29 maja, 2018

Przywiąż się do Jezusa!

Czytałem niedawno o interesującym zjawisku przywiązania. Pewien wdowiec z Chorwacji w 1993 roku przygarnął postrzeloną przez myśliwych samicę bociana. Po jakimś czasie, w zbudowanym dla niej na szczycie dachu gnieździe zaczął ją odwiedzać adorator. Relacja się zacieśniła, lecz gdy nastała jesień, kierowany instynktem bocian wyemigrował do ciepłych krajów. Bocianka nie poleciała, bo nie pozwoliła jej na to niepełnosprawność. Jednak wiosną bocian wrócił. Od tamtej pory minęło wiele lat, a bocian wciąż co roku przylatuje,  za każdym razem pokonując dystans około 14 tysięcy kilometrów i trafiając dokładnie do tego samego miejsca. Para doczekała się przez ten czas 62 piskląt. Bocian przylatuje zawsze w marcu o tej samej porze, a tajemnicą jego powrotów jest instynkt przywiązania.

Chcę w tym rozważaniu zastanowić się właśnie nad znaczeniem przywiązania w życiu chrześcijanina. Dlaczego? Ponieważ Bóg jednoznacznie i wielokrotnie wzywa swój lud, aby przywiązał się do Niego. Kochaj PANA, twojego Boga, słuchaj Jego głosu i lgnij do Niego, gdyż On jest twoim życiem… [5Mo 30,20].

Według słownika języka polskiego przywiązanie to uczucie sympatii, oddania, to zżycie się. Przywiązać się - to poczuć sympatię do kogoś, polubić kogoś, coś, zżyć się z kimś, przyzwyczaić się do czegoś. Przywiązany to związany z kimś lub czymś uczuciowo, oddany, wierny. W Biblii spotykamy przynajmniej dwa hebrajskie słowa wyrażające postawę przywiązania. DaBhaQ - co znaczy przylgnąć, lgnąć, być blisko, przykleić się, pozostać blisko, kleić się, spoić się. Oraz QaSzaR - przywiązać, związać, sprzymierzyć się.

Za pierwszy przykład zastosowania ich w Biblii niech posłuży nam postawa Rut względem jej teściowej. Potem Orpa ucałowała teściową na pożegnanie. Rut jednak do nie przylgnęła [Rt 1,14]. O Eleazarze, jednym z rycerzy Dawidowych, jest napisane, że stanął i raził Filistynów tak, że zdrętwiała mu ręka i przywarła do miecza [2Sm 23,10]. W jeszcze innym miejscu czytamy o zamiarach Boga względem Jego ludu: Bo jak pas przylega do bioder osoby, która go nosi – oświadcza PAN – tak chciałem, by przylegał do Mnie cały dom Izraela i cały dom Judy. Chciałem, by był moim ludem, mą chlubą, chwałą i ozdobą. Lecz oni nie posłuchali [Jr 13,11].

Żyjemy w czasach coraz większej popularności postawy nieprzywiązywania się do nikogo i do niczego. Mamy więc na przykład coraz więcej jednoosobowych gospodarstw domowych. Podobno w Sztokholmie, w ogólnej liczbie gospodarstw domowych jest ich ponad siedemdziesiąt procent. Obserwujemy rosnącą migrację ludności, chociażby ze względów ekonomicznych. Ludzie nie są przywiązani do swojego kraju i przenoszą się tam, gdzie będzie im lepiej. Niektórzy rodzice w stosunku do swoich dzieci stosują zasadę tzw. "chłodnego wychowu". Uważają, że nie dopuszczając do silnego związku emocjonalnego miedzy nimi, ułatwią dzieciom chwile rozstania z rodzicami, np. z powodu rozwodu lub ich nagłej śmierci.

Gasnącą potrzebę przywiązania obserwujemy też w środowiskach chrześcijańskich. Rośnie liczba ewangelicznie wierzących ludzi krążących po różnych zborach. Nie chcą być z żadnym zborem na stałe związani. Bardzo im to ułatwiają liczne konferencje chrześcijańskie, dzięki którym co weekend mogą uczestniczyć w atrakcyjnych spotkaniach, jednocześnie będąc naprawdę pożądanymi ich uczestnikami. Osoby przywiązane do swoich zborów z reguły mają w nich rozmaite obowiązki, co wyklucza częste uczestnictwo w konferencjach. Chrześcijaństwo konferencyjne, jako nowy typ pobożności, wytworzyło się w wyniku aktywności ludzi często nieprzywiązanych do żadnego zboru. Myślę, że mimowolnie są oni narzędziami chytrego przeciwnika Kościoła, który systematycznie osłabia zbory, przyciągając uwagę ich członków do konferencji. Zbór wyludnia się w kolejne niedziele. Nie ma komu grać, prowadzić śpiewu, poprowadzić zajęć szkółki niedzielnej, głosić Słowa Bożego, bo muzycy, kaznodzieje i inni aktywni członkowie zboru pojechali na drugi koniec Polski na konferencję.

Znam takich, którzy brak przywiązania do zboru przyjęli za swój punkt honoru i oznakę swej duchowej dojrzałości. Lecz uwaga! Okazywany chociażby okresowo stan niezależności i nieprzywiązania do czegokolwiek – staje się często dla człowieka pułapką. Bez stałej relacji ze zrównoważonymi i bogobojnymi ludźmi, bez konieczności systematycznego wywiązywania się z pożytecznych obowiązków, łatwo można przywiązać się do rzeczy prozaicznych, płaskich, nieistotnych, a nawet szkodliwych. Są ludzie mocno już przywiązani do określonej formy odżywiania, do dziwnego hobby, do przesadnej troski o ciało albo chociażby do … kota. Są tak zafiksowani na punkcie swego przywiązania, że nie tylko sami chorobliwie są mu oddani, ale zaczynają przywiązywać do niego też innych ludzi.

Ofiarą przywiązania o niskich lotach, przywiązania niegodnego dziecka Bożego, zostać można z powodu ciągłych przeciwności życiowych. Oto prochu dosięgła nasza dusza, powaleni przywarliśmy do ziemi [Ps 44,26]. Tak. Ustawiczne niepowodzenie, brak zrozumienia, bieda i samotność może stać się podłożem przywiązania do rzeczy małych. Uzależnienia się od telewizji, papierosa, zajmowanego stołka itd. Do takiego przywiązania może też dojść z powodu zbytniego umiłowania doczesnego świata. Skupiając się na coraz to piękniejszych rzeczach i miejscach popadamy w stan, w którym pozostaje już tylko rozpaczliwa modlitwa: Moja dusza przylgnęła do prochu – ożyw mnie według Twego Słowa [Ps 119,25].Mamy też w Biblii przykłady przywiązania się do ludzi o złym wpływie. O królu Salomonie jest napisane, że pokochał wiele kobiet obcych plemion. Pochodziły one z narodów, co do których PAN powiedział synom Izraela: Nie łączcie się z nimi i niech one nie łączą się z wami, bo z pewnością nakłonią wasze serca do pójścia za swoimi bogami - do takich właśnie kobiet przylgnął Salomon w swych pragnieniach [1Krl 11,2]. Związek z drugim człowiekiem może być bardzo pożyteczny, ale też może zrujnować nam życie. Salomon – mimo swej niezwykłej mądrości – popełnił ten kardynalny błąd.

Zbyt łatwo przywiązujemy się do złych ludzi i rzeczy. Porozmawiajmy więc o dobrym przywiązaniu. W potocznym zrozumieniu jest to przywiązanie do rodziny, do przyjaciół, do miejsca urodzenia, do ojczyzny, do określonych wartości itd. Jednakże w życiu człowieka wierzącego wszystko zaczyna się od przywiązania do Boga. Niech te słowa, które Ja ci dziś przykazuję, będą w twoim sercu. Wpajaj je swoim dzieciom, mów o nich gdy jesteś w domu, gdy odbywasz podróż, przed snem i kiedy wstajesz. Przywiąż je sobie jako znak do ręki i niech ci one będą przepaską na czole. Wypisz je też na odrzwiach swego domu i na swoich bramach [5Mo 6,8-9]. Przykładem wielkiego przywiązania do Boga świeci król judzki Hiskiasz. Był przywiązany do Pana (wg Biblii Ewangelicznej: lgnął on do PANA) i nie odstępował od niego, przestrzegając przykazań, jakie Pan nadał Mojżeszowi. Toteż Pan był z nim, wszystko, co przedsięwziął, wiodło mu się [2Krl 18,6-7].

Dobrą postawą w świetle Biblii jest również przywiązanie do ludzi związanych z Bogiem. Na przykład o Jonatanie, synu pierwszego króla izraelskiego, czytamy: A gdy Dawid skończył rozmawiać z Saulem, dusza Jonatana przylgnęła wręcz do duszy Dawida. Jonatan pokochał go jak samego siebie [1Sm 18,1]. Biblia Gdańska mówi, że dusza Jonatanowa spoiła się z duszą Dawidową. Stało się tak bynajmniej nie dlatego, że Jonatan był gejem, jak dzisiaj chciałyby te środowiska, lecz dlatego, że Dawid był człowiekiem według serca Bożego, a Jonatan właśnie z kimś takim chciał się przyjaźnić.

Celem tego rozważania jest uświadomienie problemu złego przywiązania i zachęta do przywiązywania się do tego, co dobre. Chrześcijanin nie może być przywiązany do tego, co złe! Trzeba nam przywiązać się do Boga. Trzeba być przywiązanym do zboru ludu Bożego. Trzeba nam zaprzyjaźniać się i przywiązywać do ludzi wierzących. Powstające w ten sposób trwałe przywiązanie przynosi chwalę Bogu, a ludziom pożytek. Tego rodzaju przywiązanie okazuje się też mocniejsze od więzów krwi, bo niejeden przyjaciel jest bardziej przywiązany niż brat [Prz 18,24]. Wspomniany już król Dawid wyznał Bogu: Przylgnąłem do Ciebie całą duszą [Ps 63,9].

Tak. Wolą Bożą dla człowieka wierzącego jest to, aby lgnął on do Boga. Kochaj PANA, twojego Boga, słuchaj Jego głosu i lgnij do Niego, gdyż On jest twoim życiem… Należyte przywiązanie do Boga oznacza jednoczesne odwiązanie ludzkiego serca od świata. Miłując Boga z całego serca, ze wszystkich sił i myśli, przestajemy miłować świat i rzeczy, które są na świecie. Jesteśmy całkowicie przywiązani do Boga i zboru odrodzonych duchowo ludzi.

Budda nauczał, że największymi wrogami człowieka są jego pragnienia i przywiązywanie się, że większość problemów i rozczarowań w życiu powstaje z powodu przywiązania. Biblia mówi inaczej! Nawet bocian w przestworzach zna swój czas, synogarlica, jaskółka i żuraw przestrzegają pory swojego przylotu, lecz mój lud nie chce znać prawa Pana [Jr 8,7]. Nawet bocian przywiązuje się tak mocno do miejsca, gdzie jest jego gniazdo, że aż dziw!

Są ludzie, którzy uważają za swój punkt honoru – aby do niczego nie być przywiązanym. Ani do Boga, ani do ludzi, ani do żadnego miejsca. Odrzucając dobre przywiązanie – stają się niewolnikami czegoś zgubnego. Popadają w złe uzależnienie, przywiązują się sercem do rzeczy niegodnych chrześcijanina.

A ty? Przywiąż się do Jezusa – proszę. Przywiązanie do Boga objawia się przywiązaniem do zboru Bożego i wszystkiego, co miłe w Jego oczach! Tylko przywiązani do Boga ludzie są przez Niego używani. Tylko tacy mogą wydawać i wychowywać duchowe potomstwo. Dlatego zachęcam: Przywiąż się do Jezusa!

26 maja, 2018

Jak matka

Kaplica naszego Kościoła przy ul. Menonitów
widziana z wnętrza otwartego dziś Forum Gdańsk
 
Czas spędzony dzisiaj z moją Mamą na nowo uświadomił mi, jak wiele jej zawdzięczam. Teraz już osiemdziesięcioczteroletnia kobieta, w latach mojego dzieciństwa wykazała się niezwykłą zaradnością, pracowitością i odwagą. Zdana przeważnie na własne siły, dzielnie stawiała czoła roli matki sześciorga dzieci. Na początku lat siedemdziesiątych XX wieku podjęła strategiczną decyzję przeniesienia rodzinnego gniazda z małej wioski na Lubelszczyźnie do Gdańska. Wyszukała pustostan na obrzeżach stoczni remontowej, podjęła pracę w stołówce robotniczej i nie dopuściła do tego, aby jej dzieci chodziły głodne. Podczas moich wczorajszych odwiedzin u jej siostry, ciocia wspominała, jak moja Mama pędzelkiem do golenia malowała ściany owego pustostanu, w którym zamieszkaliśmy. Wzruszam się, gdy myślę o tamtych latach i niezwykłym harcie ducha, którym wykazywała się wówczas moja Mama. Z Bożą pomocą przetrwaliśmy trudne lata i wyszliśmy na prostą.

Właśnie. Jestem przekonany, że tajemnicą i źródłem owego heroizmu mojej Mamy stało się jej nowe narodzenie w 1971 roku i napełnienie Duchem Świętym. Owszem, popełniała błędy, ale trwając w bliskiej społeczności z Panem Jezusem miała odwagę wyruszać z motyką na słońce. Po przyjeździe do Gdańska, już jako duchowo  odrodzona osoba, odnalazła zbór  zielonoświątkowy przy ul. Menonitów w Gdańsku, do którego się przyłączyliśmy. Gdy z tarasu otwartego dziś Forum Gdańsk spojrzałem na pomennonicki kościółek, który od 1974 roku był moim domem duchowym i jednym z najbliższych memu sercu miejsc w Gdańsku, ożyło we mnie wiele wspomnień z kaplicą naszego macierzystego zboru związanych. W niej przeżyłem młodzieńcze lata, zostałem ochrzczony w wodzie, złożyłem ślubowanie małżeńskie, stawiałem pierwsze kroki w służbie duszpasterskiej i  modliłem się o błogosławieństwo Boże dla pierwszej naszej córki. Ten dom modlitwy wiąże się też z moim powołaniem do służby Słowa Bożego i najlepszymi marzeniami o tej posłudze. To miejsce w dużym stopniu uformowało mnie duchowo, podobnie jak moja Mama miała wpływ na kształtowanie mojego charakteru.

Nadszedł dla mnie czas, gdy trzeba było opuścić zbór-matkę i założyć w Gdańsku nowe gniazdo duchowe dla powstającego zboru, podobnie jak - zgodnie z Biblią - opuściłem moją Mamę i z Gabrielą utworzyłem nową rodzinę. Jednak Mama ani na chwilę nie przestała mi być bardzo bliska. Tak wiele jej zawdzięczam, że zawsze mam ją w sercu i w najlepszej pamięci. Tak też jest z kaplicą gdańskiego zboru zielonoświątkowego przy ul. Menonitów. Na zawsze wpisała się w moje serce i nic tego nie zmieni. Za każdym razem gdy znajdę się w Forum Gdańsk, tęsknie spojrzę w jej stronę.

11 maja, 2018

Godnie jedzmy i pijmy przy Stole Pańskim

Przedmiotem tego rozważania jest Wieczerza Pańska czasem błędnie zwana "Pamiątką Wieczerzy Pańskiej". Błędnie, ponieważ Wieczerza Pańska jest wspominaniem śmierci Jezusa, a nie wspominaniem samej Wieczerzy. Jeżeli więc mówiąc o Wieczerzy Pańskiej chcielibyśmy koniecznie użyć słowa "pamiątka" to należałoby powiedzieć "Pamiątka Śmierci Pańskiej". Mamy wszakże inne biblijne jej nazwy, takie jak "Łamanie chleba" lub "Stół Pański".

Klasycznym fragmentem Biblii o ustanowieniu i praktykowaniu Wieczerzy Pańskiej jest nauka apostolska z jedenastego rozdziału Pierwszego Listu do Koryntian. Albowiem jam wziął od Pana, com też wam podał, iż Pan Jezus tej nocy, której był wydan, wziął chleb, a podziękowawszy, złamał i rzekł: Bierzcie, jedzcie; to jest ciało moje, które za was bywa łamane; to czyńcie na pamiątkę moję. Także i kielich, gdy było po wieczerzy mówiąc: Ten kielich jest nowy testament we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę moję. Albowiem ilekroć byście jedli ten chleb i ten kielich byście pili, śmierć Pańską opowiadajcie, ażby przyszedł. A tak, kto by jadł ten chleb, albo pił ten kielich Pański niegodnie, będzie winien ciała i krwi Pańskiej. Niechże tedy człowiek samego siebie doświadczy, a tak niech je z chleba tego i z kielicha tego niechaj pije. Albowiem kto je i pije niegodnie, sąd sobie samemu je i pije, nie rozsądzając ciała Pańskiego. Dlatego między wami wiele jest słabych i chorych, i niemało ich zasnęło. Bo gdybyśmy się sami rozsądzali, nie bylibyśmy sądzeni. Lecz gdy sądzeni bywamy, od Pana bywamy ćwiczeni, abyśmy z światem nie byli potępieni [1Ko 11,23-29  w przekładzie Biblii Gdańskiej]

Jak wiadomo, Paweł apostoł nie był w gronie uczniów w wieczerniku. Jednak nie tylko nauczał o Wieczerzy tak samo jak inni apostołowie, ale też bardzo dobrze rozumiał jej znaczenie. Sam zmartwychwstały Chrystus Pan objawił się Pawłowi i przekazał mu, czego i jak trzeba nauczać. Jest to wyraźny dowód, że Wieczerza Pańska nie jest pomysłem apostolskim. Pochodzi ona od samego Jezusa Chrystusa, jako czynność na Jego pamiątkę, wciąż na nowo przypominająca o Jego śmierci za nasze grzechy. Trzeba nam przy tym pamiętać, że śmierć krzyżowa Jezusa Chrystusa ma absolutnie wyjątkową rangę i znaczenie. Owszem, znamy w dziejach ludzkości takie przypadki, że ludzie oddawali swe życie za ojczyznę, rodzinę lub ideę, lecz ich śmierć w żadnym razie nie rozwiązywała problemu grzechu. Tylko śmierć wcielonego Syna Bożego, doskonałego Baranka Bożego, stanowiła ofiarę gładzącą grzech świata i jednającą nas z Bogiem.

Wieczerza Pańska jest głoszeniem śmierci Pańskiej, aż przyjdzie. Mowa tu o powtórnym przyjściu Jezusa Chrystusa. Do czasu powrotu Chrystusa na ziemię trwa czas łaski Bożej. Grzesznicy słysząc ewangelię, słuchając o śmierci Jezusa na krzyżu, mogą się opamiętać ze swoich grzechów i przez wiarę osobiście skorzystać z ofiary Chrystusowej. Trzeba nam więc opowiadać o ofierze złożonej przez Baranka Bożego aż do końca, aż On powróci.

Do wspominania śmierci Jezusa poprzez sprawowanie Wieczerzy Pańskiej używamy prostego obrazu podstawowego pokarmu i napoju w Izraelu z czasów Jezusa. Są to chleb i wino.  Pojawiają się one już na początku Biblii w rękach Melchizedeka, kapłana Boga Najwyższego [1Mo 14,18]. Obietnica Boża złożona Izraelowi, głosi o Ziemi Obiecanej, że w niej nie zabraknie im chleba i wina  [3Mo 26,5]. Chleb i wino było w Izraelu na każdym stole paschalnym i tak jest do dzisiaj. Księga Psalmów mówi o winie, które rozwesela serce człowieka i chlebie, co wzmacnia serce człowieka [Ps 104,15].

Chleb złamany rękami samego Syna Bożego, to obraz ciała Jezusa ubiczowanego i ukrzyżowanego jako ofiara za grzech świata. Wziął chleb, a podziękowawszy, złamał i rzekł: Bierzcie, jedzcie; to jest ciało moje, które za was bywa łamane. Z pewnością nikt z uczniów nie pomyślał wówczas, że Jezus daje im do jedzenia swoje ciało w sensie dosłownym. Tak. Jego ciało jest prawdziwym pokarmem, a Jego krew jest prawdziwym napojem, lecz są pokarmem i napojem duchowym, a nie materialnym. Łamiąc chleb własnymi rękami Syn Boży dał do zrozumienia, że oddanie życia za grzech świata jest Jego czynem osobistym i dobrowolnym. Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz oddaje za owce własne życie [Jn 10,11]. Ja kładę życie swoje, aby je znowu wziąć. Nikt mi go nie odbiera, ale Ja kładę je z własnej woli. Mam moc dać je i mam moc znowu je odzyskać; taki rozkaz wziąłem od Ojca mego [Jn 10,17-18].

Jedząc z jednego, rozłamanego chleba, karmiąc swe dusze Chrystusem, zbór daje tym samym świadectwo jedności Kościoła tj. Ciała Chrystusowego. Czy chleb, który łamiemy, nie oznacza udziału w Jego ciele? Ponieważ jest jeden chleb, my, choć liczni, stanowimy jedno ciało, wszyscy bowiem bierzemy cząstkę pochodzącą z jednego chleba [1Ko 10,16-17].

Kielich podany do picia uczniom – to obraz Nowego Przymierza Syna Bożego z wierzącymi w Niego ludźmi. Kielich ten jest Nowym Przymierzem we krwi mojej (wg BW-P). Biblia mówi, że bez krwi nie ma przebaczenia grzechów. Krew doskonałego Baranka Bożego musiała zostać wylana w ofierze, raz na zawsze złożonej za grzech świata. Syn Boży, Jezus Chrystus jako Arcykapłan złożył ofiarę z własnej krwi za nasze grzechy i w ten sposób ustanowił Nowe Przymierze, na mocy którego wszyscy wierzący w Niego zostali pojednani z Bogiem. 

Ideę Nowego Przymierza Boga z człowiekiem dobrze ilustruje związek małżeński w dawnym Izraelu. Tajemnica to wielka, ale ja odnoszę to do Chrystusa i Kościoła [Ef 5,31-32] – napisał o małżeństwie apostoł Paweł w natchnieniu Ducha Świętego. Przypatrując się żydowskim zaślubinom, rzeczywiście można lepiej zrozumieć, jak dochodzi do związku pomiędzy Chrystusem i wierzącym w Niego człowiekiem.

W tamtych czasach w Izraelu ojciec oblubieńca wyszukiwał synowi oblubienicę, wypłacał za nią określoną należność i wtedy następował akt zaręczyn. Podpisywano kontrakt, w którym oblubieniec zobowiązywał się, że zatroszczy się o całą przyszłość oblubienicy. Oblubieniec rozpoczynał przygotowanie domu, a oblubienica szykowała się do dnia ślubu i wesela, nie wiedząc, kiedy oblubieniec przyjdzie zabrać ją do ich wspólnego miejsca zamieszkania. W końcu następował ten wyczekiwany dzień zaślubin i czas wesela.

Czyż można lepiej zobrazować związek Chrystusa z Kościołem? Bóg Ojciec wybiera i pociąga człowieka do Syna Bożego. Nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który mnie posłał [Jn 6,44] powiedział Jezus. Następnie grzesznik zostaje wykupiony ze swojej grzesznej przeszłości, ze wszystkich uzależnień, naturalnych powiązań i świeckiego środowiska. Wiedząc, że nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewinnego i nieskalanego [1Pt 1,18-19]. Duch Święty wzbudza wiarę w sercu człowieka i w ten sposób powstaje osobista więź z Synem Bożym. Albowiem zaręczyłem was z jednym mężem, aby stawić przed Chrystusem dziewicę czystą [2Ko 11,2]. Tym samym Syn Boży bierze na Siebie odpowiedzialność za nasze zbawienie. Daje nam dar żywota wiecznego, a poprzez zadatek Ducha zapewnia wszystkich napełnionych Duchem Świętym, że doprowadzi do końca, to co z nimi zaczął i że zabierze ich do Siebie. Idę przygotować wam miejsce. A gdy pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie ja jestem [Jn 14,2-3].

Kościół - jako Oblubienica Chrystusowa - ma się przygotowywać na powtórne przyjście Jezusa Chrystusa. I wy bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o takiej godzinie, której się nie spodziewacie [Łk 12,40]. Wraz z ponownym przyjściem Chrystusa nadejdzie czas wesela Baranka.  Weselmy się i radujmy się, i oddajmy mu chwałę, gdyż nastało wesele Baranka, i oblubienica jego przygotowała się; i dano jej przyoblec się w czysty, lśniący bisior, a bisior oznacza sprawiedliwe uczynki świętych. I rzecze do mnie: Napisz: Błogosławieni, którzy są zaproszeni na weselną ucztę Baranka. I rzecze do mnie: To są prawdziwe Słowa Boże [Obj 19,7-9].

Czy wszystko w tym obrazie jest jasne? Kielich podczas Wieczerzy Pańskiej rozdzielany pomiędzy wiernych  obrazuje Nowe Przymierze, jakie Bóg zawarł z wierzącymi, poprzez krew Syna Bożego.

Z powyższych powodów odczytane Słowo Boże nakazuje konieczność rozsądzania Ciała Pańskiego i godnego przystępowania do Wieczerzy Pańskiej. W naszym tekście występują dwa ważne pojęcia: rozróżnianie i doświadczanie. Rozróżnianie, gr. diakrino, znaczy - rozdzielać, rozróżniać, rozstrzygać, rozsądzać. Albowiem kto je i pije niegodnie, nie rozróżniając ciała Pańskiego, sąd własny je i pije [w. 29]. To nie jest zwyczajne jedzenie chleba i picie wina. Udział w Wieczerzy Pańskiej domaga się rozróżnienia pomiędzy tym, co święte i godne, a tym, co jest duchowo nieczyste. Kto chce mieć udział w Łamaniu Chleba potrzebuje oddzielenia dla Pana! Nie możecie pić kielicha Pańskiego i kielicha demonów; nie możecie być uczestnikami stołu Pańskiego i stołu demonów [1Ko 10,21].

Aby należycie oddzielać się dla Chrystusa Pana, trzeba samego siebie wciąż na nowo poddawać próbie. Doświadczanie, gr. dokimadzo, znaczy próbować, doświadczać, poddać próbie, wybadać. Chodzi o zdolność duchową, niektórym ludziom zupełnie nieznaną. Poddawajcie samych siebie próbie, czy trwacie w wierze, doświadczajcie siebie; czy nie wiecie o sobie, że Jezus Chrystus jest w was? [2Ko 13,5]. Tylko ludzie dorośli i odrodzeni z Ducha Świętego potrafią na tyle wejrzeć w siebie, aby oczyścić się od wszelkiej zmazy ciała i ducha, dopełniając świątobliwości swojej w bojaźni Bożej [2Ko 7,1].

Oto dlaczego do Wieczerzy Pańskiej w naszym zborze przystępują wyłącznie osoby odrodzone duchowo i pojednane z Bogiem, będące we właściwych relacjach z innymi ludźmi. Oto dlaczego osobom przybliżonym i dzieciom zalecamy, aby z udziałem w Wieczerzy Pańskiej poczekali aż do chwili ich osobistego nawrócenia i przyjęcia chrztu wiary.

Coraz więcej wspólnot zaprasza do Wieczerzy wszystkich uczestników nabożeństwa, nawet dzieci, które do żadnego diakrino ani dokimadzo jeszcze nie są zdolne. My tak nie robimy, bo Słowo Boże mówi o konsekwencjach niegodnego jedzenia i picia przy Stole Pańskim. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winnym staje się Ciała i Krwi Pańskiej [1Ko 11,27]. Być winnym Ciała i Krwi Pańskiej to poważna sprawa. Taka wina musi wiązać się z konsekwencjami. Dlatego to właśnie wielu wśród was słabych i chorych i wielu też pomarło [1Ko 11,32].

Przystępowanie do Stołu Pańskiego z należytym respektem i oddzieleniem się dla Pana wzmacnia chrześcijanina duchowo i powoduje jego dalszy rozwój. Niegodny, lekkomyślny udział w Wieczerzy Pańskiej nie tylko mu nie pomaga, ale wręcz powoli go zabija i to nie tylko duchowo. Gdy ktoś ze zboru zachoruje nagle lub umrze, to najczęściej szukamy naturalnych przyczyn takiego stanu rzeczy. Nawet do głowy nam nie przychodzi, że mogło to nastąpić z omawianych tu powodów duchowych. Naprawdę warto o tym pomyśleć.

Oczywiście, nikt z nas nie potrafi policzyć, ile z znanych nam chorób i zgonów w kręgach chrześcijańskich nastąpiło z powodu niegodnego udziału w Wieczerzy Pańskiej. Zresztą, nie naszą rolą jest ocenianie innych ludzi. Słowo Boże zobowiązuje nas wszakże do rozsądzania znaczenia Ciała i Krwi Pańskiej. Przymusza nas też do należytej samooceny przed przystąpieniem do stołu Pańskiego. Jeżeli zaś sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni. Lecz gdy jesteśmy sądzeni przez Pana, upomnienie otrzymujemy, abyśmy nie byli potępieni ze światem [1Ko 11,31-32].

Każdy własny ciężar poniesie – naucza Biblia [Ga 6,5]. Wieczerza Pańska jest nam dana, abyśmy wciąż na nowo karmili naszego wewnętrznego człowieka Ciałem i Krwią Pańską. Biorąc regularnie udział w Wieczerzy Pańskiej należycie pielęgnujemy społeczność z naszym Zbawicielem i Panem, Jezusem Chrystusem. Łamiąc chleb dajemy też świadectwo naszej jedności ze zborem Pańskim, a to ma również wielkie znaczenie w praktycznym zastosowaniu Bożego Planu Zbawienia. Chrystus Pan bowiem na ziemi działa poprzez zbór i na rzecz zboru.

Dlatego serdecznie zachęcam do godnego jedzenia i picia przy Stole Pańskim.