07 lipca, 2014

Cóż mamy z sobą wspólnego?

Takie pytanie padło z ust proroka Pańskiego, gdy król Izraela, król Judy i król Edomu wyprawili się razem przeciwko Moabitom. Mieli trudności z powodu braku wody i zwrócili się do Elizeusza z prośbą o pomoc. Czy nie ma tutaj proroka Pana, abyśmy przez niego zapytali Pana o wyrocznię? Wtedy odezwał się jeden ze sług króla izraelskiego i rzekł: Jest tutaj Elizeusz, syn Szafata, który posługiwał Eliaszowi. Na to odpowiedział Jehoszafat: Prawdziwie jest z nim słowo Pana. Wstąpili tedy do niego: król izraelski i Jehoszafat, i król Edomu. Wtedy Elizeusz rzekł do króla izraelskiego: Cóż mamy z sobą wspólnego? [2Kr 3,11-13].

Król izraelski miał w tym osobisty interes, aby zorganizować wspólną wyprawę wojenną. Zaprosił więc króla Judy, a król Edomu nawet nie wiadomo jak, ale gdy przechodzili przez jego ziemie, też się do nich przyłączył. Jakżeż przypomina mi to współczesne akcje ekumeniczne! Ktoś upatrzył sobie w tym jakiś interes, zaprasza więc kogoś z duchowym autorytetem, a w międzyczasie przyłączają też tacy, którzy dzięki wspólnej imprezie będą mogli publicznie zaistnieć. W tak powstałej płyciźnie duchowej rodzi się euforia i poczucie siły, lecz brakuje obecności Bożej. Oby ktoś wpadł przy tym na pomysł, że przydałoby się posłuchać, co na temat ich wspólnego działania myśli Bóg.

Prorok Elizeusz nie był dyplomatą. Prosto w oczy powiedział królowi Izraela, że niewiele mają ze sobą wspólnego. Jak to? Przecież Izrael to był lud Boży, a Elizeusz był Bożym prorokiem. Jak to? Przecież Juda i Izrael to potomkowie jednego ojca Jakuba a ich ziemie sąsiadowały ze sobą i pochodziły z jednego rozdania. A jednak prawdziwy prorok Pana zadał retoryczne pytanie: Cóż mamy z sobą wspólnego?

W dniach ekumenicznej euforii, która, zdaje się, opanowała już nawet niektórych biblijnie myślących chrześcijan, dzisiejsza lektura Słowa Bożego upewnia mnie, że nie ma się czym zachwycać, gdy słyszę o wspólnych akcjach i spotkaniach. Co mnie i tobie? – tak dosłownie brzmiało pytanie proroka Bożego, bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym? Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? [2Ko 6,14-16].

Owszem, z powodu obecności króla Judy Bóg wspomógł ową wyprawę przeciwko Moabitom. W żadnym razie nie oznaczało to jednak, że w oczach Bożych wszyscy jej uczestnicy zostali jednakowo uznani, a idea wspólnego działania okazała się słuszna. Ciśnie mi się do głowy następująca myśl: Król Jehoszafat po raz kolejny dał się w to wciągnąć, aby swoim duchowym autorytetem wspomagać bezbożność króla Izraela. Czy zrobił dobrze?

12 komentarzy:

  1. Dzięki, myślę tak samo jak ty. To bardzo ważna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Bracie Marianie za ten mądry tekst.Dobrze, że jest jeszcze dzisiaj pastor ewangelicznego Kościoła, który ma odwagę napisać, posiłkując się Bożym Słowem, na czym polega ekumenizm. Podzielam tę opinię! Za moje krytyczne (lub neutralne) opinie o ostatnich przedsięwzięciach) byłem mocno atakowany przez kilku moich znajomych na portalu społecznościowym...Cóż, nie wszystkim się podoba, gdy się ma inne zdanie...Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrażenie że wielu liderów świadomie zapomina o tej historii i woli nie mieć nic wspólnego ale... z tymi którzy im tę historię przypominają.

    OdpowiedzUsuń
  4. A jeśli mamy wiele wspólnego, choć nie we wszystkim się zgadzamy? Czy nie jesteśmy wezwani po prostu do miłości wzajemnej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłość wzajemna - to niestety "wyświechtane" słowo.
      "W tym co konieczne jedność, w wątpliwym wolność, a nade wszystko miłość"
      to powiedział Augustyn Aureliusz.
      Poza miłością jest jeszcze na pierwszym jedność w koniecznym - jedność TYLKO w ewangelicznym Jezusie.
      Posłuchajcie sobie tej dyskusji:
      http://www.polskieradio.pl/37/230/Artykul/1169164,Chrzest-%E2%80%93-tylko-dla-doroslych

      Tego się nie da połączyć, to są dwie nieprzystające drogi!

      Usuń
  5. Bracie Marianie! Jako językoznawca wysoko cenię Brata język i dobór słownictwa, ale w tym wpisie z jednym słowem Brat lekko przesadził. Obserwowane zjawisko to nie jest euforia. Podobnie, jak ileś tam lat temu euforią nie było współdziałanie różnych zgromadzeń ewangelikalnych pod jednym szyldem. Tyle, że wtedy funkcjonował przymus władz, a teraz zachęta, wynikająca z samej idei współdziałania.
    Tak to już jest w naturze większości ludzi, że kiedy dwoje z nich w tym samym czasie i na tym samym miejscu wykonują podobne czynności, będą je w pewnym momencie wykonywać razem. Wejdą w kontakt, choćby słowny. A często okazuje się, że współpracując można tę pracę usprawnić.
    Małe porównanie do sytuacji w biznesie: obecnie prawie nie ma małych sklepów czy aptek. Powstają sieci. Często nie tylko po to, by zwielokrotnić zyski, lecz zwyczajnie przetrwać. A sieć to wspólne logo, reklama, lepsza konkurencyjność, często "przytulenie" się do kogoś większego umożliwia skorzystanie z tego, co ma większy, a mniejszy nie ma. Tak dla przykładu, nie zamierzam przenosić zasad biznesu na życie Kościoła.
    Wiem, że ekumeniczne dążenia KK to zjednoczenie oparte o zasady i warunki KK. To jest nie do pomyślenia, sam takich warunków nie akceptuję. Choćby z uwagi na powołany już w tej dyskusji problem chrztu dorosłych.
    Ale zupełnie normalny kontakt, spotkanie jakieś czasem, wspólnie zorganizowana impreza, wspólna rozmowa o Bogu - zupełnie bez euforii - daje moim zdaniem lepszy efekt niż boczenie się na innych - bo my lepsi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nie chodzi o "boczenie się". To, że KK posługuje się imieniem Jezus nie oznacza, że zwiastuje tego samego Jezusa i tę samą Ewangelię - niestety jest wręcz przeciwnie. I dlatego nie ma powodu by podejmować jakąkolwiek współpracę, bo niestety "nie wykonujemy podobnych czynności" (posługując się Twoją analogią). Różnice pomiędzy KK a biblijnie wierzącymi chrześcijanami niestety nie są nieistotne, jak ostatnio wiele osób próbuje argumentować.

      Usuń
  6. Euforia ekumenizmu pod szyldem Jezusa, nie ważne jakiego. To jest już faktem. Organizacja Festiwalu Nadziei z szyldem Nowej Ewangelizacji KRK pokazała to dobitnie. Słowo użyte przez brata Mariana bardzo dobre i adekwatne do aktualnej sytuacji.

    Nimrodzie, ekumeniczne dążenia oparte o zasady KRK, to nie tylko dążenia samego KRK, ale także wielu "ewangelicznych". To nie KRK zmienia swoje doktryny, dostosowując je coraz bardziej i bardziej do ewangelicznych, ale to "ewangeliczni" rezygnują coraz bardziej i bardziej z wierności Pismu i idą na ustępstwa doktrynalne, aby przypodobać się KRK.

    O jakich imprezach piszesz w ostatnim akapicie i wspólnie zorganizowanych z kim??? To w kontekście ekumenii z KRK???

