29 grudnia, 2017

Pokuta na przełom roku?

Największą potrzebą człowieka ubrudzonego jest prysznic. W takim stanie nie próbujemy pomagać innym ludziom, nie szukamy towarzystwa, rozrywki czy wiedzy. Najpierw musimy się umyć.

Chrześcijanin zanieczyszczony grzechem pilnie potrzebuje oczyszczenia. Jeżeli dał przystęp złemu i ma obciążone sumienie, to absolutnie nie powinien nad tym przechodzić do porządku dziennego. Trzeba mu czym prędzej ukorzyć się przed Bogiem. Trzeba z wiarą i w imię tego, że w Jezusie Chrystusie odpuszczono mu wszystkie grzechy, przeprosić za niezgodne z naturą dziecka Bożego zachowanie. Osobowy związek z Panem Jezusem w zaistniałej sytuacji domaga się szczerej modlitwy. Przemilczanie sprawy nie oczyści i nie naprawi relacji z Bogiem.

Zbliża się koniec roku. Świadomi naszych słabości i upadków nie udawajmy, że wszystko jest w porządku.  Ciężaru starych grzechów nie wnośmy w Nowy Rok. Jako dzieci Boże przeprośmy naszego Pana, zgłośmy Mu pragnienie, że chcemy dalej się uświęcać, prośmy Go o wsparcie, a na pewno dostąpimy duchowej odnowy.

Są ludzie, którzy w ostatnim dniu roku, niezależnie od tego jak marnie wygląda ich codzienność, idą na imprezę i robią dobrą minę do złej gry. Przykrywanie duchowej nędzy chwilową wesołością niczego jednak nie zmieni. Ażeby w Nowym Roku nie było tak samo źle, jak w Starym, potrzebna jest gruntowna odnowa duchowa. Na szczęście ta opcja wciąż jest dostępna. Oto stoję u drzwi! Pukam. - mówi Jezus.

Wszystkich, którym trzeba się opamiętać, wyprostować swoją drogę, pojednać się z Bogiem albo odnowić swoje postanowienie naśladowania Jezusa Chrystusa - serdecznie zachęcam: Uniżmy się, urońmy łzy pokuty i czym prędzej naprawmy społeczność z naszym umiłowanym Zbawicielem i Panem! Zaprośmy Go, dając Mu znowu pierwszeństwo w naszym życiu.

23 grudnia, 2017

Życzenia świąteczne 2017

Syn Boży powiedział: Ja przyszedłem na świat jako światło, aby nikt, kto we Mnie wierzy, nie pozostał w ciemności [J 12,46]. Zakomunikował też swoich uczniom: Jak Mnie posłał  Ojciec, tak i was posyłam [J20,21] i na nich przeniósł Swoje posłannictwo: Wy jesteście światłem świata. […] Tak niech i wasze światło świeci wobec wszystkich. Niech ludzie zobaczą wasze szlachetne czyny i wielbią waszego Ojca w niebie [Mt 5,14-16].

Moje tegoroczne życzenia świąteczne mocno wiążą się z nałożonym na nas zadaniem bycia światłem w otaczającym nas świecie. Chcę zainspirować nas wszystkich pragnieniem, abyśmy – ku czci naszego Pana, Jezusa Chrystusa – tak jak On, dobrze świecili w duchowych mrokach świata.

Każdemu z nas, kto już jest chrześcijaninem, życzę abyśmy mocniej zapalając się dla Jezusa, nabierali zdolności do świecenia jaśniej niż dotychczas. Życzę nam kierownictwa Ducha Świętego, byśmy – nie krytykując duchowych ciemności panujących wśród naszych drogich Rodaków – dostrzegali w tym mroku daną nam sposobność do sprawdzania się jako światło świata. Życzę, abyśmy wszędzie tym światłem byli. Mamy przed sobą wielkie zadanie i z radością je pełnijmy!

Wszystkim zaś moim Znajomym, którzy jeszcze naśladowcami Jezusa Chrystusa nie są, życzę, abyście któregoś dnia za sprawą Ducha Świętego i Pisma Świętego również doznali olśnienia. Życzę wam kontaktu z kimś, kto - sam oświecony przez zamieszkującego w nim Syna Bożego - stanie się światłem przewodnim na drodze Waszego poznania Boga. Ośmielam się mieć marzenie, żeby i mnie dane było choć troszkę tych duchowych lumenów Wam dostarczyć. Niech się stanie światło! 

14 grudnia, 2017

Świętować?

W szerokim kręgu wpływów kultury chrześcijańskiej, grudzień wiąże się ze świętami upamiętniającymi narodzenie Jezusa Chrystusa, zwanymi potocznie Bożym Narodzeniem. Dla chrześcijan, czyli naśladowców Chrystusa, dzień 25 grudnia jest więc dniem uroczystym i wyjątkowym. Bo jeśli nawet ktoś nie przykłada żadnej wagi do dnia swoich własnych urodzin, to przecież z wdzięcznością w sercu pamięta i chętnie wspomina dzień narodzin Zbawiciela świata, naszego ukochanego Pana, a zarazem najlepszego Przyjaciela - Jezusa Chrystusa.

Mamy przynajmniej dwa powody, dla których z radością oczekujemy na ten dzień i godnie przeżywamy grudniowe święto.

Po pierwsze, niezależnie od tego, kiedy to dokładnie się stało, jest to kolejna rocznica narodzin Chrystusa, naszego Zbawiciela i Pana. Fakt, że Go kochamy, respektujemy i uwielbiamy czyni ten dzień corocznego wspominania Jego pierwszego przyjścia na ten świat, dniem świątecznym. Nikt, kto choć trochę pojął tajemnicę i rangę wcielenia Syna Bożego, nie będzie miał poczucia przesady w świętowaniu tego cudownego zdarzenia.

Po drugie, jest to dla nas dzień sympatyczny i radosny, bowiem tego dnia, przynajmniej teoretycznie, zdecydowana większość obywateli schrystianizowanego świata, mniej lub bardziej świadomie, składa hołd naszemu Zbawicielowi, Jezusowi Chrystusowi. Już to, że ludzie wymieniają imię naszego Pana, że tej nocy czytają i słuchają fragmentów Pisma Świętego o Jego narodzeniu, a nawet śpiewają o tym pieśni (kolędy), powinno być przez nas przyjmowane z zadowoleniem. Nawet jeżeli ich poziom zrozumienia tego, co tak naprawdę świętują jest, naszym zdaniem, bardzo niski, a stopień emocjonalnego zaangażowania i skupienia na samym Chrystusie, co najmniej niewystarczający - to przecież miło nam jest, że mówią o Jezusie, że, ogólnie rzecz biorąc, Chrystus Pan staje się tego dnia centralną postacią w polskich domach. My, Jego uczniowie, cieszymy się z tego, chociaż nie ulegamy złudzeniu, że tym samym Chrystus staje się naprawdę ich Panem i Zbawicielem.

To przyjemnie patrzeć jak ludzie, którzy na co dzień nie mają z Jezusem zbyt wiele wspólnego, tego dnia poświęcają Mu część swojej uwagi, mobilizują się, by pójść do kościoła, oglądają jakiś film o Nim, a nawet, choć czasem niezdarnie, próbują się włączyć w śpiewanie kolęd... Ta satysfakcja w sercu prawdziwego chrześcijanina jest przedsmakiem uczucia, które przepełni nas w owym wielkim Dniu, gdy nasz Pan w widzialny sposób powróci tu w wielkiej chwale i który będzie końcowym aktem Bożego scenariusza zdarzeń. Scenariusza zmierzającego ku temu, aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano na niebie i na ziemi, i pod ziemią, i aby wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca (Flp 2,10-11). Cóż to będzie za uczucie widzieć, jak wszyscy, nawet najwięksi przeciwnicy Chrystusa, tego dnia upadną i złożą Mu hołd, a usta największych nawet naśmiewców wyznają, że Jezus jest Panem.

W jakimś niewielkim stopniu i w pewnym sensie już dzisiaj, podczas Świąt Narodzenia Pańskiego, możemy obserwować, jak ludzie tego świata, właściwe nie wiadomo dlaczego, zatrzymują się w swym biegu, by złożyć hołd Panu! Czy coś takiego może wzbudzać w nas niesmak? Przecież, gdy ktoś dobrze wspomina bliską nam osobę, przypomina sobie o jej urodzinach, zadaje sobie trudu, by wysłać jej kartkę z życzeniami - to jesteśmy z tego zadowoleni i zwykle nie dopytujemy się o szczerość i głębię jego intencji. Kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych, podczas zaprzysiężenia kładzie rękę na Biblii, to niezależnie od tego kim jest i co wtedy myśli, nam, ludziom kochającym Słowo Boże, robi się w tym momencie przyjemnie.

Krótko mówiąc, jako ludzie wierzący w Jezusa Chrystusa, cieszymy się, że tak szeroko świętowany jest dzień urodzin naszego Zbawiciela. Niech ludzie nadal przypominają sobie o narodzeniu Chrystusa! Niech mówią i śpiewają o Jezusie, choćby "malusieńkim"! Jest szansa, że za którymś razem pojawi się w nich głębsza refleksja i zapragną poznać Go bliżej, tak jak i my tego kiedyś zapragnęliśmy, często po latach powierzchownej religijności.

SZCZEGÓLNA ROLA LUDZI WIERZĄCYCH

Okres świąt Narodzenia Pańskiego jest dla nas, uczniów Chrystusa, dobrą okazją do przybliżenia naszym najbliższym osoby Zbawiciela. Powiedziałbym nawet, że mamy obowiązek wykorzystać tę szansę, którą dają świąteczne dni i najbardziej nawet zapracowani krewni, dzięki Jezusowi, mają trochę wolnego czasu.

Oczywiście, można przegadać ten czas starając się wykazać duchową powierzchowność społeczeństwa, komercjalizację świąt i niepotrzebne skupianie się na ich zewnętrznych symbolach. Można narzekać i być zdegustowanym okresem świątecznym. Ale dobrze by było, gdyby każdy z nas postawił sobie pytanie, do czego taka postawa prowadzi?

Przecież ten sam czas można wykorzystać lepiej, podkreślając dobrodziejstwa Wcielenia Syna Bożego. Można poprzez osobisty, głęboki i promienny sposób przeżywania świątecznych dni, rozbudzać w krewnych i znajomych właściwą postawę i uczyć ich właściwego stosunku do narodzonego Zbawiciela.

NEGATYWNE ZJAWISKA

Biorąc pod uwagę wszystko to, co napisałem wyżej, mógłby ktoś pomyśleć, że byłoby najlepiej gdybyśmy zupełnie przymknęli oczy na te wszystkie negatywne zjawiska w społeczeństwie, które nasilają się w okresie świąt Narodzenia Pańskiego. Otóż wcale tak nie myślę i nie chcę wywołać takiego odczucia.

Jak najbardziej powinniśmy zauważać i umiejętnie piętnować to, co zaprzecza istocie tych świąt. Smuci nas między innymi:
  • Przesadne zainteresowane jedzeniem i piciem w świątecznym okresie. Wielu ludzi dopuszcza się w tym czasie grzechu obżarstwa.
  • Nasycenie, zwłaszcza okresu Wigilii, szeregiem ludowych przesądów i zabobonów oraz zajmowanie się wróżbami, co według Pisma jest obrzydliwością w oczach Boga.
  • Narastająca z roku na rok, wszechogarniająca komercjalizacja. Pytanie, ile uda mi się zarobić na tych świętach, albo jak dużo będę musiał na nie wydać - to dla bardzo wielu ludzi najważniejsza myśl grudnia.
  • Mała uwaga poświęcona najważniejszej osobie tych świąt - czyli Jezusowi Chrystusowi. Dla wielu tzw. nowoczesnych ludzi, święta kojarzą się już tylko z prezentami, choinką i dobrą wyżerką w rodzinnym gronie.
Tym i podobnym zjawiskom starajmy się przeciwdziałać, przynajmniej we własnych rodzinach. Z umiarem przygotowujmy świąteczny stół, bądźmy wolni od wigilijnej magii liczb i nade wszystko, poświęćmy szczególną uwagę w tych dniach samemu Zbawicielowi świata!

DLACZEGO 25 GRUDNIA?

Dobrze jest wiedzieć, że to chrześcijańskie święto na pamiątkę narodzenia Chrystusa, najpierw obchodzono w dniu 6 stycznia. Dopiero w IV wieku przeniesiono je na dzień 25 grudnia, czyli na okres zimowego przesilenia Słońca. U podstaw tej decyzji leży zamiłowanie chrześcijan pierwszych wieków do symboliki i ustanawianie chrześcijańskich symboli niezależnie od tego, co konkretne rzeczy czy zjawiska znaczyły w okresie pogaństwa. I tak przyjęto że Słońce, któremu poganie oddawali cześć boską, jest symbolem Chrystusa, Światłości świata. Zgodnie z biblijnym objawieniem, Chrystus jako prawdziwa Światłość, pokonał ciemność. Zrozumiałe więc, że według tej symboliki, przy nieznajomości dokładnej daty narodzin Chrystusa, najbardziej na symboliczną datę przyjścia Syna Bożego na ten świat "pogrążony w mrokach", nadawał się 25. dzień grudnia, czyli ten, w którym Słońce "zwycięża" i zaczyna coraz dłużej świecić nad ziemią. Takie porządkowanie symboliki jest z chrześcijańskiego punktu widzenia jak najbardziej uprawnione i nie powinniśmy poddawać się uprzedzeniom z powodu pogańskiego chaosu wartości i znaczeń. Cokolwiek Słońce znaczyło w czasach pogańskich, zapalił je Bóg, aby rządziło dniem"(Rdz 1,16) i w tym znaczeniu bardzo trafnie symbolizuje ono Chrystusa.

CHOINKA

Gdy wypełnia mieszkanie przyjemnym zapachem podkreślającym podniosły charakter świąt, w naszych sercach rodzi się obawa, czy stawiając ją w naszym domu, nie uczestniczymy przypadkiem w jakimś pogańskim kulcie.

Zanim odpowiemy na to pytanie, zobaczmy, co pod hasłem "choinka" można przeczytać w "Słowniku Mitów i Tradycji Kultury", Władysława Kopalińskiego.

"Choinka. Wigilijne drzewko, ustawiane i przystrajane świeczkami, łańcuchami, zabawkami, błyszczącymi nićmi, szklanym śniegiem w czasie świąt Bożego Narodzenia albo Nowego Roku.
Późny obyczaj niemiecki, oparty może na Biblii, Iz 60,13: "Chwała Libanu do ciebie przyjdzie, jodła i bukszpan, i sosna społem, aby przyozdobić miejsce świętości mojej", spotykany w pierwszej połowie XIX wieku w Polsce u ewangelickich mieszczan pochodzenia niemieckiego. Zwyczaj rozpowszechnił się w Europie i Ameryce Północnej w okresie mody na rzeczy niemieckie po ślubie brytyjskiej królowej Wiktorii w 1840 roku z niemieckim księciem Albertem Sachsen-Coburg-Gotha, a w XX wieku również w świecie niechrześcijańskim, np. w Japonii".

Dla pełniejszego obrazu musimy też zadać w tym miejscu pytanie o symbolikę choinki. W Słowniku Symboli, wydanym przez Wiedzę Powszechną w 1990 roku czytamy: "(...). Zimozielone drzewa, wieńce i girlandy służyły starożytnym Egipcjanom i Żydom jako symbole wiecznego życia. Jako pozostałość po pogańskim kulcie Drzew Życia przetrwał u schrystianizowanych Skandynawów obyczaj ozdabiania domu i stodoły na Nowy Rok zimozielonymi gałęziami dla odstraszania złych duchów oraz obyczaj stawiania przed domem drzewka dla ptaków na czas świąt Bożego Narodzenia albo, jak to się przyjęło najpierw w Niemczech, stawiania wówczas u progu lub wewnątrz domu - choinki".

W Małym Słowniku Liturgicznym Ruperta Bergera czytamy zaś, że choinka "(...) symbolizuje drzewo życia pośrodku raju, do którego Chrystus otworzył nam ponownie dostęp".

Zofia Kossak omawiając polskie zwyczaje świąteczne pisze o choince: "Drzewko, śliczna ozdoba świąt Bożego Narodzenia, szczyci się starą, jak kutia, tradycją. Pochodzi od aryjskiego "drzewa życia", którego ślady w sztuce lub obyczajowości znajdziemy wszędzie, dokąd dotarli Ariowie. (...) Niegdyś w polskich chatach w czasie Godów zawieszano u pułapu świetlicy ścięty czubek jodły lub świerku, wierzchołkiem ku dołowi, ustrojony tradycyjnie w wydmuszki jaj (jajo - symbol życia), piernikowe figurki (ślad zastępczych ofiar ludzi i zwierząt), jabłka znamionujące zdrowie i "światy" z opłatków. Ten prototyp "drzewka" zwano "jodłką" (...). W XIX wieku burżuazja polska została oczarowana "choinką" niemiecką. Nowe drzewko pochodziło z tego samego źródła co dawne, lecz stało prosto, miast bujać się u pułapu; na gałązkach płonęły świeczki i połyskiwały kolorowe szklane bańki. Stosunkowo szybko "choinka" przeszła z salonów do chat, wypierając ubogą krewniaczkę "jodłkę".

Spróbujmy podsumować i wyciągnąć wnioski, które być może będą komuś pomocne w określeniu jego własnego poglądu na tę kwestię.

Jest sprawą oczywistą, że w pogańskim świecie istniał kult drzew. Niemniej jednak, także w Biblii bardzo często czytamy o różnych drzewach, przy czym ich symbolika nie ma bynajmniej metryki pogańskiej. Ślady kultu drzew w historii religii rasy aryjskiej w Europie nie muszą więc automatycznie dyskredytować choinki i jej symboliki. Nie może jej też dyskredytować to, że dotarła do nas z Niemiec. Należy pamiętać, że kult drzew brał się głównie z przesądów ludowych, iż drzewa mają duszę tak jak człowiek, albo, że zamieszkują w nich dusze zmarłych ludzi. Choinka w swej symbolice w żadnym stopniu nie nawiązuje do tych pogańskich wierzeń.

Z drugiej strony należy pamiętać, że w prawidłowo rozumianej symbolice chrześcijańskiej, duchowa rzeczywistość istnieje niezależnie od występowania symbolu. Symbol co najwyżej uwydatnia i obrazuje tę duchową rzeczywistość. W tym sensie postawienie w domu choinki w święta Narodzenia Chrystusa Pana, lub jej brak, w żadnym stopniu nie decyduje o rzeczywistym stosunku domowników do samego Chrystusa. Duchowość nie jest zależna od symboli zewnętrznych. Nie karmi się nimi, nie potrzebuje ich stymulacji. Niemniej jednak nie ucieka od nich i nie czuje się przez nie zagrożona. Nie boi się, że zawieszony w kaplicy krzyż, albo nalepiona na samochodzie "ryba", staną się przedmiotem bałwochwalczego kultu. Są jedynie znakiem, symbolem stojącej za nimi duchowej rzeczywistości. Rzeczywistości która jest od zewnętrznych symboli absolutnie niezależna. Tak jak nalepiona na samochodzie "rybka" nie przesądza o tym, kim jest jego kierowca, tak też postawiona w mieszkaniu choinka, nie decyduje o właściwym stosunku do osoby Jezusa Chrystusa.
Poza tym należy tu nadmienić, że symbolu ryby używano również w pogaństwie. Jednak w chrześcijaństwie ryba ma swoją własną, niezależną, symboliczną wymowę i zawsze ją mieć będzie. Nie ma dla nas znaczenia to, że była przedmiotem pogańskiego kultu np. w Egipcie i Syrii i dla wielu pogańskich ludów symbolizowała szczęście, zdrowie i życie.

WNIOSKI KOŃCOWE

Z naszych dotychczasowych rozważań wynika konkluzja, że z teologicznego punktu widzenia nie ma podstaw do posądzania o udział w pogańskim kulcie tych chrześcijan, którzy w święta przyozdabiają swoje mieszkanie choinką.

Tak jak nie ma sensu rezygnować z posługiwania się w chrześcijaństwie symbolem "ryby" tylko dlatego, że ryba była kiedyś czczona, składana w ofierze i miała podobną symbolikę w pogańskich kultach, tak też nie zachodzi duchowa konieczność odrzucania choinki, tylko dlatego, że jej znaczenie jako symbolu w chrześcijaństwie zbiega się z aryjskim symbolem "drzewa życia", i że można doszukać się w niej jakiegoś dalekiego związku z pogańskim kultem drzew.

Choinka od wieków ma w chrześcijaństwie swoją własną, odrębną symbolikę i z duchowego punktu widzenia nie stanowi zagrożenia dla czystości naszej wiary w Jezusa.

Dojrzała postawa chrześcijanina w tym względzie polega na pozostawieniu sprawy posługiwania się symbolami osobistej ocenie i decyzji każdego z nas. Nie należy nakazywać używania jakiegoś symbolu ani też go zakazywać. Nikt z nas nie ma obowiązku zawieszania krzyża w swoim mieszkaniu, ale jak najbardziej może to zrobić, gdy jego zdaniem jest to słuszne i ważne.

Nie wolno też oceniać ludzi w oparciu o to, czy posługują się jakimś symbolem, czy też nie. Zawsze dobrze jest jednak mieć na uwadze to, czy nasze postępowanie kogoś nie zgorszy.

Szczególnie okres świąt upamiętniających narodzenie naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, powinien wiązać się z wzajemną życzliwością, radosną troską o duchowy rozwój i przyjęciem budującej postawy jedności i miłości.

Marian Biernacki

12 grudnia, 2017

Oswajanie Boga?

Spotkanie istot o znacznie różniących się naturach dla obydwu stron staje się niecodziennym przeżyciem. Odczułem to kiedyś na własnej skórze, gdy na Olszynce zawitał do nas młody koziołek sarny. Nieświadomy ogrodzenia kościelnej posesji wszedł przez szeroko otwartą bramę i szybko poczuł się u nas nieswojo. My również, widząc biegające po podwórzu dzikie zwierzę, nie potrafiliśmy usiedzieć spokojnie. Sytuacja domagała się niezwłocznego podjęcia kroków w celu rozwiązania zaistniałego napięcia.

Proszę wszakże zauważyć, że z im bardziej przeciwną sobie naturą mamy do czynienia, tym więcej zdaje się ona nas interesować i pociągać. Pomijając tak ekstremalne przeżycia jak afrykańskie safari czy podwodny świat raf koralowych, chęć spotkania nawet rodzimego, dzikiego zwierzaka pcha nas do głębokiego lasu i podnosi nam adrenalinę. Drży nam serce, a jednak zapuszczamy się w knieję licząc na wrażenia, których siedząc w domu uświadczyć nie sposób.

Atrakcyjność kontaktu z tak odmienną naturą w niejednym człowieku owocuje pomysłem, by spróbować ją oswoić. Nie przeprowadzać się bynajmniej samemu gdzieś w głąb puszczy, aby tam obcować z dziką przyrodą, lecz raczej jakieś stworzenie z tamtego świata przenieść do siebie, ażeby uatrakcyjniało nam życie, wzbudzając podziw i zazdrość wśród znajomych. Ponieważ takie pomysły zazwyczaj kończą się niepowodzeniem, niejeden dom musi zadowolić się jedynie wypchanym lisem, jastrzębiem albo jakimś ryjem dzika zawieszonym na ścianie. Dwie przeciwne sobie, żywe natury, zamieszkać ze sobą nie mogą.

Rozmyślam dziś o społeczności człowieka z Bogiem. Od chwili upadku Adama i wygnania go z Edenu, grzeszna natura człowieka całkowicie ją uniemożliwiła. Święty Bóg i naturalny człowiek to dwa zupełnie różne, przeciwne sobie światy. Czy można je połączyć? Bóg się nie zmienia. Człowiek w swej naturze musi się zmienić i dopasować do Boga. Możliwe to jest tylko i wyłącznie poprzez śmierć starej natury, nowe narodzenie, poprzez duchowe odrodzenie człowieka. Pojednanie z Bogiem wiąże się także z koniecznością uprzedniego odpuszczenia grzechów, usprawiedliwienia i przywrócenia człowiekowi daru żywota wiecznego.

Taką możliwość stworzył nam Syn Boży, Chrystus Jezus. Jego Boska moc obdarzyła nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności. Otrzymujemy to dzięki poznaniu Tego, który nas powołał w swojej własnej chwale i wspaniałości. Dzięki nim darowane nam zostały drogocenne, największe obietnice, abyście przez nie stali się uczestnikami Boskiej natury, jako ci, którzy nie ulegli zepsuciu, do którego na tym świecie doprowadzają żądze [2Pt 1,3-4]. I uwaga! Nie ma tu mowy o żadnym obopólnym dopasowywaniu się natur. Bądźcie święci jak On - do czegokolwiek przyłożycie rękę. Czytamy przecież: Bądźcie święci, gdyż Ja jestem święty [1Pt 1,15b-16].

Nie od dziś wiadomo, że ludzie czują pociąg do tego, co pozazmysłowe i transcendentne. Świadczy to o naszej potrzebie Boga. Problem w tym, że większość z nas - owszem - chciałaby społeczności z Bogiem, wszakże bez tracenia czegokolwiek ze swojego dotychczasowego życia. Chcąc zachować swój sposób myślenia, ułudę własnej niezależności, swoje przyzwyczajenia, namiętności a także swoje tradycje religijne, niektórzy chrześcijanie coraz częściej zabierają się za dopasowywania Boga do siebie. Próbują oswoić Boga na własny użytek. Pokrętną teologią i stylem bycia powoli urabiają w świadomości chrześcijan Boga na swój obraz i wyobrażenie.

Biblia uczy, że z racji Jego natury, Bogu ze strony człowieka należy się najwyższy respekt. Wszyscy ludzie żyjący w społeczności z Bogiem, także pierwsi chrześcijanie, cechowali się bojaźnią Bożą. Tak ma być, nasz Bóg bowiem jest ogniem, który może strawić wszystko [Hbr 12,29]. Tymczasem wielu dzisiejszych przywódców chrześcijańskich na oczach swoich słuchaczy maluje obraz Boga coraz bardziej "ludzkiego". Ba, zdają się już mieć "boga - swojaka", który na tyle dał się oswoić, że wcale nie trzeba się Go bać. W takim też duchu organizują i prowadzą życie lokalnego kościoła. Wszystko jest dozwolone i mile widziane; luzackie zachowanie, spotkania, w których trudno już dostrzec cechy nabożeństwa, dowolny, luźny ubiór, dostępna dla wszystkich Wieczerza Pańska, na bieżąco dopasowywane do ludzkich gustów muzyka, kazania itd. A to wszystko w imię służby Bożej i coraz lepszej społeczności z Najwyższym.

Kontakt z Bogiem wymaga od nas postaw i zachowania, które znacznie odbiegają od naszych naturalnych odruchów i upodobań. Skąd w ogóle pomysł, że z Bogiem można obcować jak z kumplem, na pełnym luzie?! Skoro spotkanie z głową państwa wymaga trzymania się określonego protokołu, to o ileż bardziej powinniśmy mieć to na uwadze zwracając się do Boga i przystępując do pelnienia służby Bożej. Dla przykładu kilka słów o ubiorze. Pełniący służbę w świątyni kapłani nie mogli tego robić w codziennych ubraniach. Mieli Mu służyć ubrani zgodnie z Jego wolą [zob. 2Mo 28]. Oddajcie Panu pokłon w świętej szacie! Drżyj przed Nim cała ziemio! [Ps 96,9].  Przywracany do służby Bożej arcykapłan Jozue nie mógł pozostać w swoim stroju. Rozkazem Boga został przebrany w odświętne szaty [zob. Za 3,3-7]. Oddawajmy cześć Bogu tak, jak Mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią [Hbr 12,28].

Boga nie można oswoić. W ogóle już sama taka myśl, a co mówić działanie, musi spotkać się ze świętym sprzeciwem. Wszystkie atrybuty Boga, w miarę, jak zaczynamy je poznawać, prowadzą nas tylko w jedną stronę: Podejdźcie! Pokłońmy się, oddajmy Mu hołd! Uklęknijmy przed PANEM, naszym Stwórcą [Ps 95,6]. Tylko martwego boga można sobie ustawić po swojemu i czcić zgodnie z własnym upodobaniem. Odwiecznie Żyjącemu służymy zgodnie z Jego wolą, objawioną w Piśmie Świętym i nie inaczej!

Syn Boży w ludzkim ciele w żaden sposób nie dał się ludziom oswoić. Nie zaczął się zachowywać jak oni. Nie dał się urobić nikomu! Od wszystkich za to zażądał opamiętania, radykalnej zmiany życia i wstępowania w Jego ślady. Kto chciał być z Nim, musiał narodzić się na nowo z wody i z Ducha. Tak jest i dzisiaj. Nic się nie zmieniło. Chwała Jezusowi!

10 grudnia, 2017

Jak możesz wpływać na rozwój swojego miasta?

Poranne czytanie Biblii objawia mi dzisiaj sposób, jak mogę wpływać na rozwój mojego miasta. Pomimo tego, że jestem apolitycznym, mało znaczącym, zwyczajnym mieszkańcem Gdańska, to jednak mogę mieć istotny udział w jego pomyślności. Dzięki błogosławieństwu prawych miasto się rozwija, ale wypowiedzi bezbożnych mogą je zburzyć [Prz 11,11]. Innymi słowy, Biblia uczy, że dzięki błogosławieństwu, którego źródłem są prawi ludzie, dzięki błogosławieństwu, które spływa na nich, miasto, którego są mieszkańcami, bardzo zyskuje.

Moja prawość bierze się z tego, że przez wiarę w moim sercu zamieszkał Jezus Chrystus. Jestem tylko na tyle człowiekiem prawym, na ile przejawiam Jego charakter, na ile myślę, mówię i postępuję jak Jezus. Sam z natury takim człowiekiem absolutnie nie jestem. On mnie usprawiedliwił i przemienia w człowieka zdolnego prowadzić nowe życie wg Ducha, a nie wg naturalnych zmysłów.

Tak więc, aby przyczyniać sie do rozkwitu swojego miasta nie trzeba brylować na jego salonach, być człowiekiem bogatym i mieć w nim władzę.  Wystarczy na co dzień dbać o prawość własnego życia. Gdy Bóg widzi w mieście ludzi prawych, błogosławi temu miastu. Oni są solą miejsca, w którym mieszkają, tajemnicą jego sukcesów.

Pragnę w biblijny sposób, bez rozgłosu, codziennym posłuszeństwem Słowu Bożemu, cichą, uczciwą pracą, przykładać rękę do dalszego rozwoju Gdańska. Boże, błogosław nasz Gdańsk!

A jak się ma twoje miasto?

05 grudnia, 2017

Nie przestawaj czekać!

Każdy z nas na coś czeka. Różnej rangi są cele naszych oczekiwań, lecz bywa, że nawet w drobnych sprawach towarzyszą nam w tym silne emocje i rozterki. Wbrew pozorom czekanie proste nie jest. Dlatego dzisiaj właśnie o czekaniu porozmawiamy, a ściślej o tym, ażeby czekania nie zaprzestawać!

Za kanwę naszego rozważania niech posłuży nam sytuacja w Judei z przełomu VII i VI wieku przed Chrystusem, tuż przed najazdem i deportacją wielu jej obywateli do Babilonu. Dla ludzi bogobojnych były to czasy wielkiego dyskomfortu z powodu grzechów Judy i zerwanej więzi z Bogiem. Rządy sprawowali wówczas niesprawiedliwi i bezbożni królowie, co nieuchronnie prowadziło do moralnego upadku całego narodu.

Jednym z proroków Bożych, któremu przyszło się zmierzyć z tą sytuacją był prorok Habakuk. Ten sługa Boży wielce tęsknił za naprawieniem relacji z Bogiem. Największą wartością dla człowieka wierzącego jest przecież pokój z Bogiem! Wyczekujący na dobrą zmianę Habakuk miał świadomość, że pojednanie z Bogiem nie nastąpi bezboleśnie. Grzechy same przecież nie odchodzą. Dobrze znane w Judzie Prawo Boże mówiło, że karą za grzech jest śmierć! Ażeby cieszyć się z oczyszczenia i pojednania z Bogiem, trzeba było ponieść konsekwencje nieposłuszeństwa wobec Niego. Dlaczego?

Rozwińmy ten temat. Otóż Bóg nie jest obojętny. Wszelki przejaw bezbożności i niesprawiedliwości ludzi, którzy nieprawością tłumią prawdę, spotyka się z gniewem nieba [Rz 1,18]. Gniew Boży z powodu grzechu Judy musiał znaleźć ujście w celu naprawienia relacji. We wzburzeniu kroczysz po ziemi, w gniewie depczesz narody. Wyruszyłeś dla zbawienia Twojego ludu, dla zbawienia swojego pomazańca, zmiażdżyłeś szczyt domu bezbożnego, obnażyłeś fundament aż do skały [Hb 3,12-13].  Narzędziem sądu mieli być najeźdźcy – Chaldejczycy – co zapowiadało straszny czas, szereg przykrości i nieszczęść [zob. 2Krl 24 i 25]. Jednakże spoza tego nieszczęścia już przebłyskiwała Habakukowi radość z naprawionych relacji z Bogiem.

Dla osiągnięcia tego celu warto było nie tylko nie unikać sądu Bożego, ale nawet go z utęsknieniem wyczekiwać. Prorok Habakuk dobrze to wiedział i rozumiał. PANIE, usłyszałem Twą wieść! Przeraziło mnie, o PANIE, Twoje dzieło! Wzbudź je z biegiem lat, z biegiem czasu spraw jego poznanie, a we wzburzeniu pamiętaj o miłosierdziu! [Hb 3,2]. Ponieważ to wyczekiwanie wiązało się z atmosferą napięcia w narodzie i zrozumiałym prawdopodobieństwem sporej huśtawki nastrojów, Bóg skierował pod adresem proroka następujący apel: Zapisz to widzenie wyraźnie na tablicach, tak by ten, kto czyta, mógł to czynić bez trudu. Gdyż widzenie wciąż czeka na czas oznaczony, lecz wypełni się przy końcu – nie zawiedzie. Choćby się spóźniało, nie przestawaj czekać, gdyż spełni się na pewno i niezwłocznie [Hab. 2,2-3]. Bóg zapewnił, że czekający na moralne uzdrowienie Judy ludzie, jak najbardziej mają na co czekać i na pewno doczekają się radosnych dni. Chodziło o to, ażeby w tym czekaniu wytrwali.

Prorok Boży tak bardzo nastawił się na zbawienne skutki zbliżającego się sądu Bożego, że jego serce wypełniła radość w Panu. Pomimo szeregu nieuchronnych przykrości cieszył się nadchodzącym oczyszczeniem i naprawieniem relacji z Bogiem. Choćby nie zakwitły figowce, winorośl straciła swój plon, zabrakło na drzewach oliwek i nadziei na chleb z plonów pól; choć w zagrodach wybito by owce, obory opustoszałyby z krów, ja jednak będę radował się w PANU, cieszył Bogiem mojego zbawienia [Hb 3,17-18]. Zbliżający się sąd Boży oznaczał dla Habakuka wejście na duchowe wyżyny.

Czasem słyszymy, że ktoś na coś czekał i się nie doczekał.  Na przykład, nie żyjąca od października 2014 roku gdyńska aktorka Anna Przybylska mówiła tuż przed śmiercią: – Chciałabym jeszcze trochę pożyć, chciałabym doczekać się wiosny. Czekała na wiosnę, lecz się jej nie doczekała. To oczywista i wielka  przykrość, lecz całkowicie niezależna od osoby czekającej. Nie o takim czekaniu tu mowa.

Rozmawiamy teraz o sytuacji, gdy słusznie na coś czekaliśmy, lecz w pewnym momencie się zniecierpliwiliśmy i odstąpiliśmy od dalszego czekania. Ach, gdybyśmy wytrzymali jeszcze troszkę i nie zaprzestali czekać, to byśmy się doczekali. Czekałem kiedyś na autobus. Minęła rozkładowa godzina przyjazdu, a on nie nadjeżdżał. Czekałem, czekałem, aż w końcu nie wytrzymałem i odszedłem z przystanku, by przy wylocie z miasteczka łapać tzw. "okazję". Po przejściu kilkuset metrów zobaczyłem, jak upragniony autobus zatrzymuje się na przystanku, lecz mnie już tam nie było… Do dzisiaj pamiętam przykrość żalu mieszającego się ze złością na samego siebie, który wówczas ścisnął mi serce.

Pomyślmy o odczuwanym przez grzesznika ciężarze z powodu grzechu i życia z dala od Boga. Zazwyczaj towarzyszy temu niepokój, smutek, rozdrażnienie, jakieś próby zagłuszenia sumienia albo pogłębiająca się obojętność i depresja. Świadczy to o potrzebie pojednania się grzesznika z Bogiem. Lecz z kary za grzech nie można się ot tak, po prostu wywinąć; otrzepać ręce i jakby nigdy nic zacząć sobie nowe życie. Ktoś zawsze musi wypić kielich gniewu Bożego z powodu popełnionego grzechu.

Na szczęście dla każdego grzesznika jest nam zwiastowana dobra nowina o Jezusie Chrystusie. Głosi ona, że Syn Boży przyszedł na świat w ludzkim ciele i wziął na siebie Boży gniew z powodu popełnionych przez nas grzechów. Bóg bowiem tak bardzo ukochał świat, że dał swego Jedynego Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Bóg nie posłał swego Syna na świat, aby wydał On na świat wyrok, lecz aby świat został przez Niego zbawiony [J 3,16-17].

Ale uwaga! Przez sam fakt śmierci Jezusa na krzyżu automatycznie nie następuje dla każdego człowieka pojednanie z Bogiem, zbawienie od grzechu i nie przychodzi radość zbawienia. Grzesznik, jeśli chce pokoju z Bogiem, musi osobiście uwierzyć w Jezusa Chrystusa. Jak to odbywa się w praktyce? Otóż gdy człowiek zostanie nawiedzony przez Ducha  Świętego, gdy usłyszy ewangelię i ją przyjmie, wówczas zaczyna się w nim wspaniały proces zbawienia. Rodzi się wiara w Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego. Następuje nowe narodzenie z wody i z Ducha. Grzesznik zostaje zbawiony od mocy grzechu i praktycznie odwraca się od niego. Otrzymuje nowy system wartości i zaczyna o wszystkim myśleć w nowy sposób.  Efektem tej wielkiej zmiany jest radość zbawienia! Radość w Panu i pokój z Bogiem!Usprawiedliwieni zatem na podstawie wiary, mamy pokój z Bogiem. Stało się to dzięki naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi. Przez Niego uzyskaliśmy dostęp, za sprawą wiary, do tej łaski, w której niewzruszenie stoimy i chlubimy się nadzieją chwały Boga [Rz 5,1-2]. 

Ale, ale! Jest to długotrwały proces. Wszystko odbywa się w Bożym czasie i wymaga od nas cierpliwości w czekaniu. Zewlekanie z siebie starego człowieka, którego gubią zwodnicze żądze, jest bolesne i potrafi trwać wiele lat. Uświęcenie, bez którego nikt nie ujrzy Pana, nie następuje w jeden sezon, zwłaszcza, gdy uwikłaliśmy się w szereg złych nawyków, nałogów i grzesznych przyzwyczajeń, które nie chcą dać za wygraną. To wszystko trwa.., musi trwać, aby wraz z rozwojem duchowym, zgodnie z Bożym planem zbawienia, serce chrześcijanina przepełnił trwały pokój Boży i radość w Panu.

Niektórzy nie mają ochoty czekać. Wielu współczesnych chrześcijan próbuje bez jakiegokolwiek czekania mieć wszystko w pełni i od razu! Chcą mieć od razu pełnię zbawienia od grzechu. Gdy jej nie mają – to wymyślają sobie naukę, która pozwala im akceptować szereg grzechów, jako nic nie znaczących dla ich zbawienia. Chcą mieć od razu odpowiedź na modlitwę. Ponieważ Bóg nie zawsze od razu odpowiada -wmawiają sobie, że im już odpowiedział.  Chcą być od razu dojrzałymi w wierze, a skoro tak nie jest – to udają dorosłych. Chcą mieć od razu pełnię radości w Panu, a jeśli tak nie jest – to przynajmniej tak sobie w niedzielę śpiewają.

W poczuciu takiego rozmijania się z rzeczywistością łatwo też - niestety - o zniecierpliwienie i rezygnację. Znam sporo takich osób, które nie chciały czekać i odeszły z drogi wiary stwierdzając, że "to nie działa", albo że "najwidoczniej to nie jest dla mnie". Wielka szkoda, że niektórzy z nas nie wytrzymują próby czasu i nie chcą zaczekać na obiecane w Biblii rezultaty wiary. Tym większa szkoda i przykrość, bo często spełnienie  jest już bardzo blisko.

Stąd dzisiejsze wezwanie Słowa Bożego, by nie przestawać czekać! Zadawanie śmierci temu, co w członkach ziemskie – mam na myśli rozwiązłość, nieczystość, zmysłowość, złe pragnienia i zachłanność równoznaczną z bałwochwalstwem [Kol 3,5] w swoim czasie z pewnością zaowocuje pełną wolnością od tych grzechów. Nie należy rezygnować, ani tym bardziej wmawiać sobie, że tę wolność już mamy, skoro jeszcze jej w naszym życiu nie widać. Dobrze jest czekać w milczeniu na ratunek PANA [Tr 3,26]. Ukształtowanie Chrystusa Jezusa w nas - to najważniejszy cel, na który - chociaż będzie boleć - z radością czekamy!

Wezwanie, by nie przestawać czekać, jak najbardziej należy stosować także do innych, nawet i przyziemnych sytuacji i spraw. Mam tu na uwadze, na przykład, zakochanie z wzajemnością i założenie rodziny. Jeśli modlisz się o to i czekasz na błogosławieństwo Boże w tej sferze, to nie zniechęcaj się upływem czasu. Nie zmieniaj poglądów, nie wyrzekaj się swych pragnień tylko dlatego, że tak długo już czekasz. Nie wybierając – broń Boże – drogi na skróty, nie przestawaj czekać  na swą wielką miłość.

Aktywnie wyczekuj też nawrócenia twoich bliskich. Nie zniechęcaj się ich aktualnym brakiem zainteresowania wstąpieniem w ślady Jezusa. Nie przestawaj modlić się o nich i mówić im o Jezusie. Także nadal pielęgnuj w sobie marzenia o udziale w pracy dla Pana. Bóg ma dla ciebie wiele zadań na rzecz Królestwa Bożego. Ważne, żebyś nie powoływał się do nich sam, lecz czekał na Boże powołanie. Pracuj nad osobistym rozwojem, przygotowuj się do służby, módl się i nie przestawaj wyglądać chwili, gdy On cię wezwie i wskaże zadanie do wykonania. Na początku może wydawać ci się ono mało znaczące, lecz jeśli okażesz się wierny w małym, Bóg zacznie powierzać ci rzeczy większe.

Tytułowe wezwanie niezwykle ważne jest również przy chrzcie w Duchu Świętym i korzystaniu z darów duchowych. Bywa, że ktoś pragnący napełnienia Duchem Świętym, gdy modlitwa nie przynosi pożądanego skutku, po jakimś czasie wymięka i przestaje zabiegać o dar Ducha Świętego. Nic bardziej błędnego. Nie oddalajcie się z Jerozolimy, ale oczekujcie obietnicy Ojca, o której słyszeliście ode Mnie [Dz 1,4] – powiedział Pan swoim uczniom i oni posłusznie czekali. I ty, gdy się modlisz o napełnienie Duchem Świętym, nie przestawaj czekać! Bądźcie wytrwali w modlitwie [Kol 4,2].

Ludzie miewają różne cele oczekiwań; realne i nierealne, zgodne z wolą Bożą, ale też samolubne i grzeszne. Należy to rozróżnić i prawidłowo ocenić charakter swoich oczekiwań. Jeżeli Biblia jasno stwierdza, że poza Jezusem nie ma w nikim innym zbawienia, gdyż nie dano nam ludziom żadnego innego imienia pod niebem, w którym moglibyśmy być zbawieni [Dz 4,12], to beznadziejne byłoby oczekiwanie zbawienia w jakiś inny sposób. Lepiej czym prędzej zaprzestać czekania na to, co jest niezgodne z wolą Bożą. Gdy bowiem przeciwnik Boży zauważy, że mocno na coś takiego się nastawiliśmy, podejdzie nas chytrze i podstawi nam jakąś "fałszywkę", abyśmy na domiar złego myśleli, że otrzymaliśmy Bożą odpowiedź na nasze modlitwy.

W niektórych z kolei sprawach trzeba wziąć się w garść, a nie czekać, że – na przykład - rektor przyniesie ci do domu dyplom ukończenia studiów. Trzeba po prostu zabrać się za naukę i chodzić na uczelnię. Nie ma co czekać też, że będziesz się rozwijać godzinami przesiadując przed telewizorem, albo że jesienią będziesz miał co zbierać, gdy nic nie siejesz wiosną. Czekanie w takich przypadkach na nic nam się nie przyda.

Gdy jednak zacząłeś czekać na Pana – i wiesz, że tak trzeba - to w imię Boże wołam: Nie przestawaj czekać! Czekanie na Boga w życiu chrześcijanina nie jest żadnym lenistwem, założeniem rąk ani bezradnością. Czekanie na Boga nie jest unikaniem wysiłku. Jest prostolinijnym, dobitnym wyrażeniem zaufania do naszego Zbawiciela i Pana, że On interesuje się naszym losem i w stosownym czasie przyjdzie nam w sukurs. Czekanie na Boga oznacza, że chcemy działać tylko na Boży głos. Jest utrzymywaniem się w gotowości do wykonania każdego nowego polecenia, gdy tylko Bóg je nam wyda. Czekanie na Boga jest zdolnością, by nie robić niczego, zanim nie usłyszy się Jego polecenia.

Jeśli wierzysz w Jezusa Chrystusa – to wszystko w Twoim życiu ma swój czas. Tak rozumiał to Dawid, bo śpiewał przed Panem: Wyznaczasz mi marszrutę i spoczynek [Ps 139,3]. Bogu podobają się ludzie, którzy na Niego czekają. Nie przestawaj więc czekać!

Tutaj do posłuchania oryginalne kazanie w wersji audio :)

04 grudnia, 2017

Dlaczego serce mi rośnie albo ściska?

Naród -  to zbiorowisko bardzo różnych, czasem o przeciwległych postawach, ludzi. Mamy niestety w polskim społeczeństwie antysemitów. Mieliśmy na szczęście również "Żegotę" tj. Radę Pomocy Żydom przy Delegaturze Rządu RP na Kraj. Dziś rocznica jej oficjalnego powołania w 1942 roku. Dzięki wsparciu Żegoty Polacy pod koniec II Wojny Światowej uratowali od śmierci tysiące Żydów. Jesteśmy z nich dumni. Cześć ich pamięci.

Mamy i w środowisku Kościoła bardzo różnych ludzi. Są osoby naprawdę narodzone na nowo, poddane kierownictwu Ducha Świętego, ale i ludzie duchowo nieodrodzeni, kierujący się naturalnymi zmysłami. Mamy ludzi oddanych zborowi Pańskiemu, podczas gdy wszyscy inni krzątają się wokół własnych spraw, nie spraw Chrystusa Jezusa [Flp 2,21], dbają wyłącznie o swoją własną skórę i próbują w Kościele zrobić osobistą karierę. Na szczęście wielu chrześcijan żyje zgodnie z nauką apostolską, która głosi: Miłość rozpoznaliśmy po tym, że On oddał za nas swoje życie. My też powinniśmy oddawać życie za braci [1J 3,16]. Jedni z pewnością przynoszą Chrystusowi Panu chwałę, drudzy raczej ujmę, bo z ich powodu, jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu [Rz 2,24].

Kto w czasie wojny był Polakiem? Zarówno ten, kto wówczas ratował Żydów jak i ten, kto żerował na ich nieszczęściu. Dzisiaj również mamy w narodzie skrajnie różne podejście do "narodu wybranego" a przecież nikomu nie można polskości odmówić. A w Kościele? Kto jest chrześcijaninem? I ten duchowy, i ten cielesny, wyznaje wiarę w Boga i wzywa imienia Chrystusa. Pan powiedział: Niech rosną razem. Poczekajmy do żniw. Wtedy powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw kąkol, powiążcie go w snopy i spalcie. Pszenicę natomiast przenieście do mego spichlerza [Mt 13,30].

Nie moją sprawą jest rozsądzać, kto jest, a kto nie jest prawdziwym Polakiem. Mogę jedynie powiedzieć, że gdy myślę o "Żegocie", to jakoś serce mi rośnie. Gdy przyglądam się postawom braci i sióstr w Chrystusie, bywa podobnie. A co dzieje się z sercami ludzi obserwujących moje postępowanie? Serce im rośnie, czy ściska?

29 listopada, 2017

Czyż to nie dodaje nam otuchy?

Obchodzony dziś Międzynarodowy Dzień Solidarności z Narodem Palestyńskim w interesujący sposób zbiega się z moim czytaniem Biblii. Jestem w Księdze Estery i czytałem dziś o Hamanie, wrogu Żydów, dążącym do eksterminacji Narodu Wybranego. Jego pierwszym celem był Mordochaj, stryj królowej Estery. Tymczasem niespodziewany zwrot wydarzeń w jedną noc nie tylko udaremnił jego podły plan powieszenia Mordochaja na przygotowanej już 'nomen omen' szubienicy, ale też zapoczątkował jego całkowity upadek.

Zaintrygowały mnie dziś bardzo słowa żony i mądrych przyjaciół Hamana. Jeśli Mordochaj, z którym zacząłeś przegrywać, jest z pochodzenia Żydem, nie zdołasz go pokonać - owszem, sam przed nim całkowicie padniesz [Est 6,13]. Skąd wzięła się w nich taka refleksja? Rzeczywiście, Hamanowa nienawiść do Żydów wkrótce zaprowadziła go samego na wspomnianą szubienicę.

Wierzę, że tajemnicą niezatapialności Izraela jest wybranie tego narodu przez Boga. Każdy, kogo stać na odrobinę refleksji historycznej i kto ma choć trochę oleju w głowie, musi przyznać, że Żydów nie można ot tak sobie pokonać. Owszem, bywało wiele okresów w ich historii, że znajdowali się w wielkiej poniewierce i ich wrogowie pastwili się nad nimi. Ale proszę zwrócić uwagę, że nawet Holokaust nie wymazał Izraelitów ze społeczności narodów świata. Podczas gdy wielu potężniejszych od nich narodów dawno już nie ma, oni wciąż istnieją i mają się dobrze. Bez przesady można zaliczyć to do kategorii cudów.

Po tej refleksji moje myśli w oczywisty sposób pobiegły dziś do naszego wybrania w Jezusie Chrystusie. Ale wy jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym, by rozgłaszać wspaniałość Tego, który was wyrwał z ciemności i wprowadził w swoje zachwycające światło. Wy, którzy niegdyś byliście nie-ludem, teraz jesteście ludem Bożym! Dla was niegdyś nie było miłosierdzia, a teraz go dostąpiliście [1Pt 2,9-10]. Tak w natchnieniu Ducha Świętego napisał apostoł Piotr do wierzących rozsianych po miastach Azji Mniejszej. Przez wiarę w Jezusa Chrystusa i my - współcześni chrześcijanie - jesteśmy narodem wybranym. :)

Przeciwnicy mogą nas zaatakować, na jakiś czas pognębić, ba, nawet spowodować naszą śmierć fizyczną, ale nie zdołają nas na zawsze pokonać! Czyż to nie wspaniałe? Jeśli Bóg jest po naszej stronie, kto może stanąć przeciwko nam? [Rz 8,31].

PS. Przed laty apelowałem już do wszelkiej maści "Palestyńczyków"-  Przestańcie nienawidzić!

09 listopada, 2017

Zaszczyt tabuizacji

Dzisiaj parę słów o przedziwnym zachowaniu jerozolimskiej ulicy w reakcji na obecność Jezusa. Komu jak komu, ale Chrystusowi Panu, ze względu na Jego naukę i dzieła, należało się nie tylko zainteresowanie opinii publicznej ale również wydanie przez władze miasta oficjalnego o Nim stanowiska. Imię Jezusa z Nazaretu jak najbardziej godne było głośnej pochwały i pierwszego miejsca na liście najbardziej wpływowych osobistości Izraela.

Tymczasem Pan, pomimo swej kilkudniowej aktywności w stolicy, pozostawał w mieście "wielkim nieobecnym". Ponadto wśród tłumów wiele szeptano na Jego temat. Jedni mówili: Jest dobry; inni natomiast: Skądże, przecież zwodzi ludzi. Nikt jednak, z obawy przed Żydami, nie wypowiadał się o Nim otwarcie [J 7,12-13]. Skąd wzięło się tak dziwne embargo na głośne mówienie o Jezusie? Dlaczego otwarcie nie wymieniano Jego imienia, a jedynie szeptano o Nim po kątach?

Przyczyną była zazdrość. Przywódców Izraela opanowała obsesyjna zazdrość. Nie mogli tego przeboleć, że wielu ludzi podziwia Jezusa. Sami chcieli być obiektem najwyższego zainteresowania. Byli do tego stopnia przekonani o własnej wyjątkowości, że jakiekolwiek pozytywne słowa o kimś spoza ich kręgów, psuło ich dobry nastrój. Dlatego - aby im nie podpaść - na mieście nie należało głośno mówić o Jezusie. Jezus stał się w Jerozolimie tematem tabu. Ważni ludzie skazali Go na społeczny niebyt.

Czego wobec powyższego ma spodziewać się współczesny naśladowca Jezusa? Nie ma ucznia nad nauczyciela ani sługi nad własnego pana. Wystarczy uczniowi, by się stał jak jego nauczyciel, a słudze jak jego pan. Jeśli gospodarza nazwali Belzebubem, tym bardziej jego domowników [Mt 10,24-25]. Normalne, że im bardziej będzie on dobry w tym, co robi, tym bardziej spotykać się będzie z ostracyzmem społecznym. Będą go pomijać, marginalizować i przemilczać. Może i ktoś dyskretnie tu i ówdzie szepnie coś na jego temat, ale nie będzie dla niego miejsca w przestrzeni publicznej. Współcześni faryzeusze potrafią zadbać o to, aby niejeden prostolinijny chrześcijanin - choćby nie wiem czego dokonał - przez całe lata w świadomości ogółu pozostał nieobecny.

Jest wszakże w tego rodzaju tabuizacji coś zaszczytnego. Gdy komuś zaczyna zależeć na tym, aby o tobie nie wspominano, gdy z rejestrów postaci pozytywnych ktoś systematycznie usuwa twoje imię - wiedz, że to może oznaczać twój wielki awans w ochach Pana. Pominięcie przez ludzi i odrzucenie z ich strony, dla szczerego chrześcijanina w rzeczy samej jest umocnieniem pozycji w kręgach  znacznie ważniejszych.

05 listopada, 2017

Bezskuteczne próby potępienia

Dzisiaj rano wiele radości dały mi następujące słowa Pisma Świętego: W tych właśnie dniach i w tym czasie - oświadcza PAN - będą szukać winy Izraela, lecz nie znajdą, będą szukać grzechów Judy, lecz bez skutku, bo tym, których pozostawię przy życiu, przebaczę [Jr 50,20].

Przez całe lata nietrudno było wskazać grzechy Judy i winy Izraela. Raz po raz ludowi Starego Przymierza zdarzało się nieposłuszeństwo wobec Słowa Bożego. Mnóstwo karygodnych grzechów obciążało ich konto przed Bogiem i groziło surowym sądem.

Lecz oto Bóg przez proroka Jeremiasza zapowiedział coś pod tym względem absolutnie niezwykłego. Nadejście czasu, gdy żaden oskarżyciel nie będzie mógł postawić przeciwko Żydom żadnych zarzutów. Najbardziej wytrwani tropiciele cudzych grzechów nie będą mogli znaleźć na Izraelitów i Judejczyków żadnych haków. Dlaczego? Czy dlatego, że Żydzi zaczną żyć bezbłędnie? Nie, nie dlatego, bo nie ma człowieka, który by nie zgrzeszył. Bo tym, których pozostawię przy życiu, przebaczę - powiedział Pan.

Mowa tu - oczywiście - o ofierze doskonałego Baranka Bożego, który gładzi grzech świata. Bóg zapowiedział czas, gdy "święta resztka" Izraela przez wiarę w Jezusa Mesjasza dostąpi odpuszczenia grzechów i wymazania wszelkich ich win. Z Syjonu przyjdzie Wybawca i usunie bezbożność Jakuba. Takie zawrę z nimi przymierze, kiedy zmaże ich grzechy [Rz 11,26-27]. W ten sposób będzie zbawiony cały Izrael.

Zapowiedź oczyszczenia Żydów od wszelkich zarzutów przez przebaczenie, może być - i dla wielu grzeszników spoza Izraela już jest - objawieniem wspaniałej prawdy o przebaczeniu wszystkich grzechów. Zbawienie od grzechów - dzięki łasce Bożej - jest dostępne dla wszystkich narodów. Szczera wiara w Jezusa Chrystusa doprowadza nas do uniżenia się przed Bogiem i wyznania Mu swoich win. Jeśli przyznajemy się do naszych grzechów, On jest wierny i sprawiedliwy - przebaczy nam grzechy i oczyści nas od wszelkiej nieprawości [1J 1,9].

Ktoś może sobie szukać naszych grzechów, może tu i tam doszukiwać się naszej winy, lecz bez skutku! Jak to? Ponieważ dzięki wierze w Jezusa Chrystusa przy każdej naszej winie, przy każdym grzechu, widnieje już adnotacja - "Przebaczone"! Teraz zatem nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie [Rz 8,1].

Znasz już to wspaniałe odczucie lekkości biorące się z oczyszczenia od wszelkich zarzutów? Dobra nowina o Jezusie Chrystusie głosi, że On może i chce przebaczyć każdemu grzesznikowi. Czeka i na twoją skruchę.

30 października, 2017

Potrzeby męża

Żona wg oryginalnego zamysłu Bożego miała odpowiadać potrzebom męża. Z tym zamiarem została powołana do życia i dopasowana do potrzeb męża, a nie odwrotnie. PAN, Bóg, stwierdził też: Niedobrze jest być człowiekowi samemu. Uczynię mu pomoc pasującą do niego. […] I człowiek nadał nazwy wszelkiemu bydłu i ptactwu, i wszystkim zwierzętom pól, ale nie znalazł pomocy, która odpowiadałaby jemu. Wówczas… [1Mo 2,18-23]. Dlatego na zakończenie tej serii rozważań o małżeństwie trzeba nam porozmawiać o potrzebach męża.

Pozwólcie, że zacznę od uwagi poruszonej swego czasu w moim kazaniu ślubnym, wygłoszonym w warszawie na okoliczność ślubu mojego syna. W przekładzie dosłownym Biblii Ewangelicznej czytamy: I powiedział JHWH, Bóg: Niedobrze jest być człowiekowi samemu. Uczynię mu pomoc jak [kogoś] naprzeciw niego. Inaczej:  "jakby naprzeciw niego"  lub  "stosowną [do stania] naprzeciw niego". Z takiego odczytania świętego tekstu wynika, że nie chodziło o pomoc li tylko wg upodobań mężczyzny. Chodziło o kogoś, kto będzie się podobał człowiekowi, a zarazem będzie mógł stanąć naprzeciw niego. Adam po prostu potrzebował kobiety, która i będzie mu uległa, i - w pewnych okolicznościach - będzie w stanie mu się sprzeciwić.

Gdyby człowiek sam i po swojemu miał zaprojektować sobie pomoc, to stworzyłby kogoś ostatecznie dla siebie bardzo niebezpiecznego. Kogoś, kto by popierał go we wszystkim, co tylko przyjdzie mu do głowy. Kto mógłby się stać nawet kompanem w czynieniu zła, takiego jak lenistwo, alkoholizm, oszustwa itd. Bóg dał mężczyźnie kobietę, aby ona stała naprzeciw niego, by stanowić dla niego pozytywne wyzwania. By utrzymywał poziom moralny i etyczny, by się rozwijał, by był pracowity itp.

Jakie są więc potrzeby męża – chrześcijanina? Przedstawię je w punktach, po męsku, bez rozwodzenia się nad każdym z nich, żywiąc nadzieję, że każda żona potrafi je stosownie na swój użytek rozwinąć.

1. Potrzebuje żony, która szanuje go jako mężczyznę.

Żona może zniszczyć w mężu poczucie "męskości" poprzez:
·        Oczekiwanie, że sam będzie się domyślać, jakiej ochrony od niego ona potrzebuje.
·        Niezależność finansową.
·        Większą lojalność w stosunku do przywództwa zewnętrznego.
·        Duchowe opieranie się jego decyzjom.
·        Opieranie się jego zainteresowaniu nią pod względem fizycznym.
·        Ciągłe przejmowanie inicjatywy.
2. Potrzebuje żony, która akceptuje go jako przywódcę i wierzy w odpowiedzialność, jaką obdarzył go Bóg.

Chce widzieć w żonie:
·        Pewność, że jego autorytet pochodzi od Boga.
·        Lojalność w sytuacjach, kiedy popełnia błąd i znajduje się pod presją.
·        Przekonanie, że Bóg działa przez niego.
·        Uznanie jego cech przywódcy w ogólnym sensie [Ps 15]
·        Pochwałę za przejawianie męskich cech w zborze [1Tm 3,2-5]
·        Zachętę, aby nie porzucał celów nadanych mu przez Boga
·        Cierpliwość w jego trudnych momentach (nie zrzędzi, nie narzeka)
·        Entuzjazm z powodu jego osiągnięć
·        Uwagę, kiedy do niej mówi

3. Potrzebuje żony, która będzie stale rozwijała swoje wewnętrzne i zewnętrzne piękno.

Warto tu wziąć pod uwagę:
·        Dbałość o włosy, ubiór, wnętrze mieszkania i ogólną kondycję fizyczną.
·        Rozwijanie w sobie cichego, łagodnego ducha [1Pt 3,1-7].

4. Potrzebuje żony, która w kochający sposób potrafi odnieść się do niego, kiedy przekracza swoje ograniczenia.

Jakieś wskazówki?
·        Ucz się biblijnych zasad odnoszenia się do Boga.
·        Stosuj te same zasady w odnoszeniu się do męża.
·        Upewniaj się, że twoje nastawienie do męża cały czas jest właściwe.
·        Pomagaj innym zrozumieć sposób myślenia swojego męża.
·        Nie łagodź zaistniałych sytuacji dyskredytowaniem swojego męża.
·        Ucz się mądrości od pobożnych kobiet biblijnych

5. Potrzebuje odpowiedniego czasu sam z sobą i z Panem.

Pamiętaj, że:
·        Bóg najpierw stworzył Adama, aby mieć z nim osobistą społeczność.
·        Im bogatsza jest społeczność męża z Bogiem, tym słodsza będzie jego relacja z żoną.
·        Każdy mężczyzna potrzebuje swojego "Betelu".
·        Pragnienie bycia od czasu do czasu sam – nie oznacza odrzucenia żony.
·        Każdy mężczyzna musi ponieść własny ciężar [Ga 6,5]
·        Nie zakładaj, że ty jesteś jego ciężarem lub że jesteś odpowiedzialna za to, aby mu ulżyć.

6. Potrzebuje żony, która jest wdzięczna za wszystko co mąż dla niej zrobił i robi.

Oto, co pomaga w zachowaniu postawy wdzięczności i praktycznym jej okazywaniu:
·        Powierzenie wszystkich swoich oczekiwań Bogu  [Ps 62,6].
·        Wyrabianie w sobie zadowolenia, biorącego się z pobożności [1Tm 6,6].
·        Wyliczanie tego, co twój mąż robi dla ciebie i to w kolejności, która jest ważna dla niego.
·        Wyliczanie tego, czego twój mąż dzięki swej mądrości nie uczynił.
·        Dostrzeganie tego, jak wszystko współdziała ku dobremu.

7. Potrzebuje żony, która będzie chwalona przez innych za swój charakter i postępowanie.

·        Jej duchowi przywódcy powinni ją chwalić.
·        Jej dzieci powinni ją chwalić.
·        Przełożeni w pracy powinni ją chwalić.
·        Jej sąsiedzi powinni ją chwalić.
·        Zbór powinien ją chwalić.

Tak kończymy nasze rozważania o małżeństwie. Niechby okazały się komuś pomocne :)

26 października, 2017

Prezent urodzinowy

Dostałem od mojego syna w prezencie urodzinowym bardzo interesującą lekturę pt. "Słowo greckie na każdy dzień roku" autorstwa J.D. Watsona, wydaną w tym roku staraniem Oficyny Wydawniczej VOCATIO.
Oto odczytana dziś przeze mnie - pierwsza kartka z tej książki:
Od razu polubiłem tę książkę. Dlaczego? Poczytajcie sami. Dziś rano, zanim odczytałem tę stronicę,  rozmawiałem z jednym z pastorów z południa Polski o współczesnych trendach w chrześcijańskim przywództwie. Podzielam zaprezentowany przez Watsona ogląd sprawy. Dziękuję Tomku :)

03 października, 2017

Potrzeby żony

Jedno ze środowych spotkań w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w Gdańsku poświeciliśmy ostatnio na rozmowę o potrzebach żony. W luźnej rozmowie staraliśmy się ustalić, czego kobiety spodziewają się po swoich mężach i jakie pragnienia przechowują w swoich sercach.  Zgodnie mówiły, że pragną, aby mąż był odpowiedzialny, wierzący, bogobojny, trzymał się Słowa Bożego i chodził z Bogiem. Wymieniały takie cechy jak troskliwość, wyrozumiałość, łagodność. Niektóre podkreślały, że bardziej od górnolotnej wielomówności wolą w swoich mężach praktyczne czyny. Chciałyby, aby mąż był taktowny, niekonfliktowy, znajdował czas na rozmowę z nimi, pomagał w wychowywaniu dzieci itd.

Uwzględniając zasłyszane postulaty, poniżej omawiam kilka podstawowych potrzeb naszych żon. Polecam je uwadze każdego wierzącego mężczyzny.


I. POTRZEBA STABILNOŚCI I PRZYWÓDZTWA DUCHOWEGO ZE STRONY MĘŻA

Każda kobieta ma pewne potrzeby, które mogą być zaspokojone tylko przez mocne kierownictwo duchowe. Potrzebuje takiego mężczyzny – męża, który stałby się jej duchowym przewodnikiem. Jest to jeden z podstawowych bodźców pociągających młodą kobietę do małżeństwa. Mężowie często popełniają błąd sądząc, że ich żony związały się z nimi przede wszystkim dlatego, że są przystojni, bogaci, utalentowani albo inteligentni. Niektórym nawet przychodzi do głowy prymitywna myśl, że żonie chodziło o partnera do zabaw seksualnych. Tymczasem zaś podstawowa potrzeba żony jest całkiem inna. Nie chodzi jej o pieniądze ani o to, aby mieć z nami wesołe, rozrywkowe życie. Nie potrzebuje nas do niczego tak bardzo, jak do tego, abyśmy byli jej duchowym przywódcą. Owszem, jeżeli jej podstawowa potrzeba nie jest przy nas zaspokojona i żona zorientuje się, że nie zanosi się na to w ogóle, to wówczas będzie zabiegać przynajmniej o to, co przy nas jest do osiągniecia i się tym zadowalać. Nie ma to jednak związku z jej szczęściem, a raczej świadczy o tym, że pogodziła się ze swoim losem.

Można wyróżnić przynajmniej cztery główne cechy duchowego przewodnictwa, których żona szuka w swoim mężu.  

1. Pragnienie szukania Boga.
Tak naprawdę to mąż jest głową żony tylko na tyle, na ile jego głową jest Chrystus. Żona ulega mężowi, chętnie poddaje się jego kierownictwu wtedy, gdy widzi, że lgnie on całą duszą do Chrystusa.

Tylko wtedy gdy mąż przejawia pragnienie szukania Boga uległość chrześcijańskiej żony wolna jest od zahamowani i wątpliwości. Inaczej żona – pod presją środowiska i ze względu na posłuszeństwo Słowu Bożemu – wprawdzie poddaje się mężowi, ale towarzyszą temu wewnętrzne napięcia i tarcia w małżeństwie. Dzieje się tak zwłaszcza wówczas, gdy mąż często cytuje jej Biblię i wymusza posłuszeństwo, a sam swoim zachowaniem nie pokazuje szczerego przywiązania do Chrystusa. W takiej sytuacji mąż przestaje być dla swoje żony wiarygodnym przewodnikiem duchowym.
Oczywiście, biblijna teoria porządku w małżeństwie wciąż i niezmiennie obowiązuje w każdych okolicznościach, lecz jej praktykowanie przestaje być błogosławieństwem, gdy nasza żona za każdym razem, zanim okaże uległość, musi stoczyć ciężki bój wewnętrzny. Jako mężowie winniśmy dbać o to, aby takich rozterek miała jak najmniej.

Żona chce widzieć w swoim mężu pragnienie szukania Boga, aby móc bez zastrzeżeń poddać się jego prowadzeniu. Chce widzieć, że mąż bierze to kierownictwo od Niego, że przed podjęciem każdej poważniejszej decyzji szuka światła Bożego. Gdy widzi męża regularnie czytającego Biblię, trwającego w systematycznej modlitwie, przyjaźniącego się ze szczerymi chrześcijanami, chętnie dyskutującego o sprawach duchowych itp. – wówczas nabiera przekonania, że mąż miłuje Boga, uspokaja się wewnętrznie i z radością poddaje się jego kierownictwu.
Mężowie! Zechciejmy się zastanowić, co w naszym postępowaniu najskuteczniej przekonuje żonę, że mamy w sercu pragnienie szukania Boga i naprawdę to robimy. Ona musi być tego pewna jeżeli chcemy, aby traktowała nas jako swego przywódcę duchowego.

2. Przekonania oparte na Słowie Bożym.
Każda chrześcijanka pragnie, aby poglądy i przekonania jej męża były zgodne z Biblią. Kiedy zobaczy, że w domu ustanawiamy biblijne prawa i zasady – to z chęcią będzie się im podporządkowywać.

Przykładem może być wychowywanie dzieci. Proponowane dzisiaj rodzicom metody wychowawcze budzą w środowisku chrześcijańskim szereg obaw i kontrowersji. Nic dziwnego, że i między małżonkami może dochodzić do rozbieżności poglądów w tym zakresie. Nie przekonamy żony argumentami pochodzącymi z poradników psychologicznych, a tym bardziej z doświadczenia naszej ciotki lub matki. Cechą dobrego przewodnika duchowego są poglądy wypływające ze Słowa Bożego. Powinniśmy więc dokładnie poznać naukę biblijną na ten temat, omówić ją ze swoją żoną, wspólnie wyciągnąć z niej wnioski i tak skonkretyzować metody wychowawcze, które postanowiliśmy stosować w naszej rodzinie.

Gdy żona nabierze pewności, że nasze przekonania dotyczące wychowywania dzieci zostały ukształtowane przez Słowo Boże, a nie przez wpływa jakiegoś człowieka, wówczas będzie z nami jednomyślna i tak będziemy zgodnie realizować jedno z najważniejszych zadań małżeńskich.
Jak praktycznie przejawiać przekonania oparte na Piśmie Świętym? Mam kilka sugestii. Bądźmy naśladowcami Jezusa w każdej sytuacji. Za wszelką cenę unikajmy hipokryzji. Gdy żona zauważy, że jednakowo dobrze wychodzi nam bycie "świętoszkiem" jak i "rozpustnikiem" – to przestaniemy być dla niej odpowiednim oparciem. Skończymy się w jej oczach, jako jej duchowy przywódca. Uczyńmy swój dom ośrodkiem nauki i życia chrześcijańskiego. Tak odnośnie swego domu postanowił swego czasu król Dawid. Nauczę się drogi doskonałej, abyś mógł przyjść do mnie. W domu swoim będę chodził w niewinności serca. Nie stawiam przed oczy swoje niegodziwej rzeczy; Nienawidzę zachowania się odstępców, nie przylgnie ono do mnie. Przewrotność serca niech obca mi będzie, nie chcę znać złego człowieka. Kto skrycie oczernia bliźniego swego, tego zniszczę; Nie ścierpię oczu wyniosłych i serca nadętego. Oczy moje zwrócone są na wiernych w kraju, aby mieszkali ze mną. Kto chodzi drogą prawa, ten mi służyć będzie. Oszust nie zamieszka w domu moim, kłamca nie ostoi się w oczach moich [Ps 101,2-7].

Unikajmy czynów, które mogłyby zgorszyć i zachwiać w wierze naszą żonę i dzieci. Sprawdzajmy swoje przekonania. Poprawność przekonań w jednej sprawie nie gwarantuje tego samego w każdej innej dziedzinie. Miejmy odwagę przyznać się do błędu, gdy odkryjemy w Biblii, że nasze dotychczasowe stanowisko było niewłaściwe. Słowo Boże radzi: Poddawajcie samych siebie próbie, czy trwacie w wierze, doświadczajcie siebie [2Ko 13,5].
                                                                
3. Konsekwentne przestrzeganie zasad biblijnych
Jednym z naszych poważniejszych problemów jest rozbieżność między teorią, a praktyką. Wiemy co i jak należy robić. Mamy prawidłowo ukształtowane, biblijne przekonania ale brakuje nam konsekwencji w praktycznym ich zastosowaniu. Nie można być dobrym przewodnikiem dla innych, jeżeli samemu nie idzie się wskazywaną drogą. W krótkim czasie ludzie stracą do nas zaufanie.
Nasza żona chce nie tylko widzieć, że mamy biblijne poglądy, ale chce również, abyśmy je konsekwentnie stosowali na co dzień. Gdy zauważy, że jej mąż swoje poglądy dopasowuje do okoliczności, gdy zauważy, że na różne okazje ma różne zestawy przekonań, to z pewnością straci poczucie bezpieczeństwa. Po prostu przestanie mu ufać i to nie ze względu na złą wolę, ale dlatego, że jej mąż nie ma jednej z podstawowych cech przywódcy duchowego.

Jakiś przykład? Załóżmy, że postanowiłeś aby w twoim domu nie pić alkoholu. Na podstawie Słowa Bożego wyjaśniłeś żonie i dzieciom zasadność takiego stanowiska i oni chętnie na to przystali. Lecz oto sprowadziłeś fachowca do wykonania bardzo pilnej pracy po godzinach i dowiadujesz się, że zrobi to od ręki, jeżeli przyniesiesz mu butelkę piwa, bo lubi sobie popijać przy pracy. Dla dobra rodziny gotowi jesteśmy w takich chwilach odstąpić od wcześniejszego postanowienia. Jednakże, ktoś, kto chce być duchowym przywódcą nie może pozwolić sobie na brak konsekwencji w przestrzeganiu przyjętych zasad wynikających ze Słowa Bożego. Nie chodzi tu o to, że żona zgani nas za taką postawę. Może nawet być wprost przeciwnie. Może będzie  w takim momencie zadowolona, że jej mąż okazał się "elastyczny" i zachował się tak normalnie. Lecz jej chwilowe zadowolenie niekoniecznie będzie równoznaczne z zaufaniem do nas, jako jej duchowego przewodnika.

Dlatego lepiej jest w takich sytuacjach ponieść szkodę materialną, znieść narzekanie żony i kpiny ze strony znajomych, a zachować godność i świadectwo dobrego przywódcy. Nasza żona może dojść przy nas do wniosku, że nie  zrobimy w tym świecie kariery ani wielkich pieniędzy. Może stracić nadzieję na wiele rzeczy, ale nie może stracić przekonania, że pod naszym przywództwem osiągnie wiekuistą chwałę Królestwa Bożego.

4. Kierowanie się miłością w każdym uczynku.
Jest to dla naszej żony najbardziej przekonująca cecha duchowego przywódcy, a zarazem cecha, którą najtrudniej przejawiać stale i niezmiennie. Żyjemy przecież w rozmaitych, najczęściej trudnych warunkach, mieszkamy w ciasnych mieszkaniach, ciągle gdzieś się śpieszymy i mamy do czynienia ze złymi ludźmi. Bardzo łatwo więc o irytację, zniechęcenie i choćby odrobinę egoizmu.
Jeżeli żona zauważy, że w niektórych sytuacjach kierujemy się miłością, a w innych niechęcią, czy wręcz wrogością, to nasza pozycja jej przewodnika duchowego staje pod znakiem zapytania. Przecież dowodem kierownictwa Ducha Świętego w naszym życiu jest owoc Ducha, a jego pierwszym prawem jest miłość [Ga 5,22].

Tak więc bądźmy czujni. Gdy zauważymy, że narasta w nas negatywne uczucie w stosunku do naszej żony, raczej w ogóle powstrzymajmy się od działania, niż działajmy pod jego wpływem. Szybko skierujmy nasze myśli na naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Jeżeli jest to możliwe i nie zostanie źle odczytane przez naszą żonę, wyjdźmy na chwilę, np. do łazienki, aby się pomodlić. Z pewnością będzie to miało zbawienny dla nas skutek. Później, w pogodnym nastroju, dobrze jest wyjawić żonie to, co dzieje się w naszej duszy. Pomoże to jej w przyszłości unikać sytuacji, które wystawiają nas na tak wielką próbę.

Oczywiście, kierowanie się miłością w każdym uczynku nie polega na ustępowaniu żonie we wszystkim i sprawianiu jej samych przyjemności. Prawdziwa miłość jest wymagająca i czasem zmusza nawet do przekazania gorzkiej prawdy. Miłość nigdy jednak nie traci swej tożsamości i nie zamienia się w niechęć czy gniew.

Dobrze jest pamiętać, że jeżeli nawet udaje się nam przekonać kogoś z zewnątrz, że nasze zachowanie było wyrazem miłości, to nasza żona dobrze wie, jak było naprawdę. Jej wielką potrzebą jest wyraźne przekonanie, że każdy nasz czyn jest motywowany miłością. Tylko wtedy chętnie podda się naszemu kierownictwu duchowemu i tylko wtedy będzie przy nas naprawdę szczęśliwa.
Pomyślmy o tym, bracia! Czy w odniesieniu do żony wypracowaliśmy już w sobie zasadę kierowania się miłością we wszystkim?  Wstydzę się, że czasem miłość we mnie miesza się z egoizmem, irytacją, lenistwem i moja żona jest adresatem takiej

I jeszcze jedno. Czy staramy się, aby nasze wyrazy miłości były zrozumiałe dla naszej żony i dopasowane do jej oczekiwań? Ileż tu może być nieporozumień! Czasem tak bywa, że to co my nazywamy miłością, w rzeczywistości głęboko rani naszą żonę.

Podsumujmy. Nasza żona potrzebuje stabilności i przywództwa duchowego. Chce, aby tę życiową potrzebę zaspokajał jej własny mąż. Bracia! Jako mężowie jesteśmy powołani do tego, aby być dla swojej żony duchowym przewodnikiem. Kimś, kto nosi w sercu pragnienie szukania Boga, ma przekonania oparte na Słowie Bożym, konsekwentnie przestrzega zasad biblijnych i kieruje się miłością w każdym uczynku.


II. POTRZEBA POCZUCIA UŻYTECZNOŚCI W ŻYCIU I PRACY SWOJEGO MĘŻA

W świetle drugiego rozdziału Księgi Genesis jest oczywiste, że Bóg dał mężczyźnie kobietę, aby uzupełniała jego braki. Zgodnie z zamiarem Stwórcy, "mężatka" to odpowiednia pomocnica dana mężowi.

W każdej chrześcijance ta potrzeba bycia rzeczywistą pomocą dla męża jest głęboko wpisana. Nie jest to zauważalne w postawach kobiet nieodrodzonych duchowo. Grzech tak dalece wypaczył ludzką psychikę, że bardzo często obserwujemy zachowanie wręcz przeciwne kobiecej naturze. Wiele współczesnych kobiet neguje i opuszcza pozycję pomocnicy. Niemniej jednak w każdej kobiecie drzemie gdzieś ta potrzeba psychologiczna, głęboko ukryta i zagłuszana przez hałaśliwą, pozornie uszczęśliwiającą emancypację. Dopiero wówczas, gdy kobieta zostanie odrodzona z Ducha Świętego, kiedy nawróci się do Boga, odkrywa błogosławieństwo życia zgodnego z zamiarami Stwórcy i chętnie zajmuje wyznaczoną przez Niego pozycję. Budzi się w niej potrzeba związana z głównym celem powołania mężatki.

W związku z tym nasza żona powinna otrzymywać z naszej strony czytelne sygnały, że jest kimś szczególnym i bardzo potrzebnym. Trzeba, żeby nie tylko to wiedziała ale również odczuwała. Nie wystarczy jej o tym powiedzieć. Jako mężowie powinniśmy na co dzień okazywać, jak wiele dla nas znaczy jej obecność w naszym życiu i pracy. Postarajmy się o to, aby została i stale była o tym przekonana. Pamiętajmy przy tym, że nasza żona wyczuje, jeśli będziemy mówić jej takie rzeczy bez głębokiego osobistego przekonania. Powierzchowne gesty i słowa tu nie wystarczą.

Poczucie użyteczności żony w naszym życiu i pracy powinniśmy budować w oparciu o jej autentyczne walory i zdolności. Każda żona potrafi pewne rzeczy zrobić lepiej od innych kobiet. Może nie umieć wszystkiego ale wystarczy choćby coś pojedynczego, na czym się zna, aby można było zbudować w niej przekonanie, jak wiele dla nas znaczy.

Należy uważać, aby w trosce o zaspokojenie tej potrzeby żony nie posługiwać się banałami, a także by nie opierać się na wydumanych zaletach. Potrzeby, które żona zaspokaja w naszym życiu muszą być dla nas ważne, jeśli nimi chcemy argumentować jej wartość. Mówienie żonie, że żadna inna kobieta tak dobrze nie wyprałaby nam koszuli jest żałosną forma pochwały i wątpliwym sposobem na wzbudzenie w niej poczucia użyteczności. Podobnie, jeśli żona jest przy sobie, raczej nie należy opiewać jej zgrabnej i zwiewnej sylwetki.

Przy zaspokajaniu omawianej tu potrzeby żony grozi nam niebezpieczeństwo braku wyczucia, w czym żona jest naprawdę dobra, w czym zaledwie przeciętna, a w czym całkiem słaba. Mówi się, że miłość zaślepia. Gdy zaczniemy ja chwalić i przekonywać, że była w czymś rewelacyjna, a tak nie było, to stanie się dla niej jasne, że nie poświęcamy jej samej ani jej zajęciom dostatecznej uwagi. Może to dotyczyć jej udziału w prowadzonym przez nas biznesie, sposobu przyjmowania gości, ewangelizowania wspólnych znajomych, wychowywania dzieci, czy nawet utrzymywania czystości w naszym mieszkaniu. Żona szybko odkryje, że nie mamy właściwej orientacji w czym jest dobra i przestanie ufać naszym zapewnieniom. Trzeba nam więc odkrywać prawdziwe zalety żony i uświadamiać jej, jak wiele one dla nas znaczą. Im poważniejsze potrzeby zaspokoiła, tym wyraźniej wyrażajmy pochwałę i zadowolenie.

Niszczycielską postawa męża w sferze tej potrzeby jest powierzanie zadań żony innej kobiecie, a potem chwalenie tej kobiety w obecności żony. Bądźmy mądrzy, bracia! W ten sposób możemy zranić najbliższą nam osobę. Wielu z nas robi to nieświadomie zlecając pewne sprawy swojej matce lub koleżance, chociaż nasza żona bardzo chętnie zrobiłaby to dla nas. Nawet jeśli – obiektywnie rzecz biorąc – robi to trochę gorzej, koniecznie w pierwszej kolejności korzystajmy z jej pomocy. To jest jej prawo i zadanie.

W rezultacie powyższych błędów męża w duszy żony może zrodzić się uczucie zazdrości. Zazdrość to obawa przed utrata pozycji, a właśnie pozycja żony, jako "odpowiedniej pomocy" zostaje w takich sytuacjach zakwestionowana w jej świadomości. Unikajmy tego. Prośmy żonę o pomoc i jej wyrażajmy potem wdzięczność, budując w ten sposób jej poczucie wartości jako naszej "pomocnicy".

Trzeba w tym miejscu wspomnieć o potrzebie otwartości męża w artykułowaniu jego potrzeb. Wielu
młodych mężczyzn, zwłaszcza przed ożenkiem, stara się zaimponować kobietom uprawiając swego rodzaju szpan, skrzętnie za to ukrywając swoje słabości i rzeczywiste potrzeby. Później przenoszę ten nawyk na grunt małżeński i nigdy nie dzielą się z żoną swoimi słabościami i problemami. Chcą aby żona znała ich i podziwiała jako mężczyznę, który ze wszystkim potrafi sobie poradzić.

Prawdziwy mężczyzna – nawet jeśli nie zawsze i przed każdym należy przyznawać się do swoich ułomności – absolutnie wystrzega się takiej gry w obecności swojej żony. Przed żoną nie trzeba i nie wypada się popisywać. Ona przecież nas zna i wyczuwa, gdy mamy trudności. Jest dużo korzystniej, gdy nasze ambicje i męskie honory poprzedza pokora. Zwłaszcza, że miłość żony pozyskujemy bardziej przez dzielenie się swoimi niepowodzeniami, niż przez chwalenie się sukcesami.

Oczywiście, należy współczuć żonie, której mąż nieustannie użala się nad sobą i wypłakuje się na jej ramieniu. Z pewnością żal nam takiej żony, która na co dzień musi patrzeć na niezaradność męża, ale czyż nie należy tak samo współczuć żonie, której mąż udaje kogoś innego, niż jest w rzeczywistości? Czyż nie żal nam takiej żony, która pragnie być pomocna swojemu mężowi, ale nie wie jak, bo jej mąż odgrywa rolę doskonałego i samowystarczalnego?

Myślę, że żony takich "idealnych" mężów mają o wiele trudniejsze życie, ponieważ ich potrzeba bycia użyteczną w życiu i pracy męża bardzo często pozostaje zupełnie nie zaspokojona. Zdarza się nawet, że taka żona przeżywa obawy, czy przypadkiem nie przeszkadza mężowi w jego "doskonałym" życiu. Oczywiście, pozornie doskonałym, bo doskonałych mężów na ziemi nie ma.
Nie mniejsze trudności trapią żonę pragnącą poczucia użyteczności, gdy jej mąż – wprawdzie nie ukrywa szeregu swoich słabości – ale nie wyjawia żonie, w jaki sposób mogłaby okazać mu pomoc. Liczenie w tym na tzw. domysł, wystawia żonę na wielki dyskomfort nieutrafionych pomysłów.

Bywa, że żona naprawdę nie ma pojęcia, jakie są oczekiwania jej męża. Nie każda żona dysponuje tak błyskotliwym umysłem, aby od razu utrafić w sedno jego potrzeb i pragnień. Najczęściej zachodzi konieczność wyjaśnienia jej co i w jaki sposób może zrobić. Wiele żon bardzo chce pomóc swojemu mężowi ale obawia się, że ich koncepcja pomocy może spotkać się z brakiem zrozumienia albo z całkowitym odrzuceniem i wyśmianiem. W rezultacie, mąż denerwuje się, że żona jest tak niedomyślna, a żona cierpi psychicznie, bo czuje, że powinna coś rozbić, aby wesprzeć swojego męża, lecz tkwi w miejscu, w obawie przed fałszywym krokiem.

Bracia, mąż powinien nie tylko wyjaśnić żonie swoje potrzeby ale również pouczać ją dokładnie, co mogłaby zrobić, aby mu pomóc w ich zaspokojeniu. Gdyby któremuś z nas potrzebne były przykłady, w jakich dziedzinach pomoc naszej żony jest nam nieodzowna i jak bardzo może być ona dla nas korzystna, to podaję kilka pierwszych lepszych z brzegu:
• Żona jest naszą podporą w pełnieniu najważniejszego zadania chrześcijańskiego, czyli w pozyskiwaniu dusz dla Chrystusa. Jest u twojego boku naocznym przykładem tego, jak Chrystus umiłował Kościół.
• Żona wspomaga cię w modlitwie [1Pt 3,7].
• Jest systemem alarmowym przeciwko obcym kobietom mającym w stosunku do ciebie niewłaściwe zamiary.
• Żona jest odzwierciedleniem twojego stanu duchowego. Gdy słabniesz duchowo, zobaczysz to w oczach twojej żony.
• Żona może dać ci radość wypływającą ze stosunków fizycznych [Prz 5,18-20].
• Żona ochrania cię przed podejmowaniem pochopnych decyzji. Wypływa to z jej potrzeby poczucia bezpieczeństwa.
• Żona buduje osobowość waszych dzieci. Potrafi zauważyć ich prawdziwe potrzeby, bo spędza z nimi najwięcej czasu i wnikliwie obserwuje ich reakcje.


III. POTRZEBA BYCIA OBIEKTEM MIŁOŚCI I ADORACJI MĘŻA

Dając odczuć naszej żonie, że jest bardzo użyteczna w naszym życiu, nie zaspokaja jeszcze wszystkich jej potrzeb. To za mało dla niej, zwłaszcza, że są takie dziedziny w życiu mężczyzny, jak np. praca, które zajmują lwią część jego życia, a które niekoniecznie lubi i czerpie z nich przyjemność. Są rzeczy bardzo użyteczne w jego życiu, jak np. samochód, a które traktuje bardzo przedmiotowo i zwyczajnie używa ich dla swoich celów. Do takiej kategorii spraw i rzeczy żona nigdy nie chciałaby być zaliczana. Zawsze chce czuć się ważna i potrzebna, ale nigdy nie powinna być przez nas traktowana instrumentalnie. Z przykrością trzeba jednak stwierdzić, że wciąż jeszcze są mężowie, dla których żony są przede wszystkim super robotami,  zaprogramowanymi na sprzątanie, pranie, gotowanie itd.

Oczywiście, żona może czerpać satysfakcję i z takich rzeczy, widząc, że w ten sposób zaspokaja ważne potrzeby męża, ale przy tym pragnie czegoś więcej. Pragnie wyraźnego poczucia, że jest także ukochaną osobą, że rozkoszujemy się jej obecnością w naszym życiu. Chce być obiektem naszej miłości i adoracji.

Ważne jest, aby nie tylko o tym wiedziała, ale też często i wciąż na nowo słyszała to z ust męża. Znana jest anegdota o szkockim małżeństwie, w którym mąż – z racji swej narodowej cechy – był oszczędny także w słowach. Po wielu latach małżeństwa żona nie wytrzymała już tego i z płaczem wyrzuciła z siebie: John, powiedz mi dlaczego przez te wszystkie lata nie mówisz mi, że mnie kochasz? Na to John wyraźnie zdziwiony zachowaniem żony: - Posłuchaj Mary. Wyznałem ci miłość na początku, w kościele i jeżeli się coś zmieni, to wtedy ci powiem.

Bracia, nasze żony chcą, aby im mówić, że je kochamy. Chcą być przez nas adorowane i słowa odgrywają w tym niepoślednią rolę. Swego czasu na wczasach małżeńskich zapytałem młode mężatki czy i jak często pragną, aby mężowie wyznawali im miłość? Wszystkie były zgodne. Chciały to słyszeć codziennie. Oczywiście, każdy mąż powinien pamiętać, że wraz z adoracją słowną, z wyznawaniem miłości, muszą iść w parze jego czyny, pomoc i troska.

Jeżeli tak się nie dzieje, małżeństwo popada w przykry stan błędnego koła. Polega to na tym, że mężczyźni chcą adorować żonę uśmiechniętą i zadbaną, jednym słowem – atrakcyjną. Gdy zaś żona z powodu przeciążenia obowiązkami jest niewyspana, zmęczona fizycznie i poirytowana, odchodzi im ochota do adoracji. W konsekwencji między żoną i mężem pojawia się pewien rodzaj napięcia. Żona chciałaby być atrakcyjną dla męża, ale zwyczajnie brakuje jej na to sił. Mąż chciałby adorować i podziwiać żonę, ale trudno mu to przychodzi, gdy ona całymi wieczorami do upadłego sprząta, pierze i gotuje, a na dodatek mówi, że jeszcze chce poczytać Biblię.

Najprostszym sposobem wyrwania się z tego błędnego koła jest zaangażowanie męża w część obowiązków domowych, tak aby żona nie musiała wszystkiego robić w domu sama. Być może w różnym stopniu, ale w każdym małżeństwie jest to możliwe. Inną, wcale nie mniej możliwą opcją jest odłożenie przez żonę części obowiązków na potem, gdy widzi, że mąż wrócił do domu i chciałby z nią spędzić trochę czasu. Przecież nieumyte naczynia, nawet jeśli poleżą do jutra nie grożą inwazją bakterii i nie umiera się z powodu niewytartego kurzu. Chwila uwagi poświęcona mężowi mimo licznych obowiązków może natomiast wspaniale zaowocować miłymi słowami z jego strony i przerodzić się w chęć praktycznej pomocy.

Żona nigdy nie będzie dostatecznie promienna i szczęśliwa, jeżeli nie będzie przekonana, że mąż rozkoszuje się jej osobą. Nigdy w pełni nie rozkwitnie, jeżeli mąż nie będzie w przekonujący sposób jej adorować i wyznawać jej miłości. Taka po prostu jest jej potrzeba.

Spróbujmy teraz być bardzo praktyczni. W jaki sposób mąż może w satysfakcjonujący sposób zaspokoić potrzebę żony w omawianym tu zakresie? Oto kilka wskazówek:
• Przypomnij sobie i na nowo przeanalizuj cechy charakteru i osobowości twojej żony, które przybliżyły cię do niej. Chodzi o te walory, które na początku przykuły twoją uwagę do niej i miały związek z zakochaniem.
• Zadbaj o to, aby twoja żona – od czasu do czasu – usłyszała, jak mówisz o tych jej cnotach i cechach, które miały wpływ na to, że zwróciłeś na nią uwagę i zapragnąłeś się z nią ożenić.
• Ponieważ żona chce być pewna, że te cechy są nadal ważne dla ciebie, staraj się wskazywać jej na to, umiejętnie wykorzystując nadarzające się okazje. Może to być nie zmieniający się przez lata uśmiech, wrodzona gościnność lub życzliwe zainteresowanie losem napotykanych ludzi.
• Żona powinna też słyszeć, jak czasem przypominasz dowody Bożego kierownictwa, które was połączyły.
• Bądź stale gotowy do wykorzystywania przeszłych doświadczeń i przykrych spraw, przez które przeszła twoja żona, w celu uwypuklania w tym jej pozytywnych cech i postaw. Ucz ją także patrzeć na doświadczenia życiowe w świetle Słowa Bożego. Gdy tego się nauczy – to nie tylko wyjdzie z ewentualnych kompleksów i zahamowani, ale będzie promienna i otwarta na nowe doświadczenia.

Mógłbym dalej ciągnąć listę podobnych rad, ale ni to tu chodzi. Bardziej zależy mi na tym, aby każdy mąż, uwzględniając powyższe, postarał się ustalić, w jaki sposób i na ile wzmacnia to lub na nowo wytwarza w jego żonie takie cechy i postawy, które z rozkoszą zawsze chciałby w niej podziwiać.

Podsumowując ten punkt należałoby zaapelować: Rozkoszuj się swoją żoną. Spełnisz w ten sposób jej oczekiwania, zaspokoisz jej ważną potrzebę, a do tego sam będziesz miał z tego wiele pożytku, to znaczy – szczęśliwą, promienną i atrakcyjną towarzyszkę życia.


IV. POTRZEBA ZROZUMIENIA I OCHRONY W SPRAWACH GROŻĄCYCH NIEPOWODZENIEM

Każda żona odczuwa silną potrzebę bycia rozumianą. Staje się to szczególnie istotne w tych dziedzinach jej życia, w których nie czuje się pewnie i w związku z tym jest narażona na szereg zranień i niepowodzeń. Aby skutecznie ochronić ją przed nimi, trzeba zatroszczyć się o upewnienie żony, że naprawdę ją rozumiemy. Obowiązkowo więc powinniśmy być przy naszych żonach, gdy znajdują się w jakimś krytycznym okresie życia, gdy coś im w życiu nie wyszło, gdy poniosły jakąś porażkę. Musimy wtedy znaleźć się szczególnie blisko nich, aby im pomóc zrozumieć powody niepowodzenia, wyciągnąć stosowne wnioski, a zwłaszcza, aby je pocieszyć, wskazać drogę wyjścia i praktycznie im współczuć, zapewniając o niezmienności naszej miłości.

Taka postawa męża daje żonie schronienie i uspokaja ją wewnętrznie. Przekonuje ją także o tym, że mąż ją rozumie, bo jest blisko i uczestniczy w jej bólu i rozterkach. Trudno być ochroną i oparciem dla żony, będąc od niej daleko. Nie można zbudować w niej przekonania, że ją rozumiemy, zaniedbując ją z powodu wielu, skądinąd nawet bardzo ważnych obowiązków.

Nie stanowi wystarczającej ochrony dla żony samo zabezpieczenie jej od strony finansowej i materialnej. Faktycznie w tej sferze jej potrzeb, nie ma to dla niej większego znaczenia. Zauważmy, że nawet świeckie kobiety porzucają fortunę, bogatych mężczyzn, aby związać się nawet z biedakiem, ale takim, który ma dla nich czas i dlatego może je zrozumieć.

Dalszym krokiem w zaspokajaniu tej potrzeby jest uświadamianie naszym żonom ich duchowych, intelektualnych i fizycznych wartości oraz wad. Każda żona chce je znać i najlepiej, gdy pomaga jej w tym jej własny mąż. Żadna mądra kobieta nie chce, aby mąż przekonywał ją, że robi coś dobrze, jeśli obiektywnie rzecz biorąc tak nie jest. Raczej oczekuje od niego, aby – jako jej najbliższy przyjaciel – był  szczerym krytykiem jej czynów i możliwości.

Mamy więc, jako mężowie, nie lada zadanie. Musimy troszczyć się o to, aby dobrze znać nasze żony, by móc zapewnić im właściwą ochronę i kierownictwo w tym względzie. Z jednej strony, to kierownictwo powinno być czułe, a z drugiej, musi być stanowcze, jeżeli chcemy ochronić żonę przed niepowodzeniem, gdy widzimy, że zaczyna podejmować się zadanie, które przerasta jej możliwości.

Potrzebny jakiś przykład? Wiesz, że twoja żona – chociaż z powodzeniem śpiewa w grupie – nie ma szczególnych uzdolnień wokalnych i nie powinna podejmować się samodzielnych występów. Dowiadujesz się jednak, że kilku znajomych ze zboru namówiło ją do występu solowego na dużej imprezie. Modlą się już o to i są pewni, że śpiew twojej żony wszystkim przyniesie zbudowanie. W takiej sytuacji, chociaż podoba ci to, że twoja żona jest tak doceniona – mimo wszystko – powinieneś czule ale stanowczo odwieść ją od realizacji tego pomysłu. W przeciwnym razie spotka ją niepowodzenie, a powstały uraz może na zawsze zgasić w niej ochotę do jakichkolwiek występów przed publicznością. Ludzie w swoich komentarzach potrafią być bardzo okrutni.

Bracia, poruszamy tu poważną sprawę. Powinniśmy się modlić o mądrość i odwagę, abyśmy zawsze umieli zapewnić naszej żonie właściwe kierownictwo. W jej życiu pełnimy rolę osobistego agenta i na nas spoczywa odpowiedzialność, aby ochronić ją od niepotrzebnych porażek. Z drugiej zaś strony, koniecznie winniśmy swoją żonę zachęcić i wyprowadzić na szerokie wody w dziedzinach, w których jest uzdolniona. Zawsze jednak musimy się troszczyć o to, aby żona mogła czuć się przy nas bezpieczna. Czasem wymaga to z naszej strony bardzo kategorycznej i zdecydowanej postawy.

Czasem może się zdarzyć i tak, że żona poprosi nas o coś, czego właściwie nie chce i nie potrzebuje. Zrobi tak, aby sprawdzić, czy znamy jej faktyczne potrzeby i upodobania. Jeżeli w takich sytuacjach będziemy bezmyślnie spełniać jej prośby – to straci przy nas poczucie pewności. Przestanie ufać, że jesteśmy całym sercem i umysłem zaangażowani w tworzenie jej szczęśliwej przyszłości. Aby więc dobrze zaspokoić w jej życiu potrzebę zrozumienia i ochrony, potrzeba nam mądrości nie spełniania każdej jej zachcianki. A jeśli jakąś zdecydujemy się spełnić – bo przecież jest to miłe – to przynajmniej dajmy jej do zrozumienia, że orientujemy się w sytuacji i nie robimy tego z czystej naiwności ani braku ochoty na wnikanie w szczegóły. Nie ma nic gorszego od lekceważenia własnej żony.

Jeszcze jedna, ważna uwaga. Powinniśmy brać pod uwagę fakt, że nasza żona jest wrażliwa na takiego mężczyznę, który potrafi ją zrozumieć. Jednocześnie, jest zrażona do takiego, który mówi, że rozumie, a postępuje całkiem inaczej. Biada nam, gdy w oczach żony jesteśmy tym drugim. Z przykrością stwierdzam, że wiele żon, nawet u wierzących mężów, nie znajduje dostatecznego zrozumienia. W sprawach, w których nie czują się mocne i samodzielne, rozpaczliwie rozglądają się więc za pomocą u jakiegoś innego mężczyzny. Dobrze, jeśli trafią na kogoś czystego moralnie, kto nie nadużyje ich zaufania i nie wystawi na szwank ich reputacji. Ale czasem dochodzi w takich sytuacjach do moralnej komplikacji. Kobieta, która wreszcie czuje się zrozumiana, traci konieczną w tej sferze ostrożność i – jeżeli ma do czynienia z niedoświadczonym duchowo mężczyzną – może zaangażować się uczuciowo i wpaść z deszczu pod rynnę.

Dlatego chrześcijańscy mężowie mają troszczyć się o to, aby samemu być tym mężczyzną, na którego nasza żona jest najbardziej wrażliwa. Nie jest trudno zrozumieć żonę, jeśli naprawdę się ją kocha i przebywa z nią, interesując się jej wewnętrznym życiem.

Na zakończenie tej części rozważań kilka praktycznych wskazówek:
• Spróbuj na swój prywatny użytek ustalić strategię działania wobec swojej żony. Które jej działania należy promować, a które raczej hamować i odwracać od nich jej uwagę.
• Przemyśl najlepsze sposoby i okoliczność sygnalizowania jej w czym jest dobra, a co wychodzi jej słabo, żeby nie powiedzieć, fatalnie.
• Zastanów się, czy to, że żona w rozmowie z tobą nie porusza niektórych spraw, oznacza, że nie ma z tym żadnych problemów, czy też z braku pewności, że ty możesz ją naprawdę zrozumieć.
• Zastanów się, w jaki sposób mógłbyś ochronić swoją żonę przed bardzo żywotnymi dla niej problemami, takimi jak: tycie, choroba, starzenie się, samotność czy niepowodzenia zawodowe.


V. POTRZEBA INTYMNEJ ROZMOWY Z MĘŻEM

Podstawowym warunkiem intymnego porozumienia między małżonkami jest ich jedność duchowa. Gdy w małżeństwie brakuje tego elementu, partnerzy są poważnie ograniczeni we wzajemnych kontaktach. Mogą oczywiście całkiem nieźle się porozumiewać w niektórych sprawach, ale nigdy nie będzie to naprawdę intymne porozumienie. Bez jedności duchowej jest to po prostu niemożliwe. To właśnie dlatego Biblia tak jednoznacznie przestrzega przed zawieraniem związku małżeńskiego z partnerem, który nie należy do Chrystusa. Tego przykazania nie należy rozumieć jako ograniczania wolności wyboru partnera, lecz jako wyraz troski Boga o nasze szczęście w małżeństwie.

Jedność duchowa, jedność wiary i wyznania – to podstawa, to baza wyjściowa dla intymnych, swobodnych relacji małżeńskich. Chcę jednak wyraźnie zaznaczyć, że spełnienie tego podstawowego warunku nie rodzi intymnego porozumienia w sposób automatyczny. Potrzebne tu jest świadome dążenie małżonków do tej intymności.  mężczyźnie wystarczają kontakty o bardziej powierzchownym  charakterze. Wymiana zdań na temat spraw domowych. Zdawkowa relacja z pracy lub podróży. Kilka uwag na temat znajomych. Tempo życia i natłok spraw zawodowych sprawiają, że mężowie nie bardzo troszczą się o dłuższą rozmowę z żoną. Nie dbają o to, aby wsłuchać się w to, co stara się im powiedzieć. A dla niej jest to niezwykle istotne. Ona bardzo potrzebuje dłuższej i spokojnej rozmowy z mężem. Rozmowy innej niż rozmowa z sąsiadką, dziećmi czy koleżankami z pracy. Pragnie intymnej rozmowy ze swoim mężem.

