Mija właśnie trzydzieści lat od chwili, gdy Organizacja Narodów Zjednoczonych do Spraw Wyżywienia i Rolnictwa ogłosiła dzień 16 października Światowym Dniem Żywności. Celem obchodów tego dnia jest „pogłębianie świadomości opinii publicznej na temat globalnych problemów żywnościowych i wzmocnienie poczucia solidarności w walce z głodem, niedożywieniem i ubóstwem”.
Poza ONZ istnieje na świecie tysiące innych organizacji, zajmujących się sprawami wyżywienia. Wszyscy dwoją się i troją, aby zaspokoić apetyt, napełnić brzuch, poprawić materialne warunki życia. A naturalne pragnienia i zachcianki ciała nie chcą pozostawać na poziomie sprzed lat. Apetyt rośnie w miarę jedzenia.
To oczywiste, że i chrześcijanie powinni zadbać o materialną stronę życia. Swego czasu Bóg posłał Józefa do Egiptu, aby w porę przygotować źródło przetrwania dla potomków Abrahama w okresie głodu. Bóg posłał mnie przed wami, aby zapewnić wam przetrwanie na ziemi i aby wielu zostało zachowanych przy życiu [1Mo 45,7]. Sam Jezus parę razy zajął się karmieniem głodnych. Wezwał i nas, abyśmy niosąc ewangelię, nie zapominali o ubogich.
Lecz co z naszą duszą? Czyż życie nie jest czymś więcej niż pokarm, a ciało niż odzienie? [Mt 6,25]. Obok potrzeb ciała mamy także wcale nie mniej ważne potrzeby duchowe. Napisano: Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych [Mt 4,4]. Dlaczego więc jest tak, że tak wiele robimy, by zaspokoić potrzeby materialne, a tak niewiele czasu w tygodniu gotowi jesteśmy przeznaczyć na to, by nakarmić duszę?
Co należy zrobić, by pogłębić wśród dzisiejszych chrześcijan świadomość tego, że potrzebują zmienić duchowe nawyki żywieniowe? Przecież jeżeli wielu z nich nie zacznie – i to w trybie pilnym – regularnie odżywiać się duchowo czytając Biblię, modląc się i biorąc udział w zgromadzeniach zboru – to będą coraz słabsi duchowo i w końcu umrą. Zabiegajcie nie o pokarm, który ginie, ale o pokarm, który trwa, o pokarm żywota wiecznego, który wam da Syn Człowieczy: na nim bowiem położył Bóg Ojciec pieczęć swoją [Jn 6,27].
Ponad trzydzieści lat temu dotarło do mojej świadomości, że powinienem nie tylko odżywiać własnego człowieka wewnętrznego, ale też dzielić się chlebem Słowa Bożego z innymi głodnymi. Od września 1978 roku nieudolnie próbuję więc to robić na różne sposoby.
Przed laty zobaczyłem w Biblii nieznany mi wcześniej rodzaj postu. Lecz to jest post, w którym mam upodobanie: że się rozwiązuje bezprawne więzy, że się zrywa powrozy jarzma, wypuszcza na wolność uciśnionych i łamie wszelkie jarzmo, że podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego współbrata się nie odwrócisz [Iz 58,6-7]. Zrozumiałem: Podczas gdy naturalnie ciągnie mnie do tego, aby kręcić się tylko wokół własnych spraw, mam urządzić sobie post od egocentryzmu i podzielić swój chleb z głodnym.
Ot, i wydało się, dlaczego między innymi ślęczę nad tym blogiem J
I warto bracie Marianie ślęczeć nad tym blogiem! Pomimo różnych reakcji ludzi, na to co piszesz, pomimo tego, że możesz się czasem mylić (jesteś ciągle grzesznym człowiekiem). Ja w każdym bądź razie dziękuję Ci za ten chleb, bo często jestem głodny :) i często się karmię Słowem Bożym wypływającym z Twoich artykułów. I najważniejsze! Bogu niech będą dzięki za to, że używa swoje dzieci w różny sposób, ku zbudowaniu innych.
OdpowiedzUsuńNiech Pan Cię dalej używa bracie i błogosławi, w tym co robisz.
Ja też bratu dziękuję ze tego bloga!!!
OdpowiedzUsuńUważam, że powinniśmy być wdzięczni Bogu za ludzi, którzy z takim codziennym poświęceniem (i znakomitym warsztatem!) są w stanie inspirować nas do dobrych rzeczy w Bogu, jak pastor Marian.
OdpowiedzUsuńChoć nie zawsze zgadzamy się w ocenie współczesnych zjawisk (i dobrze, bo blog wtedy "żyje"), chylę czoła przed wszechstronnym duchowym spojrzeniem i dużym wkładem merytorycznym :).