07 czerwca, 2011

Lady Gaga contra Jezus?

Dzisiejsze media donoszą, że dzięki zaangażowaniu ambasadora USA we Włoszech na rzymską Europride, czyli planowaną na najbliższą sobotę paradę środowisk LGBT, przybędzie królowa światowego popu – Lady Gaga. Wystąpi ona na bezpłatnym koncercie pod gołym niebem i wygłosi przemówienie na temat praw mniejszości seksualnych.

 Wysoki urzędnik administracji rządowej USA, ambasador David Thorne, postarał się więc o to, by ludzie spod znaku tęczowej flagi we Włoszech otrzymali silną dawkę zachęty i poczuli się naprawdę dumni z tego, kim są. Taki niewątpliwie będzie bowiem wydźwięk udziału Lady Gagi w najbliższej paradzie gejów, lesbijek, biseksualistów i transseksualistów, zwłaszcza że tego dnia na rzymskim Circus Maximus zaśpiewa ona tytułowy utwór z jej najnowszego albumu „Born this way”, który jest hymnem na cześć odmienności.

 Słowa tego hymnu można uznać za swego rodzaju synonim nowego paradygmatu zdobywającego umysły młodych ludzi na całym świecie. Jego istotą jest całkowita akceptacja samego siebie, takim jakim się jest.  Królowa popu - jak śpiewa - w dzieciństwie od własnej matki usłyszała, że nie ma nic złego w kochaniu tego kim jest: On stworzył Cię idealną, kochanie, więc trzymaj swoją głowę, a zajdziesz wysoko. Nie chowaj się w żalu, tylko kochaj siebie i swoje położenie.

Dlatego też w refrenie Lady Gaga wyśpiewuje: Jestem piękna na swój sposób, ponieważ Bóg nie popełnia błędów. Jestem na dobrej drodze, kochanie. Taka się urodziłam! Ooo... tutaj nie ma innej drogi, kochanie. Taka się urodziłam!

Nieważne czy jesteś rozbity, czy zawsze królujesz. Jesteś czarny, biały, beżowy czy Latynos. Jesteś Libańczykiem, czy jesteś orientalny... Raduj się i kochaj siebie dzisiaj, ponieważ, kochanie, taki się urodziłeś!

Ażeby wszystko było już całkiem jasne, pod koniec piosenki dodaje: Nieważne czy gejem, heterykiem lub bi. Nieważne czy lesbijskie, transwestyczne życie. Jestem na dobrej drodze, kochanie. Urodziłam się, by przetrwać! Ooo, tutaj nie ma innej drogi, kochanie. Taka się urodziłam. Jestem na dobrej drodze, kochanie. Taka się urodziłam. Kochanie, taka się urodziłam, hey!

Jakże tego rodzaju "przesłanie" może się nie spodobać? Przecież dzięki niemu życie zamienia się w jedną wielką i beztroską imprezę. Komuż chce się pracować nad sobą, doskonalić charakter, stawiać wymagania i narzucać sobie dyscyplinę? Może i miałoby to jeszcze jakiś sens, gdyby uznać, że moje życie wymaga korekty, ale skoro On stworzył mnie idealnie, wobec tego nie ma nic złego w kochaniu tego, kim się jest...

 W takim kierunku podąża cały świat. Czytałem ostatnio, że nawet w stosunkowo konserwatywnym społeczeństwie amerykańskim następują zdumiewająco szybkie zmiany w ocenie cudzołóstwa, rozwodów, homoseksualizmu itd. Już teraz większość Amerykanów - nawet jeśli jeszcze tego nie popiera - to z badań wynika, że na pewno nie ma nic przeciwko temu.

 Jak wobec tego w dzisiejszych uszach brzmią słowa Jezusa: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie [Łk 9,23]?

Kto zainspirowany i rozochocony hymnem "Born this way" zechce trzymać się apostolskiego sposobu na dobre życie: Bo kto chce być zadowolony z życia i oglądać dni dobre, ten niech powstrzyma język swój od złego, a wargi swoje od mowy zdradliwej. Niech się odwróci od złego, a czyni dobre, niech szuka pokoju i dąży do niego [1Pt 3,10–11]?

Lady Gaga w swoim przeboju ogłasza pełne zadowolenie z tego, jakimi się urodziliśmy i jacy jesteśmy. Nic nie trzeba zmieniać. Jezus natomiast powiedział: Musicie się na nowo narodzić [Jn 3,7], a więc wg Niego nasze naturalne narodziny są obciążone błędem grzechu i potrzebujemy radykalnych zmian w naszym życiu.

 Jakie są szanse, że biblijne wezwanie do opamiętania z grzechów znajdzie w tych czasach jeszcze jakiś poważniejszy posłuch, skoro nawet w środowiskach chrześcijańskich duch wspomnianego hymnu ma coraz więcej zwolenników? Kto trzeźwo ocenia rzeczywistość, ten wie, że jest to tendencja nie do odwrócenia.

 Czy należy walczyć z tym sposobem myślenia? Czy starczy nam sił, by stawiać mu czoła? Czy nie prościej byłoby się dopasować i żyć zgodnie z duchem czasu, jak to już wielu zrobiło..?

3 komentarze:

  1. Trudno powiedzieć, ale właściwie... Apostołowie żyli w czasach, kiedy wszelkie zboczenia, dewiacje itp. były na porządku dziennym, może nawet w większym stopniu niż dziś. Może więc nie ma się czym przejmować, tylko po prostu dawać świadectwo, że można inaczej żyć i myśleć? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja myślę, że jest się czym przejmować... wielu młodych ludzi, dzieci rodziców wierzących, dzieci pastorów czyni sobie z Lady Gagi i innych gwiazd muzyki pop swoimi idolami (idol - bożek) Na portalach społecznościowych tychże młodych ludzi roi się od tego typu "ulubionych" wykonawców. A słowa, te słowa ożywają w duszy młodych ludzi. Kreują ich duchowość. Jakie to są słowa, wystarczy sobie zadać trud i poszukać polskie tłumaczenie dla tych ulubionych przebojów. Kiedy je przeczytasz, złapiesz się za głowę, Więc myślę, że warto zadać sobie to pytanie: Kto sięga po nasze dzieci ??? I myślę, że to jest sprawa warta naszego przejęcia, troski i modlitwy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Andrzejem. To z czym się my i nasze dzieci stykamy powinno być przedmiotem naszej troski, naszego przejęcia. Nasuwa mi się historia Lota, który w prawej duszy swojej trapił się w dzień i w nocy, widząc postępowanie bezbożnych.
    Bóg się tym przejmuje i my też powinniśmy.

    (6) miasta Sodomę i Gomorę spalił do cna i na zagładę skazał jako przykład dla tych, którzy by mieli wieść życie bezbożne, (7) natomiast wyrwał sprawiedliwego Lota, udręczonego przez rozpustne postępowanie bezbożników, (8) gdyż sprawiedliwy ten, mieszkając między nimi, widział bezbożne ich uczynki i słyszał o nich, i trapił się tym dzień w dzień w prawej duszy swojej. (2 List Piotra 2:6-8)

    OdpowiedzUsuń