12 marca, 2024

Tylko piętnaście sykli, a jednak...

Chyba każdemu zależy na poczuciu własnej wartości. Przyjemnie jest słyszeć, że jesteśmy dla kogoś cenni i potrzebni. Trudniej przyjmujemy do wiadomości prawdę o zmniejszaniu się naszej użyteczności. Dzisiaj rano przeczytałem w Biblii, że gdybym żył w starożytnym Izraelu, to aktualna wartość mojej osoby wynosiłaby piętnaście sykli srebra. Szacowanie wartości osoby dokonywano na podstawie jego wydajności jako siły roboczej, zależnej od wieku i płci. Jeśli będzie to ktoś od sześćdziesiątego roku życia wzwyż, to za mężczyznę twoja wycena wyniesie piętnaście sykli, a za kobietę dziesięć sykli [3Mo 27,7]. Wagowo to zaledwie 165 g, co w przeliczeniu na dzisiejszą cenę srebra daje kwotę 540 zł. Równie słabo wypada moja wartość w ujęciu monetarnym. Przyjmując, że przeciętnie za roboczodniówkę w czasach biblijnych płacono denara, a na jednego sykla składały się 2 denary, rozumiem, że - wg wspomnianej wyceny kapłańskiej - znaczę mniej więcej tyle, co przeciętne wynagrodzenie za trzydzieści dni pracy. Dodajmy, że zaledwie pięć lat temu ten sam fragment Pisma mówił mi, że moja wartość wynosi aż 50 sykli!

 Gdybym w dzisiejszym czytaniu Biblii ograniczył się do przeczytania ostatniego rozdziału Księgi Kapłańskiej - biorąc też pod uwagę ponurą dziś pogodę - mógłbym się podłamać z powodu tak znaczącego spadku mojej wartości. Na szczęście chronologiczny plan czytania Biblii przeniósł mnie do Księgi Psalmów, gdzie przeczytałem: W Tobie pokładam ufność od najmłodszych lat. Na Ciebie byłem zdany już od urodzenia. (...) Nie odrzucaj mnie w czasie starości, nie opuszczaj, gdy wyczerpią się me siły [Ps 71,5b-9]. Spadek mojej wartości jako zwyczajnego człowieka nie oznacza dla mnie samotności i liczenia na własne siły. Bóg przecież obiecał: Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę [Hbr 13,5].

Świadomość spadku mojej doczesnej wartości, słabnące siły i zmniejszająca się użyteczność społeczna ma swoją dobrą stronę. Po pierwsze, wpływa mobilizująco na młodsze pokolenie, bez czego trudno byłoby zachować ciągłość służby duchowej i prawidłowość funkcjonowania lokalnej wspólnoty Kościoła. Cieszę się widząc, jak mój syn wraz z całym gronem młodszych ode mnie braci i sióstr, włączają się w pracę na rzecz Królestwa Bożego i przejmują odpowiedzialność za Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE. Już teraz widać to gołym okiem, że nasz zbór to społeczność wielopokoleniowa, której dalsze funkcjonowanie nie stanie pod znakiem zapytania z chwilą odejścia jej założycieli. Tej radości doznaję coraz pełniej.

Z drugiej strony, moje wylądowanie w sektorze z wartością piętnastu sykli, stopniowo przenosi mnie myślami do miejsca mojego przeznaczenia i pomaga mi w przygotowaniach do spotkania z moim Zbawicielem i Panem, Jezusem Chrystusem. Im więcej rozmyślam o niebie, tym mniej jestem przywiązany do ziemi. Im więcej skupiam się na atmosferze, chwale i całej charakterystyce Królestwa Bożego, tym bardziej pragnę być już tam, a nie tutaj. Coraz częściej ekscytuję się myślą, że pewnego dnia wprawdzie zgrzytnie nieco hamulec mojego pociągu życia, lecz jednocześnie otworzą się drzwi i wyjdę na rajski peron, kończąc ziemską podróż. Alleluja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz