27 listopada, 2011

Okazuje się w praniu

Crystal Cathedral Roberta Schullera
17 listopada 2011 trafiła pod młotek
 Nie pierwszy raz ogarnia mnie smutek z powodu duchowego zwiedzenia tysięcy chrześcijan tzw. ewangelią sukcesu. Najkrócej mówiąc polega to na tym, że niektórzy przywódcy chrześcijańscy oczarowują tłumy wiernych jakimś niezwykłym sukcesem, biorącym się z rzekomo objawionej im przez Boga sztuki pozytywnego myślenia i wyznawania, tym samym odwracając ich uwagę od szukania Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości.

 Uzasadniane fragmentami Pisma Świętego idee doktryny dobrobytu dość łatwo przyjmują się w środowisku średnio lub mało zamożnych ludzi, sprowadzając ich chrześcijańskie marzenia do poziomu dóbr materialnych, a ich wiarę wyprowadzając na duchowe manowce. Jedynym rzeczywistym owocem ewangelii sukcesu jest rosnące konto bankowe jej głosicieli, którzy wprawdzie dla niepoznaki tu i ówdzie przeznaczają dla biednych część otrzymywanych ofiar, ale przecież muszą też dbać o budujący image głoszonego przez siebie sukcesu.

 Ponad wszelką wątpliwość tzw. ewangelia sukcesu nie jest drogą wyznaczoną nam przez Jezusa Chrystusa i naukę apostolską. Biblia jednoznacznie odwraca naszą uwagę od dóbr materialnych i nakierowuje na wartości duchowe Królestwa Bożego. A tak, jeśliście wzbudzeni z Chrystusem, tego co w górze szukajcie, gdzie siedzi Chrystus po prawicy Bożej; o tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi [Kol 3,1–2].

 Materialny sukces chrześcijańskich propagatorów 'prosperity teaching' nie ma zamocowania w Słowie Bożym. W swej istocie jest przeciwny duchowi ewangelii Chrystusowej, a więc wcześniej czy później jest skazany na fiasko. Czasem następuje to na drodze ujawnienia niemoralności i malwersacji finansowych 'ewangelistów' sukcesu, czy choćby ich skandalicznie wystawnego życia, a czasem wystarczy zwykłe pogorszenie się sytuacji materialnej ich darczyńców.

 Za przykład może posłużyć słynna amerykańska Crystal Cathedral w Garden Grave. Zbudowana z dziesięciu tysięcy szklanych paneli przytwierdzonych silikonem do stalowej konstrukcji, z trzema tysiącami miejsc do siedzenia i imponującymi organami o trzystu dwudziestu głosach jest największym szklanym budynkiem świata.

 Otwarta w 1980 roku, przez ponad trzydzieści lat była chlubą pastora Roberta Schullera i jego Crystal Cathedral Ministries, gdzie przygotowywano popularny program telewizyjny "Godzina Mocy" (Hour of Power) do emisji w ponad 150 krajach świata.

 Już rok temu dziennik Los Angeles Times w artykule pod tytułem "Pęknięty kryształ. Pesymistyczne czasy przebiły optymizm wielebnego Schullera" donosił o bankructwie słynnego megazboru, propagującego pozytywne myślenie, który zgłosił wówczas postępowanie upadłościowe.

 Kilka dni temu, 17 listopada 2011 roku federalny sąd upadłościowy postawił kropkę nad i. Kryształowa Katedra została sprzedana tamtejszej diecezji rzymskokatolickiej za cenę 57,5 milionów dolarów, tj. za kwotę zbliżoną do zadłużenia Crystal Cathedral Ministries.

 Wprawdzie zbór Kryształowa Katedra jeszcze przez najbliższe trzy lata będzie mógł pozostać w swojej dotychczasowej siedzibie, ale już stało się faktem, że ta kolebka ewangelii sukcesu i pozytywnego myślenia w zetknięciu z rzeczywistością trudnych czasów światowego kryzysu rozprysła się jak bańka mydlana. W praniu się okazało, że pozytywne myślenie Roberta Schullera gwarantowało mu sukces tylko w dobrych czasach.

 Rzeczywista służba Boża nie jest uzależniona od pieniędzy. Dlaczego? Bo prawdziwi słudzy Słowa Bożego ani sami nie służą mamonie, ani w nikim ze swoich słuchaczy nie rozbudzają takich pragnień. Oczywiście, Bóg troszczy się o chleb powszedni dla swoich dzieci. Byłem młody i zestarzałem się, a nie widziałem, żeby sprawiedliwy był opuszczony, ani potomków jego żebrzących chleba [Ps 37,25]. Dziecko Boże nie musi się martwić o zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb materialnych, dopóki szuka przede wszystkim Królestwa Bożego [zobacz: Mt 6,33].

 W kwestiach materialnych prawdziwi naśladowcy Jezusa Chrystusa w tej krótkiej doczesnej pielgrzymce trzymają się zasady poprzestawiania na małym. Albowiem niczego na świat nie przynieśliśmy, dlatego też niczego wynieść nie możemy. Jeżeli zatem mamy wyżywienie i odzież, poprzestawajmy na tym. A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie [1Tm 6,7–9].

 Uczniom Jezusa nie grozi też żadne bankructwo materialne. Skąd taka pewność? Ponieważ ich życie nie jest wypełnione tęsknotą za bogactwem i doczesnym sukcesem, więc nie rzucają się w wir ryzykownych przedsięwzięć i kredytów. Nie są łasi na pieniądze, nie żyją ponad stan, więc niczego nie zdefraudują ani nie zrobią niczego nieuczciwego, co mogłoby ich w takie tarapaty wprowadzić.

Nasze serca są nakierowane na wartości, które gwarantują nam zgromadzenie skarbu w niebie!

9 komentarzy:

  1. Korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zarażonych żądzą pieniędzy oczywiście mi żal. Może ten krach da im nieco do myślenia. Jednocześnie cieszę się widząc we wpisie Pastora obrany kierunek, czyli zdrową pobożność.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Teologia sukcesu materialnego jest równie groźna dla Kościoła jak równie często spotykana teologia ubóstwa materialnego.

    Ani bogactwo ani ubóstwo nie uszlachetnia przed Bogiem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Harry,pastor tak wyraźnie, dokładnie "wyłożył" biblijne podejście do sprawy, a Ty znów dolałeś dziegciu...Zajmij głos w sprawie, a nie w charakterze - proszę...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy, moje zdanie w sprawie chrześcijańskiego "posiadania" jest znane tutaj na blogu (i nie tylko) od chyba samego jego początku ;).

    Pastor Marian wyłożył jakąś połowę biblijnego podejścia do tematu, akurat tę, która jemu jest bliższa (a mnie - niekoniecznie), co da się zrozumieć. W kilkunastu chyba już miejscach pisałem bardziej konkretnie na ten temat, nie obraź się zatem, jeśli Cię tam (do innych postów pastora nt teologii sukcesu) odeślę :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta "druga połowa" jest biblijna tylko dlatego, że nie wypada jej inaczej nazwać dyskutując z ludźmi żyjącymi na co dzień Słowem Bożym. W środowiskach innych dyskutantów zapewne można odetchnąć i darować sobie ten przymiotnik :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytawszy jak zwykle trzeźwe i interesujące przesłanie Autora pozostał mały niedosyt. Może dlatego, że mnie nie było dane zetknąć się zbyt blisko z teologią sukcesu - trend ten raczej znam z opracowań i publikowanych informacji. Stykam się za to od niemowlęctwa (a mam 40 lat) z teologią czarnowidztwa. Bój się Boga, bo będzie coraz gorzej! Chrześcijanin ba być pogardzany przez innych, wtedy bowiem uwielbiony jest Bóg. Najlepiej wykonywać "najgorsze" prace, bo przecież chrześcijanin nie powinien się zbyt długo uczyć (a szkoła biblijna to zło najgorsze), a sumienna praca prowadząca do awansu to pragnienie "zaszczytów". Jakiekolwiek działania, które same w sobie są przyjemne, są zakazane tylko dlatego, że są przyjemne, nawet jeżeli do grzechu nie prowadzą. Ch - n jest człowiekiem bez hobby, nie jeździ na wczasy, nie słucha muzyki, nie korzysta z mediów. Wszystko w myśl niepisanej zasady, że kiedy jemu jest źle, niekomfortowo, nieprzyjemnie, Bóg jest uwielbiony.
    Przeprasza ma maksymalny skrót myślowy, wymagany charakterem tego miejsca.
    Wobec powyższego uważam, że być może dobrze się dzieje, że niektóre zasady teologii sukcesu, same w sobie nie do końca zgodne ze Słowem, konkurują z postulatami "teologii czarnowidztwa" - przejawami wiecznego pesymizmu, tłumaczonego tym, że w niebie wprawdzie będzie dobrze, ale tu na ziemi coraz gorzej, bo tak musi być. Chyba dobrze jest, gdy człowiek uwierzy czasem w pozytywne rozwiązanie jego kłopotów i wyzna tę wiarę przed Bogiem i ludźmi. I uwierzy, że jego Pan chce, aby również tu na ziemi nie brakowało mu tego, co potrzeba do "życia i pobożności". Pozdrawiam - nimrod/małpa/interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Harry i Anonimowy przesłuchajcie proszę w skupieniu i proszę o komentarz - czy to jest też jakaś półprawda, czy prawda biblijna, szczególnie początek ( pierwsza połowa kazania)- pamiętam pielgrzymki naszych braci w tamtym kierunku, a następnie wtłaczanie w umysły nasze półprawd przywiezionych...Paul Washer ma rację !!!Wydaje mi się, że pastor Biernacki pisze o tzw. ewangelii sukcesu, a nie o tym, że im gorzej, tym lepiej...Pozdrawiam. http://www.youtube.com/watch?v=kas4eP5e608&feature=related

    OdpowiedzUsuń