31 sierpnia, 2020

Samarytański typ pobożności


Zachowanie niektórych chrześcijan zdradza, że ich naśladowanie Jezusa Chrystusa wypływa wyłącznie z tego, co zdołają podejrzeć u innych wierzących. Sami nie mają o tym zielonego pojęcia. Brakuje im własnej, wrodzonej świadomości i wyczucia. Nie widać też w nich - naturalnego dla zrodzonych z Boga - zapotrzebowania na duchowy pokarm ani potrzeby bliskiej społeczności z braćmi i siostrami w Chrystusie. Owszem, potrafią zachować się po chrześcijańsku, lecz jest to wynikiem bardziej powielania postaw zaobserwowanych u innych, aniżeli osobistego rozeznania w tym zakresie.

Ciśnie mi się tu do głowy biblijny przykład Samarii i jej mieszkańców. Jak wiadomo, po deportacji rodzimych Izraelitów do Asyrii, na terenach Izraela osiedlono ludzi z narodów podbitych w innych częściach Wschodu. Ponieważ nie mieli oni pojęcia o tym, jak należy czcić JHWH, początkowo źle im było w Ziemi Świętej. Gdy na początku ich zamieszkania tamże nie oddawali czci Panu, nasłał Pan na nich lwy, które ich rozszarpywały. Wtedy doniesiono królowi asyryjskiemu tak: Ludy, które zagarnąłeś i osiedliłeś w miastach samaryjskich, nie znają sposobu oddawania czci Bogu tej ziemi, toteż nasłał on na nich lwy, które pozbawiają je życia, gdyż one nie znają sposobu oddawania czci Bogu tej ziemi [2Kr 17,25-26].

Sytuacja była złożona. Ludność izraelska, która uniknęła deportacji, od lat żyła w bałwochwalstwie i nie czciła Boga jak należy. Jako tubylcy nie byli w stanie zaświecić przybyszom przykładem. Osadnicy przynieśli ze sobą do Samarii własne praktyki religijne, a to najwyraźniej wywoływało gniew JHWH. Wobec tego król asyryjski wydał taki rozkaz. Wyprawcie tam jednego z kapłanów, których stamtąd uprowadziliście, niech uda się i zamieszka tam, i nauczy ich sposobu oddawania czci Bogu tej ziemi. Udał się tam więc jeden z kapłanów, których uprowadzono z Samarii, i zamieszkał w Betel, i on nauczył je jak mają oddawać cześć Panu [2Kr 17,27-28].

Uczenie nowych mieszkańców Samarii oddawania czci Panu nie zmieniło ich serc. Nadal ciągnęło ich do ich wcześniejszych bożków i obyczajów. Czcili więc Boga ale służyli także swoim bogom według zwyczajów tych ludów, z których zostali uprowadzeni do niewoli i aż po dziś dzień postępują według dawnych zwyczajów. Nie czczą więc Pana i nie postępują według Jego zwyczajów i praw... [2Kr 17,33-34]. Bóg 

Tak oto na terenach, gdzie należało czcić tylko samego JHWH, ukształtował się synkretyczny kult będący mieszaniną różnych wierzeń i obyczajów. To wyjaśnia dlaczego później, w czasach Jezusa, Żydzi omijali Samarię szerokim łukiem, a nawet sam Jezus wysyłając uczniów w pierwszą misję zabronił im wchodzenia do miasta Samarytan [zob. Mt 10,5]. Samaria potrzebowała duchowego odrodzenia serc jej mieszkańców, a to mogło nastąpić dopiero po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. I tak się stało.

A Filip dotarł do miasta Samarii i głosił im Chrystusa. Ludzie zaś przyjmowali uważnie i zgodnie to, co Filip mówił, gdy go słyszeli i widzieli cuda, które czynił. [...] I było wiele radości w owym mieście. [...] A gdy apostołowie w Jerozolimie usłyszeli, że Samaria przyjęła Słowo Boże, wysłali do nich Piotra i Jana, którzy przybywszy tam modlili się za nimi, aby otrzymali Ducha Świętego. Na nikogo bowiem z nich nie był jeszcze zstąpił, bo byli tylko ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Wtedy wkładali na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego [Dz 8,5- 17].

Przykład Samarytan mówi nam sporo na temat prawdziwego chrześcijaństwa. Nie można się go nauczyć. Bierze się ono ze szczerej pokuty, odrodzenia serca i napełnienia Duchem Świętym. Tylko przez nowe narodzenie człowiek staje się  prawdziwym uczniem Chrystusa. Inaczej praktykuje lepiej lub słabiej wyuczoną pobożność, która nie wypływając z głębi serca, dla jego nieodrodzonej duszy staje się uciążliwym obowiązkiem. Z jednej strony wie, że trzeba stosować się do Słowa Bożego, a z drugiej, gdzieś w głębi serca lgnie do świata.

Obawiam się, że taki typ pobożności dominuje w wielu współczesnych zborach chrześcijańskich. Jak to zmienić? Trzeba w nich głosić pełną ewangelię. Należy członków tych zborów prowadzić do szczerego oddania się Chrystusowi i napełnienia Duchem Świętym.

27 sierpnia, 2020

Stopniowe gorsze od nagłego

Następstwa najazdu ziemi Izraela przez Asyrię i związane z tym przesiedlenia ludności, dobrze ilustrują aktualną sytuację w Kościele. Rozmyślałem dziś o tym od rana po lekturze 17. rozdziału Drugiej Księgi Królewskiej. Rozdział ten opisuje odstępstwo Narodu Wybranego od Boga i jego następstwa. Był to proces powolny i na poszczególnych jego etapach mało zauważalny. Izraelici stopniowo zaczęli postępować w sposób sprzeczny z wolą PANA, swego Boga [2Kr 17,9 BE], albo inaczej: Synowie Izraela robili potajemnie przeciwko PANU, swemu Bogu, to co nie było słuszne [NBG]. 

Pierwszą oznaką sądu nad ludem Bożym był podział. Oderwał bowiem Izraela od domu Dawida, a oni ustanowili królem Jeroboama, syna Nebata. Jeroboam zaś odwiódł Izraela od naśladowania PANA i przywiódł go do popełnienia wielkiego grzechu. I synowie Izraela chodzili we wszystkich grzechach Jeroboama, które czynił, a nie odstąpili od nich [2Kr 17,21-22].

Podział w naszych czasach jest czymś powszechnym nie tylko w świecie. Raz po raz słyszymy, że jakaś grupa osób opuściła zbór, do którego należeli, aby zgromadzać się oddzielnie. Oczywiście wiąże się to z obraniem sobie nowego, lepszego przywództwa. Charyzmatyczność współczesnych "Jeroboamów" polega zaś na tym, że wszystko robią po swojemu, nie dbając już tak bardzo o przestrzeganie Słowa Bożego. Jak więc za czasów Jeroboama Izraelici robili sobie, co tylko chcieli, tak i dzisiaj nowopowstałe wspólnoty, w poczuciu wolności od praw obowiązujących w dotychczasowym zborze, na własną rękę od nowa definiują swoje chrześcijaństwo. Są otwarci na wszystko i na wszystkich. Odstępstwo od praktyk zboru, z którego wyszli, uważają za coś słusznego, a nawet godnego pochwały. 

Drugim etapem sądu Bożego nad Izraelem były przesiedlenia oraz wymieszanie poglądów i obyczajów.  Izrael został uprowadzony ze swojej ziemi do Asyrii (...) Na ich miejsce król Asyrii sprowadził ludność z Babilonu, z Kuty, z Awwy, z Chamat i z Sefarwaim. Osiedlił ich w miastach Samarii zamiast synów Izraela, a oni posiedli Samarię i zamieszkali w jej miastach [2Kr 17,23-24].

Otwartość i akceptacja wszystkiego - wbrew pozorom - nie jest oznaką trwania ludu Bożego Nowego Przymierza na właściwym kursie. Świadczy raczej o duchowym wykorzenieniu. Gdy asyryjscy przesiedleńcy swoim sposobem bycia zaczęli wpływać na Izraelitów, a skierowany przez króla Asyrii kapłan żydowski zaczął pouczać Asyryjczyków jak praktykować kult Jahwe w nowym miejscu, Samaria stała się wielką mieszaniną pogaństwa i wiary w Boga. Podobnie jest dzisiaj. Gdy na przykład zbór otwiera się na obecność i udział w służbie osób nie odrodzonych duchowo, tacy ludzie wnoszą do zboru świeckie obyczaje i swój sposób myślenia. Wprawdzie można ich nauczyć nowych form służenia Bogu, ale bez narodzenia się na nowo w głębi duszy nadal pozostaną oni duchowymi "przesiedleńcami", a ich serca lgnąć będą do starych bożków. 

Stopniowość i złożoność tego procesu sprawia, że mało kto zauważa, jak daleko odeszliśmy już od ideałów ewangelii Chrystusowej. Gdyby dwadzieścia lat temu w ewangelicznym zborze ktoś nagle rozwiódł się z żoną, wziął sobie inną kobietę i chciał nadal brać czynny udział w służbie, to z pewnością nie byłoby to możliwe. To, co dzisiaj w niektórych zborach stało się normalne, kilkadziesiąt lat temu było jawnym odstępstwem od posłuszeństwa Słowu Bożemu. Powoli, krok po kroku ulegamy zeświecczeniu i nawet tego nie dostrzegamy.

Trzecim znakiem tego, że Bóg odwrócił się od Izraelitów, stało się uprawianie w Izraelu kultu, który nie był już prawdziwym kultem JHWH. Czcili więc PANA, ale także służyli swoim bogom według zwyczaju narodów, z których zostali uprowadzeni. (...) Nie czczą zatem PANA, nie postępują według Jego ustaw, rozstrzygnięć, Prawa ani przykazania, które PAN nadał synom Jakuba... [2Kr 17,33-34]. I co najsmutniejsze, Bóg przestał już w to ingerować. 

Podobnie dzieje się ze współczesnymi wspólnotami chrześcijańskimi. Akceptując niebiblijne zachowanie, otwierając się na współpracę z ludźmi oddanymi bałwochwalstwu, stosując świeckie metody w prowadzeniu działalności kościoła, niektórzy przywódcy chrześcijańscy wyprowadzili swoje wspólnoty na duchowe manowce. Myślą, że nadal służą Bogu, ale tego co oni robią - On, Święty - nie bierze już pod uwagę. Oni grają, śpiewają, uwielbiają, nauczają, ogłaszają i działają, a On wcale już nie jest tym zainteresowany. Jeżeli zaś robiąc to powołują się na Jego imię - to tym samym popełniają jeszcze dodatkową nieprawość. Tak może się stać z całą wspólnotą, z grupą przyjaciół, z rodziną, ale również z pojedynczym chrześcijaninem.

Proces stopniowego odstępstwa Izraelitów wstrząsnął mną dziś na nowo. Biorę to sobie głęboko do serca...

17 sierpnia, 2020

Można się na nowo zakochać?!

Czy naprawdę stara miłość nie rdzewieje? Czy każdy kocha na zabój? Bynajmniej. Zbyt często zakochani 'po uszy' już po kilku latach mamy siebie 'po dziurki' w nosie. Bywa, że w takim stanie trwamy całymi latami ale coraz częściej po prostu się rozchodzimy. Rzadko następuje uzdrowienie relacji. Tylko od czasu do czasu, po latach oziębłości, dochodzi do ponownego zakochania.

Ujmują nas przypadki rozkwitu miłości od nowa. Są one wdzięcznym tematem chwytających za serce filmów i powieści. O ile podoba się nam szalona miłość od pierwszego wejrzenia, to rozkwitająca po latach na nowo miłość dojrzałych już ludzi budzi nasz podziw. Mam w ogrodzie magnolię. Podoba się nam, gdy kwitnie wczesną wiosną. Ale tym razem przekwitła i zakwitła znowu. Dla mnie osobiście w tym jej ponownym kwitnieniu jest coś wyjątkowo uroczego.

Zastanowimy się dzisiaj nad naszą miłością do Jezusa. Wielu z nas sporo wie o tej miłości. Pamiętamy cudowne chwile pierwszego zachwytu Panem Jezusem, gdy lejąc łzy pokuty rodziliśmy się na nowo. Pokochaliśmy naszego Zbawiciela i szczerze zaprosiliśmy Go, aby stał się Panem naszego życia. Prawda? Tak było. Raz po raz ogarniała nas fala szczęścia. Poznałem imię najpiękniejsze w świecie. Na dźwięk imienia tego serce drży… – śpiewaliśmy o Panu Jezusie w pierwszych miesiącach i latach po nawróceniu.

Za fundament tego rozważania przyjmijmy pogląd, że ludzka dusza stworzona jest przez Boga i dla Boga. Z tego tytułu potrzebujemy bliskiej społeczności ze Stwórcą. Jedynym sposobem na nawiązanie prawidłowej więzi z Bogiem jest osobista wiara w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Bez możliwego w Chrystusie pojednania z Bogiem, człowiek jest niekompletny. Nosimy w sercu jakiś rodzaj niedosytu. Na różne sposoby staramy się zaspokoić swój brak. Słono płacimy za swe nienasycenia. Tylko nielicznym zdarza się odkryć i na własnej skórze przekonać, że nasza dusza przez lata pragnęła społeczności z Bogiem.

Pojednana z Bogiem dusza rozkwita. Jak wspomniana magnolia albo bliskowschodni migdałowiec, gdy tylko zaświeci słońce, bez najmniejszej zwłoki i oglądania się na poprawę warunków od razu zakwita - tak serce odrodzonego człowieka, rozgrzane słońcem miłości Bożej, natychmiast rozmiłowuje się w Jezusie Chrystusie. W ten sposób powracamy do naszego przeznaczenia. Jezus odpowiedział: Pierwsze przykazanie jest to: Słuchaj, Izraelu! Pan, Bóg nasz, Pan jeden jest. Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej [Mk 12,29-30]. Z chwilą nowego narodzenia Syn Boży staje się największą miłością naszego życia. 

Biblia naucza, że fundamentem dobrych relacji z Bogiem i z ludźmi jest nasza miłość do Syna Bożego. Kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto miłuje syna albo córkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien [Mt 10,37], a kto mnie miłuje, tego też będzie miłował Ojciec i Ja miłować go będę, i objawię mu samego siebie [J 14,21]. A to przykazanie mamy od niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego [1J 4,21].

Co dzieje się z ludzką duszą, gdy jej miłość do Pana Jezusa zaczyna ziębnąć? Czy w ogóle można kogoś takiego jak Jezus przestać miłować? Oj, niestety tak. Lecz mam ci za złe, że porzuciłeś pierwszą twoją miłość. Wspomnij więc, z jakiej wyżyny spadłeś i upamiętaj się, i spełniaj uczynki takie, jak pierwej [Obj 2,4-5]. Innym razem Jezus zapowiedział: A ponieważ bezprawie się rozmnoży, przeto miłość wielu oziębnie [Mt 24,12].

Nasza miłość do Chrystusa Pana nie jest wartością stałą. Zdarza się, że z różnych powodów już nie kochamy Go tak żarliwie, jak wcześniej. Od zarania dziejów Kościoła diabeł dwoi się i troi, aby odciągnąć nasze serca od szczerego oddania się Chrystusowi. I należy przyznać, że dość często mu się to udaje. Dlatego rozważanie o powrocie do pierwszej miłości jest w życiu chrześcijanina tyle drażliwe, co i niezwykle potrzebne. Niejednemu z nas trzeba na nowo zakochać się w Jezusie. Jak to zrobić?

Zastanówmy się najpierw, jak można rozkochać się na nowo w swoich bliskich? Buduje nas widok ponownego zakochania między mężem i żoną. Zwłaszcza ich dzieci są z tego tytułu bardzo szczęśliwe. Nie mniej błogosławiony jest powrót do obopólnej miłości pomiędzy rodzicami i dzieckiem. Serce się rozpływa, gdy po latach wzajemnego niezrozumienia i emocjonalnych krzywd, dzieci znowu czczą swego ojca i matkę, a rodzice znowu przytulają swoje dorosłe już dzieci.

Ponowna miłość do bliskich członków rodziny nie przychodzi samoczynnie. Owszem, czasem więzy krwi mogą na chwilę zjednoczyć zwaśnionych krewnych w walce przeciwko jakiemuś wspólnemu wrogowi rodziny, ale zaraz potem następuje powrót wzajemnych animozji. By prawdziwie odnowić miłość w rodzinie, trzeba aby przynajmniej jedna ze stron przeżyła duchowe odrodzenie. Odnowiony przez Ducha Świętego umysł przestaje oskarżać. Chętnie przebacza i potrafi poprosić o przebaczenie. Pojednanie z Bogiem natychmiast rodzi w sercu potrzebę zbliżenia się do swoich domowników i naprawienia z nimi relacji. Takim dzieciom nie trzeba już mówić, ażeby pomyślały, jak wiele trudu i poświęceń ich rodzice wnieśli w cały proces ich wychowania. Nawracający się do Boga rodzice szybko zaczynają rozumieć, że powinni swoim dzieciom zaświecić przykładem Bożej miłości. Podobny proces obejmuje relacje w rodzeństwie. Choćby nie wiem jakie przykrości nas spotkały ze strony brata lub siostry, wiara w Jezusa Chrystusa pcha nas w ich stronę i każe budować mosty, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. A to przykazanie mamy od niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego [1J 4,20-21].

