Doświadczając duchowego odrodzenia, rodząc się na nowo z wody i z Ducha, przez wiarę w Jezusa Chrystusa stajemy się domownikami Boga. W sferze duchowej zostajemy przeniesieni do prawdziwego centrum życia! Jest to społeczność z Ojcem, z Synem Bożym i z Duchem Świętym. Żyjąc na co dzień w Chrystusie, swoją fizyczność odczuwamy jako swego rodzaju dyskomfort, gdyż wiemy, że dopóki przebywamy w ciele, jesteśmy oddaleni od Pana [2Ko 5,6]. Jesteśmy wszakże celowo posłani przez Niego, abyśmy w ciele wykonywali na tym świecie powierzone nam zadania. Jak mnie posłałeś na świat, tak i ja posłałem ich na świat [Jn 17,18] - powiedział Syn Boży w znanej rozmowie z Ojcem.
Żyjąc na ziemi, nosimy już w sobie dar życia wiecznego. Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki [Jn 11,25-26] - powiedział Pan Jezus. Dobrze jest też mieć na uwadze błogosławioną prawdę, że On ma klucze śmierci i piekła [Obj 1,18]. Ten, kto uwierzył w Jezusa Chrystusa i Mu służy, nawet fizycznie nie umrze już bez Jego woli. Chociażby bardzo chciał wracać do Domu, to pozostaje w dyspozycji Chrystusa Pana. Widać to na przykładzie apostoła Pawła, który swego czasu w natchnieniu Ducha pisał do Filipian: Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej; lecz z drugiej strony pozostać w ciele, to ze względu na was rzecz potrzebniejsza. A to wiem na pewno, że pozostanę przy życiu i będę z wami wszystkimi, abyście robili postępy i radowali się w wierze [Flp 1,23-25]. Tylko owocna służba Bogu nadawała sens jego dalszemu życiu w ciele.
Prawdziwy chrześcijanin, z tej racji, że jest szczerze oddany Chrystusowi i sercem lgnie do coraz pełniejszej społeczności z Bogiem, w każdej chwili jest gotowy i chętny do powrotu. Gdy na horyzoncie pojawia się śmierć fizyczna, wówczas - nie rozumiejący stanu jego serca - ludzie zaczynają nad nim się użalać. A on? Co czynicie, płacząc i rozdzierając serce moje? Ja przecież gotów jestem nie tylko dać się związać, lecz i umrzeć w Jerozolimie dla imienia Pana Jezusa [Dz 21,13]. On w powrocie do Domu i spotkaniu z umiłowanym Zbawicielem i Panem widzi dla siebie same dobro.
Jak więc należałoby traktować śmierć chrześcijanina? To zależy z jakiego punktu widzenia na nią popatrzymy. Gdy trwamy w Ojcu i Synu, i w Duchu Świętym, to od strony Nieba widzimy sługę Bożego powracającego do Domu. Drogocenna jest w oczach Pana śmierć wiernych Jego [Ps 116,15]. Tak było w wizji Jana apostoła: I usłyszałem głos, mówiący z nieba: "Napisz: Szczęśliwi, którzy w Panu umierają - już teraz. Zaiste, mówi Duch, niech odpoczną od swoich mozołów, bo idą wraz z nimi ich czyny" [Obj 14,13]. Kolejne dziecko Boże wraca! Grają niebiańskie fanfary!
Właśnie tak ludzie duchowi patrzą na koniec fizycznego życia na ziemi. Czas rozstania mego z życiem nadszedł. Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego [2Ts 4,6-8]. Pomyślmy, co przepełnia nasze serce, gdy ktoś nam bardzo bliski, po wielu trudach i niebezpieczeństwach, powraca do nas z długiej podróży? Może i ktoś tam daleko, jakiś jego towarzysz, smuci się, że ich wspólna przygoda się skończyła. My wszakże radujemy się, że wreszcie wraca i będziemy go mieć w domu.
Ostatnio radość w Niebie musi być bardzo intensywna. Patrząc choćby tylko na krąg moich Znajomych, widzę, jak słudzy Boży, jeden po drugim, po trudach ziemskiej podróży wracają do Domu! Mariusz, lat 30. Aleksandra, lat 34. Lidia, lat 84. Cezary, lat 60. I co słyszą? Dobrze, sługo dobry i wierny! Nad tym, co małe, byłeś wierny, wiele ci powierzę; wejdź do radości pana swego [Mt 25,23]. I jak tu się w Panu nie uradować? Przecież jesteśmy coraz bardziej już tam, a coraz mniej tutaj. Chyba, że wciąż patrzymy na śmierć chrześcijanina od strony ziemi, jakby to nie Niebo, a doczesność była ośrodkiem życia i naszej radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz