29 kwietnia, 2013

Nie samo muzeum, a żyjący jeszcze więźniowie

W ramach przygotowań do tradycyjnego, pierwszomajowego wyjazdu ludzi z Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE na łono natury, byłem dziś na Mierzei Wiślanej i w byłym obozie Stutthof. Jak już pisałem, od czasu wyjazdu do Izraela, gdzie zapoznałem się z piękną działalnością na rzecz osób ocalałych z Holokaustu, w moim sercu zamieszkała myśl, żeby zainteresować się ludźmi, którzy przeżyli Stutthof.

Dziś zrobiłem pierwszy praktyczny krok w tym kierunku. Pojechałem do Sztutowa, odwiedziłem Muzeum Stutthof, porozmawiałem z kim się dało i nawiązałem pierwsze kontakty. 1 maja pojedziemy tam grupowo, aby zanim urządzimy sobie piknik w lesie na Mierzei Wiślanej, wcześniej pospacerować razem po terenie byłego obozu Stutthof. Mam nadzieję, że wzbogaci to nas duchowo i dobrze zaowocuje na przyszłość.

Przechadzając się dziś po terenie tego byłego obozu zreflektowałem się w pewnej chwili, że nie interesują mnie aż tak bardzo szczegółowe informacje o tym, jak obóz był urządzany i jaka była jego historia. Wciąż myślałem o ludziach, którzy są gdzieś rozsiani po świecie, a których swego czasu połączył przymus wspólnego pobytu za jego drutami. Biorąc pod uwagę upływ czasu i charakter obozu Stutthof, jakże niewielu ich jeszcze żyje...

Tam w Sztutowie przyszło mi na pamięć wezwanie apostolskie, skierowane w pierwszej kolejności do chrześcijan z Koryntu, w sprawie właściwego podejścia do człowieka, który już przeżył sporo przykrości. Dlatego proszę was, abyście postanowili okazać mu miłość [2Ko 2,8]. Zauważmy, że natchniony apostoł nie wzywał do roztrząsania szczegółów życia i przyczyn złego losu owego człowieka. Chodziło o prostą rzecz, której nieszczęśnik najbardziej potrzebował. Chodziło o miłość.

Każdy z nas ma wokół siebie takie osoby, którym w życiu się nie powiodło i którzy doznali wielu zranień. Uważajmy, żeby poprzez filozofowanie nad ich losem nie dokładać im kolejnych cierpień. Postanówmy okazać im miłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz