02 kwietnia, 2015

Tylko Jezusa samego

Tytułowe słowa pochodzą z ewangelicznego opisu cudownego przemienienia Jezusa na górze. Trzej towarzyszący Panu Jezusowi uczniowie mieli niezwykłe przeżycie. Zobaczyli na chwilę Mojżesza i Eliasza rozmawiających z ich Mistrzem. Szybko jednak pojawił się obłok i zakrył im tę scenę.  Z obłoku natomiast usłyszeli: Ten jest Syn mój umiłowany, jego słuchajcie. A nagle, rozejrzawszy się wokoło, już nikogo przy sobie nie widzieli, tylko Jezusa samego [Mk 9,7-8]. Nie zdążyli wziąć od tych wielkich mężów Bożych nawet autografu. Wszystko zniknęło i tylko sam Jezus, taki jak wcześniej, im pozostał.

To wymowne zakończenie cudu przemienienia Jezusa przychodzi mi na myśl, gdy obserwuję zachowanie wielu dzisiejszych chrześcijan, zwłaszcza w dniach poprzedzających główne święta chrześcijańskie. Otóż odnoszę wrażenie, że z roku na rok coraz większą wagę zdają się oni przykładać do wizualnych symboli, przedmiotów kultowych i gestów o charakterze obrzędowym. Urządza się inscenizacje głównych wydarzeń ewangelicznych. Akt wyznawania grzechów łączy się z przybijaniem do krzyża karteczek symbolizujących poszczególne grzechy wiernych. Fazę okresu oczekiwania określa się zapalaniem kolejnej świecy. Kazanie Słowa Bożego domaga się użycia rozmaitych akcesoriów a miejsce zgromadzenia ludzi biblijnie wierzących coraz częściej zamienia się w strojną szopkę.

Czy wciąż można się dziwić wiernym z kościołów historycznych, że każde ich świętowanie z upływem lat  obrosło tam w liczne obrzędy i symbole? Skoro ludziom ewangelicznie wierzącym przestaje już wystarczać sam Jezus, to nie ma nic zaskakującego w procesjach drogi krzyżowej, kolorystyce szat liturgicznych, święconkach i innych aktach oraz przedmiotach kultu religijnego katolików. Jeśli się nie ockniemy, to jeszcze trochę, a w niektórych zborach będzie nie do pomyślenia nabożeństwo bez zapalonych świec,  „namaszczonego” głosu lektora, symbolicznego użycia flag, wystąpienia "ciekawej" osoby, aktu kapłańskiego błogosławieństwa, odczytania listu biskupa itd., że o woni kadzidła już nie wspomnę.

Stało się. Szerząca się w zborach cielesność domaga się zewnętrznej oprawy. Zamierająca wiara pragnie być radośnie celebrowana. Im większa w sercach pustka duchowa, tym głośniej chce brzmieć w zgromadzeniu. Duchowa mizeria zakochała się w tytułach i zaszczytach. Spokojnie i bez obaw. Jezus wciąż jest na ustach i raczej pozostanie. Przecież to wiara chrześcijańska. Lecz żeby znowu miało być tak, że niczego więcej nie będziemy widzieć, tylko Jezusa samego? O, nie. Jakże ubogie i szare stałoby się wówczas miejsce zgromadzeń i samo nabożeństwo?

Pozwólcie, że w przeddzień Świąt Zmartwychwstania Pańskiego zawołam słowami starej pieśni: Zwróć swój wzrok na Jezusa. Jak wielki tej twarzy jest czar. Urok ziemskich spraw dziwnie zblednie wnet. W blasku Jego miłości bez miar. Niech Wielkanoc 2015 będzie czasem, gdy znowu z najwyższym zachwytem będziemy chcieli popatrzeć duchowym wzrokiem na Jezusa samego.

2 komentarze:

  1. Długo noszę się z zamiarem odpisu na ten post, ponieważ zamieszczone w nim treści zaintrygowały mnie bardzo. W końcu sam obserwuję - często pustą jak beczka po piwie – symbolikę i obrzędowość większościowego gremium, w której pod płaszczem chrześcijaństwa kryje się solidna domieszka poganizmu, zwykłego hedonizmu i sentymentalnych „porywów serca”. Zastanawiam się, gdzie ukrył się Jezus, którego narodzenie czy zmartwychwstanie się rzekomo wspomina, przyznając w znacznej mierze rację bratu MB. Zbór, który mnie wychował, pilnował, aby w życiu członka nie pojawił się jakikolwiek gest czy przedmiot o charakterze symbolu. Biblię z obrazkami należało spalić, bo jakiekolwiek wyobrażenie graficzne treści biblijnych było bałwochwalstwem. Samo pojęcie „święta” było złe, bo przecież czerwone dni w kalendarzu to dla prawdziwych chrześcijan nie są żadne święta. Było wiele wypaczeń, ale nie o tym chcę pisać.
    Nabywszy pewnej ogłady i dojrzałości spoglądam na tematykę poruszoną w poście nieco inaczej. W życiu narodu izraelskiego symbolika miała duże znaczenie. Spójrzmy na znaczenie mumii Józefa. Każde ważniejsze przeżycie skutkowało ustanowieniem symbolu w postaci kamienia lub ołtarza, po pierwsze dla oddania Bogu chwały, po drugie – jako pamiątka dla potomnych. A w późniejszych pokoleniach podobną rolę pełniły tefilim i mezuza.
    Obecnie – w życiu codziennym – nie jest inaczej. Ważne momenty życia człowiek chętne łączy z miejscami lub przedmiotami, które nabierają cech symboli.
    Nawet sam Bóg w pewnym sensie pozwala na utożsamianie go ze zjawiskami o charakterze symbolicznym (uwaga! problem trudny, proszę Czytelników o niewyciąganie wniosków zbyt pochopnie). Przykładowo: ogień -> płonący krzak -> cudowne podpalenie ofiar -> słup ognia -> płonące lampy na świeczniku -> ogień w chwili chrztu Duchem itp.
    Wniosek: należy dążyć do tego, aby widzieć „tylko Jezusa samego”. Ale trudno się dziwić, że życiu duchowemu również towarzyszy symbolika. Źle się dzieje, gdy zostanie sama symbolika, a treść, którą powinna ta symbolika wyobrażać, marnieje i zanika. Należy dążyć do takiego stanu, w którym najważniejsza jest treść duchowa, a symbole i obrzędy pozwalają na jej łatwiejszą percepcję. Choinka, kolacja, prezenty, potrawy inne niż zwykle, aktualne dekoracje, wiosenne kwiaty, okolicznościowe pieśni i inne symboliczne przedmioty i zwyczaje, nie powinny stanowić „sztuki dla sztuki”, lecz jednoznaczne wskazywać na ten fragment duchowej rzeczywistości, która się z tą symboliką wiąże, być może niedoskonałą próbę jej naśladownictwa lub przedstawienia oscylujących wokół niej pewnych wyobrażeń lub skojarzeń. Za to zaniechanie korzystania z przedmiotów i kultywowania zwyczajów o charakterze symbolicznym nie powinno stanowić miary gorliwości i przybliżenia się człowieka do Boga.
    Być może nie każdy z nas dostąpi tego przywileju, aby widzieć „tylko Jezusa samego”. Każdy może go jednak widzieć , a sposób, w jaki go zobaczy, lecz według mnie dla każdego indywidualny. Symbolika i obrzędowość może w tym pomóc.
    Źle się dzieje tam, gdzie symbolika i obrzędowość nie współistnieje z duchową rzeczywistością, a „na ołtarzu wielkiej bzdury / we mgle kadzideł prawda mrze” (tekst: W. Kejne, śpiewa M. Bajor)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję, Nimrod, za mądry komentarz. Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń