16 listopada, 2011

Podglądnijmy Jezusa: Czy mogę zaniechać twardych słów?

Od paru miesięcy w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w Gdańsku omawiamy życie Jezusa. Od narodzin w Betlejem aż po górę Betanię i wniebowstąpienie, chcemy prześledzić życie i publiczną służbę Jezusa Chrystusa, starając się uporządkować sobie tę wiedzę pod względem chronologicznym.

 Przyglądając się wnikliwiej życiu i służbie Jezusa można dokonać ważnych odkryć i wyciągnąć wiele cennych wniosków, istotnych dla kogoś, kto naprawdę chce być naśladowcą Jezusa.

 Chcę dziś wskazać na cechę posługi Chrystusa Pana, która w niektórych kręgach współczesnego chrześcijaństwa jest bardzo niemile widziana. Uważa się bowiem, że chrześcijanin, a zwłaszcza kaznodzieja i duszpasterz, powinien wypowiadać się wyłącznie pozytywnie, zachęcać, jednoczyć i we wszystkim starać się dostrzec coś dobrego. Na tym – zdaniem nowoczesnej myśli chrześcijańskiej – polega budowanie Kościoła.

 Tymczasem Jezus, bezsprzeczny wzór duszpasterza i męża Bożego, nie ograniczał się w swojej posłudze wyłącznie do pozytywnych słów i zachowań. Jako Pierwszy Budowniczy Kościoła i jego Głowa zarazem, wpływał na ludzi także poprzez krytykę ich zachowań i udzielanie im ostrej nagany. Badając publiczną służbę Jezusa nie można nie zauważyć, że nie była ona wcale zdominowana pokojowym duchem dialogu ani poszukiwaniem tego, co łączy, a nie, co dzieli. Oto kilka przykładów:

 Już pierwszy raz przychodząc na święto paschy do Jerozolimy, Jezus skręciwszy bicz z powrózków, wypędził ich wszystkich ze świątyni wraz z owcami i wołami; wekslarzom rozsypał pieniądze i stoły powywracał, a do sprzedawców gołębi rzekł: Zabierzcie to stąd, z domu Ojca mego nie czyńcie targowiska [Jn 2,15–16]. Czemu Pan najpierw nie podjął z tymi ludźmi spokojnego dialogu, tylko od razu ich wygonił?

 W rozmowie z Żydami, którzy uwierzyli w Niego i twierdzili, że Bóg jest ich Ojcem, wydaje się, że Jezus powinien był wypowiadać słowa, które łączą. Tymczasem zaś czytamy: Na to mu rzekli: My nie jesteśmy zrodzeni z nierządu; mamy jednego Ojca, Boga. Rzekł im Jezus: Gdyby Bóg był waszym Ojcem, miłowalibyście mnie, Ja bowiem wyszedłem od Boga i oto jestem. Albowiem nie sam od siebie przyszedłem, lecz On mnie posłał. Dlaczego mowy mojej nie pojmujecie? Dlatego, że nie potraficie słuchać słowa mojego. Ojcem waszym jest diabeł i chcecie postępować według pożądliwości ojca waszego. On był mężobójcą od początku i w prawdzie nie wytrwał, bo w nim nie ma prawdy. Gdy mówi kłamstwo, mówi od siebie, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa [Jn 8,41–44].

 Nie wspominając już o całych, długich wypowiedziach Pana Jezusa przeciwko faryzeuszom, uczonym w Piśmie i arcykapłanom, weźmy pod uwagę Jego relacje z krewnymi i najbliższymi uczniami. Gdy pewnego razu krewni wraz z matką Jezusa przyszli, aby się z Nim spotkać, zareagował następująco: I powiedzieli mu: Oto matka twoja i bracia twoi, i siostry twoje są przed domem i poszukują cię. I odpowiadając, rzekł im: Któż jest matką moją i braćmi? I powiódł oczyma po tych, którzy wokół niego siedzieli, i rzekł: Oto matka moja i bracia moi. Ktokolwiek czyni wolę Bożą, ten jest moim bratem i siostrą, i matką [Mk 3,32–35]. Jak taką postawę oceniono by w dzisiejszym Kościele?

 Gdy apostoł Piotr na boku zwrócił uwagę Jezusowi, ażeby nie kreślił dla siebie takiej strasznej przyszłości, Syn Boży mógł przecież jakoś milej odezwać się do niego. A On, obróciwszy się, rzekł Piotrowi: Idź precz ode mnie, szatanie! Jesteś mi zgorszeniem, bo nie myślisz o tym, co Boskie, lecz o tym, co ludzkie [Mt 16,23].

Po tym, jak pewna wioska samarytańska nie przyjęła Jezusa, uczniowie Jakub i Jan, rzekli: Panie, czy chcesz, abyśmy słowem ściągnęli ogień z nieba, który by ich pochłonął, jak to i Eliasz uczynił? A On, obróciwszy się, zgromił ich i rzekł: Nie wiecie, jakiego ducha jesteście [Łk 9,54-55]. Przecież oni chcieli dobrze, chcieli na swój sposób konkretnie stanąć po stronie Jezusa.

I ostatni przykład. Nawet po zmartwychwstaniu, tuż przed odejściem do nieba, mowa Jezusa nie stała się aksamitna. Na koniec ukazał się jedenastu uczniom, gdy siedzieli u stołu, i ganił ich niewiarę i zatwardziałość serca, że nie uwierzyli tym, którzy go widzieli zmartwychwskrzeszonego [Mk 16,14].

 Powie ktoś, że tendencyjnie wybrałem tu fragmenty ewangelii, które potwierdzają mój punkt widzenia, a rzeczywisty obraz Jezusa był całkiem inny. Oczywiste, że Jezus okazywał ludziom empatię, był łagodny i miłosierny. Patrząc jednak na całokształt Jego publicznej służby należy dostrzegać obydwie jej strony. Zachowanie i reakcje Jezusa były po prostu adekwatne do zaobserwowanej sytuacji i stanu ludzkich serc.

Ten sam, który powiedział: Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję [Jn 14,27], w innym miejscu wyjaśnia:  Nie mniemajcie, że przyszedłem, przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego [Mt 10,34–36].

Jezus, jakim był wczoraj, takim jest i dzisiaj. Jako uczeń Jezusa nie mam innej drogi, jak tylko naśladować mojego Zbawiciela i Pana. Dlatego trzeba mi być i łagodnym, i unieść się gniewem. Pochwalić i zachęcić, ale też poddać krytyce i zganić. Tak więc robię. Inaczej nie mogę.

4 komentarze:

  1. W zupełności zgadzam się z tym, co piszesz Pastorze.Nie można, chcąc być naśladowcą Pana Jezusa, operować wyłącznie łagodnością(bo tak przystoi), ale tam,gdzie trzeba,należy być stanowczym i zdecydowanym.Trzeba "uderzyć pięścią w stół", szczególnie wtedy, gdy widzi się znieważanie Chrystusa i Jego Ewangelii...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie można zaniechać twardych słów tam, gdzie są one potrzebne. I nie jest to przejaw nienawiści lecz miłości. Dziś kościół w wielu miejscach zdaje się uczyć się od świata tolerancji, ale Biblia się nie zmienia i jej wzorce pozostają niewzruszone.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nasz Pan Jezus Chrystus, to przyjaciel grzeszników lecz wróg religijnych obłudników. "I ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz" [Jezus do prostytutki], "Węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle?" [Jezus do faryzeuszy]. Łagodnie i z miłością lecz także ostro i z potępieniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Brat Marian jak zwykle ma rację. Cenię sobie język polski za to, że istnieje możliwość krytycznego wyrażenia własnego odniesienia do rzeczywistości. Jednak to, czego wielu z nas potrzebuje obecnie, to nie tylko krytyczne uwagi i twarde słowa. To raczej pochylenie się nad człowiekiem mimo jego niedoskonałości i faktu, że sam jest winien za jego słaby często stan duchowy. Pogłaskanie po tej, głupiej często, głowie. Zachęta. Ciągnięcie w górę, nawet wbrew jego woli. Ale to już temat na inny wpis na blogu. Zapewne Brat Marian pewnie go kiedyś poruszy. Pozdrawiam nimrod@interia.pl

    OdpowiedzUsuń