16 kwietnia, 2024

Ujemny skutek zaspokojenia

Gdy w naszym życiu pojawia się niedostatek, to całkiem normalnym i słusznym wydaje się dążenie do jak najszybszego usunięcia powstałego braku. Gdy ogarnia nas jakieś silne pragnienie, to gotowi jesteśmy wszystko zrobić, aby tylko czym prędzej je zaspokoić. Nie lubimy żyć na tzw. głodzie. Ale uwaga! Nastawienie chrześcijanina na pilne spełnienie fizycznych bądź psychicznych pragnień, niesie ze sobą także swego rodzaju niebezpieczeństwo. Polega ono na osłabianiu duszy.

Posłużmy się prostą ilustracją. Wychowywanie dziecka i kształtowanie jego charakteru polega między innymi na tym, że nie zawsze i nie od razu dostaje ono wszystko, czego tylko zapragnie. Mądrzy rodzice wiedzą, że dla dobra dziecka na przyszłość potrzeba, by teraz całkiem obeszło się smakiem, a przynajmniej trochę zaczekało na spełnienie zachcianki. Służy to hartowaniu jego ducha. Przecież w dorosłym życiu wielokrotnie zderzy się potem z przykrą rzeczywistością, że nie zawsze możemy mieć to, co byśmy chcieli. Umiejętnie więc czasem odmawiając, lub zapowiadając spełnienie prośby w przyszłości, pozytywnie wpływamy na zrównoważony rozwój dziecka, czyniąc je silniejszym psychicznie. 

Natknąłem się na tę prawdę w trakcie dzisiejszego czasu z Biblią. Psalm 106 opisuje szereg sytuacji, w których Bóg na różne sposoby postępował z Izraelitami, aby uformować z nich swój naród wybrany. Jedną z nich jest intrygująca reakcja Boga na ich żądanie mięsa. Zapałali żądzą na pustyni i wystawili tam Boga na próbę. Wówczas dał im to, czego pożądali, posłał jednak również słabość na ich dusze [Ps 106,14-15]. Dostali to, co chcieli ale coś przy tym stracili. Może i mieli chwilową satysfakcję z zaspokojenia żądzy, ale jednocześnie ponieśli szkodę, bo zachowali się niegodnie. Niby dzięki tej uczcie nabrali sił fizycznych, lecz duchowo zostali osłabieni. 

Nie wszystkie przekłady Pisma Świętego tę myśl uwypuklają. Część tłumaczy nie zauważa skutków duchowych owego fizycznego zaspokojenia. Dał im czego pragnęli, ale zesłał na na nich chorobę [KUL]. Uczynił zadość ich żądaniu, lecz zesłał na nich zarazę [BT]. Dał im, czego żądali, tyle, że aż chorowali z przesytu [BW]. Na szczęście niektóre wydania Biblii ukazują i to, co podczas tamtej uczty stało się z duszami Izraelitów. I dał im czego żądali, lecz zesłał na ich dusze wycieńczenie [UBG]. Dał im to, czego chcieli i posłał wątłość na ich dusze [SNP dosł.].

Czego uczy mnie ten szczegół z wędrówki Izraela do Ziemi Obiecanej? Że nastawienie na zaspokojenie fizycznych pragnień i pożądliwości, może mi się odbić duchową czkawką. Że karmiąc moją cielesność i dbając o zadowolenie naturalnych zmysłów, łatwo mogę doznać uszczerbku na duszy. Nie chcę cielesnych uciech kosztem słabości duchowej. Bo cóż za korzyść odniósł człowiek, który zdobył cały świat, jeśli utracił własną duszę? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? [Mt 16,26].

15 kwietnia, 2024

Czy potrzebujemy przynależności do lokalnego zboru Kościoła?

W świetle nauki Nowego Testamentu i wielowiekowych doświadczeń Kościoła jest jasne, że ludzie narodzeni na nowo grupują się i trzymają się razem. Robili tak i nadal robią z następujących powodów:

  • Jedność wspólnie wyznawanej wiary w Jezusa Chrystusa oraz fascynacja osobą Zbawiciela pociąga nas ku sobie wzajemnie i prowadzi do miejscowej wspólnoty Kościoła.
  • Wspólnota celów i zadań wynikających z wiary w Boga i pragnienie lepszego wypełnienia roli, jaką Bóg zlecił wierzącym na tym świecie, wymaga współpracy i jednoczenia wysiłków.
  • Zagrożenie ze strony wrogiego duchowo świata każe chrześcijanom żyć blisko siebie, aby się wspierać i wzajemnie ochraniać.
  • Powszechnie występująca wśród ludzi wszystkich pokoleń psychiczna potrzeba przynależności do jakiegoś gremium społecznego sprawia, że ludzie odrodzeni z Ducha Świętego, nie chcąc już zasiadać w świeckich kręgach,  pragną przynależności do ludzi duchowo im bliskich.
  • W stronę przynależności do zorganizowanego zboru prowadzą nas także praktyczne względy społeczne i prawne. Zbór bowiem może zapewnić swoim członkom ochronę prawną, umożliwić pożyteczną i szeroką działalność, służyć  posługą duszpasterską i niezbędną pomocą w tragicznych chwilach życia a także udzielić chrztu, usłużyć przy ślubowaniu małżeńskim czy pogrzebie.

Oczywiście, powyższe względy nie wszystkich przekonują do formalnej przynależności do zboru, podobnie zresztą jak nie wszyscy zakochani są przekonani, że należy wstępować w związek małżeński. Są tacy, którzy wolą luźne związki i wprawdzie żyją razem, tyle że bez prawnych zobowiązań.

Jakkolwiek potrzeba przynależności do zboru wydaje się oczywista pod względem społecznym, prawnym i emocjonalnym, to jednak pozostaje pytanie, czy jest ona konieczna także w świetle nauki biblijnej. Zanim sięgniemy do świętego tekstu zechciejmy jeszcze zauważyć, że Biblia niekoniecznie do końca dobitnie wypowiada się co do pewnych postaw i czynności, a jednak nie mamy wątpliwości, że są one słuszne i zgodne z wolą Bożą, bowiem Bóg już w akcie stworzenia wpisał je w naszą mentalność. Na przykład Biblia nie nakazuje, ani nie zabrania mężowi wręczać ukochanej żonie bukietu kwiatów, a jednak czyniąc tak mąż nie ma wątpliwości, że robi słusznie, chociaż literalnie rzecz biorąc, nie może powiedzieć, że robi biblijnie. Niemniej jednak Słowo Boże daje wyraźne świadectwo, że zbór, czyli określone grono jego członków, jest bliskie Jego sercu i stanowi obiekt Jego szczególnej troski i błogosławieństwa na ziemi. 

Zbór to wspólnota
Niektórzy mają taki stosunek do zboru jakby za każdym razem był on jedynie jednorazowym zgromadzeniem ludzi wierzących, którzy akurat tej niedzieli spotkali się w jednym miejscu, by oddać chwałę Bogu i posłuchać Słowa Bożego. Nowotestamentowy zbór nie może jednak być pojmowany w ten sposób. Wierzący zgromadzeni w kaplicy nie są jak pasażerowie autobusu albo konsumenci w barze, którzy chociaż w danej chwili znajdują się w tym samym miejscu i robią mniej więcej to samo, to jednak nie mają cech wspólnoty (wtedy nikogo to nie dziwi, że co chwila ktoś wchodzi, ktoś wychodzi i wcale nie musi tego tłumaczyć pozostałym gościom baru czy pasażerom autobusu). Wspólnota nie polega tylko na tym, że co jakiś czas ludzie znajdą się w tym samym pomieszczeniu. Owszem, wspólnota zgromadza się, może nawet wynająć autobus i odbyć wspólną podróż albo pójść razem do restauracji, ale charakter tego będzie już zgoła inny, bo wszyscy będą to robić razem, w sposób zorganizowany.

Zbór to wspólnota, a więc jej członkowie są ze sobą mocno związani. Wystarczy przyjrzeć się pierwszym zborom nowotestamentowym, aby mieć poprawny obraz tego, na czym ma polegać społeczność chrześcijan.

  • Byli razem, wszystko mieli wspólne, interesowali się wzajemnymi potrzebami i zaspokajali je, codziennie brali udział w publicznych zgromadzeniach a także spotykali się po domach (Dz 2,44-47),
  • ożywiał ich jeden duch i te same uczucia, nie było między nimi nikogo, kto by cierpiał niedostatek (Dz 4,32-35),
  • wspólnie wysyłali i przyjmowali posłańców z określoną misją (Dz 15,3-4),
  • mieli obowiązek rozsądzania swoich wewnętrznych spraw (1Ko 5,12-13),
  • w obrębie zboru posiadali swoje autorytety (1Ko 6,4),
  • jako zbór otrzymywali zarządzenia apostolskie (1Ko 7,17; 16,1),
  • mieli  określone zwyczaje (1Ko 11,16),
  • zgromadzali się (1Ko 11,18),
  • przesyłali sobie nawzajem zborowe pozdrowienia (1Ko 16,19),
  • udzielali innym zborom pomocy pieniężnej  (2Ko 11,8).
Takie i inne działania wymagają zażyłego, bliskiego i oddanego współdziałania grupy ludzi. Takiej relacji międzyludzkiej nie osiąga się tylko przez to, że przebywa się (choćby nawet regularnie) w jednym pomieszczeniu. Coś takiego na stałe jest możliwe tylko w ramach zboru, bowiem zbór - to zorganizowana społeczność ludzi, którzy z racji wiary w Chrystusa Pana są otwarci na innych, zainteresowani sobą nawzajem, gotowi i zdolni do wspólnych przedsięwzięć pod przewodnictwem starszych zboru.

Zbór jest adresatem Słowa Bożego i środowiskiem działania Ducha Świętego 
Większość ksiąg Nowego Testamentu jest zaadresowana do konkretnych zborów względnie do ich przywódców. Zmartwychwstały Pan Jezus Chrystus kieruje w Księdze Objawienia listy do siedmiu zborów (Obj 1,4.11). Duch Święty udzielał swoich darów w środowisku zborowym (1Ko 14) i przemawiał do zborów. Biblia wzywa: „Kto ma uszy niechaj słucha co Duch mówi do zborów” (Obj 2,7.11.17.29; 3,6.13.22). Przy końcu Biblii znajdujemy następujące stwierdzenie: „Ja, Jezus, wysłałem anioła mego, by poświadczał wam to w zborach. Jam jest korzeń i ród Dawidowy, gwiazda jasna poranna” (Dz 22,16).

Zbór składał się z konkretnych członków i określonej ich liczby
Już w dzień Pięćdziesiątnicy było jasne z ilu osób składa się pierwszy zbór chrześcijański (Dz 2,41). Odnotowywano liczebny rozwój zboru (Dz 2,47; 4,4; 6,7; 16,5). Było wiadomo kto należał do grona członków zboru, skoro można było prześladować i tępić zbór (Dz 8,1-3), oraz targnąć się na nich  i ich gnębić (Dz 12,1). Jak wynika z powyższych fragmentów Słowa Bożego, dotyczyło to konkretnych mężczyzn i niewiast, a nie ogólnej, bezimiennej grupy. Musiało być wiadomo, kto jest w zborze, a kto jest poza zborem (Dz 5,11-14; 1Ko 5,1-2; Kol 4,5; 1Ts 4,12; 3Jn 10).

Zbory były zorganizowane w określony sposób
Apostołowie rozsyłali do zborów zarządzenia odnośnie prawidłowej nauki (Dz 15,22-32), sposobu zbierania pieniędzy (1Ko 16,1), używania darów Ducha Świętego (1Ko 14,1-25), porządku podczas nabożeństwa (1Ko 14,26-40) a także dawali wskazówki personalne (Flm). Wyznaczali w zborach starszych (Dz 14,23) porządkowali życie zborów (Tt 1,5), pouczali przywódców zborów w różnych praktycznych sprawach (1Tm 5), spotykali się ze starszymi zboru (Dz 20,17-38) i z całym zborem (Dz 14,27). Zbory miały swoich starszych (Dz 11,30), nauczycieli i proroków (Dz 13,1), diakonów i diakonise (Rz 16,1; Flp 1,1) a nawet gospodarzy (Rz 16,23). To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby zbory były skupiskiem nieokreślonych bliżej, za każdym razem trochę innych osób. Tylko grono stałych członków zboru, stanowiących trzon jego działalności, pozwalało na takie uporządkowanie i zorganizowanie pracy Pańskiej.

Czy potrzebujemy formalnej przynależności do zboru?
Wczesne chrześcijaństwo z pewnością miało swoje praktyczne formy ustalania członkostwa w zborach, tak jak i dzisiejszy Kościół ze względów praktycznych nie może obyć się bez podstawowych rozwiązań formalnych w tym względzie, jednak nie formalne członkostwo jest podstawową kwestią w omawianej sprawie. Potrzebujemy rzeczywistej, a nie formalnej, przynależności do zboru. Nic nam po takich wierzących, którzy dopełnili formalności i to wszystko. Zbór to ludzie oddający siebie samych Bogu jako ożywionych z martwych, gotowych do wszelkiego dobrego dzieła, wrażliwych na potrzeby otoczenia, domyślnych i chętnych. I generalnie rzecz biorąc, tacy ludzie nie mają problemów ze sprawą formalnego członkostwa. Przychodzą do starszych zboru, zgłaszają chęć przyłączenia się do zboru i bez problemów włączają się w przyjęty w danym zborze porządek rzeczy. Są jednak i tacy (nie wiem czy nie ma ich coraz więcej?), którzy wprawdzie są widoczni w zborze ale dystansują się od formalnego członkostwa. Pozostają więc gośćmi zboru, a nie jego domownikami. I dopóki nie uporządkują tej sprawy, nie mogą być potraktowani we zborze jako swoi, jako gospodarze, opierając się tylko na tym, że długo już do zboru przychodzą. Podobnie zresztą jak dziewczyna nie może być uznana za żonę tylko dlatego, że już długo spotyka się ze swoim „ukochanym” chłopakiem, jeżeli nie chce zawrzeć z nim formalnego związku małżeńskiego.

Przywileje i obowiązki wynikające z przynależności do zboru
Niektórzy chrześcijanie nawet nie zdają sobie sprawy jak wiele tracą pozostając przez lata poza strukturą jakiegokolwiek zboru, albo chorobliwie broniąc w ten sposób swojej źle pojętej niezależności, albo bagatelizując tę sprawę i odkładając ją na potem. Wprawdzie każdy z nas z łatwością może wymienić szereg przywilejów i obowiązków członka zboru, ale pozwólcie, że wymienię przynajmniej niektóre z nich. 

Przywileje:
  • ochrona duchowa przed dowolnymi wpływami sił ciemności na nasze życie
  • prawo do opieki i posługi duchowej
  • pomoc w sytuacjach rzeczywistej potrzeby
  • prawo do dyscypliny duchowej
  • optymalne warunki do rozwoju osobistego w sferze intelektualnej, społecznej i emocjonalnej
  • przyjazny kontekst dla osobistych przeżyć z Bogiem
Obowiązki:
  • dbanie o dobre imię Zboru
  • udział w nabożeństwach zborowych
  • czynne uczestniczenie w życiu zborowym (zainteresowanie i angażowanie się w to, co Zbór organizuje)
  • współodpowiedzialność w zaspokajaniu materialnych potrzeb Zboru.
Ograniczę się do podkreślenia jednej tylko korzyści duchowej, a mianowicie bycia w obrębie Bożej owczarni, co daje wierzącemu stały dostęp do duchowego pokarmu i napoju oraz chroni go przed dowolnymi atakami diabła. W Psalmie 34,8 czytamy, że „Anioł Pański zakłada obóz wokół tych, którzy się go boją i ratuje ich”. Gdy apostoł Paweł pisze o wykluczeniu ze zboru, o usunięciu z grona zborowego zatwardziałego grzesznika poucza: „Oddajcie takiego szatanowi na zatracenia ciała, aby duch był zbawiony w dzień Pański” (1Ko 5,5). Pan Jezus w swoim nauczaniu porównywał grono swoich uczniów do tego co jest wewnątrz, a o wszystkich innych mówił, że są na zewnątrz. Ostrzegał, że synowie Królestwa mogą znaleźć się na zewnątrz (Mt 8,12) i że tym, którzy są na zewnątrz z wiadomego powodu naukę podaje się w podobieństwach (Mk 4,11). W Objawieniu czytamy, że błogosławieni, którzy mogli wejść przez bramy do miasta, bo na zewnątrz są psy i czarownicy, i wszetecznicy, i zabójcy, i bałwochwalcy, i wszyscy, którzy miłują kłamstwo i czynią je (22,14-15).

Z powyższych tekstów Słowa Bożego nasuwa się wniosek, że każdy chrześcijanin powinien dążyć do tego, by znaleźć się wewnątrz, jak najbliżej Pana, w społeczności Jego ludu. Tak jak przed nocą, zimnem, deszczem i różnym niebezpieczeństwem staramy się schronić wewnątrz mieszkania, tak chrześcijanin powinien zadbać o to, by duchowo schronić się przed duchowymi zagrożeniami ze strony świata. Jestem przekonanym, że związek z Chrystusem i pragnienie ukrycia się w Nim wyrażamy poprzez pozytywny stosunek do Jego zboru. Być w Chrystusie, to normalnie rzecz biorąc, należeć do zboru Pańskiego, nawet jeśli z powodu choroby, odległości itp. nasz udział w codziennym życiu zboru będzie bardzo ograniczony.

W świetle powyższego należy się spodziewać, że po przeżyciu duchowego odrodzenia i przyjęciu chrztu wiary każdy chrześcijanin zgłosi chęć przyłączenia się do lokalnego zboru Kościoła, aby zostać otoczonym stosowną troską duszpasterską i aby mieć prawidłowe warunki do duchowego rozwoju oraz życia na chwałę Bogu.

12 kwietnia, 2024

O co chodzi z tym braniem krzyża?

Krzyż w domu modlitwy stale przypomina nam o tym
Jest trochę chrześcijańskich pojęć, w rozumieniu których dość powszechnie rozmijamy się z prawdą. Należy do nich między innymi pojmowanie krzyża. „Kogo Bóg miłuje, temu krzyża nie żałuje” – mawiają ludzie, myśląc, że krzyżem należy nazywać cierpienia i przeciwności losu człowieka na ziemi. To prawda, że krzyż, jako narzędzie okrutnego sposobu uśmiercania pospolitych przestępców, od czasu ukrzyżowania Jezusa Chrystusa stał się ogólnie synonimem męki. Jednak w świetle Biblii widać, że idea krzyża ma inne znaczenie w duchowej rzeczywistości i bynajmniej nie chodzi w nim o fizyczną lub psychiczną męczarnię.

Prawdziwi chrześcijanie widzą w krzyżu wielką prawdę duchową o uśmiercaniu grzesznej natury człowieka. Od czasów upadku Adama i Ewy wszyscy przychodzą na świat skażeni grzechem i martwi duchowo. Są cieleśni, tzn. kierują się w życiu naturalnymi zmysłami i pragnieniami.  Do takich ludzi zresztą my wszyscy niegdyś należeliśmy. Targały nami żądze ciała, jego pragnienia i pomysły — byliśmy z natury warci gniewu, zupełnie tak, jak pozostali [Ef 2,3]. Potrzebne nam było radykalne odcięcie się od takiej przeszłości i duchowe odrodzenie do nowego życia. Jak to możliwe?

 Jestem ukrzyżowany razem z Chrystusem. Żyję już nie ja — żyje we mnie Chrystus [Ga 2,20] – napisał o sobie apostoł Paweł. Chrystus powołał go, by głosił dobrą nowinę, i to nie w mądrości słowa, aby krzyż Chrystusa nie utracił mocy. Gdyż Słowo o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, dla nas jednak, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą [1Ko 1,17-18]. Zgodnie z ewangelią, grzeszna natura człowieka przez wiarę w Jezusa Chrystusa zostaje uśmiercona, a do życia powstaje nowy człowiek. Tak więc kto jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem. Stare przeminęło — i nastało nowe! [2Ko 5,17].  

Sposób na nowe życie został raz na zawsze określony śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa. Bo jeśli jesteśmy złączeni z Nim w podobieństwie Jego śmierci, tym bardziej będziemy — w zmartwychwstaniu, wiedząc, że nasz stary człowiek został razem z Nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało zniszczone i abyśmy już dłużej nie byli zniewoleni przez grzech. Kto bowiem umarł, stał się wolny od grzechu. Jeśli zaś umarliśmy z Chrystusem, wierzymy, że też z Nim będziemy żyć, mając świadomość, że wzbudzony z martwych Chrystus już nie umrze, śmierć już nad Nim nie ma władzy. Gdy bowiem umarł, dla grzechu raz na zawsze umarł, a gdy żyje — żyje dla Boga. Podobnie i wy zaliczajcie siebie do umarłych dla grzechu, a jednocześnie do tych, którzy żyją dla Boga w Chrystusie Jezusie [Rz 6,5-11].

Dlatego Jezus Chrystus, jeszcze przed ukrzyżowaniem zwrócił się do wszystkich: Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się wyrzeknie samego siebie, bierze swój krzyż na siebie codziennie i naśladuje Mnie [Łk 9,23]. Kto nie bierze swojego krzyża i nie idzie za Mną, nie jest Mnie wart [Mt 10,38]. Brać swój krzyż – to znaczy umierać dla grzechu i żyć dla Boga! To jedyny sposób na to, by żyć wiecznie. Codziennie trzeba nam to duchowe prawo stosować. A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało wraz z jego namiętnościami oraz pragnieniami [Ga 5,24]. W tak rozumianym braniu krzyża nie ma nawet cienia porażki. Co do mnie zaś, nie będę się czymkolwiek szczycił, chyba że krzyżem naszego Pana Jezusa Chrystusa, na którym świat został dla mnie ukrzyżowany — a ja dla świata [Ga 6,14].

07 kwietnia, 2024

Kościoły Boże takiego zwyczaju nie mają

Jeśli Bóg pozwoli, to w najbliższych miesiącach w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE odbędzie się kilka uroczystości, w tym cztery ślubowania małżeńskie. Po co chrześcijanie potrzebują urządzania takich podniosłych chwil? Dlaczego na taką okoliczność zwołujemy uroczyste zgromadzenie w domu modlitwy? Dlaczego zgodnie z charakterem wydarzenia dekorujemy salę zgromadzeń, dbamy o oprawę muzyczną i stosownie się ubieramy? Dlaczego niejednakowo wszyscy mogą zbór nauczać lub pełnić w nim posługę przy chrzcie, ślubie czy Wieczerzy Pańskiej?

Zdarza się, że niektórzy ludzie, a czasem i całe wspólnoty, nie przykładają do tej sprawy większej uwagi. Twierdzą, że liczy się dla nich wyłącznie to, co dzieje się w sercu człowieka. Nie ma dla nich znaczenia, kto, gdzie, jak i przez kogo został ochrzczony. Nie stawiają żadnych wymagań, co do udziału w Wieczerzy Pańskiej. Nie uznają żadnej zwierzchności kościelnej. Nie widzą potrzeby ordynacji tj. specjalnej modlitwy z włożeniem rąk starszych Kościoła, w celu wyznaczenia konkretnych osób do posługi duchowej w kościele lokalnym. Czy taki sposób myślenia znajduje poparcie w nauce apostolskiej? Czy rzeczywiście Biblia nie stawia żadnych wymagań osobom posługującym w imieniu Jezusa Chrystusa? Czy działalność każdego człowieka ma być przez nas uznawana, bo zaczął nazywać się pastorem bądź liderem? Jak wygląda ta kwestia w świetle Biblii? 

Najpierw zwróćmy uwagę na to, w jaki sposób sam Bóg podchodził do ważnych wydarzeń pośród Jego narodu. Niewątpliwie takim wydarzeniem było zawarcie z Izraelitami przymierza na Synaju. Wcześniej Bóg wezwał ludzi, by się do tego odpowiednio przygotowali. Mieli wyprać szaty, zadbać o czystość rytualną, zgromadzić się w określonym miejscu oraz dać posłuch poleceniom Mojżesza i Aarona. Przymierze z Bogiem to poważna sprawa. Bóg nadał temu wydarzeniu bardzo wysoką rangę. Później, po dotarciu do Ziemi Obiecanej, miało miejsce odnowienie przymierza z Bogiem. Jozue zgromadził w Sychem wszystkie plemiona Izraela. Wezwał tam starszych ludu, jego naczelników, sędziów i przełożonych, i ci stawili się przed Bogiem (…)  I lud wyznał wobec Jozuego: Będziemy służyć PANU, naszemu Bogu, i będziemy posłuszni Jego głosowi. Tak to Jozue zawarł tego dnia przymierze w imieniu ludu i nadał ludowi w Sychem ustawy oraz prawa [Joz 24,1-25].

Biblia wskazuje, że zawieranie przymierza z Bogiem miało charakter podniosły i uroczysty. Właśnie tak w Kościele podchodzimy do chrztu wiary, rozumiejąc go jako zawarcie przymierza z Panem Jezusem Chrystusem. To jedna z najdonioślejszych chwil w życiu chrześcijanina. Chrzest nie powinien więc odbywać się w atmosferze rozrywkowego happeningu i byle jak. Dlatego wśród prawdziwych chrześcijan praktykowany jest katechumenat, dzięki któremu nowo nawróceni mają możliwość, by do zawarcia przymierza z Panem odpowiednio się przygotować. Przygotowuje się do chrztu również cały zbór Boży, zwołując uroczyste zgromadzenie. Katechumeni ubierają się w białe szaty, symbolizujące ich oczyszczenie z grzechów i zapraszają swoich znajomych, aby przed nimi złożyć publiczne świadectwo, że  rozpoczynają nowe życie z Jezusem. Aktu chrztu dokonują starsi zboru, mający do takiej posługi duchowe kwalifikacje, wynikające z nauki apostolskiej [patrz: 1Tm 3; Tt 1].

Przyjrzyjmy się również temu, jakie polecenia w zakresie sprawowania służby Bożej wydał Bóg Izraelitom jako swemu narodowi wybranemu. Otóż posługa duchowa w Izraelu była zorganizowana nader szczegółowo. Regulowały ją przykazania Boże, których skrupulatnie należało przestrzegać. Ważne było miejsce sprawowania służby Bożej, nieprzypadkowy był też ubiór osób pełniących służbę. Ściśle określone były także poszczególne czynności i sposoby oddawania chwały Bogu poprzez muzykę i składane ofiary. Kto ważył się w tej służbie zrobić coś samowolnie, ten natychmiast spotykał się z Bożym sprzeciwem [Patrz: 3Mo 10; 2Krn 26,18-21]. 

Dzięki opisom biblijnym możemy także dziś wiedzieć, że dla Boga na pewno nie jest to obojętne, jak, gdzie i przez kogo służba Boża jest pełniona. Czasy Starego Przymierza bardzo dobrze ukazują nam charakter Boga i Jego upodobania. Trzeba nam to mieć na uwadze także w okresie Nowego Przymierza. Bóg nigdzie nie powiedział, że z czasem zmieniają się Jego upodobania lub oczekiwania względem ludu Bożego. Wręcz przeciwnie, Pismo mówi nam o Jego niezmienności. Tak, Ja PAN, nie zmieniam się [Mal 3,6]. Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. Owszem, już nie obowiązują nas szczegółowe przepisy dotyczące służby ofiarniczej w świątyni, bo ta - za sprawą ofiary Chrystusa - bezpowrotnie ustała, lecz wszystkie zasady sprawowania służby Bożej wciąż obowiązują, także w dzisiejszym Kościele.

Dobrym przykładem tego, że w czasach biblijnych przykładano wagę do zewnętrznego wydźwięku ważnych wydarzeń, może być także powoływanie ludzi do pełnienia różnych zadań wpośród ludu Bożego. W Izraelu uroczyście wyświęcano do służby kapłanów i lewitów oraz w podniosły sposób intronizowano królów. Nauka apostolska głosi, że w okresie wczesnego Kościoła z nałożeniem rąk apostołów i starszych następowało powoływanie braci do służby duchowej. Nikt samozwańczo nie pełnił służby w Kościele [Patrz: Dz 13,1-3; Dz 14,23; 1Tm 4,14; Tt 1,5]. Nikt też i w dzisiejszym Kościele nie ma mandatu do głoszenia tego, co przychodzi mu do głowy i do nauczania ludzi na własną rękę. Przede wszystkim pamiętajcie, że nie można dowolnie wyjaśniać żadnej wypowiedzi proroka w Piśmie [2Pt 1,20]. Apostołowie dbali o spójność i zgodność nauki Chrystusowej poprzez przekazywanie posługi nauczania odpowiednim osobom. A to, co usłyszałeś ode mnie - wobec wielu świadków - przekazuj ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni nauczać także innych [2Tm 2,22].

Nowy Testament dostarcza nam szerokiej wiedzy na temat sprawowania służby duchowej we wczesnym Kościele. Apostołowie wydawali zborom konkretne zarządzenia. Pisali listy do poszczególnych wspólnot, instruując je i zachęcając do trwania w nauce apostolskiej. Wy tedy, gdy się schodzicie w zborze, nie spożywacie w sposób należyty Wieczerzy Pańskiej. Każdy bowiem zabiera się niezwłocznie do spożycia własnej wieczerzy i skutek jest taki, że jeden jest głodny, a drugi pijany. Czy nie macie domów, aby jeść i pić? Albo czy zborem Bożym gardzicie i poniewieracie tymi, którzy nic nie mają? Co mam wam powiedzieć? Czy mam was pochwalić? Nie, za to was nie pochwalam. Albowiem ja przejąłem od Pana to, co wam przekazałem, że (...) A zarządzenie co do pozostałych spraw wydam, gdy przyjdę [1Ko 11,20-34]. Czytając listy apostolskie wyczuwa się troskę zarówno o zdrową doktrynę, której zagrażali fałszywi nauczyciele,  jak i o należyte praktykowanie chrześcijańskiej pobożności. Zborowi korynckiemu trzeba było nawet napisać: Czy Słowo Boże od was wyszło, albo czy tylko do was dotarło? Jeśli ktoś uważa, że jest prorokiem albo człowiekiem duchowym, to niech weźmie pod uwagę, że to, co wam piszę, jest nakazem Pana. Jeśli ktoś tego nie chce uznać, to sam już stracił uznanie [1Ko 14,36-38].

Żyjemy w czasach, gdy służba duchowa, zorganizowana i podlegająca duchowemu zwierzchnictwu, w wielu środowiskach chrześcijańskich znalazła się w całkowitej niełasce. Charyzmatyczne środowiska ruchu nowo apostolskiego odrzucają dotychczasowe zasady i formy służby, ogłaszając zmierzch kościoła instytucjonalnego. Już nie tylko w tych kręgach każdy może samego siebie ogłosić pastorem, prorokiem i nauczycielem. Zazwyczaj nowe przedsięwzięcia i zmiany miejsca służby są uzasadnianie prowadzeniem Ducha, więc mało kto ma odwagę, by kwestionować taką działalność. Hasła brzmią podobnie jak niegdyś, w czasie buntu przeciwko zwierzchnictwu Mojżesza i Aarona. Dosyć tego! — powiedzieli. — Całe zgromadzenie, wszyscy ci ludzie są święci i PAN jest pośród nich. Dlaczego więc wynosicie się nad społeczność PANA? [4Mo 16,3]. Ambicje liderskie owocują tym, że jak grzyby po deszczu wyrastają wciąż nowe społeczności. Uczestnicy spotkań tych nieformalnych „kościołów domowych” są pozyskiwani przeważnie wśród niezadowolonych członków istniejących zborów oraz wśród osób silnie nastawionych na niezależność i robienie wszystkiego wg tego, co sami uważają za słuszne. Przywódcy owych grup nie podlegają żadnemu zwierzchnictwu duchowemu, a jeśli już, to zazwyczaj komuś, kogo sami sobie obrali i uznali za swój autorytet.

W Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w Gdańsku, gdzie mam przywilej sprawować posługę duszpasterską, dbamy o powagę służby Bożej i trzymamy się apostolskich zasad jej sprawowania, zgodnie ze Słowem Bożym - a wszystko niech się dzieje w sposób godny i uporządkowany [1Ko 14,40]. Jako starsi zboru podlegamy zwierzchnictwu prezbitera okręgowego i Naczelnej Rady Kościoła, co dodatkowo zabezpiecza nasz zbór przed zbłądzeniem. Służbę w zborze sprawują bracia ordynowani i upoważnieni do tego przez starszych Kościoła. Nabożeństwo, chrzest, ślub, pogrzeb, Wieczerza Pańska – to bardzo ważne chwile w życiu wspólnoty, poprzez które nie tylko wyrażamy bojaźń Bożą i szacunek do sprawowanej służby. W ten sposób wydajemy też świadectwo wiary otaczającemu nas światu. Takie są nasze przekonania wynikające z nauki Słowa Bożego. Tak pojmujemy i praktykujemy posługę duchową. A jeśli ktoś z tym wywodem się nie zgadza, niech wie, że ani my, ani kościoły Boże takiego zwyczaju nie mamy [1Ko 11,16].

02 kwietnia, 2024

Mądrość poniewczasie

Na początku tegorocznej wiosny odkryłem, że - nieliczne wcześniej i cieszące oko okazy ziarnopłonu wiosennego na kościelnym trawniku -  w ciągu jednego roku przerodziły się w całkiem pokaźne rozłogi tej rośliny. Ziarnopłon wiosenny jest bowiem rośliną bardzo inwazyjną. Początkowo zbagatelizowałem go zupełnie. Ba, nawet cieszyłem się nim, bo jest jednym z pierwszych zwiastunów wiosny. Jednakże dziś już wiem, że zlekceważenie chociażby pojedynczego gniazda ziarnopłonu, po niedługim czasie oznacza konieczność podjęcia niełatwej walki z tym chwastem. Ziarnopłon bowiem dość szybko zaczyna dominować. Wiosną rozwija się przed innymi roślinami, co daje mu przewagę w rywalizacji o przestrzeń i światło. Wypiera więc inne rośliny, a że jest toksyczny, ma ostry i gorzki smak, ogranicza też użyteczność trawnika jako miejsca wypasu. Nietypową właściwością jaskra wiosennego (bo tak też jest nazywana ta roślina) jest i to, że jego pierwsze listki wczesną wiosną są podobno smaczne i nawet można z nich przygotować sałatkę. Niestety, z upływem dni stają się szkodliwe zarówno dla ludzi, jak i zwierząt.

Tak bywa też ze społecznością lokalnego zboru Kościoła. Gdy na jednolitej łące wspólnoty pojawia się jakaś nowa, barwna postać, zwykliśmy przyjmować ją z radością, w nadziei, że wniesie coś pozytywnego w życie całej kongregacji. I czasem, rzeczywiście tak bywa. Ileż to już razy cieszyłem się z powodu przyłączenia się do zboru takich "jaskrawo pięknych kwiatków". Niestety, zbyt często i szybko może się też okazać, że mamy do czynienia z ludźmi toksycznymi, a do tego nastawionymi inwazyjnie. Wtedy wcześniejsza radość przeradza się w zmartwienie i staje się duchowym problemem wspólnoty. 

Jak usuwać ziarnopłon wiosenny z trawnika? W przypadku jego inwazji na małą skalę najlepszym sposobem jest wyciągnięcie całej rośliny z ziemi. Koniecznie trzeba wykopać również cebulki, ponieważ roślina rozmnaża się wegetatywnie i będzie dalej rozprzestrzeniać się z pozostałych cebul lub części rośliny. Dziwne i niezrozumiałe w tej operacji wydaje się to, że paradoksalnie niektórzy jaskier wiosenny specjalnie sadzą w swoim ogrodzie dla ozdoby i miłego wrażenia, jaki wytwarza on wczesną wiosną. Tylko osoby dbające o bezpieczeństwo i praktyczną użyteczność, rozumieją i popierają walkę z jaskrem wiosennym, raczej w ogóle go nie chcąc w swoim ogrodzie.

Obecność toksycznych osób w lokalnej wspólnocie Kościoła jest tym kłopotliwsza, im jaskrawiej i milej wyglądają oni na tle innych, niedostatecznie rozwiniętych jeszcze chrześcijan. Początkowo bowiem mogą uchodzić oni za prawdziwy dar dla zboru i dopiero po pewnym czasie ujawnia się ich niezdrowy wpływ. Biblijnym przykładem, że takich wpływów nie wolno lekceważyć, jest apostolska wskazówka udzielona Tymoteuszowi. A pospolitej, pustej mowy unikaj. Ci, którzy się nią posługują, będą się pogrążać w jeszcze większej bezbożności. Ich nauka będzie szerzyć się jak gangrena. Do nich należą Hymeneusz i Filetos. Rozminęli się oni z prawdą i głoszą, że zmartwychwstanie już się dokonało. W ten sposób podważają wiarę niektórych [2Tm 2,16-18]. Czy tego typu ludziom można pozwolić na swobodną działalność w Kościele?

Czy nie wiecie, że odrobina zakwasu odmienia stan całego ciasta? [1Ko 5,6] - głosi Biblia. Przykościelny trawnik tej wiosny dotkliwie potwierdził mi tę prawdę.  

19 marca, 2024

Porządek we wspólnocie

Na nowo zadziwiam się w tych dniach nad organizacją wędrówki Izraela do Kanaanu. Sześćset tysięcy samych mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci. Jak ogarnąć taki tłum, by zgodnie wędrował do celu? Bóg nie pozostawił tej sprawy własnemu biegowi i przypadkowym rozwiązaniom. Ogłosił Izraelitom zarządzenia dotyczące zarówno postoju jak i marszu. 

Gdy mieli rozłożyć obóz, to najpierw, pośrodku wskazanego miejsca, plemię Lewiego ustawiało Namiot Spotkania oraz swoje namioty wokoło niego. Po wschodniej stronie Przybytku rozkładało się plemię Judy, Zebulona i Issachara. Od strony południowej plemię Rubena, Symeona i Gada. Na zachód od Namiotu rozbijali namioty Efraimici, Manassesyci i Beniaminici. Od strony północnej plemię Dana, Aszera i Naftaliego. 

Porozumiewano się przy pomocy sygnałów dźwiękowych dwóch trąb. Gdy przeciągle zagrały obydwie trąby, to oznaczało, że ma się zejść cała wspólnota. Dźwięk jednej oznaczał zwołanie przywódców. Kapłani określonym dźwiękiem trąb ogłaszali też np. rozpoczęcie różnych świąt czy wymarsz do boju. Sygnał do zwijania obozu dawano dźwiękiem urywanym. Wtedy najpierw zwijała się wschodnia strona obozowiska. Po nich część Lewitów niosąc Namiot Spotkania. Przy kolejnym sygnale przerywanym zwijali się wszyscy obozujący na południe od Przybytku. Następnie wyruszali Kehatyci niosący święte wyposażenie Przybytku. Potem ruszała zachodnia część obozowiska, a na końcu północna. Wszystko odbywało się w określonym porządku.

 Nie inaczej jest z życiem i działalnością chrześcijańskiego zboru. Nauka apostolska tzn. pisma Nowego Testamentu, stanowią konkretną instrukcję, jak zbór powinien być zorganizowany. Gdyby jednak przyjście moje się odwlokło, to masz wiedzieć, jak należy postępować w domu Bożym, który jest Kościołem Boga żywego, filarem i podwaliną prawdy [1Tm 3,15] - pisał apostoł Paweł do jednego z przywódców. Wszystko jest napisane. Jak mamy się zachowywać względem siebie nawzajem. Jak postępować z ludźmi spoza wspólnoty. Kto faktycznie jest starszym Zboru itd. Nawet sam przebieg zgromadzenia chrześcijan nie powinien być przypadkowy. A wszystko niech się odbywa godnie i w porządku [1Ko 14,40].

14 marca, 2024

Czyńmy starania, aby ich nie zabrakło!

Na czas wędrówki Izraela do Ziemi Obiecanej Bóg szczegółowo określił, kto i jak ma się zajmować służbą związaną z Przybytkiem. Poza synami Aarona, którzy sprawowali posługę kapłańską, trzem rodom Lewitów wyznaczono szczegółowe zadania pomocnicze: Kehatyci mieli troszczyć się o święte wyposażenie. Gerszonici o zasłony i okrycia. Meraryci o elementy konstrukcyjne Namiotu Zgromadzenia. Cały zespół liczył łącznie 8580 mężczyzn w wieku 30-50 lat.

Nie od dzisiaj szczególnie porusza mnie instrukcja dotycząca Kehatytów: "A do służby synów Kehata w Namiocie Zgromadzenia  należeć będzie troska o rzeczy najświętsze" [4Mo 4,4]. "I przemówił Pan do Mojżesza i do Aarona tymi słowy: Nie dopuśćcie, by plemię rodowe Kehatytów zostało wytracone spośród Lewitów, a raczej dołóżcie starań, aby utrzymali się przy życiu i nie poginęli" [4Mo 4,17-19]. Bóg polecił szczególną troskę o tych, którzy zajmowali się rzeczami najświętszymi, a więc o kapłanów, wywodzących się z rodu Kehatytów oraz o lewitów z tej samej rodziny, odpowiadających za wyposażenie miejsca świętego i najświętszego.

Powyższe Słowo Boże udziela ważnej wskazówki, mającej swe zastosowanie także w dzisiejszej działalności Kościoła. Powinnością  wszystkich wiernych jest dbałość o braci posługujących w Kościele.  Zazwyczaj skupiamy się na tym, aby nie zabrakło w nim pastorów, kaznodziejów Słowa Bożego i duszpasterzy. Gdy jednak wszyscy pragną być na świeczniku i są nastawieni na zajmowanie się tylko sprawami najważniejszymi, powoli wymiera grono pomocników, od których zależy powodzenie całej posługi Kościoła. Stąd zadaniem przywódców Zboru jest ustawiczna troska o to, aby nigdy nie zabrakło w nim też osób pełniących służbę pomocniczą.

Bracia i Siostry! Módlmy się i czyńmy starania, aby - po pierwsze - nigdy nie zabrakło nam prawdziwych duszpasterzy i kaznodziejów Słowa Bożego. Po drugie - nie pastwmy się widokiem pastora, który sam wszystko przygotowuje i wszystkim sam się zajmuje podczas zgromadzenia. Proponujmy mu pomoc. Zgłaszajmy się do służby pomocniczej, bo - jak wynika ze Słowa Bożego - Bogu zależy na tym, abyśmy i my zawsze w niej byli obecni. A pastorom doradzam: Nie róbcie wszystkiego sami. Zapraszajcie innych do posługi w zborze i doceniajcie ich pomoc. W porę dołóżcie starań, by nie wyginęli wam ludzie chętnie angażujący się w służbę. 

12 marca, 2024

Tylko piętnaście sykli, a jednak...

Chyba każdemu zależy na poczuciu własnej wartości. Przyjemnie jest słyszeć, że jesteśmy dla kogoś cenni i potrzebni. Trudniej przyjmujemy do wiadomości prawdę o zmniejszaniu się naszej użyteczności. Dzisiaj rano przeczytałem w Biblii, że gdybym żył w starożytnym Izraelu, to aktualna wartość mojej osoby wynosiłaby piętnaście sykli srebra. Szacowanie wartości osoby dokonywano na podstawie jego wydajności jako siły roboczej, zależnej od wieku i płci. Jeśli będzie to ktoś od sześćdziesiątego roku życia wzwyż, to za mężczyznę twoja wycena wyniesie piętnaście sykli, a za kobietę dziesięć sykli [3Mo 27,7]. Wagowo to zaledwie 165 g, co w przeliczeniu na dzisiejszą cenę srebra daje kwotę 540 zł. Równie słabo wypada moja wartość w ujęciu monetarnym. Przyjmując, że przeciętnie za roboczodniówkę w czasach biblijnych płacono denara, a na jednego sykla składały się 2 denary, rozumiem, że - wg wspomnianej wyceny kapłańskiej - znaczę mniej więcej tyle, co przeciętne wynagrodzenie za trzydzieści dni pracy. Dodajmy, że zaledwie pięć lat temu ten sam fragment Pisma mówił mi, że moja wartość wynosi aż 50 sykli!

 Gdybym w dzisiejszym czytaniu Biblii ograniczył się do przeczytania ostatniego rozdziału Księgi Kapłańskiej - biorąc też pod uwagę ponurą dziś pogodę - mógłbym się podłamać z powodu tak znaczącego spadku mojej wartości. Na szczęście chronologiczny plan czytania Biblii przeniósł mnie do Księgi Psalmów, gdzie przeczytałem: W Tobie pokładam ufność od najmłodszych lat. Na Ciebie byłem zdany już od urodzenia. (...) Nie odrzucaj mnie w czasie starości, nie opuszczaj, gdy wyczerpią się me siły [Ps 71,5b-9]. Spadek mojej wartości jako zwyczajnego człowieka nie oznacza dla mnie samotności i liczenia na własne siły. Bóg przecież obiecał: Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę [Hbr 13,5].

Świadomość spadku mojej doczesnej wartości, słabnące siły i zmniejszająca się użyteczność społeczna ma swoją dobrą stronę. Po pierwsze, wpływa mobilizująco na młodsze pokolenie, bez czego trudno byłoby zachować ciągłość służby duchowej i prawidłowość funkcjonowania lokalnej wspólnoty Kościoła. Cieszę się widząc, jak mój syn wraz z całym gronem młodszych ode mnie braci i sióstr, włączają się w pracę na rzecz Królestwa Bożego i przejmują odpowiedzialność za Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE. Już teraz widać to gołym okiem, że nasz zbór to społeczność wielopokoleniowa, której dalsze funkcjonowanie nie stanie pod znakiem zapytania z chwilą odejścia jej założycieli. Tej radości doznaję coraz pełniej.

Z drugiej strony, moje wylądowanie w sektorze z wartością piętnastu sykli, stopniowo przenosi mnie myślami do miejsca mojego przeznaczenia i pomaga mi w przygotowaniach do spotkania z moim Zbawicielem i Panem, Jezusem Chrystusem. Im więcej rozmyślam o niebie, tym mniej jestem przywiązany do ziemi. Im więcej skupiam się na atmosferze, chwale i całej charakterystyce Królestwa Bożego, tym bardziej pragnę być już tam, a nie tutaj. Coraz częściej ekscytuję się myślą, że pewnego dnia wprawdzie zgrzytnie nieco hamulec mojego pociągu życia, lecz jednocześnie otworzą się drzwi i wyjdę na rajski peron, kończąc ziemską podróż. Alleluja!

08 marca, 2024

Czy to mądry pomysł?

Biblijny król Salomon zasłynął z nadzwyczajnej mądrości. Chyba wszyscy o tym wiedzą. Otrzymał od Boga ten dar w dniach, gdy przejmował po swoim ojcu, Dawidzie, rozkwitające królestwo Izraela. Wkrótce zyskał - nie tylko we własnym narodzie - wielkie uznanie. Oto fragment Pisma Świętego, który jednoznacznie o tym świadczy:

Gdy więc królowa Saby przekonała się o całej mądrości Salomona, obejrzała pałac, który zbudował, posmakowała potraw przy jego stole, zapoznała się z gronem jego podwładnych, przyjrzała się sprawności i ubiorom jego służby, strojom jego podczaszych, wzięła udział w ofierze całopalnej, którą złożył w świątyni PANA, nie mogła wyjść z podziwu! W końcu powiedziała do króla: Prawdą były te wieści, które usłyszałam u siebie, o twoich wypowiedziach i o twojej mądrości. Nie wierzyłam jednak tym wieściom, dopóki nie przybyłam i na własne oczy nie zobaczyłam tego wszystkiego. Nie powiedziano mi nawet połowy tego, co tutaj widzę! Jesteś o wiele mądrzejszy, niż głoszą o tobie wieści! Jakże szczęśliwi są twoi poddani, jakże szczęśliwi są ci twoi słudzy, którzy wciąż stają przed tobą i mogą słuchać twojej mądrości! Niech będzie błogosławiony PAN, twój Bóg, który cię sobie upodobał i posadził na swoim tronie, jako króla panującego w imieniu PANA, swojego Boga. To dzięki miłości Boga do Izraela, aby na wieki utwierdzić ten kraj, On ustanowił cię królem, abyś stosował prawo i sprawiedliwość [2Krn 9,3-8].

Salomon, pomimo tak wielkiej mądrości, popełnił jednak błąd. Zaczął podążać za swoimi spojrzeniami. Czegokolwiek zapragnęły moje oczy, pozwalałem im oglądać z bliska. Nie odmawiałem sobie najmniejszej radości! [Kzn 2,10]. Domy, winnice, ogrody i parki, sady, stawy, rozmaite zwierzęta, stajnie pełne koni, ogromna ilość kosztownych dzieł sztuki i rozkosz synów ludzkich - kobiety i kochanki [Kzn 2,8]. Ustanowiony przez Boga po to, by stosować prawo i sprawiedliwość, z czasem przestał się przejmować Jego wskazówkami. Zatracił się w swoich wciąż nowych pragnieniach. Poniewczasie zrozumiał, że pożądliwość oczu nie ma granic. Świat umarłych jest nienasycony — i nienasycone są oczy człowieka [Prz 27,20]. 

Codziennie, zwłaszcza w obecnych czasach, wzrok nasz wielokrotnie pada na to, co wygląda dla nas bardzo atrakcyjnie i pociągająco. Oczywiście, w samym spojrzeniu nie musi od razu być coś złego. Problem pojawia się wówczas, gdy to, na co patrzymy, rozbudza naszą wyobraźnię i staje się obiektem naszych niezdrowych pragnień. W takim przypadku ujawnia się choroba naszego serca. Źródłem pokus człowieka są jego własne żądze. To one go pociągają i nęcą [Jk 1,14] - objaśnia Biblia. Niezależnie więc od tego, czy nasze serce już jest mocno zainfekowane, czy też dopiero zaczyna się zanieczyszczać, trzeba czym prędzej zawołać: Czyste serce stwórz we mnie, o Boże, prawość ducha odnów w moim wnętrzu [Ps 51,10]. 

Oczy Salomona nie od początku rządziły jego życiem. W pierwszych latach swego królowania postępował jak trzeba. Gdy jednak zaprzestał swym oczom odmawiać czegokolwiek, czego tylko zapragnęły, powoli jego serce zaczęło odwracać się od Boga. Dobrze znał przykazanie obowiązujące króla: Niech jednak król nie gromadzi zbyt wiele koni, niech nie kieruje ludu z powrotem do Egiptu, by rozbudować konnicę, ponieważ PAN powiedział: Nie wkraczaj już więcej na tę drogę. Niech też nie poślubia sobie wielu żon, by jego serce nie popadło w odstępstwo, a także niech nie gromadzi zbyt wiele srebra i złota [5Mo 17,16-17]. Czy wytrwał w posłuszeństwie Słowu Bożemu? Kto czyta Biblię, ten wie, że z czasem Salomon złamał wszystkie te przykazania i to na wielką skalę.

Nie jest to mądry pomysł, aby na to, co wpadnie nam w oko, przekierowywać swoje życie. Nauka apostolska brzmi jednoznacznie. Nie kochajcie świata ani tego, co go napędza. Kto darzy miłością świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo to wszystko, co steruje światem: żądze ciała, żądze oczu oraz pycha życia, nie pochodzi od Ojca. To należy do świata. Świat natomiast przemija, a wraz z nim jego żądze. Ten zaś, kto pełni wolę Boga, trwa na wieki [1Jn 2,15-17].

01 marca, 2024

Czapki z głów!

Dlaczego czapki z głów? Najogólniej dlatego, że w kulturze Zachodu zdejmowanie nakrycia głowy wynika z savoir vivre, tzn. sztuki dobrej maniery. Mężczyzna powinien zdjąć czapkę w pomieszczeniu, w trakcie oficjalnych uroczystości, podczas odgrywania hymnu państwowego, w kościele oraz podczas pogrzebu. Dżentelmen zdejmuje czapkę, gdy jest przedstawiany drugiej osobie – a już na pewno, osobie starszej. Przede wszystkim, każdy bez względu na płeć i wiek, powinien odłożyć nakrycie głowy w trakcie posiłku. To prosta zasada dobrego wychowania, praktykowana w większości domów. 

Czapki z głów! - mówimy, gdy chcemy wobec kogoś wyrazić wielki szacunek i podziw - poucza słownik języka polskiego. O, tak! Zdjęcie nakrycia głowy ma w tym swoją wymowę. Nie do pomyślenia jest nie zdjąć czapki przed wejściem do gabinetu ważnej dla nas osobistości. Tym bardziej pamiętamy o tym, gdy wchodzimy do domu Bożego! Zdjęcie czapki w zgromadzeniu chrześcijańskim wynika ze zrozumienia, że przychodząc do domu modlitwy, stajemy przed Synem Bożym, Jezusem Chrystusem! Przecież każde nabożeństwo odbywa się przy obecności Chrystusa Pana i ku Jego czci! Żadne ludzkie maniery, artystyczny image, a tym bardziej chęć łamania stereotypów, nie mają prawa tu zagórować nad zwyczajowym okazaniem respektu i czci dla Boga. Poprzez zdjęcie czapki również.

Nauka apostolska przedstawia mężczyznom też inny argument przemawiający za zdjęciem przez nich nakrycia głowy w kościele. Każdy mężczyzna, który się modli albo prorokuje z nakrytą głową, hańbi głowę swoją [1Ko 11,4]. Mężczyzna bowiem nie powinien nakrywać głowy, gdyż jest obrazem i odbiciem chwały Bożej [1Ko 11,7]. Czy można to jednoznaczniej powiedzieć? Jakie - wobec tych natchnionych słów - argumenty może mieć chrześcijanin, który w kapeluszu bądź czapce bierze udział w uwielbianiu Boga podczas nabożeństwa, a nawet je prowadzi?! Wyluzowany muzyk z czapką na głowie w trakcie uwielbiania Boga w kościele, to zaledwie "czubek góry lodowej", to tylko mały symptom wywrotowej, żeby nie powiedzieć perwersyjnej, działalności niektórych społeczności, wypaczającej biblijny charakter zgromadzenia świętych. 

Wielkim problemem współczesnego chrześcijaństwa staje się samowola, nieposłuszeństwo Słowu Bożemu, a przy tym dziwaczne przekonanie, że przyjmując luzacką postawę i lekceważąc dotychczasowe zwyczaje chrześcijańskie, można podobać się Bogu. Syn czci ojca, a sługa swego pana. Więc jeśli Ja jestem Ojcem, to gdzie jest dla Mnie cześć? I jeśli Ja jestem Panem, to gdzie lęk przede Mną? PAN Zastępów mówi to do was, kapłani, lekceważący me imię! [Ml 1,6]. Kościół Boży jest i ma pozostać święty. Czy nie wiecie, że jesteście przybytkiem Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeśli ktoś niszczy przybytek Boga, tego zniszczy Bóg, gdyż przybytek Boga jest święty, a wy właśnie nim jesteście [1Ko 3,16-17].

Społeczność chrześcijan w Koryncie wymagała wielu ostrych napomnień, ale wciąż była przybytkiem Boga. A czy o niektórych współczesnych społecznościach można jeszcze mówić, że są Kościołem Jezusa Chrystusa? 

29 lutego, 2024

Poczuj się znów serdecznie kochany

Na użytek tego rozważania spróbuj wspomnieć sobie jakąś piękną chwilę, gdy czułeś się naprawdę kochany. OK? Chciałbyś dzisiaj tak się znowu poczuć? Oto fragment biblijnego proroctwa, świadczącego, że jest to możliwe.

Uleczę ich odstępstwo, pokocham z całą chęcią, gdyż odwrócił się od nich mój gniew. Będę dla Izraela jak rosa, rozkwitnie jak lilia i zapuści korzenie jak Liban. Strzelą jego gałązki i będzie dorodny jak oliwka, a swoją woń wyda jak Liban. W Jego cień wrócą mieszkańcy, zaczną uprawiać zboże, zakwitną jak winorośl, będą sławni jak wino Libanu. Efraimie! Cóż mi do bóstw?! Ja upokorzyłem i Ja go doglądnę! Ja jestem jak cyprys zielony, swój owoc masz dzięki Mnie. Kto mądry, niech to zrozumie, kto rozumny, niech pozna; gdyż drogi PANA są proste — i chodzą nimi sprawiedliwi, a niegodziwi upadają na nich [Oz 14,4-9].

Nauka apostolska poucza, że historia biblijnego Izraela to dla chrześcijan wielka lekcja! Cokolwiek bowiem przedtem napisano, dla naszego pouczenia napisano, abyśmy przez cierpliwość i przez pociechę z Pism nadzieję mieli [Rz 15,4]. To znaczy, że zarówno z tego, co już spotkało Izraela jak i z tego, co temu narodowi zostało zapowiedziane, z wszystkiego możemy czerpać naukę i pociechę.

Bóg przez proroka Ozeasza odkrył swoje zamiary względem Efraima tzn. Izraela. W różnych przekładach Biblii czytamy: Uleczę ich odstępstwo. Uleczę was z waszej niewierności. Pokocham z całą chęcią. Miłować będę serdecznie. Odwrócił się od nich mój gniew. Zapalczywość moja odwraca się od nich. Pragnę was uleczyć z waszej niewierności i chcę was znów umiłować doskonałą miłością, bo gniew mój od Izraela już odszedł. I znów się stanę dla Izraela jak rosa, żeby zakwitł na nowo jak lilia wspaniała i korzenie zapuścił jak potężna topola.

Bóg zapowiedział, że po latach koniecznej korekty nadchodzi dla Izraela czas łaski. Jak Bóg objawiać będzie swą łaskę względem narodu wybranego? Stanę się dla Izraela jak rosa, żeby zakwitł na nowo jak lilia wspaniała i korzenie zapuścił jak potężna topola. Rosa – to dla roślin w Izraelu  przez całe lato źródło wilgoci. Lilia symbolizuje wybranie, czystość i chwałę. Korzenie topoli to mocno rozbudowany system z korzeniami bocznymi rosnącymi przy powierzchni gleby tak szeroko, że jedno drzewo może objąć odrostami korzeniowymi powierzchnię blisko 0,25 ha. Dzięki temu topola może się oprzeć wszelkim burzom. Życie Izraela znowu będzie błogosławione przez Boga! I znów się mu rozrosną potężne konary, stanie się rozłożysty jak drzewo oliwne i pachnieć będzie wonnością Libanu. I w cieniu moim znowu będą mieszkać, zboża znów uprawiać i sadzić winne szczepy, z których wino będzie tak wspaniałe jak wino z Libanu.

Co na to Efraim? Jak powinien zareagować na taką zapowiedź? Niech jak najszybciej da sobie spokój z szukaniem spełnienia poza Bogiem. Cóż Efraimowi jeszcze po bożkach? Ja jestem jak cyprys zielony. Cyprys z uwagi na trwałość drewna symbolizuje wierność. Bóg w ten sposób dał wyraz swej niezmiennej wierności wobec narodu wybranego. Niech Izrael ma na uwadze to, że owocne życie ma dzięki Bogu. Twój owoc bierze się ze Mnie. To proroctwo jest dla nich wielką zachętą do tego, by powrócić na proste ścieżki PANA! Co jeszcze ma wspólnego z bożkami Efraim? Tak, Ja go wysłucham i wejrzę na niego! Jestem jak cyprys zielony, owoc obfity znaleźć na Mnie można. Niech mądry zechce te słowa zrozumieć, niech się zastanowi nad nimi rozsądny. Proste są bowiem drogi Pańskie i sprawiedliwi kroczą nimi śmiało, a grzesznicy upadają na nich.

Czytelnicy Biblii dobrze wiedzą, że zachowanie Izraela względem Boga w Księdze Ozeasza zostało wcześniej zainscenizowane i zobrazowane ślubem proroka z nierządnicą oraz jego miłością do kobiety zakochanej w kimś innym. Na tle tego obrazu Bóg ukazał swą wspaniałomyślność względem Izraela! Chociaż naród wybrany okazał taką niewierność i brak miłości, Bóg niezmiennie kocha i pozostaje wierny swoim obietnicom! Nadchodzi czas, gdy Izrael znowu zakwitnie jak lilia!

Uwaga! To, czego uczymy się z historii Izraela na przestrzeni wieków, możliwe jest do zastosowania także w naszym życiu. Tak więc, w ramach tej lekcji uczymy się od Boga wielkiej wspaniałomyślności wobec naszych bliźnich. Żeby okazać im miłość i przebaczenie, aby poczuli się znowu kochani! Żeby uwierzyć i przyjąć miłość naszych bliźnich i znowu cieszyć się ich miłością!

Nade wszystko zaś, rozważane tu Słowo Boże daje nadzieję dla każdego z nas i to bez względu na stopień naszej niewierności. Nieważne, jak zeszliśmy z drogi i jak daleko jesteśmy. Nieważne, co mówią o nas ludzie. Ważne – co Bóg myśli o nas. Ważne, że Bóg nas zaprasza! Jak? Przedstawiając zadziwiające przejawy Jego łaski w naszym życiu.

Poi pierwsze, Bóg zapewnia nas o swojej miłości. Daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł [Rz 5,8]. A myśmy poznali i uwierzyli w miłość, którą Bóg ma do nas. Bóg jest miłością, a kto mieszka w miłości, mieszka w Bogu, a Bóg w nim [1Jn 4,16]. Po drugie, Bóg w Chrystusie przebacza nam wszystkie nasze grzechy. Was, martwych z powodu upadków i nieobrzezanych we własnej cielesności, razem z Nim ożywił, darując nam wszystkie upadki. On umorzył nasze długi, całą listę niespełnionych zobowiązań [Kol 2,13-14]. I po trzecie, tym, którzy uwierzą w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, wszystkim słuchającym i przestrzegającym Słowa Bożego, wspaniałomyślny Bóg zapowiada swoje błogosławieństwo!

Skoro On nas kocha, wszystko nam przebaczył, pragnie nas błogosławić – to co nam pozostaje..? Trzeba i warto przyjąć tę miłość! Jak to zrobić? Szczerze powracając na prostą drogę życia! Chodźcie, zawróćmy do PANA! [Oz 6,1]. Skoro On powiedział: Pragnę was uleczyć z waszej niewierności i chcę was znów umiłować doskonałą miłością – to znaczy, że w Jezusie Chrystusie i do ciebie wyciąga rękę! Posłuchaj Go i poczuj się znów serdecznie kochany!

Mądry rozważy te słowa, a roztropny to uzna, bo drogi Jahwe są proste; chodzą nimi sprawiedliwi, a bezbożni na nich upadają.

15 lutego, 2024

Potrójne kryterium nowego narodzenia

Jeżeli ktoś chciałby polecieć do Ameryki, to musi nabyć bilet i wsiąść do samolotu. Kto w porze żniw chce na swojej ziemi zbierać plony, ten wcześniej musi ją obsiać dobrym nasieniem. Biblia mówi, że jeżeli ktoś chciałby żyć wiecznie w Królestwie Bożym, ten za życia w ciele musi się narodzić na nowo. Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Kto nie narodzi się na nowo, nie może ujrzeć królestwa Bożego. Mówi do Niego Nikodem: Jak może narodzić się człowiek będąc starcem? Czy może wejść po raz drugi do łona matki i narodzić się? Jezus odrzekł: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Kto nie narodzi się z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. Co rodzi się z ciała, jest ciałem, a co z Ducha, jest Duchem. Nie dziw się, że powiedziałem: musicie narodzić się na nowo [Jn 3,3-7].

Ponieważ Pismo Święte sprawę nowego narodzenia stawia na ostrzu noża jako konieczny warunek wejścia do Królestwa Bożego, byłoby dobrze, gdybyśmy zawczasu osobiście upewnili się, czy rzeczywiści jesteśmy zrodzeni z Boga i możemy być spokojni, co do swojego zbawienia. Jako że w tym temacie istnieje sporo niejasności i błędnych przekonań, oddajmy głos Słowu Bożemu: Dzieci, niech was nikt nie zwodzi. Kto postępuje sprawiedliwie, ten jest sprawiedliwy, tak jak i On  jest sprawiedliwy. Kto popełnia grzech, ten jest [dzieckiem] diabła, ponieważ diabeł grzeszy od początku. Po to właśnie objawił się Syn Boży, aby zniszczyć dzieła diabła. Każdy, kto narodził się z Boga, nie popełnia grzechu, albowiem trwa w nim nasienie Boże; taki człowiek nie może trwać w grzechu, bo narodził się z Boga. Po tym można rozpoznać dzieci Boże i dzieci diabła: każdy, kto nie postępuje sprawiedliwie i nie miłuje brata swego, ten nie pochodzi od Boga. Takie bowiem jest orędzie, które słyszeliście od początku: miłujcie się wzajemnie. Nie tak, jak Kain, który był [dzieckiem] Złego i zamordował swego brata. A dlaczego zamordował go? Ponieważ czyny jego były złe, a brata jego sprawiedliwe [1Jn 3,7-12].

Pierwszą cechą człowieka narodzonego na nowo jest to, że stał się sprawiedliwy i sprawiedliwie zaczął postępować. Wiemy z Biblii, że nikt nie jest sprawiedliwy sam z siebie, gdyż wszyscy zgrzeszyli i nie ma sprawiedliwego ani jednego. Sprawiedliwym przed Bogiem można stać się w jeden tylko sposób, a mianowicie dostąpić usprawiedliwienia przez wiarę w Syna Bożego. On jako sprawiedliwy udziela usprawiedliwienia każdemu, kto przyjmuje wiarę w Jezusa [Rz 3,26]. Lecz uwaga! Gdy człowiek przez wiarę w Jezusa Chrystusa rodzi się na nowo z wody i z Ducha, sprawiedliwość zostaje wpisana w jego geny i na tyle staje się jego wewnętrzną potrzebą, że już nie może postępować niesprawiedliwie. Kto czyni sprawiedliwość, jest sprawiedliwy. To znaczy, że wiara w Jezusa wyraża się sprawiedliwym postępowaniem. Nie jest więc tak, że w zachowaniu chrześcijanina nadal pełno niesprawiedliwości, a sprawiedliwość wciąż jest mu jedynie przypisywana z racji wiary w Chrystusa. Dziateczki! niechaj was nikt nie zwodzi; kto czyni sprawiedliwość, sprawiedliwy jest, jako i On sprawiedliwy jest – mówi Biblia Gdańska.

Znam ludzi uważających się za chrześcijan, którzy bez zmrużenia oka dla własnej korzyści potrafią zmienić treść dokumentu, wystawić lewą fakturę lub ukryć wadę sprzedawanego towaru. Jeżeli komuś z łatwością przychodzi łamanie prawa, lekceważenie przepisów drogowych, nierówne traktowanie bliźnich, nieuczciwość, niedotrzymywanie danego słowa, okłamywanie pracodawcy lub chociażby pospolite kłamstwo, to sam sobie wydaje świadectwo, że nie narodził się na nowo. Nieodrodzeni duchowo chrześcijanie, aby sprawiedliwie postępować, wciąż potrzebują do tego zewnętrznego bodźca nagrody bądź kary. Natomiast ludzie zrodzeni z Boga noszą w sobie potrzebę sprawiedliwości, bo stali się uczestnikami Bożej natury, uchroniwszy się od zepsucia, jakie w świecie szerzy pożądliwość [2Pt 1,4].

Drugim kryterium pozwalającym upewnić się co do nowego narodzenia jest to, na ile potrafimy żyć w stanie grzechu. Odrodzony duchowo człowiek nie może trwać w grzechu, bo narodził się z Boga. Narodzeni na nowo ludzie wciąż – oczywiście - są narażeni na niebezpieczeństwo upadku w grzech, lecz mając naturę dziecka Bożego są zabezpieczeni przed trwaniem w grzechu. Dobrze to ilustruje zachowanie zwierząt o odmiennych naturach, takich jak np. owca i świnia. Owcy może się przytrafić, że wpadnie w błoto, lecz natychmiast stara się z niego wydostać. Świnia natomiast lubi błoto i chętnie w nim przebywa. Człowiek narodzony na nowo, gdy zgrzeszy, natychmiast odczuwa straszny dyskomfort i jak najszybciej pragnie oczyszczenia. Niestety, na niektórych osobach, uważających się za chrześcijan, sprawdza się jednak treść owego przysłowia: Wraca pies do wymiocin swoich, oraz: Umyta świnia znów się tarza w błocie [2Pt 2,22].

Każdy z nas ma kryterium do oceny prawdziwości nowego narodzenia we własnym sercu i sumieniu. Prawdziwy chrześcijanin nie potrzebuje kogokolwiek pytać, czy coś jest grzechem, czy też nie. Rodząc się na nowo otrzymaliśmy bowiem narzędzie w postaci dobrego sumienia. Za pośrednictwem tej duchowej busoli Duch Święty na bieżąco aplikuje nam stosowne Słowo Boże, sygnalizując poprawność myślenia i postępowania. A namaszczenie, które otrzymaliście od Niego, twa w was i dlatego nie ma potrzeby, żeby was ktoś jeszcze pouczał; lecz ponieważ namaszczenie Jego poucza was o wszystkim - a jest ono prawdziwe, a nie kłamliwe - dlatego trwajcie w nim tak, jak was ono pouczyło [1Jn 2,27].

Po trzecie, ważną oznaką nowego narodzenia jest miłość do ludzi, a zwłaszcza do braci i sióstr w Chrystusie. Choćbyśmy nie wiem jak wcześniej byli przesiąknięci niechęcią do różnych osób, to z chwilą duchowego odrodzenia zostajemy przepełnieni miłością i to wręcz do wszystkich! Kto nie miłuje brata swego, ten nie pochodzi od Boga – wyrokuje Słowo Boże. Jeśli kto mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi brata swego, kłamcą jest; albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. A to przykazanie mamy od Niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego [1Jn 4,20-21]. Narodzone na nowo osoby pragną społeczności z innymi chrześcijanami. Wręcz nie mogą się doczekać kolejnego nabożeństwa. Okazują sobie wzajemnie zainteresowanie. Pomagają jedni drugim. Cieszą się na myśl o współpracy, o spotkaniu w grupie domowej czy o wspólnym wyjeździe, nie mówiąc już o wypoczynku w towarzystwie braci i sióstr w Chrystusie. Jednym słowem, narodzeni na nowo ludzie miłują się wzajemnie. O braciach i siostrach w Chrystusie mówią: Są wspaniali i są mą rozkoszą [Ps 16,3]. Po tej miłości, którą będziecie mieć jedni do drugich, wszyscy poznają, żeście uczniami moimi [Jn 13,35] – powiedział Jezus.

Skąd możemy wiedzieć, czy na pewno narodziliśmy się na nowo? Po pierwsze, że postępujemy sprawiedliwie. To znaczy, nie tylko cieszymy się, że jesteśmy usprawiedliwieni ofiarą Chrystusa ale z racji wiary w Boga, sami też zaczęliśmy czynić sprawiedliwość. Po drugie, że nie potrafimy już trwać w grzechu. Gdy zdarzy się nam zgrzeszyć, natychmiast czujemy się z tym źle, wyznajemy swój grzech i powracamy do trwania w uświęceniu. I po trzecie, stąd wiemy, że narodziliśmy się na nowo, że miłujemy braci i siostry w Chrystusie i lubimy ich towarzystwo. Uwaga! Nie wystarczy jeden z tych objawów, ani nawet dwa z nich. Gdy zaś wszystkie trzy są obecne w naszym życiu jednocześnie, to mamy dobitne świadectwo, że jesteśmy ludźmi duchowo odrodzonymi i możemy spać spokojnie.

27 stycznia, 2024

Strzeżmy się przekory!

Postać biblijnego Ezawa zasłynęła głównie z tego, że za miskę soczewicy lekkomyślnie oddał swemu bratu Jakubowi prawo do błogosławieństwa należnego pierworodnemu synowi. Wiadomo, że potem, gdy chciał otrzymać błogosławieństwo, został odrzucony, nie uzyskał bowiem zmiany swego położenia, chociaż o nią ze łzami zabiegał [Hbr 12,17]. Rozumiejąc i pomijając jego późniejszy gniew na brata, który tak go wykiwał, spodziewałbym się, że Ezaw w głębi serca się zreflektuje i wyciągnie z tego błędu jakieś dobre wnioski na przyszłość. Czy tak się stało? 

Czytając dzisiaj Biblię zwróciłem uwagę na zdumiewającą postawę Ezawa, wyrażoną w dalszych jego krokach. Ezaw zauważył, że Izaak pobłogosławił Jakuba i wyprawił go do Padan-Aram, by stamtąd wziął sobie żonę. Zauważył, że gdy ojciec mu błogosławił, przykazał: Nie bierz sobie żony spośród kobiet kananejskich — i że Jakub posłuchał swego ojca i swojej matki i poszedł do Padan-Aram. Ezaw zauważył też, że jego ojciec Izaak jest niechętny kobietom kananejskim. Udał się zatem do Ismaela i — poza żonami, z którymi już był związany — pojął sobie jeszcze Machalat, córkę Ismaela, syna Abrahama, a siostrę Nebajota [1Mo 28,6-9].

Ezaw - po tym, jak popełnił kardynalny błąd zbyt luzackiego podejścia do prawa pierworództwa - niestety nie opamiętał się ani się nie ukorzył. Popłakał się ze złości na brata i z powodu nieporadności sędziwego ojca, który nie potrafił już się połapać w tym, że udziela błogosławieństwa nie temu synowi, którego ma na myśli, lecz nie okazał żadnej skruchy. Wprost przeciwnie, zawziął się w sobie i zaczął postępować na przekór, chcąc swoją frustracją obciążyć i zranić ojca. Mógłby przecież wyznać Bogu oraz Izaakowi swą lekkomyślność i przeprosić, że się tak nieodpowiedzialnie zachował. Bóg z pewnością by mu przebaczył. Ezaw jednak przekornie postanowił brnąć dalej w złą stronę.

Czy dziwię się Ezawowi? Nie on jeden zaplątał się w pułapkę własnej dumy i przekory. Ze smutkiem obserwuję i dzisiaj tę ludzką przypadłość, że niektórzy chrześcijanie nie potrafią przyznać się do błędu. Zamiast ukorzyć się, uznać swój grzech i kogo trzeba poprosić o wybaczenie, idą w zaparte i popełniają kolejne grzechy. Przekora to poważna choroba duszy. Niczego nie rozwiązuje. Niczego nie ułatwia. Za to nie tylko pogrąża własną duszę w goryczy i zawziętości ale - na domiar złego - rani też innych ludzi. 

