31 sierpnia, 2017

Dumny z Radnych Gdańska

42. Sesja Rady Miasta Gdańska
W dniu dzisiejszym Rada Miasta Gdańska przyjęła specjalną uchwałę w sprawie upamiętnienia 500-lecia Reformacji na Pomorzu Gdańskim. Czytamy w niej min.: Rada Miasta Gdańska świadoma bogactwa kulturowego i ducha otwartości, jakie wniosła Reformacja w nasze wspólne dziedzictwo, pragnie upamiętnić przypadający w 2017 r. jubileusz 500-lecia Reformacji oraz przypomnieć gdańszczanom i mieszkańcom Pomorza o zasługach ewangelików dla kultury Gdańska i regionu. Rada Miasta Gdańska składa na ręce ks. biskupa Marcina Hintza przesłanie do ewangelików Pomorza Gdańskiego.  Oto treść całego przesłania:

"W 2017 roku obchodzimy 500. rocznicę wydarzenia, które na zawsze zmieniło oblicze Europy. W krótkim czasie po ogłoszeniu 95 tez Marcina Lutra, co stało się symbolicznym początkiem Reformacji, nowe idee dotarły do Gdańska i to tu, z ambony kościoła NMP – najważniejszej świątyni w mieście, wygłoszono pierwsze ewangelickie kazanie w Królestwie Polskim. Zwycięstwo Reformacji w naszym mieście usankcjonował w 1557 r. król Zygmunt August. Odtąd aż do 1945 r. ewangelicy mieli decydujący wpływ na sprawy Gdańska, który stanowił najważniejszy ośrodek Reformacji w wielonarodowościowej I Rzeczypospolitej. Ewangelikami byli najwięksi gdańszczanie doby przedrozbiorowej: Jan Heweliusz, Daniel Gabriel Fahrenheit czy Daniel Gralath.

Dziś, gdy dawne kościoły ewangelickie w Gdańsku służą przeważnie katolikom, a spadkobiercy Reformacji stanowią w mieście i regionie mniejszość, pragniemy wyrazić szacunek wobec członków Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP oraz zapewnić, że cenimy ich rolę i wkład, jaki wnieśli w kulturę i duchowość Gdańska i całego Pomorza Gdańskiego.

Pamiętamy, że w ścisłym związku z ideami odnowy życia religijnego zapoczątkowanymi przez Lutra powstały wspaniałe dzieła sztuki, którymi dziś szczycą się gdańskie kościoły i muzea, by wymienić tylko najważniejsze: kamienny ołtarz Abrahama van den Blocka w kościele św. Jana, „Tablicę jałmużniczą” Antona Möllera w Bazylice NMP czy obrazy Izaaka van den Blocka i Hansa Vredemana de Vries w Wielkiej Sali Rady Ratusza Głównego Miasta. Dla ewangelickich świątyń gdańscy kompozytorzy tworzyli kantaty i muzykę organową, których piękno na nowo odkrywają muzykolodzy naszych czasów.

Wielką zasługą gdańskiej Reformacji było założenie Gdańskiego Gimnazjum Akademickiego – szkoły, która wykształciła wielu wybitnych gdańszczan, jak wspomnianych już - Heweliusza i Gralatha. Gimnazjum zasłużyło się m.in. dla rozpowszechnienia znajomości polszczyzny wśród obcojęzycznych mieszkańców miasta. Profesorowie gimnazjalni układali podręczniki do nauki tego języka, a w pobliskiej kaplicy św. Anny wygłaszali polskojęzyczne kazania. Ostatnim w długim szeregu polskich kaznodziejów tej świątyni był w XIX w. Krzysztof Celestyn Mrongowiusz.

Przy Gimnazjum Akademickim ulokowała się inna niezwykle ważna instytucja – Biblioteka Miejska. Trzon jej księgozbioru stanowiła darowizna markiza d’Oria – włoskiego sympatyka Reformacji, który uchodząc przed prześladowaniami, po latach tułaczki znalazł schronienie w ewangelickim Gdańsku. Biblioteka, powiększana dzięki zapisom kolejnych darczyńców, przez wieki służyła gdańszczanom i dziś nadal – jako Biblioteka Gdańska Polskiej Akademii Nauk – stanowi dumę naszego miasta.

Zachęceni swobodą wyznaniową, zagwarantowaną w Gdańsku ewangelikom przez polskich królów, napływali do naszego regionu przybysze z krajów, gdzie za sprzyjanie Reformacji groziły represje. Swą pracowitością i umiejętnościami, a także dzięki znajomości nowych zdobyczy cywilizacyjnych, przyczyniali się później do rozwoju kulturowego i rozkwitu całego Pomorza Gdańskiego.

Przemiany polityczne i demograficzne, jakie nastąpiły na Pomorzu Gdańskim w 1945 r., spowodowały znaczne zmniejszenie liczby ewangelików w naszym regionie. Obecnie dawne tradycje kontynuuje wspólnota Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Gdańsk-Gdynia-Sopot, a Gdańsk jest siedzibą biskupa diecezji pomorsko-wielkopolskiej, którym jest ks. bp prof. dr hab. Marcin Hintz. Na jego ręce składamy słowa podziękowania i życzenia wszelkiej pomyślności dla całej wspólnoty z okazji wielkiego jubileuszu 500-lecia Reformacji.
Radni Miasta Gdańska"

Wprawdzie jestem zielonoświątkowcem, a nie luteraninem, ale dzisiejsza uchwała Radnych mojego Miasta napawa mnie optymizmem. Dobrze się dzieje w Grodzie nad Motławą. Dostrzega się tu i docenia także ludzi o odmiennych poglądach i zwyczajach. Jestem zbudowany tym, że chociaż Radni Gdańska są zgrupowani w przeciwnych sobie obozach politycznych i znacznie różnią się w zapatrywaniach na różne sprawy, to jednak tę uchwałę podjęli dziś jednogłośnie. Brawo, Panie i Panowie.

Jako chrześcijanie nie trudzimy się dla ludzkiego poklasku. Cokolwiek czynicie, z duszy czyńcie jako dla Pana, a nie dla ludzi, wiedząc, że od Pana otrzymacie jako zapłatę dziedzictwo, gdyż Chrystusowi Panu służycie [Kol 3,23-24].  Ośmielam się domyślać, że większość prostolinijnie wierzących ewangelików lub np. menonitów, te słowa apostolskiej nauki miała na uwadze trudząc się w minionych wiekach nad pomyślnością Gdańska.

Również my - dzisiejsi chrześcijanie - dbajmy o dobro naszych miast i lokalnych społeczeństw z myślą o tym, ażeby nasze dzieła przede wszystkim podobały się Bogu. Wtedy może się nam zdarzyć i to, że - jak to dzisiaj stało się w Gdańsku - zostaniemy docenieni także przez ludzi. Niewykluczone nawet, że w myśl  apostolskiego wezwania -  wszelkie sprawy wśród pogan prowadźcie w sposób szlachetny, tak by ci, którzy pomawiają was jako złoczyńców, przyglądając się pięknu waszych czynów, mogli uwielbić Boga, gdy przyjdzie dzień nawiedzenia [1Pt 2,12] -  i z naszego powodu ktoś zacznie wysławiać Boga.

30 sierpnia, 2017

Związek jednego ciała

Ponieważ miesiąc wrzesień w naszej społeczności oznacza serię kilku uroczystości ślubnych, a z drugiej strony, docierają do nas smutne informacje o rozpadzie małżeństw już zawartych i rosnącej w środowiskach ewangelicznych łatwości rozwodów, chcę ponownie przypomnieć, że Pismo Święte stoi na stanowisku nierozerwalności związku małżeńskiego. Oto klasyczna wypowiedź naszego Pana, Jezusa Chrystusa w tym temacie:

Gdy stamtąd wyruszył, przyszedł w granice Judei i Zajordania. I znów schodziły się do Niego tłumy, a On – jak to było w Jego zwyczaju – znów je uczył. Wtedy podeszli do Niego faryzeusze i, wystawiając Go na próbę, postawili pytanie: Czy wolno mężowi rozwieść się z żoną? A On odpowiedział: Co wam nakazał Mojżesz? Oni na to: Mojżesz zezwolił napisać oświadczenie rozwodowe i rozwieść się. Wówczas Jezus oświadczył: Przez wzgląd na upór waszych serc dał wam takie prawo. Jednak od początku Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. Dlatego człowiek opuszcza swego ojca i matkę, łączy się ze swoją żoną, i ci dwoje stają się jednym ciałem. Tak więc nie ma już dwojga – jest jedno ciało. Co zatem Bóg połączył, człowiek niech nie rozdziela. Po powrocie do domu uczniowie znów Go o to zapytali. Wówczas im powiedział: Kto się rozwodzi z żoną i poślubia inną, cudzołoży względem niej. I jeśli żona rozwodzi się z mężem i poślubia innego mężczyznę – cudzołoży [Mk 10,1-12].

Proszę na marginesie zwrócić uwagę, że już w czasach Jezusa pytanie o dopuszczalność rozwodu było z kategorii "wystawiania na próbę". Tak najczęściej bywa i dzisiaj. Problematyka jest bowiem złożona i za każdym razem inna. Ponadto, dość często pytania w tym zakresie padają nie tyle z ust osób osobiście przeżywających trudności w małżeństwie, co bardziej z ust rozmaitych "uczonych w piśmie i faryzeuszy", którzy mając w głowie gotowy już pogląd, ustalają sobie jedynie, kto jeszcze myśli tak samo "poprawnie" jak oni.

W odczytanym fragmencie Słowa Bożego Pan Jezus wyraźnie ogłosił, że stoi na stanowisku nierozerwalności związku małżeńskiego. Tak więc nie ma już dwojga – jest jedno ciało. Co zatem Bóg połączył, człowiek niech nie rozdziela. Słowa Jezusa doskonale wpisują się w poselstwo ostatniego z proroków Starego Przymierza, wypowiedziane przed okresem tzw. "wielkiego milczenia": A to kolejna rzecz, której się dopuszczacie: Zraszacie łzami ołtarz Pana; płaczecie i narzekacie że już nie zwraca się On ku ofierze i nie przyjmuje dobrowolnych darów z waszych rąk. I pytacie: Dlaczego? Otóż dlatego, że Pan był świadkiem między tobą a żoną twej młodości, której nie dochowałeś wierności, choć ona była twą towarzyszką i żoną przymierza z tobą. Czy nie Jeden [ją] dla niego stworzył z ciała i ducha? A czego pragnie ten Jeden? Potomstwa Bożego! Strzeżcie tego zatem w waszym duchu i niech nikt nie będzie niewierny żonie swojej młodości! Gdyż nienawidzę jej oddalania – mówi Pan, Bóg Izraela. [Kto to czyni,] okrył gwałtem swą szatę! – mówi Pan Zastępów. Strzeżcie tego zatem w waszym duchu i nie bądźcie niewierni! [Ml 2,13-16].

Jak z pewnością zauważyliśmy, rozmówcy Jezusa powołali się na fragment Tory. Jeśli ktoś pojmie kobietę i zostanie jej mężem, a zdarzy się, że nie znajdzie ona łaski w jego oczach, gdyż znalazł w niej coś wstydliwego, to wypisze jej list rozwodowy, wręczy go jej i odprawi ją ze swojego domu, ona zaś opuści jego dom i odejdzie. A jeśli wyjdzie za mąż powtórnie i jej następny mąż też ją znienawidzi, wypisze jej list rozwodowy, wręczy go jej i odprawi ją ze swojego domu – lub jeśli ten następny mąż umrze –  to pierwszy mąż, ten, który ją odprawił, nie będzie mógł ponownie pojąć jej za żonę, po tym, jak została pohańbiona, ponieważ jest to obrzydliwością przed Panem. Nie sprowadzaj więc grzechu na ziemię, którą Pan, twój Bóg, daje ci w posiadanie [5Mo 24,1-4].

Czy jednak powyższa instrukcja stanowi Boże poparcie dla idei rozwodu? Oto jak zacytowaną na początku rozmowę, zrelacjonował św. Mateusz: Wówczas zapytali: Dlaczego więc Mojżesz zezwolił napisać oświadczenie rozwodowe  i rozstać się z nią? Jezus odpowiedział: Mojżesz pozwolił wam rozwodzić się z żonami ze względu na upór waszych serc, jednak na początku tak nie było. Mówię wam natomiast: Kto się rozwodzi z żoną, z innego powodu niż nierząd, i poślubia inną kobietę – cudzołoży. Wtedy odezwali się uczniowie: Jeśli tak mają wyglądać stosunki męża i żony, to nie warto się żenić. Nie wszyscy pojmują tę sprawę – odpowiedział Jezus – jedynie ci, którym jest to dane. Są tacy, którzy nigdy nie wstąpią w związki małżeńskie, gdyż takimi się urodzili; są inni, którzy tego nie uczynią, bo tej możliwości pozbawili ich ludzie; ale są też tacy, którzy nie wstąpią w związki małżeńskie, gdyż ze względu na Królestwo Niebios sami tak postanowili. Kto jest w stanie to pojąć, niech pojmuje [Mt 19,7-12].

Odwiecznym problemem - nie tylko w sferze małżeńskiej -  jest zatwardziałość ludzkiego serca. Żadne małżeństwo nie przetrwa, gdy współmałżonkowie upierają się przy swoim. W obliczu takiego uporu nawet sam Bóg dał w końcu list rozwodowy. Pomyślałem: Wyszaleje się i wróci do Mnie – ale nie wróciła. Przyglądała się temu jej niewierna siostra, Juda. Widziała, że za wszystkie cudzołóstwa odprawiłem odstępczynię Izrael, wręczając jej list rozwodowy. A jednak nie przestraszyło to niewiernej Judy, jej siostry. Odeszła i także zaczęła się nurzać w nierządzie! Odstępczyni Izrael uprawiała swój nierząd bez najmniejszych skrupułów, zbezcześciła tę ziemię, cudzołożąc z kamieniem i drewnem! Pomimo to jej niewierna siostra Juda nie powróciła do Mnie, to znaczy nie powróciła szczerym sercem, a jedynie obłudnie – oświadcza Pan. I powiedział Pan do mnie: Jeśliby porównać, to już odstępczyni Izrael jest sprawiedliwsza niż niewierna Juda [Jr 3,7-11].

Do naprawienia relacji potrzebna jest zmiana serca. Dopiero wtedy ludzie potrafią okazywać miłość, cierpliwie znosić przeciwności, przebaczać sobie nawzajem, słowem – zgodnie żyć wg zasad Słowa Bożego. Dam wam serce nowe, nowego ducha włożę w wasze wnętrza. Usunę z was serce kamienne, a dam wam serce mięsiste. Mojego Ducha włożę w wasze wnętrze i sprawię, że będziecie postępować według moich ustaw, będziecie przestrzegać moich praw i stosować je [Ez 36,26-27].

Niestety, ludzie wciąż dopuszczają się grzechu rozwodu. Co w tej sytuacji można im powiedzieć?  Powiedziano też: Kto się rozwodzi z żoną, niech jej wręczy oświadczenie rozwodowe. Ja wam natomiast mówię: Każdy, kto się rozwodzi z żoną, pomijając przypadek nierządu, naraża ją na cudzołóstwo, a kto by rozwiedzioną poślubił – cudzołoży [Mt 5 31-32]. Jeśli jednak niewierzący mąż chce odejść, niech odejdzie. Brat lub siostra nie są w tym przypadkach zniewoleni. Bóg przecież powołał was do życia w pokoju. Bo skąd wiesz, żono, że zbawisz swego męża? Albo skąd wiesz, mężu, że zbawisz swoją żonę? [1Ko 7,15-16].

Jak wynika z powyższych fragmentów Pisma, Biblia nie jednakowo obciąża współmałżonków winą za rozpad ich związku. Osoba zdradzona lub porzucona z powodu wiary w Jezusa Chrystusa nie jest przez to napiętnowana mianem "rozwodnika" i w świetle Słowa Bożego już na zawsze skazana na samotne życie. A jeśli wyjdzie za mąż powtórnie i jej następny mąż… - przeczytaliśmy w Księdze Powtórzonego Prawa. Powtórne wyjście za mąż kobiety oddalonej listem rozwodowym najwidoczniej było dopuszczalne i uznawane w Prawie Bożym.

Sformułowane w środowiskach purytańskich Westminsterskie Wyznanie Wiary z 1646 roku, w rozdziale 24 poruszającym zagadnienie małżeństwa, w pkt. piątym i szóstym brzmi następująco:
"Odkrycie faktu cudzołóstwa jednej ze stron po zaręczynach jest wystarczającym powodem do ich zerwania. Cudzołóstwo po ślubie daje prawo niewinnej stronie zażądania rozwodu, a po rozwodzie ponownego małżeństwa, tak jakby winna strona umarła.
Chociaż zepsuta natura ludzka waży się szukać najrozmaitszych przyczyn, aby bezprawnie rozłączyć tych, których Bóg połączył w małżeństwie, jednak tylko cudzołóstwo, albo porzucenie są wystarczającymi przyczynami rozwiązania małżeństwa. Należy wtedy sprawę przeprowadzić publicznie i zgodnie z prawem, nie pozostawiając stronom możliwości działania według własnego uznania".


Biblia mówi, że małżeństwo to połączenie męża i żony w jedno ciało. Żadne ciało po rozcięciu na pół nie będzie nadal żyło. Naruszanie nierozerwalności tego ciała zawsze sprowadza konsekwencje. Już choćby wg prawa państwowego wiadomo, że ludzkie ciało podlega ochronie. Artykuł 217 kodeksu karnego mówi: "Kto uderza człowieka lub w inny sposób narusza jego nietykalność cielesną, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku". Skoro nawet świeckie prawo stoi na straży nietykalności cielesnej, to cóż dopiero, gdy w grę wchodzi świętość jednego ciała, którym jest małżeństwo?!  Czy da się zgarnąć do zanadrza ogień i nie spalić przy tym odzienia? Czy można chodzić po żarze i nie poparzyć sobie stóp? Podobnie jest z tym, kto zachodzi do żony bliźniego: Nikt, kto jej dotyka, nie ujdzie bez kary! [Prz 6,27-29].

Nauka apostolska z całą surowością zakazuje inicjatywy prowadzącej do zerwania węzłów małżeńskich: Tym z kolei, którzy żyją w małżeństwie, podaję nakaz – nie mój, lecz Pański: Niech żona nie odchodzi od męża. A jeśli odeszła, niech pozostanie niezamężna albo niech się pojedna z mężem. Podobnie niech mąż nie porzuca żony [1Ko 7,10-11]. Kto lekceważy ten nakaz Pański, niech wie, że naraża się na sąd Boży.

Co ma zrobić chrześcijański współmałżonek, który został przez swego partnera zdradzony lub opuszczony?  Chociaż grzech cudzołóstwa męża lub żony stanowi biblijną podstawę do rozwodu – to jednak wierzący, mąż czy żona – w odpowiedzi na skruchę i opamiętanie partnera – powinni przebaczyć i trwać w małżeństwie. A co, jeśli tej skruchy brakuje i małżeństwa nie da się już uratować? Chociaż porzucenie z powodu grzechu wszeteczeństwa lub z powodu wiary w Jezusa – daje porzuconemu wierzącemu współmałżonkowi możliwość zawarcia nowego związku małżeńskiego – nauka apostolska radzi, że byłoby dla niego dobrze w tej sytuacji – całą energię skierować na podobanie się Bogu i służbę na rzecz Królestwa Bożego. Chcę, abyście byli wolni od trosk. Ten, kto nie ma żony, troszczy się o sprawy Pana, o to, jak przypodobać się Panu. A ten, kto ma żonę, troszczy się o sprawy świata, jak dogodzić żonie –  i żyje w rozdarciu. Również kobieta niezamężna, podobnie jak dziewica, troszczy się o sprawy Pana, chce zachować świętość ciała oraz ducha. Mężatka natomiast troszczy się o sprawy świata, chce dogodzić mężowi. Mówię to wszystko dla waszej własnej korzyści, nie po to, by zarzucać wam na szyję jakąś pętlę. Zależy mi na tym, aby nic wam nie przeszkadzało żyć dla Pana w piękny i pełen poświęcenia sposób [1Ko 7, 32-35].

Dodajmy, że rozwód, lub nawet już sam brak zgody w małżeństwie, kładzie się cieniem na nasze życie i zawsze ogranicza nas w posłudze duchowej. Mówią o tym między innymi biblijne kwalifikacje starszych i diakonów. Sługa Boży, który chce innych nauczać, sam - także w tej dziedzinie - powinien być bez zarzutu. Zbór nie powinien wszakże na osoby, które poniosły fiasko w małżeństwie, zamykać się w ogóle. Gdzież, jak nie w zborze Pańskim, osoby zranione, odrzucone i naznaczone piętnem rozwodu, miałyby znaleźć miłość, zrozumienie oraz oparcie moralne i duchowe? Gdzież, jak nie wśród chrześcijan, osoby które w przeszłości zgrzeszyły, po nawróceniu miałyby szukać przebaczenia, przyjaźni i poczucia przydatności? Biblijny zbór ma być i jest "miastem schronienia" dla wszystkich pokutujących grzeszników, w tym również dla rozwodników. Mądrość tego schronienia polega wszakże na tym, aby każdemu wyznaczyć w zborze stosowne miejsce i rolę.

Na koniec, słowo apostolskie, które bardzo dobrze podsumowuje nasze rozważanie: Uważam, że w obliczu obecnych trudności najsłuszniej byłoby trzymać się takiej zasady: Związałeś się z żoną? Nie szukaj rozwodu. Przestałeś być związany z żoną? Nie szukaj żony. Jeśli jednak się ożeniłeś, nie zgrzeszyłeś. Podobnie jeśli któraś z dziewczyn wyszła za mąż, nie zgrzeszyła. Takich jednak czeka wiele trudności codziennych, a ja chciałbym wam tego oszczędzić [1Ko 7, 26-28].
Marian Biernacki

PS. O tym, jak pielęgnować relacje małżeńskie i trzymać swe serce z daleka od stanu, w którym nasuwałaby się myśl o rozwodzie – już wkrótce. 

17 sierpnia, 2017

Tak mnie nauczono i nie mogę inaczej

Gdy zastanawiałem się nad zagadnieniem, które chcę w tym tekście poruszyć, wciąż na nowo nasuwała mi się myśl o Rekabitach opisanych w 35 rozdziale Księgi Jeremiasza.  Swego czasu, gdy przebywali w Jerozolimie, zostali oni zaproszeni do świątyni i poczęstowani winem. Nie pijemy wina - odpowiedzieli -  Jehonadab, syn Rekaba, nasz ojciec, zakazał nam tego. Nie pijcie wina - powiedział - ani wy, ani wasi synowie, na wieki! (...) I my posłuchaliśmy głosu Jehonadaba, syna Rekaba, naszego ojca. Przestrzegamy wszystkiego, co nam przykazał. Nie pijemy wina po wszystkie nasze dni, ani my, ani nasze żony, ani nasi synowie, ani nasze córki. Nie budujemy też sobie domów na mieszkanie, nie mamy winnic, pól ani ziarna. I mieszkamy w namiotach. Jesteśmy posłuszni. Czynimy dokładnie to, co nam przykazał nasz ojciec Jehonadab [Jr 35,6-10].

Postawione przed Rekabitami wino było nakazanym przez Boga sprawdzianem ich posłuszeństwa. Chociaż znaleźli się w niecodziennych dla nich okolicznościach, a osobisty udział proroka Jeremiasza oraz otoczenie świątyni ułatwiały porzucenie przestarzałych nakazów ojcowskich i otworzenie się na "nowe rzeczy", to jednak przeszli tę próbę bez zarzutu. Bóg mógł posłużyć się ich posłuszeństwem jako przykładem dla całego Izraela. Usłuchano słów Jehonadaba, syna Rekaba, który przykazał swoim synom, aby nie pili wina. I nie piją - aż po dzień dzisiejszy, gdyż posłuchali przykazań swojego ojca! A Ja przemawiałem do was nieustannie i nie posłuchaliście Mnie! Wciąż posyłałem do was wszystkie moje sługi, proroków. Wzywałem: Zawróćcie, każdy ze swojej złej drogi! Poprawcie swoje czyny! Nie chodźcie za obcymi bogami, aby im służyć! Czyńcie wszystko, by mieszkać w tej ziemi, którą dałem wam i waszym ojcom! Lecz wy byliście na to głusi. Nie posłuchaliście Mnie! Tak! Synowie Jehonadaba, syna Rekaba, zachowują przykazania swojego ojca, lecz ten lud Mnie nie posłuchał [Jr 35,14,16].

Spodobała się Bogu postawa Rekabitów. Ponieważ posłuchaliście przykazania swojego ojca Jehonadaba, przestrzegaliście wszystkich jego nakazów i postępowaliście we wszystkim zgodnie z tym, co wam przykazał, dlatego tak mówi PAN Zastępów, Bóg Izraela: Nie zabraknie Jehonadabowi, synowi Rekaba, mężczyzny, który by Mi służył - po wszystkie dni [Jr 35,18-19]. Warto było przez lata płacić cenę pomówienia o zacofanie i trudności z dostosowaniem do zmieniających się czasów. Warto było narazić się testującemu ich prorokowi Bożemu. Ich wytrwałość w posłuszeństwie i utrzymywanie się na obranym kursie zostały docenione i pochwalone przez samego Boga.

Ostatnio coraz bardziej wyczuwam presję oczekiwania, bym zaczął robić rzeczy, przed którymi od lat się wzbraniam. Słyszę namowę do zmiany stanowiska, przy którym trwam od początku mojego posługiwania w kościele. Czuję się niczym Rekabici, przed którymi sam prorok Boży w świątyni stawia wino do wypicia. W czym rzecz?

Otóż od pierwszych lat wiary i służby było to dla mnie ważne, ażeby trwać w nauce apostolskiej. Moi ojcowie w wierze przekazali mi poczucie odpowiedzialności za utrzymanie w zborze zdrowej nauki. Dzięki temu, gdy przez zbory przewalały się kolejne fale nowych i dziwnych nauk, gdy niektórzy bracia uganiali się za przeżyciami typu "Toronto blessing", "Pensacola" i głosili "ewangelię sukcesu" czy ostatnio, na przykład, tzw. "ewangelię Królestwa", mnie to nie fascynowało, ani nie porywało. Izolowano mnie więc, pomijano, lekceważono, przypinano mi rozmaite łatki z tego powodu, do czego jestem już nawet przyzwyczajony. Miałem i mam świadomość, że trzymanie się wyraźnie zakreślonych granic ma swoją cenę. Bez narzekania ją płacę. Oby tylko pozwolono mi nadal być sobą i trzymać się tego, czego mnie  nauczono. Obym do końca wytrwał przy apostolskim  pojmowaniu ewangelii Chrystusowej.

Jako początkujący sługa Słowa Bożego zostałem tak uformowany, ażeby nie uganiać się za teologicznymi nowinkami ani za osobistym urokiem proroków i błyskotliwych kaznodziejów. Nie szukam popularności ani ludzkiego poklasku.  Od samego początku brzmią mi w uszach i wewnętrznie wiążą słowa apostolskiego zobowiązania: Zobowiązuję cię zatem wobec Boga oraz Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, w obliczu Jego przyjścia i na Jego
Królestwo: Głoś Słowo! Bądź gotowy w porę i nie w porę, aby poprawić, upomnieć, zachęcić – z całą cierpliwością, umiejętnie. Gdyż przyjdzie czas, że przestaną tolerować zdrową naukę, a skłonni do słuchania tego, co odpowiada ich upodobaniom, otoczą się nauczycielami przyklaskującymi ich własnym żądzom. Czyniąc to, odwrócą się od słuchania prawdy i zwrócą ku baśniom. Ty jednak zachowaj trzeźwość we wszystkim, znoś niedole, wykonuj pracę ewangelisty, rzetelnie pełnij swoją służbę
[2Tm 4,1-5].

Trwanie na tym stanowisku staje się dzisiaj o tyle trudniejsze, że coraz więcej współczesnych "Jeremiaszów" stawia przed ludem Bożym "wino" zmodyfikowanej ewangelii. Zachęta do złagodzenia poglądów na rozmaite kwestie staje się na tyle sugestywna i poparta autorytetem popularnych liderów chrześcijańskich, że opieranie się jej zaczyna wyglądać jak sprzeciw i łatwo może być posądzone o brak podporządkowania się przywódcom. Znaki i cuda, zapowiedź wielkiego przebudzenia, szczera pobożność wielu prostolinijnych chrześcijan, manifestowanie jedności różniących się dotąd środowisk chrześcijańskich - obserwowanie tego wszystkiego sprawia, że drży mi serce. Nie chciałbym przegapić prawdziwego nawiedzenia Bożego, ale nadal chciałbym trzymać się z daleka od liberalnej ewangelii i zwodniczych nauk. Swoim nieugiętym podejściem do sprawy nie chciałbym towarzyszących mi Braci i Sióstr - nie daj Boże - pozbawiać dostępu do tego, co Bóg czyni w Polsce, ale koniecznie chciałbym ich chronić przed tym, co - mimo swej atrakcyjności - nie jest z Ducha Świętego.

Przyznaję, że się zmagam, że nieraz biję się z myślami, bo sytuacja robi się coraz trudniejsza. Liberalizacja poglądów i zeświecczenie środowisk ewangelicznych staje się trudne do zaakceptowania. Miłując lud Boży bardzo cierpię, że nie z każdym, kto wyznaje wiarę w Pana Jezusa Chrystusa, mogę zasiąść do stołu. Nie ze wszystkimi mogę podjąć współpracę. Jeśli ktoś przychodzi do was, a nie przynosi właściwej nauki, tego nie przyjmujcie do domu ani nie nawiązujcie z nim bliższych stosunków [2J 1,10]. Trzymanie się tej instrukcji apostolskiej nie przychodzi mi łatwo. Gdybym jednak spasował, gdybym odstąpił od przyjętych ideałów nauki apostolskiej, gdybym zlekceważył wskazówki odebrane od moich ojców w wierze - to bym się skończył, to utraciłbym prawo nazywania się sługą Słowa Bożego.

Pozostanę więc na obranym stanowisku. Tak mnie nauczono, tak nauczyłem się Chrystusa i nie mogę inaczej.

15 sierpnia, 2017

Słowo Boże na dzisiaj - bez komentarza

Tak mówi PAN, Król Izraela, i jego Odkupiciel, PAN Zastępów: Ja jestem pierwszy i Ja ostatni, a oprócz Mnie nie ma Boga. Kto jest jak Ja? Niech się odezwie! Niech Mi da znać, niech Mi to przedstawi. Niech jak Ja ustanowi wieczny lud i potem mu ogłosi [rzeczy] przyszłe, te, które wciąż mają nadejść! Nie ulegajcie trwodze, dajcie odpór lękom! Czy od dawna nie przekazywałem wam i nie głosiłem? Jesteście moimi świadkami – czy jest Bóg oprócz Mnie? Nie ma Opoki, nie znam żadnej!

Wytwórcy bożków – oni wszyscy są niczym! Ich cacka nie przynoszą pożytku! Ich wyznawcy nie widzą i nawet nie wiedzą, że okryją się wstydem. Bo kto tworzy bóstwo lub odlewa figurkę na nic nieprzydatną? Okryje się on wstydem – wraz z towarzyszami! A rzemieślnicy? To też tylko ludzie. Niech się wszyscy zbiorą i staną, niech ich przeniknie lęk i ogarnie wstyd.

Kowal bierze przecinak, rozgrzewa metal w żarze, formuje go młotkiem, działa, korzystając z siły swojego ramienia; gdy jest głodny – ustaje, a bez wody – omdlewa. Stolarz podobnie: rozciąga sznur, kreśli zarys ołówkiem, wycina bożka dłutem, zaznacza rozmiar cyrklem i nadaje mu kształt człowieka, zgrabnej ludzkiej postaci – do postawienia w domu. Wycina sobie cedry, bierze cyprys lub dąb i suszy je między drzewami lasu. Zasadza cedr, któremu deszcz daje wzrost, a potem służy człowiekowi za opał. Bierze część, by się ogrzać, roznieca ogień, by napiec chleba, a z części robi bóstwo, aby mu się kłaniać! Czyni bożka, aby przed nim padać! Połowę spalił w ogniu, na którym upiekł mięso i zjadł, przyrządził pieczeń i nasycił się. Rozgrzał się i powiedział: Ach, jak mi ciepło przy ogniu! Resztę drewna natomiast przeznaczył na swego bożka! Pada przed nim i kłania mu się. Modli się do niego i mówi: Ratuj mnie, bo jesteś moim bogiem!

Nie kojarzą, nie rozumieją, bo mają zamazany wzrok i serca niezdolne do myślenia. Nikt sobie nie bierze do serca, brak mu rozumu, by powiedzieć: Połowę drewna spaliłem w ogniu; tak! – dzięki temu napiekłem chleba, przyrządziłem mięso i najadłem się, a z reszty zrobiłem ohydztwo, aby się kłaniać przed klockiem drewna! Kto się zadaje z popiołem, tego zwodzi omamione serce, i nie uratuje swojej duszy; nie zapyta: Czy to, co trzymam w ręce, nie jest zwykłym oszustwem?

Pamiętaj o tym, Jakubie, i ty, Izraelu, gdyż jesteś moim sługą. Ja cię stworzyłem, ty jesteś moim sługą! Izraelu, nie zapomnę o tobie. Starłem ciemny obłok twoich przestępstw, zmazałem, jak chmurę, twoje grzechy: Zawróć do Mnie, bo cię odkupiłem [Księga Izajasza 44,6-22 w przekładzie Biblii Ewangelicznej].

O samym święcie napisałem osiem lat temu - tutaj!

09 sierpnia, 2017

Potrzeba przypływu emocji

Chcę w tym tekście zmierzyć się z postawą obojętności w naszym środowisku. Są sprawy, w których obojętni nie jesteśmy. Gdy w grę wchodzi osobista krzywda lub strata, prywatny interes lub zysk materialny – wówczas uaktywniamy się i walczymy o swoje. W sprawach wiary natomiast zachowujemy daleko idącą powściągliwość, żeby nie powiedzieć obojętność. Czy nasi bliscy będą zbawieni? Czy i kiedy będzie zrobione to, co wg Biblii zrobić należy? Czy bracia i siostry będą dziś zbudowani naszym zachowaniem? Czy ludzie w potrzebie uzyskają stosowną pomoc? Czy Bóg ma chwałę z naszego życia? Do tego rodzaju pytań zbyt często podchodzimy bez cienia emocji.

Emocje odgrywają w życiu człowieka ogromną rolę. Nieraz mamy nieprzyjemność patrzenia na skutki działania nieokiełznanej siły złych emocji. Gdy w kimś do głosu dochodzi nienawiść, zemsta czy pożądliwość – wówczas w rezultacie mamy ból, zniszczenie, niezgodę, głębokie rany, destrukcję i śmierć. Lecz uwaga! Istnieją również emocje pozytywne. Gdy w człowieku zaczyna brać górę miłość, współczucie, poczucie odpowiedzialności, dobre chęci lub np. święte oburzenie – wówczas wokoło zaczyna przeważać dobro. Serce moje wezbrało miłym słowem [Ps 45,2] głosi pieśń synów Koracha, co z pewnością okazało się przyjemne dla całego ich otoczenia.

Zauważmy, że w człowieku pobudzonym emocjonalnie pojawia się siła, której normalnie on nie posiada. Słyszałem kiedyś o rolniku, który w pojedynkę uniósł bok traktora, by wyciągnąć spod niego swojego syna. W uniesieniu emocjonalnym gotowi i zdolni jesteśmy do niezwykłych czynów, heroicznego wysiłku a nawet do szaleństwa. Dlatego gwałtowny przypływ złych emocji koniecznie trzeba czym prędzej łagodzić i studzić. To oczywiste. Mniej natomiast oczywiste zdaje się być to, co należy robić z brakiem dobrych emocji. Ich deficyt bowiem zbyt często przechodzi w naszym środowisku bez echa i jakiejkolwiek próby ich stymulacji. A na drodze wiary i naśladowania Jezusa pozytywne emocje są nam bardzo potrzebne. Zbór, którego członkowie wyrzekają się wszelkich emocji zaczyna przypominać cmentarz. Jest w nim wprawdzie spokój i porządek, lecz brakuje oznak życia.

Spójrzmy przez chwilę na naszego Pana, Jezusa Chrystusa. W Jego ziemskim życiu i służbie pełno było  emocji – dobrych, ma się rozumieć, bo On grzechu nie popełnił [1Pt 2,22] – co owocowało licznymi cudami i chwałą dla Boga.  I spojrzał na nich z gniewem, zasmucił się z powodu zatwardziałości ich serca, i rzekł owemu człowiekowi: Wyciągnij rękę! I wyciągnął, i ręka jego wróciła do dawnego stanu [Mk 3,1-5]. A wyszedłszy, ujrzał mnóstwo ludu i ulitował się nad nimi, że byli jak owce nie mające pasterza, i począł ich uczyć wielu rzeczy [Mk 6,34-37]. Wtedy Jezus spojrzał nań z miłością i rzekł mu: Jednego ci brak; idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, po czym przyjdź i naśladuj mnie [Mk 10,21].

Jezus Chrystus zostawił nam wzór wielkiej żarliwości o sprawy Królestwa Bożego na ziemi. Nie potrafił obojętnie patrzeć na zło, które przedostało się nawet do świątyni. Wtedy uczniowie jego przypomnieli  sobie, że napisano: Żarliwość o dom twój pożera mnie [J 2,17]. Zauważoną w Jezusie postawę uczniowie skojarzyli z treścią Psalmu, gdzie Duch Chrystusowy modlił się ustami Dawida: Stałem się obcym dla moich braci, cudzoziemcem dla synów mej matki, bo żarliwość o Twój dom mnie pochłania… [Ps 69,9-10]. Jezus napełniony Duchem Świętym nie potrafił już dłużej myśleć przede wszystkim o tym, żeby np. pielęgnować relacje rodzinne. Gorliwość o Królestwo Boże tak Go opanowała, że inne sprawy poszły w kąt, a przynajmniej na drugi plan. Na całego zajął się pełnieniem woli Ojca.

Bracia i Siostry! Potrzebujemy więcej pozytywnych emocji w naszym zborze. Nieraz obserwujemy, a nawet sami okazujemy emocje na stadionach i koncertach. Skąd pomysł, że nie powinno ich być w kościele? Pomyślmy, jakiej Oblubienicy pragnie Jezus Chrystus? Rozumnej? Tak! Statecznej? O, tak! Ale również On pragnie Oblubienicy żarliwej w miłości i oddaniu się Jego sprawie na ziemi. W zapale bądźcie niestrudzeni, duchem płomienni, w Panu – gotowi do służby! [Rz 12,11] – wzywa nas Słowo Boże.

Jakiego zboru pragniemy? Ludzi, którym jest wszystko jedno? Społeczności ludzi o bezpłciowym wyrazie twarzy, którzy bez okazywania jakichkolwiek emocji potrafią przesiedzieć całe nabożeństwo? Rozumiem, że ktoś z natury może być powściągliwy w okazywaniu uczuć i emocji. Czasem może się zdarzyć, że mamy za sobą przeżycia, które skutecznie ograbiły nas z uśmiechu. Rzecz w tym, żebyśmy – ze względu na naszego Pana – przez całe dni nie pozostawali w stanie emocjonalnego bezruchu i apatii. Trzeba nam więcej dobrych emocji w codziennym życiu i na wspólnych spotkaniach!

Jak można zmienić atmosferę własnego serca i uwolnić się od stagnacji w życiu duchowym? Rozpaliło się we mnie serce, gdy rozmyślałem, zapłonął ogień [Ps 39,4] – podpowiada nam Słowo Boże. "Zapłonął ogień" to hebrajski idiom mówiący, że wzmogły się we mnie emocje. Zacznijmy więcej rozmyślać o naszym Zbawicielu i okazanej nam łasce Bożej. Częściej myślmy o naszych kochanych braciach i siostrach, którzy tak wiernie trzymają się Słowa Bożego i pracują dla Pana. Porozmyślajmy o tym, co moglibyśmy zrobić dla chwały Bożej i ratowania zgubionych dusz? Zacznijmy bardziej zachodzić w głowę, jak przeciwstawić się grzechowi, który okrada nas z radości, czasu i pieniędzy, które moglibyśmy spożytkować dla Królestwa Bożego. Poddajmy swe myśli Duchowi Świętemu i zacznijmy marzyć o tym, co będzie się działo, gdy On stale nas będzie napełniał.

Gdy tak będziemy rozmyślać, na pewno i w nas zapłonie ogień…

07 sierpnia, 2017

Czy można zakazać?

W czasach konstytucyjnie zagwarantowanej wolności słowa określanie co inni powinni mówić, a czego się wystrzegać, wydaje się być działaniem z góry skazanym na fiasko. Współczesny świat nie uznaje już takich instrukcji. Każdy chce mieć prawo do swobodnej wypowiedzi. A jak mają się te sprawy w chrześcijańskim zborze?

Pismo Święte w porannej lekturze zwraca dziś moją uwagę na niezwykłe polecenie apostolskie. Gdy wybierałem się do Macedonii, prosiłem cię, abyś pozostał w Efezie i polecił niektórym odstąpić od głoszenia innej nauki [1Tm 1,3]. Naśladowcami Jezusa Chrystusa w sprawach wiary kieruje Duch Święty, a nie świeckie przepisy i konstytucje. W środowisku chrześcijan liczy się Słowo Boże. Na świeckich "Areopagach" ludzie mogą sobie mówić, co im tylko ślina na język przyniesie, lecz z kazalnicy zborowej ma płynąć wyłącznie czysta i zdrowa nauka Chrystusowa.

Biblia najwyraźniej nie przejmuje się ludzkim umiłowaniem wolności słowa. Nauka apostolska jest w tej kwestii bardzo jednoznaczna. Ten kto się wysuwa naprzód, a nie trwa w nauce Chrystusa, nie ma Boga. Kto trwa w tej nauce, ma zarówno Ojca jak i Syna. Jeśli ktoś przychodzi do was, a nie przynosi właściwej nauki, tego nie przyjmujcie do domu ani nie nawiązujcie z nim bliższych stosunków [2Jn 1,9-10].  Ale choćby nawet ktoś z nas albo sam anioł z nieba głosił wam dobrą nowinę różną od tej, którą wam przekazaliśmy, niech będzie przeklęty! [Ga 1,8]. Kto natomiast uczy inaczej i nie przyjmuje zdrowych rad naszego Pana, Jezusa Chrystusa, ani nauk zgodnych z pobożnością, ten jest nadęty, niczego nie rozumie... [1Tm 6,3]. Wielu bowiem to ludzie niekarni, rozgadani, zwodziciele - zwłaszcza wśród obrzezanych. Takim trzeba zatkać usta, gdyż oni całe domy wywracają, ucząc - dla brudnego zysku - rzeczy niepotrzebnych [Tt 1,10-11]. To tylko niektóre fragmenty nauki apostolskiej na temat "wolności słowa" w kościele.

Czy można jakiemuś człowiekowi zakazać mówienia lub pisania czegokolwiek? Ogólnie rzecz biorąc, nie można. Jednakże w zborze obowiązują prawa i zasady Królestwa Bożego, objawione w Piśmie Świętym. Wspólnota chrześcijańska to nie internetowe forum dyskusyjne. Tutaj trzeba zważać na to, co jest głoszone z kazalnicy. Tutaj trzeba zakazać mówienia tego, co niezgodne z nauką apostolską. Zbór to miejsce, w którym słusznie się spodziewamy, że każdy będzie mówił, jak Słowo Boże.