Bracia, weźmy to pod uwagę i stale uwzględniajmy w naszych małżeństwach. Zatroszczmy się o nasze żony również pod tym względem. Oto kilka uwag, które mogą okazać się w tym przydatne:

1. Kluczem do intymnej rozmowy jest wyznaczenie i zaplanowanie odpowiedniego czasu. Z uwagi na różnorodność i zmienność życiowych obowiązków lepiej nie wyznaczać na to "żelaznej" godziny. Bardziej chodzi o uzgodnienie najdogodniejszej dla obydwojga małżonków pory i potem właśnie w tym przedziale czasowym takie rozmowy aranżować. Wkrótce odkryjemy, że żona polubiła ten czas. Należy podkreślić, że nie może to być pora, w której często będziemy się gdzieś śpieszyć i nerwowo spoglądać na zegarek. Takie napięcie sprawi, że będziemy rozmawiać tylko o niektórych, mniej poważnych sprawach. Problemy zalegające na głębszych pokładach jej serca będą pozostawać nietknięte, co może doprowadzić do zniechęcenia i utraty nadziei na głębokie, intymne porozumienie.

2. Warto pomyśleć także o miejscu intymnych rozmów z żoną. Z pewnością są takie miejsca, które żona lubi bardziej od innych. Miejsca, które pomagają intymności są przytulne, spokojne i – broń Boże - nie kojarzące się żonie z niczym przykrym. Jeżeli nie znamy takiego miejsca, to warto spróbować je w życiu żony odkryć,  względnie takie miejsce dopiero stworzyć. Bez wątpienia okaże się to bardzo pomocne w osiągnięciu naszego celu. Zlekceważenie tej sprawy i próba intymnej rozmowy w miejscach przypadkowych, a zwłaszcza dla żony niemiłych, może bardzo utrudniać kontakt. Jeżeli natomiast rozmowę zaplanujemy w stosownym czasie i stworzymy dla niej odpowiednią oprawę, to nasza żona wkrótce polubi ten czas i to miejsce. Już samo wyczekiwanie na porę takiej rozmowy z mężem będzie sprawiało jej radość.

3. Należy także zadbać o tematy intymnych rozmów z żoną. Oczywiste, że jakąś część wspólnego czasu zajmą wydarzenia dnia. Byłoby błędem unikać przekazania nowin i omówienia zasłyszanych sensacji. Jest to przecież bardzo dobra okazja do wspólnego spojrzenia na takie nowe sprawy od strony Biblii i wiary w Boga. Okazja do wypracowywania chrześcijańskiego stanowiska w bardzo różnych kwestiach. Jednakże w intymnych rozmowach powinniśmy poruszać także sprawy nienowe. Czasem warto dyskretnie wprowadzić temat dotyczący jakiegoś przeżycia sprzed lat, które nie zostało przez nas dostatecznie docenione lub zinterpretowane. Warto wrócić i omówić je już z perspektywy czasu. Wdzięcznym tematem intymnych rozmów małżonków mogą być ich nowe pomysły i marzenia na przyszłość. Właściwie, każdy temat jest dobry, jeżeli nie został sztucznie do tej rozmowy wprowadzony.

4. Wykorzystanie takich chwil na rozprawienie się z obawami żony. Nie każdy mąż jednakowo zdaje sobie sprawę z tego, że myśli jego żony są niepokojone różnego rodzaju obawami. Może to być obawa, że przestaje podobać się mężowi. Trapić ją może słabnące zdrowie, lęk przed bezradnością na wypadek, gdyby męża nagle przy niej zabrakło, obawa przed starzeniem się, kompleksy z tytułu słabego wykształcenia itd.  Jeżeli żona w jakiś dyskretny sposób sygnalizuje takie obawy, otwiera się przed nami w tak ważnych dla niej kwestiach, to nie wolno nam bagatelizować jej obaw, a tym bardziej z nich żartować. Żadnej z obaw nie usuniemy z serca żony poprzez mówienie jej, że są one nieważne.

Rzeczywiste rozprawienie się z tym, co niepokoi naszą żonę, musi odbywać się na płaszczyźnie duchowej. Koniecznie trzeba to robić w świetle Słowa Bożego. To jest jedyne kryterium, jedyny autorytet, któremu chrześcijanka podda się bez zastrzeżeń. Należy więc wziąć każdą z obaw żony i modląc się do Boga o jej rozwiązanie, szukać argumentów biblijnych, które stanowiły oparcie dla naszych zapewnień.

Czasem może się zdarzyć, że żona przedstawi nam problemy jakiejś innej kobiety, aby sprawdzić, jak na nie zareagujemy. Chce w ten sposób upewnić się, czy może nam zaufać i przedstawić nam swoje osobiste sprawy. Jeżeli zauważy, że się wyśmiewamy, albo że w ogóle nie zainteresowaliśmy się tym, co nam powiedziała, wówczas wycofa się nieufnie z zamiaru zwierzenia się przed nami ze swoich obaw. Pamiętajmy, że to, czy mamy współczucie dla innych, czy potrafimy praktycznie pomóc innym osobom, stanowi dla naszej żony kryterium oceny naszego podejścia do jej spraw. Obserwując nasz stosunek do innych, albo otworzy się przed nami, albo też zamknie się jeszcze bardziej.

Ostateczny cel intymnych rozmów osiąga się wówczas, gdy żona zaczyna nam zwierzać tajniki swych głębokich uczuć. Niestety, nie jest to łatwe do osiągnięcia. Ciągle jeszcze bardzo wiele żon przeżywa obawy i różne stany emocjonalne, którymi nigdy nie dzielą się ze swoimi mężami. Owszem, w chrześcijańskich małżeństwach relacje między małżonkami są podtrzymywane i stymulowane przez fakt jedności duchowej. Lecz uwaga! To, że żona modli się z nami, rozmawia, chodzi na nabożeństwa, odwiedza z nami znajomych i uśmiecha się do nas, nie oznacza, że nie ma w stosunku do nas żadnego zahamowania, że jest w naszej obecności całkowicie swobodna i otwarta. Ona pragnie intymnego kontaktu z nami, bo tylko wtedy może zrzucić z siebie ciężar dokuczających jej tajemnic. Dopóki w jej sercu pozostaje coś, z czego nam się nie zwierzyła, dopóty jej ważna potrzeba emocjonalna pozostaje nie zaspokojona.

I jeszcze jedna uwaga. Nasza żona pragnie widzieć, że intymna rozmowa z nią sprawia nam przyjemność. Że nie jest to dla nas chłodny obowiązek wobec niej. Zadbajmy więc także i o to, aby w naturalny sposób widziała, że cieszymy się, gdy możemy poświęcić czas na wspólną rozmowę, że takie chwile są dla nas  prawdziwą przyjemnością. To w jaki sposób żonie okazać, że tak jest naprawdę, pozostawiam już osobistej inwencji każdego z nas.


VI. POTRZEBA DOSTRZEGANIA U MĘŻA WRAŻLIWOŚCI NA JEJ OBECNOŚĆ

Jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, że uwaga mężczyzny bywa nieraz pochłonięta sprawami, których żona nie rozumie, albo które zupełnie ją nie obchodzą. Może to być np. oglądanie meczu albo jakieś eksperymenty elektroniczne. W związku z tym dochodzi czasem do następującej sytuacji: Mąż z pasją oddaje się jakiemuś zajęciu. Wchodzi żona pragnąca kontaktu z mężem i – nie przerywając mu - siada obok niego. Oczekuje, że mąż zauważy jej obecność i poświęci jej chociaż chwilkę uwagi. Niestety, czasem zostaje potraktowana zupełnie tak, jakby była powietrzem. Więc, po chwili oczekiwania, powraca rozczarowana do swoich zajęć.

Najczęściej w takich sytuacjach żonie wcale nie chodzi o to, aby mąż natychmiast porzucał to, co robi. Nie chce odrywać go od tego, co jest dla niego ważne. Pragnie jednak, aby – gdy pojawia się w jego pobliżu – reagował na to w jakiś sposób. Chce dostrzec w nim wrażliwość na jej obecność. Chce widzieć, że mąż jest świadomy jej obecności nawet wtedy, gdy jego uwaga jest skoncentrowana na innych sprawach.

Zaspokojenie tej potrzeby żony nie jest wcale trudne. Wymaga jedynie uświadomienia sobie tego, jak ważne dla jej dobrego samopoczucia są nasze gesty wrażliwości na jej obecność. Z drugiej strony, żona powinna zdawać sobie sprawę z tego, że brak takich gestów u męża nie wypływa z braku miłości do niej, a jedynie z faktu odmiennej psychiki męża. Po prostu, nie zawsze jesteśmy jednakowo świadomi różnicy, jaka występuje pomiędzy naszymi oczekiwaniami, a oczekiwaniami partnera.

By zaspokoić tę potrzebę żony wystarczy więc czasem zwykły gest zainteresowania. Ciepłe słówko, nawet bez odrywania wzroku od swojego zajęcia, które przekona ją, że ucieszyliśmy się z jej obecności, że zwróciliśmy na nią uwagę.

Omawiana potrzeba żony odzwierciedla pragnienie, które kryje dusza każdej kobiety. Normalna, zdrowa psychicznie kobieta lubi, gdy zwraca się na nią uwagę, a nawet tego pragnie. Gdy tego nie doznaje ze strony męża, jest emocjonalnie niezaspokojona.

Wrażliwość męża na obecność żony mówi jej, w jakim stopniu jest ona częścią jego życia. Gdy zajmuje ważne miejsce – to bez względu na stopień zaabsorbowania swoimi sprawami – mąż zawsze zareaguje, gdy żona pojawi się w pobliżu, gdy usłyszy jej głos albo poczuje zapach jej kosmetyków.
Wrażliwość męża na obecność żony wyraża się także w dobrych manierach. Miłość ma dobre maniery. Z jakąż przyjemnością obserwuje się zakochanego po uszy młodzieńca, troszczącego się o dziewczynę w tramwaju, przy stole, czy podczas górskiej wędrówki. A jakże smuci obraz małżeństwa, w którym mąż traktuje żonę jak uciążliwy balast. Oto przykłady dobrych manier, które świadczą o wrażliwości męża na obecność żony: Pomaganie żonie przy zakładaniu i zdejmowaniu płaszcza. Siadanie obok niej przy stole. Otwieranie przed nią drzwi. Punktualność. Właściwe przedstawianie jej w towarzystwie. Całkowite powstrzymanie się od krytykowania jej wśród znajomych. Informowanie jej o swoich zajęciach. Używanie właściwego języka w rozmowie z nią. Utrzymywanie schludnego wyglądu i higieny osobistej.

Każdy mąż powinien zatroszczyć się o wypracowanie w sobie takich manier. Dobre jest – zwłaszcza, gdy nie mieliśmy sposobności nauczenia się ich w rodzinnym domu – powiedzieć o tym zonie i poprosić ją, by zechciała nam w tym pomóc. Jej wskazówki i dyskretne sygnały ułatwią nam wyrobienie w sobie dobrych nawyków, które obojgu przyniosą satysfakcję.

Podsumowując można powiedzieć, że żona pragnie być w sercu męża, podobnie jak człowiek wierzący jest w sercu Boga. Ty wiesz, kiedy siedzę i kiedy wstaję, rozumiesz myśl moją z daleka [Ps 139,2]. Czy korzystasz z tego wzorca w kontaktach ze swoją żoną? Bądź wrażliwy na jej obecność. Okazuj zainteresowanie jej osobą, tak jak Bóg okazuje zainteresowanie tobie.


VII. POTRZEBA WZBOGACENIA ŚWIATA ŻONY PRZY APROBACIE I DZIĘKI STARANIOM MĘŻA

Kiedy mężczyzna coś zrobi, to z reguły jest to widoczne i pozostaje po tym jakiś trwały ślad. Inaczej mają się sprawy z codzienną pracą żony. Na przykład posprząta ładnie mieszkanie z myślą zrobienia tym przyjemności mężowi, który jest w pracy. Jednakże zanim mąż powróci, dzieci ponownie wszystko porozrzucają. W ten sposób jej praca nie została nawet zauważona. Żona najczęściej sprząta, aby znowu sprzątać. Myje naczynia, aby je pobrudzić i znowu je myć. Takich czynności każdego dnia wykonuje bardzo wiele.

Czy można sądzić, że nie zależy jej na zrobieniu czegoś, co byłoby zauważalne i trwałe? Z całą pewnością każda żona głęboko pragnie, aby jej świat został wzbogacony o takie rzeczy. Mąż powinien wiedzieć, że właśnie z powodu totalnego niezaspokojenia tej potrzeby zrodziła się emancypacja kobiet.

Wzbogacanie świata żony bez udziału męża i wbrew jego woli – a z tym wiąże się emancypacja – wpędza kobietę w inne, często gorsze jeszcze napięcie i niezaspokojenie. Wiele nieświadomych tego kobiet zabrnęło w ślepy zaułek i nie wie, jak się z niego wycofać. Jednakże z drugiej strony, każda kobieta pragnie wzbogacenia swojego życia i będzie do tego dążyć, decydując się na płacenie za to czasem bardzo wysokiej ceny.

Jedynym właściwym sposobem zaspokajania tej potrzeby żony jest wzbogacanie jej świata poprzez troskę i za aprobatą męża. Chrześcijanin wie z Biblii, że mąż jest głową żony. Podstawową funkcją głowy jest prawidłowe kierowanie ciałem i troska o jego rozwój. To głowa jest odpowiedzialna za to, aby cała osoba była w stanie osiągnąć najwyższe cele. Podejmuje więc decyzje mające na celu kształcenie umysłu, zwiększanie sprawności ciała czy też wyrabiania silnej woli. Podobnie mąż – głowa żony – powinien zatroszczyć się o jej rozwój, o poszerzanie jej horyzontów, o wzbogacanie jej świata.

Zaspokojenie tej potrzeby żony wymaga od męża rozpoznania jej talentów, jej duchowych i naturalnych darów i stałe obserwowanie ich rozwoju. Czasem potrzebna jest stymulacja, a czasem uspokojenie jej aktywności. Zawsze potrzebne jest dodanie otuchy i mądre, dyskretne wspieranie żony w osiąganiu przez nią trwałych celów. Nierzadko w związku z tym potrzebne jest wsparcie lub czasowe zastąpienie żony w jej obowiązkach domowych, tak aby wzbogacanie jej świata stało się praktycznie możliwe.

Gdy żona zauważy, że towarzyszymy jej w jej dążeniach, że popieramy ją w tym, do czego zmierza, wówczas poczuje się na tej drodze bezpieczna i błogosławiona. Przecież między innymi dlatego zdecydowała się wyjść za mąż.

Uświadomiliśmy sobie, że nasze żony potrzebują: (1) Stabilności i przywództwa duchowego. (2) Poczucia użyteczności w życiu i pracy swojego męża. (3) Bycia obiektem miłości i adoracji męża. (4) Zrozumienia i ochrony w sprawach grożących niepowodzeniem. (5) Intymnej rozmowy z mężem. (6) Dostrzegania w mężu wrażliwości na ich obecność. (7) Wzbogacenie ich świata przy aprobacie i dzięki staraniom męża.

Pamiętajmy, że w zaspokajaniu tych potrzeb występuje ścisła zależność. Nie da się dobrze zaspokoić jednej potrzeby pomijając drugą. Wszystkim znanym mi mężom życzę powodzenia w zdobywaniu opinii męża, który dobrze zaspokaja potrzeby swojej żony.

Marian Biernacki