Niech postępowanie Ezawa nas otrzeźwi. Przekora to bardzo zły doradca. Jej podłożem jest hardość ludzkiego ducha, a Bóg się pysznym przeciwstawia, lecz pokornych darzy łaską [1Pt 5,5].

18 stycznia, 2024

Co nam daje pamięć o początku?

Mądrość ludowa zdaje się głosić, że nie jest ważne to, jak się coś zaczyna ale to, jak się kończy. Czy aby na pewno? Przecież koniec w ogromnym stopniu uzależniony jest od początku. Jeżeli początek został naznaczony błędem, to ów błąd wpływa na jakość całości i może przesądzić o efekcie końcowym. Początek jest bardzo ważny i dlatego powinien być prawidłowy. Źle zaczęte sprawy nie chcą dobrze się skończyć. Szkoda więc czasu i wysiłku na kontynuowanie czegoś wadliwego i niepewnego. Po uświadomieniu sobie błędu popełnionego przy starcie, najlepiej jest zawrócić i dobrze zacząć od początku.

Posiłkując się obrazem z dziedziny budownictwa, apostoł Paweł podkreślił znaczenie prawidłowego początku w wierze. Według łaski Bożej, która mi jest dana, jako mądry budowniczy założyłem fundament, a inny na nim buduje. Każdy zaś niechaj baczy, jak na nim buduje. Albowiem fundamentu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus [1Ko 3,10-11]. Oczywiste, że nawet na najlepszym fundamencie można wybudować byle jaką budowlę. Nie można wszakże wznieść trwałej i pokaźnej budowli na byle jakim i źle założonym fundamencie. Dlatego początek budowy jest bardzo poważnie traktowany przez budowniczych, którzy chcą swój trud uwieńczyć pełnym sukcesem.

Chrześcijaństwo to wiara w Jezusa Chrystusa. Początkiem tej wiary jest opamiętanie z grzechów, szczere nawrócenie się do Boga oraz podporządkowanie się nauce Syna Bożego i Jego apostołów. Bez tak rozumianego początku nie można mówić o prawdziwym chrześcijaństwie. Biblia wyraźnie określa jaki musi być początek, abyśmy zostali zbawieni. Chrześcijanie powinni wciąż na nowo wracać sercem i myślami do tego jedynego źródła wiary. List ten, umiłowani, jest już drugim listem, który do was piszę, a w nich chcę przez przypominanie utrzymać w czujności prawe umysły wasze, abyście pamiętali na słowa, jakie poprzednio wypowiedzieli święci prorocy, i na przykazanie Pana i Zbawiciela, podane przez apostołów waszych [2Pt 3,1-2].

Z upływem lat coraz lepiej rozumiem apostolską troskę o zachowanie wiary, która raz na zawsze została przekazana świętym [Jd 1,3]. Bombardowany rozmaitymi pociskami Złego, ciągnięty na manowce zwątpienia już dawno stałbym się rozbitkiem w wierze, gdyby nie stosowana przeze mnie taktyka wracania do początku. Odświeżenie sobie w pamięci mojej pierwszej miłości do Jezusa, szczerego zachwytu prawdą o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa Pana i złożonego Mu w akcie chrztu ślubowania – to wciąż na nowo pomaga mojej wierze i stawia mnie na nogi. Podobnie jak w wierności małżeńskiej pomagało mi odświeżanie w sobie świadomości, że Gabrysia, ta młodziutka niegdyś dziewczyna, czterdzieści parę lat temu zaufała mi i oddała swe najpiękniejsze lata, by żyć u mego boku - tak wspomnienie moich początków z Jezusem pomaga mi trwać w Nim i wciąż Mu służyć.

Z narastającą intensywnością jesteśmy kuszeni do bagatelizowania roli swoich początków. Przecież tyle nowego się dzieje! Po co wracać do tego co było, zwłaszcza, że nie wszystko było idealne i wspaniałe. Może lepiej wymazać to z pamięci i żyć dniem dzisiejszym? O, nie! Pismo Święte mocno podkreśla wagę pamiętania o początku naszej wiary. To, co słyszeliście od początku, niech pozostanie w was. Jeżeli pozostanie w was to, co od początku słyszeliście, i wy pozostaniecie w Synu i w Ojcu [1Jn 2,24]. 

Tak. Aby nasz koniec był chwalebny, potrzebujemy brać pod uwagę swój początek i wracać do niego myślami. O tym, jak działa to praktycznie - z Bożą pomocą - porozmawiamy w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w najbliższą niedzielę, 19 stycznia 2024.

07 stycznia, 2024

Prowiant na drogę

Czytając dziś rankiem Pismo Święte, napotkałem na niezwykłą scenę ukazującą Abrahama powracającego po zwycięskiej bitwie. A Melchizedek, król Szalemu, wyniósł chleb i wino. Był on kapłanem Boga Najwyższego. I pobłogosławił Abrama mówiąc: Niech Abram będzie błogosławiony przez Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi. Niech też będzie błogosławiony Bóg Najwyższy, który wydał twych nieprzyjaciół w twoje ręce [1Mo 14,18-20]. Prostolinijny wniosek jest taki, że chodziło mu o posilenie Abrahama, zmęczonego walką i podróżą. 

Chleb i wino. Jedno i drugie od zawsze symbolizujące życie. Wielokrotnie w Biblii wymieniane razem, tutaj pierwszy raz, w rękach dość tajemniczej postaci kapłana Melchizedeka. Chleb jako podstawowy pokarm dający i podtrzymujący życie. Prowiant na drogę. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj - modlimy się do Ojca w niebie. Powiedział im Jezus: Ja jestem chlebem życia. Kto przychodzi do Mnie, nie będzie łaknął i kto wierzy we Mnie, nigdy nie będzie pragnął [Jn 6,35]. Wino jako podstawowy napój ludzi Południa, stanowiące integralną część większości posiłków. W radości chleb swój spożywaj, z weselem w sercu pij swoje wino [Kzn 9,7].

Jest w Biblii dużo ważniejsza scena z chlebem i winem, z Jezusem w roli głównej. A podczas posiłku, kiedy wielbiąc Boga wziął chleb, połamał go, podał im i rzekł: Bierzcie, to jest moje ciało. I wziął kielich, odmówił modlitwę dziękczynną i podał im. I wszyscy pili z niego. Powiedział im: To jest moja krew Przymierza, która będzie wylana za wielu [Mk 14,22-24]. Chleb i wino w rękach Jezusa nabrały nowej symboliki. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Bo moje ciało jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem [Jn 6,53-55].

Dzisiaj pierwsza niedziela miesiąca, a więc nie tylko w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE zwyczajowa pora comiesięcznej Wieczerzy Pańskiej. Podczas nabożeństwa, w imię Jezusa Chrystusa, przygotowani do tego bracia zaproszą wiernych do stołu Pańskiego. Podadzą im chleb i wino. Zjednoczymy się razem we wdzięczności i czci dla naszego Zbawiciela i Pana. Wzmocnimy się w Nim. Czy kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, nie jest udziałem we krwi Chrystusa? Czy chleb, który łamiemy, nie jest udziałem w Ciele Chrystusa? [1Ko 10,16]. To jest nasz chleb i napój, nasz prowiant życia na dalszą drogę!

02 stycznia, 2024

Serce mi pęka

Ruiny dawnej stajni, na których powstanie dom socjalny.
Odwiedziłem dzisiaj człowieka należącego do Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE, który od paru miesięcy przebywa w tzw. zakładzie opiekuńczo-medycznym. Z racji sędziwego wieku nie jest już w stanie samodzielnie funkcjonować we własnym mieszkaniu, a więc jego dzieci postanowiły umieścić go w ośrodku z całodobową opieką. Leży na łóżku pośrodku sali, otoczony trzema innymi mężczyznami, będącymi mniej więcej w podobnym stanie zdrowia. Minęło parę godzin, a wciąż po tych odwiedzinach jakoś nie mogę się otrząsnąć... 

Przede wszystkim bardzo zasmuciło mnie to, że mój 83 letni brat w Chrystusie na stare lata musi być w takim miejscu. Biblia wyraźnie zobowiązuje dzieci i wnuki do zatroszczenia się o sędziwych członków rodziny. Jeżeli zaś która wdowa ma dzieci lub wnuki, to niech się one najpierw nauczą żyć zbożnie z własnym domem i oddawać rodzicom, co im się należy; to bowiem podoba się Bogu [1Tm 5,4]. Z kontekstu wynika, że w tym poleceniu chodzi o zapewnienie godziwych warunków bytowych matce i ojcu  bądź babci czy dziadkowi. Jakie to musi być przykre, gdy w jesieni życia starsza osoba zostaje wywieziona z własnego mieszkania i pozostawiona pośrodku zupełnie obcych ludzi. 

Dlatego tak ważne jest, aby nasze dzieci i wnuki były wierzące w Jezusa Chrystusa i respektowały naukę apostolską. Bojaźń Boża i posłuszeństwo ewangelii Chrystusowej, nie wspominając już o przykazaniu: Czcij ojca twego i matkę twoją, jak ci rozkazał Pan, twój Bóg [5Mo 5,16], stanowią dla starzejących się ludzi gwarancję miłości i dobrego traktowania ze strony młodego pokolenia. Ze zdwojoną uwagą trzeba nam sobie to przypominać i tego się wzajemnie nauczać. A jeśli kto o swoich, zwłaszcza o domowników nie ma starania, ten zaparł się wiary i jest gorszy od niewierzącego [1Tm 5,8]. 

Dzisiejsze odwiedziny w tym smutnym miejscu na nowo ożywiły we mnie modlitwę i pragnienie stworzenia pokoi dla seniorów w siedzibie naszego zboru na Olszynce. Od dziesięciu lat noszę w sercu to marzenie. W tym celu trzy lata temu przygotowaliśmy projekt koncepcyjny odbudowy budynku dawnej stajni (zarys murów dawnego budynku widoczny na załączonym zdjęciu). Zaplanowaliśmy w nim osiem pokoi dla sędziwych osób, które nie mogą samodzielnie radzić sobie w życiu, i które z różnych względów nie mogą liczyć na opiekę swoich dzieci bądź wnuków. Póki co, z powodu braku życzliwości konserwatora zabytków, sprawa utknęła w martwym punkcie. Wkrótce jednak na nowo podejmę starania w tym kierunku i nie spocznę, dopóki - z Bożą pomocą - nie stworzymy dla naszych samotnych seniorów możliwości dożywania ich lat w dobrze znanym im miejscu i w serdecznej atmosferze chrześcijańskiej wspólnoty.

Bardzo proszę o wsparcie tego projektu w waszych modlitwach.