serca zarys tej nauki, której zostaliście przekazani, a uwolnieni od grzechu, staliście się sługami sprawiedliwości, po ludzku mówię przez wzgląd na słabość waszego ciała. 

Jak bowiem oddawaliście członki wasze na służbę nieczystości i nieprawości ku popełnianiu nieprawości, tak teraz oddawajcie członki wasze na służbę sprawiedliwości ku poświęceniu. Gdy bowiem byliście sługami grzechu, byliście dalecy od sprawiedliwości. Jakiż więc mieliście wtedy pożytek? Taki, którego się teraz wstydzicie, a końcem tego jest śmierć. Teraz zaś, wyzwoleni od grzechu, a oddani w służbę Bogu, macie pożytek w poświęceniu, a za cel żywot wieczny [Rz 6,16-22].

Tak. Wyzwolenie z niewoli grzechu oznacza jednoczesne poddanie się w niewolę Chrystusowi. Od razu na plan pierwszy wysuwa się zależność od Chrystusa. Kto bowiem jako niewolnik został powołany w Panu, ten jest wyzwoleńcem Pana; podobnie - kto jako wolny został powołany, jest niewolnikiem Chrystusa. Drogoście kupieni; nie stawajcie się niewolnikami ludzi [1Ko 7,22-23]. Nie będąc już niewolnikami grzechu stajemy się sługami (niewolnikami) Jezusa Chrystusa. Jesteśmy przecież teraz Jego własnością! Albowiem nikt z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera; bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy; jeśli umieramy, dla Pana umieramy; przeto czy żyjemy, czy umieramy, Pańscy jesteśmy [Rz 14,7-8].

Nasz Pan, Właściciel, jest - oczywiście - dla nas bardzo dobry. Wykupił nas za cenę Swojej krwi! Wiedząc, że nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewinnego i nieskalanego [1Pt 1,18-19] - bardzo chętnie i bez najmniejszego ociągania chcemy teraz służyć naszemu Panu. Śpiewając pieśni o wolności w Chrystusie, ani nawet nie pomyślimy, że jako wyzwoleńcy Chrystusa moglibyśmy cokolwiek robić po swojemu, bez liczenia się z Jego zdaniem.

Z Biblii wiadomo, że apostołowie wielokrotnie nazywali siebie sługami, a dosłowniej, niewolnikami Chrystusa. W takiej świadomości, będąc wyznaczonym do głoszenia ewangelii, apostoł Paweł napisał: Bo jeśli ewangelię zwiastuję, nie mam się czym chlubić; jest to bowiem dla mnie koniecznością; a biada mi, jeślibym ewangelii nie zwiastował [1Ko 9,16]. I dalej: Będąc wolnym wobec wszystkich, oddałem się w niewolę wszystkim, abym jak najwięcej ludzi pozyskał [1Ko 9,19]. Jako sługa Jezusa Chrystusa święty Paweł skupiał się na tym, co Jego Pan, to znaczy na ratowaniu ludzkich dusz. 

Żadnemu swemu apostołowi Chrystus Pan najwidoczniej nie zlecił walki o wolność w sensie społeczno-politycznym. Nigdzie w Nowym Testamencie nie znalazłem takiego opisu, żeby uczniowie Jezusa walczyli np. o zniesienie niewolnictwa, czy o wolność słowa. Szczepan za swoje przemówienie został ukamienowany i nie czytamy, żeby chrześcijanie wyszli wtedy na ulicę. Jeżeli dzisiaj któremuś słudze Bożemu Duch Święty rozkazał, aby walczył o wolne media, wolny wybór i wolny naród, to mnie nic do tego. Kimże ja jestem, aby osądzać cudzego sługę. Czy stoi, czy pada, do pana swego należy; ostoi się jednak, bo Pan ma moc podtrzymać go [Rz 14,4]. Jeżeli zaś chodzi o mnie, to jestem przekonany w Panu, że takiej roli nie dostałem. 

Nie podzielam poglądu, jakoby brak zaangażowania chrześcijan w walkę o demokrację, o prawo wyboru itp., groziło jakoś dobrej przyszłości naszego narodu. Przecież Bóg zapowiedział, co ma się stać, i to z całym światem! Gdy w czasach rzymskiej okupacji Jezus zapowiedział zbliżający się upadek Jerozolimy, to w żaden sposób nie podpowiedział swoim uczniom, że mogliby jakoś temu przeciwdziałać. O końcu świata nasz Pan powiedział: Powstanie bowiem naród przeciwko narodowi i królestwo przeciwko królestwu, i będzie głód, i mór, a miejscami trzęsienia ziemi. Ale to wszystko dopiero początek boleści. Wtedy wydawać was będą na udrękę i zabijać was będą, i wszystkie narody pałać będą nienawiścią do was dla imienia mego. I wówczas wielu się zgorszy i nawzajem wydawać się będą, i nawzajem nienawidzić. I powstanie wielu fałszywych proroków, i zwiodą wielu. A ponieważ bezprawie się rozmnoży, przeto miłość wielu oziębnie. A kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec [Mt 24,7-14]. Czy komuś z nas przychodzi do głowy, by podjąć starania o odwrócenie biegu zapowiedzianych w Biblii zdarzeń? 

Pragnę być człowiekiem Biblii. Jako słuchacz i wykonawca Słowa Bożego wiem, że Bóg wykonuje swoje sądy nad światem. Będąc przez wiarę w Syna Bożego domownikiem Boga, pragnę pełnić.  Jego wolę. Wiem, że doczesne życie w ciele przysposabia mnie do służby Bogu po wieki wieczne. Mój Pan powiedział: Jeśli kto chce mi służyć, niech idzie za mną, a gdzie Ja jestem, tam i sługa mój będzie; jeśli kto mnie służy, uczci go Ojciec mój [Jn 12,26]. Biblia mówi, że gdy w końcu dotrzemy do celu, do nieba, to tam nie będzie już nic przeklętego. Będzie w nim tron Boga i Baranka, a słudzy jego służyć mu będą i oglądać będą jego oblicze, a imię jego będzie na ich czołach [Obj 22,3-4].

Był czas, że byłem w niewoli grzechu i szatana. Wiem jaka to przykrość. Dlatego nie wierzę w wolne media i wolny wybór ludzi uwikłanych w niewolę grzechu. Wyzwolony przez wiarę w Jezusa Chrystusa - po stokroć bardziej niż o wolność mediów i wolność słowa - winienem zabiegać o wolność w Chrystusie dla ludzi, którzy jej jeszcze nie mają. Nie mogę inaczej. Jestem niewolnikiem Chrystusa. Jako Jego sługa tak rozumiem swoją rolę. Amen.

14 sierpnia, 2021

Mamy newsy i sprawy o niebo ważniejsze!

Wiele interesujących i ważnych rzeczy dzieje się na świecie. Niektóre z nich nas cieszą, inne zaś smucą, a nawet bulwersują. Wszystkie zdają się być godne naszej uwagi i proszą się o komentarz. Zawsze chcą, abyśmy poświęcili im swój czas. 

Z chrześcijańskiego punktu widzenia wiele przyciągających uwagę wydarzeń i zagadnień śmiało można pominąć i przemilczeć. Oczywiście, nie do nas należy mówienie ludziom, co powinni robić ze swoim czasem. Mamy w społeczeństwie mnóstwo osób, do których - jak ulał - pasują słowa z Dziejów Apostolskich. A wszyscy Ateńczycy i zamieszkali tam cudzoziemcy na nic innego nie mieli tyle czasu, co na opowiadanie lub słuchanie ostatnich nowin [Dz 17,21]. Dla miłośników newsów życie bez całodobowych programów informacyjnych stałoby się trudne do zniesienia. Oglądają więc, słuchają, komentują, dyskutują i opowiadają. Tak upływają im kolejne dni, od czasu do czasu znaczone jakąś większą sensacją.

Prawdziwi chrześcijanie nie mają czasu na życie nowinkami. Owszem, wiedzą, co dzieje się na świecie, lecz nie karmią tym swej duszy. Jako naśladowcy Jezusa Chrystusa mają szereg niezwykle ważnych i niecierpiących zwłoki zadań do wykonania. Nie mogą przesiadywać przed telewizorem lub ekranem komputera i godzinami młócić podawanych tam wiadomości. Są jak żołnierze powołani pod broń i całkowicie oddani rozkazom swego dowódcy. Żaden żołnierz nie daje się wplątać w sprawy doczesnego życia, aby się podobać temu, który go do wojska powołał [2Tm 2,4]. Choćby nie wiem jak go korciło, chrześcijanin nie staje po żadnej ze stron świeckich konfliktów. Nie wdaje się w spory prowadzone przez ludzi bezbożnych. Nie zapisuje się do żadnej partii. Reprezentuje na ziemi Jezusa Chrystusa. Wszystko więc, co robi, ma przynosić chwałę Bogu.

Chrześcijanie skupiają się na tym, co miłe Bogu. Wreszcie, bracia, myślcie tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały. Czyńcie to, czego się nauczyliście i co przejęliście, co słyszeliście, i co widzieliście u mnie; a Bóg pokoju będzie z wami [Flp 4,8-9]. Zbliża się dzień, gdy Chrystus Pan rozliczy nas z każdego czynu, słowa i z każdej godziny, co jednocześnie przesądzi o tym, kogo z nas weźmie On do siebie. Kto z nas może przebywać przy ogniu, którzy pożera? Kto z nas może się ostać przy wiecznych płomieniach? Kto postępuje sprawiedliwie i mówi szczerze, kto gardzi wymuszonym zyskiem, kto cofa swoje dłonie, aby nie brać łapówki, kto zatyka ucho, aby nie słyszeć o krwi przelewie, kto zamyka oczy, aby nie patrzeć na zło, ten będzie mieszkał na wysokościach [Iz 33,14-16].

Lwią część dzisiejszych newsów stanowią złe wiadomości. Chrześcijanie nie powinni karmić się nimi. Od wszelkiego rodzaju zła z dala się trzymajcie [1Ts 5,22] - wzywa Biblia. Nie warto poświęcać czasu i uwagi czynom ludzi bezbożnych. Tym bardziej szkoda czasu na opowiadanie kolejnym osobom takich bezeceństw. Nie znaczy to, że chrześcijanie nie mają niczego aktualnego i ważnego do przekazania. Mamy do obwieszczenia wiadomości prawdziwe i niezwykłej wagi! Zbliża się powtórne przyjście Jezusa Chrystusa! Każdy człowiek będzie musiał stanąć przed Bogiem i zdać sprawę ze swojego stosunku do Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Wiemy, co trzeba zrobić, aby uniknąć kary wiecznego potępienia i dostać się do Królestwa Bożego. Kto, jak nie my, ma o tym opowiadać?! To są nasze gorące newsy. Pełno ich być powinno na naszych ustach i na osobistych profilach w social mediach.

Kto każdego ranka w modlitwie i rozważaniu Słowa Bożego staje przed Panem uczestnicząc w duchowej odprawie, ten rozpoczynając dzień wie, że nie wolno mu marnować czasu. Wie również i to, że nie należy się identyfikować z żadnym środowiskiem społeczno-politycznym. Nieodrodzeni z Ducha Świętego ludzie wcześniej czy później wypowiedzą lub zrobią coś wbrew Słowu Bożemu. Byłoby to ujmą dla ewangelii Chrystusowej,  gdyby dziecko Boże widniało na fotografiach, ramię w ramię maszerujące i protestujące wraz z bezbożnymi. Kiedyś król judzki Jehoszafat dał się wciągnąć w wojnę prowadzoną przez odstępczego króla izraelskiego. Gdy powrócił do Jerozolimy, stanął przed nim jasnowidz Jehu, syn Chananiego, i rzekł do króla Jehoszafata: Czy musiałeś pomagać bezbożnemu i okazywać miłość tym, którzy nienawidzą Pana? Przez to ciąży na tobie gniew Pana [2Krn 19,1-2].

Nie wiem na jakiej podstawie, ale niektórzy chrześcijanie myślą i mówią o naprawianiu tego świata. Wraz z ludźmi niewierzącymi walczą o wolność słowa, o demokrację i temu podobne ideały. Mówią, że chcą służyć Bogu, ale bardziej zajmują się sprawami ważnymi z ich punktu widzenia. Kiedyś Jezus wezwał pewnego człowieka: Pójdź za mną! A ten rzekł: Pozwól mi najpierw odejść i pogrzebać ojca mego. Odrzekł mu: Niech umarli grzebią umarłych swoich, lecz ty idź i głoś Królestwo Boże [Łk 9,59]. Skoro Bóg objawił w Piśmie Świętym, co zamierza zrobić z tym światem, to trzeba nam bardzo uważać, aby się czasem nie okazało, że przez swoje czyny i słowa zignorowaliśmy to objawienie i działaliśmy wbrew woli Bożej. Naszym zadaniem jest głoszenie ewangelii i działanie w interesie nadchodzącego Królestwa Bożego.

Większość dzisiejszych newsów nie wiąże się z potrzebą jakiejkolwiek zmiany życia. Można je wysłuchać, skomentować i dalej żyć, jakby nic się nie stało. Ewangelia Chrystusowa przeciwnie. Domaga się zajęcia wobec niej osobistego stanowiska. Wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże, upamiętajcie się i wierzcie ewangelii [Mk 1,15]. Dlatego w miejsce Chrystusa poselstwo sprawujemy, jak gdyby przez nas Bóg upominał; w miejsce Chrystusa prosimy: Pojednajcie się z Bogiem [2Ko 5,20]. Skonfrontowanie człowieka z osobą Jezusa Chrystusa prowadzi go do konkretnej decyzji. Można albo uwierzyć w Syna Bożego i przyjąć Go do serca, albo Jezusa odrzucić. Zarówno przyjęcie jak i odrzucenie owocuje określonymi skutkami. Jakimi?

Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim [Jn 3,36]. Kto wierzy w niego, nie będzie sądzony; kto zaś nie wierzy, już jest osądzony dlatego, że nie uwierzył w imię jednorodzonego Syna Bożego [Jn 3,18].  Kto ma Syna, ma żywot; kto nie ma Syna Bożego, nie ma żywota [1Jn 5,12].  Brak żywota wiecznego nierozerwalnie wiąże się z wyraźnie określoną karą, gdy się objawi Pan Jezus z nieba ze zwiastunami mocy swojej, w ogniu płomienistym, wymierzając karę tym, którzy nie znają Boga, oraz tym, którzy nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa. Poniosą oni karę: zatracenie wieczne, oddalenie od oblicza Pana i od mocy chwały Jego, gdy przyjdzie w owym dniu, aby być uwielbionym wśród świętych swoich i podziwianym przez wszystkich, którzy uwierzyli [2Ts 1,7-10].

Czy wobec tego warto wdawać się w partyjne wojenki o to i o tamto? Czy godzi się, aby chrześcijanin sporą część swojej uwagi i energii poświęcał interesom bezbożnych ludzi? Nikt nie może dwom panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi. Nie możecie Bogu służyć i mamonie [Mt 6,24]. Szkoda czasu na kruszenie kopii o przemijające sprawy doczesnego świata. Mamy newsy i sprawy o niebo ważniejsze. Poświęćmy się im bez reszty! 

10 sierpnia, 2021

Odstępstwo. Czy nam może się to zdarzyć?

A Duch wyraźnie mówi, że w czasach ostatecznych niektórzy odstąpią od wiary... [1Tm 4,1]. Takie słowa odczytałem dziś o świcie z Biblii. 

Jak wiadomo, czasy ostateczne rozpoczęły się z chwilą wniebowstąpienia Jezusa Chrystusa i są oczekiwaniem na Jego powtórne przyjście. Pierwszym znakiem tych czasów dla wyznawców Jezusa było napełnienie ich Duchem Świętym podczas żydowskiego święta Pięćdziesiątnicy. I stanie się w ostateczne dni, mówi Pan, że wyleję Ducha mego na wszelkie ciało... [Dz 2,17] - wyjaśnił apostoł Piotr zbiegającym się zewsząd ludziom. Znakiem czasów ostatecznych jest też niewątpliwie obecność na ziemi Kościoła jako Oblubienicy Chrystusa. Gdy Kościól zostanie zabrany, zakończy się ten wyjątkowy okres łaski Bożej. Nastąpi koniec świata.

Czasy ostateczne to wspaniałe lata ratowania ludzkich dusz. Dwadzieścia wieków trwa już zbawienne działanie Ducha Świętego na ziemi. Skutkuje ono opamiętaniem i wiarą w Jezusa Chrystusa. Miliony ludzi zostało przekonanych o grzechu, o sądzie i o sprawiedliwości Bożej. Porzucili bezbożne drogi. Odwrócili się od swoich bożków, aby służyć jedynemu, prawdziwemu Bogu. Zostali usprawiedliwieni i otrzymali dar życia wiecznego.

Niestety, charakterystyką czasów ostatecznych jest też odstępstwo od wiary. Polega ono na tym, że człowiek, który uwierzył w Jezusa Chrystusa i zgodnie z tą wiarą zaczął postępować, po jakimś czasie zaprzestaje naśladowania Jezusa Chrystusa. W miejsce uczynków wynikających z wiary, pojawia się w jego życiu aktywność, która powoli przeobraża go w człowieka świeckiego. Tylko czasem odstępstwo ma charakter gwałtowny i szokujący. O wiele częściej następuje ono powoli i nie wiąże się z nim żadna deklaracja odejścia od Boga. Jednak wynik jest taki sam: wierzący człowiek znika ze społeczności Kościoła.

Jak to się dzieje, że w czasach ostatecznych - w czasach, gdy wszyscy pragnący zbawienia całym sercem powinni garnąć się do Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela i trzymać się zboru Pańskiego - niektórzy odstępują od wiary? Trudno to pojąć i się z tym pogodzić, ale i mnie - w ślad za apostołem Pawłem - niejeden już raz trzeba było z przykrością powiedzieć: albowiem Demas mnie opuścił umiłowawszy świat doczesny [2Tm 4,10]. Iluż to już naszych dawnych towarzyszy wiary zaprzestało codziennego praktykowania chrześcijaństwa? Są dziś bardziej wyznawcami rekreacji, komfortu życia, kultu ciała, kariery zawodowej, rodziny, rozrywki, działalności społecznej itd., aniżeli Chrystusa. Nadal twierdzą, że wierzą w Boga, lecz Pan Jezus nie jest już miłością ich życia. 

Duch wyraźnie mówi, że przy końcu czasów niektórzy odstąpią od wiary. Panie Jezu, wesprzyj mnie - proszę - abym wytrwał w serdecznym praktykowaniu żywej wiary w Ciebie do końca moich dni na ziemi. 

05 sierpnia, 2021

Czy tę ziemię można uratować?

Obecnie bardzo dużo mówi się o ratowaniu naszej Planety. Jesteśmy alarmowani koniecznością przejścia na ekologiczne źródła energii, co ma ograniczyć emisję tlenku węgla i zatrzymać proces globalnego ocieplenia. Od dawna słyszymy o zaprzestaniu produkcji plastiku, wycinki lasów i podjęciu szeregu działań, by ocalić Ziemię. Czy jednak można tego dokonać?

Czytany dziś przeze mnie 24. rozdział Księgi Izajasza brzmi raczej jednoznacznie: Całkowicie spustoszona będzie ziemia i doszczętnie złupiona, ponieważ PAN wypowiedział to Słowo. Usycha i więdnie ziemia, omdlewa i więdnie świat, omdlewają dostojnicy ludu ziemi. A ziemia jest splugawiona przez swoich mieszkańców, gdyż przestępują prawa, przekraczają ustawy — zerwali odwieczne przymierze.

Dlatego klątwa pochłania ziemię i jej mieszkańcy muszą ponieść winę; dlatego ubywa mieszkańców ziemi i pozostaje niewielu ludzi. Wysycha moszcz, więdnie latorośl, wzdychają radośni sercem. Ustały dźwięki bębenków, ucichła wrzawa wesołków, ustała radość lutni. Przy pieśni nie piją już wina, zgorzkniał trunek w ustach pijących. Zburzony gród jest w nieładzie, każdy dom zamknięty od wejścia. Na ulicach słychać głosy tęsknoty za winem, ponurość zamiast radości, ziemię opuściło wesele. W mieście zionie zniszczeniem, a brama rozbita w gruzy.

Tak, w samym środku ziemi, gdzie wśród ludzi tętniło życiem, będzie jak po otrząśnięciu oliwek, jak przy zbieraniu resztek pod koniec winobrania. [Tamci zaś] wzniosą swój głos, z zachodu wyrażą swój zachwyt dla wspaniałości PANA. Dlatego też na wschodzie oddadzą chwałę PANU i na wyspach morskich uwielbią imię PANA, Boga Izraela! Z krańca ziemi usłyszeliśmy śpiew: Chwała Sprawiedliwemu! 

Wtedy powiedziałem: Przepadłem! Źle ze mną! Biada mi! Oszuści grasują! Podstęp! Oszuści grasują! Popłoch, dół i potrzask czeka ciebie, mieszkańcu ziemi! Bo kto ucieknie w popłochu, ten wpadnie do dołu, a kto wydostanie się z dołu, ten wpadnie w potrzask, gdyż śluzy w górze zostaną otwarte, a ziemia zadrży w posadach. Rozpęknie się cała ziemia! Pokruszy się jej powierzchnia i chwiać się będzie cała — ziemia zatoczy się jak pijany i zakołysze jak szałas, zaciąży na niej jej przestępstwo, upadnie — i już nie powstanie [Iz 24,3-20]. 

Biblia zapowiada nieunikniony koniec Ziemi. Oczywiście, jako chrześcijanie powinniśmy dokładać wszelkich starań aby należycie dbać o naszą Planetę, stworzoną przez Boga dla naszego dobra. Chcemy oddychać czystym powietrzem i cieszyć się nieskażonym środowiskiem naturalnym. Jednakże nasz fokus ma być ustawiony na zbawienie ludzkich dusz. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą [Mk 13,31] - powiedział Syn Boży. On przyszedł nie po to, aby ratować tę ziemię. Jezus Chrystus przyszedł aby zbawić ludzi od ich grzechów i ocalić nas przed wiecznym potępieniem.

Dzień Pana nadejdzie jak złodziej. Wtedy niebo z trzaskiem przeminie, podstawy świata stopnieją w ogniu, ziemia odpowie za swoje działania i człowiek zda sprawę ze swoich dokonań. Skoro w taki sposób to wszystko ma ulec zniszczeniu, to jak święcie i pobożnie wy sami powinniście postępować na co dzień? Mówię do was, oczekujących, a nawet pragnących przyśpieszyć nastanie dnia Bożego, w którym niebo zginie w ogniu i żar stopi podstawy świata. Bo przecież oczekujemy — zgodnie z obietnicą — nowego nieba i nowej ziemi, w których na stałe zamieszka sprawiedliwość. Dlatego, kochani, w oczekiwaniu tych wydarzeń postarajcie się, aby On mógł was zastać pełnych pokoju, niesplamionych i nienagannych [2Pt 3,10-14].

Bóg stworzy nową ziemię i nowe niebo. Tej ziemi uratować nie można. Jak najbardziej można natomiast ratować duszę. Własną duszę ale też i wiele innych dusz.