20 grudnia, 2011

Dobrze ulokowane nadzieje

Sobotnia śmierć Kim Dzong Ila, dyktatora Korei Północnej, zaowocowała w mediach niezwykłymi scenami publicznej i zbiorowej rozpaczy jego rodaków. Czy jest to żal szczery, czy – jak sugerują niektórzy – płacz teatralny, jakoś mi trudno obojętnie mu się przyglądać.

 Należy pamiętać, że mentalność Koreańczyków znacznie różni się od naszej. Polacy z natury nie są aż tak skłonni do tego, by popadać w zachwyt nad jakimś człowiekiem. Pomijając nieliczne przypadki, nie uprawiają kultu jednostki i bezkrytycznie nie poddają się żadnemu autorytetowi. Koreańczycy za to, jak najbardziej! Moje osobiste, dwutygodniowe obserwacje w Korei Południowej pozwoliły mi zobaczyć to na różnych poziomach życia społecznego. Ojciec, nauczyciel, szef w pracy, pastor – to autorytety, którym bezgranicznie ufa się i poddaje.

 Tym bardziej głowie państwa! Komu przyszłoby do głowy, żeby krytykować przywódcę narodu i posądzać go o jakieś złe intencje? Obdarza się go powszechnym szacunkiem. Świadczy o tym nawet treść komunikatu o przyczynach zgonu Kim Dzong Ila z powodu "wielkiego napięcia umysłowego i fizycznego oraz wyczerpania organizmu ciężką pracą dla ojczyzny".

 Gdy przed kilkoma laty obserwowałem w Seulu, jakim szacunkiem obdarza się tam przywódców chrześcijańskich, to wtedy od razu pomyślałem, a dziś ta refleksja we mnie odżyła, że bałbym się tak bezgranicznego zaufania i podporządkowywania się moich najbliższych oraz członków wspólnoty. Przecież to dla osoby obdarzanej czcią ogromna odpowiedzialność. A co, jeśli pobłądzi i w złym kierunku poprowadzi bezkrytycznie mu oddanych ludzi?

 Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami, bracia moi, gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok. Dopuszczamy się bowiem wszyscy wielu uchybień [Jk 3,1–2]. Biblia przestrzega przed poleganiem na jakimkolwiek człowieku kosztem coraz słabszych więzi z Bogiem. Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie, a od Pana odwraca się jego serce! [Jr 17,5].

Słuchając ludzi, nawet tych obdarzanych powszechnym i najwyższym szacunkiem, warto jednak zachować samodzielność w myśleniu i podejmowaniu decyzji. Z drugiej strony, mądrzy przywódcy sami nie zgadzają się na to, żeby dla kogokolwiek stawać się alfą i omegą. Dobrze też, gdy w razie czego mają w pobliżu mądrych doradców, którzy odważnie sprzeciwią się niezdrowym tendencjom.

Cieszę się, że moi najbliżsi mówią mi o swoich wątpliwościach, gdy tylko w moim zachowaniu zauważą coś dla nich niepokojącego. Dziękuję członkom wspólnoty kościelnej, wśród których na co dzień posługuję, że mają dobrą wolę ku temu, aby nieraz się ze z mną nie zgadzać. Ba, także krytyczne uwagi Czytelników tego bloga witam z życzliwością, bo wiem, że nawet najbardziej gorzkie komentarze mogą przynieść mi duchową korzyść.

 Wracając do kwestii kultu Kim Dzong Ila, myślę, że żadnemu człowiekowi nie należy tak bezgranicznie, jak Koreańczycy, oddawać się całą duszą. Nie ma bowiem ludzi nieomylnych, a poza tym, przy tak ulokowanych nadziejach, śmierć przywódcy będzie musiała oznaczać dla nas straszną, niepowetowaną stratę.

Najpewniejszym sposobem zabezpieczenia się przed uczuciem pustki i beznadziejności po śmierci, choćby najbardziej ważnych dla nas ludzi, jest żywa wiara w Jezusa Chrystusa. Jeżeli z całej duszy, ze wszystkich sił i myśli rozmiłujemy się Panu Jezusie Chrystusie, to już nie będziemy narażeni na obserwowaną u Koreańczyków rozpacz, bo Jezus Chrystus żyje na wieki wieków!

8 komentarzy:

  1. W Polsce podobne (choć na inną skalę) histerie panowały w 2005 r. po śmierci JP2 czy po katastrofie w Smoleńsku. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zimuś - myślę, że Twoje stwierdzenie jest nie na miejscu.
    Ty i ja jesteśmy wolne i nie musimy polegać na ludziach - i to jest wspaniałe, że jesteśmy w tym miejscu.
    Wielu jednak ludzi w Polsce błądzi. Pamiętam czas śmierci papierza i choć nie jestem katoliczką, płakałam. Bo widziałam w tych ludziach biedę i pustkę. Byli jak sieroty...
    Wierzę, że Bóg bardzo im współczuł.
    Wierzę też, że wielu w tamtym czasie zaczęło szukać w Nim ukojenia i nawróciło się. Znam takie osoby.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co mają obserwacje dokonane w Korei Południowej do autentyczności żalu północnych Koreańczyków po śmierci Kim Dzong Ila?
    W Korei Północnej za najmniejszy przejaw nielojalności czy braku oddania, do obozu koncentracyjnego wysyłany jest nie tylko winowajca ale i cała jego rodzina. Nawet w samej Korei Północnej nie jest tajemnicą, że ludzie tysiącami codziennie umierają tam z głodu a mimo to nikt nie powie że jest źle. Władza w Korei Północnej opiera się na całkowitym i bezwzględnym terrorze, totalnej indoktrynacji i nieustannej propagandzie kłamstwa. Dzieci w Korei Północnej nie są wychowywane przez rodziców lecz przez aparat państwowy. Gdy niespodziewanie znika jakaś rodzina wszyscy nagle mają amnezję. Oczywiście wielu północnych Koreańczyków sądzi że to nie ukochany Kim ich uciska a tylko źli urzędnicy ale to nie zmienia faktu , że ludzie ci rozpaczając , rozpaczliwie (świadomie lub nie)ratują życie swoje i swoich bliskich. Co ma do tego mentalność ludzi żyjących w jakże innej Korei Południowej?! Komu przyszłoby do głowy żeby krytykować przywódcę narodu? Tym którzy stamtąd uciekli przez Chiny i opowiedzieli światu co tam się dzieje.
    Abstrahując od rzekomego bezgranicznego zaufania rozpaczających Koreańczyków do swojego przywódcy temat bloga jest naprawdę ważny i podzielam tutaj twoje zdanie Marianie.
    Ja też bałbym się przywódcy, który domaga sie dla siebie całkowitego zaufania i podporządkowania.
    Odnoszę jednak wrażenie, że bezgraniczny szacunek i poddanie autorytetom w Korei Południowej( który nie wiadomo dlaczego świadczy wg Ciebie o autentyczności uwielbienia dla zmarłego dyktatora) ma jednak jakąś wartość. Podczas gdy nasza rzekoma polska, naturalna skłonność do niezależności ma w sobie coś niepokojącego.
    Ale jak słusznie zauważyła Zim , nie jest tak źle i chyba aż tak bardzo od Koreańczyków się nie różnimy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam że nie na temat , ale chciałabym zapytać czy ktoś zna chrzescijan prowadzących stronę www.chrzescijanie.alpha.pl Wie.m że tu zagląda dużo osób i dlatego korzystam z takiej możliwości Nie chodzi o szczegóły .

    OdpowiedzUsuń
  5. Że po JP2 to jeszcze mogę zrozumieć, ale czasem odnoszę wrażenie że dla niektórych pan Kaczyński stał się prawie bogiem. Choćby teraz już jest szkoła im. Lecha i Marii Kaczyńskich. A ja się pytam - co oni takiego wielkiego dla Polski zrobili? Jeśli tak, to po śmierci Kwaśniewskiego też powinny powstawać szkoły jego imienia - mimo że lewicowy to jednak więcej moim zdaniem dla Polski zrobił. To samo Wałęsy - myślę że tu nie trzeba mówić, dlaczego. Albo Jaruzelskiego. OK, wprowadził stan wojenny, były internowania i tak dalej, ale kto wie, czy gdyby nie stan wojenny, to nie mielibyśmy wręcz prawdziwej wojny polsko-sowieckiej?
    I pomyśleć, że dzień przed Smoleńskiem tylu ludzi wyśmiewało się z Lecha Kaczyńskiego...
    To tak ku refleksji.

    OdpowiedzUsuń
  6. (13) A nie chcemy, bracia, abyście byli w niepewności co do tych, którzy zasnęli, abyście się nie smucili, jak drudzy, którzy nie mają nadziei. (14) Albowiem jak wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, tak też wierzymy, że Bóg przez Jezusa przywiedzie z nim tych, którzy zasnęli. 1 List do Tesaloniczan 4:13-14

    Paweł zalecał Tesaloniczanom, aby się nie smucili, z powodu tych którzy umarli będąc w Chrystusie. Paweł nie chciał, żeby wierzący zachowywali się tak samo jak ci, którzy nie mają nadziei. Dyskutując o śmierci kogokolwiek warto wcześniej rozważyć słowa Pawła do Tesaloniczan.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rafale, myślę jednak, że co innego smucić się z powodu niewiary i niepewności co do losu wiecznego tych, którzy odeszli (w tym przypadku chodzi oczywiście o to, byśmy nie mieli wątpliwości co do zbawienia tych, którzy zmarli w wierze) a co innego smutek po stracie osoby. Jest moim zdaniem oczywiste, że jako chrześcijanie smucimy się także z powodu śmierci naszych wierzących braci, choć to inny smutek niż ten "światowy" - nie mamy wątpliwości co do ich zbawienia. Smucimy się, bo straciliśmy ich, ich budujące towarzystwo, okazje do czerpania z ich mądrości itp. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Jarku, po części się z tobą zgodzę i rozumiem, co piszesz.

    Moim poprzednim wpisem chciałem tylko zwrócić uwagę na to, że osoby wierzące powinny inaczej podchodzić do tematu śmierci, niż osoby ze świata. Dzisiaj niestety wśród wierzących rzadko ktoś powie za Pawłem:
    ...pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej...
    Oczywiście znam kontekst tych słów Pawła, który nie zmienia jednak tego, że Paweł oczekiwał śmierci z radością, nie bojąc się tego a nawet tego pragnąc, bo to daleko lepiej!

    Dzisiaj pocieszenie bardzo chorego wierzącego, że wkrótce będzie z Panem i to jest dla niego daleko lepiej, uznawane jest raczej za brak wiary w uzdrowienie... niż za Boże pocieszenie.

    Zgodzimy się, że stosunek do śmierci osób wierzących powinien być zdecydowanie różny, od tego, jak na to patrzą ci, co z racji niewiary nie mają nadziei.

    Ciekawe, że gdy w zborze modlę się o przyjście Pana już teraz, to wywołuje to nieraz zdziwienie u braci i sióstr. Zastanawiam się, dlaczego?

    OdpowiedzUsuń