    Uczeń Jezusa Chrystusa z osobami narodzonymi na nowo ma mieć jedność w Duchu Świętym, a nie narodzonym na nowo, wierzącym np. w innego Jezusa (Eucharystycznego), ma głosić ewangelię. Uczeń Jezusa musi umieć rozpoznać, z kim powinien mieć jedność, a z kim mieć jej nie może. Nie ma tu jednak mowy o boczeniu się na kogokolwiek, bo to grzech. Nawrócony człowiek nie jest "lepszy" od nienawróconego, a rożni się tym, że uwierzył w Mesjasza i Bóg okazał mu łaskę, dzięki czemu może żyć w posłuszeństwie Bogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Jarku, drogi Rafale,
      mimo pozornie odmiennego stanowiska treści zgadzam się z treścią Waszych wpisów. Niestety, w dyskusji na ten temat najprawdopodobniej nie potrafię komunikatywnie przedstawić pewnej rzeczywistości, którą nie wszyscy zdają się zauważać. Może tak: mimo, że władze KK podkreślają jednolity charakter kościoła, ja widzę, że KK taki nie jest. Będąc na spotkaniu, organizowanym przez centrum im. jp2 w mojej miejscowości, można było zatracić wrażenie, że spotkanie to organizuje KK. Głośna, wspólna modlitwa, słychać mowę w nieznanych językach, emocje na twarzach, w pełni biblijna treść kazania. Bywam czasem na "nieoficjalnych" spotkaniach z udziałem osób obecnych na tym spotkaniu i miałem okazję wielu z nich poznać. Znam ich poglądy, widzę ich życie. Wiem doskonale, że duchowi "szefowie" tych osób działają w zupełnie inny sposób i nie wszedłbym w żaden układ z nimi. Ale według radykalnie antyekumenicznego sposobu myślenia powinienem uznać ich za pogan i zrównać np. z krysznaitami, co moim zdaniem nie jest sprawiedliwe. Wiem, że wiele podobnie myślących ludzi staje się w końcu prawdziwymi chrześcijanami. Co będzie z tymi, o których piszę, nie wiem - Bóg wie. Wiem, że zmuszanie ich do rozprawienia się z pewnymi przekonaniami doprowadziłoby do konfliktu i pewnie zerwania kontaktu. Nie mam potrzeby tak czynić. Według mnie są osobami nawróconymi, a proces ich rozwoju jeszcze się nie zakończył. Ci ludzie uwierzyli w Mesjasza, poznali jego łaskę, tylko z różnych powodów - pisałem już o nich w odpowiedzi na inny wpis w tym blogu - są w stanie "zawieszenia". I dla takich osób warto czasem odpuścić sobie szukanie różnic między KK a ewangelią. Boje się, że ewangeliczni chrześcijanie - jak w wielu przypadkach - nie potrafią /nie chcą wypracować stanowiska odpowiadającego rzeczywistości, lecz preferują pozycje skrajne: albo ekumeniczna euforia (katolicy to nasi bracia), albo antyekumeniczne zacietrzewienie (katolicy to poganie i nie warto z nimi utrzymywać żadnych kontaktów). A prawda leży pośrodku.

      Usuń
    2. Nimrodzie, jestem totalnie antyekumeniczny. Radykał ze mnie wielki w tej kwestii. Wyznaję jedność wyłącznie między prawdziwymi uczniami Jezusa. Każdy, kto wierzy w innego Jezusa i wyznaje innego Jezusa, nie jest moim bratem w Chrystusie. Nie ma znaczenia, czy to katolik, czy ktokolwiek inny. Nie ma znaczenia, jaki to inny Jezus. Nie ma znaczenia, czy taka osoba "mówi językami". Ważne, iż niemożliwe jest wierzyć prawdziwie w prawdziwego Jezusa i jednocześnie w innego...

      Jednocześnie mój radykalizm i ww. podejście w żaden sposób nie przeszkadza mi w utrzymywaniem relacji z katolikami, nawet przyjacielskich. Wokół mnie są prawie sami katolicy i jestem wśród nich. Jednak nie spotykam się z katolikami po to, aby np. modlić się z nimi do "tego samego Boga" lub głosić z nimi ewangelię. Jeśli uczestnictwo w danym spotkaniu z wyznawcami innego Jezusa wiąże się z koniecznością nazywania się wzajemnie braćmi, to na takie spotkanie nie idę.

