29 października, 2011

I co z tego?

Car Szujski składa hołd przed królem
Zygmuntem III.
Obraz Jana Matejki, 1853
Równo 400 lat temu, 29 października 1611 roku w sali Senatu Zamku Królewskiego w Warszawie doszło do absolutnie wyjątkowego w naszej historii zdarzenia. Car rosyjski, Wasyl IV Szujski wraz ze swoimi braćmi oraz patriarchą Filaretem, pokłonili się przed królem Polski, Zygmuntem III Wazą i złożyli mu hołd poddaństwa.

 Nastąpiło to w konsekwencji zwycięstwa wojsk polskich pod wodzą hetmana Stanisława Żółkiewskiego, które we wrześniu 1610 roku wkroczyły do Moskwy i zajęły Kreml, aresztując cara i jego najbliższych.

 Rok później hetman Żółkiewski w uroczystym orszaku wkroczył ze swoim wojskiem do Warszawy, wioząc ze sobą cara Wasyla Szujskiego oraz jego braci Dymitra i Iwana, którzy w obecności szlachty i senatu złożyli królowi Zygmuntowi III Wazie przysięgę wierności.

 Nie ma dziś w Warszawie żadnego wyraźnego świadectwa tego niezwykłego wydarzenia. Wszelkie obiekty związane z hołdem i pobytem Szujskich były konsekwentnie usuwane i niszczone w imię rosyjskiej racji stanu. Jedynym śladem naszej krótkiej dominacji nad Rosją jest łaciński napis na Kolumnie Zygmunta, który w tłumaczeniu na język polski brzmi następująco:

 Zygmunt III z mocy wolnej elekcji król Polski, z tytułu dziedziczenia, następstwa i prawa – król Szwecji, w umiłowaniu pokoju i w sławie pierwszy pomiędzy królami, w wojnie i zwycięstwach nie ustępujący nikomu, WZIĄŁ DO NIEWOLI WODZÓW [MOSKIEWSKICH], STOLICĘ I ZIEMIE MOSKIEWSKIE ZDOBYŁ, WOJSKA ROZGROMIŁ, ODZYSKAŁ SMOLEŃSK, złamał pod Chocimiem potęgę Turcji, panował przez czterdzieści cztery lata, w szeregu czterdziesty czwarty król, dorównał w chwale wszystkim i przyjął ją [chwałę] całą.

 Chociaż ten hołd – jak napisano o nim w XVII wieku – był aktem tak sławnym, wielkim i nigdy w Polsce niewidzianym, to jednak nie miał i nie ma dla Polski żadnego większego znaczenia. Już parę lat później nikt nie miał takich złudzeń, że Polacy będą panować nad Rosją.

 Gdy rozmyślam dziś nad tą przedziwną kartką polskiej historii, przychodzą mi do głowy niektóre akty hołdu składanego Bogu. Parokrotnie byłem świadkiem takich podniosłych chwil, gdy ludzie uniżali się przed Bogiem, deklarowali dozgonną wierność Jezusowi Chrystusowi, w tym duchu przyjmowali chrzest wiary, a niedługo potem wypowiadali swe posłuszeństwo Bogu.

 Parę lat, a czasem już parę miesięcy później, wszystko wracało do dawnego stanu rzeczy. Ludzie ci nie tylko zupełnie przestawali się przejmować złożonymi przed Bogiem deklaracjami, ale - niczym Rosjanie po hołdzie ruskim - zaczęli zacierać po swym osobistym związku z Jezusem wszelkie ślady. Dziś mało już kto pamięta i wie, że taki incydent miał miejsce w ich życiu.

 Czy jednak także i Bóg o tym zapomniał? Kto świadomie przyjął chrzest i złożył publiczne wyznanie wiary w Jezusa Chrystusa, ten przecież nawiązał prawne stosunki z Bogiem, które nigdy się nie przedawniają. Nie można ot, tak sobie, jednostronnie ich rozwiązać, zatrzeć ślady i zapomnieć o wszystkim. Nieuchronnie trzeba będzie stanąć przed Bogiem i zdać sprawę ze swego zachowania.

Gdy złożysz Bogu ślub, nie zwlekaj z wypełnieniem go, bo mu się głupcy nie podobają. Co ślubowałeś, to wypełnij! Lepiej nie składać ślubów, niż nie wypełnić tego, co się ślubowało [Kzn 5,3-4].

Bo jeśli słowo wypowiedziane przez aniołów było nienaruszalne, a wszelkie przestępstwo i nieposłuszeństwo spotkało się ze słuszną odpłatą, to jakże my ujdziemy cało, jeżeli zlekceważymy tak wielkie zbawienie? [Hbr 2,2–3].

 Mój hołd złożony Jezusowi Chrystusowi miał miejsce we wrześniu 1977 roku. Nie byłem do niego w żaden sposób zmuszany, jak to miało miejsce w przypadku hołdu zdetronizowanego cara Rosji. Dobrowolnie i na poważnie poddałem wtedy Jezusowi całe swoje życie. Jestem szczęśliwy, że tak kiedyś zrobiłem i po trzydziestu kilku latach tym bardziej doceniam królowanie Pana Jezusa nade mną.

 Nie tylko nie zacieram śladów po tamtej chwili, ale mam nadzieję, że jest coraz więcej czytelnych dowodów, świadczących o władzy Chrystusa Pana w moim życiu.

Powyższe słowa napisałem z nadzieją, że przynajmniej niektórzy dawni hołdownicy Chrystusa ockną się jeszcze - póki jest na to czas - i powrócą pod Jego władzę, pokutując i przepraszając Go za swoją niewierność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz