Ile człowiekowi potrzeba do życia? Faktycznie niewiele. Chodzi przecież jedynie o krótkotrwałą doczesność. Albowiem niczego na świat nie przynieśliśmy, dlatego też niczego wynieść nie możemy. Jeżeli zatem mamy wyżywienie i odzież, poprzestawajmy na tym. A ci, którzy chcą być bogaci, wpadają w pokuszenie i w sidła, i w liczne bezsensowne i szkodliwe pożądliwości, które pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy; niektórzy, ulegając jej, zboczyli z drogi wiary i uwikłali się sami w przeróżne cierpienia [1Tm 6,7-10].
Trzeba nam świadomie wybierać średni poziom życia. Nie nawiedź mnie ubóstwem ani nie obdarz bogactwem, daj mi spożywać chleb według mojej potrzeby, abym, będąc syty, nie zaparł się ciebie i nie rzekł: Któż jest Pan? Albo, abym z nędzy nie zaczął kraść i nie znieważył imienia mojego Boga [Prz 30,8-9]. Kogo stać na taką modlitwę? Kto w czasach wybujałej konsumpcji zadowala się zaspokojeniem podstawowych potrzeb? Ten, kto nie czyni starania o ciało, a nade wszystko w życiu chce podobać się Bogu.
Prośba Agura na nowo dziś uwypukliła mi atuty życia na poziomie rzeczywistych potrzeb. Nie za dużo, nie za mało. Tyle ile mi faktycznie potrzeba. Tak właśnie chcę myśleć i żyć na co dzień. Amen.
Bracie Marianie! Serdecznie dziękuję za przypomnienie modlitwy Agura, która i mnie jest bliska. Też chcę żyć według zasady w niej zawartej. Mam tylko jeden mały zarzut do Brata wpisu. Wybujała konsumpcja? Gdzie ją Brat dostrzega?
OdpowiedzUsuńChyba uległ Brat trochę rozpowszechnionej wśród chrześcijan modzie na pomstowanie na "konsumpcyjny styl życia".
Tak jest. Właśnie prowadzę taki tryb życia i w sumie jestem zadowolony. Każdą potrzebną mi rzecz muszę kupić. I to - o zgrozo - w sklepie. Mało tego! W galerii handlowej! I to jeszcze nie wszystko. Ja tę czynność zwyczajnie lubię. Lubię robić zakupy, pętać się po sklepach, dopóki nie znajdę tego, co mnie satysfakcjonuje. Oglądać, wybierać, porównywać ceny. A potem załadować towarem przepastny bagażnik mojego scenica i iść coś zjeść. Albo - jeżeli robię zakupy z całą rodziną - zaprosić żonę i dzieci na gałeczkę lodów. A samemu lubię nawet kawę wypić. Bo to wszystko, co jest potrzebne na co dzień i od święta mnie i mojej rodzinie jest dostępne w SKLEPIE. Muszę to wszystko kupić. Skąd mam to wziąć? I - co nie zawsze mi się podoba - wszystko to jest kolorowo zapakowane i wygląda atrakcyjnie.
Może ci, którzy pomstują na wybujały konsumpcjonizm, pamiętają czasy, w których warzywa były z ogrodu (super sprawa, jeżeli ktoś ma ogród, moi Rodzice mieli, pamiętam ten smak), niektóre produkty kupowało się u rolnika, usługi i niektóre towary u rzemieślnika, a z kolei sklep był miejscem nieatrakcyjnym, wiadomo, kolejki, ocet i musztarda. A ja mieszkam na trzecim piętrze, nie mam ogrodu i dosłownie wszystko muszę kupić. W sklepiku pod domem jest 2x drożej. Jadę więc 5 km do tej galerii handlowej. Czy to grzech, że zwyczajnie lubię tam robić zakupy? Oczywiście, wzorem Agura, kupuje to, co mi potrzebne. Ale w przypadku czteroosobowej rodziny tego jest naprawdę dużo. Aż ciężko wynieść na to trzecie piętro. A później trzeba jeszcze śmieci znieść...
Proszę mnie pouczyć, co to jest "wybujała konsumpcja", bo nie rozumiem. Teraz jest lato, więc nie muszę. Ale gdzieś w połowie listopada i później pomstowanie na ten temat przybierze na sile. Jak zwykle o tej porze roku. A ja pewnie zrobię wtedy duże zakupy, bo będę chciał ugościć rodzinę i znajomych. Podobno gościnność to dobry chrześcijański zwyczaj. Czy faktyczne dobry, skoro napędza konsumpcję???