      Nimrodzie. Napisałeś pewną sprzeczność. Z jednej strony nazywasz tych, z którymi się spotykasz nawróconymi, a z drugiej strony stwierdzasz, że nie rozprawiasz się z ich pewnymi przekonaniami, gdyż doprowadziłoby to do zerwania kontaktu. Czy chodzi ci o grzeszne przekonania? Jeśli tak, to jak to możliwe, że nawrócone ponoć osoby za głoszenie im zdrowej nauki biblijnej i potępienia grzechu, obrażą się i zerwą kontakt? Jak to świadczy o ich "nawróceniu"??? Taką naukę o niemówieniu całej prawdy czerpiesz z Pisma?

      Nie rozumiem terminu "stan zawieszenia". To biblijny termin dla ludzi nawróconych??? Wiem, że po nawróceniu można popaść w grzech, ale "stanu zawieszenia", o którym piszesz w Piśmie nie widzę. Wiem, że na początku potrzeba duchowego mleka, a potem dopiero stałego pokarmu, ale to zupełnie inna kwestia, niż stan "zawieszenia". Być może chodzi ci o to, że ktoś może być "niedaleki Królestwa"? Taki termin w Piśmie widzę, ale osoba niedaleka Królestwa nie jest jeszcze nawrócona, nieprawdaż?

      Jak różnica między wyznawcą fałszywego Boga Kriszny, a fałszywego Boga ukrytego w hostii???

      W pełni biblijna treść kazania na spotkaniu katolickim? Czyli np. mowa o zbawieniu wyłącznie z łaski przez wiarę, niezależnie od uczynków i sakramentów KRK??? Mowa o braku Jezusa w hostii? Mowa o konieczności chrztu w wieku świadomym?
      Czy wiesz, że za takie twierdzenia KRK nakłada wyklęcie na osoby tak mówiące - zgodnie ustaleniami Soborów, Trydenckiego i Watykańskich?

      Drogi bracie, muszę cię ostrzec. Bardzo możliwe, że osoby z KRK, z którymi się spotykasz na płaszczyźnie duchowej, myślą podobnie jak ty. Czyli widzą w tobie brata, który się nawrócił, ale jest trochę w stanie "zawieszenia", nie odkrywszy jeszcze bogactwa życia sakramentalnego KRK i doświadczeń duchowych związanych z Eucharystią, o Maryi już nie wspominając... Uważaj, żeby twoje podejście nie doprowadziło cię do tego, gdzie wylądował Ulf Eckman...

      Podsumowując mój dłuższy wywód: każdy wyznawca innego Jezusa to poganin, z którym nie wolno utrzymywać kontaktów duchowych, jako bracia. Natomiast jak najbardziej można utrzymywać kontakty koleżeńskie, czy przyjacielskie, aby być wśród tych osób i móc głosić ewangelię. Oczywiście te spotkania nie mogą być grzeszne, czyli nie pójdę pić z nimi wódki, na przykład.

      Pozdrawiam w Panu i życzę Ci mądrości Bożej i biblijnej postawy w życiu. Rafał

      Usuń
  7. Może dorzucę jakiś kamyczek do tej dyskusji...
    Powiem tak, jak mi ostatnio mówiła jedna ze starszych sióstr w Panu: "Diabeł tkwi w szczegółach". Wielu protestantów żyjących w XXI wieku w ogóle nie kojarzy, czego dotyczyła Reformacja, równie wielu nie zna proroctw biblijnych, a jeszcze więcej nie zna historii chrześcijaństwa, zwłaszcza średniowiecznej i nowożytnej.
    "Góra" KRK to wbrew pozorom doskonali psychologowie. Oni bardzo dobrze wiedzą, że na ludzi dziś nie działa już straszenie piekłem i mękami wiecznymi. Ludzie teraz idą jak pies do kiełbasy na czułe słówka, przytulanki, gadki o pomaganiu biednym... No to nie dziwota, że tak wielu daje się zwieść. A wystarczy przeczytać choćby Galacjan 1, 8 - 9...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń