Równo pięćdziesiąt lat temu miał w Warszawie miejsce tzw. cud na Nowolipkach. 7 października 1959 roku na tle pozłacanej kulistej podstawy krzyża wieńczącego dach kościoła św. Augustyna [na zdjęciu], doszło do ukazania się w godzinach wieczornych tak zwanej Matki Boskiej Muranowskiej Współczującej Miłosiernej. Rzekomo ukazywała się ona, z wyjątkiem dnia następnego, jeszcze przez dwadzieścia dni, przyciągając uwagę tysięcy wiernych z całej dzielnicy.
Kuria metropolitarna wydała specjalny komunikat stwierdzający, iż domniemany cud jest zjawiskiem naturalnym. Z powodu negatywnego nastawienia władz nie powołano ekspertów, którzy mogliby dokonać ewentualnej weryfikacji zjawiska. Krótko potem kopułę pomalowano na czarno i tak skończyła się sprawa cudu na Nowolipkach.
Ale oto mamy inną sensację. Kilka dni temu polskie media doniosły o pierwszym tzw. cudzie eucharystycznym w Polsce. Miał się on zdarzyć na przełomie stycznia i lutego 2009 roku w kościele św. Antoniego w Sokółce. Podczas udzielania komunii jeden z księży upuścił konsekrowaną hostię, która spadła na posadzkę. Zgodnie z przepisami liturgicznymi umieszczono ją w wypełnionym wodą specjalnym naczyniu, w którym miała się rozpuścić.
Po kilku dniach zauważono, że hostia się nie rozłożyła. Co dziwniejsze, woda zabarwiła się na kolor czerwony, przypominając krew. Gdy wylano ją na liturgiczny obrus, na jego powierzchni pozostał czerwony skrzep. Na polecenie kurii zbadali go dwaj niezależni lekarze specjaliści. W swojej ekspertyzie stwierdzili oni, że badana tkanka to fragment ludzkiego mięśnia sercowego. Teraz trwa postępowanie sprawdzające, czy opisane zdarzenie było rzeczywiście cudem, tj. czy nie wydarzyło się z pomocą ludzką.
Dziwne te cuda. I cud na Nowolipkach sprzed pięćdziesięciu lat, i cud w Sokółce sprzed kilku miesięcy, i wiele innych im podobnych cudów – to wydarzenia, które, gdyby miały być prawdziwe i pochodzić od Boga – to musiałyby źle świadczyć o Bogu.
Już tak na zdrowy rozum, wielka duchem i chwalebna niewiasta ukazująca się gdzieś na samym szczycie wieży kościoła, albo na drzewie w parku – to co najmniej niepoważne zachowanie, jak na tak czcigodną osobę. Jeśli brać pod uwagę normalnych, dorosłych ludzi, to tacy po dachach i drzewach nie chodzą. Gdyby np. moja mama weszła na kopułę wieży kościelnej lub na drzewo w parku – to miałbym niezłą zagwozdkę. Każdy pomyślałby, że raczej świadczy to o jakimś jej wielkim dramacie, a nigdy o normalnym zachowaniu.
Dlaczego więc matka naszego Pana miałaby ukazywać się w takich miejscach? Czyżby ktoś miał pomyśleć, że jest ona zdesperowana i nie zaznaje spokoju w społeczności z Chrystusem w raju? Coś mi tu wyraźnie nie gra. Mało tego. Z Biblii nie wynika, że ludzie, którzy odeszli już z tego świata, wracają sobie kiedy chcą na ziemię i mają zdolność epifanii.
Mamy wprawdzie ewangeliczny opis krótkiego pojawienia się Mojżesza i Eliasza na Górze Przemienienia, ale ukazali się oni tam wyłącznie ze względu na Chrystusa, jako swego rodzaju tło dla cudownego przemienienia się Pana i tylko z Nim rozmawiali. Nie ma w NT żadnej wzmianki i przyzwolenia na to, ażeby uczniowie Jezusa mogli mieć jakieś zgodne z wolą Bożą kontakty ze zmarłymi.
A najnowsza rewelacja z Sokółki? Jest ona oparta na założeniu, że hostia, to prawdziwe ciało Chrystusa, czyli że Chrystus jest fizycznie obecny na każdym kościelnym ołtarzu. Nigdzie w Biblii nie ma takiej nauki. Stwierdzanie fizycznej obecności Boga i czczenie materialnego obiektu jako Boga (czy może jeszcze gorzej – Jego cząstki) to nic innego, jak akt bałwochwalstwa. Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie [Jn 4,24]. Jezus jest obecny wszędzie w Duchu Świętym, ale od wniebowstąpienia nigdzie na ziemi nie jest obecny w sensie fizycznym. I gdyby wam wtedy kto powiedział: Oto tu jest Chrystus, oto tam, nie wierzcie [Mk 13,21].
Tak więc nie jest dla nas ważne, czy ta hostia w Sokółce zamieniła się w kawałek ludzkiego serca, czy nie, bowiem w świetle Biblii jasno widać, że nie mogło to być ciało Chrystusa. Bóg nie czyni cudów, które stałyby w sprzeczności z Jego Słowem, bo samego siebie zaprzeć się nie może [2Tm 2,13].
Każdy prawdziwy cud Boży, obok swojej niezwykłości ma jeszcze w sobie głęboki sens duchowy lub jakieś dobro praktyczne. Wspomniane zaś „cuda” co najwyżej miałyby wzmocnić w ludziach niebiblijne wierzenia i praktyki religijne. Ponieważ wierzę w Boga, nie mogę wierzyć w takie cuda.
A gdzie w Bibli jest napisane, że cała prawda jest zawarta w Biblii? Biblia to część Objawienia Bożego, część tradycji. W czasach bezpośrednio po Chrystusie chrześcijanie nie mieli Biblii w naszym sensie, bo Nowy Testament nie istniał. Chrystus, jego działalność i Apostółów była obecna jedynie w tradycji przekazywanej przez świadków i stopniwo spisywanej na użytek misyjny. Tak powstały Ewangelie i Listy. To właśnie ta tradycja uznała spisany później Nowy Testament za natchniony, za część Objawienia Bożego. Absudrem jest zatem stwierdzanie, że cała wiara chrześciajńska jest zawarta w Biblii, bo zanczyłoby to, że pierwsi chrześcijanie wiary nie mieli, bo nie było Nowego Testamentu.
OdpowiedzUsuńNikt nie twierdzi, że w Biblii jest "cała prawda". Chodzi tylko o to że w Biblii jest "wystarczająca prawda". Wszelkie inne doktryny są niewiążące i drugorzędne.
Usuń"to mam teraz, po przeczytaniu, napisac cos powaznego, tak?
OdpowiedzUsuńdoloze przyklad 'cudu' ze Slupska, ktory sam widzialem. w roku 1982 z krzyza przed jedny z kosciolow poplynela 'krew'. i to pewnie krew samego boga.
w nocy przyjechala UB-ecja (wikipedia leszcze) i krzyz umyla. no ale wkrotce znowu jakas ciecz wyplynena z drewna krzyza i tym razem krzyz okryto przezroczysta pleksa a przed krzyzem nie topnial tlum ubogich duchem i rozumem.
nie jestem bardzo biegly w krytycznym mysleniu, ale gdyby nawet fundacja richarda dawkinsa i jamesa randiego ze wspolpraca uniwersytetu jagiellonskiego zrobila badania tej cieczy i w sposob jednoznaczy orzekla, ze ciecz to krew, to by to wlasnie tylko tyle znaczylo; ze z drzewa poplynela krew. i ze bog istnieje. no ale tu nie musze nikogo przekonywac, ze to bzdura.
o wiele ciekawsze cuda, to te ktore wydazaja sie w zyciu ewangelicznych, narodzonych-na-nowo chrzescijan twierdzacych, ze maja osobiste relacje z bogiem. i ze ten bog w sposob duchowy (wplyw na psychike) i fizyczny (wplyw na swiat materialny) dziala w ich zyciu.
to bardzo wazne, bo jesli 'wiara' nie moze byc oceniana obiektywnie ('ja wierza w to, ty w tamto, ale i tak ja mam racje, bo moje przekonanie jest sluszniejsze od twojego...') to wplyw 'boga' na otaczajacy nas swiat moze byc obiektywnie stwierdzony.
sam fakt, ze 'bog' niby zmienia 'zycie' do stopnia glebokiej psychicznej refleksji (niekiedy), zmiany trybu zycia i rezygnacji z niektorych przyzwyczajen (odstawienie alkoholu, tytoniu i narkotykow z dnia na dzien) i uczucia 'prawdziwej' wolnosci i radosci i - niech bedzie - pokoju oczywiscie nie swiadczy o istnieniu 'boga'.
swiadczy tylko o tym, ze w zyciu czlowieka nastapila zmiana.
i sceptyk bedzie zadawal pytanie, czy nie czasem zmiana zaszla pod wplywem przezycia religijnego.
bardzo lubie swoje przeswiadczenie, ze istnieje tylko swiat materialny. pozwala mi to lepiej rozumiec siebie i swiat wokol mnie. pozwala mi budowac swoje zycie na prawdzie i traktowac wszystkich ludzi jako moich waznych partnerow w zyciu.
i dlatego lepiej by bylo, gdyby religijne fikcje takie jak wiara chrzescijan przestala wplywac na przekonania ludzi o swiecie.
zeby umocnilo sie przekonanie, ze historia opisana w nowym i starym testamencia to nic wiecej jak tylko mit i legenda.
zeby lepiej nam sie zylo. i mi, i tobie.
Donacie, różnimy się tym,że ja wciąż wierzę Biblii, a Ty tę wiarę straciłeś. Nie mając wspólnego (uznanego przez nas obydwu) punktu odniesienia w tak zasadniczych sprawach nie jesteśmy w stanie dojść do wspólnego stanowiska.
OdpowiedzUsuńStaram się zrozumieć Twój postulat z końcowej części komentarza, jak Twoim zdaniem byłoby lepiej. Jednakowoż z biblijnego punktu widzenia (ktory na tyum blogu staram się prezentować) byłoby najlepiej, gdyby wszyscy ludzie (również i Ty)uwierzyli w Jezusa Chrystusa, szczerze się do Niego nawrócili i miłowali Go z całego serca, ze wszyskich sił ... "żeby lepiej nam się żyło. I mnie, i Tobie" ... :)
Pozdrawiam
Chyba nie za bardzo przemyślałeś to coś napisał, Donacie. Skąd wiesz że cokolwiek lepiej rozumiesz? Skąd wiesz że w ogóle cokolwiek jesteś w stanie zrozumieć? :) Przecież jeśli ostatecznie wszystko jest tylko wytworem bezrozumnej materii to dotyczy to także twoich wniosków. Tzn. przyjmując materializm jako prawdę, można by powiedzieć że zostałeś ateuszem nie dlatego, że się przekonałeś iż cokolwiek innego jest prawdziwsze, ale dlatego, że być może popsuł ci się metabolizm organizmu. :) Przecież wszystkie wnioski ateusza są tylko efektem działania jego materianego mózgu. A ten materialny mózg jest zdeterminowany chemią, metabolizmem i ogólnie pozbawioną rozumu materią. Móg ateusza produkuje swoje "myśli" tak jak wątrąba żółć. Stąd jego wnioski są zupełnie bezwartościowe poznawczo.
OdpowiedzUsuńCo zaś do wiary, to tylko fideizm nie może być oceniany obiektywne. Wszystkie inne wierzenia, włącznie z wiarą w Boga, czy w to, że wszystko jest tylko materią, mogą (i powinny) być oceniane oraz dyskutowane.
OdpowiedzUsuńZ materialistami jest tylko ten problem, że oni nie mają nawet o czego zacząć, bo materializm z założenia unicestwia obiektywną wartość poznania, jak o tym pisałem wyżej. Być może dlatego nie ma dziś katedr mterializmu na wydziałach filozofii. Materializm jest zbyt prymitywny intelektualnie. Nikt inteligentny nie zatrzymuje się na materializmie, ale idzie dalej - albo się nawraca na teizm, albo kończy jako egzystencjalsta, nihilista i lavejowski satanista.
Cudow jest bardzo duzo na swiecie i przekonali sie o tym nie tylko katolicy ale wszystkie odlamy chrzescijanstwa.
OdpowiedzUsuńJesli tysiace ludzi sa swiadkami danego cudu to nie ma watpliwosci ze takie rzeczy sie zdarzaja i trzeba je przyjac z pokora. Bog dziala wedlug swego ducha i swej wielkiej madrosci i jest to madrosc ponad ludzka.