31 października, 2009

Dzień mieszania przeciwległych światów

Ostatni dzień października – to jakaś dziwna pora mieszania przeciwległych wartości. Weźmy na przykład Halloween. Słowo Boże nakazuje ludziom trzymanie się z daleka od sił ciemności. Jednak tego dnia niewinność zabaw dzieci miesza się z wyrafinowanymi obrzędami okultystycznymi. Zło miesza się z dobrem. Demony są zapraszane i mile widziane wśród ludzi. Czy następnego dnia wszystko, bez żadnych konsekwencji, może powrócić do wcześniejszego stanu? Zabawa z demonami dla nikogo nie przyniosła duchowego pożytku.

31 października to jednak przede wszystkim święto Reformacji. W łonie straszliwie już dalekiego od Biblii, szesnastowiecznego Kościoła Zachodniego trysnęło uzdrawiające źródło Ewangelii. Bóg dał milionom ludzi możliwość duchowego odrodzenia i rozpoczęcia całkowicie nowego życia z Jezusem. Jednakże pomieszanie nowego ze starym zaprzepaściło te szanse. Objęte Reformacją kraje formalnie oddzieliły się od Rzymu, ale tylko częściowo porzuciły jego niebiblijne dogmaty.

Kościoły powstałe w wyniku reformacji – to w gruncie rzeczy mieszanina nauki biblijnej ze starymi dogmatami kościoła rzymskiego. Jakie owoce to przyniosło? Proszę spojrzeć na kościoły luterańskie w Skandynawii, Ameryce Północnej czy nawet w Niemczech. Dzisiejszy stan duchowy tych kościołów mówi sam za siebie. Oszczędzę sobie przykrości wyliczania choćby przykładów oficjalnie dziś uznawanego w tych szeregach homoseksualizmu.

 Pismo Święte kładzie wielki nacisk na to, żeby tego co zepsute, nie próbować reformować, a całkowicie się od tego oddzielić! Nikt nie przyszywa łaty z nowego sukna do starej szaty, bo inaczej łata obrywa nowe od starego i rozdarcie staje się większe. Nikt też nie wlewa młodego wina do starych bukłaków, bo inaczej wino rozsadzi bukłaki, i wino i bukłaki zniszczeją. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków [Mk 2,21–22].

 Pozostawienie choćby odrobiny starego, stworzy problemy w nowym życiu i po jakimś czasie stanie się przyczyną duchowego upadku. Po objęciu przez Izraela Ziemi Obiecanej, Jozue w mowie pożegnalnej ostrzegł: Bo jeśli się odwrócicie i przylgniecie do resztki tych narodów, które pozostały u was, i będziecie zawierać z nimi małżeństwa, i pomieszacie się wy z nimi, a oni z wami, to wiedzcie, że Pan, Bóg wasz, tych narodów już nie wypędzi przed wami i one staną się dla was pułapką i sidłem, biczem na wasze boki i cierniem dla waszych oczu, aż wyginiecie z tej dobrej ziemi, którą dał wam Pan, Bóg wasz [Joz 23,12–13].

 Jeszcze jeden przykład dzisiejszego mieszania przeciwległych światów, to święto zmarłych i kult wszystkich świętych. Biblia definitywnie oddziela życie od śmierci. Zmarli nic już nie mogą zrobić dla żywych, a żyjący nic nie mogą zmienić w losie zmarłych. Podobieństwo Jezusa o bogaczu i Łazarzu jasno na to wskazuje. Synu, pomnij, że dobro swoje otrzymałeś za swego życia, podobnie jak Łazarz zło; teraz on tutaj doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. I poza tym wszystkim między nami a wami rozciąga się wielka przepaść, aby ci, którzy chcą stąd do was przejść, nie mogli, ani też stamtąd do nas nie mogli się przeprawić [Łk 16,25–26].

 A jednak miliony ludzi wciąż modli się za dusze zmarłych, przy okazji - nawiasem mówiąc - słono za to płacąc. I w drugą stronę; mniej więcej tyle samo ludzi prosi zmarłych [świętych] o wstawiennictwo i pomoc, chociaż w świetle Biblii wyraźnie widać, że absolutnie nie mogą oni już nic dla nas zrobić. Cóż za dziwny dzień dzisiaj mamy...

29 października, 2009

Dlaczego to nie jest rola dla kobiet?

Polska Agencja Prasowa podała w dniu wczorajszym, że na czele liczącej ponad 25 milionów wyznawców wspólnoty kościołów niemieckich, po raz pierwszy stanęła kobieta. Parlament kościelny wybrał panią biskup Hanoweru, 51– letnią Margot Kaessmann na przewodniczącą Rady Kościoła Ewangelickiego w Niemczech.

Pani Kaessmann to rozwiedziona matka czworga dzieci. Dwa lata temu czytałem, jak w trakcie rozwodu ubolewano, że najprawdopodobniej uniemożliwi to jej ubieganie się o urząd przewodniczącej zrzeszenia 22 krajowych kościołów luterańskich, reformowanych i zjednoczonych.Wczoraj okazało się, że rozwód nie przeszkodził jej zająć tego najwyższego wśród ewangelików niemieckich, stanowiska.

 Jak sprawa powoływania kobiet do przywództwa w Kościele wygląda w świetle Biblii?

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że z punktu widzenia dostępu do zbawienia kobiety mają taką samą wartość i pozycję w oczach Bożych, co mężczyźni. Bo wszyscy, którzy zostaliście w Chrystusie ochrzczeni, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie [Ga 3,27–28]. Jednak Pismo Święte, już nawet na tym ogólnym poziomie, czyni w odniesieniu do kobiet następującą uwagę: postępujcie z nimi z wyrozumiałością jako ze słabszym rodzajem niewieścim i okazujcie im cześć, skoro i one są dziedziczkami łaski żywota, aby modlitwy wasze nie doznały przeszkody [1Pt 3,7].

 Chociaż nauka apostolska określa kobietę, jako dosł. współdziedziczącą w łasce życia, to jednak głosi: nie pozwalam zaś kobiecie nauczać ani wynosić się nad męża; natomiast powinna zachowywać się spokojnie. Bo najpierw został stworzony Adam, potem Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz kobieta, gdy została zwiedziona, popadła w grzech [1Tm 2,12–14]. Ta przestroga może wydawać się mało znacząca, ale nabiera kapitalnego znaczenia, gdy w kościele pojawia się bardzo uzdolniona kobieta i niemal rwie się do przywództwa i posługi nauczania.

Jak powszechnie wiadomo, kobiety w wielu wypadkach są bardziej inteligentne, duchowe i oddane sprawie, niż niejeden mężczyzna. To fakt. Jeżeli więc gdzieś króluje pragmatyzm, a nie posłuszeństwo Słowu Bożemu, to chętnie udostępnia się owej kobiecie kazalnicę, a ona w niedługim czasie zyskuje sobie poparcie i staje się dla wielu ludzi w kościele znaczącym autorytetem.

Dalszy scenariusz? Gdy przez dobrą i rzeczową posługę zostanie już uwierzytelniona w środowisku kościelnym, wówczas tylko krok do problemu, jaki zaistniał w Tiatyrze: Lecz mam ci za złe, że pozwalasz niewieście Izebel, która się podaje za prorokinię, i naucza, i zwodzi moje sługi, uprawiać wszeteczeństwo i spożywać rzeczy ofiarowane bałwanom [Obj 2,20]. Jej pozycja stała się tak silna, że nikt w tamtej wspólnocie nie był już w stanie zabronić jej tego, co robiła i mówiła.

Izebel z pewnością na początku miała dla zboru bardzo dobre słowo i głosiła zdrową naukę. Ale w świetle wspomnianiej przestrogi apostolskiej kobieta w roli nauczyciela i przywódcy w kościele, to tykająca bomba zegarowa. Niezależnie od jej najlepszej woli i zamiarów, wcześniej czy później, stanie się obiektem Zwodziciela, a to z kolei może oznaczać, że któregoś dnia zbór niespodziewanie usłyszy z jej ust jakieś dziwne rzeczy. Coś się jej przyśni, coś tam nowego odkryje, coś usłyszy – i korzystając z posiadanego autorytetu, zacznie tego nauczać, zwodząc przy tym wielu wierzących.

 Słowo Boże się nie myli. Przypadek pani Kaessmann jest tego dowodem. Zyskała sobie tak wielki autorytet, że wybrano ją niezależnie od jej fiaska w życiu małżeńskim. Teraz deklaruje wolę pozyskania więcej ludzi dla wiary dzięki Kościołowi idącemu z duchem czasu. Jeszcze więc o niej z pewnością usłyszymy.

PS. I usłyszeliśmy :(

26 października, 2009

Żywot (pół)wieczny

Cokolwiek w dniu 26 października 2009 roku dzieje się na świecie, dzisiaj pozwolę sobie na odrobinę prywaty. ;) Właśnie skończyłem pięćdziesiąt lat i od mojego wnuka otrzymałem medal [na załączonym zdjęciu]. Pół wieku żyję na ziemi. Co w związku z tym mam do powiedzenia?

 Przede wszystkim to, że wiele lat temu została mi dana możliwość nawiązania kontaktu, który zupełnie odmienił mój los. Dzięki temu, chociaż pochodzę z zapadłej wioski, niewiele wiem, niewiele potrafię i mało kto mnie zna – to jednak jestem człowiekiem całkowicie w życiu spełnionym.

 Niezależnie od tego kim jestem według ciała, tajemnica mojego szczęścia tkwi w tym, że poznałem Jezusa. Narodziłem się na nowo i ponad trzydzieści lat temu stałem się dzieckiem Bożym. Jestem uczniem Jezusa Chrystusa. A obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie [Ga 2,20].

 To zaś oznacza, że moje doczesne życie zostało przemianowane i stało się częścią żywota wiecznego. Kto wierzy w Syna Bożego, ma świadectwo w sobie. [...] A takie jest to świadectwo, że żywot wieczny dał nam Bóg, a żywot ten jest w Synu jego. Kto ma Syna, ma żywot; kto nie ma Syna Bożego, nie ma żywota [1Jn 5,10–12].

 Ponieważ przez wiarę w Syna Bożego zostałem zrodzony z Boga, żyjąc w ciele, nie tkwię już w klatce doczesności. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Czy wierzysz w to? [Jn 11,26]. Ja wierzę z całego serca. Dzięki temu moje półwieczne życie jest szczęśliwe i całkowicie spełnione, bo de facto jest to już życie wieczne! Bogu niech będą dzięki za niewysłowiony dar Jego [2Ko 9,15].

24 października, 2009

Dzień Walki z Otyłością

Nikt chyba się nie łudzi, że tytułowy dzień wystarczy, aby w walce z otyłością przynieść jakieś widzialne efekty. Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła jednak 24 października Dniem Walki z Otyłością, ażeby zwrócić uwagę na ten problem i poprzez zwiększenie świadomości społecznej, przeciwdziałać zwiększaniu się liczby osób zagrożonych nadwagą i otyłością.

Otyłość to patologiczne nagromadzenie tkanki tłuszczowej. Mamy z nią do czynienia, gdy tkanka tłuszczowa zaczyna stanowić więcej niż 20% całkowitej masy ciała u mężczyzn, a 25% u kobiet. Kilka lat temu w Polsce otyłość występowała u ponad 20% zarówno mężczyzn jak i kobiet.

Najczęstszymi przyczynami powstawania otyłości są: przekarmianie, mała aktywność fizyczna, złe odżywianie, czynniki genetyczne lub przyjmowanie niektórych leków. Otyłość zwiększa prawdopodobieństwo pojawienia się cukrzycy, chorób układu krążenia i układu kostno-szkieletowego.

Trzy proste rady dla otyłych? Mniej jadać, zdrowo się odżywiać i dbać o regularną aktywność fizyczną [chociażby spacer]. W większości przypadków są to wystarczająco skuteczne sposoby walki z otyłością. Przy skłonnościach genetycznych lub chorobowych walka z nią jest oczywiście o wiele trudniejsza i wymaga konsultowania jej z lekarzem.

Otyłość nie jest zjawiskiem znanym wyłącznie w dobie współczesnego fast–food’u. Spotykamy ją już na kartach Starego Testamentu. W trzecim rozdziale Księgi Sędziów czytamy o królu moabskim Eglonie, który był tak otyły, że miecz, którym został ugodzony, w całości zniknął w tłuszczowych fałdach jego brzucha.

Jak ta sprawa wygląda w świetle Biblii? Wspomnieliśmy już, że główną przyczyną otyłości jest przebieranie miary w jedzeniu i piciu. Jawne zaś są uczynki ciała, mianowicie: wszeteczeństwo, nieczystość, rozpusta, bałwochwalstwo, czary, wrogość, spór, zazdrość, gniew, knowania, waśnie, odszczepieństwo, zabójstwa, pijaństwo, obżarstwo i tym podobne; o tych zapowiadam wam, jak już przedtem zapowiedziałem, że ci, którzy te rzeczy czynią, Królestwa Bożego nie odziedziczą [Ga 5,19–21]. Co, jak co, ale grzech obżarstwa dość szybko staje się jawny, a zapowiedź jego duchowych konsekwencji powinna nas na dobre oprzytomnić. Nie ma żartów!

Są wśród dzisiejszych chrześcijan hedoniści, którzy rozkosze podniebienia przedkładają ponad rozkoszowanie się Panem, i o których językiem biblijnym można powiedzieć, że bogiem ich jest brzuch [Flp 3,19]. Ale na szczęście mamy też w swoich szeregach wielu napełnionych Duchem Świętym. Owocem zaś Ducha są: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość [Ga 5,22–23]. Wstrzemięźliwość to najlepszy, pochodzący od Ducha Świętego, sposób na walkę z otyłością. Bądźmy pełni Ducha!

23 października, 2009

Czekam na Chrześcijanina

Osiemdziesiąt lat temu ewangelicznie wierzący Polacy trzymali w rękach i czytali pierwsze numery miesięcznika "Chrześcijanin". W słowie wstępnym czytali: "(...) To pisemko z pomocą Bożą poświęcamy świadectwu o Jezusie Chrystusie, jako jedynej nadziei naszej, a zarazem każdego człowieka. Na stronicach tegoż chcemy dowodzić, że w nikim innym i w niczem innym nadziei naszej pokładać nie możemy i nie powinniśmy, jeżeli nie chcemy doznać wielkiego, wiecznego zawodu. Chcemy również zachęcać wszystkich naszych czytelników do przyjęcia tej jedynej nadziei naszej, na której chcemy najzupełniej polegać i w sprawie wydawania tego świadectwa."

 Przez osiem kolejnych dekad wydawanie "Chrześcijanina" napotykało oczywiście na przeszkody, które czasowo zatrzymywały jego edycję. Trudności finansowe, ze zrozumiałych powodów II wojna światowa, czy też polityczny zakaz władz PRL, ale jak do tej pory nikomu nie udało się zgasić tej formy naszego zbiorowego świadectwa o Jezusie Chrystusie na stałe.

 Staram się żywić nadzieję, że tak będzie i tym razem. Niepokoję się, bo od początku 2009 roku nie ukazał się ani jeden numer "Chrześcijanina". A przecież nie mamy teraz ani wojny, ani politycznego zakazu, a i pieniędzy – jak zauważam – nie brakuje na rozmaite inne sprawy. Co faktycznie stanęło na przeszkodzie?

 Nie wiem dlaczego dotychczasowy zespół redakcyjny przestał pracować. Jedyne, co usłyszałem niedawno, to okraszoną potrójną owacją informację znanego człowieka, że pomimo pokładania w nim nadziei, "Chrześcijanin" nie będzie jednak dla niego priorytetową sprawą. Dostałem też mgliste zapewnienie, że nadal będę  mógł w przyszłości czytać "Chrześcijanina", ale wciąż nie mam jasności, kiedy to nastąpi.

Dobrej, budującej lektury w życiu wierzącego człowieka nie sposób przecenić. Apostoł Paweł wzywał Tymoteusza: pilnuj czytania, napominania, nauki [1Tm 4,13]. Sam też najwidoczniej domagał się stosownej dla siebie lektury: Płaszcz, który zostawiłem w Troadzie u Karposa, przynieś, gdy przyjdziesz, i księgi, zwłaszcza pergaminy [2Tm 4,13]. Czemu właśnie tej lektury pragnął? Mógłby sobie przecież tam, gdzie przebywał, kupić albo wypożyć jakieś inne, ciekawe pozycje. Najwidoczniej Paweł chciał znowu czytać to, co było mu bliskie.

Nie każda gazeta warta jest czytania. Miesięcznik "Chrześcijanin" był - poza Biblią - moją pierwszą lekturą, gdy w 1971 roku ewangelia dotarła do naszego domu. Chciałbym, aby nadal mógł być wręczany początkującym w wierze i stanowił dla nich życiowe świadectwo wiary w Jezusa Chrystusa.

Środowisko ludzi ewangelicznie wierzących w Polsce potrzebuje tego pisma. Moim zdaniem nie tyle potrzebujemy kolorowego magazynu pełnego nowinek graficznych, co raczej pisma pełnego rzeczowych artykułów, prezentujących biblijne stanowisko w sprawach nurtujących współczesnych chrześcijan.

 Dlatego czekam na "Chrześcijanina". Ktoś jeszcze?

22 października, 2009

Krasomówcom pod rozwagę

Wczorajsza wizyta wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych w Polsce niespodziewanie wprowadza nas w temat dzisiejszej refleksji, bowiem mamy dziś Światowy Dzień Osób Jąkających się, a Joe Biden – to dobry przykład człowieka, który pomimo tej przypadłości, nie tylko nie wycofał się z życia ale i sporo w nim osiągnął.

 W Polsce jąka się ok. 1-2 procent dorosłych i ok. 4 procent dzieci, co daje liczbę około 500 tysięcy osób. Blisko 65 procent dzieci wyrasta z jąkania, zanim skończą cztery lata. Możliwe jest też leczenie jąkania. Wprawdzie konieczna jest przy tym wytrwała praca pacjenta, ale efekty mogą być naprawdę zadowalające. Całkiem nową metodą rozwiązania tego problemu jest uczenie się mowy zupełnie od nowa. Trwa to mniej więcej półtora roku. W początkowej fazie terapii pacjent mówi w tempie kilkakrotnie zwolnionym, ale powoli jego mowa staje się normalna.

 Wiadomo, że oprócz wspomnianego już wiceprezydenta Joe Bidena, jest całkiem sporo innych, znanych ludzi borykających się z jąkaniem. Na polskim podwórku można tu wspomnieć Jurka Owsiaka i Adama Michnika. Z przeszłości zaś przywołajmy takie przykłady jak cesarz Klaudiusz, Izaak Newton, George Washington czy Winston Churchill. Wszyscy oni napotkali w życiu na tę barierę, a jednak nie dali się jej zatrzymać.

 Najsławniejszym ze znanych jąkających się ludzi jest biblijny Mojżesz. Wiemy nawet, że z powodu trudności w mowie, nie za bardzo chciał podjąć się zlecanej mu roli przywódczej. A Mojżesz rzekł do Pana: Proszę, Panie, nie jestem ja mężem wymownym, nie byłem nim dawniej, nie jestem nim teraz, odkąd mówisz do sługi swego, jestem ciężkiej mowy i ciężkiego języka [2Mo 4,10]. Jednak Bóg miał dla niego wielkie zadanie i chciał go użyć. Aby dodać Mojżeszowi otuchy wyznaczył mu na pomocnika sprawnego w mowie Aarona. On będzie mówił za ciebie do ludu, on będzie ustami twoimi, a ty będziesz dla niego jakby Bogiem [2Mo 4,16].

 Mojżesz jest dobitnym przykładem tego, że u Boga liczy się przede wszystkim charakter i osobowość człowieka, a nie sprawność języka. Wszyscy znamy ludzi o potoczystej mowie, z którymi nie chcielibyśmy jednak mieć bliżej do czynienia. Dość szybko też przekonujemy się, że słusznie ich unikaliśmy. Taka to jest droga tych, którzy żyją w błędnej pewności siebie, i taki koniec tych, którym własna mowa się podoba [Ps 49,14]. Co innego Mojżesz. Mojżesz był człowiekiem bardzo skromnym, najskromniejszym ze wszystkich ludzi, którzy są na ziemi [4Mo 12,3]. Oto tajemnica, dlaczego Bóg go sobie upatrzył i tak go wyróżnił!

 Prawda jest taka, że ludzie o naturalnych predyspozycjach i uzdolnieniach często zawodzą. Są zbyt leniwi lub chimeryczni, aby mogli zostać przez Boga użyci. Bóg powołuje więc nieraz do swoich zadań osoby, które w ludzkich castingach raczej odpadają. Zaiste, przez jąkających się i mówiących obcym językiem przemówi do tego ludu [Iz 28,11]. Kto faktycznie zajdzie dalej; ten kto potrafi tylko ładnie mówić, czy ten, kto dba o postawy miłe Bogu i kogo Bóg zechce użyć do swoich zadań?

 Pismo Święte zapowiada nadejście czasów, gdy już żadna przypadłość i żaden defekt nie będzie utrudniał nam życia. Bóg wynagrodzi naszą gotowość do posłuszeństwa Słowu Bożemu, naszą pracowitość i skromność poprzez usunięcie wszelkich tego typu barier, a ponadto uporządkuje cały system wartości. Umysł skwapliwych zyska właściwe poznanie, a język jąkałów będzie mówił szybko i wyraźnie. I głupiego już nie będą nazywali szlachetnym, a o łotrze nie będą mówić, że zacny [Iz 32,4–5]. Wprost nie mogę się już doczekać takich czasów.

20 października, 2009

Czy Bóg może nasłać na nas „Tomka”?

Centralne Biuro Antykorupcyjne znalazło się pod gęstym obstrzałem opinii publicznej z powodu niekonwencjonalnych działań operacyjnych sławnego ostatnio agenta „Tomka”. Jak daleko mogą posunąć się służby specjalne w prowokowaniu do popełnienia przestępstwa? Czy takie wielomiesięczne urabianie jest jedynie ujawnianiem korupcji, czy też może staje się faktycznym korumpowaniem uczciwego człowieka?

 Przypomina mi się intrygująca historia pewnego Judejczyka, wysłanego do Betelu z Bożym poselstwem dla króla Jeroboama i z następującą instrukcją postępowania: Nie spożyjesz chleba i nie napijesz się wody ani nie wrócisz tą samą drogą, którą przyszedłeś [1Krl 13,9]. Człowiek ten osiągnął cel swojej misji, należycie trzymał się też wspomnianej instrukcji aż do chwili, gdy nagle na jego drodze stanął agent „Tomek”.

Chodź ze mną do domu i posil się chlebem. A ten na to: Nie mogę zawrócić i pójść z tobą, nie posilę się też chlebem i nie napiję się u ciebie wody w tamtym miejscu. Taki bowiem mam rozkaz od Pana: Nie jedz tam chleba i nie pij tam wody, nie wracaj też tą samą drogą, którą przyszedłeś. A on rzekł do niego: Także ja jestem prorokiem jak ty, a anioł rzekł do mnie z rozkazu Pana tak: Sprowadź go z sobą z powrotem do swojego domu, niech zje chleb i napije się wody. Tak go okłamał. Zawrócił więc z nim i spożył chleb w jego domu, i napił się wody [1Krl 13,15–19]. Co było dalej? Można sobie doczytać w Biblii.

 Bóg oficjalnie zapowiedział ewentualność pojawienia się tego typu prowokacji. Jeśliby powstał pośród ciebie prorok albo ten, kto ma sny, i zapowiedziałby ci znak albo cud, i potem nastąpiłby ten znak albo cud, o którym ci powiedział, i namawiałby cię: Pójdźmy za innymi bogami, których nie znasz, i służmy im, to nie usłuchasz słów tego proroka ani tego, kto ma sny, gdyż to Pan, wasz Bóg, wystawia was na próbę, aby poznać, czy miłujecie Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej [5Mo 13,2–4].

 Weźmy przy tym pod uwagę i to, że pokusa tylko wtedy jest tym, czym jest, jeżeli ma się w nas o co zahaczyć. A serce człowieka dla kusiciela jest jak łatwa ścianka wspinaczkowa dla taternika. Albowiem z wnętrza, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, wszeteczeństwa, kradzieże, morderstwa, cudzołóstwo, chciwość, złość, podstęp, lubieżność, zawiść, bluźnierstwo, pycha, głupota; wszystko to złe pochodzi z wewnątrz i kala człowieka [Mk 7,21–23].

 Żaden „Tomek” nie miałby przy nas co szukać, gdyby nie nasza naturalna skłonność do złego. Niechaj nikt, gdy wystawiony jest na pokusę, nie mówi: Przez Boga jestem kuszony; Bóg bowiem nie jest podatny na pokusy ani sam nikogo nie kusi. Lecz każdy bywa kuszony przez własne pożądliwości, które go pociągają i nęcą [1K 1,13–14].

Bóg dopuszcza w naszym życiu do rozmaitych prób. Każdy z nas może więc stać się obiektem zainteresowania jakiegoś "Tomka". Jest jednak sposób na to, aby mu się nie dać; Trzeba narodzić się na nowo! Nowe serce nie ma już tak poszukiwanych przez niego punktów zaczepienia.

19 października, 2009

Prośba o podgląd i podsłuch

Od soboty znowu w Polsce głośno o podsłuchach. Ujawnienie faktu rejestrowania bez pozwolenia sądu prywatnych rozmów znanych dziennikarzy rozpala dyskusję i wywołuje wiele emocji. Czy ktokolwiek może być dzisiaj pewny, że nikt nie dowie się o tym, co powiedział lub zrobił?

Niezależnie od ustanowionych praw i obowiązujących na ziemi przepisów, życie każdego człowieka jest stale monitorowane. Pan spogląda z nieba, widzi wszystkich ludzi. Z miejsca, gdzie przebywa, patrzy na wszystkich mieszkańców ziemi [Ps 33,13–14]. Było to oczywiste już dla Hioba, który stwierdził: Czyż On nie widzi moich dróg i nie liczy wszystkich moich kroków? [Jb 31,4].

Jednak nie tylko Bóg widzi nasze czyny i słyszy nasze słowa. Ostatnie informacje o podsłuchach ABW uświadamiają, że każdy z nas jest jak na dłoni i w dowolnej chwili jego słowa i czyny mogą być upublicznione. Kto ma choć trochę wyobraźni, ten wie, że tzw. anonimowość jest już dzisiaj absolutną fikcją. Wszystko co mówimy, czytamy, oglądamy lub robimy może być dostępne dla służb specjalnych i jeżeli nie zostało to wyciągnięte na światło dzienne, to tylko dlatego, że do tej pory nikogo to nie interesowało.

Dlaczego mielibyśmy się obawiać, że ktoś założy nam podsłuch? Kto ma dobre zamiary, nie knuje niczego złego, godzina po godzinie postępuje tak, jakby był w świetle reflektorów, ten nie obawia się, że ktoś usłyszy lub zobaczy, co zdarzyło się w jego życiu. Ba, towarzystwo osób trzecich jest wręcz przez niego mile widziane. W każdej chwili, jak biblijny Jehu, może kogoś zaprosić: Jedź ze mną i przyjrzyj się mojej gorliwości dla Pana [2Krl 10,16].

 Uczeń Jezusa nie tylko nie chce niczego ukrywać, ale wręcz prosi Boga o stały monitoring dla swojego życia. Badaj mnie, Boże, i poznaj serce moje, doświadcz mnie i poznaj myśli moje! I zobacz, czy nie kroczę drogą zagłady, a prowadź mnie drogą odwieczną! [Ps 139,23].

17 października, 2009

Dlaczego wciąż tak nieskutecznie?

Dziś Światowy Dzień Walki z Ubóstwem. Prawie połowa mieszkańców globu żyje za nie więcej niż 2 dolary, a 1 mld z nich za mniej niż 1 dolara dziennie. Wciąż rośnie liczba ludzi żyjących poniżej minimum egzystencjalnego, pomimo tego, że na szczycie ONZ w 2000 roku przywódcy 189 państw przyjęli zobowiązanie poprawienia jakości życia najuboższych. Od tej wzniosłej deklaracji mija powoli dziesięć lat, a sytuacja ubogich wcale się nie poprawiła.

 Szkoda gadać. Większość bogatych wykazuje gotowość niesienia pomocy ubogim pod warunkiem, że nie uszczupli to ich stanu posiadania i nie obniży ich własnego poziomu życia. Pomoc czerpiąca wyłącznie z nadmiaru, z tego co zbywa, co już niepotrzebne – nie tylko jest pozbawiona uroku wzruszenia serc, ale też najczęściej nie może być pomocą w pełni skuteczną.

 Pomyślmy, jak wyglądałyby nasze szanse, gdyby w podobny sposób podszedł Syn Boży do kwestii wybawienia nas z naszych grzechów? Albowiem znacie łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, że będąc bogatym, stał się dla was ubogim, abyście ubóstwem jego ubogaceni zostali [2Ko 8,9]. Aby nas zbawić, zostawił chwałę i komfort nieba. Chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom [Flp 2,6–7].

 Coś mnie tu niepokoi: Dlaczego tak trudno przychodzi mi niesienie pomocy ubogim, gdy ma to wiązać się z naruszeniem mojego stanu posiadania? Przecież mówię o sobie, że jestem naśladowcą Jezusa...

16 października, 2009

Podzielisz twój chleb z głodnym

Mija właśnie trzydzieści lat od chwili, gdy Organizacja Narodów Zjednoczonych do Spraw Wyżywienia i Rolnictwa ogłosiła dzień 16 października Światowym Dniem Żywności. Celem obchodów tego dnia jest „pogłębianie świadomości opinii publicznej na temat globalnych problemów żywnościowych i wzmocnienie poczucia solidarności w walce z głodem, niedożywieniem i ubóstwem”.

Poza ONZ istnieje na świecie tysiące innych organizacji, zajmujących się sprawami wyżywienia. Wszyscy dwoją się i troją, aby zaspokoić apetyt, napełnić brzuch, poprawić materialne warunki życia. A naturalne pragnienia i zachcianki ciała nie chcą pozostawać na poziomie sprzed lat. Apetyt rośnie w miarę jedzenia.

 To oczywiste, że i chrześcijanie powinni zadbać o materialną stronę życia. Swego czasu Bóg posłał Józefa do Egiptu, aby w porę przygotować źródło przetrwania dla potomków Abrahama w okresie głodu. Bóg posłał mnie przed wami, aby zapewnić wam przetrwanie na ziemi i aby wielu zostało zachowanych przy życiu [1Mo 45,7]. Sam Jezus parę razy zajął się karmieniem głodnych. Wezwał i nas, abyśmy niosąc ewangelię, nie zapominali o ubogich.

 Lecz co z naszą duszą? Czyż życie nie jest czymś więcej niż pokarm, a ciało niż odzienie? [Mt 6,25]. Obok potrzeb ciała mamy także wcale nie mniej ważne potrzeby duchowe. Napisano: Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych [Mt 4,4]. Dlaczego więc jest tak, że tak wiele robimy, by zaspokoić potrzeby materialne, a tak niewiele czasu w tygodniu gotowi jesteśmy przeznaczyć na to, by nakarmić duszę?

 Co należy zrobić, by pogłębić wśród dzisiejszych chrześcijan świadomość tego, że potrzebują zmienić duchowe nawyki żywieniowe? Przecież jeżeli wielu z nich nie zacznie – i to w trybie pilnym – regularnie odżywiać się duchowo czytając Biblię, modląc się i biorąc udział w zgromadzeniach zboru – to będą coraz słabsi duchowo i w końcu umrą. Zabiegajcie nie o pokarm, który ginie, ale o pokarm, który trwa, o pokarm żywota wiecznego, który wam da Syn Człowieczy: na nim bowiem położył Bóg Ojciec pieczęć swoją [Jn 6,27].

Ponad trzydzieści lat temu dotarło do mojej świadomości, że powinienem nie tylko odżywiać własnego człowieka wewnętrznego, ale też dzielić się chlebem Słowa Bożego z innymi głodnymi. Od września 1978 roku nieudolnie próbuję więc to robić na różne sposoby.

Przed laty zobaczyłem w Biblii nieznany mi wcześniej rodzaj postu. Lecz to jest post, w którym mam upodobanie: że się rozwiązuje bezprawne więzy, że się zrywa powrozy jarzma, wypuszcza na wolność uciśnionych i łamie wszelkie jarzmo, że podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz [Iz 58,6-7]. Zrozumiałem: Podczas gdy naturalnie ciągnie mnie do tego, aby kręcić się tylko wokół własnych spraw, mam urządzić sobie post od egocentryzmu i podzielić swój chleb z głodnym.

Ot, i wydało się, dlaczego między innymi ślęczę nad tym blogiem J

15 października, 2009

Dzień Białej Laski

Decyzją Zgromadzenia Ogólnego Europejskiej Unii Niewidomych piętnasty dzień października – to Międzynarodowy Dzień Niewidomych zwany też Dniem Białej Laski. Chodzi w nim o przypomnienie społeczeństwu o potrzebach ludzi dotkniętych utratą wzroku oraz wzbudzenie refleksji, jak można pomóc niewidomym i słabowidzącym w przezwyciężaniu szeregu barier, na które napotykają.

Liczbę niewidomych w Polsce szacuje się na 100 tysięcy. Działający w kraju Polski Związek Niewidomych zrzesza ok. 70 tysięcy osób, co – nawiasem mówiąc – oznacza, że to środowisko dość dobrze zwiera własne szeregi i konkretnie integruje się w dążeniu do swoich celów.

Biblia porusza oczywiście problem braku wzroku. Opisuje cały szereg uzdrowień osób niewidomych ale także kilka przypadków oślepienia ludzi sprzeciwiających się Bogu. Sam Jezus pochylał się nad nieszczęściem niewidomych i cudownie zmieniał ich los. Niewidomy od urodzenia, a uzdrowiony przez Jezusa, młodzieniec miał proste świadectwo: to jedno wiem, że byłem ślepy, a teraz widzę [Jn 9,25]. Pismo zapewnia, że Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. Tak więc i dzisiaj jest dla niewidomych nadzieja na cudowne przejrzenie.

W Dniu Białej Laski przede wszystkim chciałbym jednak wspomnieć o wzroku duchowym. Są ludzie i w tej sferze całkowicie niewidomi. Nie mają poznania ani rozumu, bo zaślepione są ich oczy, tak że nie widzą, a serca zatwardziałe, tak że nie rozumieją [Iz 44,28]. Zaślepieni duchowo, sami błądzą i innych w błąd wprowadzają. Tak właśnie Jezus ocenił zdolności duchowe przywódców religijnych Izraela i dlatego poradził: Zostawcie ich! Ślepi są przewodnikami ślepych, a jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną [Mt 15,14].

Tylko Bóg dokładnie widzi wszystko, co przeżywamy. Zrozumiała to kiedyś sponiewierana przez swoją panią niewolnica Hagar. I nazwała Pana, który mówił do niej: Tyś Bóg, który mnie widzi, bo mówiła: Wszak oglądałam tutaj tego, który mnie widzi! [1Mo 16,13]. Najlepiej będzie dla każdego z nas, gdy będziemy codziennie trzymać się Pana i żyć pod Jego kierownictwem. Wówczas z pewnością, podobnie jak uczniowie w Emaus, zyskiwać będziemy zdolność widzenia rzeczy wcześniej dla nas zakrytych. Wtedy otworzyły się ich oczy i poznali go [Łk 24,31]. Kto ma kłopoty z duchowym wzrokiem powinien przyjść do Syna Bożego po maść, by nią namaścić oczy twoje, abyś przejrzał [Obj 3,18].

Wracając do fizycznej zdolności widzenia, powiedzmy i to, że ociemnienie nie w każdych okolicznościach oznacza nieszczęście. Są takie sytuacje, w których utrata wzroku może być uznana za przykrość pożyteczną i potrzebną. A Ja wam powiadam, że każdy kto patrzy na niewiastę i pożąda jej, już popełnił z nią cudzołóstwo w sercu swoim. Jeśli tedy prawe oko twoje gorszy cię, wyłup je i odrzuć od siebie, albowiem będzie pożyteczniej dla ciebie, że zginie jeden z członków twoich, niż żeby całe ciało twoje miało pójść do piekła [Mt 5,28–29].

Naturalnie zdrowy wzrok, to wspaniały dar od Boga i warunek dobrej orientacji w otaczającej nas rzeczywistości. Czy jednak niewidomi z powodu swojej niepełnosprawności mają czuć się gorszą częścią społeczeństwa? To w dużym stopniu zależy od nas wszystkich. Niech w Dniu Białej Laski odczują, że są naszymi pełnowartościowymi braćmi i siostrami. Koniecznie poślijmy im jakiś sygnał, że kochamy ich i wspieramy.

14 października, 2009

Uczniostwo nauczyciela

14 października 1773 roku Sejm Polski na wniosek króla Stanisława Poniatowskiego powołał Komisję Edukacji Narodowej. W latach wcześniejszych cała edukacja podstawowa i średnia Rzeczypospolitej znajdowała się w rękach Jezuitów. W 1773 roku zakon Jezuitów został nagle rozwiązany przez papieża Klemensa XIV, co z jednej strony groziło upadkiem, a co najmniej paraliżem edukacji w Polsce, ale za to z drugiej, stało się pozytywnym impulsem do zreformowania polskiego szkolnictwa.

 Właśnie w takich okolicznościach zapoczątkowano działalność Komisji Edukacji Narodowej, która stała się niejako pierwszym ministerstwem oświaty publicznej w Polsce. Przejęła dawne majątki i większość pedagogów zakonu Jezuitów [reaktywacja samego zakonu nastąpiła dopiero w 1814 roku] i bazując na tych zasobach, rozpoczęła swoją pracę. Dla upamiętnienia daty jej powołania obchodzimy dziś w Polsce Dzień Edukacji Narodowej.

 Jest to dogodna chwila na wyrażenie uznania wszystkim nauczycielom i pracownikom oświaty za ich codzienny trud dydaktyczny i wychowawczy. Nauczyciel szkolny i akademicki, mimo zmieniających się metod nauczania, wciąż pozostaje kluczowym ogniwem systemu edukacji. Niestety, jego pozycja w polskiej szkole nie jest należycie doceniona.

 Przed kilku laty obserwowałem świętowanie Dnia Nauczyciela w Korei Południowej. Tam obdarza się nauczycieli wprost niezwykłym szacunkiem. W całym społeczeństwie; we wszystkich instytucjach, a także w kościele, składa się im powszechny hołd. Do dziś pozostały we mnie tamte sceny i silna autorefleksja.

 Na okoliczność dzisiejszego święta zastanówmy się, iluż już rozmaitych nauczycieli Bóg postawił na naszej drodze? Tych szkolnych, ale również i tych, co uczyli nas jak żyć, że o nauce chodzenia drogami Bożymi już nie wspomnę. Starszym, którzy dobrze swój urząd sprawują, należy oddawać podwójną cześć, zwłaszcza tym, którzy podjęli się zwiastowania Słowa i nauczania [1Tm 5,17].

 Zawód nauczyciela to wielka odpowiedzialność. Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami, bracia moi, gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok [Jk 3,1]. Dobrze, że Pismo stawia pytanie retoryczne: Czy wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokami? Czy wszyscy nauczycielami? Czy wszyscy mają moc czynienia cudów? [1Ko 12,29]. To znaczy, że nie wszyscy będziemy aż tak surowo, jak nauczyciele, sądzeni. Kto jednak jest nauczycielem, niech pamięta, że aby dobrze swoją rolę wypełniać, wciąż sam potrzebuje się uczyć.

Tak jest. Dobry, wierzący nauczyciel pamięta, że sam jest uczniem Jezusa. To zrównuje go z innymi braćmi i siostrami i każe mu przyoblec się w szatę pokory względem nich. Dobry nauczyciel nigdy nie wynosi się ponad innych i nie karmi swojej duszy świadomością bycia kimś wyjątkowym. Nosi raczej w sercu odczucie, że nie zasługuje na miano nauczyciela. Ale wy nie pozwalajcie się nazywać Rabbi, bo jeden tylko jest - Nauczyciel wasz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście braćmi [Mt 23,8].

Pamiętając o Jezusie Chrystusie, Najlepszym Nauczycielu, pomyślmy dziś też o ludziach, którzy odegrali lub wciąż pełnią w naszym życiu rolę nauczycieli. Choćby w najprostszy sposób doceńmy to, co dla nas zrobili. Pomódlmy się o nich, a jeśli to możliwe, poślijmy im jakiś znak wdzięczności. Zwykły gest z naszej strony może okazać się dla nich wielkim błogosławieństwem.

13 października, 2009

Cena trzymania się Biblii

Większość z nas słyszała o szwedzkim pastorze zielonoświątkowym, Åke Green’nie, który 20 lipca 2003 roku wygłosił w Borgholm kazanie o niemoralności seksualnej z podkreśleniem problemu homoseksualizmu. De facto zrobił zborowi konkretne studium biblijne na ten temat. Powiedział w nim między innymi, że wg Biblii homoseksualizm jest grzechem, od którego jednak można być uwolnionym. Przestrzegł także przed potępianiem lub poniżaniem osób homoseksualnych, ponieważ Jezus nikogo nie poniżał. Kazanie w całości można przeczytać tutaj.

 Mimo to 29 czerwca 2004 roku tamtejszy sąd rejonowy uznał pastora Åke winnym „nawoływania do nienawiści przeciwko grupie społecznej w oparciu o jej orientację seksualną” i skazał na miesiąc więzienia. 11 lutego 2005 sąd apelacyjny uchylił ten wyrok stwierdzając, że Green nie nawoływał do nienawiści przeciw osobom homoseksualnym, a jedynie przekazywał swoją własną interpretację Biblii.

 9 marca 2005 roku prokurator generalna odwołała się od uniewinniającego wyroku sądu apelacyjnego do Sądu Najwyższego. Rozprawa przed Sądem Najwyższym odbyła się w listopadzie 2005 roku. W werdykcie stwierdzono, iż pastor dopuścił się złamania szwedzkiego prawa, niemniej biorąc pod uwagę poprzednie wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka powołujące się na Art. 9 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok uniewinniający.

Czy jednak problemy pastora Åke skończyły się wraz z tym orzeczeniem szwedzkiego Sądu Najwyższego?  O, nie. Nie pisałbym dziś tych słów, gdyby tak było. Usłyszał on bardzo wiele przykrych opinii na swój temat i odebrał szereg gróźb od anonimowych osób. Organizacja do której jako duchowny należał, szwedzki Niezależny Zakon Templariuszy Dobrych w styczniu 2008 roku zdecydowała o usunięciu Åke Green'a ze swoich szeregów, twierdząc, że jego opinia na temat homoseksualizmu jest w konflikcie z nauczaniem stowarzyszenia.

 Najbardziej jednak zaskakująca i smutna w całej tej historii jest dla mnie postawa współwyznawców pastora Åke. Otóż dowiedziałem się wczoraj, że zbór zielonoświątkowy, któremu Åke Green posługiwał zwolnił go z funkcji pastora. Chciałbym myśleć, że chodziło o wiek pastora [rocznik 1941] ale niestety, usłyszałem, iż podziękowali mu za dalszą posługę, ponieważ nie chcą, aby ktoś o tak konserwatywnych poglądach nadal stał na ich czele i ich reprezentował.

Nie mam jeszcze potwierdzenia tej informacji, ale czyż nie jest to najbardziej przykra wiadomość ze wszystkich, jakie można było usłyszeć na ten temat? Z drugiej jednak strony, czemuż to mielibyśmy być tym aż tak bardzo zdziwieni? A Duch wyraźnie mówi, że w późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystaną do duchów zwodniczych i będą słuchać nauk szatańskich, uwiedzeni obłudą kłamców, naznaczonych w sumieniu piętnem występku [1Tm 4,1-2].

Apostoł Paweł nie miał złudzeń, gdy powiedział: Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą [Dz 20,29-30]. Ilu z nas przetrwa tę nadciągającą próbę i jak Åke Green za wszelką cenę będzie trzymać się Biblii? Dziękuję, Bracie Åke, za przykład godny naśladowania!

12 października, 2009

Salomon o pokojowym Noblu 2009

Przyznanie parę dni temu prezydentowi Barackowi Obamie pokojowej nagrody Nobla spotkało się z powszechnym zdziwieniem i konsternacją. Jestem jednak przekonany, że wkrótce większość dzisiejszych krytyków zmieni zdanie. Kto bowiem chce tu na ziemi coś znaczyć, nie ma innego wyjścia, jak tylko podporządkować się panującym trendom i czym prędzej zacząć działać w zgodzie z duchem tego świata, wyraźnie go popierając.

 Kto to powiedział, że w świecie nagradza się tylko tych, którzy coś naprawdę znaczącego zrobili? I ponownie stwierdziłem pod słońcem, że nie najszybszym przypada nagroda i nie najdzielniejszym zwycięstwo, również nie najmędrsi zdobywają chleb, a najroztropniejsi bogactwo, ani najuczeńsi uznanie, lecz że odpowiedni czas i przypadek stanowią o powodzeniu ich wszystkich [Kzn 9,11].

Czas jest taki, że walorem podstawowym i jak się okazuje, całkowicie wystarczającym do tego, ażeby być wybieranym i nagradzanym, jest przede wszystkim jak najlepszy pijar [PR]. Sztuka robienia na ludziach dobrego wrażenia poprzez piękne przemówienia znana jest od lat. Nawet w środowisku wczesnego Kościoła chrześcijanie musieli uważać na takich, którzy przez piękne a pochlebne słowa zwodzą serca prostaczków [Rz 16,18].

 Od rzeczywistej pracy i konkretnych osiągnięć o wiele bardziej liczy się ogólne wrażenie, jakie dany człowiek potrafi zrobić na ludziach. Mówi się, że najważniejsze jest to, aby łączyć, a nie dzielić. Tylko ludzie o pozytywnym nastawieniu mogą w dzisiejszym świecie zrobić karierę. I ją ewidentnie robią, czasem wywołując chwilowe, szybko cichnące zdziwienie.

Zdziwienie absolutnie znika, gdy się wysłucha przemówienia prezydenta USA, wygłoszonego w dniu 10 października 2009 roku w Waszyngtonie na 13. dorocznym bankiecie HRC, największej  organizacji LGBT w Ameryce, walczącej o prawa gejów i lesbijek. Tego rodzaju działalność 'pokojowa' Obamy wcześniej niż później musiała zasłużyć na Nobla.

Od wielu lat znam Człowieka, który sam zasiewając w ludzkich sercach pokój i zachęcając innych do czynienia pokoju, jednocześnie uświadamiał konieczność podziału: Nie mniemajcie, że przyszedłem przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową. Tak to staną się wrogami człowieka domownicy jego [Mt 10,34–36].

On nie miał zbyt dobrego pijaru i dzisiaj też raczej nie dostałby pokojowej nagrody Nobla. A jednak to On - Jezus Chrystus jest prawdziwym Księciem Pokoju! Wybierajmy Jego ofertę: Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję [Jn 14,27]. Działając na rzecz pokoju Bożego, nie zyskamy w świecie żadnego uznania. Będziemy za to nazwani synami Bożymi [Mt 5,9].

10 października, 2009

Sprawiedliwość kary śmierci

10 października – to w Unii Europejskiej Dzień Przeciw Karze Śmierci. Zarówno jej zwolennicy jak i przeciwnicy wciąż na nowo wymieniają swoje argumenty za i przeciw, a w krajach Unii Europejskiej wydaje się już nie do pomyślenia, aby kara śmierci mogła znowu obowiązywać. 

Co o stosowaniu kary śmierci w wymiarze sprawiedliwości czytamy w Biblii? Biblia naucza na przykład, że na karę śmierci zasługuje każdy umyślny morderca. Kto tak uderzy człowieka, że ten umrze, poniesie śmierć [2Mo 21,12]. Śmiercią ma być też ukarany ten, kto bije lub znieważa rodziców. Kto uderzy ojca swego albo matkę swoją, poniesie śmierć [2Mo 21,15] Kto złorzeczy ojcu swemu albo matce swojej, poniesie śmierć [2Mo 21,17]

Ostatecznej karze podlegają również wszyscy porywacze. Kto porwie człowieka, to czy go sprzedał, czy też znaleziono go jeszcze w jego ręku, poniesie śmierć [2Mo 21,16]. Nie inaczej należy postąpić z cudzołożnikami. Jeżeli zastanie się mężczyznę złączonego z kobietą zamężną, to śmierć poniosą oboje; zarówno ten mężczyzna, złączony z kobietą zamężną, jak i ta kobieta. Wytępisz to zło z Izraela [5Mo 22,22].

I jeszcze jeden przykład kary śmierci: Jeżeli ktoś ma syna upartego i krnąbrnego, który nie słucha ani głosu swojego ojca, ani głosu swojej matki, a choć oni go karcą, on ich nie słucha, to pochwycą go jego ojciec i matka i przyprowadzą do starszych jego miasta, do bramy tej miejscowości, i powiedzą do starszych miasta: Ten nasz syn jest uparty i krnąbrny, nie słucha naszego głosu, żarłok to i pijak. Wtedy wszyscy mężowie tego miasta ukamienują go i poniesie śmierć. Wytępisz zło spośród siebie, a cały Izrael to usłyszy i będzie się bał [5Mo 21,18–21].

Bóg ustanowił karę śmierci jako środek utrzymywania ładu i sprawiedliwości społecznej. Któż jednak dzisiaj w Izraelu bierze na poważnie powyższe polecenia Biblii i stosuje się do nich? Nawet chrześcijanie gotowi są myśleć, że Syn Boży przyszedł na ziemię, by odwołać te surowe przepisy Zakonu. Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. Bo zaprawdę powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie [Mt 5,17–18].

Co więc faktycznie Jezus zrobił z Zakonem? Otóż Jezus nie tylko w  doskonały, zgodny z intencją Prawodawcy, sposób sam zastosował się do wszystkich wymagań Zakonu, ale wypełnił Zakon także i w tym sensie, że wziął na siebie karę śmierci ciążącą na wszystkich przestępcach Zakonu, dobrowolnie się jej poddając. W ten sposób Jezus nie odwołał niczyjej kary śmierci. On ją Sam poniósł w miejsce tych, którzy uwierzyli lub którzy jeszcze uwierzą w Niego.

 Aby skorzystać z tej Jego zastępczej śmierci, grzesznik potrzebuje uwierzyć w Jezusa Chrystusa i tę wiarę wyznać. Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, zbawiony będzie [Mk 16,16]. Każdy, kto uwierzy w Jezusa Chrystusa, zostaje usprawiedliwiony w oczach Bożych przez to, że śmierć Syna Bożego stała się zapłatą za jego grzech i wobec tego nie ciąży już na tym wierzącym żaden wyrok.

Gdy zaś Bóg odpuszcza grzech wierzącemu, to także i ludzie, zgodnie z wezwaniem Pisma, powinni mu przebaczyć. Bądźcie jedni dla drugich uprzejmi, serdeczni, odpuszczając sobie wzajemnie, jak i wam Bóg odpuścił w Chrystusie [Ef 4,32].

Powiedzmy wyraźnie jeszcze i to, że brak osobistej wiary w Jezusa przesądza o tym, że na grzeszniku nadal ciąży wina i wynikająca z niej kara śmierci. Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim [Jn 3,36].

 Czyż w świetle Biblii sprawa kary śmierci nie staje się więc zrozumiała? Problem w tym, że
Rada Europy nie kieruje się tym, co mówi Biblia. To są jednak dwa zupełnie różne światy i bardzo rozbieżne systemy wartości. Dobitnie świadczy o tym chociażby dołączony do tekstu plakat. Nawet religijni ludzie nie znając usprawiedliwienia, które pochodzi od Boga, a własne usiłując ustanowić, nie podporządkowali się usprawiedliwieniu Bożemu [Rz 10,3].

Ja jednak chciałbym aż do końca wytrwać przy poglądach wynikajcych bezpośrednio z Pisma Świętego. Ono głosi, że kara śmierci jest sprawiedliwym wyrokiem i zapowiada zasadę: Kto jest przeznaczony na śmierć, pójdzie na śmierć [Jr 43,11]. Tego nie zmienią żadne międzynarodowe dni sprzeciwu wobec stosowania kary śmierci. Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, lecz darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym [Rz 6,23]

Dla mnie osobiście Dzień Przeciwko Karze Śmierci jest okazją do wyrażenia wielkiej wdzięczności mojemu Panu i Zbawicielowi, że poniósł za mnie karę śmierci i usprawiedliwił mnie z wszystkich moich grzechów. Dzięki Niemu już nie jestem przeznaczony na śmierć. Gdyż Bóg nie przeznaczył nas na gniew, lecz na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który umarł za nas, abyśmy, czy czuwamy, czy śpimy, razem z nim żyli [1Ts 5,9–10].

09 października, 2009

Nie klient, a Jezus nasz Pan!

Jako że dziś Światowy Dzień Poczty, dwie myśli przychodzą mi do głowy.

 Myśl pierwsza: Poczta zajmuje się przesyłaniem rozmaitych wartości od nadawcy do odbiorcy. Dzięki jej istnieniu w dawnych czasach ludzie w ogóle mogli się komunikować na odległość, przesyłając sobie listy, a i dzisiaj wizyta listonosza w życiu wielu ludzi wciąż oznacza wyjątkową chwilę.

 Z powodu grzechu człowiek utracił więź ze Stwórcą i żył bez Boga na świecie. Bóg szukał jednak kontaktu z człowiekiem. Posłał Syna swego w postaci Jezusa z Nazaretu, ustanawiając Go jedynym pośrednikiem w swojej komunikacji z człowiekiem. Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus [1Tm 2,5].

 Czy to się komuś podoba, czy nie, Jezus ma i do końca mieć będzie absolutną wyłączność na komunikację pomiędzy Bogiem a ludźmi. Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie [Jn 14,6]. W czasach łamania wszelkiego monopolu, tę prawdę trzeba szczególnie podkreślać. Nie ma różnych dróg prowadzących do Boga. Jest tylko jedna, a jest nią osobista wiara w Jezusa, albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni [Dz 4,12].

 Myśl druga: W instytucji świadczącej usługi dla ludności, takiej jak urząd pocztowy, z zasady priorytetem jest zadowolenie klienta. Pracownicy poczty są zobowiązani zrobić wszystko, co w ich mocy, aby osoba odwiedzająca placówkę pocztową nie wyszła z niej niezadowolona. Ubiór, zachowanie i słowa pracownika poczty są dostosowywane do klientów i w żaden sposób nie powinny być w sprzeczności z ich oczekiwaniami. Urzędnik poczty ma obowiązek podobać się klientowi.

 Status pracownika poczty poniekąd jest trochę podobny do położenia ucznia Jezusa zwiastującego ludziom ewangelię. Chrześcijanin także sam z siebie nie ma niczego, co mógłby ludziom zaoferować. Jako sługa Boży prezentuje i oferuje grzesznikom dobrą nowinę o Jezusie Chrystusie, czyli wartość, której nie jest dawcą, a jedynie jej przekazicielem.

 Jednak istnieje zasadnicza różnica w podejściu do kwestii, komu chrześcijanin ma się podobać. Lecz jak zostaliśmy przez Boga uznani za godnych, aby nam została powierzona ewangelia, tak mówimy, nie aby się podobać ludziom, lecz Bogu, który bada nasze serca [1Ts 2,4]. Niosąc ludziom od Boga dobrą nowinę o Jezusie, nie szukamy upodobania w oczach odbiorców, lecz przede wszystkim w oczach Zleceniodawcy naszej posługi.

Zbór to nie placówka pocztowa. Na poczcie zwykło się mawiać: Klient nasz pan. Prawdziwi słudzy Boży niezmiennie głoszą: Jezus nasz Pan!

08 października, 2009

Z dala od polityki, mężowie bracia!

Niech mi ktoś powie, że polityka może być dobrym polem aktywności dla uczniów Jezusa. Ostatnie wydarzenia na polskiej scenie politycznej utwierdzają mnie w przekonaniu, że chrześcijanin powinien trzymać się od niej z daleka. Stenogramy rozmów dotyczących tzw. ustawy hazardowej czy też ogłoszona wczoraj przez premiera nieoczekiwana zamiana miejsc, wskazuje, że działania partii rządzącej bynajmniej nie oznaczają, że mamy teraz w Polsce rządy miłości, ani też czasy rządów króla Dawida, jak twierdzono w niektórych kręgach ewangelikalnych.

 Dlaczego Syn Boży przebywając w ludzkiej postaci na ziemi nie zaangażował się politycznie w rozwiązanie przynajmniej kilku nabrzmiałych problemów społecznych swojego narodu? Dlaczego, gdy chciano obwołać Go królem, czym prędzej zniknął stamtąd, dając w ten sposób czytelny znak, że to nie jest aktywność dla Niego? Dlaczego apostoł Paweł nie użył swoich zdolności i kontaktów, aby przedostać się do kręgów świeckiej władzy i w ten sposób zrobić coś dobrego dla Królestwa Bożego?

 I Jezus, i apostoł Paweł, i Dwunastu, i wszyscy uczniowie Jezusa z okresu wczesnego Kościoła byli skupieniu na całkiem innym zadaniu. Wzywali ludzi do nawrócenia i ogłaszali im możliwość zbawienia od grzechów! Innymi słowy, zajmowali się istotą problemu zgubionych grzeszników, a nie zewnętrznymi objawami ich grzeszności.

Ponieważ słyszymy głosy wzywające chrześcijan do polityki, przypominam, że zapowiedziane w Biblii panowanie Jezusa Chrystusa na ziemi nastąpi nie dzięki politycznym zabiegom ludzi wierzących, którzy wcześniej mieliby przygotować Mu stanowisko, ale poprzez triumfalny powrót Jezusa Chrystusa na ziemię. Za dni tych królów Bóg niebios stworzy królestwo, które na wieki nie będzie zniszczone, a królestwo to nie przejdzie na inny lud; zniszczy i usunie wszystkie owe królestwa, lecz samo ostoi się na wieki [Dn 2,44].

 Wszelkie sekretne strategie zmierzające do powolnego przejęcia duchowych wpływów nad narodami zdradzają raczej obecność ducha Antychrysta, który chce wciągnąć szczerych, gorliwych chrześcijan w realizację jego planów. Albowiem tajemna moc nieprawości już działa, tajemna dopóty, dopóki ten, który teraz powstrzymuje, nie zejdzie z pola. A wtedy objawi się ów niegodziwiec, którego Pan Jezus zabije tchnieniem ust swoich i zniweczy blaskiem przyjścia swego. A ów niegodziwiec przyjdzie za sprawą szatana z wszelką mocą, wśród znaków i rzekomych cudów, i wśród wszelkich podstępnych oszustw wobec tych, którzy mają zginąć, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, która mogła ich zbawić [2Ts 2,7–10].

 Jak widać w świetle powyższego fragmentu Biblii, Pan Jezus nie stosuje żadnej ukrytej strategii. Tajemne działanie to domena przeciwnika Bożego. Zabawa w chowanego wychodzi mu nieźle nawet wśród chrześcijan. Jednak pewnego dnia, gdy Duch Święty zejdzie z pola, Antychryst przestanie się kryć ze swoimi planami. Wtedy wkroczy nasz Pan i w otwarty sposób z nim skończy!

 Co wobec tego mamy robić, mężowie bracia? Oddzieleni duchowo od świata mamy niestrudzenie temu światu głosić Słowo Boże. Nie wchodząc ze światem w żadne zażyłości i związki, mamy, choćby nawet za cenę prześladowania, konfrontować ludzi z Prawdą. I wreszcie, mamy stale świecić światu osobistym przykładem prawego życia. Tylko taka nieugięta postawa pozwoli nie tylko nam samym ostać się w wierze ale ocalić też niektóre dusze od zbliżającego się ognia gniewu Bożego. Bo cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, jeśli siebie samego zatraci lub szkodę poniesie? [Łk 9,25].

 Ludzie przynależący do świata uprawiają i nadal będą uprawiać swoją politykę. Władza i pieniądze aż do końca będą miały tak silny magnetyzm, że nie oprą mu się nawet ci, którzy zabierali się za politykę naprawdę z dobrymi zamiarami. Jak zobaczyliśmy ostatnio w naszym kraju, zło ma wiele rozmaitych, także uśmiechniętych twarzy. Od wszelkiego rodzaju zła z dala się trzymajcie [1Ts 5,22].

07 października, 2009

Co łączy cud w Sokółce z cudem na Nowolipkach?

Równo pięćdziesiąt lat temu miał w Warszawie miejsce tzw. cud na Nowolipkach. 7 października 1959 roku na tle pozłacanej kulistej podstawy krzyża wieńczącego dach kościoła św. Augustyna [na zdjęciu], doszło do ukazania się w godzinach wieczornych tak zwanej Matki Boskiej Muranowskiej Współczującej Miłosiernej. Rzekomo ukazywała się ona, z wyjątkiem dnia następnego, jeszcze przez dwadzieścia dni, przyciągając uwagę tysięcy wiernych z całej dzielnicy.

 Kuria metropolitarna wydała specjalny komunikat stwierdzający, iż domniemany cud jest zjawiskiem naturalnym. Z powodu negatywnego nastawienia władz nie powołano ekspertów, którzy mogliby dokonać ewentualnej weryfikacji zjawiska. Krótko potem kopułę pomalowano na czarno i tak skończyła się sprawa cudu na Nowolipkach.

 Ale oto mamy inną sensację. Kilka dni temu polskie media doniosły o pierwszym tzw. cudzie eucharystycznym w Polsce. Miał się on zdarzyć na przełomie stycznia i lutego 2009 roku w kościele św. Antoniego w Sokółce. Podczas udzielania komunii jeden z księży upuścił konsekrowaną hostię, która spadła na posadzkę. Zgodnie z przepisami liturgicznymi umieszczono ją w wypełnionym wodą specjalnym naczyniu, w którym miała się rozpuścić.

 Po kilku dniach zauważono, że hostia się nie rozłożyła. Co dziwniejsze, woda zabarwiła się na kolor czerwony, przypominając krew. Gdy wylano ją na liturgiczny obrus, na jego powierzchni pozostał czerwony skrzep. Na polecenie kurii zbadali go dwaj niezależni lekarze specjaliści. W swojej ekspertyzie stwierdzili oni, że badana tkanka to fragment ludzkiego mięśnia sercowego. Teraz trwa postępowanie sprawdzające, czy opisane zdarzenie było rzeczywiście cudem, tj. czy nie wydarzyło się z pomocą ludzką.

 Dziwne te cuda. I cud na Nowolipkach sprzed pięćdziesięciu lat, i cud w Sokółce sprzed kilku miesięcy, i wiele innych im podobnych cudów – to wydarzenia, które, gdyby miały być prawdziwe i pochodzić od Boga – to musiałyby źle świadczyć o Bogu.

 Już tak na zdrowy rozum, wielka duchem i chwalebna niewiasta ukazująca się gdzieś na samym szczycie wieży kościoła, albo na drzewie w parku – to co najmniej niepoważne zachowanie, jak na tak czcigodną osobę. Jeśli brać pod uwagę normalnych, dorosłych ludzi, to tacy po dachach i drzewach nie chodzą. Gdyby np. moja mama weszła na kopułę wieży kościelnej lub na drzewo w parku – to miałbym niezłą zagwozdkę.  Każdy pomyślałby, że raczej świadczy to o jakimś jej wielkim dramacie, a nigdy o normalnym zachowaniu.

 Dlaczego więc matka naszego Pana miałaby ukazywać się w takich miejscach? Czyżby ktoś miał pomyśleć, że jest ona zdesperowana i nie zaznaje spokoju w społeczności z Chrystusem w raju? Coś mi tu wyraźnie nie gra. Mało tego. Z Biblii nie wynika, że ludzie, którzy odeszli już z tego świata, wracają sobie kiedy chcą na ziemię i mają zdolność epifanii.

Mamy wprawdzie ewangeliczny opis krótkiego pojawienia się Mojżesza i Eliasza na Górze Przemienienia, ale ukazali się oni tam wyłącznie ze względu na Chrystusa, jako swego rodzaju tło dla cudownego przemienienia się Pana i tylko z Nim rozmawiali. Nie ma w NT żadnej wzmianki i przyzwolenia na to, ażeby uczniowie Jezusa mogli mieć jakieś zgodne z wolą Bożą kontakty ze zmarłymi.

A najnowsza rewelacja z Sokółki? Jest ona oparta na założeniu, że hostia, to prawdziwe ciało Chrystusa, czyli że Chrystus jest fizycznie obecny na każdym kościelnym ołtarzu. Nigdzie w Biblii nie ma takiej nauki. Stwierdzanie fizycznej obecności Boga i czczenie materialnego obiektu jako Boga (czy może jeszcze gorzej – Jego cząstki) to nic innego, jak akt bałwochwalstwa. Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie [Jn 4,24]. Jezus jest obecny wszędzie w Duchu Świętym, ale od wniebowstąpienia nigdzie na ziemi nie jest obecny w sensie fizycznym. I gdyby wam wtedy kto powiedział: Oto tu jest Chrystus, oto tam, nie wierzcie [Mk 13,21].

 Tak więc nie jest dla nas ważne, czy ta hostia w Sokółce zamieniła się w kawałek ludzkiego serca, czy nie, bowiem w świetle Biblii jasno widać, że nie mogło to być ciało Chrystusa. Bóg nie czyni cudów, które stałyby w sprzeczności z Jego Słowem, bo samego siebie zaprzeć się nie może [2Tm 2,13].

 Każdy prawdziwy cud Boży, obok swojej niezwykłości ma jeszcze w sobie głęboki sens duchowy lub jakieś dobro praktyczne. Wspomniane zaś „cuda” co najwyżej miałyby wzmocnić w ludziach niebiblijne wierzenia i praktyki religijne. Ponieważ wierzę w Boga, nie mogę wierzyć w takie cuda.

06 października, 2009

„Okno 4/14” – Nowe Pokolenie

W dniu wczorajszym na adres mailowy mojej wspólnoty kościelnej nadeszło zaproszenie na konferencję pod dziwną, jak w tytule, nazwą. W opisie zbliżającego się wydarzenia napisano:

 „Wierzymy, że Bóg przygotowuje na całej ziemi swój Kościół na czasy końca. W związku z tym toczy się szczególna walka o następne pokolenie. W dniach 6-8 września w NY spotkało się prawie 400 kluczowych liderów Kościołów i Służb Chrześcijańskich z 70 krajów połączonych jedną wizją – kolejne pokolenie, dzieci w wieku od 4-tego do 14-stego roku życia, są kluczem do przyszłości Kościoła. To w nich jest ukryty potencjał i siła do transformacji naszych społeczeństw. W związku z tym Kościół musi skupić znacznie więcej uwagi na tym, aby zdobyć to pokolenie, uratować z rąk diabła, doprowadzić do dojrzałości i wyposażyć do wypełnienia powołania, które jest przed nimi. To jest na dziś kluczowe zadanie dla Kościoła. Realizacja tej wizji wymaga wielu lat intensywnej pracy i ogromnej determinacji, ale przede wszystkim wspólnego zaangażowania całego Ciała Chrystusa. Chcemy spotkać się nie tylko dlatego, aby przekazać zarys planu, który powstał na konferencji w NY, ale też żeby szukać wspólnie mądrości jak wypełnić to zadanie w naszym kraju”.

 W związku z powyższym cisną mi się do głowy przynajmniej trzy pytania: Gdzie zrodziła się myśl, że dzieci w wieku od 4 do 14 roku życia są kluczem do przyszłości Kościoła? Skąd pomysł, że chrześcijanie mają dokonać transformacji naszych społeczeństw? Kto zdobycie pokolenia dzieci w wieku 4–14 uczynił kluczowym zadaniem Kościoła?

 Według Biblii, Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, aby sam sobie przysposobić Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty i niepokalany [Ef 5,25–27]. Przyszłością Kościoła jest więc sam Jezus Chrystus i tego akcentu nikt, choćby nie wiem jak przekonująco to robił, nie ma prawa przenosić na ludzi, bowiem Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8]. On sam buduje swój kościół, a bramy piekielne nie przemogą go [Mt 16,18].

 Zadaniem Kościoła na świecie w czasach końca, tj. w okresie od objawienia się Syna Bożego na ziemi aż do chwili Jego powtórnego przyjścia, jest głoszenie Słowa Bożego, czyli prorokowanie. Obsada personalna tej posługi została jasno określona w dniu zesłania Ducha Świętego. I stanie się w ostateczne dni, mówi Pan, że wyleję Ducha mego na wszelkie ciało. I prorokować będą synowie wasi i córki wasze, i młodzieńcy wasi widzenia mieć będą, a starcy wasi śnić będą sny; nawet i na sługi moje i służebnice moje wyleję w owych dniach Ducha mego i prorokować będą. I uczynię cuda w górze na niebie, i znaki na dole na ziemi, krew i ogień, i kłęby dymu. Słońce przemieni się w ciemność, a księżyc w krew, zanim przyjdzie dzień Pański wielki i wspaniały. Wszakże każdy, kto będzie wzywał imienia Pańskiego, zbawiony będzie [Dz 2,17–21]. Nie ma tu mowy o kluczowej roli jakiegoś jednego, wybranego pokolenia.

 Tym bardziej w Biblii nigdzie nie znajdziemy wezwania dla Kościoła, aby zajmował się transformacją społeczeństw. Jak wynika choćby z powyższego fragmentu Pisma, nadejście dnia Pańskiego, wielkiego i wspaniałego, bezpośrednio poprzedzać będzie raczej destrukcja, a ten świat nie jest przeznaczony bynajmniej do transformacji. Już z samej definicji wynika, że Kościół, to społeczność ludzi wywołanych ze świata. Pan Kościoła nas wszystkich (nie tylko dzieci 4–14) wychowuje, abyśmy wraz ze światem nie zostali potępieni [1Ko 11,32].

 Już nie raz w historii Kościoła pojawiali się ludzie, którzy próbowali odwieść uwagę uczniów Jezusa od wiernego trzymania się wyznaczonych nam w Chrystusie zadań i granic. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna [2Jn 1,9]. Zachowajmy duchową czujność. Żyjmy codziennie w bojaźni Bożej, ustami i swoim postępowaniem składając proste świadectwo wiary w Chrystusa, nie ulegając żadnym demagogicznym wezwaniom do globalnej transformacji narodów. Chrońmy też swoje dzieci przez próbami zrobienia z nich 'zbawicieli' świata.

 Nie dajcie się zwodzić przeróżnym i obcym naukom [Hbr 13,9]. Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie [Kol 2,8]. Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat [1Jn 4,1].

Jeden z moich przyjaciół na wieść o tej konferencji powiedział: O, to i w Polsce będziemy mieli "obozy Jezusa". O filmie "Obóz Jezusa" pisałem już wcześniej.

05 października, 2009

Jak zapewnić sobie dach nad głową?

Pierwszy poniedziałek października według ONZ – to World Habitat Day, czyli po naszemu – Światowy Dzień Siedlisk Ludzkich. Zbiega się on z Międzynarodowym Dniem Lokatora, ustanowionym przez Międzynarodową Unię Lokatorów na początek każdego października, w celu zamanifestowania praw i żądań lokatorów oraz wsparcia organizacji i stowarzyszeń działających na rzecz ich praw.
Chodzi o zwrócenie uwagi opinii publicznej na narastający problem wysokich opłat czynszowych i coraz większego zadłużenia licznej grupy lokatorów. Chodzi też o wywarcie nacisku na władze, aby zmodyfikowały obecną politykę mieszkaniową w taki sposób, aby ograniczony został wyzysk czynszowy, a osoby zadłużone mogły uzyskać wsparcie.

Cała sprawa ma oczywiście dwie strony medalu. Z jednej strony są żądania i warunki stawiane przez właścicieli i administratorów mieszkań. Z drugiej, niepewny los mieszkańców zajmujących lokale, które nie są ich własnością.

Problem pojawia się wówczas, gdy albo właściciel domu zaczyna stawiać nierealne warunki użytkowania mieszkania albo, gdy lokator nie wywiązuje się należycie ze swoich obowiązków wynikających ze statusu najemcy lokalu [np. nie płaci terminowo czynszu]. Gdy zaś obydwie strony zaczynają przeginać, to problem staje się bardzo poważny.

W takim Dniu nie można nie pomyśleć o swoim miejscu zamieszkania. Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie! W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,1–3]. Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny [2Ko 5,1].

Wieczność mamy więc zapewnioną przez wiarę w Jezusa Chrystusa! A teraźniejszość? Kto powierzył całe swoje życie w ręce Wszechmogącego Pana i trwa w posłuszeństwie Słowu Bożemu, ten także w doczesności mieszka, jak trzeba. Spokojnie się ułożę i zasnę, bo Ty sam, Panie, sprawiasz, że bezpiecznie mieszkam [Ps 4,9].

Mam oczywiście na względzie wyjątki, wynikające z prześladowania za wiarę w Chrystusa, kiedy to można na jakiś czas stracić dach nad głową, ale jestem przekonany w Panu, że normalnie, gdy żyjemy w bojaźni Bożej i z poczuciem odpowiedzialności podchodzimy do swoich życiowych obowiązków, wówczas sam Bóg czuwa nad nami i zapewnia nam dach nad głową.

Ustawiczne kłopoty lokatorskie mają ci, którzy nie potrafią dostrzec związku błogosławieństwa Bożego z trwaniem w posłuszeństwie Słowu Bożemu. A może za bardzo upraszczam sprawę?

03 października, 2009

Lekcja z Operacji w Mogadiszu

W ogarniętej od 1991 roku wojną domową Somalii najbardziej cierpi ludność cywilna. W 1993 roku jej sytuacja była szczególnie dramatyczna. Międzynarodowa pomoc humanitarna nie docierała do potrzebujących, bowiem jeden z tamtejszych klanów pod przywództwem Mohameda Farraha Aidida przechwytywał dostawy żywności dla głodującej Somalii.

 Jako że stacjonujące wówczas w Somalii wojska ONZ nie mogły sobie poradzić z agresywną i dobrze uzbrojoną milicją klanową, prezydent Bill Clinton wydał rozkaz stworzenia i wysłania do Somalii specjalnych oddziałów Task Force Ranger w celu rozbicia panoszącego się w Mogadiszu somalijskiego klanu i schwytania jego przywódców.

 3 października 1993 roku to dzień Operacji w Mogadiszu. Była ona nakierowana na określony budynek w centrum stolicy. Akcja miała trwać 45 minut. Helikoptery Little Bird najpierw ostrzelały rakietami wybrany cel a potem wysadziły blisko niego 50 komandosów Delta Force, którzy dokonali koniecznego szturmu. Niestety nie wszystko poszło jak trzeba.

 Okazało się, że Somalijczycy stawili niezwykle skuteczny opór. Dobrze uzbrojeni żołnierze klanu i milicja somalijska na tyle pokrzyżowali plan akcji, że żołnierze amerykańscy opuścili Somalię dopiero następnego dnia, tracąc 19 elitarnych żołnierzy TFR. Myślę, że języczkiem u wagi stała się postawa ludności cywilnej, która zaczęła sięgać po broń, bynajmniej nie po to, by pomóc Amerykanom. Niedługo potem ONZ podjęła decyzję o wycofaniu także swoich sił pokojowych z Somalii. I tak do dziś kraj ten jest pogrążony w toczącej się między pięcioma klanami wojnie domowej.

 Kilkanaście lat temu 160 wspaniałych żołnierzy amerykańskich naraziło się na wielkie niebezpieczeństwo, aby zwykłym ludziom w Somalii stworzyć szansę przeżycia. Niestety ich szczytny zamiar nie został doceniony przez Somalijczyków. 19 elitarnych żołnierzy straciło życie, a w Somalii praktycznie nic się nie zmieniło.

 Ileż to razy taki scenariusz powtarza się w sferze duchowej. Duch Święty inspiruje uczniów Jezusa, aby nieśli pomoc duchową ludziom zniewolonym przez grzech. Poświęcają się więc, narażają, podejmują ryzyko, a ludzie, którym niosą pomoc, nie tylko nie potrafią tego docenić, ale wręcz odnoszą się do nich z wrogością.

 Ojciec posłał Syna, by zbawić ludzi od grzechów ich. Do swej własności przyszedł, ale swoi go nie przyjęli [Jn 1,11]. Tylko niektórzy dali Mu wiarę i skorzystali z daru zbawienia. Syn Boży posłał następnie swoich uczniów. Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam [Jn 20,21]. Jak nas przyjmują zgubieni, pogrążeni w grzechu ludzie? Podobnie, jak Syna Bożego.

 Jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że mnie wpierw niż was znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Wspomnijcie na słowo, które do was powiedziałem. Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą; jeśli słowo moje zachowali i wasze zachowywać będą. A to wszystko uczynią wam dla imienia mego, bo nie znają tego, który mnie posłał [Jn 15,18–21].

 Jakie są konsekwencje tego odrzucenia pomocy duchowej? My wiemy, że z Boga jesteśmy, a cały świat tkwi w złem [1Jn 5,19]. Aby otrzymać dar życia wiecznego i być uratowanym od nadchodzącego gniewu Bożego trzeba osobiście uwierzyć w Jezusa Chrystusa. Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim. [Jn 3,36].

 Niech śmierć tych dziewiętnastu chłopaków w nieudanej akcji w Mogadiszu da nam do myślenia, po której stronie stajemy każdego dnia? Po stronie przychodzącego nam na ratunek Zbawiciela, czy też po stronie naszego ciemięzcy? Wielu z nas już dawno byłoby nakarmionych i wolnych. Tymczasem przeminęło żniwo, skończyło się lato, a nie jesteśmy wybawieni! [Jr 8,20].

A jeśli ktoś z nas jest ratownikiem dusz, to nie rezygnujmy, proszę. Jak społeczność międzynarodowa w latach dziewięćdziesiątych starała się pomóc Somalii pod kryptonimem "Przywrócić nadzieję", tak Duch Święty wciąż nas posyła do zgubionych ludzi, aby do pewnego czasu dawać im szansę zbawienia. A to, co robi Chrystus z pewnością nie pozostanie bezowocne, bo On wybawia pojedynczo, a nie zbiorowo!

02 października, 2009

Po co przemoc, skoro są one?


autor: Mateusz Maćkowiak
 2 października to ustanowiony rezolucją ONZ - Międzynarodowy Dzień Bez Przemocy. Obchody tego Dnia mają pomóc w kształtowaniu świadomości społecznej i upowszechnianiu kultury pokoju, tolerancji, zrozumienia i unikania przemocy. Wciąż jest jej zbyt wiele wokół nas.

Termin obchodów Dnia Bez Przemocy został wybrany świadomie w celu uczczenia urodzin Mahatmy Gandhiego, przywódcy indyjskiego ruchu niepodległościowego oraz pioniera filozofii i strategii działania bez przemocy. Nie wdając się tu w ocenę sylwetki Gandhiego, poświęćmy chwilkę zagadnieniu przemocy i spójrzmy na sprawę w świetle Biblii.

Pismo Święte maluje intrygujący obraz pomyślności i takiej bezkarności ludzi bezbożnych, że pycha jest ich naszyjnikiem, a przemoc szatą, która ich okrywa. [Ps 73,6]. Prorok Habakuk pyta: Dlaczego dopuszczasz, bym patrzył na złość i spoglądał na bezprawie? Ucisk i przemoc dzieją się na moich oczach, panuje spór i zwada? [Hb 1,3]. Czyżby Bóg był na to wszystko obojętny?

Nie. W świetle Biblii widać, że stosujący przemoc bezbożnicy stoją na bardzo śliskiej ścieżce. Jakże nagle niszczeją, znikają, giną z przerażenia [Ps 73,19]. Kto używa przemocy, niech wie, że wróci przemoc na głowę jego, a gwałt spadnie na ciemię jego [Ps 7,17–18].

Skoro przemoc jest zła, to co można i co należy stosować zamiast niej? Przecież nie chodzi o to, by rezygnować z tego, co słuszne, lub by kierunek działania zmieniać na taki, na którym nie napotykamy na żaden opór. Innymi słowy, jaka jest alternatywa dla przemocy?

Alternatywą są właściwe słowa. Wprawdzie słowem można na innych sprowadzić nieszczęście, jak chcieli to zrobić uczniowie Jezusa: Panie, czy chcesz, abyśmy słowem ściągnęli ogień z nieba, który by ich pochłonął, jak to i Eliasz uczynił? [Łk 9,54]. Można jednak też słowem kogoś wzmocnić i uzdrowić albo nawet odpędzić Złego. Wszechmogący Pan dał mi język ludzi uczonych, abym umiał spracowanemu odpowiedzieć miłym słowem [Iz 50,4]. On wypędzał duchy słowem i uzdrawiał wszystkich, którzy się źle mieli [Mt 8,16].

Doceńmy rolę słowa i zechciejmy częściej korzystać z jego mocy. Już Cycero w I wieku przed Chrystusem pisał: Czyż jest coś wspanialszego, jak siłą wymowy utrzymać tłum ludzki na wodzy, przyciągać ku sobie umysły, naginać wolę lub odwracać od złego? Słowo może mieć w sobie wielką siłę oddziaływania i moc stwórczą. Cały Wszechświat zaczął się od Słowa!  Przez wiarę poznajemy, że światy zostały ukształtowane słowem Boga [Hbr 11,3].

Kto wierzy w Jezusa Chrystusa i chodzi w społeczności Ducha Świętego, ten ma w stałej dyspozycji ten niezwykły instrument oddziaływania. Zero przemocy, maksimum dobrego słowa! W każdej sferze życia i w odniesieniu do najróżniejszych ludzi możemy i powinniśmy posługiwać się właściwym słowem; Słowem Bożym, ale też i naszymi słowami, wynikającymi z poznania Boga, słowami, które darzą życiem. [Dz 5,20].

Uważajmy jednak! Ponieważ słowa mają moc, starannie je dobierajmy, aby nimi nigdy nie krzywdzić, a zawsze budować. Czy to możliwe?

01 października, 2009

Młode ramiona i siwa głowa

Dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Osób Starszych. Ustanowiony dziewiętnaście lat temu przez ONZ ma na celu z jednej strony zwrócić uwagę na problem starzenia się społeczeństwa, a z drugiej, propagować starość jako całkowicie normalny, a nawet piękny etap życia.
Według ONZ za osoby starsze powinno się uważać ludzi w wieku powyżej sześćdziesiątego roku życia. W 2006 roku liczba takich osób na świecie wynosiła 688 milionów a około 2020 roku sięgnie 1 miliarda. W Polsce osoby powyżej sześćdziesiątki stanowią około 17% ogółu ludności i trzeba wiedzieć, że od lat mamy do czynienia z postępującym zjawiskiem starzenia się polskiego społeczeństwa.

Ludzie w dojrzałym wieku – to wielki skarb każdego społeczeństwa. Ich nabyta przez dziesięciolecia wiedza i doświadczenie życiowe stanowi wielki rezerwuar mądrości, z którego mogą i powinni korzystać ludzie młodzi. Energia i pomysłowość młodych zestawiona i połączona z doświadczeniem i rozwagą starszych pozwala na zrównoważoną i efektywną działalność w każdej dziedzinie. Trzeba tylko o tym pamiętać i umieć z tego skorzystać.

 Pismo Święte bardzo pozytywnie opisuje starość ludzi wierzących. Zasadzeni w domu Pańskim wyrastają w dziedzińcach Boga naszego. Jeszcze w starości przynoszą owoc, są w pełni sił i świeżości [Ps 92,14–15]. Człowiek wierzący nie musi się martwić o to, co stanie się z nim na starość, ponieważ Bóg nigdy go nie opuści. Toteż i do starości, gdy już siwy będę, nie opuszczaj mnie, Boże, aż opowiem o ramieniu twoim temu pokoleniu, a wszystkim następnym o potędze twojej! [Ps 71,18].

Jeżeli wierząca kobieta chce zapewnić sobie bezpieczną starość pod opieką lokalnego kościoła, to czym prędzej powinna wziąć pod uwagę następującą instrukcję apostolską: Na listę wdów może być wciągnięta niewiasta licząca lat co najmniej sześćdziesiąt i raz tylko zamężna, mająca dobre imię z powodu szlachetnych uczynków: że dzieci wychowała, że gościny udzielała, że świętym nogi umywała, że prześladowanych wspomagała, że wszelkie dobre uczynki gorliwie pełniła [1Tm 5,9–10]. Gdy będzie miała taki życiorys, nie będzie się już musiała martwić na stare lata.

Lubię przebywać w towarzystwie osób starszych. Dziękuję Bogu, gdy są blisko. Mają za sobą tak wiele przeżyć, także przykrych, tak wiele rozmaitych lekcji przerobili, że aż wzbudza to we mnie respekt. Przed człowiekiem sędziwym powstań, a czcij osobę starego, i bój się Boga swego; Jam Pan. [3Mo 19,32]. Z radością trzymam się tej wskazówki Pisma. Chcę ich słuchać, pytać o zdanie, prosić o modlitwę i wsparcie.

Rechabeam, młody król Izraela, swego czasu odrzucił radę starszych, której mu udzielili, a poszedł za radą młodzieńców, którzy z nim wyrośli, a obecnie byli w jego orszaku [1Krl 12,8]. Wiadomo, czym się to skończyło. Obym nigdy nie popełnił podobnego błędu.

Młode ramiona i siwa głowa powinny występować razem, bo są sobie nawzajem potrzebne.