05 lipca, 2013

Nie martwe ślady dawnej wiary, a wciąż wierzący ludzie

Powitanie mennonitów
przed ich dawnym domem modlitwy
we wsi Rozgart
Uczestniczyłem dziś w VII Zjeździe Mennonitów, zorganizowanym przez Klub Nowodworski z Nowego Dworu Gdańskiego.  Dzięki zabiegom działaczy tego klubu, co parę lat zjeżdżają się na Żuławy potomkowie mennonitów, którzy w czasach prześladowań religijnych w Europie Zachodniej, znaleźli w Polsce schronienie, pracę i tolerancję.

Ponieważ od roku noszę w sercu plany utworzenia w pozyskiwanym dworku Olszynka czegoś w rodzaju izby dziedzictwa kulturowego i duchowego mennonitów, postanowiłem skorzystać z okazji i przyjrzeć się nieco zarówno samym mennonitom, jak i sposobom przyjmowania ich na ziemiach przodków. Byłem dziś z nimi w trzech miejscach: W Gdańsku, w pomennonickiej kaplicy należącej obecnie do Kościoła Zielonoświątkowego, a więc w miejscu, gdzie jako początkujący chrześcijanin wyrastałem, następnie w Elblągu, a na koniec we wsi Rozgart.

Zdumiewające dla mnie okazało się przede wszystkim to, że dzisiejsi mennonici z Zachodu mają kontakty głównie ze świeckimi działaczami społecznymi, miłośnikami historii Żuław i samorządowcami z tego regionu. Wydawałoby się, że z racji bardzo zbliżonych zasad wiary, w takich spotkaniach brać też będą udział polscy baptyści i zielonoświątkowcy. Przecież wspólnota wiary i zbliżone formy pobożności mogłyby tę dawną, małą ojczyznę mennonitów w oczach dzisiejszych gości uczynić bliższą i wierniejszą czasom, gdy ich przodkowie się tu modlili i pracowali. Czemu w tych spotkaniach element ewangelicznej duchowości niemal w ogóle nie występuje?

Wnioskuję, że w dużym stopniu zależy to od organizatorów i gospodarzy zjazdu mennonitów. Żywa w sercach obecność Jezusa domaga się jakiejś formy uzewnętrznienia. Mennonici z tamtych lat byliby smutni, gdyby zobaczyli, że w dzisiejszych o nich wspomnieniach mówi się przede wszystkim o osuszaniu depresyjnych terenów, o ich rzemiośle i ogólnie, o odmiennych wierzeniach. Z pewnością chcieliby znacznie więcej usłyszeć o ich miłości do Pana Jezusa i codziennym życiu ewangelią.

Zauważyłem, że dzisiejsi gospodarze podejmujący na Żuławach potomków mennonitów są w stanie tak dobrze zainscenizować niejedną okoliczność, że wygląda ona, jak za dawnych lat. Tak. Komitet powitalny można ubrać w tradycyjne stroje mennonitów, nie można jednak w ich duszę włożyć ducha ewangelicznej pobożności, przez co spotkanie mennonitów zatraca swoją dynamikę i duchowy charakter. Nie mam pojęcia, jak wielu współczesnych mennonitów przeżyło duchowe odrodzenie i narodziło się na nowo w z Ducha Świętego. Jednakowoż twierdzę, że ich przyjazdy do kraju ich dziadków i ojców, mogłyby oznaczać zbudowanie dla obydwu stron, według biblijnej zasady, wyrażonej przez apostoła Pawła: Pragnę bowiem ujrzeć was, abym mógł wam udzielić nieco z duchowego dary łaski dla umocnienia was, to znaczy, aby doznać wśród was pociechy przez obopólną wiarę, waszą i moją [Rz 1,11-12]. Dobrym przykładem takich odwiedzin były występy menonickiego chóru The Hope Singers w kilku naszych zborach.

Mennonici odwiedzający Polskę mogą być dla nas zbudowaniem, że chociaż ich przodkowie musieli stąd emigrować, to jednak nie zapomnieli zabrać ze sobą wiary w Pana Jezusa i przekazać jej swoim dzieciom oraz wnukom. My natomiast możemy być dla mennonitów zbudowaniem, że chociaż oni wyjechali, to jednak na polskiej ziemi Bóg wciąż ma ludzi ewangelicznie wierzących, którzy po nich trudzą się tutaj dla chwały Bożej, na co dzień żyją ewangelią i składają podobne do ich przodków, świadectwo wiary. Nie martwe ślady dawnej wiary, a żywi i wciąż wierzący ludzie są najbardziej pożądanym i przekonującym dowodem na istnienie prawdziwego chrześcijaństwa.

Mam nadzieję, że wzajemne, polsko-mennonickie kontakty uda się w przyszłości skierować na takie właśnie tory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz