Dwie Beczki jadą – jedna winem chlusta,
Druga – pusta.
Pierwsza się wlecze bez szumu, niemrawo,
Druga z wielką pędzi wrzawą.
Grzmot od niej jak podczas burzy,
Kurz się wzdyma;
Przechodzień, kiedy słyszy ją z daleka,
Kurczy się i zżyma.
Ale chociaż tak głośno pędzi owa Beka,
Pożytek z niej nie taki, jak z tej pierwszej, duży.
Kto bez ustanku o swych czynach krzyczy,
Ten rozumu zbyt wiele w swej głowie nie liczy.
Bo kto twórczy naprawdę, cichym bywa w słowie.
Wielki człowiek li w czynach swą wielkość wypowie. (Iwan Kryłow, Bajki)
Środowisko chrześcijańskie, w którym służę Bogu, cechuje się słuszną otwartością na działanie Ducha Świętego. Pragniemy doświadczać mocy Bożej. Wierzymy, że znaki i cuda oraz nadnaturalne dary duchowe, które pojawiły się wraz z zesłaniem Ducha Świętego w święto Pięćdziesiątnicy, wciąż są błogosławieństwem Bożym, dostępnym dla prawdziwych chrześcijan. Zrozumiałe więc, że jest w nas oczekiwanie, aby i w naszych zborach miały miejsce rzeczy opisane w Dziejach Apostolskich.
Świadomi tej potrzeby, podejmujemy rozmaite kroki, aby Duch Święty rzeczywiście działał pośród nas. Niestety, nie przysługują się temu dobrze niektórzy mówcy chrześcijańscy, którzy wprowadzając się w stan ekscytacji, raz po raz ogłaszają nadzwyczajne zmiany duchowe w kraju. Gdyby dać wiarę ich proroctwom i objawieniom, to Polska już dawno powinna być pełna ludzi zbawionych. Ileż to już przełomów, przebudzeń duchowych, całych miast dla Jezusa, uwolnień mocy Ducha etc., zostało zapowiedzianych przez mówców biegających po konferencyjnych scenach?! I co..? Najwyraźniej owi ewangeliści, pastorzy i kaznodzieje zwiastowali co najwyżej pragnienia swoich serc. Nie byli prawdziwymi prorokami Pana, bo inaczej ich zapowiedzi dawno już musiałyby się urzeczywistnić.
Czyż nie przypomina to sytuacji z dawnego Izraela? Prorocy prorokują fałszywie, a kapłani nauczają według własnego widzimisię; mój zaś lud kocha się w tym. Lecz co poczniecie, gdy to się skończy? [Jr 5,31]. Smucę się, że tak wielu uczestników owych konferencji, którym organizatorzy obiecali uzdrowienie i duchowy przełom, nie wyciąga żadnych wniosków, bo przecież to, że za drobną opłatą konferencyjną przeżyli emocjonalne uniesienie, nie jest żadnym przełomem. Gdy opadnie konferencyjny - choćby i złoty - pył, za miesiąc czy dwa znowu pojadą się nakręcać złudzeniem, że tym razem ich mówca będzie lepiej 'namaszczony' niż poprzednio. Pojadą, bo chcą usłyszeć, że na Polskę nadciąga wielkie przebudzenie, a oni przecież nie chcą tego przegapić.
Tymczasem prawdziwa pobożność chrześcijanina realizuje się w codziennym naśladowaniu Jezusa w domu, w pracy, w szkole i na ulicy. Praktyczna miłość okazywana w imię Jezusa domownikom, współpracownikom, sąsiadom i przygodnym osobom, przynosi Bogu znacznie więcej chwały i przyjemności, aniżeli hałaśliwe ogłaszanie Jego królowania pod konferencyjną sceną. Świadectwo zmienionego życia; to że staliśmy się słowni, uczciwi, prawi, solidni, życzliwi, pracowici, punktualni itd., przekonuje do wiary w Jezusa bardziej niż wzniosłe słowa, którym brak poparcia w czynach. Nie ma duchowego upoważnienia do tego, by innym głosić ewangelię, człowiek, którego własne świadectwo życiowe nie odzwierciedla jej zbawiennej mocy.
Biblia uczy, że Bogu chodzi o praktyczne posłuszeństwo, a nie o same słowa i chwilowe gesty. Czy takie ma Pan upodobanie w całopaleniach i w rzeźnych ofiarach, co w posłuszeństwie dla głosu Pana? Oto: Posłuszeństwo lepsze jest niż ofiara, a uważne słuchanie lepsze niż tłuszcz barani [1Sm 15,22]. Niektórym łatwo przychodzą na usta miłosne wyznania. Wzniosłymi słowami zdają się oczarowywać nie tylko ludzi ale i samego Boga. Tymczasem w Piśmie Świętym czytamy: Dzieci, miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą [1Jn 3,18]. Żadna żona, mąż, brat czy siostra, nie zadowoli się samymi słowami. Hałaśliwość zapewnień o miłości bez pokrycia w czynach, częściej sprawia przykrość aniżeli przyjemność.
I tak dochodzimy do trzeciego aspektu poruszanej tu sprawy. Słowo Boże przestrzega przed trąbieniem o swoich dobrych czynach. Baczcie też, byście pobożności swojej nie wynosili przed ludźmi, aby was widziano; inaczej nie będziecie mieli zapłaty u Ojca waszego, który jest w niebie [Mt 6,1]. Chwalenie się własną modlitwą, namaszczeniem duchowym i skutecznością posługi nie przystoi sługom Bożym. Zrozumiałe, że w obecnych czasach, gdy dane nam jest zrobić coś pożytecznego dla innych, łatwo może to wyjść na światło dzienne. Rzecz w tym, żebyśmy nie byli samochwałami. Niech inny cię chwali, a nie własne usta, obcy, a nie własne wargi [Prz 27,2]. Kto bez ustanku o swych czynach krzyczy, ten rozumu zbyt wiele w swej głowie nie liczy. Bo kto twórczy naprawdę, cichym bywa w słowie. Wielki człowiek li w czynach swą wielkość wypowie.
Wiem, że aktywność mówców ogłaszających cudowne zmiany będzie się nasilać. A to mówię, aby was nikt nie zwodził rzekomo słusznymi wywodami [Kol 2,4]. Przestańcie ulegać urokowi tych, którzy z chciwości wykorzystywać was będą przez zmyślone opowieści [2Pt 2,3]. Jeżeli naprawdę uwierzyliśmy w Jezusa Chrystusa i zostaliśmy napełnieni Duchem Świętym, to faktycznie mamy wszystko potrzebne do tego, aby codziennie pięknie żyć na chwałę Bogu. Po prostu trwajmy w uświęceniu i głośmy wokoło dobrą nowinę o Jezusie, popierając to swoimi czynami. Błogosławiony ów sługa, którego pan jego, gdy przyjdzie, zastanie tak czyniącego [Łk 12,43].
Wiem też, że będziemy odczuwać pokusę do chwalenia się swoją działalnością i osiągnięciami. Dlatego proszę: Nie bądźmy jak hałaśliwa beczka tocząca się po bruku. Beczka pełna toczy się po cichu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz