17 lutego, 2012

Służba publiczna, czy koryto?

Polska opinia publiczna wałkuje w tych dniach sprawę niebotycznej premii, ujawnionej przy okazji zmian w kierownictwie Narodowego Centrum Sportu. Sprawa bulwersuje, bo jak wiadomo, instytucje zawierające w nazwie przymiotnik "narodowy" finansowane są z pieniędzy publicznych, a ich pracownicy pełnią swego rodzaju misję społeczną.

 Zasadniczo rzecz ujmując, osoby zainteresowane zarabianiem dużych pieniędzy powinny trzymać się z dala od służby publicznej. Kto w narodzie chce uchodzić za człowieka użytecznego społecznie, powinien to robić z pobudek wyższych, niż finansowe. Nieetyczne jest bowiem kreowanie się na bohatera narodowego, a w tym samym czasie branie za to kupy pieniędzy.

 Biblia naucza: Godzien jest robotnik zapłaty swojej [1Tm 5,18]. Oczywiste, że pracownik nie powinien dokładać do dobrze wykonywanej pracy, jednakże jego zapłata powinna być adekwatna do poniesionego trudu. Zdrowy rozsądek podpowiada, że nawet najlepszy polski menadżer nie może pracować dłużej niż 24 godziny na dobę. Nie przeprowadzi stu rozmów więcej niż inni i nie odbędzie w tym samym czasie kilkakrotnie więcej podróży. Dlaczego wycena jego pracy miałaby więc aż tak drastycznie odbiegać od wartości wysiłków innych, zdolnych i pracowitych menadżerów?

Dlatego właśnie zżymamy się na myśl o półmilionowej premii dla jednego, podczas gdy pół miliona innych marzy o choćby jednym dodatkowym tysiącu złotych.

 Jeszcze bardziej nieetyczne jest chciwe sięganie po społeczne pieniądze w Kościele. Owszem, z nauki apostolskiej wynika, że służba duchowa zasługuje na godziwe wynagrodzenie. Kto kiedy pełni służbę żołnierską własnym kosztem? Kto zakłada winnicę, a owocu jej nie spożywa? Albo kto pasie trzodę, a mleka od trzody nie spożywa? Czy to tylko ludzkie mówienie? Czy i zakon tego nie mówi? Albowiem w zakonie Mojżeszowym napisano: Młócącemu wołowi nie zawiązuj pyska. Czy Bóg to mówi ze względu na woły? Czy nie mówi tego raczej ze względu na nas? Tak jest, ze względu na nas jest napisane, że oracz winien orać w nadziei, a młocarz młócić w nadziei, że będzie uczestniczył w plonach. Jeżeli my dla was dobra duchowe posialiśmy, to cóż wielkiego, jeżeli wasze ziemskie dobra żąć będziemy? [1Ko 9,7–11].

 Z powyższych słów Pisma Świętego nikt chyba jednak nie wyciąga wniosku, że na ich podstawie można brać coś ponadto, co jest potrzebne do codziennego życia na poziomie zbliżonym do poziomu życia braci i sióstr tworzących daną wspólnotę. Młócący wół nie zjada dziesięć razy więcej ziarna od innych wołów tylko dlatego, że ma to ziarno blisko pyska. Zużywa go tylko tyle, ile potrzebuje, by przeżyć do następnego dnia. Tak właśnie postępuje prawdziwy sługa Boży, którego serce jest przy Panu Jezusie, a nie przy korzyściach materialnych, i który pamięta, że w każdej chwili Pan Kościoła może go odwołać z tego świata.

 Praca w Kościele, podobnie jak służba publiczna, nie może być obmierzona na zysk materialny. Starszych więc wśród was napominam, jako również starszy i świadek cierpień Chrystusowych oraz współuczestnik chwały, która ma się objawić: Paście trzodę Bożą, która jest między wami, nie z przymusu, lecz ochotnie, po Bożemu, nie dla brzydkiego zysku, lecz z oddaniem, nie jako panujący nad tymi, którzy są wam poruczeni, lecz jako wzór dla trzody [1Pt 5,1–3].

 Wszystkich więc, którzy zabierają się za służbę w Kościele, proszę: Miejmy bojaźń Bożą i poprzestawajmy na tym, co jest nam niezbędne do życia. Nie wyciągajmy ręki po społeczne pieniądze i nie ośmielajmy się zatrzymywać ich dla siebie. Któregoś dnia bowiem będziemy musieli z tego zdać sprawę.

We wszystkim winniśmy być wzorem dla ludzi, którym posługujemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz