08 września, 2011

Łatwiej spalić się, czy miłować?

Przypomnijmy dziś dramatyczny akt samospalenia Ryszarda Siwca, dokonany 8 września 1968 roku w czasie ogólnopolskich dożynek, w obecności dyplomatów i stu tysięcy widzów na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie.

 Tak ów 59 letni filozof z Przemyśla postanowił zaprotestować przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Zanim oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił, rozrzucił w tłum ulotki z przygotowanym apelem protestacyjnym. Płonąc, krzyczał: "Protestuję" i nie pozwalał gasić płomieni. Zmarł po 4 dniach w wyniku odniesionych oparzeń.

 Celem samospalenia była chęć wstrząśnięcia sumieniami Polaków. Przed wyjazdem na dożynki do Warszawy nagrał przesłanie zakończone słowami: "Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie, opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!"

Jego protest został jednak przemilczany przez wszystkie oficjalne media. Nawet rozgłośnia Wolna Europa o samospaleniu Ryszarda Siwca poinformowała dopiero w kwietniu 1969 roku. Bezpośrednim świadkom zdarzenia Służba Bezpieczeństwa wmawiała, że Siwiec był niezrównoważony psychicznie.

 Chciałbym się mylić, ale Ryszard Siwiec raczej nie wstrząsnął sumieniami rodaków. Wprawdzie doczekał się kilku pośmiertnych tablic pamiątkowych i odznaczeń, ale nie są one powiązane z żadnymi przemianami społecznymi, które jego czynowi można byłoby przypisać. Innymi słowy, ta dramatyczna śmierć nie przyniosła pożądanego skutku. Była niepotrzebna.

 Samospalenie, o dziwo, jest też wzmiankowane w Biblii. W tzw. hymnie o miłości apostoł Paweł w natchnieniu Ducha napisał: I choćbym rozdał całe mienie swoje, i choćbym ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże [1Ko 13,3].

 Ludzie gotowi są do wielu poświęceń w celu zrealizowania własnych ambicji lub w imię przyjętej przez siebie ideologii. W oczach Bożych liczy się natomiast miłość. Ona jest probierzem wartości i wielkości człowieka. Żadne uzdolnienia, wyczyny ani nawet akty samospalenia na Bogu nie są w stanie zrobić żadnego wrażenia. Kimś w Jego oczach staje się ten, kto na co dzień kieruje się miłością do Boga i do bliźniego.

 Wspomnienie samospalenia Ryszarda Siwca otrzeźwia mnie, abym nie porywał się i nie marnował życia na coś, co u Boga niewiele znaczy. Największa jest miłość [1Ko 13,13]. Niech stale wypełnia moje serce. Obym nigdy nie próbował czymkolwiek jej zastępować.

 Miłować można zawsze. I przyjaciół, i wrogów. Z tym, że miłość nie jest najłatwiejszym sposobem ani na życie, ani na śmierć.

1 komentarz:

  1. Tak to się "dziwnie" składa, że akurat wczoraj (choć bynajmniej nie w związku z Ryszardem Siwcem) sporo rozmyślałem o tej wypowiedzi Pawła z Listu do Koryntian i o tym, jak ogień Ducha Świętego spala cielesność tych, na których zstępuje. To jedyny ogień, któremu warto się oddawać. Ciekawe, że często działacze społeczni używają właśnie symboliki ognia, mówiąc o płomiennej rewolucji czy żarliwości przekonań. Podróbka? Znamy jej autora? Zapewne.

    OdpowiedzUsuń