11 lipca, 2015

Do papieża, jak muchy na lep

Któżby nie chciał skorzystać z możliwości zobaczenia papieża? Wielu marzy o tym, aby osobiście z nim porozmawiać, albo np. zaśpiewać papieżowi Franciszkowi, gdziekolwiek by głowa rzymskokatolicka się nie pojawiła. Jakiś czas temu chrześcijańskie media doniosły o goszczących u papieża stu pastorach zielonoświątkowych, że o wizycie innych charyzmatyków czy Ricku Warrenie już nie wspomnę. W ubiegłym tygodniu czytałem, że 3 lipca 2015 roku znani "nasi" liderzy uwielbienia, Don Moen i Darlene Zeschech wraz z katolikiem, Andreą Bocellim i Żydówką, Noą, śpiewali  w Watykanie „Amazing grace”  w obecności zasłuchanego Franciszka. Nawet mój dobry znajomy, Junior Robinson, parę lat temu połasił się na ten zaszczyt i zaśpiewał na Placu św. Piotra.

Jak najbardziej rozumiem katolików, którzy czcząc swego „Ojca Świętego” chcą go zobaczyć, może i dotknąć, a nawet coś dla niego zrobić. To głowa ich kościoła, więc nic dziwnego, że otaczają go najwyższym szacunkiem. Zupełnie jednak nie rozumiem narastającego parcia „na papieża” w środowiskach ludzi ewangelicznie wierzących. Przecież papież Franciszek, jakkolwiek by nie był miły i szlachetny (a jest!),  stoi na czele systemu religijnego, który już dawno przestał się przejmować Biblią. Kult maryjny, wstawiennictwo świętych, celibat, modlitwy za zmarłych, czyściec, nieomylność papieża, przeistoczenie chleba i wina w ciało i krew Chrystusa podczas mszy –  to przykłady oczywistej sprzeczności wiary katolickiej z Pismem Świętym.

Wiara chrześcijańska raz na zawsze została określona przez apostołów Jezusa Chrystusa w Nowym Testamencie i przekazana świętym tj. wierzącym w Jezusa.  Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie [2Jn 1,9-10]. Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty! Jak powiedzieliśmy przedtem, tak i teraz znowu mówię: Jeśli wam ktoś zwiastuje ewangelię odmienną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty! [Ga 1,8-9]. Jednym słowem, ścisłe trzymanie się ewangelii Chrystusowej jest sprawą niezwykle ważną. Nie można się tu zgodzić na żadne zmiany i ludzką inwencję.

Oczywiste, że mamy miłować wszystkich ludzi bez względu na ich rasę, pochodzenie lub wyznanie. Każdy ma prawo wierzyć w Boga, jak sobie chce lub wcale w Niego nie wierzyć. Nie wolno nam kimkolwiek gardzić dlatego, że nie podziela naszych poglądów. Na co dzień spotykamy się z wieloma takimi osobami. Rozmawiamy z nimi i załatwiamy różne sprawy. Nie są to wszakże osoby, które szerzą jakąś fałszywą naukę lub utrzymują ludzi na fałszywym kursie. Gdy natomiast stajemy w obliczu propagatora lub reprezentanta niebiblijnej nauki, to jako naśladowców Jezusa Chrystusa obowiązuje nas Słowo Boże wzywające do zachowania określonego dystansu.

Wspomniane wyżej przypadki wskazują, że już również ewangeliczni chrześcijanie przestają respektować Słowo Boże. Bóg powiedział, żeby ludzi głoszących błędną naukę nawet nie pozdrawiać, a oni nie tylko ignorują wyraźne polecenie Pisma Świętego ale wręcz chwilom spędzonym z papieżem przypisują działanie łaski Bożej. Biblia wzywa wierzących, by skłaniali się do niskich, a nasi wierzący, jak muchy na lep, ciągną w stronę wysoko postawionych.

Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie [Kol 2,8]. Szatan dobrze wie, do czego naturalnie lgną ludzkie serca. Zdaje się, że ostatnio podwoił wysiłki i znowu udaje anioła światłości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz