18 lutego, 2012

Smutny "powrót" do zboru

Dziś pogrzeb amerykańskiej piosenkarki Whitney Houston, która 11 lutego 2012 roku znaleziona została martwa, jak dotąd z nieznanych przyczyn, w łazience pokoju hotelowego w Beverly Hills, w Kalifornii.

 Nabożeństwo pogrzebowe odbędzie się w baptystycznym zborze New Hope w Newark, gdzie gwiazda uczęszczała w dzieciństwie, gdzie śpiewała w chórze kościelnym pod kierownictwem swej matki, Cissy Houston i gdzie w wieku 11 lat po raz pierwszy wystąpiła solo, śpiewając piosenkę pt. "Prowadź mnie, o wielki Jahwe!"

 Niestety, dziesięć laty później Whitney Houston była już z dala od swojego zboru i coraz dalej od Boga, w wirze rozkręcającej się kariery. Kontrakty, trasy koncertowe, występy w telewizji, nagrania studyjne, sesje zdjęciowe, rosnąca popularność i duże pieniądze. Wraz z tym coraz więcej alkoholu, a potem i narkotyki. Prośba z pierwszej piosenki jakby przestała być ważna.

 Dziś jednak Whitney wraca do swojego miasteczka i zboru. Ciało piosenkarki zostało już przewiezione do Newark złotym karawanem, a niewielki zbór baptystów szykuje się do smutnej uroczystości. Ich dawna siostra w Chrystusie o godzinie osiemnastej naszego czasu znowu pojawi się w kaplicy, gdzie kiedyś śpiewała i gdzie się kiedyś modliła...

 Coś ściska mnie za gardło i łzy napływają mi do oczu. Ileż zborów na świecie już przeżyło, a ile jeszcze przeżyje smutek takich powrotów?! Dlaczego blichtr świeckiej kariery tak łatwo odciąga wielu chrześcijan z drogi wiary? Co z tego, że Whitney Houston stała się tak popularna, że nawet flagi stanu New Jersey zostały dziś opuszczone do pół masztu? Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją? [Mt 16,26].

 Każdemu może się przytrafić, że pobłądzi duchowo. Najczęściej wiąże się to z zaniedbaniem społeczności z Bogiem i porzuceniem swojej wspólnoty. Bóg jest jednak miłosierny i wspaniałomyślnie czeka na powrót. Niechby nie był to powrót poniewczasie, kiedy już za późno, żeby cokolwiek można było zmienić w wiecznym przeznaczeniu powracającego.

Poruszony przedwczesną śmiercią tej wspaniałej piosenkarki, apeluję do wszystkich braci i sióstr, którzy z różnych powodów są dziś z dala od Boga i od swojego zboru, jak to przedtem zostało powiedziane: Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych [Hbr 4,7].

Wracajcie tak, żeby - jak to jest w przypowieści o synu marnotrawnym - zbór Pański mógł się z tego weselić. Powrót w trumnie, to powrót spóźniony i już bez znaczenia.

27 komentarzy:

  1. Kiedyś miałem raczej niesmaczne zetknięcie z pewnym polskim chórem gospel o trzyliterowej nazwie i zobaczyłem dokładnie to samo. Ludzie którzy, po trupach, zrobią wszystko, aby zaistnieć w świecie, zrobić kasę i zdobyć popularność. Teraz widzę, że wśród tzw muzyków chrześcijańskich, chór ten nie należy do wyjątków w tej kwestii, ale do znacznej większości.

    Zauważyłem również, że Słowo Boże i etyka chrześcijańska w życiu takich ludzi zaczyna odgrywać coraz bardziej marginalną rolę, za to coraz chętniej skłaniają się oni do wszelkich humanistycznych nauk usprawiedliwiających ich świecki światopogląd na temat roli muzyki w życiu człowieka.

    Biorąc pod uwagę fakt, że większość młodych ludzi w kościele uważa takie osoby za ludzi sukcesu, przyjmując ich postawy jako wzorzec do naśladowania, to uważam to zjawisko jako mocno destrukcyjne dla młodego pokolenia - i raczej nie nazywał bym tego ''śpiewaniem na chwałę Pana'' ani nawet próbą pozyskania ludzi ze świata, bo to nie tędy droga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bracie. Osobiście znam Piotra Nazaruka. Wiem bo rozmawiałem z nim, że chroni chór przed zeświecczeniem. Rozmawiałem również z osobą, która za owe zeświecczenie została wyrzucona z tego chóru o trzyliterowej nazwie. Znam też Bożych Świętych który składali dobre świadectwo o tym chórze. Apeluje o umiar w osądach

      Usuń
  2. "Ich dawna siostra w Chrystusie o godzinie osiemnastej naszego czasu znowu pojawi się w kaplicy, gdzie kiedyś śpiewała i gdzie się kiedyś modliła..."
    Bracie Marianie, skąd pewność, że Whitney Houston była kiedykolwiek "siostrą w Chrystusie". Czy znane jest komuś świadectwo jej nowego narodzenia? Czy świadectwo jej życia nie pokazuje szybciej, że Houston Boga nigdy nie znała, a jej dziecięce przejawy religijności wynikały jedynie z wychowania w rodzinie chrześcijańskiej?
    Moim zdaniem to drugie jest bardziej prawdopodobne.

    OdpowiedzUsuń
  3. P.S.
    Uważam, że dla ludzi autentycznie odrodzonych jest rzeczą oczywistą, że myślenie o jakiejkolwiek karierze w tym świecie to droga na zgubę. Biblia określa to bardzo jednoznacznie, jako podążanie za własnymi pożądliwościami i pychą życia, czyli wywyższeniem własnego JA, zamiast jego śmierci i podporządkowania swojego życia prowadzeniu Ducha Świętego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Drogie Oko,

    Trochę zabawne (ale i smutne) jest czytać kłamstwa o ludziach, których znam od wielu lat (ten "chór o trzyliterowej nazwie"). Publiczne szarganie ich imienia (choć niewymówionego) naprawdę zle o tobie świadczy.

    Twoje słowa: "Ludzie którzy, po trupach, zrobią wszystko, aby zaistnieć w świecie, zrobić kasę i zdobyć popularność" są po prostu kłamstwem. Obserwuję tych ludzi z bliska od kilkunastu lat. To nie są chodzące ideały, ale z determinacją i wbrew naprawdę wielu przeciwnościom ciągną tę pracę, bo widzą jej błogosławione efekty.

    Naprawdę podziwiam ich za odważną decyzję, żeby każdy koncert był "seansem" uwielbienia Boga, a nie standardowym koncertem. Nawet kiedy grają dla niewierzących. każdym koncercie wyraznie mówią, że to dla Niego śpiewają i Jemu oddają swoje życie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak się składa, że ja też znam tych ludzi od wielu lat i wiem czemu oddają oni swoje życie. Dlatego to co mówią oni na swój temat ze sceny jakoś mnie nie przekonuje, tak samo jak śpiewnie "Prowadź mnie, o wielki Jahwe!" przez Whitney Houston czy ''God is Love'' przez Lennego Kravitza.

    Zauważyłem natomiast bardzo silny wzrost samooceny i przewartościowania roli muzyki, u prawie wszystkich którzy mieli możliwość śpiewania w tym chórze, co w większości przypadków przyczyniło się u nich do zmiany postrzegania obrazu i charakteru Boga. Oczywiście zawsze zdarzą się nieliczne wyjątki.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą"
    (Łuk.12:47-48)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby stanowić] jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem. Ciało bowiem to nie jeden członek, lecz liczne [członki]. Jeśliby noga powiedziała: «Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała» - czy wskutek tego rzeczywiście nie należy do ciała? Lub jeśliby ucho powiedziało: Ponieważ nie jestem okiem, nie należę do ciała - czyż nie należałoby do ciała? Gdyby całe ciało było wzrokiem, gdzież byłby słuch? Lub gdyby całe było słuchem, gdzież byłoby powonienie? Lecz Bóg, tak jak chciał, stworzył [różne] członki umieszczając każdy z nich w ciele. Gdyby całość była jednym członkiem, gdzież byłoby ciało? Tymczasem zaś wprawdzie liczne są członki, ale jedno ciało. Nie może więc oko powiedzieć ręce: «Nie jesteś mi potrzebna», albo głowa nogom: «Nie potrzebuję was». Raczej nawet niezbędne są dla ciała te członki, które uchodzą za słabsze; a te, które uważamy za mało godne szacunku, tym większym obdarzamy poszanowaniem. Tak przeto szczególnie się troszczymy o przyzwoitość wstydliwych członków ciała, a te, które nie należą do wstydliwych, tego nie potrzebują. Lecz Bóg tak ukształtował nasze ciało, że zyskały więcej szacunku członki z natury mało godne czci, by nie było rozdwojenia w ciele, lecz żeby poszczególne członki troszczyły się o siebie nawzajem. Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współweselą się wszystkie członki. Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami"
    (1.Kor.12:12-27)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił"
    (Ef.2:8-9)


    "Kim jesteś ty, co się odważasz sądzić cudzego sługę? To, czy on stoi, czy upada, jest rzeczą jego Pana. Ostoi się zresztą, bo jego Pan ma moc utrzymać go na nogach.
    Jeden czyni różnicę między poszczególnymi dniami, drugi zaś uważa wszystkie za równe: niech się każdy trzyma swego przekonania! Kto przestrzega pewnych dni, przestrzega ich dla Pana, a kto jada wszystko - jada dla Pana. Bogu przecież składa dzięki. A kto nie jada wszystkiego - nie jada ze względu na Pana, i on również dzięki składa Bogu. Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi.
    Dlaczego więc ty potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga. Napisane jest bowiem:
    Na moje życie - mówi Pan - przede Mną klęknie wszelkie kolano.
    a każdy język wielbić będzie Boga.
    Tak więc każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu.
    Przestańmy więc wyrokować jedni o drugich. A raczej to zawyrokujcie, by nie dawać bratu sposobności do upadku lub zgorszenia. Wiem i przekonany jestem w Panu Jezusie, że nie ma niczego, co by samo przez się było nieczyste, a jest nieczyste tylko dla tego, kto je uważa za nieczyste. Gdy więc stanowiskiem w sprawie pokarmów zasmucasz swego brata, nie postępujesz już zgodnie z miłością. Tym swoim [stanowiskiem w sprawie] pokarmów nie narażaj na zgubę tego, za którego umarł Chrystus.
    Niech więc posiadane przez was dobro nie stanie się sposobnością do bluźnierstwa! Bo królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym. A kto w taki sposób służy Chrystusowi, ten podoba się Bogu i ma uznanie u ludzi. Starajmy się więc o to, co służy sprawie pokoju i wzajemnemu zbudowaniu. Nie burz dzieła Bożego ze względu na pokarmy! Wprawdzie każda rzecz jest czysta, stałaby się jednak zła, jeśliby człowiek spożywając ją, dawał przez to zgorszenie. Dobrą jest rzeczą nie jeść mięsa i nie pić wina, i nie czynić niczego, co twego brata razi .
    A swoje własne przekonanie zachowaj dla siebie przed Bogiem. Szczęśliwy ten, kto w postanowieniach siebie samego nie potępia. Kto bowiem spożywa pokarmy, mając przy tym wątpliwości, ten potępia samego siebie, bo nie postępuje zgodnie z wiarą. Wszystko bowiem, co się czyni niezgodnie z wiarą, jest grzechem"
    (Rz.14:4-23)

    OdpowiedzUsuń
  9. zaprawdę zaprawdę powiadam wam, że Whitney Houston prędzej wchodzi do Królestwa Bożego niż wy wszyscy którzy tutaj ją obgadujecie!


    "Nie mamy bowiem odwagi ani równać się, ani stawiać siebie obok tych, którzy zachwalają sami siebie; nie okazują wielkiego rozsądku gdy siebie samych mierzą miarą własnej osoby i porównują się sami z sobą. Nie będziemy się wynosili ponad miarę, lecz będziemy się oceniali według granic wyznaczonych nam przez Boga, a sięgających aż do was. Nie przekraczamy bowiem [słusznej] miary jak ci, którzy do was jeszcze nie dotarli; przecież doszliśmy do was z Ewangelią Chrystusa. Nie przechwalamy się ponad miarę kosztem cudzych trudów. Mamy jednak nadzieję, że w miarę rosnącej w was wiary, my również wzrastać będziemy według naszej miary, niosąc Ewangelię poza wasze granice, a nie chlubiąc się tym, co już było dokonane przez innych. Ten, kto się chlubi, w Panu niech się chlubi. Nie ten jest bowiem wypróbowany, kto się sam przechwala, lecz ten, kogo uznaje Pan"
    (2.Kor.10:12-18)

    OdpowiedzUsuń
  10. Drogie Oko,

    Aż kręcę z niedowierzaniem głową czytając twoje słowa. Nie chce mi się wierzyć, że utrzymujesz z tymi ludzmi znajomość, dbasz o nią, rozmawiasz z nimi, patrzysz na owoce ich życia ( i szczerze możesz pisać to co piszesz.

    No chyba że czujesz się jakoś skrzywdzony, "zawiesiłeś się" na jakimś wydarzeniu, przez pryzmat którego oceniasz całe ich życie. Tylko w takim przypadku jestem w stanie zrozumieć propagowanie tego rodzaju kłamstw. Jeżeli tak jest, to szczerze mogę ci tylko poradzić, żebyś rzucił wszystko, poszedł i się z nim pojednał (a najlepiej i przeprosił). To co tutaj zaprezentowałeś to najlepsza droga do wyhodowania "korzenia goryczy", który będzie cię niszczyć od środka.

    I może się okazać, że byle notka o zmarłej gwiezdzie wystarczy, żeby uruchomić w tobie pokłady żalu i niechęci.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzychno polecam Ci tekst: http://www.jezus.pl/Pytania/Droga-Jezusa/Czy-mozna-byc-chrzescijaninem-i-nie-chodzic-do-kosciola.htm . Nie wiem co kryje się pod użytym przez Ciebie tajemniczym wyrażeniem "z powodów polityki kościelnej", ale nawet zakładając błędne decyzje, podjęte przez całą radę zboru czy starszych (w co osobiście nie wierzę), nie może to przesądzić o tym, że chrześcijanin obraża się na wierzących i nie zamierza uczestniczyć w życiu zborowym. W ostateczności może znaleźć inny zbór i tam budować swoje życie duchowe. Niechęć uczestniczenia w życiu zboru, spotykania się z braćmi i siostrami, widzenia się z nimi to tak naprawdę podręcznikowy przykład nienawiści (źródłosłów słowa "nienawidzieć" to "nie chcieć widzieć"). I Jana 4:20 - Jeśli kto mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi brata swego, kłamcą jest; albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi.

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś w Słowie Bożym nie widzę nic o zasadzie wzajemności, warunkującej miłość. Pewnie mało widziałem ale przed moimi oczami co dzień jest mój Pan. I to pozwala mi iść Jego drogą, unikając zacietrzewienia i nienawiści. Powiedz mi co to za chrześcijaństwo, którego kondycja jest uzależniona od tego "ile się widziało". Pozdrawiam

      Usuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jarku- usunęłam swoje wpisy. Skoro trafiłeś do dobrego zboru, z mądrymi starszymi, to ciesz się tym, buduj się w tym zborze, błogosław innym i Bogu za to dziękuj, bo nie każdy ma tyle szczęścia, co Ty. Oczywiście, o wiele lepiej jest być w społeczności braci i sióstr , niż na "wygnaniu". Ja Ci tego nie życzę. Jak również, abyś wytrwał w wierze, prawdzie i miłości naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj, miało być, że oczywiście ZYCZĘ Ci, abyś wytrwał w wierze, prawdzie i miłości naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Przepraszam za błąd.

    OdpowiedzUsuń
  16. Co do pani Houston, nie znałam jej, więc się nie wypowiem. Wiem tylko jedno i to także z własnego doświadczenia - nie każdy, kto urodził się w baptystycznej, zielonoświątkowej czy innej wierzącej rodzinie - wyrośnie na chrześcijanina. Czasami młodzi ludzie przeżywając swój bunt wieku nastoletniego odrzucają poglądy i wiarę rodziców, z różnych powodów w które teraz nie będę wnikać, bo bym mogła na ten temat napisać cały wielki artykuł. Nie wiemy co działo się w rodzinie Houston. Ja w każdym razie jestem ostatnią osobą, która miałaby ją potępiać - osąd należy do Boga, a to, że my nie jesteśmy w tej samej sytuacji to nie zależy od naszej moralności, tylko od łaski Bożej, bo nigdy nie wiadomo, co by się stało gdybyśmy sami znaleźli się w takiej samej sytuacji. Pozostaje nam mieć tylko nadzieję, że ona choćby w ostatnich sekundach swojego życia zwróciła się do Pana...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. W odniesieniu do treści wpisu chętnie zadałbym osobom ze zboru, w którym bywała w młodości WH kilka pytań (miałyby one sens jedynie wtedy, gdyby był to prawdziwy zbór, a nie nominalny kościół - nie wiem jak się sprawy mają):
    Czy ktoś roztoczył nad nią należytą opiekę, gdy bywając jeszcze w Zborze, szukała innych możliwości realizacji? Czy ktoś miał serce, duszę i wyrozumiałość dla nadwrażliwej może, egzaltowanej nieco, a może i buntowniczej dziewczyny?. Czy zachęcano ją do życia z Bogiem? Czy Zbór zrobił wszystko, aby nie pozwolić jej odejść? Może wybiegła z płaczem po kilku uwagach dotyczących zbyt ciasnych dżinsów, krótkiej spódnicy, głębokiego dekoltu lub niezrozumiałego stylu, w jakim zaśpiewała pieśń? A może (bardziej prawdopodobny scenariusz) obyło się bez krytyki, ale i bez zainteresowania ze strony innych, którego jako nastolatka tak potrzebowała?
    W odniesieniu do WH odpowiedź na te pytania niewiele już da. Ale w odniesieniu do tak wielu tych, obecnie przeżywają podobne problemy, odpowiedzi na te, i wiele innych podobnych pytać, poprawiłyby jakość niejednej wspólnoty. Tu często nie chodzi o karierę, nadmiar pracy czy innych zajęć, lenistwo. Niech Kościół spełni wreszcie swoje posłannictwo nie tylko wobec pijaków, łajdaków i narkomanów (choć tu też działać trzeba), ale również wobec "swoich", którzy z różnych powodów potrzebowaliby czasem trochę zainteresowania, zachęty, wsparcia duchowego. Nie zawsze są w stanie to powiedzieć - drodzy Pastorzy i Starsi, wyłapujcie takich. Pomóżcie im odbudować relacje. Wtedy pewnie zostaną, a może i innych przyciągną. Wiem, co piszę - sam po cichu myślę o konieczności szukania innego Zboru. Pozdrawiam. nimrod/małpa/interia.pl - chętnie podyskutuję.

    OdpowiedzUsuń
  18. Pastorze Biernacki Gdzie sa twoje owoce=owce,co sie z tobą dzieje, pastorze ?
    Owce które najbardziej potrzebowały twojej pomocy,zostały przez ciebie
    odrzucone ! Czy jesteś jeszcze pasterzem,czy już tylko najemnikiem...?
    Moja rada,a twoja deska ratunku : Zastosuj się do słów nimrod,nim
    bedzie za póżno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ powołano się na mój wpis w celu przeprowadzeniu ataku na Brata Mariana, chciałbym unaocznić czytającym, że zawarte w moim wpisie treści absolutnie nie były kierowane pod jego adresem. Mieszkam 600 km od miejsca zamieszkania Brata, znam go jedynie z blogu i publikowanych kazań (wszystkie przesłuchane). Niestety, jeszcze nie znam Brata Mariana osobiście, czego bardzo żałuję. Życzę Bratu błogosławieństwa w służbie, powodzenia w życiu osobistym i rodzinnym. Pozdrawiam. nimrod/małpa/interia.pl.

      Usuń
  19. Nie pod jego adresem...: dziwne? Przecież piszesz wyrażnie : drodzy pastorzy i starsi, a p. Biernacki jest przecież pastorem.Wiec o co chodzi? Jest odpowiedzialny za to co robi w swoim zborze!
    Czy to jest atak na pastora B.nie,ale każdy może uznać to jak chce.
    Ze mną żle postapił,jestem jedną z wielu takich osób żle potraktowanych przez pastora.Chce tylko JEDNEGO,aby nigdy już,nikt nie był skrzywdzony przez ZŁĄ OCENE pastora,a potem przez jego zbór,(czy to tego zboru,czy innego)jak ja!Jezus uczy miłości.Tak wiec istnieje wiara,nadzieja i miłość..a z nich najważniejsza jest miłość,i jeszcze jedno :Nie sądzcie,a nie będziecie sądzeni! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Witam.Najlepiej było by jakby tu wypowiedzieli się Ci ludzie.którzy w okrutny sposób zostali wykluczeni ze zboru Nowe życie,lub ich znajomi,którzy byli "cichymi"świadkami wykluczenia takich osób.Nie wiem,ale wydaje mi się,że nie tylko mnie to spotkało.
    Ja chodziłam do tego zboru wiele lat temu,a skutek odtrącenia,(tak pastorze tak to nazywam)ciągnie się za mną do tej pory.Wybaczyłam ci pastorze i tym co z dnia na dzień się o de mnie bez słowa odwrócili,chodż niektórych traktowałam jak przyjaciół a oni mnie,wspólne spotkania na grupach domowych rozważanie Pisma św.dzielenie się swoim życiem,byłam szczęśliwa,że spotkałam takich ludzi (trwało to parę lat) i nagle ktoś wszystko mi to zabrał, dlaczego,jaki był powód ?Nikt nie chciał mi powiedzieć,zbywano mnie na każdym kroku,miałam zakaz chodzenia na grupy,nawet w kościele byłam odseparowana od tych których miałam za przyjaciół,jeden wielki SZOK ! Gdyby jeszcze ktoś powiedział mi dlaczego tak jest,to było by mi na pewno lżej odejść,a tak zostałam oskarżona i wykluczona.Pytałam się pastora dlaczego,ale on nie chciał powiedzieć.Kiedyś już przy końcu mojego chodzenia do zboru usłyszałam słowa pastora M.B. ..."że jeśli mnie by nie chciano wpuszczać dżwiami,to ja bym się nie pchał przez okno...zrozumiałam aluzję,odeszłam.Kosztowało mnie to wiele łez i zdrowia,ale nie chciałam już więcej cierpieć.Nie to nie! Ale od czasu do czasu męczy mnie to pytanie DLACZEGO ?!
    Wybaczyłam wam,którzy "dzieliliście się ze mną chlebem",na grupach domowych,ale nie mogę wam tego zapomnieć ...bracia w Chrystusie.
    Nie wiem czy kiedykolwiek znajdzie się ktoś,kto powie mi w prost,szczerze co ja takiego zrobiłam ?Może wtedy szybciej bym zapomniała i tą sprawę i was...przyjaciele...
    Co do ciebie pastorze zapytam w prost ,czy Jezu pochwalił by Twoje,wasze zachowanie względem mnie ? Proszę o odpowiedż,pastora(przede wszystkim)jak i tych,co to czytali.
    Pozdrawiam - Sara.

    OdpowiedzUsuń
  21. "była już z dala od swojego zboru i coraz dalej od Boga, w wirze rozkręcającej się kariery". Wypada tu zacytować: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni...(Mat. 7:1).
    Może lepiej jednak Bogu pozostawić prawo osądzania: kto z nas jest blisko a kto z dala od Boga.

    OdpowiedzUsuń
  22. myślę, że to kwestia dojrzałości, cz jest się w stanie ulec światu :) bo mozna byc muzykiem światowej sławy ale nie iść za tymi rzeczami :)

    OdpowiedzUsuń