Zanim postawimy najważniejsze pytanie, pomyślmy jeszcze, jak można rozmiłować się na nowo w tym, co dobre? Przecież nie tylko biblijny Demas porzucił służbę Bogu, umiłowawszy świat doczesny [2Tm 4,10]. Także nam się zdarza, że po latach umiłowania Słowa Bożego, przebywania w towarzystwie ludzi wierzących, angażowania się w działalność zboru i rozczytywania się w literaturze chrześcijańskiej, coś zaczyna nas ciągnąć w stronę świata. Jeździmy wtedy na świeckie imprezy, karmimy duszę bezbożną twórczością i przesiadujemy w świątyniach próżności. Znowu spędzamy wiele czasu w towarzystwie ludzi nie narodzonych na nowo, bynajmniej nie w celu opowiadania im o naszej miłości do Jezusa. Jak to możliwe, by przyjaźń i twórczość ludzi żyjących bez Boga na świecie stały się dla nas równe wartościom wynikającym z wiary w Chrystusa, a nawet je przewyższały?

Pomyślmy. Gdyby ktoś zabił naszego przyjaciela, a potem urządzał imprezę, czy wzięlibyśmy w niej udział tylko dlatego, że świetnie tam grają albo dobrze karmią? Pamięć o naszym przyjacielu nie pozwoliłaby nam tam pójść i jakby nigdy nic bawić się z nimi. Ludzie lekceważący ewangelię Chrystusową przynależą do systemu, który odrzucił i ukrzyżował Syna Bożego. Nie godzi się, aby uczeń Jezusa łasił się do nich, podziwiał ich twórczość i pragnął ich towarzystwa. Nie pozwól memu sercu skłaniać się ku złej sprawie, trzymać się złych przyzwyczajeń, żyć niegodziwie, jak ludzie czyniący nieprawość – nie dopuść, abym sięgał po ich smakołyki [Ps 141,4]. Ten świat jest za mną, a krzyż przede mną. Nie wrócę już, nie wrócę już – śpiewamy o naszym, raz na zawsze dokonanym wyborze. Jednym słowem, ze względu na prawidłowy stosunek do Pana Jezusa, oferta świata nie jest godna naszej uwagi.

Wreszcie, bracia, myślcie tylko o tym, co prawdziwe, co poczciwe, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co chwalebne, co jest cnotą i godne pochwały [Flp 4,8]. Ażeby powrócić do miłowania tego, co dobre, trzeba dużo rozmyślać o tym, co miłe jest w oczach Bożych. Każdemu z nas powinno zależeć na tym, aby podobać się Bogu. Także w tej sferze wszystko zasadza się na naszej miłości do Boga, albo o jej brak się rozbija. Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca [1J 2,15]. Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga [Jk 4,4].

I tak doszliśmy do pytania o fundamentalnym znaczeniu: Jak się rozkochać na nowo w Panu Jezusie? Skoro od tego zależy i nasza wieczność, i teraźniejszość, to jak przestawić nasze serca na stuprocentową miłość do Syna Bożego? Przede wszystkim trzeba nam znowu zacząć rozmyślać o tym, kim On jest i jak wiele Mu zawdzięczamy.

Trzeba codziennie otwierać Biblię i prosić, aby Duch Święty objawiał nam Jezusa. Nasz Zbawiciel, jako Bóg a zarazem prawdziwy Syn Człowieczy, jako trzydziestokilkuletni mężczyzna, oddał za nas swoje życie. Pokonał szatana i otworzył nam drogę do życia wiecznego. Poświęcił się i przez swą ofiarę dokonał naszego usprawiedliwienia. Policz dary, które Pan ci dał, policz dary, któreś Odeń brał. Policz dary, w których miałeś dział, a w twym sercu muszą zabrzmieć pieśni chwał – podpowiada stara pieśń. Pan Jezus godzien jest naszej największej miłości i całkowitego oddania. 

Nieczęste, ale możliwe jest, ażeby twoja oziębła w miłości żona rozkochała się na nowo w swoim podstarzałym już mężu, a ty żebyś ponownie zakochał się w niej. Bo czy można wzgardzić małżonką poślubioną w młodości? - mówi twój Bóg [Iz 54,6]. Możliwe jest, żeby rodzice znowu zaczęli błogosławić swoje dorosłe już dzieci, a dzieci, żeby odnowiły w sobie szacunek i miłość do rodziców, bo Bóg na progu Nowego Przymierza obiecał, że zwróci serca ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom [Ml 3,24]. Takie rzeczy dzieją się z ludźmi, którym dane nam jest na nowo rozmiłować się w Bogu i w Słowie Bożym. 

Stąd – jako sługa Słowa Bożego – zalecam ponowne zakochanie się w Jezusie Chrystusie. Jeśli znowu, albo wreszcie, zaczniemy miłować Pana Jezusa z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej, to nasze życie zacznie się prawidłowo układać i cieszyć się będziemy wewnętrzną harmonią. Gdy Jezus zajmie pierwsze miejsce na tronie naszego serca, wtedy i nasi bliscy, i różne wartości, znajdą się na miejscu właściwym. Kochaj się w Panu, a dać prośby serca twego! [Ps 37,4] - nawołuje Biblia Gdańska.

Jak Jezusa swego kochasz, jak? – pyta stary hymn chrześcijański. Z tym pytaniem pragnę dziś dotrzeć do każdego serca i każdej głowy. Kładźmy się z nim do snu i rankiem z nim wstawajmy, aż znowu rozkochamy się w Panu Jezusie tak, jak należy.

14 sierpnia, 2020

Co mówią mi jabłonie i grusza?

Tegoroczna obserwacja znanych mi od lat drzew owocowych zdaje się być dla mnie bardzo wymowną lekcją. Zarówno grusza w moim przydomowym ogrodzie, jak i zborowe jabłonie na Olszynce, wyglądają przygnębiająco. O ile w porze kwitnienia było jeszcze z nimi całkiem nieźle, to gdy nadszedł czas wydawania owoców, nie ma się z czego cieszyć. Niewyrośnięte, gnijące jabłka i gruszki przedwcześnie spadają na ziemię i faktycznie nie nadają się do jedzenia. Nie dość, że jest ich mało, to tym, które się zawiązały, jakby w ogóle nie chciało się dojrzewać. Uszkodzone spady leżą więc w trawie pod drzewami i jedyne, co można z nimi zrobić, to je zebrać i wyrzucić.  

Co chodzi mi po głowie, gdy patrzę na te żałosne zgniłki niedorośniętych jabłek i gruszek? Od kilku dni nachodzą mnie nieodparte myśli, że są one swoistym znakiem czasu. Jako chrześcijanie zostaliśmy powołani do wydawania dobrych owoców dla chwały i przyjemności naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was, abyście szli i przynosili owoc, a wasz owoc trwał... [J 15,16]. Bóg ma prawo do owocu z nowego życia, którym nas obdarował w Chrystusie. Tymczasem co widzi? O ile w początkowej fazie naszego chrześcijaństwa zakwitliśmy miłością Bożą i zapowiadało się na całkiem niezłe owocowanie, to dzisiaj sprawy nie wyglądają już tak budująco. Faktycznie nie za bardzo jest co zbierać. 

Dlaczego myślę o tych owocach, jako znakach czasu? Wiedz o tym, że w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy. Ludzie będą samolubni, rozkochani w pieniądzu, chełpliwi, wyniośli, bluźnierczy, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, nieczuli, nieprzejednani, skorzy do oszczerstw, niepohamowani, okrutni, gardzący tym, co dobre, zdradzieccy, bezmyślni, nadęci, kochający przyjemności bardziej niż Boga, stwarzający pozory pobożności, lecz będący zaprzeczeniem jej mocy. [2Tm 3,1-5]. Jednym słowem, mnóstwo duchowych zgniłków i spadów. Czy tak ma wyglądać zbór tuż przed powrotem Pana?!

Tego roku dałem sobie już spokój z myślą, że w kościelnym ogrodzie wezmę do ręki pachnące, soczyste jabłko, z którego po ugryzieniu wypadną ciemne pestki świadczące o zakończonym procesie dojrzewania. Nie mogę się jednak pogodzić z myślą, że tak miałoby wyglądać duchowe owocowanie naszego zboru. Niechby Bóg w swojej łasce nie dał sobie spokoju z oczekiwaniem, że w końcu przyniesiemy Mu owoce dorodne i dojrzałe. Pan powiedział: Ja jestem prawdziwą winoroślą, a mój Ojciec jest winogrodnikiem. Usuwa każdy pęd we Mnie nie przynoszący owocu i oczyszcza każdy, który owoc przynosi, aby owocował obficiej [j 15,1-2]. Na szczęście Bóg wie, jak osiągnąć w nas obfitość dobrych owoców.

Nosząc w sercu każdego z Was, Bracia i Siostry, żywię nadzieję, że nie zasmucimy naszego Pana i Zbawiciela brakiem owoców. Modlę się też, aby wasza miłość coraz bardziej wzbogacała się w poznanie i doświadczenie, byście rozpoznawali to, co słuszne, byli szczerzy i nienaganni w dniu przyjścia Chrystusa, pełni owocu sprawiedliwości dzięki Jezusowi Chrystusowi, dla chwały i uwielbienia Boga [Flp 1,9-11].

07 sierpnia, 2020

Przekierowani

Każdy w Izraelu wie, jakim dobrodziejstwem są wody Jordanu. Biorąca swój początek w górach Hermonu rzeka wpływa na teren Izraela i zmierza do Jeziora Genezaret zaopatrując w wodę niemal cały kraj. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku na konferencji arabskiej w Kairze postanowiono pozbawić Izrael tego przywileju na rzecz Syrii, Jordanii i Libanu. Rozpoczęto budowę kanału w celu przekierowania wód ze źródeł Banias i poprowadzenie ich po terytorium Syrii w kierunku rzeki Yarmuk. Dzięki operatywności agentów Mosadu Izraelici dość szybko odkryli tę inwestycję i ją zbombardowali. Dla pewności w czerwcu 1967 roku zajęli Banias, aby mieć kontrolę nad tym źródłem Jordanu. Arabski pomysł przekierowania życiodajnej rzeki został udaremniony.

Ludziom narodzonym na nowo i napełnionym Duchem Świętym Bóg nadaje chwalebny bieg życia. Tak więc, czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego robicie, wszystko róbcie ku chwale Boga [1Ko 10,31].  A wszystko, co czynicie w słowie lub uczynku, wszystko czyńcie w imię Pana Jezusa [Kol 3,17]. Pamiętajcie: Panu, Chrystusowi służycie [Kol 3,24]. Z chwilą nawrócenia do Boga nasz sposób myślenia ulega całkowitej zmianie. Jedno zaczynamy nosić w głowie i w sercu. Pragniemy podobać się Bogu i naśladować Jezusa Chrystusa aż do śmierci.

Codzienne zajmowanie się sprawami Królestwa Bożego to największy honor i zaszczyt chrześcijanina. Nie może być nic ponad to ważniejszego. W domu i w podróży, w pracy i na urlopie, w młodości i w sędziwości, wszędzie i zawsze jesteśmy nastawieni na pełnienie woli Bożej. W każdej zmianie okoliczności dopatrujemy się nowej okazji do złożenia świadectwa o Jezusie i oddania Mu chwały. Nikt bowiem z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera. Bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy, jeśli umieramy, dla Pana umieramy. Dlatego czy żyjemy, czy umieramy, należymy do Pana [Rz 14,7-8]. Wielka to dla mnie radość, widzieć braci i siostry, jak przez całe dekady utrzymują się na tym kursie, jak żyją dla Boga i wiernie Mu służą. 

A jednak niektórzy dali się przekierować. Pamiętam, jak wcześniej krzątali się wokół duchowych celów. Jeszcze niedawno całą swą inwencję wkładali w to, by zdobywać dusze dla Chrystusa. Kładli się i wstawali z myślą, aby rozsławić Chrystusa Jezusa. Teraz dwoją się i troją, aby wykazać się w dziedzinach z wiarą w Boga zupełnie nie związanych. Skupili się na sobie. Zaniechali służenia Panu. Dalej deklarują wiarę w Boga i pojawiają się na nabożeństwach, ale po ich zachowaniu widać, że coś złego stało się z ich sercami. Nie wiedzieć czemu, rzucili się w wir spraw, które z punktu widzenia życia wiecznego nie tylko nie mają większego znaczenia ale mogą wręcz sprawie ich zbawienia zaszkodzić. 

Znam, na przykład, chrześcijan, którzy po latach mniej lub bardziej owocnej służby duchowej zajęli się teraz zarabianiem pieniędzy. Rozkręcają jakiś swój biznes i próbują zrobić karierę. Kiedyś krzewili wiarę w Jezusa Chrystusa, a teraz z nie mniejszą pasją sprzedają jakieś swoje produkty. Dawniej obserwowałem ich starania o ratowanie dusz i podziwiałem ich za pomysłowość, za poświęcenie w tej dziedzinie. Teraz widzę, że stali się "kaznodziejami" własnych interesów. Nie możecie służyć Bogu i mamonie [Mt 6,24] - powiedział Pan.

Sporą grupę przekierowanych stanowią społecznicy. Każde środowisko potrzebuje aktywistów, którzy chcieliby udzielać się społecznie. Idealne warunki do rozbudzania takich pasji stwarza wspólnota chrześcijańska. Z miłości służcie jedni drugim [Ga 5,13] słyszymy od pierwszych dni  obecności w zborze. Bezinteresownie więc udzielamy się w rozmaitych akcjach kościelnych. Głosimy ewangelię i podajemy przy tym pomocną dłoń. Jednakże mówienie o Bogu i wzywanie ludzi do opamiętania w działalności społecznej coraz częściej bywa niemile widziane. Owszem, społeczeństwo kocha i hołubi wolontariuszy, ale tylko takich, którzy nie krzewią przy tym wiary w Jezusa Chrystusa. Mogą, o dziwo,  prezentować najróżniejsze ideologie, byleby tylko nie mówili o Jezusie. Między innymi z tej właśnie przyczyny, niektórzy chrześcijanie nabrali wody w usta i działają społecznie już bez łączenia tego z ewangelią. Pracują z dziećmi, pomagają biednym, zajmują się terapią uzależnień, prowadzą rozmaite kluby zainteresowań i tak dalej. Są powszechnie lubiani i uznani. Ale nie są już apostołami Chrystusa.

Znam chrześcijan, którzy zajęli się polityką. Próbują piąć się po - przeważnie - lokalnych szczeblach kariery politycznej. Zapragnęli prestiżu i władzy. Chcą coś znaczyć w tym świecie. Niegdyś walczyli o wiarę. Wkrótce, jak tak dalej pójdzie, będą tępić prawdziwą wiarę w Jezusa  Chrystusa. Czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeśli więc ktoś chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga [Jk 4,4]. Jak mogli dać się aż tak przekierować?

Wśród znajomych chrześcijan widzę też całkiem pokaźną liczbę osób, które zakochały się w rekreacji i turystyce. Coraz mniej mają do powiedzenia o swoich przeżyciach i odkryciach duchowych. Rzadko przyznają się do swojego związku z Jezusem. Za to bardzo chętnie opowiadają o bieganiu, pływaniu, wędrowaniu, zdrowym odżywianiu, zwiedzaniu ciekawych zakątków świata i temu podobnych osiągnięciach. Przestali ćwiczyć się w pobożności. Mocno przykładają się teraz do poprawiania swej kondycji psychofizycznej. Najwyraźniej coś się w nich przestawiło. Ćwiczenie cielesne bowiem przynosi niewiele pożytku, lecz pobożność do wszystkiego jest przydatna, gdyż zawiera obietnicę życia obecnego i przyszłego [1Tm 4,8].

Szatan, przeciwnik Boży, nie może ścierpieć myśli, że moglibyśmy wytrwać na obranym kursie osiągając cel wiary, zbawienie dusz [1Pt 1,9]. Strasznie mu się to nie podoba, gdy przez całe lata wiernie naśladujemy Pana Jezusa i aktywnie służymy Bogu. Dlatego próbuje nas przekierować na cokolwiek innego, skądinąd nawet bardzo szlachetnego i uznanego wśród ludzi, abyśmy tylko odstąpili od gorliwości w poświęceniu się Panu. Przekierowane wody Jordanu przestałyby pełnić rolę, dla której Bóg tę rzekę stworzył. Przekierowany przez partyzantów transport zaopatrzenia frontowego w czasie wojny trafiał w pole albo prosto w ręce wroga. A co będzie z nami, jeśli damy się przekierować?

Nie ma obrazu smutniejszego ponad widok chrześcijanina, który po latach gorliwej służby Bogu zaprzestał troszczyć się o sprawy Królestwa Bożego i skupia się teraz na czymś innym. Czy ktoś taki może jeszcze powrócić do służenia Bogu? Czy jego aktywność można ponownie sprowadzić na właściwe tory?