01 sierpnia, 2023

Czy nadal wierzyć?

Wielu ludzi traci wiarę w Boga. Zjawisko na tyle się nasila, że zaczynam już rozumieć zagadkowe niegdyś dla mnie słowa Jezusa: Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? [Łk 18,8]. Podłoże tych rozterek może być różne, ale myślę, że jest nim również rozczarowanie biorące się z jednostronnego pojmowania chrześcijaństwa. Polega ono na tym, że Bóg i Kościół mają spełniać oczekiwania człowieka. Gdy tego nie robią, stają się niepotrzebne. Ponieważ Bóg nie odpowiada na nasze modlitwy w sposób, w jaki byśmy sobie życzyli, to czy warto nadal się modlić? Skoro kilka tabletek - jak powiedziała mi pewna kobieta - dało mi więcej, niż cztery lata modlitwy, to czy jest sens nadal wierzyć w Boga?

 Zacznijmy od tego, że przychodzenie do Boga z oczekiwaniem nie mającym dostatecznych podstaw w Piśmie Świętym musi skończyć się rozczarowaniem. Wielu nawracającym się ludziom powiedziano, że zapraszając Jezusa do serca, dostąpią tym samym rozwiązania swoich problemów, a ich życie stanie się pasmem rozmaitych sukcesów. Dzięki temu, że w Chrystusie staną się dziećmi Bożymi, niebiański Ojciec będzie ich darzyć zdrowiem, dostatkiem i pomyślnością. Z takim pojmowaniem chrześcijańskiej drogi nikt na dłuższą metę na niej nie wytrwa. Bóg nikogo na tym świecie nie pociąga do Jezusa Chrystusa w takim celu, aby ułatwiać mu życie i zasypywać go błogosławieństwami. Nie taki ma być powód, dla którego stajemy się chrześcijanami.

 Jedynym - całkowicie zamocowanym w Biblii - powodem pojednania się z Bogiem przez wiarę w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa i naszego oddania się Bogu, jest pragnienie poświęcenia reszty życia pełnieniu woli Bożej i chęć służenia chwale Bożej. I to w każdych warunkach. Zarówno w dniach dobrych jak i w złych nastawiam się na to, że - jak pisał św. Paweł - uwielbiony będzie Chrystus w ciele moim, czy to przez życie, czy przez śmierć [Flp 1,20]. Cokolwiek innego przyciągnie nas do Boga, wcześniej czy później skończy się niedosytem, rozczarowaniem i zapotrzebowaniem na nowe bodźce. Uzdrowiony będzie spodziewał się nowego cudu. Pocieszony będzie nastawiony na kolejną pociechę. Rozradowany będzie wyglądał nowego powodu do radości. Wsparty materialnie będzie chciał, żeby wciąż na nowo go wspierać. Uniesiony duchowo będzie żądny nowych uniesień.

 Ludziom przychodzącym z powodu tego, że z ręki Jezusa najedli się chleba, Pan powiedział: Zabiegajcie nie o pokarm, który ginie, ale o pokarm, który trwa, o pokarm żywota wiecznego, który wam da Syn Człowieczy: na nim bowiem położył Bóg Ojciec pieczęć swoją. Rzekli więc do niego: Cóż mamy czynić, aby wykonywać dzieła Boże? Odpowiedział Jezus i rzekł im: To jest dzieło Boże: wierzyć w Tego, którego On posłał [Jn 6,27-29].

 Wiary w Jezusa Chrystusa nie można sprowadzać się do tego, że Bóg jest na naszych usługach; że spełnia nasze życzenia, wsłuchuje się w nasze pragnienia, działa zgodnie z naszym tokiem myślenia itd. Wiara w Boga polega na zaparciu się samego siebie i naśladowaniu Jezusa Chrystusa z gotowością dzielenia Jego losu na ziemi. A czego Syn Boży w ludzkim ciele tu doświadczył? Co spotkało tu Jego apostołów, takich jak na przykład Paweł czy Piotr? Jaki los mieli prawdziwi naśladowcy Jezusa Chrystusa na przestrzeni następnych wieków? Zobaczmy to na kilku przykładach.

 Wśród chrześcijan - jak najbardziej słusznie - sporo się mówi o miłości. Pomyślmy wszakże, czy miłość zawsze ma prawo liczyć na pozytywny odzew? Biblia mówi, że Jezus umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, umiłował ich aż do końca [Jn 13,1]. Udowodnił to ponad wszelką wątpliwość, bo większej miłości nikt nie ma nad tę, jak gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich [Jn 15,13]. Czy jednak Jego miłość spotkała się z wzajemnością? Czy tak ma być, że im więcej ja was miłuję, tym mniej przez was mam być miłowany? [2Ko 12,15] - pytał swoich współbraci apostoł Jezusa Chrystusa.

 Tenże sługa Boży kawał życia poświęcił usługiwaniu wierzącym w Koryncie. A oni jak docenili jego oddanie? Wystarczy poczytać drugi List do Koryntian, aby zobaczyć, że bardzo łatwo dali się urobić nauczycielom podważającym apostolstwo Pawła. Dzieci moje, znowu w boleści was rodzę, dopóki Chrystus nie będzie ukształtowany w was [Ga 4,19] - pisał też do zborów w Galacji, bo tamtejsi wierzący szybko pozostawili naukę głoszoną przez niego i zwrócili się ku innej ewangelii, chociaż innej nie ma; są tylko pewni ludzie, którzy was niepokoją i chcą przekręcić ewangelię Chrystusową [Ga 1,7].

 Szczepan był pełen Ducha Świętego i wrażliwości na ludzkie potrzeby. Był bardzo praktyczny i użyteczny w swoim naśladowaniu Jezusa Chrystusa. Biblia mówi, że w jerozolimskim zborze troszczył się o wdowy. Czy otrzymał z tego tytułu jakiś dyplom uznania? A wypchnąwszy go poza miasto, kamienowali. Świadkowie zaś złożyli szaty swoje u stóp młodzieńca, zwanego Saulem. I kamienowali Szczepana, który się modlił tymi słowy: Panie Jezu, przyjmij ducha mego. A padłszy na kolana, zawołał donośnym głosem: Panie, nie policz im grzechu tego. A gdy to powiedział, skonał [Dz 7,58-60].

 Biblia mówi, że apostołowi narodów dokuczał jakiś problem. Wiedział, że powinien się pomodlić o jego rozwiązanie. W tej sprawie trzy razy prosiłem Pana, by on odstąpił ode mnie. Lecz powiedział do mnie: Dosyć masz, gdy masz łaskę moją, albowiem pełnia mej mocy okazuje się w słabości [2Ko 12,8-9]. Prorok Samuel od wczesnego dzieciństwa wiernie służył Bogu. Miał podstawy, by się spodziewać, że jego synowie pójdą w jego ślady. A co powiedzieli mu starsi Izraela? Oto zestarzałeś się, a twoi synowie nie chodzą twoimi drogami [1Sm 8,5]. Co usłyszał Jezus po wygłoszeniu nauczania o ważności Jego ciała i krwi? Twarda to mowa, któż jej słuchać może? [Jn 6,60]. Od tej chwili wielu uczniów Jego zawróciło i już z Nim nie chodziło [Jn 6,66].

 Oto kładę na Syjonie kamień węgielny, wybrany, kosztowny, a kto Weń wierzy, nie zawiedzie się [1Pt 2,6] - przywołał prorocką zapowiedź o Chrystusie apostoł Piotr. Czy synowie Izraela oparli się na tym 'Kamieniu'? Do swej własności przyszedł, ale swoi Go nie przyjęli [Jn 1,11]. Lecz to nie zmieniło stanowiska Bożego. Kamień ten, którym wzgardzili budowniczowie, pozostał kamieniem węgielnym, ale też kamieniem, o który się potkną, i skałą zgorszenia; ci, którzy nie wierzą Słowu, potykają się oń, na co zresztą są przeznaczeni [1Pt 2,7-8]. Jezus nie był zaskoczony i rozgoryczony odrzuceniem, które Go spotkało w Jerozolimie.

 Już w starożytności było jasne, że nie najszybszym przypada nagroda i nie najdzielniejszym zwycięstwo, również nie najmędrsi zdobywają chleb, a najroztropniejsi bogactwo, ani najuczeńsi uznanie, lecz że odpowiedni czas i przypadek stanowią o powodzeniu ich wszystkich [Kzn 9,11]. Było małe miasto i niewielu w nim mieszkańców. Wyruszył przeciwko niemu wielki król, obległ je i wystawił przeciw niemu potężne machiny oblężnicze. A znajdował się w nim pewien ubogi mędrzec; ten mógłby był wyratować to miasto swoją mądrością. Lecz nikt nie wspomniał owego ubogiego męża [Kzn 9,14-15]. Nie inaczej bywa w dzisiejszych kręgach kościelnych. Smuci niski poziom posługi osób, które doszły w Kościele do głosu. Boli duchowa miałkość wielu kazań. Czy jednak osoby obdarowane duchowo, wypróbowane już i z potencjałem do owocnej służby, mają z powyższych powodów opuszczać Kościół?

 A problem zdrady i osamotnienia? Oto nadchodzi godzina, owszem już nadeszła, że się rozproszycie, każdy do swoich, i mnie samego zostawicie [Jn 16,32] - powiedział Jezus do swoich uczniów. Wielu współpracowników zawsze mogło liczyć na apostoła Pawła. Troszczył się o nich i wspierał na różne sposoby. A co, gdy sam znalazł się w tarapatach? W pierwszej obronie mojej nikogo przy mnie nie było, wszyscy mnie opuścili: niech im to nie będzie policzone; ale Pan stał przy mnie i dodał mi sił [2Ts 4,16-17]. Twoi przyjaciele są jak cienie. Gdy świeci słońce, wszędzie ich pełno. Gdy słońce zajdzie za chmurę, nagle znikają - mówi przysłowie. Czy z takich powodów mamy odchodzić od Kościoła? Czy takie doświadczenia podważają sens naszej wiary w Boga?

 Coś bardzo niepokojącego zostało zasiane do ludzkich serc i umysłów, co będzie skutkować odchodzeniem od Boga i od Kościoła. Ludzie chcą wierzyć w Boga, który jest wspaniały i wszechmocny, przyjazny, opiekuńczy i troskliwy. Chcą w Nim wiedzieć tylko takiego Boga, który kocha, czyni cuda w ich życiu  i jest dla nich źródłem błogosławieństw. Chcą z dumą korzystać z Jego dobrodziejstw, szczycić się takim Bogiem i takiego Boga wychwalać. Gdy Bóg nie spełnia takich kryteriów, gdy nie wychodzi naprzeciw ich oczekiwaniom, powoli, a czasem bardzo szybko, sercem odwracają się od Niego. A ja? A ty?

 Od ponad pięćdziesięciu lat, od kiedy poznałem osobiście Jezusa Chrystusa i uwierzyłem w Niego, doświadczyłem wielu przykrości, mam na swoim koncie sporo modlitw wg moich oczekiwań niewysłuchanych, parę razy poczułem się zdradzony przez braci w Chrystusie itd., ale wciąż wierzę w Jezusa Chrystusa jako mojego Zbawiciela i Pana. Znam takich chrześcijan, którzy przeszli o wiele cięższe próby życiowe, a jednak trwają w wierze! Dlaczego? Ponieważ naszego chrześcijaństwa nie zawęziliśmy do spodziewania się samych błogosławieństw. Ponieważ dobrym sercem przyjęliśmy naukę apostolską, która mówi, że wam dla Chrystusa zostało darowane to, że możecie nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć [Flp 1,29]. Przecież taki los Jezus wyraźnie zapowiedział swoim naśladowcom. Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami [Mt 5,11-12].

W tym miejscu należałoby jeszcze dodać, że żaden prawdziwy sługa Boży, żaden pastor, stojąc na czele zboru nie ma prawa skupiać się na ludzkich upodobaniach i postulatach. Kościół nie został bowiem powołany do tego, by podobać się ludziom i  spełniać ich oczekiwania. Kościół - zarówno jako całość, jak i każdy lokalny zbór Kościoła - ma obowiązek podobać się Jezusowi Chrystusowi. Zgodnie z tą myślą, również należący do zboru pojedynczy chrześcijanin nie zastanawia się, czy jego zbór mu się podoba i czy zaspokaja jego potrzeby. Raczej koncentruje się na tym, by jego udział w życiu zboru podobał się Panu i spełniał Jego oczekiwania. Tylko wówczas dostępować będzie spełnienia pragnień swojego serca, bo Bóg spełnia życzenie tych, którzy się Go boją, a wołanie ich słyszy i wybawia ich [Ps 145,19].

 Wierzę w Jezusa Chrystusa! Jak Jego apostołowie po przeżyciu chłosty odchodzili radując się, że zostali uznani za godnych znosić zniewagę dla imienia Jego [Dz 5,41], tak i ja chcę z godnością przyjąć każdą przykrość wynikającą z mojej przynależności do Chrystusa. Wierzę w Boga i Mu służę, bo taka jest moja powinność względem Boga, który powołał mnie do życia. Wierzę w Boga, który ma prawo poddać mnie każdej próbie i zastosować wobec mnie każdy środek wychowawczy. Wierzę w Boga, który przysposabia mnie i przygotowuje do wiecznej chwały nawet w bolesny dla mnie sposób, bo nauka apostolska przecież mówi, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego [Dz 14,22]. Dopiero w niebie będą same przyjemności. Amen.

1 komentarz:

  1. Tak właśnie jest. Do królestwa Bożego wchodzimy przez "wiele ucisków", a czas naszego życia na ziemi jest czasem PRÓBY, a nie NAGRODY, która będzie dana w wieczności, tym, których Bóg uzna za godnych.

    Oczywiście, że Ojciec zna nasze potrzeby i wie o nich zanim mu powiemy, często pomagając nam w różnych życiowych sprawach (nie wspominając o tym, że to jego łasce i przychylności dla ludzi zawdzięczamy nasze życie i wszystko czym tu dysponujemy). Ale próba polega między innymi na tym, żeby wytrwać w wierze i przestrzeganiu przykazań, gdy doświadczamy trudności, bólu, niezrozumienia, a nawet prześladowania.

    Obawiam się, że powierzchowne przedstawianie Ewangelii jako drogi na skróty do zdrowia, zamożności, szczęścia w "związkach" itd. prowadzi później do wielu rozczarowań. Ludzie się gorszą, bo nie dostają tego, czego sam Bóg nigdy im nie obiecywał.

    OdpowiedzUsuń