13 czerwca, 2014

Uwaga! Dewaluacja!

Słuchając dziś o świcie Słowa Bożego powróciłem myślami do zagadnienia, mającego niezwykle ważne następstwa duchowe. Otóż chyba każdy to wie, że Biblia jednoznacznie wzywa wierzących do całkowitego posłuszeństwa Bogu i z tym posłuszeństwem wiąże błogosławieństwo Boże. A jednak…

Prześledźmy krótko pewien proces: Salomon wiedząc, że nie należy zawierać związków małżeńskich z kobietami innych narodowości, ożenił się m.in. z Ammonitką Naamą i miał z nią syna Rechabeama. Potem, wiedząc, że Rechabeam nie jest w pełni Izraelitą, Salomon powołał go na swego następcę.  Niby nie zrobił nic złego; kierował się sercem,  wszystkich chciał traktować równo itd., a jednak tymi „dobrymi” kompromisami Salomon zapoczątkował proces upadku duchowego w Izraelu. Gdy Rechabeam umocnił swoje panowanie i przybrał na sile, porzucił Prawo PANA — on, a z nim cały Izrael [1Krn 12,1-2].

Nic dziwnego, że naród zaczął przeżywać poważne problemy. W piątym roku panowania Rechabeama,  Szyszak, król Egiptu, wyprawił się przeciw Jerozolimie [1Krl 14,25]. Wyprawił się przeciw Jerozolimie — ponieważ sprzeniewierzyli się PANU – dopowiada 1Krn 12,2. To oznaczało kolejne straty. Zabrał on wszystkie skarby świątyni PANA i pałacu królewskiego! Wziął także wszystkie złote puklerze sporządzone przez Salomona [1Krl 14,26]. Wyposażenie świątyni  zostało zrabowane, a więc życie duchowe ludu Bożego zostało pozbawione niektórych elementów, a w konsekwencji uszczuplone.

Dewaluacji uległa też jakość królewskiej straży przybocznej, bowiem gdy Egipcjanie skradli jej złote puklerze, król Rechabeam zastąpił je wówczas puklerzami z brązu. Powierzył je dowódcom straży przybocznej, którzy pilnowali wejścia do pałacu królewskiego. I ilekroć król wybierał się do świątyni PANA, strażnicy przyboczni zbroili się w nie, po czym odnosili z powrotem do swojej wartowni [1Krl 14,27-28]. Z daleka tarcze wyglądały niby podobnie, ale nie miały już oryginalnej wartości, bo przecież brąz lub miedź, to nie to samo, co złoto.

Myślę, że napotkany dziś przeze mnie biblijny obraz trafnie ilustruje procesy duchowej dewaluacji, mające miejsce we współczesnych kręgach zborowych. Każda samowola, każde odejście od prostolinijnego posłuszeństwa Słowu Bożemu skutkuje jakąś stratą duchową. Biblia wyraźnie mówi, że nie może być żadnej wspólnoty i zgody między Jego dziećmi, a czcicielami bałwanów. Ostrzega, że przyjaźń ze światem jest wrogością wobec Boga. Słowo Boże rozkazuje nam odrzucić wszelkie kłamstwo. Zabrania wdrażania się w bezbożne zwyczaje narodów itd.  A my..?

Na przestrzeni ostatnich lat obserwuję szybko postępującą dewaluację duchowego stanu ludzi ewangelicznie wierzących. I co jeszcze gorsze, ta smutna tendencja ma bardzo wielu zwolenników. Niektórzy z nich, wykorzystując wrodzoną inteligencję oraz otrzymane od Boga talenty, nie tylko bronią (oby przynajmniej nieświadomie) procesu schodzenia z drogi prostolinijnej wiary, ale jeszcze obśmiewają braci, którzy – być może nieumiejętnie – ale starają się stać na straży zdrowej nauki i apelować o większą ostrożność  w chodzeniu przed Panem.

Ogłaszam alarm, bo wielu "znakomitych" braci stało się rzecznikami procesów, które - jeśli się nie zreflektujemy - doprowadzą wkrótce do zatarcia granic. Sprawa zrobiła się bardzo poważna.

14 komentarzy:

  1. Bracie Marianie,

    Całkowicie zgadzam się z Twoją opinią i podobnie jak Ty staram się reagować na zaistaniałą sytuację.

    Myślę że w obecnym czasie możemy też skorzystać z analogii jaką daje nam 4 Mojż. 25 kiedy to synowie izraelscy zaczęli się zalecać do córek moabu a one zapraszały ich na wspólne uczty ich bożków. Tam mamy ukazaną postawę Pinchasa, który nie patrzył na opinie innych ani świata zewnętrznego (w postaci moabu), tylko zaregował bardzo odważnie (choć dziś powiedzielibyśmy że nieetycznie i zbyt surowo).
    Nie namawiam oczywiście do rozwiązywania problemów za pomocą miecza, ale bardziej do gorliwości wobec naszego Boga, który nie chce mieć obok siebie innych bogów.

    Sebastian Poniatowski



    OdpowiedzUsuń
  2. popieram z całą stanowczością! to smutne, co od lat możemy obserwować, ale może tak właśnie MA się dziać? (to pytanie pozostawiam otwarte)

    OdpowiedzUsuń
  3. "W Dolinie Widzenia burzą mury... " Izaj. 22:5

    Mamy więc taki duchowy układ z Schengen. Zaciera się granica pomiędzy tym co święte, a tym co nie święte. Lud Boży, zamiast chodzić wokół Jerycha poszedł na zakupy do miasta, a Jerychończycy przyszli pospacerować wokół murów... tylko nie trąbcie tak głośno ( o różnicach) mówią...

    OdpowiedzUsuń
  4. tak ma się dziać i tak będzie się dziać i walka z tym może być odbierana tylko jako walka przeciw jedności, walka przeciw posłuszeństwu przewodnikom a nawet bunt przeciw Bogu. Jest jednak coś na co mamy wpływ - czy włączymy się w tą fałszywą jedność, czy może nawet kosztem utraty jedności z tymi z którmi ją dotychczas mieliśmy - pozostaniemy niby sami. Niby sami - bo sami na pewno nie będziemy.

    OdpowiedzUsuń
  5. I walczyć trzeba... Bo tak poucza Pismo Święte. List Judy.

    OdpowiedzUsuń
  6. http://zwiedzenie.blogspot.com/2014/06/ostrzezenie.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawe przesłanie. We wtorek, 2 dni wcześniej (od zamieszczenia tego wpisu) dzieliłem się z braćmi na ten sam temat na grupie domowej u nas w zborze - na temat tarcz z brązu Rechabeama (choć bardziej w temacie dewaluacji w naszym życiu).
    Myślę, że brązowe tarcze w jakiś sposób imitowały złoto. Ciekawe też, że tarcze po wprowadzeniu króla odkładane były do strażnicy, tak jakby król nie chciał, aby lud im się przyglądał i dostrzegł, że nie są już ze złota.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bracie Marianie! Tym razem posłużył się Brat jakąś dziwną, pokrętną logiką. Zauważył Brat następujący ciąg zdarzeń: Król Salomon pojmuje za żonę pogankę -> z tego związku rodzi się Rechabeam, którego ojciec powołuje na następcę -> Rechabeam odsuwa się od Boga -> Razem z nim cały Izrael -> następuje ogólna dewaluacja.
    Mój komentarz:
    1. Sam fakt pojęcia żony "poganki" nie przeświadcza o losie związku ani dzieci z tego związku . Mojżesz też taką miał. Z kolei małżeństwo z żoną "niepoganką" nie przeświadcza o powodzeniu związku i stanie duchowym dzieci. Manases (król) był dzieckiem "dobrych" rodziców, związek nie był mieszany. "Dobry" Samuel też miał ciekawe dzieci
    2. To nieprawda, że ludzie idą za "liderem", a gdy ten odchodzi od Boga, odchodzą wraz z nim inni. Nie wiem, dlaczego w opisanym przypadku tak było. Być może w tamtych czasach relacje władcy z podwładnymi miały może ( w sposób wymuszony?) inny charakter. Ja za to cenię sobie nonkonformizm i indywidualizm czasów współczesnych. NIE MUSZĘ tak postępować, jak postępuje premier, prezydent, biskup, pastor czy inny osobnik. Ja mam SWOJĄ relację z Bogiem. I choć jej pielęgnacja nie zawsze jest moją najmocniejszą stroną, to wszystkim tym, którzy chcieliby mnie widzieć bardziej pobożnym lub mniej "nawiedzonym" mogę powiedzieć "wara od tego". Coś trochę jak Jozue: Choćbyście wy wszyscy ... ja i tak....
    Wnioski: ja nie widzę żadnej dewaluacji. Nie śmieję się z tych, którzy - jak Brat pisze - stoją na straży "prawdziwej" nauki, nie demonizuję też procesów, które prowadzą do rzekomego zatarcia granic, a szczególnie tych, które nie są zbyt potrzebne. Każdy ma dar od Boga, jeden taki, a drugi inny.
    Jedyna rzecz, nad której brakiem ubolewam ( często również we własnym przypadku) i do której nawołuję, jedyna rzecz, która tak naprawę warta jest uwagi, to relacja z Bogiem, jej pielęgnacja i z nią związana samodyscyplina. Człowiek, który się sam nie pilnuje, stoczy się. Choćby nawet miał najlepszego pastora. Niezależnie od tego, czy czasem posłucha kazań Ricka Warrena czy woli Davida Wilkersona. I nie popieram generalizowania niektórych zjawisk, mowy o "trendach", "ruchach" itp. Sprawa jest prosta: wzorem życia i świętości jest Bóg. Jeżeli ktoś w jego miejsce wstawi sobie Warrena, Franka z Watykanu, Ekmana czy innego bolka, to trudno oczekiwać, że myśl chrześcijańska nie ulegnie dewaluacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ew.Mat.24;4 A Jezus odpowiadając rzekł im;Baczcie żeby was ktoś nie zwiódł Albowiem przyjdzie wielu w Imieniu Moim mówiąc jam jest Chrystus i wielu zwiodą. Gdyby było niemożliwe aby człowiek drugiego człowieka zwiódł Pan Jezus o tym by nie mówił. wiersz 24 Powstaną bowiem fałszywi prorocy itd 2 Piotr 2 jak i wśród was będą fałszywi nauczyciele i wielu pójdzie za nimi tzn że tak nie będzie? Brat Marian dobrze ujął to co się wokół nas dzieje.

      Usuń
  9. Nimrodzie,

    Ad.1 Niezależnie od pojedynczych przypadków małżeństw mieszanych Słowo Boże naucza: Nie będziesz z nimi zawierał małżeństw. Swojej córki nie oddasz jego synowi, a jego córki nie weźmiesz dla swojego syna, gdyż odciągnęłaby ode mnie twojego syna i oni służyliby innym bogom. Wtedy zapłonąłby przeciwko wam gniew Pana i szybko by cię wytępił [5Mo 7,3-4]. Mojżesz, gdy się żenił, tego jeszcze nie wiedział.

    Ad.2. Uderz pasterza i będą rozproszone owce [Za 13,7]. Domeną przywódcy jest wpływanie na ludzi, aby szli w określoną stronę. Wielu wykorzystuje swoje powołanie w złych celach: "Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą" - ubolewał św. Paweł [Dz 20,30]. Jeżeli wszakże w ogóle ignorujesz przywództwo, to jesteś nieposłuszny Słowu Bożemu: "Bądźcie posłuszni i ulegli swoim przewodnikom. Czuwają oni nad waszymi duszami b i zdadzą z tego sprawę" [Hbr 13,17].

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. brat Marian ogłasza alarm... w kontekście tego wezwania warto uzmysłowić sobie co dzieje się, gdy chwała Boża odchodzi z kościoła:
    http://zwiedzenie.blogspot.com/2014/06/ikabod.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Bracie Marianie, serdecznie dziękuję za odpowiedź!

    1. Ma Brat absolutną rację, ja też nie popieram związków mieszanych i przed takowymi przestrzegam. Mimo tego uważam, że sam fakt zawarcia takiego związku nie przeświadcza o jego niepowodzeniu a już na pewno nie o losie dzieci z tego związku.

    2. Obawiam się, że przedstawiony tu skrótowo sposób przywództwa i poddaństwa może "uśpić" czujność niektórych osób: robię tak, jak uczy mój pastor. Przyjmując przestrogę dotyczącą "wilków drapieżnych" i "mężów przewrotnych" ostrożnie słucham i czytam wszelkie wypowiedzi i teksty, które mają za zadanie przekazanie praw duchowych. Ignorowanie przywództwa to coś innego niż konfrontowanie nauki przywódcy z własnym poznaniem i objawieniem. Wydaje mi się, że w określonych sytuacjach, które wielokrotnie obserwowałem, dochodzi do zbytniego uzależnienia się trzody od pasterza, co bywa czasem wygodne - trzoda czuje się bezpiecznie, a pasterz czerpie ze swojej pracy również satysfakcję (której wcale mu nie wypominam). Lepiej jest jednak, gdy trzoda depcze pasterzowi czasem trochę po piętach i inspiruje do refleksji, przemyśleń i wyciągania wniosków. Takiej trzody - bez cienia złośliwości - serdecznie Bratu życzę. Błogsławieństwa!

    OdpowiedzUsuń
  12. Powiem tak, widziałam wiele mieszanych związków pod kątem wyznaniowo-duchowo-światopoglądowym... I żaden nie był szczęśliwy. Prędzej czy później zawsze zaczynały się jakieś pretensje, niechęć itp.
    Ale jest też druga strona medalu. Różne są kościoły, różne teologie, różne są też światopoglądy. Nie wszystkie są zgodne ze Słowem Bożym, dlatego naszym obowiązkiem jest je badać. Ale też wśród nich istnieją skrajne poglądy, których wyznawców nigdy bym nie poleciła jako ewentualnych kandydatów na męża/żonę. Mam tu na myśli np. świadków Jehowy, muzułmanów, większość członków KK, ateistów. Wymienione przeze mnie ruchy i religie mają kompletnie inne podstawy światopoglądowe niż my, często są też połączone z parciem na politykę i narzucanie innym swojej racji. Mówiąc prościej - z nimi się nie dogadamy, tak zwyczajnie. A co dopiero mówić o związku na przyszłość.
    Dla mnie związek z drugą osobą to nie zabawa, ale niestety, większość młodych ludzi tak to dziś traktuje. Część młodych chrześcijan i chrześcijanek chce mieć i rybki, i akwarium, chce mieć niewierzącego/niewierzącą drugą połówkę i jednocześnie wielbić Boga w społeczności wierzących. Tak to obserwuję, a skutki są opłakane i to co piszę, nie jest wyssane z palca, tylko wynika z moich kilkunastoletnich obserwacji (i nie tylko moich).
    Pozdrawiam wszystkich dyskutujących, nawet jeśli nie zgodzą się ze mną :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja się zgadzam :)
    Dodam, że obok duchowej płaszczyzny porozumienia w związku, dochodzi jeszcze inna, równie istotna kwestia - z jakiego środowiska pochodzą narzeczeni, bo na tym tle mogą z czasem powstawać różnice nie do przeskoczenia, jest na to dobre staromodne określenie: mezalians, który nie ma wyłącznie wydźwięku 'klasowego', jak to najczęściej bywa sugerowane w literaturze, ale jest wynikiem sposobu wychowywania, nawyków i odmiennych tradycji rodzinnych. Ważne może być wszystko, włącznie z przeprowadzeniem wywiadu historii chorób rodzinnych, o ile małżonkowie będą planowali potomstwo. Chrześcijańskie małżeństwo w dzisiejszych czasach, o ile ma się ostać trudom i przeciwnościom różnego rodzaju, i trwać dozgonnie nie może być spontaniczną decyzją zauroczonych sobą ludzi, którzy będą ufać, że ich entuzjazm pokona wszystkie przeszkody i 'jakoś to będzie, bo przecież wszyscy jakoś sobie radzą'.

    OdpowiedzUsuń