24 lipca, 2021

Pochwała konserwatyzmu?

Przyszli do Jerozolimy niespodziewanie, aby schronić się w mieście przed nadciągającym wojskiem chaldejskim. Rekabici - grupa bezdomnych nomadów. Ich obecność w stolicy stała się dobrą okazją do ważnej lekcji. Bóg polecił Jeremiaszowi, aby zwołał przybyszów do jednej z przyświątynnych komnat i poczęstował ich winem.

Lecz oni odpowiedzieli: Nie pijemy wina. Jehonadab, syn Rekaba, nasz ojciec, zakazał nam tego. Nie pijcie wina — powiedział — ani wy, ani wasi synowie, na wieki!  Nie budujcie też domów, nie uprawiajcie pól, nie zakładajcie ani nie nabywajcie winnic. Mieszkajcie w namiotach po wszystkie wasze dni, abyście długo żyli na ziemi, na której jesteście tylko przechodniami! I my posłuchaliśmy głosu Jehonadaba, syna Rekaba, naszego ojca. Przestrzegamy wszystkiego, co nam przykazał. Nie pijemy wina po wszystkie nasze dni, ani my, ani nasze żony, ani nasi synowie, ani nasze córki. Nie budujemy też sobie domów na mieszkanie, nie mamy winnic, pól ani ziarna. I mieszkamy w namiotach. Jesteśmy posłuszni. Czynimy dokładnie to, co nam przykazał nasz ojciec, Jehonadab [Jr 35,6-10].

Dwieście pięćdziesiąt lat niezmiennego praktykowania zasad wpojonych przez przodka rodu. Gdzie oni się uchowali? Jak mogli nie ulec zachodzącym zmianom kulturowym i wpływom okolicznych narodów? Przecież to groziło utratą młodzieży! Takie zacofanie niechybnie spychało ich na margines społeczeństwa! Mało kto chciałby budować się ich postawą. Lecz oto Bóg zrobił z niej wielką sprawę! Wierność i posłuszeństwo Rakabitów na tyle spodobało się Bogu, że dał ich za przykład mieszkańcom Jerozolimy.

— Usłuchano słów Jehonadaba, syna Rekaba, który przykazał swoim synom, aby nie pili wina. I nie piją — aż po dzień dzisiejszy, gdyż posłuchali przykazania swojego ojca! A Ja przemawiałem do was nieustannie i nie posłuchaliście Mnie! Wciąż posyłałem do was wszystkie moje sługi, proroków. Wzywałem: Zawróćcie, każdy ze swojej złej drogi! Poprawcie swoje czyny! Nie chodźcie za obcymi bogami, aby im służyć! Czyńcie wszystko, by mieszkać w tej ziemi, którą dałem wam i waszym ojcom! Lecz wy byliście na to głusi. Nie posłuchaliście Mnie! Tak! Synowie Jehonadaba, syna Rekaba, zachowują przykazanie swojego ojca, ale ten lud Mnie nie posłuchał [Jr 35,14-16].

Dwa postanowienia w tej sytuacji zrodziły się w sercu Boga: Sprowadzić na Judejczyków za ich niestałość w przestrzeganiu Słowa Bożego straszne konsekwencje, a Rekabitów pochwalić i uhonorować stałym dostępem do służby Bożej.

Dlatego tak mówi PAN, Bóg Zastępów, Bóg Izraela: Oto Ja sprowadzę na Judę i na wszystkich mieszkańców Jerozolimy całe nieszczęście, które im zapowiedziałem, ponieważ przemawiałem do nich, lecz nie posłuchali, i wołałem ich, a nie odpowiadali!  A do rodu Rekabitów Jeremiasz skierował takie słowa: Tak mówi PAN Zastępów, Bóg Izraela: Ponieważ posłuchaliście przykazania swojego ojca Jehonadaba, przestrzegaliście wszystkich jego nakazów i postępowaliście we wszystkim zgodnie z tym, co wam przykazał, dlatego tak mówi PAN Zastępów, Bóg Izraela: Nie zabraknie Jehonadabowi, synowi Rekaba, mężczyzny, który by Mi służył — po wszystkie dni [Jr 35,17-19].

Znakomita większość dzisiejszych chrześcijan dała sobie wkręcić pogląd, że kościół powinien być na czasie. Zmieniają słownictwo, wyrzucają ławki, przemalowują sale nabożeństw, czyszczą szafy z garniturów itd. Stają się nowocześni. Porzucają ideały i zasady swoich ojców w wierze. Redefiniują przykazania Jezusa i nauce apostolskiej nadają inne znaczenie. Wdrażają nowy sposób bycia i odmienne podejście do służby Bożej. I chociaż głośno przy tym mówią o błogosławieństwie Bożym, to jednak w Biblii niezmiennie czytamy, że błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go [Łk 11,28].

Współczesna "Jerozolima" zdaje się na dobre tętnić życiem. Jak długo? Niechby któregoś dnia wśród jej mieszkańców pojawili się "Rekabici", poprzez których PAN sprowadzi duchowe otrzeźwienie. Przecież zbory Pańskie niezmiennie powinny cechować się bojaźnią Bożą, powagą nabożeństwa, respektem dla Słowa Bożego, biblijną moralnością i etyką życia członków kościoła oraz szczerym oddaniem się Chrystusowi Panu.

Jeśli wytrwacie w moim Słowie, to istotnie jesteście moimi uczniami [Jn 8,31]. Niech te słowa naszego Pana dodadzą dziś otuchy braciom i siostrom wiernie stojącym na gruncie Słowa Bożego.

22 lipca, 2021

Mało pożądany aspekt łaski

Wczoraj wieczorem uczestniczyłem w nabożeństwie, podczas którego rozważaliśmy zagadnienie łaski Bożej. Piękny, budujący i szeroki temat. Wsłuchując się w słowa wykładowcy i przywoływane fragmenty Pisma Świętego, cieszyłem się jak dziecko. Jestem zbawiony! Gdyż z łaski jesteście zbawieni, przez wiarę. Nie jest to waszym osiągnięciem, ale darem Boga [Ef 2,8]. Mam żywot wieczny! Gdyż zapłatą za grzech jest śmierć, lecz darem Bożej łaski jest życie wieczne w Chrystusie Jezusie, naszym Panu [Rz 6,23]. 

Dobrze wiem, oczywiście, że okazana mi łaska Boża ma charakter wychowawczy i mobilizujący, tak bym pod każdym względem był ozdobą zasad nauczanych przez Boga, naszego Zbawcę. Objawiła się bowiem łaska Boża, zbawienna dla wszystkich ludzi. Poucza nas ona, abyśmy wyrzekli się bezbożności oraz świeckich żądz i żyli w obecnym wieku rozsądnie, sprawiedliwie i pobożnie. Wzywa nas również do czekania na spełnienie się cudownej nadziei i objawienie się chwały naszego wielkiego Boga i Zbawcy, Jezusa Chrystusa [Tt 2,11-13].

Jest wszakże i taki aspekt łaski Bożej, którego, jak do tej pory - nie wiedzieć dlaczego - nie pragnąłem. Mam na myśli łaskę cierpień ze względu na Chrystusa. Kto bowiem, posłuszny sumieniu oświeconemu przez Boga, napotyka trudności i cierpi niewinnie, ten właściwie dostępuje łaski. Bo cóż to za zaszczyt, kiedy się cierpi z powodu własnych grzechów? Ale właśnie wtedy, gdy znosicie cierpienia za swoje dobre czyny, spotyka was łaska ze strony Boga. Na to was powołano - Chrystus również cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w Jego ślady [1Pt 2,19-21]. 

Znakomita większość współczesnych chrześcijan łaskę kojarzy z błogosławioną przez Boga pomyślnością na ziemi oraz chwalebną wiecznością w niebie. Wypieramy myśli o cierpieniu i prześladowaniu. Chciałoby się przejść do niebiańskiej chwały bez żadnych przykrości. Pewna kobieta po wysłuchaniu podobieństwa o bogaczu i Łazarzu powiedziała, że za życia chce być jak bogacz, a po śmierci, jak Łazarz. Gdy ktoś zaczyna nas prześladować za wiarę, natychmiast wszczynamy alarm. Mamy przecież konstytucyjne prawa obywatelskie. Nawet wspólnotę kościelną dobieramy sobie pod kątem naszych upodobań i przyjemnego spędzania czasu w niedzielę. 

Dzisiaj od rana moje myśli są pod wpływem słów: albowiem to jest łaska, jeśli ktoś związany w sumieniu przed Bogiem znosi utrapienie i cierpi niewinnie [1Pt 2,19]. Mam świadomie rezygnować ze swoich praw? Cierpieć, chociaż mógłbym zawalczyć o swoje? Ponieść stratę, gdy mogę z kimś wygrać w sądzie? Zastanawiam się, czy jestem gotowy przeżywać wyśmianie, odrzucenie i rozmaite upokorzenia ze względu na Chrystusa, tak jak to spotykało mnie na początku mojego chrześcijaństwa? 

Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami [Mt 5,11-12]. Dlaczego miałbym być daleki od tak rozumianej łaski Bożej, skoro Biblia mówi: Macie bowiem przywilej ze względu na Chrystusa, nie tylko w Niego wierzyć, lecz i dla Niego cierpieć [Flp 1,29]. Dlaczego miałbym mieć inaczej, skoro apostołowie mówili, że trzeba doświadczyć wielu trudności, aby wejść do Królestwa Bożego [Dz 14,22]?

Jak na te pytania odpowiem? To się okaże.

21 lipca, 2021

Uważaj, kto na ciebie wpływa

Czytając dziś Biblię, zadziwiam się, jak w jednym życiorysie można zmieścić aż tak skrajnie różne postawy i czyny? A jednak czasem tak bywa, że w życiu tego samego człowieka jest i chwała, i upadek.  Jest i pobożność, i bezbożność. Mam na myśli judzkiego króla Joasza, opisanego w dwudziestym czwartym rozdziale Drugiej Księgi Kronik. W wieku 7 lat został on królem i panował w Judzie 40 lat.

Pierwsze lata panowania Joasza miały charakter wręcz wzorcowy. Jako młody jeszcze król postanowił odnowić świątynie PANA. Zorganizował zbiórkę pieniędzy na prace przywracające świątynię do jej pierwotnego stanu. Uzupełniono jej wyposażenie, wznowiono służbę w świątyni i dbano, aby rok w rok na bieżąco naprawiać dom Boży. Tajemnicą pozytywnych decyzji, czynów i osiągnięć Joasza był kapłan Jehojada, który zadbał nawet o prawidłowy ożenek młodego króla. Joasz czynił to, co prawe w oczach PANA, przez wszystkie dni życia Jehojady [2Krn 24,2]. Postępował tak przez wszystkie te lata swojego panowania, w których korzystał z pouczeń kapłana Jehojady [2Krl 12,3].

Sprawy szybko zaczęły przybierać inny obrót, gdy Jehojady zabrakło. Po śmierci Jehojady przybyli książęta Judy, złożyli pokłon królowi, a król zaczął ich słuchać [2Krn 24,17]. Tym razem powiało całkiem w inną stronę. W miejsce troski o służbę Bożą i trwanie w Przymierzu z Bogiem, pojawiła się chęć nawiązania do kultury i obyczajów otaczających ich narodów. W ten sposób porzucili świątynię PANA, Boga swoich ojców, a zaczęli służyć aszerom i posągom [2Krn 24,18]. Tak oto pobożny król Joasz stał się bezbożnikiem.

Z czasem odstępstwo Joasza osiągnęło poziom nieprawdopodobny. Targnął się on na syna kapłana Jehojady, dobroczyńcy Joasza z początkowych lat jego królowania, na Zachariasza, który odważył się wystąpić przeciwko narastającej w Judzie bezbożności. Wtedy Duch Boży ogarnął Zachariasza, syna kapłana Jehojady. Stanął on przed ludem i zawołał: Tak mówi Bóg: Dlaczego łamiecie przykazania PANA?! Nie macie przy tym powodzenia! Opuściliście PANA, dlatego i On opuścił was! Wówczas sprzysięgli sie przeciwko niemu i ukamienowali go na rozkaz króla na dziedzińcu świątyni PANA. Król Joasz nie pamiętał o łasce, która okazął mu Jehojada, ojciec Zachariasza. Przeciwnie, zabił jego syna [2Krn 24,20-22]. 

Koniec historii życia i królowania Joasza okazał się bardzo smutny i żałosny. Biblia mówi, że Bóg posłużył się Aramejczykami, aby wymierzyli sprawiedliwość Joaszowi za to, że opuścił PANA, Boga swoich ojców. Po najechaniu ziemi judzkiej zostawili go w ciężkich bólach, a po ich odejściu jego słudzy sprzysięgli się przeciwko niemu za krew synów kapłana Jehojady i zabili go w jego własnym łóżku [2Krn 24,25]. 

Historia króla Joasza dała mi dziś wiele do myślenia o znaczeniu i sile wpływu, jaki mogą wywrzeć na mnie inni ludzie. Zresztą, nie tylko jego historia pokazuje, jak przy zmianie towarzystwa może ulec zmianie moje myślenie i zachowanie. Dlatego powinienem bardzo uważać na to, kogo słucham i kto doradza mi w życiu. 

A co, jeśli to ja staję się dla kogoś osobą wpływową? Wtedy moja odpowiedzialność przed Bogiem za słowa i czyny ulega zwielokrotnieniu.

15 lipca, 2021

Uzyskaj i składaj dobre świadectwo

Po dokonaniu czegoś lub po jakimś niecodziennym przeżyciu u większości ludzi pojawia się chęć natychmiastowego poinformowania o tym całego świata. Każdy ma oczywiście jakieś swoje ku temu powody, ale przeważnie chodzi o rozgłos, pochwałę i podziw. Nie inaczej bywa w środowisku chrześcijańskim. Po przeżyciu duchowego uniesienia, po zaproszeniu Jezusa do serca, po doświadczeniu jakiegoś błogosławieństwa, niektórzy - jeszcze sami dobrze nie wiedząc, co przeżyli - natychmiast chcieliby dostać mikrofon i wolność wypowiedzi. Dość często przy tym jest też tak, że im bardziej ktoś nagrzeszył, im bardziej drastyczną i szokującą ma opowieść – z tym większym aplauzem się spotyka i tym większe zyskuje uznanie.

Tymczasem Biblia stawia świadectwu chrześcijańskiemu określone wymagania. Zobaczmy to na przykładzie cudu oczyszczenia trędowatego. Gdy Jezus zszedł z góry, ruszyły za Nim rzesze ludzi. Wówczas podszedł do Niego trędowaty, pokłonił Mu się i powiedział: Panie, gdybyś tylko zechciał, mógłbyś mnie oczyścić. Na te słowa Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i oznajmił: Chcę, bądź oczyszczony! I trąd natychmiast ustąpił. Pamiętaj — powiedział Jezus — nie mów o tym nikomu, lecz idź, pokaż się kapłanowi i tak jak nakazał Mojżesz, złóż ofiarę za swoje oczyszczenie. Niech to będzie dla nich świadectwem [Mt 8,1-4].

Zacznijmy od tego, że Jezus Chrystus od samego początku swej służby zadziwiał ludzi niezwykłością nauczania. Jednym z Jego wielkich przemówień było tzw. Kazanie na Górze. Gdy Jezus skończył mówić, tłumy były zdumione Jego nauczaniem. W odróżnieniu od znawców Prawa uczył bowiem jak ktoś, na kim spoczywa władza [Mt 7,28-29]. I o to chodziło. Chrystusowi Panu zależało na tym, aby ludzie chcieli słuchać Jego nauki i aby zaczęli stosować ją w życiu!

W opowieści o uzdrowieniu trędowatego warto zwrócić uwagę na zadziwiającą i budującą dostępność Jezusa. Pan nie unikał kontaktu z ludźmi i nie chodził z obstawą. Nawet człowiek trędowaty mógł podejść do Jezusa. Jak to było możliwe, skoro - z racji swej choroby - miał prawny zakaz zbliżania się do ludzi? Być może z takich samych powodów, jak w czasach obecnej pandemii. I dzisiaj przecież tak bywa, że gdy ktoś jest przyparty do muru, to nie zważa na rygory sanitarne i za wszelką cenę dąży do rozwiązania swego problemu.

Zauważmy też, że zbliżając się do Jezusa, ów człowiek przyjął właściwą postawę. Pokłonił Mu się i wyraził wiarę w boskość Pana Jezusa nazywając Go kyrios, co z greckiego znaczy PAN i odnosiło się do Boga. Z kolei Syn Boży okazał mu niezwykłe współczucie. Ewangelista Marek zauważył, że Jezus pełen współczucia wyciągnął rękę [Mk 1,41]. Dotknął trędowatego człowieka, wypowiedział słowa oczyszczenia i trąd natychmiast ustąpił. Pamiętaj, nie mów o tym nikomu, lecz idź, pokaż się kapłanowi. Skąd taki zdumiewający zakaz rozpowiadania o tym cudzie?

Chrystus Pan miał swoje powody. On przyszedł, aby zbawić ludzi od grzechów, przynieść dar życia wiecznego i pojednać świat z Bogiem. Przyszedł, aby ogłosić nadchodzące Królestwo Boże. Nie chciał więc, by już w pierwszych miesiącach Jego publicznej służby ludzie patrzyli na Niego, jak na uzdrowiciela i cudotwórcę, ani - tym bardziej - jak na mesjasza, który przyszedł odbudować polityczną potęgę Izraela. Tego rodzaju rozgłos tylko utrudniał Synowi Bożemu realizację celu, dla którego pojawił się na ziemi w ludzkim ciele. Chciał mieć więcej czasu na spokojne zaprezentowanie chętnym słuchaczom swej nauki, a nie na codzienne kontakty z tłumem ludzi uganiających się za cudami i korzyścią materialną.

Niezwykle interesująca w tej historii i ważna dla naszego rozważania jest instrukcja dalszego postępowania po cudownym oczyszczeniu z trądu. Pójdź do kapłana i pozwól się zbadać. Jezus w tym wezwaniu oparł się o Słowo Boże zapisane w 14. rozdziale Księgi Kapłańskiej. Cała, określona tym prawem procedura warunkowała powrót oczyszczonego do społeczeństwa. Poddanie się nakazanym przez Prawo czynnościom miało stać się świadectwem dla ludzi z jego otoczenia. Niech to będzie dla nich świadectwem

Niestety, najwyraźniej człowiek ten nie zastosował się należycie do  słów Pana. Być może w ogóle nie poszedł do kapłana, co nie tylko byłoby nieposłuszeństwem – ale co też utrudniło Jezusowi docieranie z nauką o Królestwie Bożym do kolejnych osób. Tak przynajmniej świadczy ewangelista Marek. Ten jednak, gdy odszedł, zaczął rozgłaszać i rozpowiadać o tym, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz musiał przebywać na zewnątrz, w odludnych miejscach [Mk 1,45].

Czego może nauczyć nas powyższa opowieść w temacie składania chrześcijańskiego świadectwa? Po pierwsze, powiedzmy, że trąd jest trafną ilustracją grzechu. Jest on bowiem początkowo bezobjawowy, podobnie jak grzech, gdy zaczyna opanowywać ludzką duszę, przed długi czas działa niezauważalnie i łatwo bywa bagatelizowany. Trąd jest zaraźliwy. Tak też jest z grzechem. Dlatego Biblia wzywa chrześcijan, aby trzymali się z daleka od wszelkiego zła i nie przesiadywali w gronie ludzi bezbożnych. Trąd - podobnie jak grzech - z czasem oddziela od bliskich. Powoli niszczy człowieka i doprowadza go do śmierci, co również upodabnia go do grzechu, albowiem zapłatą za grzech jest śmierć [Rz 6,23].

Po drugie, z historii tej jasno wynika, że każdy grzesznik z problemem swego grzechu może przyjść do Jezusa i dostąpić oczyszczenia. Biblia mówi, że  krew Jezusa, Jego Syna, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu. Jeśli zaprzeczamy, że popełniliśmy grzech, sami siebie oszukujemy, jesteśmy dalecy od prawdy. Jeśli przyznajemy się do naszych grzechów, On jest wierny i sprawiedliwy — przebaczy nam grzechy i oczyści nas od wszelkiej nieprawości [1Jn 1,7b-9]. Dzięki wierze w Jezusa Chrystusa w życiu grzesznika naprawdę następuje cud oczyszczenia i przebaczenia mu grzechów! 

Po trzecie, w wyniku uniesienia duchowego spowodowanego spotkaniem z Jezusem, rodzi się w człowieku chęć natychmiastowego rozpowiadania o tym całemu światu. Często towarzyszy temu też oczekiwanie z dnia na dzień pełnej akceptacji i zaufania w środowisku wspólnoty chrześcijańskiej. Postawę tę z pewnością wzmacnia wersja błyskawicznej formy przyłączania ludzi do społeczności Kościoła, polegająca na poprowadzeniu ich w tzw. modlitwie grzesznika i na akcie jednoczesnego witania ich w Bożej rodzinie. Niestety, owocem tej praktyki jest powiększające się grono nieodrodzonych duchowo członków wspólnoty, którzy z natury rzeczy wydają w swoim otoczeniu złe świadectwo wiary.

Po czwarte, z całą mocą  podkreślmy, że Bóg oczekuje od chrześcijanina, aby składał dobre świadectwo o zbawieniu z grzechów, a w tym nie wystarczą same słowa. Nakazane przez Prawo w Izraelu czynności warunkujące powrót oczyszczonego do społeczeństwa są dobrą ilustracją prawidłowego zachowania człowieka oczyszczonego z grzechu. I bynajmniej nie chodzi tu o uczynki mające na celu  dostąpienia zbawienia – ale o zachowanie wynikające z tego, że zbawienie z grzechów naprawdę nastąpiło dzięki krwi Jezusa Chrystusa.

Właściwym symptomem i dowodem zbawienia od grzechu są praktyczne zmiany w życiu. Aby to potwierdzić świeżo upieczony chrześcijanin powinien poddać się ocenie osób trzecich. W jednym z przekładów Pisma Świętego czytamy: ale na świadectwo dla ludu pójdź do kohena i pozwól się zbadać. W ten sposób można zweryfikować prawdziwość nawrócenia. Bywa, że zaślepieni grzechem sami sobie wmawiamy rozmaite zmiany na lepsze. Tylko ludzie, którzy od dawna przyglądają się naszemu życiu widzą, czy już naprawdę opamiętaliśmy się z grzechu, czy wciąż jesteśmy jego niewolnikami. 

Innym świadectwem duchowego odrodzenia jest gotowość do poniesienia kosztów nowego życia. Jak oczyszczony z trądu człowiek, aby w pełni powrócić do społeczeństwa, na potwierdzenie odzyskanego zdrowia z radością składał kosztowne ofiary, tak też prawdziwie nawrócony chrześcijanin bez cienia żalu gotowy jest ponieść koszty związane z zaistniałą zmianą. Taką ceną na przykład może być potrzeba zrekompensowania komuś wyrządzonych mu krzywd. W imię rozpoczęcia nowego życia z Jezusem chrześcijanin gotów jest ponieść konsekwencje swoich grzechów. Przestaje kalkulować, liczyć czas i pieniądze. Pragnie dobra innych. Chce podobać się Bogu. W każdy możliwy sposób wydaje dobre świadectwo narodzenia się na nowo.

Uwiarygodnienie świadectwa zbawienia od grzechów wymaga czasu. Zanim oczyszczony z trądu człowiek mógł w pełni powrócić do społeczeństwa, chociaż już był zdrowy, musiał przez kilka tygodni być pod obserwacją kapłana i czekać na jego ostateczny werdykt. Tak i świeżo nawróconej osobie potrzeba czasu i przejścia przez różne próby, aby jej świadectwo nabrało wartości. 

Niech to będzie dla nich świadectwem - powiedział Jezus człowiekowi oczyszczonemu z trądu. Nieposłuszeństwo Słowu Bożemu w składaniu świadectwa o Jezusie utrudnia Zbawicielowi dotarcie do kolejnych grzeszników. W jakim sensie? A no w takim, że przedwczesne ogłoszenie nawrócenia człowieka, który po paru miesiącach powraca do starego życia w grzechu, staje się przyczynkiem do zgorszenia słabych w wierze. Albo gdy słowa notorycznie nie pokrywają się z postępowaniem osoby składającej świadectwo, wówczas ludzie są zbulwersowani i przynosi to ujmę imieniu Chrystusa. Albo gdy po ogłoszeniu cudu uzdrowienia trzeba znowu brać lekarstwa, to takie świadectwo staje się antyświadectwem chrześcijańskim. Dlatego z powyższych powodów wołam: Uzyskaj i składaj dobre świadectwo!

Złożenie dobrego świadectwa wymaga czasu i przejścia przez szereg prób. Po akcie pokuty – zanim staniemy na scenie, najpierw trzeba codziennym życiem pokazać, że jesteśmy zbawieni od naszych grzechów. W niektórych przypadkach chodzi o zaprzestanie żerowania na innych, podjęcie pracy i codziennym trudem zaświadczenie o zaistniałej przemianie.  Po uzdrowieniu – zanim zacznie się o tym opowiadać, należałoby pójść do lekarza i swoje uzdrowienie potwierdzić badaniami. Po zapaleniu się do jakiejś służby w kościele – najpierw należy dać wyraz gotowości do służby poprzez bezinteresowne wykonywanie prostych czynności na rzecz innych. Dopiero gdy okażemy się wierni w małym, możemy liczyć na to, że zostaną nam powierzone rzeczy większe.

Dlaczego nie można od razu, z dnia na dzień, chwalić się swoimi przeżyciami, decyzjami i duchowymi sukcesami? Bo świadectwo bez pokrycia jest złym świadectwem. Może ono kogoś zgorszyć, a co najmniej - zniechęcić do Chrystusa. Pan chce, abyśmy składali dobre i wiarygodne świadectwo o Nim. Wszakże dobrym świadkiem Jezusa nie zostaje się w jedną noc. Po trzech latach chodzenia z Jezusem apostołowie usłyszeli, że dopiero po napełnieniu Duchem Świętym staną się Jego świadkami. Nie od razu ma się pełny udział w służbie duchowej. O braciach pragnących służyć we wczesnym Kościele Biblia mówi: Niech oni najpierw odbędą próbę, a potem, jeśli się okaże, że są nienaganni, niech przystąpią do pełnienia służby [1Tm 3,10].

Nie od dziś istnieje problem obecności w zborze ludzi ze złym świadectwem. Obawiam się bowiem, że gdy przyjdę, zastanę was nie takimi, jakimi bym chciał i że wy również nie znajdziecie mnie takim, jakim chcielibyście, lecz że może będą swary, zazdrość, gniew, zwady, oszczerstwa, obmowy, nadymanie się, nieporządki; obawiam się, że gdy przyjdę, Bóg mój upokorzy mnie przed wami i że będę musiał ubolewać nad wieloma z tych, którzy ongiś popełnili grzechy i do dziś jeszcze za nie nie odpokutowali, grzechy nieczystości, wszeteczeństwa i rozwiązłości, których się dopuścili [2Ko 12,20-21]. 

Jeżeli w swoim otoczeniu utraciliśmy właściwe świadectwo – to czym prędzej podejmijmy starania, aby je odzyskać! Jak to zrobić? Przede wszystkim należy ukorzyć się przed Bogiem i przeprosić Go za wydanie złego świadectwa o Jezusie. Następnie trzeba przeprosić ludzi z najbliższego otoczenia, że ich gorszyliśmy swoim zachowaniem. Należałoby przeprosić też społeczność braci i sióstr w Chrystusie – której częścią będąc – zamiast świecić dobrym przykładem – wnosiliśmy w nią duchowy niepokój i konsternację. Jednym słowem, koniecznie trzeba dążyć do naprawienia chrześcijańskiego świadectwa. Dlaczego? Ponieważ nasz Pan, Jezus Chrystus - jako Głowa Kościoła chce, abyśmy składali o Nim dobre świadectwo. Amen!

07 lipca, 2021

Dlaczego Jezus wystawił nam takie świadectwo?

W minioną niedzielę w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE rozważaliśmy podobieństwo Jezusa o nieuczciwym zarządcy z szesnastego rozdziału Ewangelii wg św. Łukasza. Przypowieść ta nastręcza sporo trudności komentatorom Pisma Świętego. Zawiera ona bowiem pochwałę cwaniactwa człowieka tracącego swoje stanowisko, który chcąc zapewnić sobie przyszłość, posunął się do działania na szkodę swego chlebodawcy. W oczywisty sposób kłóci się to z nakazywaną nam w Biblii prawością i uczciwością. Jednakże ten zgrzyt całkowicie znika, gdy oddzielimy treść samej przypowieści od wyjaśnienia powodu, dla którego Jezus tym obrazem się posłużył. 

Opowieść tę zamykają słowa: I pochwalił pan nieuczciwego zarządcę, że przebiegle postąpił [Łk 16,8]. Dalsza część wersetu, to już objaśnienie, jakiego rodzaju problem przez tę przypowieść Syn Boży chciał uwypuklić. Słowa: bo synowie tego świata są przebieglejsi w rodzaju swoim od synów światłości nie są już słowami kogoś z wymyślonej przypowieści. Są to słowa Pana przenoszące nas do rzeczywistości i to one stanowią meritum sprawy. Właśnie dlatego od niedzieli zajmują moje myśli. To dla zilustrowania tych słów została wymyślona cała przypowieść o nieuczciwym zarządcy.

Ludzie bezbożni, aby osiągnąć swoje cele, potrafią działać w sposób bardzo przebiegły i niezwykle zdeterminowany. Ich inwencja i aktywność oczywiście nie dotyczy celów duchowych, ale trzeba przyznać, że w granicach ich świata wartości cechują się pomysłowością godną pochwały. Chrześcijanie, z racji wiary w Jezusa Chrystusa i nadchodzącego Królestwa Bożego, mają cele o wiele ważniejsze i bardziej chwalebne, lecz - o dziwo - pod niektórymi względami okazują się mniej im oddani, niż niechrześcijanie swoim celom przyziemnym. 

Odkąd Chrystus przez wiarę zamieszkał w moim sercu, najważniejszym dla mnie celem jest udział w Królestwie Bożym. Wszystko inne temu ma być podporządkowane. Nie ma niczego ważniejszego. Bo cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, jeśli siebie samego zatraci lub szkodę poniesie? [Łk 9,25]. Wieczność w niebie warta jest poświęcenia każdej ilości czasu, poniesienia każdych kosztów, wyrzeczenia się wszystkiego i narażenia się na każdą przeciwność. Synowie światłości powinni nie tylko to wiedzieć ale i zgodnie z tą wiedzą codziennie postępować. 

Co Jezus przez tę przypowieść chciał powiedzieć swoim uczniom? Zyskujcie sobie przyjaciół mamoną niesprawiedliwości, aby, gdy się skończy, przyjęli was do wiecznych przybytków [Łk 16,9]. Zadbajcie o to, aby wieczne przybytki stanęły przed wami otworem. Synowie tego świata wydają się być bardziej oddani i skuteczni w osiąganiu swoich doczesnych celów, niż wy - celów wiecznych. Oni, aby dopiąć swego, gotowi są sięgnąć po każdy sposób i środek. Bądźcie bardziej zdeterminowani w dążeniu do tego, by zyskać upodobanie w oczach Bożych, bo to od Niego zależy, jaka będzie wasza wieczność. Nie bój się, maleńka trzódko! Gdyż upodobało się Ojcu waszemu dać wam Królestwo. Sprzedajcie majętności swoje, a dawajcie jałmużnę. Uczyńcie sobie sakwy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej nie ma przystępu, ani mól nie niszczy. Albowiem gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze [Łk 12,32-34].

 Lekcja z przypowieści o nieuczciwym zarządcy jest dla mnie oczywista. Powinienem zawstydzić się, że zdaniem Jezusa, jestem - jako chrześcijanin - w trosce o przyszłość mniej przebiegły od ludzi tego świata. Chcę to zmienić. Chcę każdą moją godzinę, każdą myśl, każdy grosz, wszelkie środki i możliwości - wszystko to, czym dysponuję w doczesności, chcę rzucić na jedną szalę; aby zyskać upodobanie w oczach mojego Zbawiciela i Pana, Jezusa Chrystusa, bo to On będzie przyjmował mnie do wiecznych przybytków. Amen.

02 lipca, 2021

O utrzymaniu duszpasterza

Dzisiaj parę słów o utrzymaniu sługi Bożego. Materialna strona życia pastorów i kaznodziejów Słowa Bożego od zawsze wywołuje sporo kontrowersji. Z Biblii wiadomo, że zarówno w okresie Starego jak i Nowego Przymierza, osoby służące najpierw w Bożym Przybytku, a potem w Kościele, miały z tej racji prawo do wiktu i opierunku. Czy nie wiecie, że ci, którzy pracują przy składaniu ofiar, żyją ze świątyni, a ci, którzy krzątają się przy ołtarzu, korzystają z ołtarza? Podobnie Pan ustalił, aby ci, którzy głoszą dobrą nowinę, z dobrej nowiny żyli [1Ko 9,13-14]. Problem w tym, że prawdziwi słudzy Ewangelii w miejscu swej służby zazwyczaj nie są otaczani dostateczną troską o ich byt materialny. Dobrze ilustruje to odświeżona dziś przeze mnie podczas porannej lektury Biblii, opowieść z życia proroka Eliasza, mówiąca o jego utrzymaniu w trudnych dniach.

Wstań, udaj się do Sarepty, która należy do Sydonu, i tam zamieszkaj. Oto nakazałem tam pewnej kobiecie, wdowie, aby cię utrzymywała. Eliasz wyruszył zatem do Sarepty, a gdy wchodził do bramy miasta, oto pewna kobieta, wdowa, zbierała tam kawałki drewna. Zawołał więc do niej: Przynieś mi, proszę, trochę wody w jakimś naczyniu. Chciałbym się napić!  A gdy szła, aby naczerpać wody, zawołał za nią: Przynieś mi też, proszę, kawałek chleba! Lecz ona odpowiedziała: Jak żyje PAN, twój Bóg, nic jeszcze nie upiekłam. Mam tylko garść mąki w dzbanie i nieco oliwy w kance. Właśnie zbieram parę jakichś patyków, żeby przyrządzić coś dla siebie i mojego syna, a gdy to zjemy, to przyjdzie nam umrzeć. Ale Eliasz uspokoił ją: Nie bój się! Idź i zrób, jak mówisz, najpierw jednak przyrządź mi z tego mały placek i wynieś tu, do mnie, a dla siebie i swojego syna przygotujesz coś potem. Gdyż tak mówi PAN, Bóg Izraela: Mąka nie skończy się w dzbanie i oliwy w kance nie zabraknie do dnia, w którym PAN znów ześle deszcz na tę ziemię. Kobieta poszła więc i postąpiła tak, jak jej powiedział Eliasz, po czym jedli, ona, on i pozostali w jej domu, przez wiele dni. Mąka nie wyczerpała się w dzbanie, a w kance nie zabrakło oliwy, zgodnie ze Słowem PANA, które wypowiedział za pośrednictwem Eliasza [1Krl 17,9-16].

Tę niecodzienną, a nawet nieco bulwersującą historię przywołał Jezus podczas wystąpienia w Nazarecie, gdy uświadamiał swoim rodakom, że sługa Boży w rodzimym środowisku najczęściej nie ma co liczyć na szacunek i troskę o niego. Zapewniam was — ciągnął dalej — żaden prorok nie spotyka się z życzliwym przyjęciem wśród swoich. Wysłuchajcie tej przykrej prawdy: Wiele było wdów w Izraelu za dni Eliasza, kiedy to przez trzy i pół roku panowała susza i wielki głód ogarnął całą ziemię, lecz do żadnej z nich nie został posłany Eliasz, tylko do owdowiałej kobiety — w Sarepcie Sydońskiej [Łk 4,24-26]. Aby utrzymać Eliasza przy życiu Bóg posłużył się wdową spoza społeczności Izraela. Dlaczego? Bo we własnym narodzie nie było nikogo, kto byłby gotów to zrobić. Przez posłuszeństwo poleceniom proroka ta obca kobieta zasłynęła na całym świecie, a jednocześnie zapewniła utrzymanie również sobie samej. Czyż nie warto i dziś mieć udział w utrzymaniu prawdziwych sług Słowa Bożego?

Interesujące w tej historii jest również to, że zadanie utrzymania proroka Bożego nie zostało zlecone komuś bogatemu, a krańcowo ubogiej wdowie. Mówi to coś o rzeczywistych potrzebach szczerych sług Bożych. Mogą one być zaspokojone przez zwykłych ludzi, ponieważ Boży pracownik nie ma wygórowanych potrzeb i oczekiwań. Jeśli więc mamy strawę i odzienie, przyjmijmy to z zadowoleniem [1Tm 6,8] - poucza nas Słowo Boże. Kto naprawdę służy Bogu, ten nie stawia warunków bytowych, lecz w ślad za apostołem Pawłem mówi: nauczyłem się cieszyć tym, co jest. Wiem, co to skromność, znany mi dostatek. Radzę sobie wszędzie, w każdej sytuacji. Poznałem sytość, nieobcy mi głód; wiem, jak mieć dużo, i umiem żyć w biedzie [Flp 4,11-12]. Każda, nawet niewielka i uboga społeczność chrześcijańska, jest w stanie utrzymać pastora z takim podejściem do sprawy.

Wiele o tej zrównoważonej postawie mówi modlitwa, którą czytałem w Biblii parę dni temu. Nie nawiedź mnie ubóstwem ani nie obdarz bogactwem, daj mi spożywać chleb według mojej potrzeby, abym, będąc syty, nie zaparł się ciebie i nie rzekł: Któż jest Pan? Albo, abym z nędzy nie zaczął kraść i nie znieważył imienia mojego Boga [Prz 30,8-9]. Eliasz był sługą Bożym, któremu odpowiadała każda opcja utrzymania. Nie gardził chlebem przynoszonym przez kruka. Z wdzięcznością zadowolił się też plackami podanymi mu przez biedną kobietę.

Biblijna prawda o utrzymywaniu duchownych ze środków w dużym stopniu pochodzących od ludzi ubogich, niestety staje się czasem okazją do nadużyć. Znając duchową wrażliwość wdów i ich gotowość do dzielenia się swoim skromnym groszem ze sługami Bożymi, niektórzy kaznodzieje, pomijając inne możliwości zdobywania środków, bezpośrednio zwracają się do nich z apelem o wsparcie. Drenowanie cienkiego portfela wdów zostało wyraźnie napiętnowane przez samego Pana. Strzeżcie się znawców Prawa, którzy pragną chodzić w długich szatach, oczekują pozdrowień na rynkach, domagają się pierwszych krzeseł w synagogach i zaszczytnych miejsc na ucztach. Pożerają oni dobytek wdów i dla pozoru długo się modlą. Na nich spadnie o wiele surowszy wyrok [Mk 12,38-40]. Jednym słowem, chwała wdowom, które - podobnie do wdowy z Sarepty - są gotowe wspierać sługę Bożego lecz biada takiemu 'słudze Bożemu', który żeruje na bogobojności i prostolinijności wdowy.

Czy z odczytanej dziś historii o Eliaszu i wdowie z Sydonu wypływa jakiś wniosek na temat utrzymania dzisiejszych pastorów i kaznodziejów Słowa Bożego? Myślę, że zarówno mierząca się z zadaniem utrzymania swojego duszpasterza lokalna wspólnota chrześcijańska jak i każdy potrzebujący wsparcia materialnego sługa Ewangelii, wszyscy mogą się z tej biblijnej lekcji sporo nauczyć.